wtorek, 12 marca 2013

Imagin


Londyn, Downing Street Westminster, a dokładniej budka telefoniczna. Stała obok wraz z dwójką innych ludzi. Dziewczyną i chłopakiem. Zgaduję, że była najmłodsza. Robiła zdjęcia prawdopodobnie swojej przyjaciółce. Trzymała aparat, robiąc śmieszne miny. Głośno śmiała się z czegoś, co powiedział chłopak. Nie rozumiałem tych słów. Nie były po angielsku. Następnie była jej kolej na pozowanie przy jednym ze znaków rozpoznawczych UK. Weszła do środka budki i przyłożyła telefon do ucha. Sądząc po jej minie, nie spodobał jej się zapach, który panował wewnątrz. Co się dziwić, było tam strasznie brudno. Podszedłem bliżej tej trójki, zachowując jednak bezpieczną odległość. Nie chciałem, by ktokolwiek przerywał mi tę chwile. Napawałem się urodą nieznajomej. Cały czas była rozbawiona i robiła zdjęcia. Przysięgam, że w życiu nie widziałem piękniejszego widoku, od tego, gdy odwróciwszy się w moją stronę, nadal się uśmiechała, a słońce oświetlało jej sylwetkę. Przymrużyła oczy, lecz mimo to dalej się śmiała. Spojrzała na mnie i znieruchomiałem. Miałem nadzieję, że nie rozpoznała mnie, ale ona tylko posłała mi delikatny uśmiech i pobiegła do przyjaciół, którzy wołali ją. (T.I), bo tak nazwał ją ten chłopak. "Więc tak ma na imię moje szczęście", pomyślałem. Nie chcąc tracić jej z oczu ruszyłem za nimi. Starałem się być dyskretny i chyba mi się to udało. Następny postój odbył się przed bramą, która prowadziła do domu premiera Anglii, jednak szybko ruszyli dalej. Przemierzali Whitehall, a ja razem z nimi, od czasu do czasu przystając na chwilę, by uniknąć bliższej konfrontacji. Wiem to dziwne, bo na widok tej dziewczyny pomyślałem "idealna", ale chyba po prostu bałem się podejść. W końcu nie mogłem przewidzieć jej rekcji na moją osobę, jestem przecież jednym z członków One Direction. Zależało mi na tym, by polubiła mnie za to jaki jestem, a nie kim jestem. Przez moje przemyślenia, nawet nie zauważyłem kiedy dotarliśmy na Trafalgar Square. Szukałem wzrokiem dziewczyny. Wspinała się na podstawę kolumny, zapewne po to, by jak reszta turystów, zrobić zdjęcie obok lwów. Pomogła swojej towarzyszce wspiąć się i razem uśmiechnęły się do chłopaka, trzymającego aparat. Podszedłem bliżej. Zdecydowanie za blisko, gdyż owa nieznajoma zauważyła mnie i zeskoczyła na ziemię.
-Przepraszam, mógłbyś zrobić nam zdjęcie?-zapytała,podchodząc do mnie.
Miała uroczy akcent, który jeszcze bardziej przyciągnął mnie do niej.
-Oczywiście-odpowiedziałem i chwyciłem urządzenie.
Wróciła do znajomych i pokazując na mnie, przyciągnęła ich do siebie. Skinęła głową i nacisnąłem przycisk.
-Zrobię jeszcze jedno. Stańcie tam-pokazałem na jednego z lwów.
Posłusznie poszli we wskazany kierunek. Moja luba wdrapała się na jego grzbiet i udawała, że jest czymś w rodzaju jeźdźca. Kolejny raz nacisnąłem przycisk i zawołałem
-Gotowe!
Moja sympatia podeszła do mnie.
-Dziękuję-powiedziała, słodko się uśmiechając.
Jeszcze nigdy, nie czułem się tak onieśmielony jakąś dziewczyną.
-Nie ma za co-spojrzałem w jej oczy, które miały niezidentyfikowany kolor, lecz mimo to, były zniewalające.
Ostatni raz się uśmiechnęła i wróciła do znajomych, a ja stałem tam jak ten głupi, zamiast zapytać lub zagadać. Cokolwiek, byleby została ze mną na zawsze....


__________________
oh God! o tylu wejściach, nawet nie marzyłam zakładając tego bloga *___*
DZIĘKUJE!!! :D
*10 008*





2 komentarze: