niedziela, 31 maja 2015

Zayn część 3


włącz

Dalej, niech dzwoni już ten dzwonek i niech zacznie się w końcu weekend. Dziś klasowo wyjeżdżamy za miasto, aby się zabawić. Ognisko, alkohol i dobre humory. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy. Każdy był pochłonięty nauką na egzaminy, a teraz gdy zaczyna się długi weekend możemy się zabawić. W końcu usłyszałam dzwonek. Wszyscy zerwaliśmy się z ławek i zaczęliśmy się pakować.
- To widzimy się dzisiaj na polanie?- Zapytał Alex, główny organizator naszej imprezy.
- Pewnie.- Odpowiedziałam za wszystkich, a ten się uśmiechnął.
- Pamiętajcie godzina szósta.
- Jasne-. Odpowiedziała jego dziewczyna i każdy się rozszedł do swoich pokoi. Razem z Rose pakowałam to co jest nam potrzebne. Jakieś jedzenie, alkohol, coś ciepłego na chłodne wieczory i stroje kąpielowe. Alex wspominał coś o stawie oraz, że warto wziąć ze sobą strój. Gdy obie już byłyśmy gotowe zeszłyśmy na dół, a tam czekał na nas kuzyn Rose. Miał nas zawieź, a następny dzień przyjechać.
- Hej, możemy jechać.- Powiedziała moja przyjaciółka dając mu swoją i moją torbę.
- Jutro o której po was przyjechać?- Zapytał wkładając nasze bagaże do bagażnika.
- Nie wiem jeszcze. Napiszę Ci SMS tak po ósmej.- Uśmiechnęła się. Weszliśmy do samochodu, a następnie ruszyliśmy w stronę miejsca naszej imprezy. Po chwili zasnęłam.

Patrzyłam na niego z wyrzutem, a ten jedynie głowę miał spuszczoną. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
- Spójrz na mnie.- W końcu z moich ust wydobyły się słowa. Ten spojrzał mi w oczy, a ja wzięłam głęboki wdech.- Warto było?- Spytałam łapiąc go za podbródek i oglądając jego rany na twarzy.
- Uwierz mi, że tak. Żaden fagas nie będzie się przystawiał do mojej dziewczyny.- Odpowiedział dość surowym tonem.- A Tobie to się jeszcze podobało. Co on ma, czego ja nie mam do cholery?!
- Wiesz co on ma, a czego ty nie masz?- Spytałam, a on wyczekiwał odpowiedzi.- Uczucia!- Krzyknęłam, a już po chwili poczułam przebiegający ból na moim policzku. W oczach zebrały mi się łzy. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby jedna samotna łza spłynęła po policzku.
- Nienawidzę Cię.- Powiedziałam i chciałam odejść, ale ten mnie zatrzymał.
- [T.I] poniosło mnie. Wybacz mi.
- Daj mi spokój Zayn! Chce być sama! Zawsze myślisz tylko o sobie. Jesteś pieprzonym egoistą!- Krzyknęłam mu w twarz, a ten bez wahania odszedł ode mnie. Wróciłam do domu i od razu zamknęłam się w pokoju. Nie wychodziłam z niego przez cały dzień. On mi niszczy życie...



- [T.I] obudź się.- Szturchała mnie Rose. Leniwie otworzyłam oczy i okazało się, że jesteśmy na miejscu. Wyszłam z samochodu i od kuzyna Rose wzięłam mój plecak. Podziękowałam, a następnie razem z Rose poszliśmy do naszych znajomych.
- Słuchajcie, przyjedzie jeszcze parę osób poza naszej uczelni.- Uśmiechnął się Alex, a po nie długim czasie podjechały cztery terenowe samochody.
- Jak to jest parę, to ja zostałam królową Anglii.- Powiedziała Rose, a wszyscy się zaśmiali. Po chwili z samochodów wyszło parę chłopaków i dziewczyn. Niby nic nadzwyczajnego prócz jednej osoby, a mianowicie Zayn'a. Czułam, że serce stanęło w miejscu, a po chwili ruszyło w podwójnym tempem. Ręce zaczęły mi się pocić z niedowierzania. Mimo to wymusiłam uśmiech i robiłam dobrą minę do złej gry. Mulat spojrzał w moim kierunku i się uśmiechnął. Chciał podjeść, ale dzięki Bogu zaczepił go jakiś jego kolega. Postanowiłam zniknąć w tłumie i dobrze się bawić. Nie mam zamiaru zepsuć sobie tej imprezy. Piłam drinka za drinkiem, a  Rose wyrywała chłopaków, którzy przyjechali chwile po nas. Stałam pod drzewem i piłam zwykłą cole z wódką. Uśmiechałam się, gdy patrzyłam jak Rose próbuję na marne poderwać szatyna.
- Nie uda się jej.- Usłyszałam znany mi głos nad uchem. Spojrzałam w jego oczy i się uśmiechnęłam.
- Skąd ta pewność?
- Jest wierny swojej dziewczynie.- Odpowiedział, a ja tylko pokiwałam głową na znak, że rozumiem.- Przejdziemy się?- Spytał, a ja wręczyłam mu mój plastikowy kubeczek.
- Ale najpierw przynieś mi jakiegoś drinka. Ta cola z wódką mi nie wchodzą.- Powiedziałam, a on się zaśmiał. Jednak skierował się do stoliczka z alkoholem. Wrócił może po pięciu minutach. Wręczył mi kubeczek i poszliśmy w głąb lasu. Najpierw panowała cisza, ale po chwili zaczęłam jakiś temat.
- Oglądałeś mecz?
- Oglądałem i muszę przyznać, że nie źle poszło Anglii.- Powiedział. Mimo ciemności jaka panowała w lesie mogłam dostrzec to, że się uśmiecha.
- Niestety widziałam tylko końcówkę.
- [T.I] od kiedy Cię interesuję piłka nożna?- Zaśmiałam się i usiadłam na pieńku. Ten po chwili usiadł obok mnie.
- W sumie nie wiem. Nie chciałam aby była taka cisza między nami.
- U nas cisza oznaczała tylko dwie rzeczy: rozumiemy się bez słów, albo złość.
- Zawsze było to drugie.- Powiedziałam biorąc ostatni łyk drinka.- Drink mi się skończył.- Dodałam, a Zayn spod bluzy wyjął dwa piwa. Otworzył oba, ale jedno dał mi.- Dzięki.
- Mimo to kochaliśmy się.- Powiedział, a następnie wziął łyka piwa.
- To była dziwna miłość.- Powiedziałam biorąc łyk, ale po chwili się skrzywiłam.
- Dlaczego tak sądzisz?- Spytał.
- Jak mam to ująć? Dziewczyna bezgranicznie kocha chłopaka, który zdradzał, oszukiwał i mącił jej w głowie. On jednak nie chce odejść, a ona nie chciała odejść od niego.- Wzruszyłam ramionami, a ten spuścił głowę.
- Może dlatego bo on ją kochał tak naprawdę, ale nie umiał jej tego okazać.
- Dlatego miał ją zdradzać, oszukiwać i mącić jej w głowie?- Spytałam.
- Może nie chciał ją zawieź i to była odskocznia.
- Niestety on ją tym bardziej ranił. Jednak ona go tak kochała, że oddała by za niego życie. Kochała go tak mocno, że aż się od niego uzależniła. Każdy skokiem w bok, z każdym kłamstwem i z każdą próbą mącenia jej w głowie zabijał ją od środka.- Czułam, że spływają mi już łzy po policzkach, a ja nawet nie chciałam ich powstrzymać.
- Przykro mi [T.I], że tak postąpiłem.- Powiedział patrząc na mnie.- Jednak tak bardzo Cię kochałem wtedy, że nie chciałem odchodzić. Gdybyś ty odeszła pierwsza...- Przerwał i cicho westchnął.
- Jednak ja też nie chciałam odchodzić pierwsza bo zależało mi na tym jak cholera.- Powiedziałam.
- Spieprzyłem sprawę.
- Zgadam się Malik.- Powiedziałam i wzięłam kolejny łyk piwa.- Spieprzyłeś to na całej linii. Jeszcze bardziej spieprzyłeś, gdy uciekłeś i zostawiłeś mnie samą z tymi ludźmi. Miałeś mnie w dupie, a ja miałam Ciebie w sercu.
- Nie miałem Cię nigdy w dupie. Nawet gdy uciekłem myślałem tylko o Tobie.
- Na prawdę? To czemu nie wróciłeś?
- Bo się bałem.
- Nie wierze. Zayn Malik, który nie bał się nikogo zaczął się bać?- Ten zaprzeczył głową, a następnie zaczął mówić.
- Nie bałem się ich. Bałem się, że gdy mnie zobaczysz powiesz mi, że mnie nienawidzisz tak jak gdy Cię uderzyłem. Nie wiesz jak później to przeżywałem. Chodziłem po pokoju i nie mogłem sobie darować, że podniosłem na Ciebie rękę.
- Żałowałeś? Jednak nie przyszedłeś do mnie przez trzy dni, gdy ja siedziałam zamknięta w pokoju i płakałam. Wolałeś zaliczyć jakąś laskę.
- Zrobiłem dużo błędów, których będę żałować.
- Jednak zawsze zastanawiało mnie jedno.- Spojrzał na mnie.- Ani razu nie chciałeś mnie zaliczyć jak wszystkie poprzednie dziewczyny. Dlaczego?- Ten się delikatnie uśmiechnął.- Nawet gdy byłam mega pijana nie wykorzystałeś tego.
- Bo wiedziałem, że jesteś wyjątkowa. Nie chciałem abyś czuła się kolejną w zdobyczą. Za bardzo Cię kochałem. Byłaś inna niż te wszystkie plastikowe lalunie. Nie musiałaś iść ze mną do łózka, abym wiedział, że jesteś moja. Ja to po prostu wiedziałem. Czułem to.- Powiedział i wziął moją rękę, a następnie położyć na klatce piersiowej gdzie znajdowało się jego serce.- Czułem to tu.- Dodał patrząc mi w oczy.- Nadal Cię kocham.
- Zayn...- Przerwał mi całując w usta. Odwzajemniłam pocałunek choć wiem, że nie powinnam. Znów obrócił moje życie  o 180 stopni, które wróciło do normy gdy wyjechałam na studia. Odsunęłam się od niego, a ten mnie przytulił. Nienawidzę tego uczucia, którym go darze.


" Miłość wymaga wiele poświęceń, których nie zrozumiemy. Czasem ona nas niszczy od środka, a czasem pozawala nam poczuć ogromne szczęście."


czwartek, 28 maja 2015

Harry


Obdaruj mnie miłością, jak nigdy dotąd
Ponieważ ostatnio pragnąłem jej jeszcze bardziej

Liceum, do którego uczęszczała [t.i] było typową szkołą, w której młodzież spotykała się ze swoimi przyjaciółmi, chodziła na mecze szkolnej drużyny, a czas w niej przeżywała pt. "Byle do piątku". Ludzie nie wchodzili sobie w drogę i każdy żył swoim życiem, nie zwracając uwagi na słabszych. [t.i] była typową uczennicą typowej szkoły. Miała swoją paczkę, z którą spędzała przerwy, chodziła na imprezy i wkraczała w ostatni etap nauczania w tej szkole. Pierwszy dzień szkoły przebiegł na zapoznawaniu się z planem lekcji i organizowaniem zajęć dodatkowych. Drugi nie różnił się od poprzedniego, a po tygodniu można już było wpaść w rutynę, która towarzyszy za każdym razem, gdy wraca się po wakacjach. [t.i] była gotowa na tę rutynę i właściwie, wyczekiwała na nią. Po burzliwych wakacjach i zerwaniu z chłopakiem, marzyła o nudnej stabilizacji, w której mogłaby zatonąć i zapomnieć o przeszłości. Jednak wraz z początkiem drugiego tygodnia stało się coś, co w tej szkole odbiegało od tytułu "typowe".
Poniedziałek zaczął się nudną lekcją biologii, która została przerwana już po 10 minutach przez samego
dyrektora. Wszedł do klasy a zaraz za nim szedł wysoki chłopak, którego zielona koszulka opinała się umięśnionym torsie. Kręcone włosy sterczały w różne strony, a on sam zaczesał je do tyłu, gdy jeden z kosmyków opadł mu na czoło. Śmiało można go było nazwać typowym przystojniakiem, jednak zdziwienie budziło to, że był w okularach przeciwsłonecznych, mimo że był w pomieszczeniu, a na dworze było pochmurno. Nikt jednak tego nie skomentował, a zamiast tego wszyscy z uwagą wsłuchali się w jego niski, nieco ponury głos, gdy się przedstawiał. "Harry Styles, mam 18 lat i pochodzę z Cheshire". Po tym dyrektor złapał jego łokieć i zaprowadził do drugiej ławki, w której siedziała jedna osoba. Każdy z uczniów spojrzał na siebie z zaskoczeniem, ale znowu, nikt tego nie skomentował. Lekcja wróciła na stary tor i w sumie, nikt już nie przejmował się Harry'm Styles'em. Po nieznośnie długich minutach lekcja się skończyła i uczniowie zaczęli się zbierać. Kilku chłopaków podeszło do Harry'ego, który powoli wkładał do swojego plecaka zeszyt.
-Cześć, Harry, jestem Stan.
Stan wyciągnął dłoń w stronę chłopaka i choć ten spojrzał na niego, to nie uścisnął jego dłoni. Chłopacy spojrzeli na siebie zdziwieni i nieco zmieszani, aż w końcu dali sobie z nim spokój i wyszli. Wszystkiemu przyglądała się [t.i], która pakowała się ze znudzeniem. Gdy w klasie została tylko ona, Harry i nauczycielka, stało się coś dziwnego. Nauczycielka podeszła do Harry'ego, powiedziała coś po cichu, na co Harry kiwnął głową i łapiąc go pod ramię, pomogła mu wstać. [t.i] obserwowała to z zaskoczeniem, stojąc w miejscu.
-[t.i], czy mogłabyś tu podejść?
Dziewczyna popatrzyła dziwnie na nauczycielkę, by następnie do niej podejść.
-Harry, to jest [t.i]. Zgodzisz się by ci pomogła?
Nastolatka spojrzała na kobietę spod ściągniętych brwi, zła, że ta ją w coś wrabia.
-Cześć, [t.i].
Głos Harry'ego był naprawdę niski, z lekką chrypką. Mimo to, był przyjemny w odsłuchu.
-Cześć, Harry.
Uśmiechnęła się niepewnie i dostrzegła, że kąciki ust Harry'ego zadrżały.
-Sprawdziłam wasze plany zajęć i wychodzi na to, że macie razem większość lekcji. Może moglibyście uczęszczać na nie razem?
Spytała pani Montgomery.
-Nie, nie trzeba.
Zainterweniował Harry, jednak była za późno. Pani Montgomery zdążyła posłać [t.i] spojrzenie mówiące "macie zrobić tak jak ja wam każę", więc dziewczyna nie miała innego wyjścia jak powiedzieć.
-Będzie mi naprawdę miło jeśli będziesz mi towarzyszył.
Nauczycielka uśmiechnęła się z satysfakcją i ujmując dłoń [t.i], położyła ją na ramieniu Harry'ego.
-Pospieszcie się, przerwa nie potrwa zbyt długo!
I wyszli, [t.i] z ręką na ramieniu Harry'ego, powoli uzmysławiając sobie o co może w tym wszystkim chodzić. Weszli do klasy matematycznej i właściwie [t.i] puściła Harry'ego tylko na kilka sekund, ale to wystarczyło by chłopak wpadł na ławkę i kantem uderzył w biodro. Syknął z bólu i poczuł obok siebie [t.i]. Choć jej nie widział, to słyszał jej nierówny oddech i czuł słodki zapach perfum.
-W porządku?
Spytała cicho, ale w jej głosie można było usłyszeć troskę.
-Tak. Po prostu dopiero uczę się być ślepym.
[t.i] otworzyła szeroko oczy, przyswajając jego słowa. To znaczy, że Harry nie zawsze był niewidomym?
-Pomogę ci.
Rzuciła, odsuwając krzesło i pomagając mu usiąść. Uśmiechnął się z wdzięcznością i słuchał jak siada obok niego i wypuszcza cicho powietrze.

Poświęć mi trochę czasu albo pozwól uczuciom wygasnąć

-Zgadnij kto to!
Zawołała wesoła [t.i], siadając na stołówce obok Harry'ego i wyjmując z torby kanapkę Od początku roku minęły 2 miesiące i właściwie oboje wpadli w rutynę, która wydawała się niemożliwa. Była to ich prywatna monotonia, która jednocześnie stanowiła coś nowego. Zaprzyjaźnili się dość szybko, mimo charakteru Harry'ego, który uzależniony był od jego samopoczucia. Bywały dni, gdy zachowywał się normalnie a nieustającą obecność [t.i] traktował jako miły dodatek. Bywały jednak też takie chwile, gdy zamykał się w sobie, nie dopuszczając do siebie nikogo. Zazwyczaj kończyło się to jakimś wypadkiem, jak na przykład wtedy, gdy odtrącił [t.i] chcąc być samodzielnym, co doprowadziło do potknięcia. W takich chwilach wściekał się jeszcze bardziej i nienawidził sam siebie za swoje kalectwo.
-Nie wiem, nie widzę.
Burknął, co było znakiem o jego złym humorze. [t.i] westchnęła tylko i przysunęła się do niego.
-Wiem, że nie widzisz, ale musisz uwierzyć mi na słowo- wyglądasz dziś cholernie seksownie.
Kąciki jego ust zadrżały, aż w końcu uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki.
-Wiem, że ci się podobam. Wykorzystujesz moją ślepotę, by dobrać mi się do spodni.
[t.i] zarumieniła się na jego słowa, które w połowie były nieprawdą, jednak całość wypowiedzi skomentowała:
-Chyba upadłeś na głowę.
Zaśmiała się nerwowo i podziękowała w duchu, że Harry nie widzi tego jak na nią działa.
-Idziesz na ten zimowy bal?
Spytała, żując kanapkę i popijając ją sokiem z pomarańczy.
-Nie.
Odparł, a [t.i] spuściła wzrok zawiedziona i zamilkła.

Może powinienem pozwolić ci odejść?

-Harry, muszę ci coś powiedzieć... Chyba... chyba się w tobie zakochałam. Nie, to głupie. Inaczej. Harry, kocham cię.
[t.i] stała przed lustrem w swoim pokoju ćwicząc mowę, którą przygotowywała od dłuższego czasu. Po 8 miesiącach znajomości z lokowanym chłopakiem, była pewna, że zadurzyła się w nim na dobre. Z początku wypierała to uczucie, aż w końcu poddała się jemu i wreszcie uznała, że musi mu to wyznać.
-Harry, mój kochany ślepku, pozwól, że będę twoim przewodnikiem do końca życia!... Boże, to beznadziejne.
Mamrotała do siebie. Po 15 minutach wyszła z pokoju zażenowana własnym zachowaniem i zeszła na dół, gdzie krzątała się jej mama.
-Skarbie, potrzebuję kilku rzeczy ze sklepu. Lista leży na blacie w kuchni, razem z portfelem.
Dziewczyna przewróciła oczami, przyzwyczajona do tego, że jej mama rzadko pyta ją o zdanie. Ubrała kurtkę przeciwdeszczową i buty, wzięła pieniądze wraz z listą i wyszła na dwór. Pogoda była okropna jak na wiosnę. Od kilku dni padało i wiał wiatr. Dlatego tak rzadko widywała Harry'ego poza szkołą. Idąc w stronę marketu, skręciła do parku, który służył jako skrót i w sumie, wszystko byłoby normalne i typowe dla jej życia, gdyby nie Harry. On sprawiał, że jej życie wybiegało od normy.
Zobaczyła go siedzącego na ławce, w czarnej kurtce, kompletnie przemoczonego. Schował twarz w dłonie i siedział tak, a jego ciało o chwila drgało.
-Harry? Boże, co ty tu robisz?!
Podbiegła do niego, a gdy oderwał dłonie od twarzy, po raz pierwszy zobaczyła go bez okularów. Zaciskał powieki, które były zaczerwienione i [t.i] domyśliła się, że płakał.
-Skarbie, co się stało?
Ujęła jego dłonie, kucając przed nim. Włosy przykleiły się do jego skóry, więc dziewczyna delikatnie je odgarnęła.
-Zgubiłem się.
Powiedział cicho.
-Nie mam telefonu.
Dodał i znowu schował twarz w dłoniach.
-Chodź, pójdziemy do mnie, mieszkam niedaleko.
Ujęła go pod ramię i zmusiła by wstał. Objęła go w pasie i poprowadziła do swojego domu. Tam od razu pomogła mu zdjąć mokrą kurtkę i przekonała, by przebrał się w ciuchy jej starszego brata. W czasie, Gdy Harry się przebierał w jej pokoju, ona wybrała numer jego mamy, by poinformować ją o wszystkim.
-Twoja mama jest wciąż u lekarza, ale powiedziałam jej, że zostaniesz u mnie. Wieczorem cię odbierze.
Harry pokiwał niemrawo głową i posłusznie położył się na łóżku, gdy [t.i] pociągnęła go za sobą. Chłopak odwrócił twarz w drugą stronę, ale [t.i] położyła dłoń na jego policzku i zwróciła go w swoją stronę.
-Otwórz oczy.
Szepnęła błagalnie, będąc niesamowicie blisko niego.
-Nie.
Odparł zdecydowanie.
-Proszę.
Kciukiem przejechała delikatnie po jego powiece, aż w końcu Harry powoli je uchylił. Jego wzrok utkwiony był przed siebie, a [t.i] poczuła nagłe ukłucie, gdy zrozumiała, że Harry nigdy nie pośle jej czułego spojrzenia, albo przewróci oczami, gdy sypie jednym ze swoich głupich żartów.
-Są piękne.
Mruknęła i naprawdę miała to na myśli. Były szarozielone, nieco zamglone, ale i tak piękne. Nawet jeśli nie widziała w nich żadnych emocji, to zachwyciła się ich głębią.
-Piękne, ale bezużyteczne.
Skomentował z goryczą. [t.i] patrzyła na chłopaka przed sobą i próbowała zrozumieć uczucia, które się w niej kumulowały. Miłość do niego jest trudna, związek może być jeszcze trudniejszy, ale jest w niej wciąż to coś, co mówi "to nic". To nic, że jest niewidomy, to nic, że nigdy nie będziecie mogli patrzeć sobie w oczy, to nic, że związek z nim może być ciężki i niejednokrotnie przytłaczający. To nic.
-Kocham cię.
Te dwa słowa wymsknęły się z jej ust. Zamarła na moment, uświadamiając sobie co zrobiła.
-Co?
Spytał Harry zaskoczony. Choć część niego ucieszyła się,  że jego uczucia nie są jednostronne, to druga powtarzała, że to nie prawda.
-Kocham cię.
Powtórzyła dziewczyna i poczuła pewność. Wiedziała, że to jest to, co powinno robić w swoim życiu. Kochać Harry'ego Styles'a.
-Nie.
Szepnął chłopak, podnosząc się gwałtownie.
-Nie.
Powtórzył, łapiąc się nocnej szafki i powoli się podnosząc.
-Nie możesz. Nie zasługuję na to.
Lamentował.
-Nie możesz mnie kochać. Nie da się kochać kalekę.
[t.i], słuchała go oniemiała z łamiącym się sercem.
-Harry...
-Nie, [t.i], to dla twojego dobra. My... my nie możemy się już przyjaźnić. Nie chcę być twoją kulą u nogi. Nie chcę tego.
Mówił to, raniąc siebie i ją, a jego głos załamywał się z każdym wypowiedzianym słowem.

Wszystko czego pragnę, to móc poczuć smak twoich ust

Zarówno Harry jak i [t.i] nie odzywali się do siebie od czasu tego incydentu, oboje zamknięci w swoich pokojach, zrzucając winę na siebie. Choć z początku Harry uważał, że zachował się słusznie, to z każdym dniem cierpiał coraz bardziej. Gdyby odpowiedział [t.i] tym samym, zmusił by ją do związku, w którym musiałby go niańczyć, a on nie chciał być kotwicą, która ciągnie ją w dół. Natomiast [t.i] uważała, że  Harry odtrącił ją nie dlatego, że nie chciał być jej ciężarem, ale dlatego, że po prostu nie jest w stanie jej pokochać. Oboje żyli swoimi błędnymi przekonaniami, aż w końcu mury jakie zbudowali wokół siebie, były zbyt wysokie, by można je było przeskoczyć.

Obdaruj mnie miłością...


____________________________________________________
Większość osób wolała Harry'ego, więc go dodaję :)
Napiszcie mi co sądzicie :)

Buziaki xx

niedziela, 24 maja 2015

Louis część 4 ostatnia

klik
Lou się spóźniaj, a ja nie mogłam dłużej czekać. Musiałam iść do szpitala. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał już dwadzieścia po pierwszej. Obiecałam Tom'iemu, że będę o drugiej. Wzięłam wdech i postanowiłam już iść. Powoli odchodziłam, gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła.
-[ t.i]!- Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego Louis'a. Zatrzymałam się, a po chwili chłopak znalazł się obok mnie.- Przepraszam, że się spóźniłem, ale zebranie się przedłużyło.- Wytłumaczył mi.
- No nic, stało się. Jednak dobrze, że jesteś.- Uśmiechnęłam się delikatnie, a ten odwzajemnił mój gest.
- Nie mogłem się doczekać, kiedy bliżej poznam syna.- Powiedział.
- Mam nadzieję, że jakoś się dogadacie. Nie wiem czemu, ale ja się bardziej denerwuję niż ty.- Powiedziałam.
- Widzę właśnie. Spokojnie dam radę, w końcu to mój syn. Chodź zaparkowałem nie daleko.- Złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się do jego samochodu. Wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do szpitala.
- Lou.
- Tak?- Zapytał nie odwracając uwagi od drogi.
- Nie chce być ciekawska, ale co zamierzasz zrobić, no wiesz kiedy Tomy będzie zdrowy?
- Będę dla niego ojcem.- Odpowiedział bez namysłu.
-To wiem, ale co jeśli on pomyśli, że będziemy razem?.- Tym razem zapanowała cisza. Louis cały czas był skupiony na drodze, a ja od razu pożałowałam, że oto zapytałam. Skierowałam swój wzrok na przednią szybę. W samochodzie rozbiegł się dzwonek telefonu, który należał do Lou. Ten zjechał na pierwsze lepsze pobocze i odebrał telefon.
- Hallo? Cześć kochanie.- Zapanowała cisza, a po chwili odezwał się znowu.- To dziś? Zapomniałem, że dziś mamy iść do restauracji aby wybrać menu na wesele. Możemy to przełożyć? Nie dam rady dzisiaj, mam coś bardzo ważnego do załatwienia.- Powiedział.- Dobrze postaram się być, ale nic nie obiecuję.- Dodał rozłączając się. Odpalił silnik i wjechaliśmy znowu na drogę. Do szpitala dojechaliśmy po dwudziestu minutach. Od razu gdy wsiedliśmy z auta skierowaliśmy się na odpowiedni oddział, gdzie leżał Tomy.
- Najpierw wejdę ja, a później ty.- Powiedziałam, a ten tylko pokiwał głową. Weszłam na sale, a syn od razu się uśmiechnął.
- Mama!- Krzyknął. Podeszłam do niego szybko i go przytuliłam.
- Jak się dziś czujesz?- Zapytałam.
- Lepiej. Pani pielęgniarka mówi, że nie wyglądam na chorego, a ja jej powiedziałem, że to tylko pozory i jestem ciężko chory.- Spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi oczami, w których widziałam smutek i zapytał się mnie.- Mamo, czy ja wyzdrowieje?
- Synku na pewno tak.- Odpowiedziałam. Starałam się, aby to zabrzmiało naturalnie. Przecież jak można własnemu dziecku powiedzieć, że może umrzeć i to jeszcze takiemu małemu? On mnie pocałował w policzek i spojrzał przez szybę.
- Mamo, a kto to za pan?
- Tomy właśnie chciałam Ci kogoś przedstawić.- Pomachałam rękę do Lou, aby wszedł, a ten się uśmiechnął. Po chwili otworzyły się drzwi, a w nich stanął on.- Synku to jest Twój tata.- Dodałam, a Tomy się nie pewnie przyglądał.
- Mamo, a czy ten pan wie, że choruję? Nie zostawi mnie? Jak poprzedni pan?- Lou spojrzał na mnie, a ja tylko niepewnie się uśmiechnęłam.
- Tomy, jestem Twoim tatą i nie mam zamiaru Cię zostawiać.- Powiedział Lou podchodząc do małego. Ten się uśmiechnął i od razu go przytulił. Miło było mi patrzeć, jak ojciec z synem się dogadują.
- Pójdę po coś do picia.- Powiedziałam wstając z krzesła. Wyszłam z sali i poszłam do sklepiku szpitalnego. Nie spodziewanie obok mnie zjawił się Lou.
- Nie mówiłaś mi, że miałaś kogoś.- Oznajmił, a ja tylko westchnęłam.
- Miałam Ci mówić, o moim nie udanym związku?- Zapytałam patrząc na niego.
- Kiedyś mówiłaś mi wszystko. Nie mieliśmy sekretów.
- Lou jesteśmy starsi, a nasze drogi się rozeszły.
- Żałuję tego własnie.- Powiedział.
- 7 funtów.- Powiedziała pani, która sprzedawała. Lou zapłacił i razem wracaliśmy do sali.
- Powiedz mi, dlaczego Cię zostawił?
- Dowiedział się, że mam syna, który choruję na białaczkę. Powiedział, że nie będzie się zajmował cudzym bachorem. Zostawił mnie. Bo wolałam zająć się synem.- Odpowiedziałam
- Dupek.- Powiedział, a ja postanowiłam zmienić temat, nie chciałam wracać do przeszłości.
- Jak tam przygotowania do ślubu?
- Stoją w miejscu. Nie mam czasu aby się teraz tym zajmować. Są ważniejsze sprawy na głowie, niż ślub,- Odpowiedział.
- Słuchaj Louis, nie rób mu jakiś nadziei, że będziemy rodziną. Oboje wiemy, że mamy własne życia i własne problemy. Nie chce aby później cierpiał.
- Rozumiem.- Powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam. Weszliśmy na sale, gdzie leżał Tomy. On bawił się swoimi zabawkami, a gdy nas tylko zobaczył uśmiechnął się. Ostatni raz uśmiechał się tak, gdy zabrałam go ze szpitala na święta. Był wtedy naprawdę szczęśliwi. Jakie dziecko chciało by spędzić święta w szpitalu? Teraz też jest szczęśliwi, ale niestety musiałam go sprowadzić na ziemie. Musiałam mu powiedzieć, że ja i Lou nie będziemy razem.
- Tomy muszę Ci coś powiedzieć.- Usiadłam obok jego łóżka, a ten spojrzał na mnie.- Synku ja i Twój tata..- Przerwałam aby spojrzeć na Louis'a. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakby się bał, że to powiem.

*Oczami Louis'a*

Nie mów tego. Proszę Cię. Zrobię wszystko aby być z Tobą, ale proszę Cię nie mów tego. Jednak nie mogłem Ci tego powiedzieć. Spojrzałaś znowu na synka i zamknęłaś oczy.
-... nie będziemy już razem.- Dokończyłaś to zdanie, a mi pękło serce na miliony kawałków.
- Dlaczego?- Mały był naprawdę skołowany. Widziałem już, że po jego policzku spływają łzy, a [T.I] go przytuliła.
- Twój tata kocha kogoś innego. Nie możemy mu psuć szczęścia.- Powiedziała, a ten spojrzał na mnie.
- Nie kochasz nas?- Zapytał.
- Oczywiście, że kocham.- Odpowiedziałem próbując powiedzieć to naturalnie.
- To dlaczego chcesz mnie i mamę zostawić.
- Nie to nie tak.
- Zostawisz nas jak tamten pan.- Mówił płacząc.- Nie chcę takiego taty, który mnie nie kocha.
- Tomy tata Cię kocha, ale...- Przerwałem jej.
- Kocham Cię najbardziej na świecie Tomy, ale to jest skomplikowane.- Przytuliłem go, a ten płakał jeszcze bardziej.- Nie zostawię Cię. Jestem tu synku.- Powiedziałem i poczułem jak ściska moją marynarkę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.- Odpowiedziałem, a on mnie puścił. Odsunąłem się, aby następnie usiąść na brzegu łóżku. Spojrzałem na [T.I], która płakała. Złapałem ją za rękę i delikatnie się do niej uśmiechnąłem, ta również posłała mi uśmiech.

*Pół roku później Twoimi oczami*

Siedziałam na szpitalnym korytarzu, a mama mnie pocieszała. Chociaż sama była w szoku i płakała.
- Przykro mi. Jeśli będzie Pani potrzebowała pomoc psychologa, chętnie pomożemy.- Dodał i odszedł.
- Musisz do niego zadzwonić.- Powiedziała mama siadając obok mnie. Przytuliła mnie jeszcze mocniej, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam. Przecież wszystko miało się udać, a tu? Spojrzałam na Swoją mamę.
- Pojadę do niego.- Powiedziałam wstając i zabierając rzeczy Tomy'ego.
- Jechać z Tobą?
- Nie trzeba. Chce być sama.- Odpowiedziałam i poszłam w kierunku wyjścia. Wiedziałam,gdzie pracuję, więc pojechałam do jego pracy. Weszłam do budynku i podeszłam do biura informacji.
- W czym mogę pomóc?
- Szukam Louis'a Tomilnson'a.-Powiedziałam.
- Ma zebranie, Nie można mu przeszkadzać.
- Nie obchodzi mnie to, że ma zebranie. Muszę się z nim spotkać.
- Nie może Pani.- Powiedziała, ale ja zlekceważyłam to i poszłam szukać biurka Lou. Ta mnie wołała, ale musiałam mu powiedzieć. Szukanie jego biura zajęło mi trochę czasu, ale gdy je znalazłam zapukałam i weszłam do środka. Jego tam nie było. Postanowiłam za nim poczekać.
Po jakieś godzinie do pomieszczenia wszedł Louis ze swoją narzeczoną.
- Mówiłem Ci, że dziś czasu nie mam.- Powiedział.
- Lou, za tydzień bierzemy ślub, a ty wiecznie nie masz czasu.- Powiedziała. Louis miał jej coś odpowiedzieć, ale gdy mnie zobaczył to się zdziwił.
- [T.I] co ty tu robisz? Małym coś nie tak?- Zapytał, a ja znów zalałam się łzami.
- Lou... Tomy.. zmarł dziś w nocy. Przeszczep się nie przyjął i on odszedł.- Powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. On wypuścił z rąk stertę papierów, a po jego policzkach spłynęły łzy.
- Wyjdź.- Zwrócił się do swojej narzeczonej.
- Louis, ale...
- Nie rozumiesz wyjdź!- Uniósł głos, a ta zła wyszła z biura. Ten usiadł na skórzanej kanapie i schował swoją twarz w dłonie. Usiadłam obok niego..- Nie wiesz, czy cierpiał?
- Zmarł we śnie. Odszedł, a mnie przy nim nie było.- Powiedziałam, a on mnie przytulił.
- Nikt nie mógł tego przewidzieć. Nie możesz się obwiniać oto. [T.I], Tomy wiedział, że go kochasz.
- Straciłam go na zawsze.- Nastała między nami cisza, którą przerwałam.- Pojutrze pogrzeb.
- Będę.- Powiedziała, a ja wstałam z kanapy.
- Zapomniałabym. Dwa dni temu narysował dla Ciebie rysunek. Kazał mi nie patrzeć, a wręczyć od razu Tobie, a że byłeś poza miastem to daję Ci dziś.- Powiedziałam wręczając mu kartkę. Ten ją wziął i otworzył. Od razu na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- Co tam jest?- Ten mi pokazał rysunek. Na kartce był domek, ja, Tomy i Louis jako super bohater.
- Miał mnie za bohatera.
- Bo Cię kochał.- Dodałam i wyszłam bez pożegnania. Nie miałam już na nic siły.
Dwa dni później odbył się pogrzeb. Pogoda była ponura i deszczowa. Byli wszyscy, nawet pielęgniarka, która traktowała  Tomy'ego jak własnego syna. Wszyscy płakali. Po całym pogrzebie wszyscy się rozeszli, a ja zostałam na cmentarzu.
- Co teraz będzie?- Usłyszałam głos Louis'a.
- Nie wiem. Wyjeżdżam. Nic mnie tu nie trzyma. Muszę poukładać sobie wszystko, a później nie wiem.- Odwróciłam się do niego.- Żegnaj Lou.- Dodałam i poszłam.

*Rok później*
Minął rok od śmierci mojego synka. Pierwsza rocznica jego śmierci. Stoję na cmentarzu i patrzę na napis: " Kochanemu synkowi, który dzielnie walczył chorobą. Byłeś bardzo dzielny." Otarłam łzę i położyłam kwiaty. Zobaczyłam, że ktoś zostawia tu różne zabawki, kwiaty i znicze.
- [T.I]?
- Louis.- Powiedziałam, a ten podszedł do mnie.
- Cieszę się, że cię widzę.- Uśmiechnął się delikatnie.- Co tam u ciebie?
- Źle nie jest, a u Ciebie?
- Tak samo.- Odpowiedział.
- Słyszałam o Tobie i o twojej byłej narzeczonej.
- Nie ma o czym mówić. Szczerzę mówiąc oboje nie chcieliśmy tego ślubu. Byliśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Uświadomiłem sobie to dopiero gdy Tomy odszedł, a ty wyjechałaś. [T.I] nadal Cię kocham mimo upływu tych 7 lat.- Zaskoczyło mnie jego wyznanie.- Przychodzę tu prawie codziennie z nadzieją, że Cię w końcu spotkam i się udało. Chyba Tomy czuwa nade mną.- Uśmiechnął się.
- Louis, ja nie wiem co mam powiedzieć.
- Najlepiej to co czujesz.
- Cholernie brakuję mi mojego synka, brakuję mi Ciebie. Teraz to ty mi tylko zostałeś. Straciłam Tomy'ego, nie chce już tracić nikogo kogo kocham bo to cholernie boli.- Powiedziałam, a ten mnie przytulił.
- Tomy był by teraz szczęśliwy.- Powiedział Louis.
- On jest szczęśliwy.- Poprawiłam go, a on ucałował mnie w czubek głowy.


" Miłość prawdziwa to ta, która przetrwa wszystko."



_______________________________________________
Wiem, wiem trochę mi ten imagin nie wyszedł i nie jestem z niego zadowolona w 100% jak chciałam. Mam nadzieję, że i to wybaczycie.

niedziela, 17 maja 2015

Niall cz. IV

            Dłoń blondyna delikatnie chwyciła moją brodę dzięki czemu powoli rozchylił moje usta. Zanim się zorientowałam odsunął się ode mnie, a z moich ust wyleciała resztka dymu, którą mi przekazał. Okay, teraz byłam naprawdę zdezorientowana.

-Tym razem przez moje usta.
-Naprawdę mnie zacytowałeś? I skąd wziąłeś...
-Skręty? Nigdy się skarbie nie odwracaj.

          Uśmiechnęłam się i ukłoniłam się z podziwem, na co również się zaśmiał. Postanowiłam nie zwracać uwagi, że również nazwał mnie skarbem, bo szczerze, w jego wykonaniu, nawet mi się to podobało. Ouu. 

-Wiesz, że teraz jakaś 1/3 dziewczyn morduje mnie wzrokiem?
-No bo jestem zajebisty.
-Nadal nie wierzę, że powiedziałam, że jesteś przystojny.

          Zażartowałam, a on znów pokazał te swoje, wkurzająco białe ząbki.

-A nie jestem? No weź Mae na pewno potajemnie się we mnie podkochujesz.

          Koło ucha usłyszałam jego śmiech, jednak tym razem mnie nie było do śmiechu. Odsunęłam się kilka kroków w tył i spojrzałam w jego zdziwione oczy.

-Ja się nie zakochuje. Nigdy.

          Powiedziałam tak, że tylko on to usłyszał po czym zaczęłam przeciskać się przez ruszające się ciała. Ledwo wyszłam z podwórka, a na ręce poczułam uścisk. Gdy się odwróciłam zobaczyłam chłopaka, który podszedł do nas przed tym jak weszliśmy na imprezę... jak on miał? Sean, kretynko. Świetnie, moja podświadomość też jest przeciwko mnie.

-Jeśli mnie zaraz nie puścisz, coś może cię zaboleć.
-Łoo spokojnie. Chciałem tylko spytać, czy coś się stało.
-Nic, co mogło by cię interesować lub dotyczyć, więc puść mnie i daj mi iść.
-Jesteś Mae prawda?
-No co ty nie powiesz. Jesteś na tyle pijany by nie zapamiętać tej rozmowy?
-Spoko nie pamiętam co mówiłem 5 minut temu.

          Puścił moją rękę, a ja zaskakująco nie uciekłam. Usiadł na krawężniku (przy okazji prawie się wywracając) i wskazał miejsce koło siebie. Westchnęłam cicho zajmując je. Żadne z nas, z początku, się nie odzywało, tylko wpatrywaliśmy się w jezdnię. 

-Gubię się.
-Zgubiłem się już dawno.
-Mam na myśli wewnętrznie.
-Ja też. Zgubiłem się i jestem gdzie jestem.
-To znaczy?
-Każdej nocy z inną laską. A ty?
-Jesteś skatem?
-Nie bardzo.
-Więc wyobraź sobie, że jesteś w skateparku. I jest kilka ramp kolorowa, czarna, czerwona, zielona, niebieska. Nie widzisz między nimi różnicy, oprócz kolorów. Więc jesteś zagubiony wśród nich, nie wiedząc gdzie zjechać. Prawdziwy skate dokładnie wiedziałby, której rampy najlepiej mu użyć. 
-Ciekawa metafora. Jeździsz na desce prawda?
-W tym parku właśnie jestem początkującym skatem.
-Czy to ma...
-Mae?

          Cichy głos przerwał Sean'owi w pół zdania. Nie odwracałam się, wiedziałam, kto to. Jeszcze przed chwilą siedzący koło mnie chłopak, zniknął, a jego miejsce zajął blondyn.

-Zawieść cię do domu?

          Nie ciągnął tematu. Nie pytał o tamto, nie wypominał. Byłam mu za to wdzięczna. Pokiwałam tylko głową i ignorując wyciągnięte ręce chłopaka, sama się podniosłam i skierowałam do auta. Po paru minutach jazdy w ciszy, wysiadłam pod domem. 

-Lubisz te tandetne romanse racja?

          Jego pytanie mnie zaskoczyło. Odwróciłam do niego głowę.

-To znaczy, te ckliwe filmy, historie jak marzenie, idealne pary, pocałunki, miłość. Mówisz o tym źle, ale lubisz je oglądać prawda?
-Prawdziwe życie to nie film Niall. Przypadkowe spotkanie nie kończy się miłością. Dotyk to nie jest pożądanie. Pocałunki nie są już obietnicą. Tutaj nie ma idealnej miłości.
-Mylisz się.
-Nie sądzę.
-Oglądałaś "Titanica"?
-Kto nie oglądał.

          I znów, byłam wdzięczna za zmianę tematu.

-No więc, ja nie. Może pokażesz mi. Zobaczę, co tak wszystkich kręci w tym.

          Chciałam coś powiedzieć ale zasłonił mi ręką usta. Uśmiechnęłam się czego nie mógł zauważyć, raczej poczuć na swojej dłoni. Polizałam jego rękę na co zabrał ją z dziewczęcym, udawanym, piskiem. Wysiedliśmy z auta i po cichu weszliśmy do mojego domu, następnie do pokoju. Wcześniej zdejmując buty, położył się na moim łóżku, kładąc ręce za głowę.

-Tak rozgość się.
-Oh Mae wyluzuj trochę. Musisz przestać używać tyle ironii.
-Używam jej tylko w rozmowie z idiotami. 
-Poczułem się urażony.
-Naprawdę mi szkoda. Weź mój laptop i znajdź film, w szufladzie po lewej stronie masz trochę słodyczy, wyciągnij co chcesz, a ja idę się przebrać w piżamę.
-Jakie hasło?
-Co?
-Hasło? Do komputera?
-Um.. wpisz "Happy".
-Naprawdę?
-Wyglądam jakbym żartowała.

          Zanim zdążył odpowiedzieć, ze spuszczoną głową weszłam, do łazienki zamykając za sobą drzwi na klucz. Rozebrałam się do bielizny i nałożyłam szorty, i koszulkę na ramiączka. Na to narzuciłam cienki szlafrok i związałam włosy. Zmyłam makijaż i umyłam zęby. Gdy w końcu wyszłam blondyn leżał przykryty moim kocem z paczką otwartych żelek na brzuchu i laptopem na kolanach, z którego leciały pierwsze dźwięki zaczynającego się filmu. Gdy podeszłam do łóżka, wgramoliłam się pod koc i przysunęłam do blondyna kładąc głowę na jego ramieniu by lepiej widzieć film. Podniósł je lekko. 

-Jeśli położysz mi tę rękę na ramieniu to obiecuję, że zwalę cię z łóżka. Ręce przy sobie i oglądaj.
-A ty to możesz się przytulać?
-Nie przytulam się. Zgarnąłeś laptop, więc to wymóg konieczny bym coś widziała.
-Wiesz, że mogę go położyć na środku.
-Zamknij się i oglądaj, zaczęło się.

          Już więcej się nie odezwaliśmy, a ciszę między nami zakłócały dźwięki i dialogi filmu. Zanim się zorientowałam zasnęłam gdzieś w połowie rozmowy Rose i Jack'a o rysunkach. Przez całą noc jakby w oddali słyszałam ciche bicie serca.
          Obudziłam się następnego ranka i od razu poczułam, ze coś jest nie tak. Moja głowa i dłoń leżały na piersi Nialla, a jego ramiona były owinięte wokół mojej tali. Laptop leżał otwarty, ale zaciemniony między naszymi nogami. Gdy tylko wyswobodziłam się z uścisku kopnęłam blondyna tak, że zleciał na ziemie. Zaraz się obudził, zdezorientowany patrząc na mnie wciąż leżąc na podłodze.

-Ostrzegałam prawda?
-Fakt.

          Westchnął wciąż zaspany, i minęło kilka minut zanim rzeczywiście się podniósł. Nie wiem kiedy zdjął koszulkę, ale stał przede mną w samych spodniach, które opadły mu lekko odsłaniając gumkę od bokserek. Calvin Klein oczywiście. Już miałam mu powiedzieć, by się ubrał,jednak sam mnie wyprzedził, biorąc ubrania i zmierzając do łazienki, której drzwi były w moim pokoju. Ledwie zatrzasnął drzwi, a do mojego pokoju weszła, jeszcze w piżamie, mama. Błagam Niall, nawet nie próbuj wychodzić teraz.



~.~


Puff. 4 część :) Jak się podoba? Strasznie opornie idzie mi kończenie tego ale cóż, trzeba zacząć co się skończyło :)) (Skończę na lekcjach jak zwykle :p )

Zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawił się już 6 rozdział: http://love-in-nightmare.blogspot.com
(również zachęcam do komentowania tutaj i na moim blogu :) )


środa, 13 maja 2015

Niall cz.6 (ostatnia)


[t.i]

Następnego dnia Niall nie pojawił się w szkole i dotarły do mnie jedynie słuchy, że wyjechał na kilka dni do swojej rodziny, bo są jakieś problemy. Fakt, że nie miałam jego numeru wiele utrudniał, dlatego nie pozostało mi nic innego jak czekać aż wróci. W poniedziałek, następnego tygodnia, w końcu się pojawił. I choć nie oczekiwałam długiego i namiętnego przywitania, że da mi bukiet róż i pocałuje na oczach wszystkich, to ta oschłość zupełnie mnie zaskoczyła. Nie usłyszałam ani cześć, ani nara. Nic. Traktował mnie jak powietrze. Jak zabawkę, która mu się znudziła i odrzucił gdzieś w kąt. Oczywiście nie zamierzałam jako pierwsza podejść i to wyjaśnić, dlatego z bólem znosiłam każdy raz, gdy znudzony odwracał wzrok, gdy
tylko na mnie spojrzał.
-[t.i]?
Oderwałam wzrok od okna, w które się wpatrywałam i spojrzałam na Troy'a, który usiadł obok mnie. Poczułam nieprzyjemne dreszcze, dlatego się odsunęłam. Rozejrzałam się po klasie, ale nikt nie zwracał na nas uwagi.
-Czego?
Warknęłam, zachowując dystans.
-Za tydzień jest ten bal, no i pomyślałem...
-Że z tobą pójdę?
Zakpiłam, przerywając mu. Troy niezręcznie kiwnął głową, a ja zaśmiałam się ironicznie.
-Zostaw mnie w spokoju.
Zażądałam i może to był błąd. Troy załapał za mój nadgarstek, zaciskając na nim swoje palce. Przestraszona rozejrzałam się, ale wciąż nikt się nami nie interesował. W ostatniej chwili dostrzegłam na nas wzrok Niall'a. Z kamienną miną patrzył się, zaciskając pięści. Posłałam mu błagalne spojrzenie, ale on szybko odwrócił wzrok. I chyba to zabolało dużo bardziej niż dłoń Troy'a, która zaciskała mój nadgarstek.
*

Wpięłam we włosy ostatnią wsuwkę i wreszcie skończyłam przygotowania do balu. Za półgodziny mieli przyjechać po mnie znajomi i razem pojedziemy do hotelu, gdzie odbędzie się bal. Choć idę sama, to starałam się wyglądać jak najlepiej, dlatego kupiłam sobie nową suknię. Miała obcisłą górę, ozdobioną małymi kryształkami i czarny dół, który sięgał do ziemi. Seksowne wcięcie do połowy uda dodawało jej nuty drapieżności. Do tego czarne szpilki i upięte włosy oraz wieczorny makijaż. Może, a może i nie, chciałam zostać zauważona przez jednego kretyna.

Niall

-Uwaga, uwaga! Nadeszła pora na ogłoszenie króla i królowej balu!
Niska blondynka, stojąca na scenie oznajmiła to z entuzjazmem, licząc, że wyczyta swoje własne nazwisko.
Od trzech godzin siedziałem na szkolnym balu i próbowałem dotrwać do północy. Później, razem z chłopakami idziemy do klubu, by naprawdę się pobawić. W tym wszystkim dobre było to, że mogłem obserwować [t.i], która wyglądała jak bogini. Kilka razy złapaliśmy kontakt wzrokowy, który ona urywała jako pierwsza.
-Królem balu zostaje.... Niall Horan!!
-Co kurwa?
-Na scenę królewiczu!
Spojrzałam wściekły na moich kumpli, którzy teraz śmiali się jak banda pojebów.
-Do reszty was pojebało?
Warknąłem, doskonale zdając sobie sprawę, że ta głupota to ich sprawka.
-Ojojoj, nie denerwuj się tak! Poddani czekają!!
Krzyczał Louis, który z pewnością był pomysłodawcą tego gówna.
-Pierdol się.
Pokazałem mu środkowy palec, a następnie skierowałem się w stronę sceny, by wyjaśnić, że to pomyłka, ale wtedy ogłoszono królową, a nagrodą miał być wspólny taniec. Co wobec tego mogłem zrobić, gdy przez cały wieczór chciałem zatańczyć z [t.i]?
Nie byłem zaskoczony, że to ona wygrała. Jest najpiękniejszą dziewczyną w tym mieście.
Dj puścił jakąś piosenkę, a my zaczęliśmy tańczyć. Położyłem dłonie na jej talii, ona swoje zarzuciła mi na szyję i... to tyle. Odwróciła wzrok, gdy tylko przy mnie stanęła i zachowywała między nami dystans.
-Proszę cię...
Szepnąłem, nie wytrzymując jej ignorancji. Spojrzała na mnie znudzona.
-Nie traktuj mnie tak...
Dodałem i chyba ją tym zaskoczyłem.
-Jak?
Westchnąłem cicho i delikatnie ją do siebie przyciągnąłem, napawając się tą bliskością.
-Jakbym był kimś obcym.
Patrzyliśmy sobie w oczy i marzyłem, by mogła w nich dostrzec swoje odbicie. Bo ona jest wszystkim co widzę.
-Muszę iść.
Powiedziała, odsuwając się szybko i odchodząc, nie dając mi nawet czasu na zareagowanie. Po kilku sekundach ogarnąłem się i poszedłem za nią. Znalazłem ją przed hotelem, chodzącą w kółko.
-[t.i], przepraszam.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się sztucznie.
-Wiesz za co w ogóle przepraszasz?
-Za to, że cię wkurzyłem?
Spytałem, niepewny odpowiedzi. Pokręciła głową.
-Nie jestem wkurzona.
-A jaka jesteś?
-Zraniona.
Zamilkłem, zupełnie wytrącony tą odpowiedzią. Wiedziałem, że moje zachowanie w ostatnim czasie było idiotyczne, ale musiałem się odciąć. Poukładać to wszystko, a przy niej nie potrafiłem się skupić.
-Potrzebuje czasu.
Powiedziałem, przerywając ciszę.
-Muszę pomyśleć.
Dodałem, chcąc by jak najlepiej mnie zrozumiała.
-Niall, nie chodzi o to, co myślisz. Chodzi tylko o to, co czujesz.
Odparła, a ja nie wiem czy jej głos drżał z emocji, czy z zimna.
-Czujesz coś do mnie ?
Wciągnąłem głośno powietrze, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu.
-Tak wiele, że aż mnie to przeraża.
Wydusiłem.
-Dobrze, bo ja też nie radzę sobie z tymi uczuciami.
Odpowiedziała cicho. Powoli podszedłem do niej, a gdy się zatrzymałem, złapałem jej dłoń. Kciukiem gładziłem jej dłoń i wreszcie odważyłem się, by spojrzeć jej w oczy.
-Nie jestem dobry w uczuciach i nie mogę ci wiele obiecać, ale...
Pokręciłem głową, gubiąc się w swoich myślach i uczuciach. Jak mam jej powiedzieć, że nie potrafię myśleć  o nikim innym jak tylko o niej?
-Kurwa, nie sądziłem, że to będzie takie trudne.
Spojrzałem na nią błagalnie, ale niczego mi nie ułatwiła. 
-Nie wiem czy to miłość, ale jesteś dla mnie cholernie ważna i chciałbym byś o tym pamiętała. Nie jestem dobrym chłopakiem i z pewnością nie jestem dla ciebie, ale jeśli kiedyś będziesz chciała pogadać czy coś... to dla ciebie będę zawsze. Jeszcze raz przepraszam za to, że cię zraniłem.
Jej milczenie było jak uderzenie głową o beton. Byłem zagubiony, roztargniony i niewiele do mnie docierało. Dlatego chwiejnym krokiem odwróciłem się i powoli ruszyłem w stronę wejścia do hotelu. Przeszedłem zaledwie kilka metrów i przystanąłem, by ponownie na nią spojrzeć.
-Powiedz coś do cholery, bo oszaleję.
Wyznałem i przysięgam, że w życiu nie byłem bardziej smutny i zły w tym samym czasie.
-Masz rację, nie jesteś dla mnie. Ty jesteś jak Księżyc, ja jestem jak Słońce i nigdy nie uda nam się zbliżyć.
Otarła swój policzek i uśmiechnęła się słabo.
-Było fajnie, ale nawet "Romeo i Julia" nie ma szczęśliwego zakończenia.
Ruszyła w moją stronę, jednak nie zatrzymała się i weszła do hotelu, zostawiając mnie samego ze zmiażdżonym mózgiem.
*

Dwa tygodnie później siedziałem w domu, oglądając z Theo kreskówki. Przez ten czas prawie w ogóle nie wychodziłem, analizując co mógłbym zrobić, by [t.i] przestała mnie ignorować.
-Wujku?
Oderwałam wzrok od telewizora i spojrzałem na Theo, który teraz siedział na kolanach i patrzył się na mnie.
-Hm?
-Czemu jesteś smutny?
Uśmiechnąłem się słabo i łapiąc go, posadziłem na swoich kolanach.
-Pamiętasz [t.i]? Opowiadałem ci niedawno o niej.
Chłopiec pokiwał zaciekawiony głową.
-Okazało się, że ona mnie nie kocha.
Powiedziałem cicho. Theo przekrzywił delikatnie głowę i wciąż mi się przyglądał.
-Jak to? Przecież ty ją kochasz.
Pokiwałem głową i odpowiedziałem.
-Ale widocznie moja miłość nie wystarczy dla nas dwóch.
-Co to znaczy?
-To znaczy, że... nie wystarczy, że ja będę chciał się z nią podzielić ciastkami, jeśli ona nie będzie chciała się ze mną podzielić mlekiem. Rozumiesz?
Theo zrobił dziwną minę i pokręcił głową.
-No właśnie, ona też tego nie rozumie.
Podsumowałem i wróciłem do oglądania bajek.

kilka dni później
[t.i]

"Myliłaś się, Ty jesteś Księżycem, a ja jestem rakietą kosmiczną i zmierzam prosto do ciebie, czy tego chcesz czy nie. Niall "

Odczytałam wiadomość, która przyszła późno w nocy i mimowolnie uśmiechnęłam się do ekranu telefonu. Następnie schowałam urządzenie pod poduszkę i wtuliłam się w nią z uśmiechem na ustach.
*

-Po prostu to powiedz.
Szepnęłam, podchodząc bliżej niego i wpatrując się w jego błyszczące, niebieskie oczy.
-Potrzebuję tego bardziej niż dotyku.
Zmrużyłam oczy, delikatnie łapiąc za jego dłoń.
-Kocham cię.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-A ja ciebie.
Zarzuciłam ręce na jego kark i mocno się do niego przytuliłam. Objął mnie ciasno w talii i lekko uniósł do góry.

"Po prostu powiedz, że mnie chcesz, to wszystko czego trzeba"

__________________________________________________________
Okey, końcówka jest naprawdę dziwna, ale tak czy siak są razem xd 
Bardzo wam dziękuję za czytanie i komentowanie i ogólnie za to, że zaglądacie na tego bloga xx 
To ostatnia część w związku z tym pytam, czy wolicie by następny imagin był o Harry'm, czy o Narry'm? :) 

Buziaki xx

niedziela, 10 maja 2015

Niall cz.5

cz.5

Gdy lekcja się skończyła wyszłam z klasy jako pierwsza, można nawet powiedzieć, że wybiegłam. Jak najprędzej udałam się do stołówki, by kupić kanapkę, a następnie planowałam się przedostać do biblioteki. Zarówno Troy jak i Niall stronili od niej, więc było to bezpieczne miejsce. Niestety, kiedy dzieliło mnie za ledwie kilka metrów od drzwi wejściowych, zostałam pchnięta na ścianę. Oprawca zasłonił mi buzię ręką i objął w pasie. Poczułam znajomy zapach perfum i już wiedziałam kto to jest.
-Chodź.
Szepnął do mojego ucha i zaciągnął mnie do jednej z klas. Gdy znaleźliśmy się w środku, puścił mnie i oparł się o drzwi. Uśmiechał się jak skończony kretyn.
-Czego chcesz?
Warknęłam, zakładając ręce na piersi. Niall odepchnął się od drzwi i powoli ruszył w moją stronę.
-Unikasz mnie?
Spytał, przekrzywiając lekko głowę w bok. Prychnęłam i cofnęłam się dwa kroki do tyłu.
-Pomyślałem, że może moglibyśmy wyjść gdzieś razem.
Nieustannie szedł w moją stronę, aż w końcu poczułam jak pośladkami uderzam o ławkę.
-Myślenie nie jest twoją mocną stroną.
Odpyskowałam. Niall podszedł do mnie i oparł dłonie o ławkę, która stała za mną, tak że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Daj spokój, wiem, że mnie lubisz.
Uśmiechnęłam się pobłażliwie,kładąc dłoń na jego policzku. Jego skóra była ciepła i delikatna, co totalnie kontrastowało z jego charakterem.
-Chyba pomyliłeś osoby, Niall. Nie umówię się z tobą, nawet za milion lat. A teraz spadaj.
Poklepałam go po policzku i zgrabnie wyminęłam, podążając do drzwi. Gdy już je otwierałam, dłoń Niall'a na nie naparła, na powrót je zamykając. Poczułam jego ciepły oddech na karku, gdy się nade mną pochylał.
-Jedna randka i dam ci spokój.
Mruknął, wprost do mojego ucha. Obróciłam twarz tak, by móc na niego spojrzeć.
-Nie. Odczep się ode mnie.
Odparłam i odepchnęłam go, aby następnie wyjść z klasy.
*

Po skończonych lekcjach wyszłam ze szkoły jako jedna z pierwszych osób. Naciągnęłam na głowę kaptur i próbowałam przemknąć do swojego auta, jednak jak na złość, przy nim czekał już Troy.
-[t.i], pogadajmy.
Powiedział błagalnym głosem.
-Nie mamy o czym.
Ominęłam go, otwierając auto i wrzucając do środka swoją torbę.
-Proszę.
-Nie.
Gdy chciałam wsiąść do samochodu, Troy chwycił mocno za moją rękę i szarpnął mną.
-Nie zachowuj się jak dziecko.
Syknął, przysuwając mnie do siebie. Próbowałam wyswobodzić się z jego uścisku, ale im mocniej się szarpałam, tym mocniejszy był jego dotyk.
-Nie rób scen.
Warknął.
-To mnie puść.
Jeszcze raz próbowałam się wyszarpnąć, ale znowu nic z tego nie wyszło.
-Daj mi szansę.
-Już ją wykorzystałeś.
-Z nikim innym nie będzie ci tak dobrze jak ze mną.
-Mylisz się.
Troy zmrużył ze złości oczy i wolną dłonią ujął mnie za podbródek.
-A co? Sądzisz, że ktoś zechce taką idiotkę jak ty? Nikt cię nie zechce, bo jesteś zwykłą fałszywą suką. Myślisz, że nie widziałem jak Horan cię dziś zaczepił? Pewnie robiłaś mu loda w tej klasie. Tylko chyba zapomniałaś, że to ćpun i kanalia.
Syknęłam cicho, gdy paznokcie jego dłoni wbiły się w moją skórę.
-Troy, daj mi spokój.
Mruknęłam cicho.
-No właśnie, Troy. Daj jej spokój.
Przeniosłam wzrok z Troy'a na Niall'a, który stanął za nim. Patrzył na niego ze złością. Troy powoli mnie puścił i odwrócił się w jego stronę.
-Spieprzaj stąd. Rozmawiam z moją dziewczyną.
Niall uśmiechnął się ironicznie i przeszedł między nami, otwierając drzwi mojego samochodu od strony pasażera.
-[t.i], wsiadaj do środka.
Rozkazał, nie spuszczając wzroku z mojego byłego chłopaka.
-Co?
Patrzyłam na niego skonsternowana, nie robiąc ani kroku.
-Wsiadaj.
Wreszcie przeniósł na mnie swój wzrok. Był poważny i surowy, zupełnie tak jak rodzic, gdy dziecko coś przeskrobie. Dlatego kiwnęłam głową i wsiadłam do środka, obserwując całą sytuację. Specjalnie opuściłam kawałeczek szybę, by móc coś usłyszeć i oczekiwałam na rozwój akcji.
-Daj jej wreszcie spokój. Nie widzisz, że cię unika?
Pierwszy odezwał się Niall.
-Skąd możesz to wiedzieć? Z tego co wiem, to ty słyniesz z unikania dziewczyn, które zaciągnąłeś do łóżka. Wiem, że [t.i] cię kręci, ale odpuść ją sobie. Wydaję mi się, że masz już i tak wystarczająco dużo problemów z kuratorem. Jeden fałszywy ruch i mój ojciec wkopie cię do więzienia.
Troy uśmiechał się głupio mówiąc to wszystko. Widziałam jak Niall zaciska pięści i nachyla się nad nim.
-Mam na ciebie coś o wiele gorszego niż zwykły handel marihuaną. Jak myślisz, ile dostaniesz za pobicie i próbę gwałtu?
Mina Troy'a od razu zrzedła a twarz pobladła.
-No właśnie. Pamiętaj, jeszcze raz ją zaczepisz, albo choćby nawet na nią spojrzysz, to nie tylko zajmie się tobą policja, ale ja sam dopilnuję, by twoja mamuśka cię nie poznała.
Niall poklepał go po policzku, a następnie odwrócił się i podszedł do samochodu. Usiadł za kierownicą i wyciągnął do mnie rękę.
-Kluczyki.
Posłusznie wyciągnęłam je z kieszeni i mu oddałam. W ciszy wyjechaliśmy z parkingu szkoły, kierując się w stronę centrum.
-Um, Niall... ale do mnie się jedzie w drugą stronę.
Blondyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się rozbawiony.
-Doprawdy, Sherlock'u?
*

-Czyli jeśli dobrze rozumiem, to przeprowadziłeś się do Dublina na początku szkoły i zamieszkałeś u brata?
Spytałam, wpychając do buzi kawałek ciasta porzeczkowego.
-Tak, dokładnie.
Odparł Niall, rozbawiony moim zachowaniem.
-I czasami opiekujesz się jego synem, który ma 3 lata?
-To właśnie powiedziałem.
-Super.
Podsumowałam, uśmiechając się i puszczając mu oczko. Niall tylko wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni portfel, a następnie położył na stoliku należytą zapłatę.
-Chodź, odwiozę cię.
Kiwnęłam głową i ruszyłam za nim w stronę wyjścia. Do mojego domu dotarliśmy w czterdzieści minut, które upłynęły nam na rozmowie o bzdurach. Gdy dotarliśmy na miejsce, zapadła między nami cisza, a ja zaproponowałam coś zupełnie absurdalnego.
-Wejdziesz?
Niall uśmiechał się pod nosem i skinął głową, a następnie wyjął kluczyki ze stacyjki i wysiedliśmy. Weszliśmy do środka  i tak jak się spodziewałam, rodziców nie było w domu. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ nie wiem jak wytłumaczyłabym fakt, że przyprowadziłam ze sobą chłopaka.
-Napijesz się czegoś?
Zaproponowałam.
-Nie, dzięki.
Nabrałam powietrza i zacisnęłam nerwowo dłonie. Dlaczego się stresuję?
-Okey, w takim razie chodźmy do mnie.
Odwróciłam się i ruszyłam na górę. Gdy tylko zamknęłam za nami drzwi pokoju, poczułam jak powietrze staje się cięższe, a mój oddech przyspiesza. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, oczekiwałam na jego ruch. Nie trwało długo a zostałam przyciśnięta do ściany, z rękoma uniesionymi do góry. Nasze twarze dzieliły milimetry, a ja czułam jak ulegam pod wpływem jego wzroku, zapachu, czy dotyku. Z zapartym tchem czekałam, aż mnie pocałuje, ale tego nie zrobił. Wypuścił cicho powietrze i oparł swoje czoło o moje. Nie patrzył mi w oczy, ale sam jego dotyk mi wystarczył. Mogłam trwać tak przez długie godziny i to wszystko sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, co się ze mną dzieje. W którym momencie straciłam czujność i pozwoliłam mu się zbliżyć?
-Chciałbym...
Zaczął cicho, budząc drżenie w moim sercu.
-Co byś chciał?
Spytałam cicho, opuszczając dłonie i kładąc je na jego policzkach. Podniósł wzrok, tak że wreszcie mogłam zachwycić się pięknem jego oczu.
-Chciałbym zostać kimś, kto zasługuje na kogoś takiego jak ty.
Powiedział cicho i powoli, jak gdyby nie był do końca pewny tych słów. Kąciki moich ust zadrżały, gdy próbowałam opanować uśmiech. Kciukiem dotknęłam jego wargi, ciepłej i miękkiej.
-Zasługujesz.
Szepnęłam. Uśmiechnął się delikatnie i otarł swoim nosem o mój. Następnie musnął moje usta swoimi. Był to delikatny pocałunek, nieco romantyczny i wrażliwy, choć tak naprawdę, nie wiele wiem o całowaniu. Było jednak w tym coś niesamowitego, coś co sprawiało, że czułam przyjemne łaskotanie w brzuchu, a moja skóra dostawała dreszczy. Gdy się od siebie odsunęliśmy, uśmiechnęliśmy się.
-Muszę już iść. Mam dziś dyżur jako niania.
Zachichotałam, kiwając głową i patrząc jak się odsuwa. To dziwne, ale natychmiast w miejscach, gdzie mnie dotykał, poczułam przeraźliwy chłód.
-Do jutra, słodka.
Puścił mi oczko i wyszedł z pokoju.
Niall

-Gdzie byłeś? Myślałem, że dziś mamy piłkarski wieczór.
Zamknąłem drzwi mieszkania i oparłem się o nie, głośno wzdychając.
-Musiałem pomyśleć.
Odparłem i zdjąłem kurtkę, a następnie minąłem Greg'a i skierowałem się do kuchni. Wyjąłem z lodówki sok, a gdy go piłem, usłyszałem jak mój brat siada przy stole. 
-Myślałeś aż do 1 w nocy?
Zapytał podejrzliwie, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
-Usiądź.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałam na niego jak na głupka.
-No siadaj, pogadamy.
Skonsternowany usiadłem naprzeciw niego i oczekiwałem, aż zacznie.
-To jak ma na imię ta dziewczyna?
Zakrztusiłem się śliną, słysząc jego pytanie, co wywołało jego śmiech.
-Mówisz mi, że musiałeś pomyśleć, a nic tak nie skłania do przemyśleń jak kobieta. No dalej, opowiedz mi o niej. To Jade? 
-Greg, daj mi spokój.
Mruknąłem.
-No dalej, nie każ mi cię szantażować tym, że przez cały miesiąc będziesz musiał siedzieć z Theo.
Przewróciłem oczami, zastanawiając się, dlaczego akurat mi przytrafił się taki ciekawski brat. 
-Ma na imię [t.i] i nie, nie przeleciałem jej na imprezie. W ogóle jej nie przeleciałem. 
Powiedziałem po chwili ciszy. Greg nachylił się bardziej nad stolikiem, zainteresowany.
-Jesteście w jednej klasie?
Kiwnąłem głową.
-Lubisz ją?
-Ta, no wiesz, jest ładna i inteligentna. W porządku dziewczyna.
Tym razem to Greg przewrócił oczami.
-Nie pytam się o to czy jest w porządku, tylko o to czy ją lubisz. 
-Lubię.
Mój brat uśmiechnął się jak kretyn i odchylił się na krześle.
-Jesteś w niej zakochany, co nie? 
Posłałem mu morderczy wzrok i wstałem od stołu.
-Nie, jest niezłą laską i to tyle. Nie bawię się w zakochanie i inne gówna.
Warknąłem, by następnie pójść do siebie. Od razu rozebrałem się z ubrań i rzuciłem na łóżko. Nie jestem zakochany. Okey, [t.i] mnie kręci, ale to nie miłość, a to co dziś jej powiedziałem... Cholera, każdy od czasu do czasu palnie jakąś głupotę, a ja wtedy naprawdę chciałem ją pocałować i musiałem jakoś ją zachęcić. To nie moja wina, że łatwo ulega chwili. Miłość to abstrakcja i jestem pewny, że ona też to wie. Jest bystrą dziewczyną i z pewnością nie wzięła tego na poważnie. Nie kocham jej, a Greg i reszta świata może wsadzić sobie tą swoją miłość głęboko w dupę.

_____________________________________________________
Dziękuję za to, że tak aktywnie śledzicie losy tej dwójki xx 

Dobranoc! 

środa, 6 maja 2015

Niall cz.4

cz.3

-Wejdź.
Rozkazał mi cicho Niall, otwierając drzwi do mieszkania, w jednej z kamienic na przedmieściach Dublina. Weszłam do środka, ostrożnie stawiając każdy krok. Nie wiem czego się spodziewałam wchodząc do jego mieszkania. Może ciemnych ścian, porozrzucanych ubrań na podłodze, albo walających się wszędzie butelek po alkoholu? Nie wiem, z pewnością sądziłam, że będzie to coś podobnego do niego. Jednak ten chłopak jest dla mnie chodzącą zagadką, więc i tym razem byłam zaskoczona. Po zapaleniu światła ujrzałam wąski, jasny korytarz, którego ściany były pokryte tapetą w małe kwiatki, a na niej mnóstwo zdjęć jakiejś rodziny z dzieckiem. Na niektórych fotografiach był Niall, zupełnie niepodobny do siebie.
-Mieszkam z bratem i jego rodziną.
Wyjaśnił Niall, jakby czytał mi w myślach. Kiwnęłam głową i pozwoliłam by zaprowadził mnie do jednego z pokoi. Ponownie zaskoczył mnie widok, który zastałam. Owszem, jego ubrania były porozrzucane po całym pokoju, ale oprócz tego gdzieniegdzie leżały zabawki. Pod oknem stało łóżko z granatową pościelą, naprzeciw niego szafa a tuż obok drzwi umieszczono duże biurko. Na nim leżały książki, notatki i... kolorowanki? Nad biurkiem wisiała tablica korkowa i tam również przyczepiono zdjęcia. Na każdym był Niall. Niall z jakimś chłopakiem, Niall z małym dzieckiem, Niall jako małe dziecko, Niall z rodzicami i wreszcie, Niall w towarzystwie ślicznej brunetki, która przytulała się do jego boku, w czasie gdy on całował ją w czoło. Poczułam dziwne ukłucie w klatce piersiowej, gdy na nie patrzyłam. Mimo, że blondyn nie patrzył bezpośrednio w obiektyw aparatu, można było odczytać z jego gestów, że ta dziewczyna wiele dla niego znaczy. Jednak musiała być odległą przeszłością, ponieważ chłopak na zdjęciu, jest zupełnie inny od chłopaka stojącego obok mnie. Tamten blondyn nie miał tatuaży, ani piercingu. Był czysty i... niewinny? To chyba dobre słowo.
-Napijesz się czegoś? Może jesteś głodna?
Oderwałam wzrok od zdjęć i spojrzałam na Niall'a. W świetle małej lampki nocnej, jego oczy tak pięknie błyszczały.
-Może wody?
Skinął głową i wyszedł. Usiadłam niepewnie na brzegu łóżka i zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i wtedy poczułam wszechobecny zapach Niall'a. Był taki... przyjemny, dający poczucie bezpieczeństwa, delikatny. Położyłam jedną dłoń na poduszce. Badałam jej fakturę, bardziej skupiając się na tym, by wyobrazić sobie jak śpi na niej w czasie nocy.
-Mam tylko wodę gazowaną.
Do pokoju wrócił Niall, niosąc w dłoni szklankę. Zabrałam szybko rękę z poduszki i podziękowałam mu za napój.
-Jak się czujesz?
Spytał, odsuwając od biurka krzesło i siadając na nim. Wzruszyłam ramionami i upiłam łyk wody. Zrobiłam to po to, by nie zauważył łez, które pojawiły się w moich oczach.
-Boli cię coś?
Pokręciłam głową.
-Masz rozciętą wargę.
Oznajmił, poważnym tonem. Przyłożyłam palce do dolnej wargi i poczułam, że jest lekko napuchnięta.
-Poczekaj chwilę.
Znowu zostawił mnie samą, a gdy wrócił, trzymał w ręku mały ręcznik. Przysunął sobie krzesło bliżej mnie i usiadł na nim, tak że nasze kolana się stykały. Ujął delikatnie moją brodę i przyłożył ręcznik do mojej wargi. Syknęłam cicho.
-Spokojnie.
Jego kciuk gładził delikatnie moją skórę. Przyglądałam się jego twarzy, która wydała mi się dużo przystojniejsza niż za pierwszym razem, gdy go poznałam. Skupiłam się na każdym najmniejszym detalu, odkrywając coraz więcej szczegółów.
-Gapisz się.
Mruknął, odsuwając się i posyłając mi rozbawiony uśmiech. Odwróciłam wzrok zażenowana, skubiąc nerwowo materiał sukienki. Zamarłam przypominając sobie wydarzenie sprzed kilkudziesięciu minut i fakt, że Troy próbował się do mnie dobrać. W dodatku zabrał mi moją bieliznę!
 -Um... Niall?
Spojrzałam na niego niepewnie, a on zaintrygowany przysunął się.
-Mógłbyś... mógłbyś pożyczyć mi swoją bieliznę?
Boże, co za żenująca sytuacja!
-Chwila.
Niall wyprostował się na krześle i uważnie prześledził moje ciało wzrokiem.
-Nie masz na sobie bielizny?
Zaczerwieniłam się i spuściłam głowę w dół.
-Troy... on... no wiesz... dzisiaj, jakby to powiedzieć...
Dukałam nieskładnie, ale słowa za nic nie chciały opuszczać moich ust.
-Rozumiem.
Przerwał mi i wstał, by następnie podejść do szafki i wyjąć z niej parę czarnych bokserek.
-Jeśli chcesz możesz wziąć prysznic.
Pokręciłam głową, wstając i odbierając z jego dłoni materiał.
-Nie, już i tak powinnam wracać do domu.
Niall kiwnął głową i poinstruował mnie, gdzie znajdę łazienkę. Szybko ubrałam na siebie bokserki i umyłam dłonie.
-Zadzwonię po taksówkę.
Powiedziałam cicho.
-Nie trzeba, mogę cię odwieźć.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, aż w końcu kiwnęłam głową i ruszyliśmy do wyjścia.
-To twoje auto?
Zapytałam, gdy dotarliśmy do samochodu.
-Mojego brata.
Skinęłam w geście zrozumienia i wsiadłam do środka. W drodze do mojego domu nie rozmawialiśmy. Jedynie z radia płynęła cicha muzyka, która trochę odwracała uwagę od tej niezręcznej sytuacji. Kto by pomyślał, że Niall Horan uratuje mnie przed własnym chłopakiem, a potem mi jeszcze pomoże dotrzeć do domu? Na pewno nie ja. Gdyby ktoś mi to powiedział nawet dzień wcześniej, to wyśmiałabym go prosto w twarz, a teraz to się dzieje. Życie jest cholernie nieprzewidywalne i coraz trudniejsze.
-Dzięki.
Odezwałam się, gdy znaleźliśmy się przed moim domem.
-Nie ma sprawy.
Uśmiechnęłam się niezręcznie i odpięłam pas. Czułam na sobie przez cały czas wzrok chłopaka, a gdy odważyłam się spojrzeć mu w oczy... Straciłam na chwilę racjonalne myślenie. Czy to możliwe, żeby ten chłopak mnie urzekł? Przecież on jest moim totalnym przeciwieństwem i daleko mu do mojego ideału faceta. A jednak jest w nim coś, co sprawia, że jestem zaintrygowana. Coś w jego oczach mówi, że nie każdy uśmiech, który komuś posyła jest szczery i że nie zawsze jest taki wesoły i beztroski. A ten wygląd bad boy'a, to nie do końca jego prawdziwe oblicze. Bo który bad boy ma tyle zdjęć z małym dzieckiem i ma w swoim pokoju zabawki?
-To cześć.
-Cześć.
Zmarszczyłam brwi, nieco zaskoczona szorstkością jego głosu. Nie skomentowałam tego, więc nacisnęłam na klamkę i patrząc na niego po raz ostatni, wysiadłam. Ruszyłam w stronę furtki,a gdy chciałam już wejść na posesję, usłyszałam trzask zamykanych drzwi i ujrzałam Niall'a idącego w moją stronę. Uśmiechnęłam się delikatnie zadowolona. Zatrzymał się kilka centymetrów przede mną, tak że stykaliśmy się czubkami butów, a ja musiałam zadrzeć lekko do góry głowę, by móc mu spojrzeć w oczy. Jego usta były leciutko rozchylone, a ja zapragnęłam ich dotknąć. Nie pocałować, dotknąć, tak by poznać ich fakturę i zachwycić się tym jak idealnie wykrojone są. Co ja gadam?! Ogarnij się!
-Dobranoc.
Mruknął cicho, nachylając się nade mną i ujmując moją twarz w swoje dłonie. Spodziewałam się pocałunku, dlatego zamknęłam oczy i przygotowałam się na oddanie go, ale poczułam jak muska moją szyję, linię szczęki, kości policzkowe i kąciki ust. Miałam dreszcze na całym ciele, a gdy wreszcie sądziłam, że mnie właściwie pocałuje, ten się odsunął i odgarnął kosmyk włosów za ucho.
-[t.i], co ja z tobą mam? Tak mnie unikałaś, a teraz pragniesz moich pocałunków. Czego właściwie chcesz?
Otworzyłam szybko oczy, totalnie zaskoczona. Uśmiechał się głupkowato, a ja zrozumiałam, że całkowicie się co do niego pomyliłam. Zawsze był dupkiem i nigdy się to nie zmieni.
-Idiota.
Warknęłam i wściekła odwróciłam się i poszłam  do domu.
*

W poniedziałek rano spędziłam mnóstwo czasu w łazience po to, by zakryć w jakiś sposób rozciętą wargę i cienie pod oczami, spowodowane brakiem snu. W szkole starałam się unikać zarówno Troy'a jak i Niall'a i szło mi dobrze dopóki nie musiałam iść na zajęcia z literatury.
Weszłam do klasy równo z dzwonkiem i zajęłam miejsce, czekając na nauczyciela. Zauważyłam Niall'a siedzącego kilka stolików za mną i Troy'a, który zajmował ławkę przy oknie.
-[t.i].
Zadrżałam, gdy usłyszałam głos Troy'a, który do mnie podszedł. Spojrzałam na niego pełna lęku. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie. Na jego nosie był przyklejony opatrunek i nawet z dużej odległości można było dostrzec podkład na jego twarzy. Choć nałożył go naprawdę dużo, to z bliska siniak pod okiem był widoczny. Instynktownie spojrzałam w kierunku Niall'a, który z kamienną miną nam się przyglądał. Wyglądał naprawdę dobrze i być może to było powodem tego, że przyglądałam mu się o kilka sekund za długo. Miał na sobie czarne jeansy, czarną bluzę i świetnie ułożone włosy.
-[t.i].
Oderwałam wzrok od Niall'a i spojrzałam z powrotem na Troy'a.
-Tak?
Uniósł swoją dłoń, a ja asekuracyjnie odchyliłam głowę w bok. Troy cofnął ją szybko zmieszany i nachylił się bliżej mnie.
-Skarbie, przecież przepraszałem cię za tamten raz, poniosło mnie. Wiesz, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę.
Patrzyłam na niego skonsternowana. Czy on nic nie pamięta?
-Troy... ale ty zrobiłeś to 2 razy.
-Co?
Nie odpowiedziałam, ponieważ do klasy weszła nauczycielka, a Troy wrócił na swoje miejsce. Przełknęłam głośno ślinę, próbując to wszystko zrozumieć. Czy Troy naprawdę nie pamięta?

_________________________________________________
Za ewentualne błędy przepraszam.

Mam pytanie: wolicie, by następnym razem dodać 5 część Niall'a, czy jednoczęściowego Harry'ego? :)

Buziaki xx

niedziela, 3 maja 2015

Niall cz.1



"Moja teoria mówi, że miłość jest jak ciastko. 
Krucha i łamliwa, ale smakuje cholernie dobrze. Tylko wiesz co?
 Możesz sprawić, żeby to ciastko pamiętać jeszcze długo po zjedzeniu,
 a przepis trzymać w sercu."


- Wrócisz? - mała blondynka była dosłownie przyklejona do mojego ciała. Podniosła na mnie ciepłe, czekoladowe spojrzenie. W jej oczach widziałem łzy. Też płakałem. Każda rozłąka z nią była nie do zniesienia.

- Pewnie, że wrócę. Ani się nie obejrzysz, a już będę z powrotem.

- Niall, chodź!- Paul i chłopaki już się niecierpliwili.

- Kochanie, muszę iść... - próbowałem odsunąć od siebie dziewczynę, żeby dać jej ostatniego całusa. Ona jednak wpadła w histerię. Zaczęła rzewnie płakać, nie wiedziałem co zrobić.

- Nie zostawiaj mnie, Ni. - wychlipiała w moją koszulkę. Serce pękało mi na kawałki widząc ją w tym stanie.

***




Odsunęłam się od Nialla, a ten odszedł w stronę bramek. Kolejne miesiące spędzę sama. Nienawidzę tego jak bardzo go kocham. Zawsze powtarzam sobie, że jeśli teraz trochę pocierpię, później los odpłaci się nie opisanym szczęściem w chwili kiedy będę mogła zobaczyć błękim tęczówek mojego chłopaka. 

Wsiadłam do samochodu, poprawiając opinające się jeansy na udach. Przekręciłam kluczyk w stacyjce, a już po chwili byłam na podjeździe domu. 
Wyjęłam z szafki butelkę z winem. To zawsze była moja ucieczka od smutków i problemów. Jeden kieliszek mi przecież nie zaszkodzi... Z kieliszkiem wypełnionym alkoholem przeszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i bez łez zaczęłam wpatrywać się w przestrzeń przed sobą. Spędziłam tak dwie godziny, bo po tym czasie zadzwonił mój telefon. Nie zdążyłam go odebrać, więc po chwili przeczytałam smsa tego samego nadawcy. 

Od: Caroline
Boże, [T.I] przyjedź do mnie szybko, błagam!

Nie wiele myśląc, a przede wszystkim zapominając o wypitym alkoholu ponownie wsiadłam w samochód kierując się do domu Car. To musi być coś ważnego. Od domu koleżanki dzieliła mnie ostatnia prosta. Mocniej przycisnęłam pedał gazu, kolejny raz zapominając rozumu. Niespodziewanie z naprzeciwka wyjechał tir, z niewyobrażalną siłą zderzając się z moim samochodem. Nie czułam bólu, widziałam ciemność. A zaraz potem biel i światło. Tak naprawdę ni potrafiłam ocenić ile czasu dzieliło te dwie rzeczy. Tą czerń i nicość z białą pościelą, szpitalnym łóżkiem i blondynem śpiącym na krześle koło niego. Kim on jest? No i dlaczego tu siedzi? Nie rozumiem. Wiem, że to szpital, a ci ludzie w fartuchach to lekarze, ale nie wiem kim ja jestem. Chłopak się przebudził, a kiedy zobaczył, że wpatruję się w niego rozszerzył swoje oczy na tyle, żebym mogła dostrzec, że są niebieskie. Albo szarawe?

- Boże, ty żyjesz! - wykrzyknął. Z chwilą kiedy to zrobił, poczułam jakby ktoś wbijał mi sztylet z lewej strony głowy na prawą. Wbiłam się w poduszki, zaciskając powieki. 

***

- Hmm, tak jak myślałem. Amnezja. - rzekł lekarz. Był tego stu procentowo pewny. Przynajmniej tak mówił. 

- Ale... Przypomni sobie, tak? 

- Nie wiem. Może to zająć kilka godzin lub lat. Zobaczymy. - powiedział co wiedział i opuścił salę. Podszedłem do dziewczyny. 

- Cześć, jestem Niall. - uśmiechnąłem się przyjaźnie, chodź w tej sytuacji było to cholernie trudne. Oddała gest, nieco niepewnie. 

- Ja mam na imię... yhm... 

- [T.I]. Masz na imię [T.I]. - dokończyłem. 

- [T.I]. - szepnęła cicho. Jakby próbowała coś sobie przypomnieć. Na nic. - Kim dla mnie jesteś? 

- Jestem Twoim chłopakiem. - złapałem ją czule za rękę. 

- Nie prawda. - zaśmiała się nerwowo. - Mój chłopak wyjechał w delegacje. Wróci. - jej spojrzenie stało się posępne i nie ufne. Odtrąciła moją dłoń.

- Zaraz wszystko Ci wytłumaczę. - muszę powili opowiedzieć jej o tym wszystkim. Jej BYŁY chłopak wyjechał w delegację, z której nigdy nie wrócił. Jak to możliwe, że to pamięta, a mnie nie? Kurwa, jakie to wszystko trudne. 

- Nie chcę Twoich tłumaczeń. Nie wiem kim jesteś i czego ode mnie chcesz, ale trzymaj się ode mnie z daleka. 

___

Wiem, że końcówkę spieprzyła, ale... mam wrażenie, że powoli staję się gorsza w tym co robię... :(

Napiszcie co o tym sądzicie, może macie pomysł na dalszą cześć?

Dobranoc/ miłego dnia. xx