niedziela, 28 września 2014

Harry cz.9


    
    Wierzę, że dla tej dziewczyny jestem w stanie się poświecić. Wierzę, że mamy szansę, a relacja, która zrodziła się między nami w ciągu dwóch ostatnich tygodni, na pewno przetrwa odległość i czas. Jestem od początku świadomy, że czas naszych swobodnych spotkań z dnia na dzień jest coraz krótszy, a już za 2 tygodnie zacznie się niecierpliwe czekanie na kolejne spotkanie, które będę miało miejsce tylko raz w tygodniu. Ona wróci na studia, a ja zostanę tutaj. I codziennie na nowo będę umierał, bo przypomnę sobie, że już nie spotkam się z nią na lekcji i nie będzie między nami wymiany zdań, której przysłuchuje się cała klasa, nie minę jej na szkolnym korytarzu, dyskretnie puszczając jej oczko, nie spotkam jej w kozie, gdzie miałbym ją na całe 45 minut.
     Gdybym tylko mógł, na pewno bym zrobił coś, co chociaż w minimalnym stopniu pozwoliłoby nam na częstsze spotkania, nie ważne ile by mnie to kosztowało. Bo spotykanie się z nią tak rzadko w szkole i jeszcze ciągłe ukrywanie się w jej małym mieszkanku, powoli zaczyna mnie wykańczać i nie tylko mnie. Nie mogłem jej zabrać na kawę, tylko zawsze przynosiłem je na wynos. Nie mogłem zabrać jej do restauracji, tylko robiliśmy jedzenie w jej domu. Albo kupowałem na wynos. Nie mogłem jej zabrać do kina, tylko oglądaliśmy filmy w telewizorze, albo na jej laptopie. Nie mogłem jej nawet zabrać na zwykły spacer po parku, czy przy wodzie. Ograniczaliśmy się wyłącznie do czterech ścian jej mieszkania, bo nawet nie mogłem jej zaprosić do siebie. Mama mnie prawdopodobnie zabije za to, że umawiam się z własną nauczycielką! Wiem, że prędzej czy później to się stanie, kłamstwo ma krótkie nogi, ale... później.
- Powiedz, kiedy się zorientowałeś, że jesteś we mnie zakochany?
     Przed chwilką właśnie jej to wyznałem. To jest jeszcze za słabe, aby nazwać to "miłością", ale też za duże, aby nazwać to "przyjaźnią". Jestem w niej zakochany. Po prostu.
- Od pierwszego wejrzenia. Już podczas naszej pierwszej lekcji sobie przyrzekłem, że Cię zdobędę. I chociaż bywały momenty, kiedy bym tą obietnicę złamał i kiedy już chciałem się wycofać... dotarło do mnie, że wpadłem po uszy.
- To dlatego tak dziwnie się zachowywałeś kilka dni przed tym, jak do mnie przyjechałeś?
- Tak, bo zabiłaś mnie po prostu propozycją "przyjaźni". - wybuchła głośnym śmiechem, odchylając głowę do tyłu. - Byłem tym załamany. Mówię poważnie, nie śmiej się ze mnie.
     Wysunąłem dolną wargę do przodu, robiąc minę smutnego psiaka, gdy [T.I.] nie przestawała się śmiać. Chwyciłem ją za nogi i przyciągnąłem w swoją stronę, sadzając na kolanach. Objąłem ją w pasie i zamknąłem jej usta w czułym, zapierającym dech w piersiach pocałunku, aby tylko przestała się śmiać. Cóż, mogę stwierdzić, że taki sposób uciszania jej bardzo mi odpowiada.
- Oh Harry... - westchnęła i wplotła palce w moje włosy, co było dla mnie bardzo relaksujące i odprężające. Uwielbiałem to. - Nie przejmuj się, ja czułam to samo.
     Wtuliła się we mnie i pilotem włączyła film, który zatrzymaliśmy na czas rozmowy o naszych uczuciach. W tej chwili leciał film "500 dni miłości". Z początku dzielnie protestowałem i namawiałem, abyśmy obejrzeli jakiś horror (no wiecie, idealna okazja do tego, aby się trochę poprzytulać i tak dalej, chyba nie muszę tłumaczyć, co by było dalej), ale z kobietą nigdy się kłótni nie wygrywa. Argument "bo tak" jest uniwersalny i używają go, gdy tylko mogą.

" - [T.I.], kochanie, nie zgadzam się na ten film! Ostatnim razem ty wybierałaś, teraz moja kolej. - wcisnąłem guzik na odtwarzaczu dvd, aby wysunąć płytę z filmem, który wybrała [T.I.] "500 dni miłości". Mój Boże, skąd ona wzięła ten film?
- No to ty dwa następne razy będziesz wybierał, ale proszę, obejrzyjmy ten film dzisiaj. - uśmiechnęła się do mnie słodko i nim zdążyłem wyjąć płytę, ona wcisnęła guzik, który z powrotem wsunął ją do odtwarzacza. Czy ona musi być taka uparta? - Harry, proszę, proszę, proszę...
- Dlaczego aż tak Ci na nim zależy?
- Bo... od zawsze chciałam go obejrzeć... i gra w nim mój ulubiony aktor! Harry, proszę, ostatni raz!
- Joseph Gordon-Levitt? Pochwal się, ile filmów z nim widziałaś, hmm? - spojrzałem na nią unosząc jedną brew do góry, nie ukrywając ciekawości, która z pewnością była wymalowana na mojej twarzy, ale gdy zobaczyłem zmieszany wyraz jej twarzy, wybuchnąłem śmiechem. Nie oglądała żadnego, ja to czułem. Uderzyła mnie z pieści w ramię, przez co prawie się przewróciłem na podłogę, ale to nie sprawiło, że przestałem się śmiać. Jej złość rozbawiła mnie jeszcze bardziej.
- Harry, dlaczego jesteś taki uparty?
- A dlaczego ty jesteś taka uparta? Obejrzymy ten film następnym razem...
- Czemu nie dzisiaj?
- Czemu dzisiaj?
- Bo tak.
     Kłócić się z kobietami... żadnej frajdy. Z Gemmą i mamą jest zupełnie tak samo.
- A co za to dostanę?
- Hm... niech pomyślę... Moją dozgonną wdzięczność?
- To za mało.
- No to jeszcze dwa buziaki.
- Pięć.
- Trzy.
- Cztery... Plus wybór kolejnych dwóch filmów należy do mnie. Korzystaj, bo nie zmienię swojego zdania... Ewentualnie mogę tylko podnieść poprzeczkę.
     Popatrzyła na mnie, lekko marszcząc brwi, dokładnie analizując moją propozycje. Wiedziałem, że waha się nad tą drugą częścią, ale pewnie się zorientowała, że albo się zgodzi albo włączam horror, którego tak bardzo się boi, więc w końcu kiwnęła głową.
- Dobra, niech Ci będzie. Ale jeżeli będę się bała usnąć w nocy, to zrobię wszystko, aby i Ciebie pozbawić snu. - zaśmiałem się i usiadłem na kanapie czekając, aż film się włączy. Poklepałem wolne miejsce obok siebie, a już po chwili [T.I.] się na nim znajdowała.
- Jeżeli będę spał z Tobą, dalej będziesz się bała?
- No nie wiem, strasznie chrapiesz w nocy, kręcisz się i się ślinisz. - objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie, składając całusa na jej czole. Żadna wcześniej przez nią rzecz nie była przeze mnie praktykowana, a mówiła to tylko dlatego, aby mnie sprowokować.
- Możliwe, że chrapię, kręcę się i ślinę, ale to nie ja jęczę przez sen Twoje imię. [T.I.], chcesz się ze mną czymś podzielić?
- Przyśniło Ci się to i teraz gadasz głupoty. - wbiła wzrok w ekran telewizora udając, że nie wie o co chodzi, ale doskonale wiedziała, o co chodzi. A ja będę jej to wypominał, dopóki się nie przyzna."



     Siedzę na parapecie przy zgaszonym świetle, obserwując oświetloną przez latarnię ulicę, po której co jakiś czas ktoś przejdzie albo przejedzie samochodem. W ostatnim czasie taki sposób spędzania wieczorów bardzo mi odpowiadał. Spokój, cisza. To dawało mi mnóstwo czasu na rozmyślanie. Rozmyślanie nad sensem dalszego związku mojego i Harrego. Zacznijmy od tego, że za tydzień mnie już tu nie będzie. Wrócę na studia i będę mieszkała z Shay w ciasnej kawalerce, którą opłacają jej rodzice. Będę tu wracała tylko na weekendy, podczas których praktycznie w ogóle nie odpoczywam. Pojęcie czasu zmienia się już w liceum, dni mijają jak minuty, a dwa dni weekendu jest wręcz nieodczuwalne.
     Czy mogę nazwać swoją relację z Harrym "związkiem" czy raczej łamaniem prawa? Robimy wszystko, aby trzecie osoby się o tym nie dowiedziały - no bo siedząc prawie codziennie w moim mieszkaniu trudno, aby ktoś się zorientował - ale jaki jest sens dalej to ciągnąć, jeżeli ja wrócę na weekend tutaj i znowu będziemy siedzieć w czterech ścianach mojego małego mieszkanka? Chociaż to by było jedyne wyjście... to jednak źle się czułabym z tą świadomością, że Harry marnuje na mnie tylko swój czas.
     To nie tak, że nie kocham go.
     Kocham.
     I to bardzo.
     Zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie. Otworzyłam się i wpuściłam do swojego serca kogoś, kto mnie rozumie, moje poczucie humoru, moją muzykę, moje marzenia. Mimo, że chciałby spędzać ze mną każdą wolną chwilę, tak jak ja z nim, ponieważ nie mamy ich zbyt dużo, to bez problemu zgadza się na moje wieczorne wyjścia z przyjaciółmi na miasto. Raz nawet nam towarzyszył. Bardzo go polubili. Po prostu znalazłam kogoś, kto sprawia, że się uśmiecham, śmieję i bujam w obłokach przez całą drogę do domu.
     Nigdy nie sądziłam, że będę w stanie pokochać takiego chłopaka, jakim jest Harry. W szkole dalej zgrywa aroganta i twardziela, ale kiedy jest ze mną zupełnie się zmienia jego nastawienie i osoba, która zna go wyłącznie ze szkoły, nie uwierzy, że prywatnie potrafi być czuły, delikatny, kochany... być po prostu ideałem mężczyzny. I robię z nim to, o czym marzy każda nastolatka będąc w liceum. Ja tego nie doświadczyłam, więc nadrabiam teraz, na studiach. Małe rzeczy. Ale to właśnie one sprawiły, że tak bardzo się do siebie zbliżyliśmy.
     Te dobre, jak i te niezbyt przyjemne. Wyrozumiałość zajmowała pierwsze miejsce.

     "Stoi oparty nonszalancko o szafki kuchenne, uważnie przyglądając się pracy moich rąk, podczas przygotowywania ciasta. Naprawdę to zaczyna mnie wytracać z równowagi. Nienawidzę, gdy ktoś patrzy mi na dłonie podczas robienia czegokolwiek, czy to pisanie czegoś na szybko, czy robótki ręczne czy nawet to robienie ciasta, mogę mieć pewność, że coś zepsuje albo się pomylę. Jeżeli ciasto nie wyjdzie, Harry będzie jadł całą blaszkę sam.
- [T.I.], co się stało? - zapytał nagle, a ja znieruchomiałam. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi. Fakt, dzisiaj czułam się trochę gorzej, niewiele dzisiaj się do niego odzywałam i nie do końca byłam z nim szczera, ale... No nie wiem, wydawało mi się, że nie zauważył tego...
- W jakim sensie pytasz?
- Jesteś dzisiaj jakaś... smutna? Proszę, nie mów, że jest inaczej.
     Nic nie odpowiadając, wróciłam do wyrabiania ciasta, dodając jeszcze cukier waniliowy do całej masy. Szarlotka. Chodziła za mną już od dłuższego czasu i musiałam ją wreszcie przygotować. Przyrządzona w domu jest o wiele lepsza, niż ta kupna, ponieważ przynajmniej wiem, co w niej jest. Szarlotka z wypełniaczami i poprawiaczami smaku? Nie, nie takie szarlotki przygotowywały nasze babcie!
- [T.I.]...
- Harry, mógłbyś zamieszać jabłka, żeby się nie przypaliły?
     Usłyszałam ciche z westchnięcie z ust Harrego, ale kompletnie je zignorowałam. Nie chcę zmieniać tematu. Nie mam ochoty rozmawiać na temat tego, co męczy mnie od kilku dni. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że nie jestem gotowa, aby rozmawiać na ten temat, ale dzisiaj już nie odczuwam tego tak bardzo i zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie powinnam już teraz porozmawiać z Harrym na temat mojej przeszłości... Ta chwila jest coraz bliżej, jak dalej.
- [T.I.]...
- Proszę, nie przeszkadzaj mi.
- Odkładanie tego na później nie sprawi, że ten problem zniknie. Porozmawiaj ze mną.
- Nie teraz. - bąknęłam pod nosem, chowając ciasto do lodówki. Chcąc iść do jabłek, aby sprawdzić, czy już są odpowiednio przygotowane, poczułam silny uścisk na swoim nadgarstku, który skutecznie mi to uniemożliwił. Spojrzałam na Harrego, trochę zdziwiona jego reakcją. Nie sądziłam, że aż tak będzie mu zależało na mojej odpowiedzi.
- Jak nie teraz, to kiedy? Nie mogę znieść widoku Ciebie takiej smutnej. Widzę, że coś Cię męczy od chwili, gdy pierwszy raz Cię dzisiaj zobaczyłem. Chcę Ci pomóc...
- A co jeżeli Ci powiem, że nie jesteś w stanie mi pomóc?
- Chcę spróbować...
     Westchnęłam cicho zdając sobie sprawę, że już mi tej rozmowy nie odpuści, nawet jeżeli bym ją znowu przesunęła na "potem". Ufam mu i chcę mu o tym powiedzieć. Być może to obawa przed jego reakcją, nie pozwala mi wyznać całej prawdy albo... po prostu wstyd, że mam takie coś za sobą.
     A mimo to zdaje sobie sprawę z tego, że zasługuje na prawdę. On wyznał mi historię swojego życia, zanim jeszcze oficjalnie sobie powiedzieliśmy, że nam nas sobie zależy. Teraz moja kolej.
- Zostałam zgwałcona. - powiedziałam wprost, odwracając się do niego plecami. W oczach zebrały mi się łzy, ale zacisnęłam powieki, aby nie wydostały się na zewnątrz.
     To było właśnie to, co od rana mnie męczyło. Dzisiaj mija dokładnie 5 lat od tego wydarzenia i to była moja pierwsza myśl zaraz po przebudzeniu się. Wszystkie wspomnienia są wciąż żywe, jakbym przeżywała dokładnie to samo, co te 5 lat temu. Każde uczucie, każdy dotyk, każdą łzę czują na nowo i przez moje ciało przechodzi dreszcz, kiedy sobie przypominam jego dotyk na swoim ciele...
- Jak... jak to?
     Zdobyłam się na odwagę i odwróciłam się w jego stronę. Widziałam szok wymalowany na jego twarzy, ale nie dziwi mnie to. Można wręcz powiedzieć, że był kompletnie zdezorientowany, jakbym mu powiedziała coś, w co nikt by nie uwierzył. Niestety to była prawda. Za wszelką cenę próbował tą informację przyjąć do siebie.
- To było w liceum, 5 lat temu. Byliśmy ze sobą wtedy jakieś... 4 miesiące. Byliśmy w sobie zakochani, a przynajmniej ja byłam w nim. Jemu widocznie zależało tylko na tym, aby mnie wykorzystać, bo po wszystkim nawet słowem się do mnie nie odezwał, a nawet wyśmiewał się ze mnie razem ze swoimi kolegami. - odetchnęłam cicho, próbując się nie rozpłakać. Czuję się bezsilna, kompletnie bezradna i totalnie zrozpaczona. Za wszelką cenę próbowałam sobie przez ten czas wmówić, że dam radę, że to minie za jakiś czas, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. Tak bardzo się myliłam... - Po niecałych dwóch miesiącach moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Zostałam sama z bratem. Ale on nie wie o gwałcie. Nawet Shay nie wie. Przeżywałam to wszystko sama. Ty jesteś pierwszy, który o tym wie.
     Chodząc na imprezy z Shay, próbowałam się po pierwsze dowartościować. Wymazać z myśli te przykre słowa wypowiedziane przez chłopaka, którego naprawdę kochałam i znowu zacząć wierzyć w siebie. By stać się dziewczyną, którą byłam wcześniej. Po drugie, by zagłuszyć ból po stracie rodziców. By zapełnić tą pustkę i przestać czuć się samotną, ale powiadają, że nawet wśród ludzi można czuć się samotnym. I ja tak właśnie się czułam. Sztuczne wyciszanie uczuć, które w rzeczywistości tylko mnie powoli wyniszczało psychicznie.
     Mimo tego, że na imprezach większość czasu spędzałam w towarzystwie chłopców... nigdy nie pozwalałam na to, aby któryś mnie pocałował, ani nawet dotknął. Miałam wrażenie, że każdemu zależy tylko na jednym...
- [T.I.]... tak mi przykro. - podszedł do mnie, kładąc dłonie na moich biodrach. Nasz wzrok się skrzyżował, a mi serce pękło, kiedy zobaczyłam, jak Harry przeżywa moją sytuację. - Faktycznie, nie potrafię Ci pomóc. Nie potrafię sprawić, byś wymazała to wspomnienie z pamięci, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, abyś nie odczuwała tego tak bardzo.
     Wyszeptał i przesunął swoje dłonie na plecy, przyciągając mnie do siebie i zanurzając twarz w moich włosach. Westchnęłam cicho, chowając twarz w zagłębienie jego szyi czując, że Harry mówi poważnie i z jego pomogą dam radę. Dam radę uwolnić się od tych wszystkich wspomnień. Pozbyć się tego wszystkiego, co było moją zmorą przez ostatnie kilka lat."


     Pomógł mi. Naprawdę mi pomógł, a to nie był pierwszy raz, kiedy to zrobił. Nie mam słów, aby wyrazić moją wdzięczność, jaką do niego czuję. Oddałam mu swoje serce w całości mimo, że nadal nie jestem pewna, czy powinnam się posuwać do takiego kroku.
     Ale... jakby teraz wyglądało moje życie bez niego? Te wszystkie wspomnienia, które zdążyliśmy utworzyć podczas ostatniego miesiąca sprawiają, że uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy i niejednokrotnie przyłapałam się na tym podczas zajęć w szkole albo przed snem...


     A co z zaufaniem?
     Pytałam, nie raz, czy chcę o tym z kimś porozmawiać. Z siostrą, Zaynem albo jeszcze kimś innym, ale nigdy nie odczuwał takiej potrzeby. Tak samo ja mu powiedziałam, że chciałabym czasem porozmawiać o tym ze swoim bratem albo Shay. Ale mój brat... prawdopodobnie by mnie za to zabił, a Shay rozpowiedziała wszystkim na studiach, wiec rezygnowałam z tego pomysłu. Harry określił to naszym sekretem, o którym wiemy tylko my.
     Ale wiem, że nie jest ze mną szczery. Kobieca intuicja.
     Nie raz obserwując ich rozmowy na lekcjach odnosiłam wrażenie, że dotyczy ona mojej relacji z Harrym. Zawsze Zayn w tej chwili dyskretnie patrzył na mnie i dziwnie się uśmiechał. Albo na lekcji podsuwał dwuznaczne aluzje, oczywiście patrząc przy tym na mnie.
     Nie byłabym zła, gdyby Harry się przyznał do tego, że powiedział Zaynowi, zamiast zaprzeczać mi prosto w oczy. Taka mała rzecz, która sprawiła, że mam wątpliwości. Przecież to nie jest coś złego, rozumiem że może czuć się...zagubiony. Sama tak się czuję i nie mam do niego o to pretensji. Chciałabym Go w tym wszystkich wesprzeć, ale chyba sama potrzebuję takiego wsparcia. Kopniaka w tyłek, który sprowadzi mnie do rzeczywistości.
     Po prostu uczynił mnie piękniejszą. I wiesz, że nie chodzi mi o wygląd. Inni, którzy zabiegali o moje względy od razu chcieli odkryć wszystkie karty. Poukładać puzzle i prosić o rękę. On tego nie robi. Zadaje pytania, których nikt inny nigdy mi nie zadał. Jego w istocie interesuje to, co myślę, mówię, robię, dokąd idę. Kiedy czytam książkę, on chcę wiedzieć co czuję po pierwszym rozdziale. Co mi się nie podobało. Co bym zmieniła. Kiedy płaczę nie próbuje mnie rozśmieszyć. Po prostu jest. Tak samo, gdy jestem smutna. Robi mi herbatę, siada naprzeciw mnie po turecku i wpatruje się we mnie tymi swoimi zielonymi oczami. Pokochałam jego obecność. Stał się częścią tego mojego chaosu, w którym żyję. I jest zdecydowanie już zdecydowanie za późno, bym mogła się od niego uwolnić. Za bardzo się zaangażowałam i nie wyobrażam sobie tego, jak będzie wyglądał nasz związek już za tydzień.
     Czuję się cudownie w jego ramionach, a nawet więcej, czuję się w nich bardzo wygodnie. Jakby były stworzone do tego, abym w nich była. Co sprawiało, że czułam się, jakbym była trzy pieprzone metry nad ziemią. A teraz ma się to skończyć. Pęknąć, niczym mydlana bańka.


     Siedzę w klasie czekając, aż Harry wreszcie zjawi się na zajęciach dodatkowych w postaci karnej kozy. Z tego, co wiem, wraz z moim odejściem te zajęcia skończą się. Dyrektor zauważył widoczną "poprawę" w jego zachowaniu, a nawet podniósł oceny z niektórych przedmiotów. Z moją małą pomocą udało mu się również rzucić palenie i nie miał w ustach papierosa od miesiąca. Jestem z niego dumna, że mu się udało. Czy samodzielnie, czy z moją pomocą - to nie ważne. Ważne, że walczył o to do samego końca.
     Wreszcie pojawia się w klasie, od razu kierując się w moją stronę. Chcę mnie pocałować w usta, ale odwracam głowę tak, że naszym powitaniem jest zaledwie muśnięcie w policzek.
- Coś nie tak? - zapytał, rzucając plecak na ławkę, która znajduję się tuż przy biurku. - Przepraszam za spóźnienie, ale...
- Musimy porozmawiać.
     Przerywam mu czując, że jeżeli teraz nie zbiorę się na odwagę i nie powiem, co ciąży mi na sercu, już nigdy nie będę mogła tego zrobić. Chociaż... cholernie się tego boję, to czuję, że nie mam innego wyjścia. Tak będzie lepiej i dla mnie i dla niego.
- Wszystko w porządku? - kuca przede mną i chwyta mnie za dłoń, ale zabieram ją. Nie mogę tak. Swoimi czułymi gestami sprawi, że zapomnę w końcu o tym, co chcę mu powiedzieć, albo się rozmyślę.
- Nie, nie jest w porządku. -  patrzy na mnie zaskoczony, aż w końcu wstaje i opiera się o biurko, nie wypowiadając przy tym ani słowa. Wiem, że złamię mu tym serce i czuję się z tym... totalnie chujowo, ale nie widzę innego rozwiązania. - Powinniśmy się rozstać.
     Patrzę na jego twarz i natychmiast odwracam wzrok, zamykając oczy. Łzy pieką mnie pod powiekami, ale muszę dotrwać do końca.
     Zaskoczenie.
     Smutek.
     Ból.
     Ogromny ból.
     To wszystko widziałam w zaledwie ułamek sekundy. Tak bardzo nie chciałam go krzywdzić, tak bardzo chciałam uciec od przeznaczenia, że teraz wpadłam w jego sam środek. Obiecałam mu, że nigdy nie odejdę, że mnie nie straci niezależnie od sytuacji, w jakiej się znajdziemy, a teraz? A teraz robię dokładnie to samo, czego się wystrzegałam. Ale wtedy byłam inną osobą. Wtedy myślałam, że naprawdę mamy szansy. Że nikt się nie dowie, przecież jeżeli skończę praktyki, będziemy mogli kontynuować nasz związek, tym razem swobodnie, niczego się nie bojąc.
     Ale ile można okłamywać samą siebie i mówić, że ta sytuacja wcale nie jest dziwna? Co powie jego mama? Gdyby się postarała i to gdzieś zgłosiła, miałabym niemałe problemy.
- [T.I.]... dlaczego?
- Harry, jesteś ode mnie młodszy, przed Tobą najlepsze lata liceum oraz studiów. Powinieneś z tego korzystać, a nie ograniczać się wyłącznie do dziewczyny, która będzie wiele kilometrów stąd  i którą będziesz widzieć raz na tydzień. Teraz mówimy, że wszystko będzie dobrze, że będzie dobrze, ale nigdy tego nie możemy być pewni, Harry. Może się zdarzyć wszystko, kiedy będziemy tak daleko od siebie. Nie chciałabym dostać za kilka dni wiadomości od Ciebie, że znalazłeś sobie inną dziewczynę, bo ja Ci się znudziłam... - łza spłynęła mi po policzku, spadając na moje splecione dłonie. - Kocham Cię i zależy mi, abyś był z szczęśliwy z dziewczyną, z którą nie będziesz się musiał ukrywać. Kiedy wrócę tu w wakacje...
- To będziemy razem, a w październiku znowu jak będziesz wracać na studia, to mnie zostawisz, tak?
- Nie rozstawiam Cię, po prostu...
- Nie, [T.I.]! Zostawiasz mnie! Nie raz Ci mówiłem, że nigdy nie zależało mi tak na dziewczynie, jak mi zależy na Tobie. Nie ufasz mi, prawda? Sądzisz, że mógłbym się pocieszać w ramionach innej dziewczyny, Tobie mówiąc, że wszystko w porządku? - zaśmiał się gorzko i schował twarz w dłonie. Widok Harrego w takim stanie złamał mi serce jeszcze raz. - A może to ty chcesz się jeszcze wyszaleć na studiach, co?
- Harry, nie!
- I mam patrzeć, jak się umawiasz z chłopcami, zakochujesz się w którymś z nich i wyjdziesz za mąż? - jego głos stwardniał. - A ja będę umierał po trochu każdego dnia.
- To będzie dla nas w pewnym sensie próba, który sprawdzi, czy faktycznie nam na sobie zależy...
- Ja nie potrzebuję żadnych prób, aby wiedzieć, że mi na Tobie zależy i że zakochałem się w Tobie po uszy. - patrzy na mnie chwilę, a potem powoli zbliża się i kuca. Chwyta moją dłoń, ale tym razem jej nie zabieram. - Udowodnię Ci to. Będę na Ciebie czekał. A tymczasem... bądź szczęśliwa.
     Składa delikatny pocałunek na zewnętrznej stronie mojej dłoni i puszcza ją. Chwyta plecak w dłoń i zarzuca go sobie na ramię. Kieruję się ku drzwiom klasy. Chcę krzyczeć, prosić aby jeszcze nie odchodził, ale w gardle mam gule, która mi na to nie pozwala. Jeszcze odwraca się do mnie i szepcze:
- Do zobaczenia, [T.I.].
     Słysząc to zdanie, chowam twarz w dłonie i wybucham gorzkim, niepohamowanym płaczem.Wiem, że to będzie bolesny czas i dla mnie i dla niego, ale czuję, że dobrze zrobiłam... To, że się kochamy nie znaczy, że Bóg ma w planach, byśmy byli razem.


Witajcie!
Bardzo przepraszam, że aż tyle musieliście czekać na tą część i przepraszam Was a treść, bo chyba nie do końca wywiązałam się  zadania. Nie jestem zadowolona z końcówki, mogłam ją napisać inaczej, ale chodzi o styl, ponieważ z akcji wszystko idzie tak, jak zaplanowałam. Przepraszam, kochani, wiem jak czekaliście na tą część. Już reszta współautorek trochę miała dosyć tych pytań o tą część, haha.
Mam nadzieję jednak, że wyrazicie w komentarzu swoją opinię. Przypominam, że zasada 50 komentarzy została zawieszona, ale przypominam również o ankiecie, jeżeli ktoś jeszcze nie zagłosował.
Przed nami 10, ostatnia część. Jak uważacie, [T.I.] i Harry się jeszcze zejdą?
Pozdrawiam,
Merci.

EDIT: Chciałabym coś wyjaśnić. Tak, to prawda. Pisząc tego imagina, wspomagałam się książką "Hopeless", jednak nie miałam na celu przepisywanie tutaj pół książki, a jednak w wyniku ostatecznym tak wyszło... Przepraszam Was bardzo, nie sądziłam, że wyszło tego aż tyle, dlatego poprawiłam imagina i mam nadzieję, że teraz jest lepiej. Przepraszam jeszcze raz, po prostu wrzesień był dla mnie dosyć ciężkim miesiącem i opornie mi szło pisanie tego imagina... Jednak 10 cześć będzie lepsza. Mam nadzieję.

czwartek, 25 września 2014

Niall


Uwaga!!
Zasada pięćdziesięciu komentarzy jest zniesiona co nie oznacza nie chciałybyśmy widzieć ich pod postami. Pamiętajcie, że one motywują do dalszej pracy. Prosimy również byście zagłosowali w ankiecie widniejącej obok. Za jedno i drugie dziękuję.

A teraz miłego czytania...


                     Jestem złamana. Złamany człowiek wiesz jak to jest? Oczywiście, że nie. Ty jesteś idealny we wszystkim co robisz. W twoim wyglądzie i zachowaniu nie widać ani odrobiny niedoskonałości. Szczupła sylwetka zachowująca pozory wysportowanej, idealnie biały uśmiech i idealnie hipnotyzujące tęczówki. To w komplecie z niesamowitym stylem i głosem tworzy ideał, całkowite... (przeciwieństwo)


...wyobrażenie ideału. Blond  włosy i zielone oczy pasujące do idealnie zgrabnego noska. Mała i cicha, co dzień śliczna. Urocza i słodka. Idealna. A ja złamany gdy ona jest jak...

...anioł. Anioł w ludzkim ciele. Pomocny i uczciwy. Idealny charakter. Ideał obdarzony nieidealnym, złamanym uczuciem. Moim, niewypowiedzianym uczuciem. Siedzi koło mnie co chwila odpowiadając na pytania nauczyciela. Inteligentny. Jakby miał...

...Einsteina w głowie. Jej cichy głos rozbrzmiewa co chwila gdy zadawane zostają co raz trudniejsze pytania. Mądra. Obdarowana moim złamanym uczuciem. Dzwonek. Zaczęła się pakować. Każdy ruch idealny. Ręka odgarnia...

...blond włosy idealnie układając je. Chciałabym spleść nasze palce i przechadzać się z nim po korytarzach szkolnych. Ideał i nieidealna. Połączenie nie do zdarcia? Albo niemożliwe. Tak. Właśnie takie. Marzenie nigdy nie...

...spełnione. Samotny w korytarzu idący za ideałem. Moim ideałem. Usiadłem za nią w stołówce. Wpatrywałem się w jej idealne ciało. Szczupła i nawet nie zdaje sobie spawy jaka jest...

...piękny. Piękny śmiech, który słyszę za plecami. Ze mnie? Gruba i brzydka. Spojrzałam na stojące na przeciw jedzenie. Zaraz zerwałam się z  miejsca i uciekłam z sali. Zobaczyłam jego oczy. Nie potrafię opisać uczucia jakie mnie ogarnęło gdy spojrzałam w te...

...tęczówki. Przyjemne dreszcze zastąpione smutkiem po zobaczeniu gromadzących się łez. Gdy tylko wybiegła zerwałem się za nią. Usiadłem koło niej w parku na jednej z ławek. Nie wiem czemu to zrobiłem ale...

...przytulił mnie. Ideał przytulił nieidealną. Mnie. Takie ciepło. Motylki w brzuchu i przyjemne łaskotanie. Czy on też to...

...czuje? Endorfiny spowodowane jednym dotykiem. Motylki. Zrobiłem to. Po tylu miesiącach dotknąłem ideału. Czy mi nie...

...ucieknie. Gdy się odsunę czy zostanie? Ze złamaną? Wtedy spojrzałam na jego...

...ręce. Pokaleczone i naznaczone czerwonymi bliznami. Ona jest...

...złamany. Mój ideał jest taki jak ja. Moglibyśmy stworzyć idealnie...

...złamaną parę. Obronię ją, a ona  mnie. Dopełni moje złamanie, a ja jej...

...ideał. Od dzisiaj tacy sami i odmienni. Smutni i radośni...

...Idealni i...

...złamani.


              Oboje byli złamani choć widzieli ideały. Byli psychicznie chorzy bo on widział ją gdy jej nie było, a ona widziała jego gdy nikogo nie było. Złamani, idealni, niewidoczni. 



~.~

            Mam nadzieję, że się podobało i jeszcze raz przypominam o ankiecie :) 
Jeszcze dziękuję za miłe przyjęcie 
Kisses ~ Vic x


wtorek, 23 września 2014

Niall, część pierwsza

- [T.I]! Błagam cię nie zostawiaj mnie! [T.I!]! - Niall woła mnie rozpaczliwie zaciskając dłonie na metalowych rurkach ale ja już go nie słucham.
Idę korytarzem policyjnego komisariatu ze spuszczoną głową i patrzę się na swoje buty. Za mną stoi on. Oddziela nas od siebie krata celi, w której aktualnie przebywa. Dziś wieczorem aresztowali go za posiadanie narkotyków. Zdarza się to bardzo często, lecz ja za każdym razem mu wybaczam. Lecz tym razem było inaczej.
Oprócz narkotyków znaleziono przy nim również 16 letnią prostytutkę, czego ewidentnie nie potrafię mu już przepuścić płazem. Policjanci powiedzieli mi, że byli oboje na zapleczu w trakcie stosunku, gdy złapali go w jednym z londyńskich klubów. Serce pęka mi gdy tylko o tym myślę. Nie rozumiem, a może raczej nie chcę zrozumieć, dlaczego mi to zrobił, dlaczego mnie zdradził. Przecież mówił, że mnie kocha. Zapewniał, że się zmieni, że zerwie z narkotykami. Okłamał mnie, a 10 minut temu jeszcze się usprawiedliwiał. Nie ważne, czy był naćpany czy nie był, zPs jesjest zdradą.
Niewybaczalną.

- Do widzenia. - żegnam się lekko płaczliwym tonem z policjantem, który wyprowadza mnie w stronę wyjścia z komisariatu.
Słyszę jeszcze jeden, głośny krzyk Nialla, który mówi mi, że mnie kocha, co tylko jeszcze mocniej sieka moje serce na małe kawałeczki.
Gdy rześkie powietrze uderza moją twarz, po prostu odpływam i zaczynam płakać jak małe dziecko. Idę na przystanek autobusowy i zupełnie nie zwracam uwagi na stojących na nim ludzi bez przerwy spazmatycznie łkając. Moje spierzchnięte usta przesiąkają łzami i są lekko opuchnięte, tak samo jak powieki. Musze wyglądać okropnie ale nie przejmuje się tym zbytnio, gdy podjeżdża autobus a ja wsiadam do niego. Łapię się metalowej rurki, która strasznie przypomina mi o kratach, za którymi zostawiłam Nialla. Przez chwilę moje ciało przeszywa okropne poczucie winy, więc na wszelkie sposoby staram się go pozbyć.
Gdy w końcu mi się to udaje, autobus zatrzymuje się niedaleko naszego domu. Wysiadam i ruszam w jego stronę, już nieco twardziej stawiając stopy na ziemi.


* * *

Czas mija nieubłaganie szybko. Nie mogłam uwierzyć, że to już 4 lata. 4 l a t a minęły, od kiedy ostatnio widziałam Nialla na tym komisariacie. Słyszałam, że siedzi w więzieniu. Nie wiem czy to prawda, sama nie mam od niego żadnych osobistych wiadomości.
Ale nie czuję się samotna, nic z tych rzeczy.
Mam kogoś.
Ma na imię Aiden, ma 26 lat. Mimo, że jest 4 lata starszy ode mnie, to myślę, że dobrze nam ze sobą.
Przynajmniej mnie jest dobrze.
Jesteśmy razem już 6 miesięcy, lecz mimo to ja nadal nie potrafię się w nim zakochać po tym co zrobił mi Niall. Czasem zastanawiam się czy to nie miłość do Nialla mnie zblokowała. Gdy jestem sama w domu i patrzę na nasze wspólne zdjęcie mam ochotę pojechać do najbliższego zakładu karnego i spotkać się z nim – zapytać, jak się ma, czy wszystko z nim w porządku, jednak Aiden wracający z pracy i witający mnie czułym całusem zupełnie odpędza ode mnie te myśl, mimo że też nie jest ideałem.
Dużo pali, czasem zdarza mu się czasem odrobinkę za dużo wypić, ale ta rozbrajająca mnie od środka wizja samotności nie pozwala mi go zostawić. Czasem potrafi być szarmancki i wspaniały, a czasem po prostu chamski i prostacki.
Usprawiedliwiam go tym, że każdy ma jakieś wady, ale sama wiem że to głupie i dziecinne. Kiedyś limit nieudanych związków się kończy, tak?
Miałam nadzieję, że Aiden jest moją linią końcową.

Około 17 zaczynam gotować Aidenowi kolację. Dziś musiał zostać nieco dłużej w pracy. Pracuje w dużej korporacji, ma jakieś ważne stanowisko, ale ja w ogóle się na tym nie znam. Wiem tylko od której do której pracuje i kiedy musi zostać nieco dłużej, ponieważ zawsze mnie o tym uprzedza.
Podczas krojenia papryki przygotowuje się psychicznie na to, że po powrocie zapewne od razu chwyci za butelkę whiskey i wypije jej połowę jak nie więcej do posiłku, szykuje mu więc jego ulubioną szklankę, w której pił ten trunek, aby oszczędzić sobie niepotrzebnych sporów i kłótni, które bardzo lubi wszczynać, gdy jest zmęczony.
Gdy na patelni skwierczy cebula, kurczak, papryka i ananas, przykrywam ją przeźroczystą pokrywką, aby papryka nieco zmiękła, po czym otwieram torebkę z proszkiem do sosu słodko kwaśnego.
Nigdy nie byłam dobrą kucharką, toteż teraz też nią nie będę. Mieszam proszek z wodą i wlewam na patelnie ówcześnie podnosząc pokrywkę i energicznie mieszam go łyżką. Gdy gęstnieje ponownie zakrywam patelnię.
Słyszę pukanie do drzwi i uśmiecham się na myśl, że już skończyłam. Wyłączam palnik, na którym gotował się ryż i zdejmuje fartuszek. Poprawiam włosy i idę korytarzem w stronę drzwi. Biorę kilka głębokich wdechów i otwieram je.
- Cześć. - słyszę ten ochrypły głos i rozchylam usta, zawieszając wzrok na bladoróżowych wargach.
Jedna z nich jest przyozdobiona kolczykiem.
- Niall? - wręcz piszczę i sztywnieję łapiąc się gwałtownie framugi.
- Tsa... - stara się być obojętny, ale nie bardzo mu wychodzi, bo gdy patrzę w jego oczy widzę coś na wzór szczęścia – Mogę cie prosić o pomoc? - pyta i unosi brew.
- Uciekłeś z więzienia? - wypaliłam nagle, i spłonęłam szkarłatnym rumieńcem.
- Nie. Wypuścili mnie. - westchnął.
Zapadła cisza, a ja poczułam kołatanie w sercu. Niall stanowczo nie wyglądał tak samo jak kiedyś. Dużo schudł, jego tatuaże na ramionach nie przypominały już jego tatuaży, zupełnie straciły swój blask, a policzki nie były już tak wesołe i rumiane.
Włosy miał całkiem brązowe, nieco krótsze niż wcześniej, ale nadal pozostawione w nieładzie, który tak lubiłam.
- Mogę zostać u ciebie na kilka dni? Póki nie będę mógł jakoś zacząć od nowa. - mówi jak gdyby nigdy nic a ja odwracam wzrok i rozglądam się po przedpokoju.
Na korytarzu stoi szafka. Pamiętam jak dziś dzień, w którym Niall ją kupił i sam montował. Zdaję sobie sprawę, że połowa tego domu tak na prawdę należy do niego, więc zaciskam wargi i kiwam głową.
- Wejdź. - mówię a on wchodzi do środka niosąc z sobą swoją lekką najwyraźniej torbę.
- Dzięki. - kładzie swoją torbę obok wieszaka na kurtki, a ja marszczę nos – Czyja to marynarka? - pyta i bierze w swoje nieco kościste dłonie marynarkę Aidena.
Na dywaniku stoi kilka par jego butów a na szafce przed lustrem stoją jego flakoniki z perfumami. Niall jeździ po wszystkim wzrokiem.
- Masz kogoś, tak? - pyta, a jego oczy już nie są tak szczęśliwe jak były wcześniej.
Nie widzę sensu, by kłamać, więc tylko kiwam głową.
- To wspaniale. - mówi do mnie wbrew moim oczekiwaniom – Jest lepszy ode mnie? - pyta i odwiesza jego marynarkę.
Nie pozwala mi jednak odpowiedzieć i wchodzi do kuchni , po czym patrzy się na jeden talerz na stole, butelkę whiskey i szklankę obok niego. Analizuje to wszystko przez chwilę. Czuje się strasznie zażenowana i milczę.
- Twój facet pije whiskey do obiadu?
- Do kolacji. - poprawiam go szeptem.
- Co za różnica. - westchnął – Mogę skorzystać z łazienki? - pyta, a ja kiwam głową.
Odprowadzam go wzrokiem i widzę, że wyjmuje ze swojej torby żółte pudełeczko. Zamyka się w łazience a ja oddycham głęboko oczekując na konfrontację z Aidenem.

* * *

Aiden je kolację w jadalni w samotności. Pokłóciliśmy się, a Niall nadal jeszcze od pół godziny siedzi w łazience. Ja siedzę w salonie a na stoliku do kawy stawiam kolejno miskę z ryżem i naczynie żaroodporne z sosem, oraz dwa talerze. Przecieram twarz dłońmi, a w głowie nadal mam jeszcze słowa Aidena, który 10 minut temu nazwał mnie dziwką.
Czy ja jestem dziwką?
- Um... [T.I]? - Niall wchodzi do salonu niepewnym i delikatnym krokiem przeczesując włosy palcami – Wszystko okej?
Patrzę na jego głowę i widzę, że włosy znowu są blond.
- Pomalowałeś włosy? - zapytałam lekko zdziwiona wymijając temat.
- Tsa, kupiłam sobie farbę dziś rano. Miałem jeszcze jakieś 10 funtów. - wzrusza ramionami – Co jest dobrego do zjedzenia? - pyta i siada obok mnie.
Widzę, że jest głodny chociażby po budowie jego ciała więc nakładam mu spora porcję ryżu z sosem a sama nakładam sobie o połowę mniej. Niall bierze w dłoń widelec i zaczyna jeść.
- Jak zwykle [T.I] robi najsmaczniejsze dania z proszku. - zachichotał i jadł dalej, a ja rumieniłam się z każdym jego słowem.
Brakowało mi takich jego zabawnych i dowcipnych komplementów. Aiden już dawno nie mówił mi, że coś co zrobiłam mu smakuje, chociażby było o danie z proszku. On tylko komplementował whiskey które popijał do posiłku.
Jem powoli i odkładam talerz, gdy połowa porcji znika z mojego talerza. Niall odkłada pusty talerz i klepie się po brzuchu.
- A teraz gdy jestem najedzony mógłbym wpierdolić twojemu facetowi za to, jak cie zwyzywał.
- Słyszałeś? - zachłysnęłam się powietrzem.
- Tak się na ciebie darł że ciężko było nie usłyszeć.
Schowałam twarz w dłoniach.
- Nawet... Niall... Błagam cię przestań. - mówię – Po prostu poro... - zaczynam ale słyszę głośny wrzask Aidena.
- Co to kurwa ma być! - krzyczy a ja gwałtownie wstaje.
Wbiegam do kuchni i widzę, że Aiden trzyma w dłoniach pustą butelkę po whiskey. Jestem zdziwiona, że wypił to wszystko tak szybko, a jednocześnie cholernie przerażona.
Widzę też coś, co nigdy nie miało znaleźć się w rękach Aidena. Trzyma w dłoni otwarty naszyjnik w kształcie serduszka, który Niall podarował mi jeszcze przed zerwaniem. Nosiłam go praktycznie zawsze, tyle że Aiden nie wiedział o zdjęciu w środku. Teraz naszyjnik był otwarty. Najwidoczniej zapomniałam założyć go po tym, jak zdjęłam go przed rozpoczęciem gotowania.
Jedna połowa serduszka przedstawia mnie i Nialla gdy daje mi całusa w policzek, a druga ma wygrawerowane nasze imiona.
- Ja... Oddaj mi to. - podchodzę do Aidena i staram się zabrać mu z dłoni naszyjnik, ale on rzuca nim w ścianę.
Słyszę trzask a na ziemi ląduje wygięta w zupełnie nieodpowiednią stronę zawieszka. W moich oczach zbierają się łzy i proszę w duszy o to, aby Niall nie wszedł do kuchni, bo jestem świadoma tego, że stoi w jej progu.
- Ty pieprzona dziwko! - wrzeszczy i przypiera mnie do ściany – Niall był w więzieniu, tak? Ile jeszcze miałaś zamiar karmić mnie tymi kłamstwami? - krzyczy i zaciska dłoń na mojej szyi.
Zaczynam machać nogami czując nagły brak tlenu, który po szybkiej interwencji Nialla szybko mija. Horan odciąga Aidena ode mnie i jednym szybkim ruchem sprawia, że mężczyzna ląduje na ziemi, nie mogąc utrzymać równowagi, prawdopodobnie od za dużej ilości alkoholu.
- Zabije cie. - syczy i zaczyna go okładać pięściami.
Mimo, że jego ręce są raczej wątłe i wydają się słabe, nadal mają w sobie siłę.
Niebezpieczną siłę która muszę powstrzymać.
Chwytam koszulkę Nialla i ciągnę go w tył. Chłopak zdezorientowany obraca się w moją stronę, a Aiden wykorzystuje chwilę jego nieuwagi, po czym ucieka jak spłoszone zwierzę i z trzaskiem drzwi frontowych opuszcza dom.
Spoglądam na podłogę i oddycham z ulgą gdy nie widzę na niej śladów krwi. Przecieram spocone ze stresu czoło. Patrzę na zawieszkę i w przykucniętej pozycji podchodzę do niej i chwytam ją między palce.
Jest zniszczona.
Ronię kilka łez, a Niall nagle jest tuz obok mnie i zabiera mi zawieszkę z rak.
- Cały czas ją masz. - mówi cicho – Raczej... Miałaś.- łzy w jego oczach mnie szokują, gdy nieudolnie stara się wyprostować zawieszkę.
- Przestań. - zabieram mu ją i kładę na szafkę – To nic nie da.
- Musze ją naprawić. - jest zdesperowany i znowu chwyta zawieszkę w dłoń.
Ręce mu drżą a ja nie mogę już na to patrzeć.
- Uspokój się Niall, to tylko naszyjnik.
- Jeżeli go nie naprawię już nic ci po mnie nie zostanie. Chce zostać w twoim sercu, nawet takim na łańcuszku. - szepcze i nagle kładzie zawieszkę obok siebie na ziemi.
Jego słowa strasznie mnie rozczulają i ponownie składają moje rozdarte przed laty serce, ale to on chowa twarz w dłoniach i zaczyna cicho łkać. Nie wiem co mam robić. Gładzę go po ramieniu, ale to nic nie daje. Zastanawiam się ile miejsca w moim sercu jest dla Nialla, czy może on nadal w nim mieszka.
Postanawiam to sprawdzić i chwytam jego nadgarstki. Odciągam jego dłonie od twarz i siadam okrakiem na jego rozprostowanych udach.
Całuje go delikatnie, a jego ciało uspokaja się nagle. Odczuwam coś na podobieństwo euforii, gdy Niall oddaje pocałunek ze zdwojoną siłą.
Ale wtedy przed oczyma staje mi obraz Nialla i tej 16 letniej prostytutki z którą mnie zdradził. Nigdy nie widziałam tej sytuacji ale przez kilka miesięcy noc w noc ja sobie wyobrażałam wbrew mojej woli i nie mogłam spać. Odsuwam się szybko i wstaje. Zostawiam go tam w kuchni na ziemi i biegnę do sypialni czując, że zaraz będę płakać w moją i tak przesiąkniętą od dawna zapachem  łez poduszkę
* * *
DZIĘKUJE WAM WSZYSTKIM ZA TAK WSPANIALE POWITANIE
DZIEKUJE ROWNIEZ DZIEWCZYNOM ZA TO ZE MOGE TU PUBLIKOWAC SWOJE PRACE
KOCHAM WAS CALYM MOIM GRUBIUTKIM SERDUSZKIEM
Mam nadzieje ze imagin się wam podoba pysie
Proszę was jeszcze o to, aby pod tym postem było standardowo 50 komentarzy
Jeszcze raz BARDZO WAS KOCHAM.

niedziela, 21 września 2014

Liam cz.5


CZĘŚĆ 2 
CZĘŚĆ 3
CZĘŚĆ 4 
_________________
Otworzyłam oczy, w pokoju Liama. Lekko się podniosłam, przyciągając do siebie nogi. 
Przez chwilę układałam sobie, co się stało i pokręciłam głową, jakby to pomogło wyrzucić moje myśli. Sprawdziłam telefon, lecz nic tam nie zobaczyłam.
Wstałam i wyszłam z pokoju. Wyszłam z pokoju, idąc na dół po schodach. Jego mieszkanie… A raczej apartament, był wielki. Zaczęłam chodzić po kuchni i salonie jak zaczarowana. Połączył staroświeckość z nowoczesnością, co mu naprawdę wyszło.
Skąd on ma na to wszystko pieniądze?
Co za pytanie. Chyba nie muszę wspominać, co widziałam, przy moim domu.
Musi nieźle umieć sztuki walki albo coś tego typu. Widać, że na tym się znał.
Usłyszałam burczenie w brzuchu, więc postanowiłam pójść do pięknej kuchni.
- W takim razie prześlij mi to, co trzeba, a ja się tym zajmę i zaakceptuje. - usłyszałam jego słowa, na co od razu się odwróciłam. Miał na sobie czarne rurki, białe adidasy a do tego zwykły biały T-shirt. Wyglądał bosko. Znaczy… Co najmniej tak mi się wydaję. Przecież, to tylko T-Shirt, spodnie i buty i cudowna fryzura i ... no.
Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.

 - Muszę kończyć. Pa - powiedział do komórki i się odłączył, chowając telefon do kieszeni. Nie wiem dlaczego, podeszłam bliżej blatu, jakby się go trzymając. Chociaż powiedział do mnie, naprawdę miłe rzeczy, to i tak nie zmienia to faktu, że jednak pobił człowieka i mu groził. 
- Widzę, że ktoś wstał. I pewne ten ktoś, jest głodny ? - spytał, otwierając lodówkę.
- Tak znaczy… Tak. - powiedziałam, po chwili bijąc się w głowę w myślach. Co tak nagle się skrępowałam?!
Cicho się uśmiechnął i wyciągnął kilka produktów z lodówki.
- Szczerze? Nie umiem gotować. Wcale nie umiem. Ale jajecznicę i kanapki robię pierwsza klasa. Co wybierasz?
- Może...Jajecznica. Pomóc ci w czymś? - spytałam podchodząc do niego
- Nie. Ty kochana siadaj i nic nie rób. Jesteś takim moim … Pacjentem. - powiedział wskazując na mnie jajkiem, które trzymał w ręce. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek, co mi strasznie przeszkadzało. Dlaczego jestem taka spięta? Może to przez to, że jestem w domu z człowiekiem, który groził komuś innemu, ale zarazem mnie uratował? Co powinnam myśleć, czuć do niego?
Po kilku minutach jego gotowania, pojawiła się przede mną ta jajecznica i ciepła herbata.
- Smacznego madame - uśmiechnął się do mnie, siadając obok na wysokim krześle.
- Dziekuje - kiwnęłam głową i zaczęłam jeść. Naprawdę była bardzo dobra.
Pokazałam mu kciuka w górę, a on jeszcze szerzej się uśmiechnął. Cały czas wpatrywał się we mnie, opierając głowę o swoją rękę. Wyglądał… Słodko. Znowu używam tego słowa, ale tak było.
Gdy już zjadłam usiadłam na kanapie, patrząc we włączony telewizor. Był to jakiś poranny program.
- Dobra pacjencie czas na zmianę opatrunku. Pokaż mi się tu - usiadł obok mnie i lekko uniósł moją koszulkę. Odruchowo trzepnęłam go w rękę.
- Ej! Co to było?! - spytał, machając ręką.
- To ja się pytam! Co ty mi tu … Robisz?! - spytałam, a on po chwili zaczął się śmiać.
- Mówiłem, że jesteś zboczona. - on tarzał się ze śmiechu, a ja patrzyłam się na niego, raz otwierając usta, a raz zamykając. - Masz tam siniaka, chciałem go zobaczyć kobieto.- powiedział, jeszcze raz podnosząc moją koszulkę. Kazał przytrzymać ją w okolicach moich piersi.
Gdy tak sprawdzał, czułam się dziwnie. Jego dotyk był taki… Przyjemny. Za przyjemny.
Co się ze mną dzieje? Na każde słowo, które powie, na każdy ruch, który robi, zaczynam się peszyć, a moje ciało oblewają dreszcze. To mi się naprawdę, nie podoba.
- Wiesz... Musisz jakby… Pokazać mi całe plecy. - wtedy nastała cisza a ja się do niego odwróciłam, pokazując swoją dezaprobatę. - Ej! Czy to moja wina, że wpadłaś plecami w szkło? I tak cię widziałe… - Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem, a on przegryzł wargę, patrząc na mnie… Zestresowany? Na sto procent rozbiera pół dziewczyn z Londynu i okolic więc czemu się stresuje?!
- Dobra. Odwróć się. - spojrzał na mnie jak głupi. -Muszę zdjąć ta koszulkę więc proszę… Odwróć się. Sam mnie ubierałeś więc pewnie wiesz, że nie mam na sobie… Stanika. - powiedziałam, a on lekko się uśmiechnął i odwrócił.
Wzięłam wdech i szybko zdjęłam swoją koszulkę, zakrywając swoje piersi. Mam nadzieje, że nic nie widział. Jak chociaż zerknął, to go zabije!
Mogę?
 - Możesz - kiwnęłam, głową, a on się do mnie odwrócił. Zaczął opatrzeć rany i wydawało mi się, że robił to specjalnie powoli. Wiele razy wręcz się wyrywałam z bólu. Rany były za głębokie. 
Lecz na szczęście zrobił to, szybciej niż się spodziewałam. Sprawdził mi jeszcze nogi i to wszystko.
W sumie miałam posiniaczoną nogę, a drugą cała ,,zdartą’’ Moje plecy miały małe rany po niektórych kawałkach szkła. I to chyba wszystko. Myślałam, że będzie gorzej.
- Okay. Słuchaj. TY zostajesz JA idę na wykład. I ani mi się waż wychodzić. Bo inaczej naprawdę cię zamorduje.
- To była groźba?
- Powiedzmy - mrugnął do mnie i wyszedł z pokoju.
Siedziałam w wielkim domu, próbując ogarnąć, co najmniej zrozumieć, co tu robię?
Może powinnam uciec? Ale gdzie? Do Emmy i powiedzieć jej wszystko? Naprawdę nie wiem.
Wstałam i poszłam na górę. Weszłam do łazienki, gdzie zobaczyłam swoją walizkę.
Rzeczywiście wziął moje rzeczy.
Zdjęłam z siebie ubrania Liama i ubrałam swoje. Nie sadze by moi rodzice, pozwolili Liamowi, spakować mnie. Myśl, o tym, że grzebał mi w szufladzie z bielizną, dodawała jeszcze więcej czerwoności moim policzkom. Może wkradł się? Na pewno się wkradł!
Spojrzałam na siebie w lustrze i prawie się przestraszyłam. Jak mogłam tak do niego wyjść?!
Co gorsza. Dlaczego się o to martwię?!
Zakryłam rękoma swoją twarz i głośno krzyknęłam. Nigdy tak, nie myślałam o jednym facecie.
A zwłaszcza o facecie, który… Możliwe, że zabija.
Szybko ubrałam na siebie dresy i wygodną bluzkę, po czym wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie, patrząc się w swój telefon.
Czekałam na wiadomość. Która by mi pomogła. W jakikolwiek.
Wychodzi tylko na to, że mnie śledzi, i musiała być w każdej sekundzie mojego życia. Gdy tylko myślałam o tym, że może być to dziewczyna, dostawałam migreny.
Wstałam i rzuciłam telefon na kanapę, idąc do kuchni. Mówił, że nie umie gotować, a liczne zapasy jakichś zupek chińskich tylko to podkreślały. Muszę jakoś za to wszystko podziękować prawda?
W lodówce była totalna pustka. Na pewno mam jakieś pieniądze w torebce, która czekała przy moim łóżku.
Powróciłam do telefonu i wybrałam numer do Liama.
- Już się stęskniłaś?
- Nie. - powiedziałam stanowczo i niestety zabrzmiało to strasznie sztucznie. - Chciałam się ciebie spytać, o której tak wrócisz?
- A co? Coś się stało? Ktoś przyszedł? - pytał tak szybko, że nie nadążałam, i powoli robiło się to komiczne, przez co zaczęłam się śmiać.
- Nie chciałam się tylko spytać.
- Powinienem wrócić tak koło 15.
- To dzięki. Pa !- powiedziałam, szybko się odłączając. Dobra. Szybko wyjdę na dwór, do sklepu koło teatru i ide do domu.
Ubrałam na siebie szarą bluzę i wyszłam, trzymając w prawe ręce swój portfel. Weszłam do sklepu i wybrałam wszystko, co mi potrzebne, po czym wróciłam do domu. Czułam się, jakbym wróciła z jakiejś akcji.
Szybko rozpakowałam swoje zakupy i zaczęłam gotować. Kurczak z parmezanem, a do tego sałatka grecka. . Gdy skończyłam sałatkę, schowałam kurczaka do piekarnika, i posprzątałam w kuchni. Gotowe.
Nie miałam, co robić, więc zaczęłam chodzić po całym mieszkaniu. Otworzyłam pewnie drzwi i weszłam do… biura. To biuro naprawdę było niezłe. Podobało mi się tu.
Szłam powoli po gabinecie, dotykając palem każdej napotkanej półki. Wszystko było tak perfekcyjnie ułożone. Na siwych ścinach w niektórych miejscach pokrytych także siwą we wzorach vintage tapetą, można było zauważyć, czarne pasy z japońskimi napisami. Wiedziałam, że chodził na sztuki walki. 4 stopień w Judo, czarny pas w Karate. Naprawdę musi być niezły.
Usiadłam na jego wygodnym krześle, patrząc na dokumenty, które miał na biurku.
Rysunki techniczne, jakieś uzgodnienia, sama nie wiem. Wygląda na to, że gdzieś jeszcze pracuje.
Zerknęłam na laptopa, segregator i ramkę ze zdjęciem. Siedział on z pewną dziewczyną na kanapie, a nad nimi rodzice. Wyglądali jakby, razem zaczęli śmiać się, w tym samym momencie z żartu.
.
Czarne rozpuszczone włosy, idealnie ułożone, czerwona szminka na ustach i nieźle dobrane cienie. Jej figura była nie do… nie do zarzucenia. Idealna.
Patrzyłam się na nią jak zaczarowana. Dlaczego jest na zdjęciu państwa Paynów? Dlaczego przytula się do Liama?
- Coś się stało? - usłyszałam głos i podniosłam głowę.
- Co ? O Liam... Nie ja tylko, weszłam i … Ładne zdjęcie. - uśmiechnęłam się szeroko, odchodząc od biurka i chowając ręce do tylnych kieszeni.
- Tak wiem. Lubię to zdjęcie. Tak w ogóle… Co tak tu pachnie?
- Obiad. Podobno nie umiesz gotować. A ja za to bardzo dobrze. - wysłałam mu uśmiech i ominęłam w wyjściu. Mam nadzieje, że nie obwinie mnie za nic.
Wyjęłam kurczaka i nałożyłam nam porcje, po czym położyłam na stole.
- Jemy? - Liam patrzył się na mnie za ciekawiony. Wzięłam wdech i przysunęłam do siebie krzesło. Wtedy poczułam rękę na nardgastku. Nie naciskał mocno, wręcz przeciwnie. Zrobił to delikatnie. Jakby dotykał piórka.
Obrócił mnie tak i oparł o wysoką szafkę, blokując mi drogę, rękoma po bokach. Zaczął się we mnie wpatrywać. Raz wziął mój podbródek i lekko podniósł, przyglądając się mnie. Cały czas przyglądając się.
- Dlaczego kłamiesz? - wyszeptał, stykając się z moim nosem.
- Kłamię?
- Wyszłaś. Wyszłaś poza dom. Czy myślisz, że to takie łatwe? Czy myślisz, że nikt cię nie obserwował ? Dlaczego. To. Zrobiłaś ?
- Ja… A co cię to obchodzi? - wydusiłam z siebie, dumnym głosem. Odepchnęłam go od siebie i przeszłam obok niego. Idąc w stronę łazienki, w której będę mogła się uspokoić.
- Czarna Perła - powiedział, a ja stanęłam.
- Czarna Perła? - spytałam, cały czas nie odwracając się do niego. 
- Jesteś dla mnie jak Czarna Perła. Martwię się. Martwię się o ciebie. I boje. - Moje serce stanęło, a moje źrenice powiększyły. Co do cholery?Czy ... Dlaczego czułam się, jakby wyznał miłość? Uczucie? To wszystko przeszło przez całe moje ciało, powodując dreszcze, mocniejsze ode mnie.
- Liam ! Jestem kochany braciszku mój co tam u cie… [T.I] ?! - w tym samym czasie poczułam wibracje w kieszeni spodni. Oznaczało to wiadomość.
__________________
Ta da ! O to nastepna cześc naszego kryminału z Liamem Jamesem Paynem! 
Chciałam z wielką radością przywitać wszystkie nowe autorki, które do nas przywitały! 
Od dzisiaj WY czyli [T.I] to czarne perły dla Liama. Jak się z tym czujecie? 
Mam nadzieje, że wyśmienicie! 
Widzimy się w nastepnej cześci!
Enjoy x

50 komentarzy x

wtorek, 16 września 2014

Zayn

Z największą radością chcemy zaprosić 
Zayn'a Malik'a wraz z osobą towarzyszącą
na zaślubiny
[t.i][t.n] i William'a Collins'a,
które odbędą się 10.09.2014 r. o godzinie 16.30  w De Vere Venues w miejscowości Southampton, Hampshire.

Czytam kolejny raz te same zdania i napływa do mnie jeszcze większa złość. To nie może być prawda. [t.i] nie może wziąć ślubu, nie może tak po prostu skreślić mnie ze swojego życia. Zgniatam idealnie wykonane zaproszenie ślubne i wyrzucam je do kosza. Uderzam pięścią w stół i zaczynam głęboko oddychać.
-Zamierzasz pójść?
Pyta Harry, który otrzymał ten sam list. Wchodzi do kuchni, trzymając w dłoni butelkę coli. Wzruszam ramionami i prostuję się. Sięgam z lodówki po piwo, które otwieram i duszkiem opróżniam połowę.
-Nie wiem, czy ona tego chce.
Burczę.
-Gdyby nie chciała nie wysłałaby ci zaproszenia.
-Zrobiła to, bo jest miła i dobrze wychowana.
Wypijam resztę i odstawiam pustą butelkę do zlewu.
-Nie mogę uwierzyć, że wybrała tego idiotę.
Mruczę pod nosem, idąc do salonu. Harry idzie tuż za mną.
-No wiesz, jeśli liczyłeś, że będzie czekała na ciebie przez całe życie, to musisz być prawdziwym głupkiem.
Opadam na kanapę i piorunuję go wzrokiem. Styles siada na fotelu i pociąga łyk coli.
-W każdym bądź razie, ja zamierzam pojechać. Będzie jedzenie, alkohol, dobra muzyka i dziewczyny. W dodatku wszystko za darmo.
Prycham zirytowany i włączam jakieś talk show. Toczę wewnętrzną bitwę na temat tego, czy tam pojechać. Nie jestem pewny, czy zniosę widok mojej [t.i] w ślubnej sukni, która przysięga miłość komuś innemu niż mi. Z drugiej strony wiem, że byłaby zła, gdybym z nią nie był w tym dniu, bo "jestem jej najlepszym przyjacielem". To wszystko co zostało po naszym uczuciu.
-Jadę z tobą.
Decyduję, choć wiem, że to spotkanie może zrujnować moje życie.

Przewracam się z boku na bok od kilku godzin, próbując zasnąć, ale ilekroć zamykam oczy widzę piękną [t.i], która jest szczęśliwa z kimś innym. Ta myśl mnie dobija i sprawia, że wszystkiego mi się odechciewa. Wzdycham głośno i zrzucam kołdrę na bok. Sięgam z nocnej szafki telefon i sprawdzam godzinę. Kilka minut po 3. Opadam zrezygnowany na poduszkę, przyciskając telefon do piersi. Patrzę się w sufit z nadzieją, że to wszystko to tylko sen, a ja nadal mam szansę ułożyć wspólne życie z [t.i]. Nagle do mojej głowy wpada szalony pomysł, który sprawia, że serce szybciej mi bije. Uruchamiam ekran i wchodzę w kontakty. Trzymam palec nad zieloną słuchawką dokładnie przy imieniu [t.i] i waham się, czy to zrobić. Jest 3 w nocy i na pewno śpi, a gdy ją obudzę będzie wściekła. Wzdycham zrezygnowany i blokuję telefon. Chowam go pod poduszkę i kładę się na boku. Próbuję zasnąć przez następne kilkanaście minut, ale bez skutku.
-Chociaż spróbuj.
Mruczę pod nosem sam do siebie i jeszcze raz sięgam po telefon. Tym razem bez  wahania wybieram jej numer i przykładam urządzenie do ucha. Każdy kolejny sygnał przyspiesza bicie serca i sprawia, że trudniej mi oddychać. Tracę nadzieję, gdy po kolejnym sygnale nie odbiera, ale w ostatnim momencie słyszę jej melodyjny głos.
-Halo?
Moje serce staje w miejscu. Uśmiecham się, bo wszystko czego potrzebowałem, to usłyszeć jej kojący głos.
-Cześć, [t.i].
Szepczę. Przełykam gulę, która uformowała się w moim gardle. Słyszę jej nierówny oddech w słuchawce zanim się odezwie.
-Zayn? Dlaczego tak późno dzwonisz?
-Chciałem cię usłyszeć.
Odpowiadam bez zastanowienia, ale dopiero jej cisza uświadamia mi, że może to nie był dobry pomysł.
-Przepraszam jeśli cię obudziłem.
Dodaję.
-Nie spałam.
Nie odzywam się, bo nie wiem jakie słowa byłyby dobre.
-Zayn, jeśli to nic ważnego, to chciałabym już kończyć. Mam mnóstwo pracy, którą muszę skończyć do rana.
Jej słowa uderzają we mnie i czuję się zraniony, ale zaraz przypominam sobie, że ja nie raz ją zraniłem.
-Och, okey. Przepraszam. Do zobaczenia.
-Będziesz na ślubie?
Wydaję mi się, że usłyszałem nadzieję w jej głosie.
-Tak.
Odpowiadam drżącym głosem.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Zagryzam wargi, bo nie chcę by się cieszyła. Nie chcę, by brała ten cholerny ślub!
-Dobranoc, [t.i].
-Dobranoc.
Rozłączam się i nabieram głęboki oddech. Chcę  ryczeć, ale zamiast tego wstaję, ubieram dresy oraz bluzę i wychodzę na zewnątrz.

*
Poprawiam kolejny raz listę gości i miejsca, w których mają usiąść. Gdy tylko wydaje mi się, że każdy będzie zadowolony ze swojego miejsca, przypominam sobie, że jedni drugich nie lubią i zaczynam od nowa. Wzdrygam się, gdy w cichym pokoju rozbrzmiewa głośny dzwonek mojego telefonu. Marszczę brwi i patrzę na zegarek w laptopie. Jest wpół do czwartej nad ranem i zastanawiam się kogo męczą koszmary, by do mnie wydzwaniać. Wstaję z krzesła i podchodzę do łóżka, na którym leży urządzenie. Omal nie wypuszczam go z dłoni, gdy widzę imię Zayn'a. Moje serce zwalnia do minimum i kręci mi się w głowie. Wreszcie przypominam sobie, że powinnam odebrać.
-Halo?
Odzywam się drżącym głosem. Siadam w obawie, że mogę upaść z nerwów.
-Cześć,[t.i].
Jego głos jest ochrypły, ale nadal wywołuje dreszcze na moim ciele. Nadal budzi motyle w moim brzuchu.
-Zayn? Dlaczego tak późno dzwonisz?
-Chciałem cię usłyszeć.
Och. Kładę dłoń powyżej piersi, bo czuję jak ściska mi serce. Jestem bliska płaczu, bo tak bardzo chciałam go usłyszeć, ale teraz jest już za późno.
-Przepraszam jeśli cię obudziłem.
Dodaje. Pragnę powiedzieć mu, że od kilku miesięcy nie sypiam dobrze, bo jest mi zbyt zimno bez jego ciała i za bardzo się boję, bo nie ma kto mnie ochronić przed złem  tego świata. Ale zamiast tego mówię to, co jest stosowne.
-Nie spałam.
Zapada milczenie. Chciałabym zacząć krzyczeć, bo to niesprawiedliwe, że odzywa się po kilku miesiącach i wzbudza we mnie takie emocje, ale milczę. Ta cisza zaczyna ciążyć mojemu sercu, bo jest tyle słów, które chciałabym mu powiedzieć, a na które jest już za późno.
-Zayn, jeśli to nic ważnego, to chciałabym już kończyć. Mam mnóstwo pracy, którą muszę skończyć do rana.
Mówię cicho i te słowa mnie ranią. Tak naprawdę, to chcę już zawsze tak trwać. Nawet jeśli nie mogę go widzieć, to słyszę go i to mi wystarcza.
-Och, okey. Przepraszam. Do zobaczenia.
W mojej głowie zaświeca się czerwona lampka nadziei.
-Będziesz na ślubie?
-Tak.
Chcę piszczeć z radości i powiedzieć mu, że czekam z niecierpliwością, ale znowu tego nie robię. Po prostu za późno na takie wyznania.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.
Decyduję się powiedzieć i zagryzam wargę. Zastanawiam się co teraz robi i pragnę go o to zapytać, ale nie mogę.
-Dobranoc, [t.i].
Zaciskam usta i czuję łzy wzbierające w kącikach oczu. Nie rób tego, Zayn. Po prostu się nie rozłączaj.
-Dobranoc.
Odpowiadam słabo i naciskam czerwoną słuchawkę. Zaciskam powieki i czuję łzy na policzkach.

*
-Jesteś gotowa?
Pyta William, gdy siadam na łóżku i skubię materiał sukienki. Patrzę na niego i silę się na uśmiech. Za 10 minut rozpocznie się próba ślubu i pierwszy raz od dłuższego czasu zobaczę Zayn'a. Mam mieszane uczucia, które buzują we mnie i w każdej chwili mogą wybuchnąć.
-Tak.
Odpowiadam cicho i chwytam jego wyciągniętą dłoń. Schodzimy na dół do ogrodu, w którym odbędzie się uroczystość. Wszystko jest już na swoim miejscu, poza kwiatami, które przyjadą jutro. Widzę gości, którzy uśmiechają się w naszą stronę i na prośbę William'a, zajmują swoje miejsca. Szukam wzrokiem Zayn'a, ale nie znajduję go. Nie ukrywam, że poczułam ukłucie w sercu. Próba przebiega pomyślnie i po 30 minutach wszyscy są wolni. Wokół mnie zbiera się wianuszek ciotek, które zaczynają udzielać rad na temat małżeństwa. Udaję, że ich słucham, gdy moją uwagę przykuwają dwaj mężczyźni. To Harry i Zayn, którzy stoją w odosobnieniu i rozmawiają. Przepraszam kobiety i podchodzę do nich. Uśmiecham się szeroko i jestem szczęśliwa. Zayn wygląda piękniej niż wtedy, gdy ostatni raz go widziałam. Obaj zauważają mnie dość szybko. Harry uśmiecha się i wyciąga ręce do uścisku. Wpadam w jego ramiona i cieszę się, że są ze mną w tych chwilach. Gdy się od niego odsuwam, zbliżam się do Zayn'a. Uśmiecha się delikatnie, a jego oczy lśnią nieznanym blaskiem. Jestem wzruszona i pozwalam mu się objąć. Zaciskam dłonie na jego koszulce i pragnę zostać już na zawsze w jego ramionach. Na moment znowu czuję się bezpieczna.
-Pięknie wyglądasz.
Komplementuje mnie Harry.
-Dzięki. Cieszę się, że dotarliście.
Przyznaję zgodnie z prawdą.
-Dzięki za zaproszenie! Nigdy nie byłem na weselu w zamku.
Chichoczę i zerkam na Zayn'a, który cały czas mi się przygląda. Rumienię się, bo jego wzrok nigdy nie był tak przenikliwy.
-O 18 zaczyna się kolacja i mam nadzieję, że się nie spóźnicie.
Mówię żartobliwie.
-Powiedz to Zayn'owi! To on zawsze ma problemy z byciem gotowym na czas.
Śmiejemy się jak za dawnych czasów i uświadamiam sobie, że to nasza ostatnia rozmowa. Po ślubie wylatujemy z William'em do Denver, gdzie czeka już na nas dom.
-[t.i]!
Odwracam się i widzę mojego narzeczonego, który zmierza w naszą stronę.
-Muszę iść. Do zobaczenia na kolacji.
Posyłam im delikatny uśmiech i na ułamek sekundy blokuję wzrok Zayn'a. Następnie podchodzę do William'a, który obejmuje mnie w pasie i prowadzi do środka.

*
Skubię jedzenie ze swojego talerza, ukradkiem zerkając w stronę Zayn'a. Jest milczący przez cały wieczór. Próbuję skupić się na rozmowach bliskich, ale wszystko co mówią w ogóle do mnie nie dociera. Zupełnie jak bym była w innym świecie. Za nieco ponad 20 godzin biorę ślub z niewłaściwym człowiekiem i nie ma nic, co mogę zrobić, by do tego nie doszło. Wszystko jest już gotowe. Ślub, wesele, dom w Denver, dobra posada w biurze ojca William'a. Mam już zaplanowane życie i nie ma w nim miejsca na zaskakujący obrót akcji. A jednak, moje serce bije powoli, a gula w gardle rośnie z każdą chwilą. Chcę uciec, ale nie mogę tego zrobić. Bo na to za późno, bo nie będzie nikogo kto pobiegnie ze mną. Spoglądam jeszcze raz na Zayn'a i tym razem nasz wzrok się spotyka. Zagryzam wargę i próbuję się nie rozpłakać.
-Przepraszam was, ale naprawdę źle się czuję. Pójdę do siebie i spróbuję zasnąć.
Mówię, gdy zrywamy kontakt wzrokowy. To zbyt dużo jak na moje kruche serce.
-To pewnie z nerwów.
Oznajmia moja mama, a jedna z ciotek się z nią zgadza.
-Do jutra.
Rzucam i ostatni raz zerkam na Zayn'a. Patrzy w swój talerz i widzę jak zaciska szczękę. Ostatkiem sił powstrzymuję łzy i idę do swojego pokoju. Gdy do niego wchodzę, rzucam się na łóżko i wybucham płaczem. Trwam tak przez jakiś czas, aż w końcu przestaję i patrzę się tempo w sufit. Słyszę ciche pukanie, ale ignoruję je. Przecież powiedziałam, że pójdę spać. Pukanie ustaje, ale za to słyszę szelest otwieranych drzwi. Podnoszę głowę i widzę Zayn'a. Chcę się uśmiechnąć, bo naprawdę cieszę się, że tu jest, ale zamiast tego, znowu zaczynam ryczeć. Spóźnił się o całe życie.
-Jak się czujesz?
Pyta cicho, siadając na brzegu łóżka. Dotyka mojej stopy i rozpala we mnie ciepło, którego tak dawno nie czułam. Pragnę zostać już tak na zawsze, bo wszystko czego tak naprawdę potrzebuję, to czuć jego ciepło obok siebie.
-Dobrze.
Szepczę. Mój głos jest ochrypły, więc odchrząkuję.
-Możesz oszukiwać wszystkich wokół, ale dlaczego oszukujesz samą siebie?
Nie odpowiadam. Opadam z powrotem na poduszki. Oddycham nierówno, a łzy znowu powoli spływają po moich policzkach. Kto by pomyślał, że Zayn umie czytać w myślach?
-Kochasz go?
Pyta niespodziewanie. Obruszam się. Toczę bitwę z samą sobą.
-Nie mogę kochać kogoś innego, gdy nadal nie przestałam kochać ciebie.
Mamroczę. Jego dłoń zaciska się na mojej kostce.
-Zostań ze mną.
Szepcze, a jego głos niemal wyrywa mi serce z piersi.
-Trochę na to za późno.
Burczę, ocierając policzki. Obserwuję jak Zayn kładzie się obok mnie. Zaciągam się jego zapachem i przypominam sobie wszystkie chwile, które dawno minęły.
-Lepiej późno niż później.
Odpowiada i zaczynamy cicho chichotać. Przyciąga mnie do siebie i obejmuje tak jak kiedyś.
-Daj mi jeszcze jedną szansę, a obiecuję, że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
Zamykam oczy i wsłuchuję się w jego niespokojne bicie serca.
-Tak wiele się zdarzyło.
Mruczę, mocniej się w niego wtulając.
-Jeśli znowu nam się nie uda, to koniec. Utoniemy.
Dodaję cicho.
-Nauczymy się pływać.
Całuje mnie w głowę i mocniej do siebie przyciska.
-Jesteś taki przewrotny!
Próbuję zażartować, ale jest mi zbyt smutno.
-Wiem, przepraszam.
Milkniemy i odzywam się dopiero po kilku minutach.
-Jak wiele kobiet miałeś w ciągu tego czasu?
Pytam, próbując zmienić temat, choć nie wiem, czy mi się to udało. Nie wiem, czy chcę poznać odpowiedź.
-Kiedy jestem z Tobą, wiem, że nie było żadnej
Mruczy cicho i przechodzą mnie dreszcze. Domyślam się, że to dość duża liczba, jednak nie komentuję tego.
 -Dlaczego ja? Dlaczego nie żadna inna?
Nie odpowiada od razu. Wydaje cię być całkowicie pochłonięty myślami.
- Jak mogłabyś to nie być Ty?
Pyta wreszcie. Brakuje mi słów, więc jedyne co robię, to podnoszę głowę i przyciskam swoje usta do jego.

I przysięgam, że w tej jednej chwili, byliśmy nieskończonością.

Jeśli się tu położę,
Czy położyłabyś się ze mną i po prostu zapomniała o całym świecie?


__________________________________________________________________
Cześć! Dość długo mnie tu nie było :P
Uprzedzając Wasze pytania: 9 część Harrego na pewno nie pojawi się w tym tygodniu 

50 

sobota, 13 września 2014

Harry


"But you'll always be my hero,
even though you lost your mind."

Poznałam go w klubie. Siedział nie daleko mnie. Wpatrywałam się w jego ruchy. W pewnym momencie spojrzał na mnie. Jego zielone tęczówki patrzyły prosto na mnie. Gdy to zobaczyłam spuściłam wzrok, aby po chwili znowu na niego spojrzeć. Kącik jego ust powędrował ku górze odsłaniając jego idealne dołeczki. Zarumieniłam się.  On delikatnie się zaśmiał, a ja posłałam mu
skromny uśmiech.  Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. W końcu dosiadł się do mnie i ciągle mogłam podziwiać jego dołeczki i uśmiech.
- Jestem Harry.- Powiedział i wziął łyk piwa, a następnie odstawił butelkę na blat.
- [T.I].- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
- Masz bardzo piękny uśmiech, który  mnie urzekł.- Odpowiedział, a ja się zarumieniłam. Wypełniło mnie od wewnątrz przyjemne ciepło. Rozmawialiśmy cały wieczór.  Nadszedł również czas powrotu do domu. Jednak nie do swojego, a do jego. Wypiliśmy jeszcze szampana, a później samo się działo. Przespaliśmy się ze sobą. Gdy obudziłam się w jego objęciach pamiętałam nie wiele. Jedynie klub, szampan i tą noc. Spojrzałam na śpiącego chłopaka. Jego nie sforne loki opadały mu na czoło. Nawet przez sen się uśmiechał. Sama nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu, a nawet przed daniem mu buziaka w czoło. Po czym chciałam po cichu wstać i opuścić mieszkania. Usiadłam na łóżku rozglądając się za swoimi rzeczami. Gdy miałam wstać, poczułam ciepłą dłoń na moim nadgarstku.
- Zostać jeszcze chwile.- Usłyszałam jego ochrypnięty głos, po czym poczułam jego ciepłe usta na moim ramieniu. Położyłam się obok niego, a on mnie przytulił. Słuchałam bicia jego serca. Zamknęłam oczy i cieszyłam się tą piękną chwilą.

Miałam zostać na chwilę, ale zostałam na dłużej...

~*~

Byłam tylko zabawką w jego rękach. Chodziło mu o dobrą zabawę. Potrzebował mnie tylko do łóżka, a mimo to nie odeszłam. Zakochałam się, w kimś kto to nie odwzajemnia. Czy to właśnie miłość? Tysiące wylanych łez i tysiące nie potrzebnych słów.
- Zostaw mnie.- Powiedziałam skulona na kanapie, na której płakałam kolejny raz.
- Nie bądź taka.- Powiedział przez zęby. Był pijany i agresywny.
- Harry nie!- Uniosłam już głos, a po chwili poczułam szepnięcie i patrzyłam mu w oczy, w których widziałam złość i pożądanie. Uderzył mnie i to nie był pierwszy raz, a następnie wyszedł. Ja wtedy
szłam do "naszej" sypialni, zwijałam się w kołdrę i przeklinałam tamten dzień, w który go poznałam. Nienawidziłam go.  Nienawidziłam w ten sposób jak na mnie patrzy jak był pijany i agresywny. Jednak również go kochałam. Potrafił być naprawdę innym człowiekiem. Umiał się o mnie troszczyć. Umiał sprawiać u mnie uśmiech. Pokazywał mi miłość w sposób inny, niż kto kolwiek inny. Śpiewał mi przed snem i umiał pocieszyć. Przytulał mnie.
- Jesteś tylko moja.- Szepnął mi do ucha, a ja się w niego wtuliłam.- Przyrzeknij, że nigdy nie odejdziesz.- Dodał.
- Przyrzekam Harry.- Odpowiedziałam i poczułam jego wargi na swoich. Wtedy w tych pocałunkach było pełno uczucia miłości. Nie chciałam, aby przestawał i aby to się nie skończyło. Uwielbiał pokazywać, że jestem tylko jego i nikogo innego. Gdy widział, że rozmawiam z kolegą, czy z obcym facetem był zazdrosny. Na początku mi to schlebiało, ale po pewnym czasie robiło to się przerażające. Wtedy zaczął się robić agresywny. Codzienne awantury były u nas codziennością. Nie raz mnie uderzył i nie raz zakrywałam siniaki makijażem.  Oboje byliśmy za bardzo uparci aby to przerwać. Ja go kochałam, a on? Sama nie wiem co to było. Tak u nas wyglądała miłość. Mogłam mu wybaczyć kłótnie to, że podniósł na mnie rękę. Jednak nigdy mu nie wybaczę tamtego dnia gdy wróciłam od przyjaciółki. Weszłam do "naszego" mieszkania, a on zabawiał się z jakąś blondynką. Poczułam ukucie w sercu i niesamowity ból. Łzy leciały mi po policzkach, a jedynie co umiałam powiedzieć wtedy to były mało słyszalny głos.
- Jak mogłeś.- Wytarłam łzy i poszłam do sypialni. Wyjęłam tylko jakąś torbę i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Nie chciałam słychać jego wyjaśnień. Nie dziś, nie jutro i nie za tydzień. Nie chciałam go znać. Kochałam kogoś kto mnie ranił i przepraszał, ale tego nie da się wybaczyć. Nie tym razem. Wyprowadziłam się, a on nawet nie próbował mnie powstrzymać. Pojechałam do przyjaciółki i opowiedziałam jej o wszystkim. Płakałam wtedy jak małe dziecko, które straciło ulubioną zabawkę. Dwa dni później okazało się, że jestem w ciąży. To był kolejny cios, którego nie mogłam znieść. Minęło kilka dni i Harry do mnie przyszedł. Był wtedy jakiś inny. Jego oczy straciły ten blask, kiedy był ze mną, a na jego twarzy brakowało tego uśmiechu. Staliśmy tak kilka minut za nim się do mnie odezwał.
- Wróć do mnie.- Wyszeptał. Czy wtedy go kochałam i byłam  mu wstanie wybaczyć? Jasne, że tak, ale za bardzo się bałam.
- Nie.- Odpowiedziałam tak, aby się nie rozpłakać.
- Obiecałaś mi, że nie odejdziesz.- Powiedział, a ja znów poczułam ukucie w sercu.
- Wtedy nie sądziłam, że będziesz wstanie mnie zdradzić, Harry. Dla ciebie wszystko mogę znieść, ale nie zdradę. Za bardzo to bolało.- Mówiłam powstrzymując łzy.
- Obiecałaś.- Powtórzył stanowczo i głosem pełen nadziei, agresji, albo z tęsknoty. Trudno było mi to określić.
- Przykro mi Harry.- Powiedziałam odwracając się do niego. Miałam zamiar odejść już na zawsze, ale wtedy wypowiedział te dwa słowa, których nie słyszałam gdy trwał nasz związek.
- Kocham Cię [T.I]! Słyszysz Kocham Cię!- Krzyknął, a ja się zatrzymałam. Czułam łzy spływające na moich policzkach. Odwróciłam się do niego i on też płakał. Musiałam mu powiedzieć w końcu był ojcem.
- Jestem z Tobą w ciąży.- Nic nie powiedział. Uśmiechnął się delikatnie, ukazując swoje dołeczki. Nie wiedziałam jak to przyjął. Po prostu stał i patrzył na mnie z tym uśmiechem. Nie mogłam dłużej czekać na jego odpowiedź i odeszłam. Czy się odezwał? Tak. Czy mu na mnie i na naszym dziecku zależało? Nie byłam pewna w stu procentach. Nie robiłam sobie nadziei. Wiedziałam, że po naszym rozstaniu miał inne na boku, ale przyszedł do mnie i powiedział mi, że mnie kocha. To coś znaczy. Miałam bynajmniej taką nadzieję. Kilka dni później okazało się, że Harry wyjechał i nikt nie wie gdzie i kiedy wróci. Zostałam wtedy sama.

~*~

Minęło pięć lat. Ubierałam małą, na spotkanie z ojcem. Dercy się cieszyła. To było jej pierwsze spotkanie z Harry'm. Wrócił do Anglii miesiąc temu. Spotkałam go gdy wracałam z pracy. Czy przypadkiem? Nie wiem, ale w głębi duszy się ucieszyłam. Poprosił mnie o spotkanie. Zgodziłam się. W końcu mała potrzebuję taty. Potrzebuję nas.
- A jak tatuś wygląda?- Spytała się. Uśmiechnęłam się delikatnie i gdy miałam już odpowiedź zadzwonił dzwonek.
- To pewnie tatuś. Poczekaj tu pójdę otworzyć.- Odpowiedziałam córce. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie myliłam się. Za nimi stał Harry. Z tym samym pięknym uśmiechem co wtedy w klubie.

- Dercy gotowa?- Spytał, a ja pokiwałam głową i zawołałam małą. Dercy szybko podbiegła i stanęła miedzy nami.
- To mój tatuś?- Spytała, a ja kucnęłam na przeciwko niej i złapałam za rączki.
- Tak, kochanie. Bądź grzeczna i proszę Cię nie uciekaj mu.- Mała się uśmiechnęła.
- Tata mnie nie złapię i się zgubię, gdy mu ucieknie?
- Dokładnie tak.- Potwierdziłam patrząc na Harry'ego, który wpatrywał się w nas jak obrazek.
- Kocham Cię.- Dercy przytuliła się do mnie.
- Ja ciebie też mamuś.- Odsunęła się ode mnie o spojrzała na Harry'ego.- Jedziemy?
- Tak, ale chyba zapomniałaś plecaczka.- Powiedział, a Dercy pobiegła do domu.- Dziękuję Ci za to, że mogłem się z nią spotkać.- Zwrócił się do mnie.
- Mała potrzebuję również ojca, a nikt jej Ciebie nie zastąpi.- Powiedziałam.
- Czy gdy wyjechałem był ktoś jeszcze?- Zapytał. Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
- Nie Harry, nikogo nie było i nie będzie.- Na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Myślałem o Tobie i o małej. Zastanawiałem się, czy to chłopak, czy dziewczynka. Zastanawiałem się, czy masz kogoś, czy wyszłaś za mąż. Zastanawiałem się, czy jeszcze mnie kochasz.
- To dlaczego wyjechałeś i nie byłeś przy mnie?- Spytałam prawie płacząc.
- Nie chciałem tego robić, ale uważałem, że gdy wyjadę i znajdę pracę zapewnię chodź trochę wam lepszej przyszłości. Wolałem zostać przy was i się wami opiekować, ale wtedy nie miałem nic. Chciałem abyś ty i mała były najszczęśliwsze.- Wyszeptał.- Nikogo tam mocno nie kochałem, kocham i nie będę kochać jak Ciebie. To ty dawałaś mi to szczęście, które ja zniszczyłem. Czy jesteś zdolna mi to wybaczyć?- Zapytał.
- Tato jedziemy?- Spytała Dercy, która właśnie przyszła.
- Już córeczko.- Powiedział i znów spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się bo wiedziałam, że go kocham, a co najważniejsze on kocha nas.- Zmieniłem się [T.I].
- Wiem Harry. Jak wrócisz z małą zostań na kolacji. Możesz zostać na zawsze.- Harry się uśmiechną i pocałował mnie delikatnie usta. Odwzajemniłam pocałunek, ale nie trwał za długo bo Dercy już chciała jechać. Pożegnałam się z nimi i wróciłam do domu.
Człowieka, którego spotkałam w klubie, pokochałam, znienawidziłam, a następnie mnie porzucił był całym moim światem. Teraz on wraca i tylko kilkoma słowami rozpala we mnie tyle uczuć, które nigdy nie znikły. A co najważniejsze kocha mnie i małą. Myślałam, że to nigdy nie będzie możliwe. Jednak życie jest przewrotne. A zaczęło się od przypadkowego spotkania.


"Oto jest miłość. Dwoje ludzi spo­tyka się przypadkiem, a oka­zuje się, że czekali na siebie całe życie."



_____________________________________
Hej jestem nową autorką na tym blogu. Mam nadzieje, że spodobała wam się moja praca.
Miło będzie mi dla was pisać. Więc chyba to tyle.
50 KOMENTARZY KOLEJNY IMAGIN.

Niewidzialna osoba dla Ciebie.