wtorek, 18 października 2016

Louis cz.9



- Nigdy bym nie przypuszczała, że aż tak dobrze Ci się będzie tam powodziło.
- Czyli od źle mi życzyłaś? No dzięki...
- Nie o to chodzi, Britt. Znaliście się zaledwie kilka miesięcy, a Ty bez mrugnięcia okiem byłaś gotowa dla niego przewrócić swoje życie do góry nogami. To szalone. - zaśmiałam się do słuchawki telefonu, przyciskając ją ramieniem do ucha, bym mogła zrzucić swojego omleta z patelni bez ryzyka, że się poparzę albo moje jedzenie wyląduje na podłodze. - I romantyczne w jakiś sposób także.
- Czasami trzeba być szalonym. I nigdy nie wiesz czego się możesz spodziewać, kochana. Mogę się założyć, że postąpiłabyś dokładnie tak samo, gdybyś była na moim miejscu! To się czuje. Staje przed Tobą facet, najprzystojniejszy facet pod słońcem, a Ty po prostu wiesz, że to nie jest kolejny facet, który zawróci Ci w głowie i odejdzie bez słowa. Tylko wiesz, że to jest mężczyzna przy którym chcesz się budzić codzienni rano, w którego objęciach chcesz zasypiać i witać codziennie po powrocie z pracy soczystym całusem. Czujesz, że to Twój rycerz w zbroi na białym koniu, tylko zbroja była zbyt ciężka, koń wystraszył się gwaru miasta. I wtedy wiesz, że jesteś gotowa zaryzykować wszystko co masz.
- Proszę Państwa, oto Britt, ekspertka od uciekania z miłością życia za granicę.
     W słuchawce usłyszałam jej westchnięcie i zbyt dobrze je znałam by wiedzieć, że przewróciła także oczami.
- No dobra, fakt, rodziców mogłam poinformować jeszcze zanim wyjechaliśmy, ale w tamtym czasie słuchanie wykładu o ich racjach było ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę. Zwłaszcza, że jedyne co mogli mi powiedzieć, to słowa potępienia i odwodzenia mnie od tego pomysłu. I wyobrażasz sobie słuchać tego nie raz, ale dwa razy?! Przecież już dawno ze sobą nie mieszkają, a wolałabym, by nie dowiadywali się od osób trzecich.
- I tak się dowiedzieli. Rozmowa z nimi po fakcie nie sprawiła, że byli troszkę mniej wściekli. A masz jeszcze zamiar z nimi porozmawiać? Przecież nie możecie się na siebie wiecznie gniewać.
- Wiem, [T.I.], zdaje sobie sprawę z tego, że rozmowa z nimi zbliża się coraz większymi krokami. Zaczynam się do niej zbierać psychicznie. I tak zamierzałam niedługo przylecieć w odwiedziny...
- W odwiedziny do przyjaciółki, o której istnieniu czasami chyba zapominasz... - wtrąciłam mimochodem starając się, by mój głos brzmiał szczerze oskarżycielsko. Uwielbiałam się z nią tak droczyć.
- [T.I.], wiesz jak jest we Włoszech...
- Tak, wierzę że Ci wszyscy przystojni Włosi, słońce na niebie całymi dniami, wino co wieczór do wyśmienitego jedzenia i niezapomniane widoki muszą Cię śmiertelnie wykańczać.
     Zaśmiałam się pod nosem i zaniosłam swoje śniadanie do stolika, zaczynając powoli jeść, trzymając cały czas telefon przy uchu.
- Nie jestem jedyna, która musi dzwonić pierwsza, by porozmawiać.
- Zawsze kiedy ja dzwonię Ty nie odbierasz, więc po którymś razie stwierdziłam, że limit się wyczerpał i od tej pory Ty dzwonisz.
- Możemy iść na kompromis i przerzucić się na maile. Na pewno wyjdą nas taniej i kontakt nie będzie taki znikomy. Co Ty na to?
     Uniosłam brew do góry i wygięłam usta na kształt podkowy. To był świetny pomysł, szkoda że od początku nie porozumiewałyśmy się tą metodą. Choć to pozwoli nam zaoszczędzić trochę kasy, ponieważ rozmowy za granice wcale nie należą do najtańszych, to jednak nic nie zastąpi kilku minut rozmowy, dzięki którym nie zapominam o brzmieniu jej głosu i przypomina, że mimo dzielących nas tysięcy kilometrów, ona nadal jest blisko mnie i nadal łączy nas przyjaźń od czasów, kiedy nosiłyśmy jeszcze pampersy.
- Pod warunkiem, że od czasu do czasu będziemy do siebie dzwonić. Pomysł z pisaniem maili jest świetny, jednak nic pod słońcem nie zastąpi prawdziwej rozmowy.
     Usłyszałam w słuchawce cichy śmiech Britt i ja także automatycznie się uśmiechnęłam szeroko. Brakowało mi tego wszystkiego na żywo. Kiedy jeszcze ze sob mieszkałyśmy często uciszałam ją na siłę i uważałam ją za okropną gadułę, ale gdybym tyko wiedziała, że już wkrótce przeprowadzi się na inny kontynent a jej głos będę słyszała raz na kilka tygodni przez telefon, słuchałabym jej każdego, nawet najmniej sensownego słowa tylko po to, by zapamiętać jak najwięcej i na jak najdłużej.
- Masz to jak w banku, maleńka. A tak poza tym, co u Ciebie słychać? Jak w pracy? Alexander nadal daje popalić?
- Och matko, mam Ci tyle do opowiedzenia! I widzisz, gdybyśmy częściej rozmawiały teraz byśmy nie musiały obciążać naszych rachunków telefonicznych, by chociaż po krótce to opowiedzieć. -  westchnęłam teatralne i wzięłam kęsa omleta, zaczynając mówić z pełnymi ustami. - Alexander od dwóch miesięcy nie jest szefem kuchni. Zastąpił go nowy szef...
- Co?! Co się z nim stało?
- Nic się z nim nie stało, po prostu w życiu każdego człowieka wreszcie następuje taki czas, że pracy mówi się dość, a zaczyna się wydawać pieniądze zarobione przez całe życie na podróżowanie po świecie, bo wreszcie ma się czas. A ten okres życia ładnie nazywa się emeryturą.
- No dobra, miał do tego w końcu prawo. Ale coś wspomniałaś o nowym szefie. Pewnie jest przystojny jak cholera, ale ostry jak brzytwa, zgadłam?
- Tak... skąd wiesz? Nie mówiłam Ci o tym, prawda?
- Nie, ale filmy czasami odzwierciedlają prawdę.
     Zmarszczyłam nos, popijając kilkoma łykami kawy rozpuszczalnej z mlekiem i delektując się jej smakiem.
- Jakie filmy Ty oglądasz i gdzie mogę je obejrzeć? Miło by było dla odmiany obejrzeć coś, co nie jest w całości wymysłem napalonego scenarzysty.
- Gadasz jak sfrustrowana brakiem faceta stara panna i nikogo wolnego nie było w pobliżu.
- Już druga osoba wtyka nos w moje życie erotyczne, dajcie mi spokój.
- Spokojnie, nie chciałam Cię denerwować. Ja tylko delikatnie sugeruję, że jako singielka nie musisz od razu szukać zobowiązań, możesz trochę zaszaleć. Ale to Twoja decyzja. Jaki jeszcze jest Twój nowy szef?
     Jaki on jest?
     Zadałam sama sobie to pytanie próbując na nie odpowiedzieć, nim zaczęłam myśleć nad odpowiedzią dla Britt. Jak można opisać charakter człowieka znając go niecałe dwa miesiące, a jeszcze krócej rozmawiać z inną, mniej przerażającą wersję tego człowieka? Mogłam jednie wymienić kilka słów kluczowych, do których bez problemów mogłabym dopowiedzieć kilka zdań. Ale niewiele wiedziałam o Louisie jako o osobie zwykłej, wykonującej poranne czynności, robiącej zakupy codziennie rano, sprzątająca w mieszkaniu, robiąca masę codziennych zadań, bez całej tej otoczki związanej z szefowaniem.
- [T.I.], wszystko w porządku? Długo milczysz...
- Przepraszam, myślałam co więcej mogę o nim powiedzieć.
     Mimo naszego kursu, nadal nasza znajomość nie wykraczała poza relacje kolegów z pracy. Poznajemy się, czasami coś opowiadamy z naszego życia, dzielimy się wspomnieniami i doświadczeniami adekwatnymi do aktualnie omawianego tematu, ale daleko nam jeszcze do dobrego poznania się.
- Na początku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, w stosunku do mnie był nie fair, ale to tylko potwierdza stwierdzenie, że nie ocenia się ludzi po pozorach. Po zapoznaniu się z nim wiem, że można na nim polegać, jest zabawny, pewny siebie, odpowiedzialny i co najważniejsze - jest fantastycznym szefem kuchni. Naprawdę, chciałabym poznawać więcej facetów takich jak Louis.
- A z tym "przystojny jak cholera"? Zgadza się wszystko?
- Och, Britt... spokojnie mogę go porównać do Twojego Włocha. Wszystkie kelnerki celowo zostają w kuchni odrobinę dłużej, by mu się przyglądać, a kucharki tylko się oglądają, gdzie aktualnie jest, by móc wypiąć co nie co i zaimponować mu.
- Jeszcze mi powiedz, że on leci na te marny podryw, to już w ogóle przestanę wierzyć w ludzi! Zamiast normalnie zaprosić na kawę, spacer, to bawią się w wypinanie czterech liter i trzepotanie rzęsami, jakby to wszystko miało załatwić.
     Britt zawsze wiedziała, jak podrywać, była w tym mistrzynią i nigdy nie bawiła się w jakieś głupoty, zawsze sięgała po to, co chciała i uważała, że powinna mieć. Ale wiedziała także, jakie są granice i za nic ich nie przekraczała. Zawsze jej zazdrościłam tej pewności siebie.
- Nie, oczywiście że nie reaguje, nie jest nastolatkiem by śmiać się pod nosem, gdy ktoś na głoś powie żart z podtekstem.
- Wiemy przynajmniej, że jest zainteresowany czymś poważniejszym... chyba że już się z kimś spotyka?
     Ten pocałunek w spiżarni o północy nie wskazywał w żadnym stopniu na to, że zdradzał ze mną swoją dziewczynę.
- Nie ma. Chyba. Przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. - wzruszyłam ramionami i upiłam kolejny łyk kawy. - To kiedy mam się Ciebie spodziewać w odwiedzinach?
- Zaraz, jeszcze nie skończyłyśmy rozmawiać o Louisie...
- Nic więcej Ci przez telefon nie powiem. Chcesz więcej informacji? Musisz stawić się tu osobiście.
- Czy to szantaż? Według artykułu...
- O, proszę, już zaczyna swój adwokacki wywód...
     Czy wspominałam już, że Britt jest prawniczką? Całkiem nieźle sobie radzi, choć na pewno nie było łatwo nauczyć się języka włoskiego od nowa, a dodatkowo całego słownictwa adwokackiego. Podziwiam ją za tą determinację.
- Jakbym chciała już dawno bym Cię pozwała. Na pewno bym coś na Ciebie znalazła.
- Ale za bardzo cenisz przyjaźń ze mną, więc nigdy do tego nie dojdzie.
     Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyciągnęłam nogi przed siebie, krzyżując je w kostkach.
- W adwokaturze nie zawiera się przyjaźni.
- Ale ze mną przyjaźniłaś się, zanim w ogóle pomyślałaś o studiowaniu prawa, więc Twoje ustawy mogą mnie serdecznie pocałować w cztery litery.
     Nie sposób było zaprzeczyć. Z Britt przyjaźniłyśmy się od czasów, kiedy jeszcze byłyśmy w pieluchach. Z tatą mieszkaliśmy tuż naprzeciw jej rodziny. Później jedna szkoła, jedna ławka przez wszystkie lata szkolnej edukacji, nie wliczając dni, kiedy lekka kłótnia w tamtym czasie była sprawa życia i śmierci i oznaczała zerwanie znajomości na całe dwa dni, ale teraz wspominamy to ze łzami w oczach wywołanymi śmiechem. Naszej przyjaźni nie pokonały także przeprowadzka Britt o kilka kilometrów przez rozwód jej rodziców, studia w innych miastach, a także jej przeprowadzka do Włoch. Nie jest to łatwe. Wiele razy miałyśmy okazję do zapomnienia o sobie poprzez odległość, a także poznawanie innych ludzi, a jednak po tylu latach nadal ze sobą rozmawiamy. Co więcej, rozmawiamy ze sobą tak, jakbyśmy nadal codziennie się ze sobą spotykały. To o czymś świadczy.
- Wiesz, że Cię kocham? - zapytała, a ja poczułam, że się rozczulam. - Gdyby nie Ty, nie byłabym w tym miejscu, w którym się znajduję. Nie byłabym nawet w połowie tak silna, jak jestem.
- Britt...
- Czekaj, wiem co powiesz: wcale nie przesadzam i nie zaprzeczaj. Sama Twoja obecność, kiedyś a także teraz przez kabelek telefonu, to najcenniejsze, co mogłaś mi dać. Niedługo przylecę do Nowego Jorku, do Ciebie, muszę tylko pozamykać kilka spraw w pracy, zarezerwować samolot, porozmawiać z Marco na ten temat, chociaż nie powinien mieć żadnych problemów z tym. Spróbowałby tylko mieć.
- Rozumiem. Załatw wszystko na spokojnie, nie pospieszam Cię. Ja tu nadal będę, nigdzie się nie wybieram.
     Odniosłam brudne naczynia do zlewu do kuchni, z zamiarem późniejszego uporządkowania naczyń w zmywarce. Oparłam się o blat i skrzyżowałam nogi w kostkach. Britt powiedziała, jak wiele dała jej moja obecność. Cóż, mogłam powiedzieć jej to samo, będę jej dozgonnie wdzięczna za wszystko, co kiedykolwiek dla mnie zrobiła. Żadne słowa nigdy nie będą w stanie tego wyrazić.
- Ale teraz muszę zacząć szykować się do pracy, inaczej Louis zbije mnie na kwaśne jabłko za spóźnienie. - westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się przepraszająco do słuchawki telefonu, jakby posiadała one magiczne moce, za pomocą których mógłby przekazać ten uśmiech Britt. Wiedziałam, że nie będzie miała mi tego za złe, w końcu u nich teraz jest już prawie wieczór. Kiedy ja będę zaczynała pracę, ona będzie wsuwała się pod mięciutką kołderkę.
- Pewnie. Odezwę się do Ciebie potem przez pocztę, tak więc od teraz masz tam zaglądać częściej niż raz na pół roku. Do usłyszenia i do zobaczenia wkrótce.
- Tak, do zobaczenia. A, jeszcze jedno Britt...
- Hm?
- Ja Tobie także dziękuję. Za wszystko.
- Dla Ciebie wszystko.
     Rozłączyłyśmy się ze świadomością, że dla nas obu te słowa znaczyły bardzo wiele, a właściwie to były jedne z najważniejszych i choć dzielił nas ocean, nic poważniejszego nie zagrażało naszej przyjaźni. Czasami nie trzeba słów by wiedzieć, że coś uległo zmianie. Na pozytywne, Teraz tak właśnie było. A rozmowa będzie wciąż aktualna w naszych myślach, dopóki nie skontaktujemy się ponownie za jakiś czas.
     W drodze do łazienki, gdzie chciałam zażyć prysznica, uświadomiłam sobie jak bardzo za nią tęsknię, za jej obecnością w tym mieszkaniu, w którym wspólnie zamieszkałyśmy zaraz po skończeniu edukacji, nim wyprowadziła się do Włoch. Rozmowy z nią niesamowicie mnie rozczulały i tym razem nie było inaczej. Do odpływu w prysznicu nie spływała sama woda, ale także kilka moich łez.


     Wzięłam dwa kubki ze świeżo zaparzoną kawą, nad którymi unosiła się para i jeden z nich ostrożnie podałam Cassie, by nie wylała na siebie jego zawartości a także się nie poparzyła. Usiadłam powoli tuż obok niej i oparłam swój kubek o kolano czując, jak ciepło z niego przepływa przez materiał spodni wprost na moją skórę i powoli rozpływa się dalej.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? - zapytała cicho, ale w tone jej głosu nie wyczuwałam pretensji, lecz zwykłą ciekawość i może nawet trochę śmiechu sugerującego, że to nie jest wielka sprawa i mogłam jej powiedzieć w każdej chwili, nawet na przerwie w pracy.
- Po pierwsze, nie było czasu. Sama zauważyłaś, że ostatnio w ogóle nie rozmawiałyśmy nawet co u nas słychać i tak dalej, a co dopiero specjalnie zatrzymywać Cię w pracy by Ci powiedzieć, że mam prywatny kurs gotowania u Louisa. No a po drugie... trochę się bałam, że czegoś nie do powiem i zaczniesz sobie myśleć nie wiadomo co. Ten kurs to nie jest super wiadomość, ani też godne pochwały, nie wszyscy muszą przecież wiedzieć o tym.
- Naprawdę uważasz mnie za osobę, która mogłaby sobie coś dopowiedzieć, zamiast po prostu zapytać? - zapytała, patrząc mi prosto w oczy z poważną miną. Uniosłam jedną brew sygnalizując, że tak właśnie myślę i wiem, że ona także jest tego świadoma, a następnie wzruszyła lekko ramionami i uśmiechnęła się kącikiem ust. - Racja, byłabym zdolna. Ale nigdy bym o tym nie plotkowała, dopóki bym nie wiedziała na sto procent, że to prawda!
- Wierzę Ci.
     Upiłam łyk kawy i na chwilę odłożyłam kubek na stolik obym, bym w tym czasie mogła stanąć przed niewielkim lusterkiem i uplotła ze swoich włosów warkocz. Nie byłam tego w stanie zrobić perfekcyjnie, widząc jedynie odbicie swojej twarzy a nie tyłu głowy, ale na dzisiejszy dzień w pracy to musiało wystarczyć.
- A poza tym, jak Wam idą przygotowania do tego konkursu? Na jakiej zasadzie on się będzie odbywał? Nigdy o nim nie słyszałam.
- Gdyby nie Louis pewnie ja też bym nie miała o nim pojęcia. I pewnie nie zdecydowałabym się na wzięcie udział w tym z własnej woli, bo nie czułabym się wystarczająco na siłach. Odkąd pamiętam chciałam gotować dla przyjemności, a nie dla rywalizacji. Ale ten konkurs jest tak prestiżowy, że sam udział w nim jest w pewien sposób wygraną. I bierze w nim udział tylko 20 uczestników. Może i nie zajmę pierwszego miejsca, to nic, ale chcę się sprawdzić. To będzie dobra zabawa i okazja do złapania dodatkowego doświadczenia.
     Uśmiechnęłam się sama do siebie i na samą myśl o zbliżającym się wydarzeniu, czułam dreszcze przebiegające wzdłuż moich pleców, a także adrenalinę rozpływającą się naczyniami krwionośnymi do każdej komórki mojego ciała, pomieszaną z ekscytacją i podnieceniem. To nie byłam zdecydowanie ja, [T.I.] w życiu nie dałaby się namówić na wzięcie udziału w jakimkolwiek konkursie. Od zawsze uważałam, że to nie jest zabawa stworzona dla mnie i nigdy specjalnie nie brnęłam w te rejony. Znacznie bardziej wolałam ludzi zmagających się ze sobą w różnych specjalnościach, chociaż niekiedy było tak, że przeżywałam to bardziej od uczestników. I gdybym nie została postawiona przed faktem dokonanym przez Louisa, który już zdążył mnie na konkurs zgłosić, a za rezygnację z niego musiałabym płacić karę, także nie dałabym się namówić. Nawet Louisowi. Nawet, gdyby ładnie poprosił. Ale tym zaszła we mnie mała zmiana, która przeraziła na całe 2 sekundy i mnie - nie czułam złości do Louisa za to, że wszystkiego podjął się za moimi plecami, nie pytając mnie uprzednio o zdanie. Nie czułam także wdzięczności, ale w ostatnim czasie zrozumiałam, że muszę być otwarta na nowe rzeczy, doświadczenia, osoby które pojawiały się na drodze mojego życia. Nie mogę być zamknięta w sobie, unikać tego, co może dać mi chwilowe lub długotrwałe szczęście. Trzeba być otartym na nowe wyzwania, a kiedy mam się ich podejmować, jak nie teraz? Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym zrobić, zanim podejmę decyzję o założeniu rodziny i przyjęciu na siebie obowiązków a także odpowiedzialności. Najważniejsze jest jednak zrobienie pierwszego kroku, który jest połową sukcesu w drodze do spełnienia marzeń.
- Naprawdę się cieszę, że próbujesz nowych rzeczy. Ten konkurs... to brzmi jak super sprawa.
- Bo to prawda.
- I jestem pewna, że zajmiesz wysokie miejsce. Wiem, że gotowanie i kuchnia jest tym, co Cię tworzy i bez tego nie byłabyś sobą. Jesteś jedna z nielicznych osób, które gotują to z prawdziwą pasją i wkładają w każde danie kawałek siebie, nie traktując tego wyłącznie jako pracę. To wielka rzecz godna pozazdroszczenia. Pracujesz w najlepszej restauracji na Manhattanie i to po części także jest wygraną.
- Mimo tego... powiedziałaś, że na pewno zajmę wysokie miejsce... nie wierzysz, że mogę zająć pierwsze miejsce? Pytam czysto teoretycznie.
- Nie, to nie tak, że nie wierzę. Ale jestem Twoją przyjaciółką i przydzielam sobie prawo do mówienia Ci prawdy, a prawda jest taka, że mogą znaleźć się lepsi od Ciebie, a Ty będziesz potrzebowała nabrania jeszcze doświadczenia. Jako Twoja przyjaciółka mam prawo do chwalenia Cię, a także do krytyki. Rozumiesz mnie, prawda? Będę za Ciebie trzymała mocno kciuki, ale sama wiesz jak może być.
     Upiłam łyk kawy i zerknęłam na dno swojego kubka myśląc nad tym, że aromat i smak wydobyty ze zmielonych ziaren leżących teraz na dnie, może być przedmiotem pożądania każdej dorosłej osoby, która pragnie kawy tuż po obudzeniu się. Jak bardzo kilka ziarenek może podnieść człowieka na duchu. Zwykłe ziarenko, które ma w sobie taką moc.
     Czy ja nie mogłabym być takim ziarenkiem, dającym komuś dobry humor na dzień dobry?
     Zerknęłam na Cassie znad kubka unosząc kącik ust do góry.
- Wiesz, jak cenię sobie szczerość...
- Oczywiście.
- I dlatego Ci jestem wdzięczna, że nie traktujesz przyjaźni jako pretekst do nie mówienia jej. Doceniam to. Dobrze jest mieć przy sobie kogoś, kto potrafi dać mocnego kopa na start.
      A jeszcze lepiej jest mieć przy sobie kogoś, dla kogo jesteś wszystkim i wie, czego pragniesz, zanim zdążysz w ogóle o tym pomyśleć.


     "Usiadłam ostrożnie na kanapie, opierając się o jego ciało powoli i wtulając się w niego tak, aby było wygodnie nie tylko mnie, ale także i jemu. Długo nie musiałam czekać na zbliżające się uczucie błogości i tego, jak zmęczenie i ból każdego mięśnia w ciele, powoli ustępuje miejsca komfortowi i błogiemu uczuciu, które możemy doświadczyć tylko przy obecności osoby, którą kochamy. Poczułam pod sobą, jak Nathan nieco się przekręca pode mną, ale zaraz potem ponownie mogę się oddawać odpoczynkowi. Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy.
- Jak było w pracy? - usłyszałam nad sobą głos Nathana. Tylko, że ton jego głosu wyraźnie dawał do zrozumienia, że jest to ostatnia rzecz jaka go interesuje.
- Dobrze, tak myślę. Na początku chciałam uciec, było tam strasznie głośno, gorąco, własnych myśli nie słyszałam. Wiele nauki jeszcze przede mną, ale zapowiada się ciekawie. I szef kuchni, Alexander, wydaje się być w porządku. Poza tym, że teraz marzę o gorącym prysznicu i łóżku, to było w porządku.
- To fajnie. - odpowiedział po kilku sekundach, nadal pozostając w tej samej pozycji, w której zastałam go wchodząc do domu, rozbierając się i wchodząc do salonu, czyli wpatrującego się w telewizor i jakiś program, który należy do jego ulubionych, chociaż nie miałam tak naprawdę pojęcia, o czym on jest. I ponownie towarzyszyło mi uczucie, że wcale go to nie obchodzi. Kątem oka zerknęłam również na jego rękę, która znajdowała się nadal na oparciu kanapy. Nie kazałam mu przytulać mnie do siebie na siłę, jednak byłby to bardzo miły gest z jego strony.
- A Tobie jak minął dzień? - zapytałam, przerywając niezręczną ciszę między nami. Dla kogo niezręczną, dla tego niezręczną. Raczej Nathanowi nie przeszkadzała.
- Em... najpierw pogrzebałem trochę w samochodzie, a potem przyszedłem tutaj.
- I tyle? Cały dzień oglądałeś telewizję?
- Hej, pracowałem pięć dni po kolei, mam prawo na odpoczynek chyba, nie? - wzdrygnęłam się lekko słysząc, że podniósł ton głosu. Nie musiał się denerwować, to była zwykła dygresja.
- Odpoczynek, to nie tylko telewizja, ale spokojnie, nie zamierzam Ci za to prawić kazań, Twoja sprawa.
     Wzruszyłam lekko ramionami i wstałam z kanapy by więcej nie przytulać się do niego jak do zimnej ryby. Skierowałam się do kuchni, gdzie wlałam do czajnika wody i odłożyłam go na kuchenkę, zapalając pod nim gaz. Z szafki wyjęłam kubek, do którego wrzuciłam torebkę z herbatą. Oparłam się o blat czekając, aż woda mi się zagotuje, kiedy usłyszałam kroki Nathana z salonu idącego tutaj. Wszedł do pomieszczenia, obrzucając mnie krótkim spojrzeniem, a następnie sięgnął ręką do lodówki, z której wyjął butelkę piwa.
- W weekend jedziemy z chłopakami za miasto. Mówię Ci teraz, by nie było potem zaskoczenia.
     Może jeszcze powinnam mu na kolanach dziękować, że łaskawie raczył mnie poinformować o swoich planach na dwa dni przed weekendem? Zważywszy na to, że w ostatnim czasie informował mnie o swoich planach w dniu ich realizacji albo stawiał mnie już przed faktem dokonanym, to nie powinnam narzekać i faktycznie powinnam paść na kolana. Tylko, że tym razem miałam małe "ale", którego nie mogłam przemilczeć.
- Nathan...
- Co?
- W sobotę są moje urodziny... Myślałam, że ten dzień spędzimy razem.
- No dobra, to czego chcesz?
- Słucham?
- Jaki prezent chcesz, mówię po chińsku? Kwiaty? Kolacja w restauracji? Pójdziemy w przyszłym tygodniu, ok?
     Już chciał iść, kiedy stanęłam przed nim i spojrzałam na niego kompletnie zdezorientowana jego zachowaniem. Nie chodziło mi o żadne pieprzone kwiatki, ani o żadną kolację w restauracji.
- Dlaczego traktujesz ten dzień jako dzień swojej męki? Bo co, bo chciałam spędzić w swoje urodziny trochę czasu ze swoim chłopakiem, ugotować coś dobrego i obejrzeć fajny film? To takie dziwne?
- Nie bądź jedną z tych lasek, które robią problem, bo sobie wypiję kilka piw z kolegami...
- Nathan, czy Ty niczego nie rozumiesz?! - teraz to ja podniosłam głos i czułam mały triumf, kiedy swój głupkowaty wyraz twarzy zmienił się w zdziwienie. - Czy kiedykolwiek zabroniłam Ci się spotkać z kolegami na piwo?! Czy wyrzuciłam ich za drzwi, kiedy do Ciebie przychodzili?! Czy czekałam na Ciebie do 4 nad ranem, kiedy wracałeś z imprez, by zrobić Ci awanturę?! NIE! Więc odpierdol się. A jak nie chciałeś spędzić ze mną moim urodzin, bo z łaską będziesz musiał kupić kwiatka, było mi dać znać tydzień temu, inaczej bym sobie zaplanowała ten dzień.
     Wyminęłam go i wyłączyłam gaz pod czajnikiem, kiedy woda się zagotowała, zalewając herbatę. Cały czas czułam wzrok Nathana na sobie, ale dla mnie rozmowa była skończona. Nie traktowałam urodzin jak specjalny dzień i poza tym, że miałam o rok więcej, nic się nie zmieniało. Byłoby po prostu miło, gdyby mój chłopak pomyślał o mnie w ten dzień i był ze mną. To wszystko.
- To dlaczego nic nie mówiłaś?
- O czym?
- Że chcesz ten dzień spędzić ze mną? Przecież bym odmówił chłopakom...
- Czy ja Ci o wszystkim muszę mówić? - zapytałam cicho, zrezygnowana. - Wydawało mi się to logiczne.
- Sorry, ale nie czytam Ci w myślach, nie wiem co ty chcesz.
- Nie wiesz? Jesteśmy ze sobą rok, a Ty nie wiesz? - odwróciłam się do niego i złożyłam ręce na klatce piersiowej. Nie było mnie stać nawet na łzy. - Nie uważasz, że to trochę przykre?


     Nie uważał tego za przykre. W ogóle nie widział problemu. Odwrócił się tylko na pięcie i wrócił do salonu z piwem, pod nosem gadając, jakie to kobiety bywają czepliwe i chętnie wręczy nagrodę Nobla osobie, która kiedykolwiek je zrozumie. A ja nie widziałam przyszłości dla naszego związku. Po roku znajomości sądziłam, że lepiej się już zna trochę człowieka i bez pytania wie, co ta osoba myśli i chcę. Nie miałam sobie do zarzucenia tego, że zwyczajnie chciałam ten dzień spędzić ze swoim chłopakiem. Nie obchodziłam urodzin hucznie, dla mnie w zupełności wystarczała obecność najbliższych, z którymi mogłam zachowywać się normalnie, bez żadnego spięcia, że jestem jubilatką, ale widocznie Nathan tego nie rozumiał i oczekiwał, że wszystko będę mu mówiła.
     Gdy wkrótce potem zbliżały się jego urodziny a ja postanowiłam wyciąć mu ten sam numer, wściekł się jak jeszcze nigdy, a następnego dnia wylądował w łóżku z inną. Przynajmniej on miał udane urodziny.
- O czym myślisz? - z rozmyślań o przeszłości wyrwało mnie pytanie Cassie, która patrzyła się na mnie uważnie. I widziałam, jak wymalowana ciekawość powoli zamienia się w kiepsko skrywany smutek. - A raczej powinnam zapytać o kim myślisz...
     Wzruszyłam lekko ramionami i odłożyłam pusty kubek do zlewu z zamiarem umycia go później.
- To nic nie znaczy. Po prostu mi się przypomniało właśnie w tym momencie. Nie przejmuj się. Idziemy?
- Tak, za moment. Mogę Ci zadać jeszcze dwa pytania?
- Tak, jeżeli nie będą dotyczyły Nathana.
- Nie. Konkretniej, to Louisa.
     Nie wiedziałam, o co jeszcze mogła zapytać, powiedziałam jej wszystko, co powinna wiedzieć jako moja przyjaciółka i chyba niczego nie pominęłam. Ale byłam ciekawa, więc tylko kiwnęłam głową i czekałam.
- Jak będą wyglądały Wasze relacje po konkursie? Nadal będziecie się spotykać, patrzeć na siebie w pracy jakby dzielił Was mur nie do pokonania, nadal się ze sobą przekomarzając, czy nagle wszystko zniknie?
- Zaraz, co masz na myśli mówiąc "patrzeć na siebie jakby nas dzielił mur nie do pokonania"?
- Tęsknie. Patrzycie na siebie, jakbyście chcieli się sobie rzucić w ramiona i wycałować za wszystkie miesiące, kiedy musieliście z tym zwlekać. Uwierz mi, [T.I.], Keith i Julie są najlepszymi przyjaciółmi i nigdy na siebie tak nie patrzyli.
     Przekręciłam oczami obiecując sobie, że dzisiaj nawet nie spojrzę na Louisa.
- Nie wiem, co będzie po konkursie, jeżeli mam być szczera. Ale do jednego jestem pewna - będę miała więcej czasu na plotkowanie z Tobą przez telefon.
- Ha, ha, ha, bardzo zabawne.
- A jakie jest Twoje drugie pytanie?
- Ach tak... - Cassie westchnęła, widocznie dając do zrozumienia, że to pytanie trudniej wypowiedzieć na głos. - Nadal jesteście na mnie źli za to, że zamknęłam Was w spiżarni o północy?
     Zaśmiałam się cicho pod nosem, wspominając przygodę sprzed dwóch dni.
- Na początku byliśmy źli oboje. Potem mi przeszło, już nie jestem zła. Więc jak się przejęłaś tym na poważnie, lepiej zapytaj Louisa osobiście.
     Puściłam jej oczko i ruchem głowy zachęciłam do podniesienia się z kanapy i zabrania się do pracy. Dzisiaj nie powinno być tak źle zważywszy na to, że jest świeżo po Nowym Roku.


- Myślę, że jesteś gotowa. - usłyszałam wreszcie głos Louisa, który wydał z siebie przyjemny, gardłowy pomruk wskazujący, że danie przeze mnie przygotowane mu smakowało. A nawet bardzo smakowało, bo wziął kolejną porcję wieprzowiny zapiekanej w cieśnie, dania z kuchni angielskiej. - Zanim zaczęliśmy nasz kurs pewnie też w jakiś stopniu byłabyś gotowa, ale teraz nic Cię nie zaskoczy.
     Uśmiechnęłam się i wskoczyłam tyłem na blat, rozglądając się po kuchni. Po raz pierwszy pracowaliśmy w restauracji po godzinach, kiedy wszystko było już posprzątanie, było ciemno, późno i nikt nie był na siebie zły, że wszedł mu pod nogi. To było dziwne wrażenie oglądać teraz tak puste miejsce, które w ciągu dnia tętniło życiem, nieustającymi rozmowami i wspólną pracą.
- Ale to nie oznacza, że koniec naszego kursu.
- Nie?
- Mamy jeszcze całe 3 tygodnie, nie będziesz przez ten czas gotowała wyłącznie tych potraw, które są w naszej karcie. Nigdy nie wiadomo, co Ci się trafi na zawodach. Mogę do Ciebie wpaść o 8 rano w niedzielę, prosząc o danie z produktów, które masz w lodówce albo Ci przyniosę. I nie powiem na co mam ochotę, sama będziesz musiała wiedzieć.
- O 8 rano w niedzielę? Chyba zwariowałeś. O tej porze będę jeszcze spała. - prychnęłam i sięgnęłam po widelec, także kosztując swojego dania. Faktycznie, wyszło mi naprawdę smaczne.
- To Ci wejdę pod kołdrę i będę czekał, aż się obudzisz. - uśmiechnął się bezczelnie.
- Tylko spróbuj, to Cię zwalę na podłogę.
- I tak znajdę sposób, by Cię obudzić. Dobra, przypomnijmy sobie jeszcze kilka trików, które powinnaś znać. I nie możesz o nich zapomnieć, nawet gdy będziesz się stresowała, bo przez to ręce Ci się zaczną niepotrzebnie plątać. Ok, gotowa?
     Przeżułam porcję dania, które już wzięłam do buzi i kiwnęłam głową.
- Gotowa.
- Ok, jak sprawdzisz, czy jajko jest świeże?
- Mogą na konkursie dać nieświeże jajka?
- Nigdy nie wiadomo, ale na pewno docenią fakt, że nawet o takie drobnostki się martwisz. Szybciej, czas leci!
- To Ty mi ten test na czas robisz?!
- [T.I.]...
- Włożyć jajko do szklanki z wodą!
- Zaliczone. Co zrobisz jak zacznie Ci kipieć woda w garnku?
- Położę drewnianą łyżkę na garnku.
- Dobrze. Co dodać do ubicia białek?
- Serio? Nawet o takie rzeczy mnie pytasz?
- Mogę się założyć, że niezależnie od tego, jak będziesz starała się zachować czysty umysł, niektóre najprostsze rzeczy mogą Ci umknąć. Co dodajemy?
- Odrobinę soli.
- A do zielonych warzyw, aby nie potraciły koloru?
- Pół łyżeczki cukru.
- Na konkursie na pewno będzie miało także znaczenie, w jakim stanie pozostawisz swoje stanowisko pracy, więc musisz znaleźć 2 minuty, by chociaż złożyć brudne naczynia do zlewu albo w jedno miejsce. Co zatem zrobisz, gdy podczas smażenia będzie pryskał olej?
- Dodam do niego odrobinę soli.
- A do gotowania makaronu, by się nie sklejał?
- Niewielką ilość oliwy z oliwek.
- A żeby sernik nie opadł?
- Louis, serio?
- Odpowiedz.
- Nie wyjmować go od razu. Wyłączyć piekarnik i lekko uchylić drzwiczki. Zaliczyłam test?
- Tak, ale sobie nie myśl, że to koniec. Będę Cię sprawdzał na wyrywki.
- A więc wracamy do czasów szkoły...
     Westchnęłam teatralnie i sięgnęłam po szklankę z woda, którą naszykowałam sobie znacznie wcześniej, ale jej nie dopiłam. Teraz upiłam zaledwie kilka małych łyczków, kiedy poczułam na swoich udach dłonie Louisa. Położył je niemalże na kolanach, ale tak blisko kontakt między nami sprawił, że poczułam jak robi mi się cieplej.
- Cassie do Ciebie dotarła? - zapytałam, by swoją uwagę skupić na czymś inny, a nie na jego dłoniach na moich nogach. Chociaż trudno było skupić uwagę na czymś innym, to jednak chciałam to trochę odwlec w czasie.
- A z czym miała do mnie dotrzeć? Z przeprosinami za zamknięcie nas w spiżarni?
- Yyy... tak, mniej więcej.
- Tak, dotarła. Chyba jej coś musiałaś powiedzieć. Pierwszy raz widziałem ją taką przestraszoną!
     Cassie i przestraszona? Dlaczego nie mogłam być przy tym obecna?! Taka strata.
- Niemożliwe! Nic jej nie mówiłam. To Ciebie się bała. Zamknęła swojego szefa w spiżarni, Ty byś się nie bał na jej miejscu?
- Po pierwsze, nie zamknąłbym swojego szefa w spiżarni. W gwoli ścisłości, nie zamknąłbym go także nigdzie indziej. - uśmiechnął się kącikiem ust, jednocześni powoli przesuwając dłońmi w stronę przestrzeni między nogami, a kiedy to uczynił, rozsunął je i swoim ciałem zajął przestrzeń między nimi. Wciągnęłam gwałtownie powietrze nosem i uniosłam wzrok do góry, krzyżując nasze spojrzenia ze sobą. Ciemne i zmysłowe. - Po drugie, oboje pamiętamy, że to wcale nie wyszło nam na złe.
     Drugi argument niemal wyszeptał tuż przy moim policzku, na którym poczułam jego ciepły oddech. Czy on zamierzał mnie pocałować właśnie teraz? Nie miałaby nic przeciwko, jednak... w tej chwili byliśmy w miejscu, którego nie potrafiłam zidentyfikować. Czym byliśmy - także nie wiedziałam.
- Pamiętasz, że w piątek mieliśmy się spotkać? Na trenowanie, u mnie?
- Tak - odchrząknęłam - Tak, pamiętam. To nadal aktualne?
     Zobaczyłam na twarzy Louisa coś w rodzaju poczucia winy. Oho, wiedziałam już, że coś uległo zmianie.
- Właśnie o tym chciałem pomówić... moglibyśmy przesunąć to na inny dzień?
     Uniosłam jedną brew do góry zaskoczona jego prośbą, ale pod tym zaskoczeniem chyba bardziej ukrywałam to, że byłam zwyczajnie zawiedziona zmianą planów. Wychodziło więc na to, że całe dnie spędzane w jego obecności oraz dodatkowe kilka godzin podczas naszych nauk, to dla mnie wciąż za mało.
- Pewnie, nie ma problemu, a... coś się stało?
- Nic wielkiego. Mój znajomy... Josh, przyjeżdża do miasta w czwartek wieczorem i w sobotę już wyjeżdża, a szkoda by było się nie spotkać. W szkole mieliśmy dobry kontakt.
     Rzeczywiście, nic wielkiego. Jak mogłabym być niespokojna o zwykłe spotkanie ze znajomym sprzed lat? Posłałam Louisowi szerszy i pewniejszy uśmiech i kiwnęłam głową.
- Żaden problem. Spotkamy się w sobotę albo po prostu po weekendzie.
- Cieszę się, że rozumiesz.
     Kiwnęłam głową i dopiłam wodę ze szklanki.


- Jutro będziesz miała kaca, wiesz? - uniosłam głowę, napotykając rozbawione spojrzenie Christana wpatrujące się we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i na znak, że jego słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia, upiłam kolejny łyk piwa, trzeciego już dzisiejszego wieczoru. Nie mogłam mieć kaca po czymś takim zwłaszcza, że jedyne wrażenie jakie na mnie robi to piwo, to pójście do toalety dziesiąty raz w ciągu godziny.
- Jutro nie idę do pracy, więc w sumie mam to gdzieś. Nawet, jak jednak będę miała ból głowy jutro, to chociaż będę miała go w domu.
     Zaśmiał się od nosem i w dłoń wziął swoją szklankę, stukając nią z moją i opróżniając ją całkowicie. W przeciwieństwie do mnie - Christian pił już 4 drinka. A jeden drink na pewno miał więcej procentów, niż moje piwo.
- A ile piw Ci jeszcze potrzeba, byś powiedziała mi, dlaczego tak naprawdę chciałaś się ze mną spotkać? - uniosłam brew do góry zaskoczona jego spostrzeżeniem i pierwszy raz podczas tego spotkania nie wiedziałam co powiedzieć. - Wiem, że mnie polubiłaś, ja Ciebie zresztą także bardzo polubiłem, ale w życiu Ci nie uwierzę, że się za mną stęskniłaś i dlatego zadzwoniłaś. Poza tym, co chwilę się rozglądasz, jakbyś oczekiwała kogoś odnaleźć, a gdy tego nie robisz, jesteś rozkojarzona. Nie jesteś rozluźniona jak podczas naszego pierwszego spotkania tutaj, więc coś musi się dziać. I możesz być pewna, że jeżeli nie powiesz mi z własnej woli, to Cię upije i to z Ciebie wyciągnę.
     To dlatego przez cały wieczór mi się przyglądał. Teraz rozumiem. Pokiwałam głową ze zrozumieniem i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
- Jak Ty to robisz?
- Mówiłem Ci już, że jestem spostrzegawczy.
- Ale Ty chodzisz ludziom w myśli. Nie przeraża Cię to, co możesz w nich znaleźć?
- Ludzie zwykle pokazują to, co chcą pokazać, ale nie chcą o tym mówić głośno. Pewnie już to słyszałaś, ale oczy są drzwiami do duszy.
     Tak, coś już takiego słyszałam. Od Louisa.
     Może i w tym coś było. W oczach Britt zawsze umiałam dostrzec, kiedy coś ją trapiło i niepokoiło, a o czym nie chciała mówić na głos dopóki jej do tego nie zmusiłam. Ale wtedy uważałam, że ludzie przyjaźniący się całe życie wiedzą o sobie wszystko i czytają sobie w myślach.
- Chyba minąłeś się z przeznaczeniem.
- Co?
- Albo byłeś psychologiem w poprzednim życiu.
- W poprzednim życiu byłem żołnierzem. Mam na klatce piersiowej bliznę w dziwnym kształcie o nieznanym pochodzeniu. Chcesz zobaczyć?
     Wyszczerzył żeby w uśmiechu, zabierając się za rozpinanie koszuli, które przerwał po moim wybuchu śmiechu i błagań, aby tego nie robił, bo jest za dużo ludzi.
- Wkręcasz mnie, a jak myślisz, że Ci uwierzę, to się grubo mylisz.
- Ja Cię wkręcam!? Możemy iść do łazienki, skoro inni ludzie Ci przeszkadzają i wtedy Ci udowodnię, że mam tą bliznę.
- W łazience? To aż się prosi o plotki i głupkowate spojrzenia tych, którzy nas zobaczą.
- Przejmujesz się tym, co inni pomyślą?
- Z natury nie, ale nie chciałabym tu przyjść następnym razem z łatką laski, która dała się przelecieć w łazience mimo, że to w ogóle nie byłoby zgodne z prawdą. Ale plotki się szybko rozchodzą i nikogo nie będzie obchodziło, czy prawdziwe czy nie.
     Wzruszyłam lekko ramionami i upiłam kolejny łyk piwa. Dzisiejszego wieczora co prawda było dużo ludzi, jak na piątek przystało, ale na szczęście byli bardziej zajęci sobą, niż szukaniem taniej sensacji. Mimo to - nie chciałam prowokować.
- Nie wydaje mi się, aby tak o Tobie myśleli.
- Pokażesz mi tą bliznę innym razem. I na pewno da się wytłumaczyć jej pochodzenie. Mogłeś się przewrócić, jak byłeś mały i nie pamiętasz o tym. Ty i żołnierz, pff, nie wyobrażam sobie tego połączenia.
- Nie wierzę, Ty naprawdę się ze mnie nabijasz!
     Próbował mówić poważnym tonem głosu, ale za nic mu to nie wychodziło. Roześmiałam się wesoło i odchyliłam głowę do tyłu, śmiejąc się jeszcze bardziej.
- Wcale nie. - odpowiedziałam, kiedy już opanowałam atak śmiechu. Spojrzałam na niego poważnie  i uśmiechnęłam się szeroko.
- No dobra, pośmialiśmy się, ale nadal mi na odpowiedziałaś na pytanie.
- Ach, Christian, jakiś Ty czepliwy! Miałam na dziś inne plany, które zmieniły się w ostatniej chwili. Trochę się zawiodłam a wiedziałam, że sama w piątkowy wieczór nie wysiedzę w domu, dlatego zadzwoniłam do Ciebie. Mogłeś się nie zgodzić, albo zwyczajnie mieć inne plany, dlatego ciesze się, że jednak jesteś. Wystarczy?
- Moja żona pojechała w podróż służbową, więc gdybyś nie zadzwoniła, oglądałbym telewizję. Ale zanim dam Ci spokój pozwól, że zapytam... czy tymi planami na dziś był Louis, a zmieniło je spotkanie ze znajomą?
     Tym razem byłam naprawdę zaskoczona i moja mina musiała zostać zauważona przez Christiana. Zdumienie i zaskoczenie, to teraz odczuwałam.
     Louis mnie okłamał?
- Nie wiedziałeś zatem, że z kimś miał się spotkać?
- Wiedziałam. Nie wiedziałam tylko, że chodzi o znajomą. Znajomą o imieniu Josh.
     Westchnęłam głęboko i zatopiłam wargi w piwie, tym razem wypijając kilka łyków piwa. A zatem Louis spotkał się z kobietą i zataił przede mną ten fakt.
     Nie, wcale nie byłam zła. Przecież oboje byliśmy dorosłymi ludźmi i przede wszystkim wolnymi, mogliśmy się spotykać z kim tylko chcieliśmy. Miał takie samo prawo spotkać się z tą "znajomą' tak samo, jak ja teraz z Christianem. Przecież z Louisem tylko pocałowaliśmy się w spiżarni o północy w Nowy Rok. Myślałam, że ten pocałunek znaczył coś więcej, z tego rodzaju; "Nie jesteśmy parą, ale to jest coś więcej niż przyjaźń", nie tylko dla mnie ale także dla Louisa. Pocałunek mówiący, że jesteśmy na dobrej drodze ku sobie i teraz będzie znacznie łatwiej umówić się ze sobą na kawę, kolację, cokolwiek. Ale widocznie pomyliłam się. Nie powinnam była niczego po ty pocałunku niczego od niego oczekiwać. Właściwie, to nie oczekiwałam niczego konkretnego. Teraz miało wszystko dziać się naturalnie, w odpowiedniej kolejności. Niczego sobie nie obiecywaliśmy, ani także nie przysięgaliśmy wyłączności, ale to mnie jednak gdzieś w sercu zabolało.
     Do jedynej rzeczy, do której Louis nie miał prawa, to okłamywanie mnie.
     Skoro skłamał w tej sprawie i jego "znajoma" nazywała się Josh to znaczy, że musiała być dla niego kimś więcej, niż znajomą. Którą chciał przede mną zataić? Ale po co? Przecież w jego mniemaniu ten pocałunek nic nie znaczył, między nami wszystko pozostało tak, jak było. Nie musiał zmyślać.
- [T.I.], cholera... tak mi przykro. Myślałem, że wiesz.
- Tak, teraz już wiem.
- Jesteś na mnie zła? Przepraszam, ja...
- Ty mnie nie okłamałeś, Christian.
- Myślałam, że Wam na sobie zależy...
- Też tak myślałam.
- Widzę na Twojej twarzy zawiedzenie, a na pewno by go na niej nie było, gdyby Louis był Ci obojętny... Naprawdę nie wiem co z tym gościem jest nie tak... - spojrzałam pytająco na niego, nie bardzo rozumiejąc co chce przez te słowa mi powiedzieć. - Kiedy Louis mi powiedział, że spotyka się dziś wieczorem z Izzy pomyślałem, że super, spotkanie z dawnym znajomym jest świetną okazją do wspominania. W liceum byli najlepszymi przyjaciółmi, dogadywali się we wszystkim. Zaczęło między nimi iskrzyć, gdy liceum się kończyło, więc nic z tego nie wyszło na dłuższą metę. Ale Ty też jesteś moją przyjaciółką i znając Twoją perspektywę, jestem na niego wściekły, że Cię okłamał.
- Przepraszam, nie chciałam się wprawiać w zakłopotanie. Louis w końcu jest Twoi przyjacielem od lat, a ja... od miesiąca?
- Przyjaźń nie jest pretekstem do chwalenia każdego jego czynu.
    Westchnął i przysunął się ze swoim krzesłem nieco bliżej mnie, obejmując mnie ramieniem.
- Na miejscu Louisa już dawno bym się z Tobą umówił na coś konkretnego, a nie flirciki w pracy i wywoływanie zazdrości przez spotkanie ze znajomą. To dziecinne i naprawdę nie wiem, przed czym się wstrzymuje.
- Może przeze mnie. Na początku znajomości dałam mu jasno do zrozumienia, że nie interesuje mnie romans z kolegą z pracy.
- Wiesz co? Wydaje mi się, że nawet to by mu nie przeszkodziło w zdobyciu Cię, gdyby zacząłby działać i starać się o Ciebie na każdym kroku. Gdy facetowi zależy... kobiece "nie" traci na znaczeniu.
- Chyba nie zależało mu tak bardzo, skoro bez problemu przyszło mu okłamanie mnie.
- Hej, tylko bez żadnych smutków.
- Nie, ja nie jestem smutna. Tylko trochę wściekła. W połowie to moja wina, że go od siebie odpychałam i bałam się zaangażować w związek z nim, tylko ja tego nie rozumiem, dlaczego pocałował mnie w Nowy Rok o północy... dlaczego na początku tygodnia pogrywał ze mną na blacie w restauracji po pracy, skoro miał się spotkać z inną i to przede mną zataić? Chyba jestem na takim etapie w życiu, że chciałabym wiedzieć na czym stoję, znudziły mi się relacje na kilka dni, ta chwilowa chemia. Chciałabym konkretne "tak, będziemy się o  nas starać" albo "nie, byłaś zwykłym zauroczeniem, szukam kogoś innego". Dałam mu jasno do zrozumienia, że ja jestem na tak, a on nagle zmienia zdanie... Co jest ze mną nie tak? Zewnętrzny, pozorny chłód tak szybko odstrasza ode mnie ludzi?
     Christian westchnął i przysunął się jeszcze bliżej mnie, chcą powiedzieć mi coś, co nie dotarłoby do trzeciej pary uszu w tym lokalu.
- Nie myśl, że Louis jest tego typu człowiekiem, bawiącym się uczuciami innych. Mógłby, miał do tego predyspozycje, bo został kiedyś bardzo skrzywdzony i nie łatwo mu jest zaufać ponownie.
- Nie oceniam go przez pryzmat tego konkretnego przykładu. Ktoś go skrzywdził w przeszłości? Wydaje się takim pełnym energii i optymizmu człowiekiem, nie do złamania.
- Było to dość dawno, teraz już łatwiej mu jest znieść, ale myślę, że jego powinnaś spytać, jak teraz wyglądałoby jego życie. A uwierz mi, Louis teraz a Louis sprzed kilku lat, to osoby toczące zupełnie inne życia.
     Każdy, bez wyjątku, ma przeszłość, swoją historię, I nie ze wszystkimi się nią musi dzielić, ale fakt, że tego nie robi nie znaczy, że jest czysty jak łza. Każdy z nas kogoś kocha, czegoś się boi, a także coś stracił. Jednak niektórzy bardzo dobrze to ukrywają i potrzeba czasu, by się tego dowiedzieć.
- Do tego potrzeba jednak zaufania. Nie podejdę do niego w pracy i nie zapytam "Hej, Louis, kto Cię kopnął w tyłek w przeszłości?". Do takiego zaufania nam jeszcze daleko.
- Ale jesteś pierwszą kobietą od dawna, do której zechciał się zbliżyć. - zerknęłam na niego kątem oka i uniosłam powoli jedną brew. - Znam Louisa od dawna. Nie wiem o jego życiu uczuciowym wszystkiego. Nie jesteśmy kobietami, nie analizujemy tego, nie rozkładamy na czynniki pierwsze. Wieloletnia przyjaźń do czegoś zobowiązuje jednak. I mam coś takiego, co nazywa się oczy i chętnie ich używam. Odkąd zaczął pracę w restauracji jest weselszy, częściej się uśmiecha i wiesz o nim więcej, niż ktokolwiek inny. Zauważyłem to już, kiedy przynieśliście suflety do naszego stolika. Nie wydaje mi się, by Louis takie rzeczy robił, kiedy nie jest zakochany, ale dziś naprawdę zrobił mi zagadkę...
- Powiedziałeś, "kiedy nie jest zakochany"? Coś sugerujesz?
     Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami, nie dowierzając moim słowom. Czyżbym powiedziała coś głupiego, niejasnego?
- Że Louis się w Tobie zakochał? Proszę Cię, [T.I.], ślepy by to zauważył. A Ty co myślałaś?
     Pokręciłam z niedowierzaniem głową i wzruszyłam ramionami.
- Zwykłe fizyczne przyciąganie.
- To coś znacznie więcej.




Miłego czytania, Merci x