Ostatnia godzina lekcyjna, którą jest moja karna koza i którą spędzam z [T.I.], wydłużała mi się niemiłosiernie. Od wejścia do klasy, aż do chwili obecnej nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Byłem zażenowany. Wspomnienie wczorajszego popołudnia stale stawało mi przed oczami. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno bym go cofnął i nie pozwolił sobie na taki wybuch emocji, przynajmniej do momentu, w którym byłbym pewien uczuć dziewczyny do mnie. Teraz to już na pewno nie polubi mnie tak, jak ja lubię ją.
Zarzuciłem kaptur od bluzy na głowę, oparłem się plecami o ścianę i podciągnąłem kolana pod brodę, opierając się stopami o krawędzie krzesła. Po kilku minutach siedzenia w takiej pozycji zrobiło mi się niewygodnie, ale w tej chwili był to mój najmniejszy problem. Teraz próbowałem za wszelką cenę odgonić od siebie te myśli, które odbierały mi energię i chęci do życia. Gdzie podział się dawny Harry? Niegrzeczny, chamski, ODWAŻNY Harry? Dwa tygodnie wystarczyły, abym porzucił osobowość, którą kreowałem całą szkołę średnią? I to dzięki dziewczynie, z którą bycie w związku jest mi zakazane? To jest... taka chujowa sytuacja. Dlaczego na mojej drodze pojawiła się dziewczyna, z którą nie mogę być? Czy to ma być jakaś lekcja? A może nauczka za to, że w przeszłości rozkochiwałem w sobie dziewczyny, dawałem im nadzieję, a potem bezlitośnie porzucałem? Tyle, że to dopiero w [T.I.] się naprawdę zakochałem... i mam za swoje.
- Nie wiem jak ty, ale ja uważam, że ta rozmowa nas nie ominie i prędzej czy później będziemy musieli ją przeprowadzić. - dziewczyna przerwała ciszę, w której trwaliśmy od 25 minut, że aż jej słodko i delikatny głos wydawał się na moich uszu krzykiem.
I znowu przed oczami widzę wczorajsze popołudnie. Gdybyśmy znajdowali się w innej sytuacji, to chętnie bym ją przytulił jeszcze raz, a nawet zrobiłbym coś więcej, a teraz wstydzę się nawet na nią spojrzeć.
Kurwa, musiałem ją poznać akurat w tej jebanej budzie?! Nie mogłem tego zrobić w sklepie, na ulicy, w bibliotece, gdziekolwiek, byle nie w szkole?! Dobra, biblioteka odpada, rzadko kiedy zaszczycam pracowników biblioteki swoją obecnością.
Moją złość potęgował fakt, że przy niej stawałem się jebanym wrażliwcem, a cała pewność gdzieś się ulatniała. Wymiękałem za każdym razem, kiedy na nią patrzyłem, na jej gładkie i jedwabiste włosy, z trudem odganiając od siebie myśli, jak przyjemnie mi by było czuć je pomiędzy swoimi palcami albo na swojej skórze.
- To może później? - zapytałem cicho, chowając twarz w kolanach.
Usłyszałem, jak odsuwa się z krzesłem od biurka a skrzyp krzesła świadczył o tym, że się podniosła. Stukot jej obcasów tymczasem zasygnalizował mi, że przemieszcza się po klasie. Uniosłem wzrok i przełknąłem głośno ślinę. Ona zmierzała w moim kierunku. Po co? Poprawiłem się nerwowo na krześle i odwróciłem wzrok. Hmm, ta niebieska szafka na końcu klasy jest zajebista, dlaczego nie zauważyłem jej wcześniej?
- Czego się boisz? - zapytała łagodnie i usiadła powoli na krześle, które znajdowało się obok mnie.
Aż przez moment pomyślałem, że może jej powiem wszystko, wyjawię prawdę teraz, ale nie! W ten sposób poszedłbym na łatwiznę i ominęłaby mnie cała frajda ze zdobywania jej. Wyszedłbym również na mazgaja i prawdopodobnie dziewczyna zaczęła by się nade mną litować, a to jest ostatnia rzecz, której od niej potrzebuje. To ostatnia rzecz, której potrzebuje od KOGOKOLWIEK!
- Niczego się nie boję. - wzruszyłem ramionami. - Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
- To prawda, nie musisz i wcale nie chcę Cię zmuszać do tego, abyś mi powiedział, ale widzę, że coś Cię martwi. - patrzyła na mnie z nieukrywaną troską wymalowaną na twarzy, a mnie ścisnęło w żołądku.
Ona nigdy nie będzie moja, nie ważne jak bardzo będę się starał. Nie wierzę w to, że taka drobna dziewczyna chciałaby związać się z takim chujem, jakim jestem ja. - Jeżeli chodzi o wczorajszy dzień... - przerwałem jej, mówiąc tą kwestię za nią.
- Tak, wiem, jesteś oburzona moim zachowaniem i pragniesz, aby to się nigdy więcej nie powtórzyło. - westchnąłem głośno i zsunąłem z krzesła swoje nogi czując, że powoli tracę w nich czucie. Przez przypadek dotknąłem prawym kolanem jej kolana. Ale ona nie zareagowała na to. - Zrozumiałem.
- Nie, Harry, nie przerywaj mi, proszę. - uśmiechnęła się delikatnie. - Przyznaje, zaskoczyłeś mnie... nawet bardzo, bo wolałabym, abyś mnie najpierw zapytał, czy możesz mnie przytulić. Ten sposób, jaki zastosowałeś wczoraj, bardzo mnie przestraszył, nie wiedziałam, co zamierzałeś mi zrobić, ale... nie jestem na Ciebie zła. Nie mogłabym.
- Możemy o tym zapomnieć? - jęknąłem przeciągle, chociaż tak naprawdę tego nie chciałem.
- A chcesz tego?
Zdziwiło mnie jej pytanie. O to nie pyta się osoba, która powinna pierwsza zaproponować zapomnienie o tym incydencie. Tak jakby... ona sama tego nie chciała i chciała najpierw poznać moją prawdziwą odpowiedź, aby podpisać się pod tym samym i dostosować się do mojej woli. To mi dało wiele do myślenia. Osoba, której bardziej zależy na zdaniu i opinii innej osoby, prawdopodobnie nigdy nie była pytana o wyrażenie własnego zdania. Miałem jednak wielką nadzieję, że w przypadku [T.I.] tak nie było. Wyglądała na dziewczynę pewną w 100% swoich czynów i słów, a nie na osobę... która kiedyś mogła być na drugim miejscu.
Pomyślałem na tym dokładnie. Gdy odpowiem TAK, prawdopodobnie całkowicie przekreślę swoją szansę na zdobycie serca dziewczyny, ale jeżeli powiem NIE... A z resztą,
jebać to, żyję się tylko raz.
- Nie. Podobało mi się i chętnie zrobiłbym to jeszcze raz. - odpowiedziałem pewnie i uśmiechnąłem się dumnie z reakcji [T.I.] na moje słowa.
- Więc czego się boisz? - zapytała, totalnie ignorując moje wcześniejsze wyznanie.
Czy ja wyglądam na osobę, która się czegoś boi? Jestem najnormalniej w świecie na siebie wkurwiony. Nie poznaje samego siebie, kim ja się stałem? - Nie zmuszam Cię, ale może jak mi powiesz, to poczujesz się lepiej...
Uniosłem wzrok na dziewczynę, patrząc jej głęboko w oczy. Sprawiała wrażenie osoby, której można powierzyć każdy sekret, nie obawiając się, że przekaże go komuś innemu. Nigdy nie byłem dobry w wyznawaniu swoim uczuć, tych prawdziwych uczuć, bo w kłamaniu byłem jebanym mistrzem. Kurwa, ale mam mętlik w głowie. Nigdy nie przypuszczałem, że znajdzie się osoba, która zauważy, że to wszystko jest jebaną grą, a ja jestem tak naprawdę inny. Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś będzie chciał ze mną o tym porozmawiać i dowiedzieć się, jaki jestem naprawdę. Byłem przekonany - w sumie nadal jestem - że wszyscy uważają mnie za chuja bez uczuć i dla nikogo nie jestem ważny, bo po co się przejmować kimś, kto nie przejmuje się innymi? Właśnie o taki cel walczyłem, choć nie wiedziałem, że to z czasem przerodzi się w nieświadomie ranienie ludzi tak, jak kiedyś zraniono mnie, bez odczuwania wyrzutów sumienia.
Mimo, że bardzo chciałem jej powiedzieć, zrzucić w końcu z ramion ten ciężar, który noszę sam o tym tylu lat, to nie mogłem. Byłem zbyt dumny, aby przyznać się do tego i... wciąż za mało ufny.
Rozmyślając nad tym wszystkim, kompletnie zapomniałem o [T.I.], w którą wciąż jestem wpatrzony, a ona cierpliwie czekała na odpowiedź ode mnie. Żałowałem, że nie mogłem jej tej odpowiedzi udzielić.
Przez to, że tak się o mnie martwiła, chyba zadurzyłem się w niej jeszcze bardziej.
- Nie mogę powiedzieć. - westchnąłem cicho i spuściłem wzrok.
- W porządku, rozumiem. Ale chcę byś wiedział, że zawsze możesz się do mnie zwrócić w razie problemu. - położyła dłoń na moje ramię i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jej. Ręka. Na. Moim. Ramieniu. Kurwa. Taki zwykł gest, który odbija się echem w moim organizmie.
- Dziękuję. - zagryzłem policzek od wewnętrznej strony. Impuls kazał mi wypowiedzieć kolejne pytanie, zanim zdążyłem przemyśleć pozytywne i negatywne jego konsekwencje. - Mogę Cię przytulić? Kazałaś pytać...
Przez sekundę na jej twarzy wymalowało się przerażenie, zupełnie się nie spodziewała tego z mojej strony. Nie ona jedna jest zaskoczona, ja też tego się po sobie nie spodziewałem. Jak wspomniałem, to był impuls, który kazał mi zaryzykować. Może również smutek, który towarzyszy mi w sercu od wczoraj? Nawet mama rano zauważyłam, że jestem jakiś dziwny... taki nie swój.
A ja się tylko zakochałem w niewinnej nauczycielce...
- Jeżeli ma to sprawić, że poczujesz się lepiej... - uśmiechnęła się nerwowo i w jej oczach widziałem niepewność. Do ostatniej sekundy się wahała.
Podniosła się z krzesła, a ja poszedłem w jej ślady. Dopóki jej nie przytuliłem myślałem, że lada moment spanikuje, zaprzeczy i wycofa się. Ale nie zrobiła tego. Nie spuszczała wzroku z mojej osoby, wręcz wyczekując, abym wreszcie ją przytulił.
A może po prostu chcę mieć to już za sobą.
Postawiłem krok na przód i jak na zawołanie przed oczyma ponownie pojawił się obraz z wczoraj; gdy postawiłem krok w jej stronę, ona się cofnęła. Teraz nawet nie drgnęła, w końcu jest świadoma moich zamiarów wobec niej. Albo chcę udowodnić, że faktycznie mogę na niej polegać, w każdej sprawie, nawet taka jak ja,
aby Haruś poczuł się lepiej...
Muszę uważać, aby nie zrobić czegoś, co mogłoby ją wystraszyć, całkowicie przekreślając moje szanse u niej.
Objąłem ją powoli w talii i przyciągnąłem do siebie. Pachniała cudownie, tak jak zapamiętałem z wczoraj. Był to zapach, który mógłby mi towarzyszyć w każdej sekundzie mojego życia.
Czekałem, aż odwzajemni gest, zanim posunę się dalej. Nie chciałem jej do tego zmuszać tak, jak wczoraj i wciąż jeszcze mogła się wycofać, ale byłem naprawdę zdumiony, gdy po chwili jej ręce objęły moją szyję. Przytuliłem jej drobne ciało do swojego jeszcze bardziej, chowając twarz w jej włosach. Westchnąłem cicho czując, że znalazłem w odpowiednim miejscu i trzymam w ramionach odpowiednią osobę.
Dopiero teraz poczułem się... lekko. Nic nie powiedziałem, ona również, tylko się przytuliliśmy, a ja poczułem się lekko, jak jeszcze nigdy w życiu. Jakbym zrzucił cały bagaż doświadczeń ze swoich ramion.
- Ktoś mnie kiedyś bardzo zranił... - wyszeptałem. - I boję się, że to się znowu stanie. Albo ktoś się dowie i wykorzysta to przeciwko mnie.
- Dlatego ukrywasz się pod tą twarzą? Aroganckiego i nie bojącego się ryzyka chłopaka? - nie mówiła tego z sarkazmem, a z tonu jej głowi wywnioskowałem, że nie próbowała mi również zrobić na złość. Mówiła prawdę. Taki właśnie byłem.
Albo takiego właśnie udawałem.
- Tak, chyba tak. - zacisnąłem wargo w jedną linię i niechętnie odsunąłem się od niej. - Nie powiesz nikomu, prawda?
- Harry, komu miałabym powiedzieć? A co najważniejsze: co bym miała powiedzieć? - wzruszyłem ramionami. - To ty decydujesz, kim w życiu jesteś i nikt nie ma na to wpływu. To nie jest karalne. I skoro prosisz mnie, żebym nikomu nie mówiła; masz moją obietnicę, że nikt się nie dowie. Twój mały sekret jest u mnie bezpieczny. I dziękuję, że mi zaufałeś, Harry.
Sposób, w jaki ona wypowiada moje imię, wyprowadza mnie z równowagi. Wiele dziewczyn wypowiadało seksownie moje imię, ale [T.I.] zdecydowanie zrobiła to najlepiej. Skoro zachwycam się zwykłym wypowiadaniem mojego imienia, jak moje ciało zareagowałoby na dotyk, albo pocałunek...
- Jesteś pierwsza osobą, której o tym mówię. Dziękuję, że zechciałaś mnie wysłuchać.
Uśmiechnąłem się smutno i odrobinę skrępowany, schowałem dłonie do kieszeni spodni.
- Pierwszą? Z nikim się tym nie dzieliłeś?
- Nie miałem z kim.
- A mama? A Zayn?
- Mama ma wystarczając dużo swoich problemów, a Zayn... uważasz, że jest dobrą osobą do powierzania mu sekretów? Jest dobrym przyjacielem, ale on chyba nie potrafi słuchać i dawać rad. Albo wspierać, ale za to jest idealnym towarzyszem do picia. Smutne? Może trochę, ale prawdziwe.
Zerknąłem na zegarek, który wisiał naprzeciwko mnie na ścianie i chwyciłem w dłoń swój plecak. Czas kozy dobiegł końca, choć niechętnie to przyznaję, ponieważ to oznacza pożegnanie z [T.I.].
- Dziękuję, że mi zaufałeś. Czy czujesz się chociaż troszkę lepiej po powiedzeniu tego?
- Tak, tak myślę. - przystąpiłem z jednej nogi na drugą. - Chociaż nie powiedziałem wszystkiego... -
I nie prędko powiem.
[T.I.] wróciła do biurka. Wyłączyła komputer i wzięła swoją torebkę. Miałem niczego na razie nie mówić, ale w ostatniej chwili stwierdziłem, że może po wypowiedzeniu samych ogólników, poczuje się lepiej. I faktycznie tak było, ale dopiero po wypowiedzeniu wszystkiego, co leży mi na sercu, mógłbym bez chwili zastanowienia posunąć się do stwierdzenia "Czuję się wolny". Nie jestem jednak przekonany, czy to kiedykolwiek nastąpi.
- Ze swojego doświadczenia wiem, że lepiej być sobą niż udawać kogoś, kim się nie jest. - powiedziała cicho. - Musiał ktoś Cię bardzo skrzywdzić, skoro ukrywasz swoje prawdziwe ja. Znam to.
Co takiego ukrywa ta dziewczyna, skoro tak twierdzi? Jest bardzo tajemnicza i z pewnością ją również ktoś kiedyś zranił i przyznaję to z pełną odrazą skierowaną ku osobie, która się tego dopuściła.
Zagryzła niepewnie dolną wargę, unikając mojego spojrzenia. Już żadne z nas nie odezwało się do siebie, dopóki nie przyszedł czas rozstania.
- Do widzenia, Harry.
- Do wiedzenia.
Albo
do zobaczenia.
- Harry, co ty chory jesteś? - zaraz po otworzeniu przeze mnie drzwi do mieszkania, do środka wparował Zayn, który oczywiście musiał powiadomić wszystkich domowników o swoim przybyciu. Ten kretyn nie potrafi mówić cicho. I szczerze... był ostatnią osobą, z którą teraz chciałbym się widzieć.
- Kurwa, Zayn, nie potrafisz mówić ciszej? Głowa mi pęka. - zamknąłem drzwi i podszedłem do szafki, w której moja mama trzyma leki, szukając czegoś na ból głowy. To jest taki pospolity ból, że byłem pewny, że lada moment będę trzymał opakowanie z lekami w dłoni, ale dłonie tak mi się trzęsły, że jedna chwila przerodziła się w kilka.
- No sorry, nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms, na fejsie Cię nie ma. Co się z Tobą dzieje?
- Źle się czuje, chyba mam jeszcze do tego prawo. - warknąłem. Wreszcie znalazłem jakieś leki. Wycisnąłem z opakowania dwie białe, okrągłe tabletki i popiłem je wcześniej naszykowaną szklanką wody.
Nie miałem pojęcia, dlaczego bolała mnie głowa, ale modliłem się, aby te tabletki pomogły. Rozbolała mnie zaraz po wyjściu ze szkoły.
Pierdolona szkoła, mam z nią więcej problemów, niż pożytku.
- Tak Ci te dwie godziny kozy dały w kość? - zaśmiał się złośliwie, ale mi nie było do śmiechu.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałem, ignorując jego pytanie. Nie mogę dać poznać po sobie, że jedną z przyczyn zmiany mojego zachowania jest [T.I.], nasza nauczycielka od historii. Jeżeli on się o tym dowie - dowie się zaraz cała szkoła.
Wiele razy starałem się przypomnieć sobie moment, w którym ja i Zayn zaprzyjaźniliśmy się, ale to kończyło się tak samo, jak zaczynało - pustką. Dogadujemy się, a to jest chyba najważniejsze. Nie narzekam.
- Louis urządza dzisiaj domówkę. Wkładaj manatki i idziemy.
- Idź beze mnie, ja się nie nadaję dzisiaj na imprezę. - odłożyłem szklankę do zlewu i leniwym krokiem udałem się do salonu, gdzie oglądałem jakiś film, nawet nie wiem jaki ma tytuł. Nie ma to nawet dla mnie znaczenia.
Zayn wydawał się być niezadowolony z mojej decyzji, a wręcz oburzony tym faktem. Na każdej imprezie w trójkę - Ja, Zayn i Louis - gramy główne skrzypce, bez nas nie ma imprezy (skromnie powiedziawszy), ale jeżeli na jednej mnie nie będzie, to się nic wielkiego nie stanie. Świat tak czy siak dalej będzie funkcjonował.
- Ty chyba sobie żartujesz...
- Zayn, nie jestem robotem. Źle się czuję i chyba będę chory. Nigdzie nie wychodzę.
Wzruszyłem ramionami i przeniosłem wzrok na ekran telewizora z nadzieją, że ten sobie odpuści i zaraz wyjdzie z mieszkania. Ale nic nie wyglądało na to, że on zamierza to zrobić. A wręcz przeciwnie, postawił krok w moją stronę. Uważnie mi się przyglądał, jakby chciał wejść w głąb mojej duszy i poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie o przyczynę mojego fatalnego samopoczucia. Po kilku chwilach zaczęło mnie to naprawdę denerwować.
- Ty się zakochałeś... - stwierdził, a ja się aż zakrztusiłem.
- Słucham?! Nie pierdol głupot!
- To ty nie pierdol, że się nie zakochałeś! Hazz, znam Cię nie od wczoraj. Byłeś chory niejednokrotnie i na pewno wtedy nie wyglądałeś tak, jak teraz. A z resztą, osoba chora chyba ma również katar i ból gardła, nie uważasz? - ponieważ nic nie odpowiedziałem, Zayn uznał to za jednoznaczną odpowiedź na swoje stwierdzenie. Uśmiechnął się wesoło i dumny z tego usiadł na kanapie obok mnie, poklepując mnie po ramieniu. - Mnie nie oszukasz, przyjacielu. A teraz mów, która jest tą szczęściarą.
- Nic Ci nie powiem. - pokręciłem przecząco głową i oparłem się łokciami o kolano.
Cholera jasna, skoro tak łatwo przyszło mu odgadnięcie, że tak naprawdę się zakochałem, to tak łatwo mi nie odpuści i będzie mi wiercić dziurę w brzuchu dopóki nie dowie się, kim jest ta dziewczyna. Zastanawiałem się, po co mu ta wiedza. Po to, aby tylko zaspokoić swoją ciekawość i przy okazji ciekawość innych osób w szkole, czy może chcę coś z tym zrobić. Tylko, co on mógłby z tą informacją zrobić? W ten oto jakże demokratyczny sposób, druga opcja odpada.
- To ta Amber z przeciwnej klasy? Skubana piękna jest i zarazem inteligentna. Szkoda, że nosi te okulary, bez niej byłoby jej zdecydowanie ładniej... i seksowniej...
- Skoro ty jesteś nią zainteresowany, to dlaczego sam do niej nie wystartujesz?
- Nie chcę Ci jej odbijać...
- To nie ona.
Zayn westchnął, ale nie zamierzał się poddawać. Kciukiem przejechał po dolnej wardze, marszcząc przy tym brwi, niczym jakiś naukowiec. Taki widok był do Zayna zupełnie nie podobny, ale jak się już czegoś uprze, to nie ma zmiłuj. Czasami podziwiałem ten jego opór i dowiadywał się w ten sposób o wielu interesujących rzeczach.
Swoją drogą, muszę zapytać mamy, czy naprawdę tak bardzo widać po mnie to, że się zakochałem. Z kolei, jeżeli dowie się ona, dowie się za chwilę i Gemma, moja siostra a wtedy we dwie będą się nade mną znęcały psychicznie. Będę mógł się pożegnać ze spokojem.
- W takim razie... hmm, daj mi chwilkę, zaraz odgadnę... WIEM! To Kimberly z pierwszej klasy! Młodsza, to jest fakt, ale niezła z niej dupa i nie zaprzeczysz. Udaje tylko taką niewinną.
- Jak na pierwszoklasistkę, to tak, jest ładna, ale to wciąż nie ona.
- Szlag... - zagryzł policzek od wewnętrznej strony, wciąż główkując.
- Zayn, po co Ci w ogóle do wiadomości ta informacja? Książkę piszesz?
- Głownie dlatego, aby zaspokoić swoją ciekawość... - Przewróciłem oczami.
A nie mówiłem?! - Ale również dlatego, aby Ci uświadomić, żebyś tego nie ukrywał i byś o nią walczył. A co jeżeli i ty się jej podobasz? - uniosłem brwi do góry ze zdziwienia. Zayn i takie rady? No to jest dla mnie szokiem. Może zbyt pochopnie oceniłem go twierdząc, że nie potrafi słuchać i dawać rad?
Albo jeszcze nie miał okazji się w tej kwestii wykazać. - Co ja pierdole, ty podobasz się każdej dziewczynie w tej szkole, więc się o nią nie martw.
Dlaczego te słowa dały mi odrobinę nadziei na to, że jednak podobam się [T.I.] tak, jak ona podoba się mi? Nie, to przecież niemożliwe. Taka piękna dziewczyna, jak ona, musi mieć chłopaka, to by było dziwne, gdyby nie miała. I chociaż skręca mnie na myśl, że w tej chwili w ramionach może ją trzymać inny facet, to nie mogłem tej opcji całkowicie odrzucić.
- Dobra, zgaduje dalej. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Zayna, który dalej główkował.
Skubany, uparty jest. - A może to Katherine z naszej klasy? Widzę, jak na Ciebie patrzy... Tak samo jak trzy czwarte dziewczyn w szkole, ale to szczegół.
Zayn poruszył zabawnie brwiami. Humor mu dzisiaj odpowiada, a mi wręcz przeciwnie, więc jak mnie wkurwi, to nie ręczę za siebie.
- Pudło.
Uśmiechnąłem się dumnie. Nie odkrył mojej największej tajemnicy! Jeszcze. To tylko kwestia czasu, więc moja radość była tylko chwilowa. Spojrzałem na swojego przyjaciela, którego wyraz twarzy wyraźnie pokazywał, że jest niezadowolony z tego, że nie udało mu się odgadnąć.
- Może jakaś podpowiedź? Przynajmniej kolor włosów...
- Nic z tego.
Zmarszczył czoło jeszcze bardziej. Naprawdę cieszyłem się z tego, że to jeszcze nie dzisiaj się dowie, kim jest dziewczyna, w której się zakochałem. Ale jak wcześniej wspomniałem - moja radość była tylko chwilowa. W jednej sekundzie jego twarz rozpromieniła się, a w oczach pojawiły się iskierki.
Kurwa mać, niech się szlag, Malik...
- Ostatnio tak namiętnie wpatrujesz się w naszą nową nauczycielkę od historii...
- Zayn, skończ...
- Nie wierzę, zakochałeś się w [T.I.]!! - krzyknął rozbawiony i dumny ze swojego odkrycia. Byłem wkurwiony i miałem mętlik w głowie. Powinienem mu się przyznać do tego, czy zaprzeczać? W końcu sam do tego doszedł, bez mojej pomocy, ale ja go o to nie prosiłem!
- Nie! Uważasz, że byłbym zdolny zakochać się w nauczycielce?! Z resztą... nigdy wcześniej w nikim się nie zakochałem, skąd mam niby wiedzieć, jakie to uczucie? - warknąłem i podniosłem się z kanapy, rozpoczynając moją wędrówkę po salonie. Chyba do końca roku szkolnego nie pojawię się w szkole, bo skoro Zayn się wszystkiego SAM domyślił, każda inna osoba w klasie będzie w stanie zrobić to samo.
- Tak, tak właśnie uważam. I to, że jeszcze nigdy nie zdarzyło Ci się prawdziwie zakochać nie znaczy, że nigdy tego nie doświadczysz. - czułem się, jakbym rozmawiał ze swoją siostrą, a nie najlepszym kumplem, który wcale nie jest lepszy ode mnie w kwestii dziewczyn. - Może i jestem głupi, ale na pewno nie ślepy. Zawalcz o nią.
- Głupi to ty na pewno jesteś. Wiesz co by się stało, gdyby ktoś się dowiedział, że nauczycielka ma romans z uczniem?! I to jeszcze praktykantka?! Nie chcę ryzykować...
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. Harry, nie poznaje Cię! Uwielbiasz ryzyko, a teraz nagle uciekasz? Zostało jeszcze półtora miesiąca jej pracy tutaj, myślisz, że kogoś będzie obchodziło to, z kim będzie się spotykała po ukończeniu praktyk? -
Mnie. - A nawet jeżeli tak, to i tak nie będzie miał nic w tej kwestii do gadania. - zmarszczyłem nos, wciąż nie do końca przekonany, czy powinienem tak wiele ryzykować. - Jeżeli naprawdę się w niej zakochałeś, to walcz. Niektóre tajemnice można trzymać w ukryciu bardzo długo. Kwestia tylko tego, jak bardzo będziecie się starać, aby to pozostało w ukryciu.
- A co jeżeli ja sie jej nie podobam? - zapytałem, chociaż panicznie bałem się odpowiedzi na to pytanie. Nie chciałem jej nawet znać. Nie byłbym chyba w stanie znieść faktu, że ona mnie nie chcę.
- Stary, sam musisz się tego dowiedzieć. - uśmiechnął się szeroko i podniósł się z kanapy. - I weź coś zjedz, jesteś taki blady, jakbyś ducha zobaczył. Ja spadam na imprezę, potrzebuję procentów. Oooo, może Amber na niej będzie. Trzymaj kciuki, ale jakbyś chciał wpaść, to nie krępuj się. - poklepał mnie po ramieniu i skierował się do wyjścia.
Stałem jak kołek na środku salonu, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Chyba potrzebowałem takiej rozmowy, męskiej rozmowy i nie spodziewałem się, że przeprowadzę ją z Zaynem, ale z drugiej strony cieszę się. Mam teraz pewność, że mogę mu ufać i polegać na nim. Żałuje jedynie tego, co myślałem o nim wcześniej. Okazał się być zupełnym przeciwieństwem osoby, którą stworzyłem w myślach.
- Zayn... - krzyknąłem, kiedy chłopak już otwierał drzwi na dwór. Odwrócił się i uniósł jedną brew do góry. - Dzięki za rady i... ogólnie za całą rozmowę.
- Spoko, zawsze możesz na mnie liczyć.... I nie martw się, nikt się o tym nie dowie. Przynajmniej nie ode mnie.
Kiwnięciem głowy pożegnał się i zniknął za drzwiami.
Dlaczego akurat dzisiaj musiał mi się zepsuć samochód?! Dlaczego do cholery jasnej nie mógł za 8 godzin, kiedy to będę wychodziła ze szkoły? Przynajmniej wtedy nie musiałabym się martwić o to, że spóźnię się na zajęcia. Co sobie dyrektor o mnie pomyśli? Praktykantka i jeszcze się spóźnia! Bycie na czas w pracy to podstawa, a ja nie chcę przez taką drobnostkę narażać swojej opinii. Skoro dostałam szansę, chcę ją wykorzystać najlepiej jak potrafię, udowadniając to w każdej dziedzinie, począwszy od przychodzenia do pracy na czas, w odpowiednim stroju, a kończąc na profesjonalnym wykonywaniu tego zajęcia. Nie płacą mi za nią - a szkoda - ale to właśnie od tych dwóch miesięcy zależą moje studia. Muszę dać z siebie 101%.
Wręcz wybiegłam z tego autobusu w połowie drogi, starając się jak najszybciej dotrzeć do szkoły. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku i stwierdziłam, że jestem już spóźniona 10 minut. Cóż, dla uczniów to żaden problem. Przynajmniej nie będą mieli lekcji.
Biegłam chodnikami, wymijając ludzi. Kilku z nich przez przypadek potrąciłam, ale grzecznie przeprosiłam. Jeszcze tego by brakowało, abym miała kłótnię z jakimś przechodniem za moje niekulturalne zachowanie.
Spóźniona 15 minut na lekcje, wbiegłam w końcu do szkoły. Na razie może nie będę patrzeć w lusterko, aby się nie przestraszyć mojego wyglądu, po tak "szybkim" spacerku. Składałam sobie w myślach pokłony za to, że nie założyłam dzisiaj obcasów, a balerinki. Jeżeli bym to zrobiła, pewnie byłabym dopiero w połowie drogi.
Weszłam do pokoju nauczycielskiego, chwyciłam kluczyk od sali i pognałam schodami na górę. Już w tym miejscu byłam w stanie usłyszeć śmiejące się towarzystwo. Teraz mam lekcje z klasą, do której uczęszcza Harry. O właśnie, Harry! Przez to, że od rana byłam taka zabiegana, nawet nie zdążyłam o nim pomyśleć. Nic konkretnego w sumie nie straciłam, ale... naprawdę nie rozumiałam jego zachowania, a pragnęłam zrozumieć. W jednej chwili jest odważny, arogancki, chętnie ze mną flirtuje, a w następnej zmienia w wrażliwego i uczuciowego chłopaka. Cieszę się, że mi zaufał i powiedział przynajmniej cząstkę tego, co czuje w sercu. Nie wiem, co jeszcze ukrywa, ale chce mu udowodnić, że może na mnie liczyć w tej kwestii i w każdej chwili może mi o tym powiedzieć. Może w ten sposób ulży mu, a może nawet będę w stanie mu pomóc.
Czego on się boi?
Fakt, wciąż muszę trzymać go na dystans, ale prawdę powiedziawszy - nie potrafię. Ledwo doba minęła, a ja już zdążyłam się z nim przytulić DWA RAZY! Podobało mi się... i tu jest problem. Nie powinno mi się podobać.
- Dzień dobry. - usłyszałam powitanie od kilku osób, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i otworzyłam klasę czekając, aż wszyscy do niej wejdą. Jako ostatni wszedł Harry, który... nie wyglądał dzisiaj zbyt dobrze. Chory jest?
A może smutny? Wolałabym chyba tą pierwszą opcję.
Do klasy jako ostatnia weszłam ja, od razu przepraszając za swoje spóźnienie. Ponieważ byłam taka zmęczona, odechciało mi się prowadzić lekcję. Oczywiście to nie było profesjonalne zachowanie z mojej strony, ale nawet nie ma sensu rozpoczynać nowej lekcji, skoro do końca tej zostało zaledwie 20 minut. Uczniom to było zdecydowanie na rękę, więc po prostu resztę czasu poświęciliśmy na sprawdzanie zaległej pracy domowej.
Kilka minut przed dzwonkiem na lekcji, po klasie rozległo się pytanie:
- Czy mogę wyjść na chwilę na korytarz?
Podniosłam wzrok prosto na Harrego. To właśnie on zadał to pytanie, jego głos rozpoznam wszędzie. A co do samego chłopaka... był strasznie blady a oczy senne, jakby nie spał kilka nocy pod rząd. Nie wyglądał na kogoś, kto udaje, że jest chory. Bez zbędnego zastanawiania się zgodziłam się na jego wyjście, a sama kilka sekund po jego wyjściu pognałam za nim. Jeżeli coś mu się stanie, to ja będę za niego odpowiadała, w końcu to się dzieje na mojej lekcji.
- Co się dzieje? - zapytałam cicho, kiedy zamknęłam drzwi od klasy. Powoli podeszłam do Harrego, który siedział na ławce, z podpartymi łokciami na kolanach i twarzą schowaną w dłoniach. Delikatnie usiadłam obok niego.
- Po co za mną przyszłaś? - warknął. Nie spodobał mi się ton jego odpowiedzi.
Czyli wrócił ten Harry, którego znają wszyscy w tej szkole.
- A kto mnie ostatnio upominał, że nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie?
Tak, zrobił to, kiedy poprosiłam go o pozostanie w klasie po lekcji, aby poinformować go o ocenie niedostatecznej. Teraz spojrzał na mnie ukradkiem, ale nie szczególnie się tym przejął, nie odpowiedział nic. Cóż, ja tak tego nie zostawię. Jest jeszcze 5 minut pod moją opieką.
- Dobrze, nie odpowiadaj. - westchnęłam cicho, przenosząc wzrok na gablotkę z pucharami, która stała niedaleko nas. - Jeżeli chcesz, możesz iść do pielęgniarki, a potem do domu, zwolnię Cię.
- Nie pójdę do żadnej pielęgniarki. - odpowiedział łagodnie, ale stanowczo. - W tej chwili potrzebuję kogoś innego, a nie pielęgniarki, która i tak mi nie pomoże.
Kogo innego potrzebuje? Nie wypytywałam go, bo uznałam to za niestosowne, ale pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl była jego mama. Może chcę, aby go odebrała?
- Zadzwonić po kogoś, aby Cię odebrał?
- Do nikogo nie dzwoń. Zostaję w szkole. Musiałem po prostu... chwilę odetchnąć.
Westchnął i wreszcie spojrzał na mnie. Był smutny, jego oczy to mówiły i nie trzeba się było go pytać o to. Odstawiłam na bok zawstydzenie, które zawsze mi towarzyszy, kiedy na mnie patrzy, a skupiłam się na jego zdrowiu.
- Jeżeli jednak nie jesteś na siłach...
- Dam sobie radę. Nie mogę w końcu ominąć kozy po lekcjach. Dyrektor nie byłby zadowolony.
- Myślę, że w tej sytuacji będzie wyrozumiały...
- Dam sobie radę. - uśmiechnął się delikatnie, a ja nie byłam w stanie nie odwzajemnić tego uśmiechu.
- Gdybyś jednak czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać.
- Jasne.
Po szkole rozniósł się dźwięk dzwonka i jak na zawołanie z klas zaczęli się "wysypywać" uczniowie. Podniosłam się z ławki i po raz ostatni spojrzałam na Harrego. Nie wydawał się zadowolony z tego, że ten dzwonek przerwał nam rozmowę, ale nie miał już na to wpływu. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do klasy, pozwalając uczniom na jej opuszczenie.
Aktualnie siedzę w samochodzie Harrego i jedziemy do mojego domu. Plus jest taki, że nie muszę mu podawać adresu, bo już u mnie przecież był, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy dobrze postąpiłam przystając na jego propozycję. Jeżeli ktoś nas zobaczy - zwłaszcza któryś z pracowników szkoły - może być nieciekawie, dlatego jak tylko mogłam chowałam twarz pod kurtyną włosów, jeżeli widziałam kogoś podejrzanego. A jak to się stało, że mój uczeń odwozi mnie do domu?
Chciałam skrócić kozę Harrego o około 20 minut, aby zdążyć na ostatni autobus, który miał mnie odwieźć do domu. Następny byłby dopiero za półtorej godziny, a mi się nie szczególnie marzyło stać tyle na przystanku. Chłopak nalegał, abym powiedziała, co jest przyczyną skrócenia tego czasu, chociaż do tej pory zastanawiam się, do czego potrzebna była mu to informacja. W końcu uległam i wyjaśniłam mu to, a on stanowczo zaprzeczył i zadeklarował się, że to on mnie podwiezie. "
Będzie z pewnością szybciej i wygodniej, nie uważasz?" - zapytał, a ja nie zaprzeczałam, bo taka była prawda. Protestowałam, broniłam się jak tylko mogłam, aż w końcu się podałam. Nie chciałam zabierać mu wolnego czasu po lekcjach, a tym bardziej nie chciałam z niego robić jakiegoś swojego osobistego kierowce. Uważam, że taki chłopak jak on, ma o wiele więcej ciekawszych zajęć, niż odwożenie swojej nauczycielki do domu.
Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego samochodu albo przynajmniej przerwać tą grobową ciszę, ale za cholerę nie wiedziałam, jak mam rozpocząć rozmowę.
- Ile mam Ci oddać za paliwo? - zapytałam w końcu. To pytanie wydawało mi się odpowiednie i zupełnie na miejscu, ale dopiero śmiech Harrego uświadomił mi, że wcale takie nie było.
- [T.I.], proszę, nie żartuj. To drobnostka.
- Ale na pewno masz jakieś inne ciekawsze zajęcie niż odwożenie mnie...
- Na przykład jakie?
No właśnie, Sherlocku?
- No nie wiem... - wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- No właśnie, bo nie mam. Odwiezienie Ciebie to dla mnie przyjemność.
Wyjrzałam za okno i w duchu ucieszyłam się, widząc znajome domy sąsiadów. Za kilka chwil powinnam być już w domu.
Nareszcie.
- Może wejdziesz do środka? I... napijesz się czegoś? - właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego zadałam to pytanie, ale mam nadzieję, że potraktuje to jako mój rewanż za podwózkę. Niezbyt on okazały, ale tylko tyle jestem w stanie mu zaproponować.
- Bardzo chętnie.
Zatrzymał się pod moim domem. Silnik zgasł i zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nie pałało się do opuszczenia pojazdu. Patrzyłam tępo przed siebie, wsłuchując się w nierówne bicie własnego serca. Z jednej strony chciałam wyjść i trzymać się jak najdalej od Harrego. Jednak z drugiej strony zasmucała mnie myśl, że już za kilka sekund się rozstaniemy. Jestem beznadziejna. Nie jestem w stanie określić jednoznacznie swoich uczuć. Chcę go, ale... nie chcę,
a może raczej nie mogę. Ale wiem, że taka dziewczyna jak ja, nie jest w stanie zaimponować takiemu chłopakowi jak Harry. Dlaczego w ogóle się tym przejmuje? Nie mamy nawet choć cienia szans na to, aby być razem, a ja pozwoliłam na dopuszczenie do siebie tej myśli.
Głupia, głupia głupia!!
Nieświadomie zagryzłam dolną wargę. Czułam na sobie wzrok chłopaka, ale obawiałam się swoich uczuć, które prawdopodobnie narodziłyby się zaraz po tym, gdybym ja spojrzała na niego, dlatego nie potrafiłam tego zrobić.
- [T.I.]... - zamknęłam na chwilę oczy, starając się uspokoić moje rozszalałe serce. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy, przenosząc wzrok na twarz chłopaka, od razu żałując swojej decyzji. Miałam w głowie mętlik i nagle zapomniałam o tym, że powinnam się odnosić do niego z dystansem. Jego zielone tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie, a malinowe usta pozostały lekko uchylone, widocznie z zamiarem powiedzenia czegoś. Wahał się do ostatniej chwili, aż w końcu powiedział. - [T.I.], to Ciebie rano potrzebowałem...
Przeżywali zakazaną miłość, niczym Romeo i Julia. Tkwili w czymś, co tak naprawdę nigdy nie powinno nastąpić. Mieli przecież tylko się poznać, polubić, ewentualnie zaprzyjaźnić. Nie mieli się w sobie zakochiwać.
Witajcie!
Oto 5 część imagina z Harrym, jak go oceniacie? Bardzo się starałam, aby Was nie zawieść, ale czy mi się udało tego nie zrobić, zależy od Was. Przepraszam z góry za błędy, które mogły się pojawić w imaginie.
Jak myślicie, jaką tajemnice ukrywa Harry? Czego się boi?
Czy macie jakieś specjalne propozycje , co do akcji? Może macie jakieś wizje co do sytuacji, w której powinni znaleźć się Harry i [T.I.]? Piszcie śmiało :)
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji
Merci.
50 :)