Z nieba zaczął sypać biały puch. Powoli zasłaniał nudne i szare londyńskie ulice. Niezwykła biel delikatnie oświetlała ulicę. Płatki śniegu osadzały się na brunatnych gałęziach, tworząc ze zwykłych badyli artystyczne cudo. Rozkoszowałam się smakiem mojej ulubionej wiśniowej herbaty, przy okazji patrząc na zabieganych ludzi za oknami. Każdy się spieszył. Niektórzy szybko biegli, aby ukryć się w swoich ciepłych mieszkaniach przed śniegiem, inni natomiast cieszyli się jak dzieci z każdego, nawet najmniejszego płatka śniegu...
Nowy dzień przywitałam z uśmiechem na twarzy. Obudziły mnie lekkie promienie słoneczne, przedzierające się przez niezasłonięte okna. Mój uśmiech spowodowany był słońcem w samym środku zimy. To wszystko wydaje się takie paradoksalne. Nieśpiesznie zeszłam z mojego wygodnego łóżka i rytmicznym krokiem pomaszerowałam do łazienki. Gorący prysznic orzeźwił mnie jeszcze bardziej, przy okazji ogrzewając moje ciało. Świeży malinowy zapach rozniósł w pomieszczeniu wprawiając mnie w ekstazę. W tej chwili czułam się maksymalnie odprężona. Niechętnie opuściłam zaparowaną kabinę prysznica. Buchnęło na mnie chłodne powietrze, więc szybko otuliłam się miękkim białym ręcznikiem i wróciłam do mojej sypialni. Z racji tego, że dziś sobota postawiłam na wygodę. Założyłam na siebie szare dresy i białą bokserkę z kolorowymi nadrukami. Czym prędzej popędziłam do kuchni, ponieważ mój głód dawał już o sobie znać. Na śniadanie przygotowałam sobie płatki z mlekiem i sałatkę owocową. Z racji tego, że mieszkam sama, posiłek postanowiłam spożyć w towarzystwie telewizora. Akurat leciała powtórka mojego ulubionego serialu, więc bardzo się ucieszyłam. Z telewizyjnego transu wyrwał mnie dzwoniący do mahoniowych drzwi dzwonek. Powoli i mozolnie otworzyłam drzwi. Za drewnianym prostokątem ukazała mi się wesoła twarz [i.t.p.]. Jej wesołe spojrzenie i szczery uśmiech sprawiły, że na mojej twarzy także pojawił się banan.
- Cześć Misiek! - powitała mnie całuskiem w policzek
- Hej! Co się stało że o 12 jesteś już na nogach? - zapytałam z uśmiechem.
- Ha, ha, ha! No wiesz, ludzie się zmieniają – odpowiedziała wesoło - Dobra, już koniec. Ubieraj się, wychodzimy!
- A gdzie mnie porywasz?
- Gdyby to było porwanie, wpadłabym bez dzwonienia z maską na twarzy i nie rozmawiała z Tobą. Myśl, dziewczyno!
- Pff.
- Dobra! Szykuj się, idziemy na lodowisko. Za pół godziny mamy być na miejscu. - powiedziała wesoło brunetka.
- Nie, wybacz, ale chyba znasz moje umiejętności łyżwiarskie.
- Nie gadaj tyle, tylko się szykuj! Raz, raz! Nie ma czasu. - pośpieszała mnie.
- Mówił Ci ktoś że jesteś bezczelna?
- Może ktoś wspomniał, ale nie pamiętam.
- Och, jesteś nieznośna. Dobra, daj mi 15 minut. Muszę jakoś wyglądać. Jak chcesz się czegoś napić, to wiesz gdzie jest kuchnia. - powiedziałam szybko, znikając za drzwiami mojej małej garderoby.
Pomimo tego, że pogoda jest dziś słoneczna, na dworze było dość ( dosyć? ) mroźno. Postawiłam na kremowy sweter delikatnie przeplatany złotymi nitkami. Na nogi włożyłam karmelowe rurki oraz ciepłe kozaki za kostkę. Na twarz nałożyłam lekki makijaż. Moje włosy, które z natury były kręcone pozostawiłam rozpuszczone w lekkim nieładzie. Ramiona otuliłam ciepłym płaszczem, a na szyję założyłam ciepły szalik – komin. Do kieszeni mojej torebki włożyłam telefon, bez którego nie ruszam się nigdzie oraz inne niezbędne do życia rzeczy (czyt. kosmetyki), krem do rąk, portfel itp. Kiedy byłam już gotowa, zawołałam [i.t.p] i powoli ruszyłyśmy na podbój lodowiska uprzednio zamykając mieszkanie. Droga minęła bardzo szybko. Przemierzając ośnieżone ulice rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się z zupełnie błahych rzeczy. Ludzie czasem na nas patrzyli spod oka uśmiechając się przy tym. Po niecałych 10 minutach doszłyśmy do dosyć sporej hali, w której mieściła się lodowa platforma do zabijania potocznie zwana „lodowiskiem”. Wypożyczenie łyżew i inne drobne sprawy organizacyjne nie zajęły nam wiele czasu. Kiedy byłyśmy już na tafli, spotkałyśmy naszą koleżanką – Mady, która jak zawsze przywitała nas ciepłym uśmiechem i całusem w policzek. Dziewczyny były tak zajęte sobą, że po chwili zniknęły gdzieś w tłumie, pozostawiając mnie samą na lodzie. Dobra, trzeba sobie radzić. To nie może być aż tak trudne - skoro wszyscy potrafią, to ja też – pomyślałam. Jak chciałam, tak zrobiłam, tyle, że chwile później byłam już w objęciach zimnego lodu. Okej, jedziemy dalej. Nie zniechęcam się! Jeden „krok”, drugi... nie jest źle. Zaraz, zaraz - nawet jest dobrze. O tak! Jestem zwycięzcą. Moja niezrównana radość z nowo nabytej umiejętności nie trwała jednak długo. Po kilku zdumiewająco krótkich sekundach, kiedy owa sprawność szła mi względnie zręcznie, niespodziewanie noga mi się podwinęła. Już myślałam, że w tym momencie zrobię z siebie pośmiewisko niedelikatnie lądując w samym centrum lodowiska. Na szczęście moje obawy okazały się być błędne. W ułamku sekundy znalazłam się w czyichś objęciach. Niepewnie z wielkim rumieńcem na twarzy podniosłam moją głowę, aby spojrzeć w oczy mojego wybawcy. To, co zobaczyłam, sprawiło, że kolana mi zmiękły. Na całe szczęście, mój bohater nadal mocno, lecz czule obejmował mnie w talii. To, co zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło. Co on tu robił? - zastanawiałam się patrząc w jego jak zawsze gorące brązowe oczy. Po chwili zamyślenia szybko wyrwałam się z jego objęć.
- C-co Ty tu robisz? - zapytałam
- Najzwyczajniej w świecie mieszkam. To raczej ja powinienem cię zapytać, co Ty tu robisz? – powiedział ukazując przy tym rząd jak zwykle białych zębów.
- J-ja też tu mieszkam – nieśmiało wydukałam.
- Tak w ogóle, to nic Ci nie jest?
- N-nie, nic się nie dzieje. Dziękuje za pomoc. Miło było Cie znowu spotkać. - powiedziałam na odchodne.
- [T.i]! zaczekaj! - powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
- Co?
- Wiesz, patrzyłem przez chwilę na ciebie i oceniłem, że od tych kilku lat Twoje umiejętności się nie zmieniły na lepsze.
- Dziękuje. Mogę już iść?
- I znowu będę musiał cie łapać, tak? Nie ma mowy.
Chwilę później znalazłam się w jego ramionach, kiedy mnie brał na ręce. Niepewnie oplotłam swoje dłonie wokół jego ciepłej szyi i przytuliłam się do jego umięśnionej klatki piersiowej.
*Kilka lat wcześniej*
Siedzieliśmy oparci o pień dużego drzewa, które dawało nam schronienie przed słońcem. Promienie słoneczne delikatnie przeciskały się przez rozłożystą koronę soczystozielonych liści. Przed nami rozciągała się łąka kolorowych i wonnych kwiatów. Na miękkiej trawie, na kocu położony był koszyk z przysmakami, które chwilę wcześniej kosztowaliśmy, karmiąc się nimi nawzajem. Delikatny szum niedużego wodospadu dawał ukojenie naszym uszom. Czułam się jak w raju. Wtulona w gorący tors mojego mężczyzny i podziwiając rozciągający się krajobraz byłam w stanie ekstazy.
Teraz to już tylko wspomnienia, które nigdy nie wrócą...
______________________________________________________________
Hej :D
Chciałam was wszystkich powitać na blogu :) Mam nadzieje że moje imaginy będą się podobać i będziecie je komentować.
+ Szczęśliwego nowego roku !!
Cudo! <3 chcę nexta ;*
OdpowiedzUsuńJejku *.* świetny
OdpowiedzUsuńSuper jest :* Agiik prosimy nastepnego <3
OdpowiedzUsuńCudo ^^ Agiik, pisz następnego wiesz o kim..... <333
OdpowiedzUsuńideal...pisz kolejna czesc ;-)
OdpowiedzUsuńPer-Fect xD
OdpowiedzUsuńŚwietny dawaj kolejną część <3
OdpowiedzUsuńNastępną część please !!!
OdpowiedzUsuńBoski;)
OdpowiedzUsuńMasz talent :D!
Dziękuje wszystkim za miłe słowa :) motywują i cieszą xx
Usuń