piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 11

Widocznie nie tylko ja wpadłam na pomysł żeby Cię odwiedzić. Ona też tam była.Siedziała na w salonie, ubrana w Twoją koszulkę. Najdziwniejsze jest to, że chłopcy na mój widok zrobili wielkie oczy i powiedzieli "To wy nadal jesteście razem?!". Coś przegapiłam? Powiedzieli też, że ona przyjechała już z trzy tygodnie temu. To znaczyło tylko jedno. Mnie już dawno nie ma w Twoich planach.

A miało być tak pięknie...

-A-alice? Co ty tu robisz?
-Umierałam z bólu, z niepokoju o Ciebie, z miłości, z tęsknoty, ze wszystkiego po kolei, a Ty?-z moich oczu łzy leciały strumieniami, a głos drżał coraz bardziej z każdym wypowiadanym słowem.
-Alice, to nie jest tak jak myślisz!
-Nie? Więc jak jest?
-Alice! Dobrze wiesz, że tylko Ciebie chcę!-wtedy Tobie również poleciały łzy.
Przestałam słuchać co mówisz. Po prostu stałam i gapiłam się na Ciebie. Już nawet łzy mi przestały lecieć. Zacząłeś trząść moimi ramionami, ale to nic nie dało. Mnie już nie było. Odeszłam. choć nadal tam stałam.
-Żegnaj Zayn. Byłeś wszystkim co chciałam.
-Alice...-głos Ci się załamał. Nie zdołałeś nic więcej powiedzieć. I dobrze. Nie zniosłabym tego.

Odszedłeś choć miałeś szansę powiedzieć "Kocham i pragnę Cię mała!".

W nocy szlajałam się po mieście zastanawiając się , czy teraz w Twojej głowie jestem ja. Tak bardzo chciałam się wtedy obudzić. Ale żadne szczypanie nie pomagało. Pamiętam, jak w pewnym momencie spojrzałam w niebo i po cichu powiedziałam "Smutno mi, Boże. Nie potrafię pogodzić się z tym światem"

Wróciłam do Londynu i spakowałam resztę moich rzeczy z Twojego mieszkania. Dzwoniłeś do mnie i pisałeś, ale ja nie reagowałam. Musiałam o Tobie zapomnieć, choć było to nie wykonalne. Przyjaciele starali się mnie pocieszyć, ale lekiem na moje złamane serce byłeś Ty. Każdy kolejny dzień był taki sam. Dom-praca-dom, a w między czasie myślałam tylko i wyłącznie o Tobie. Ale wiesz? Pocieszałam się myślą, że skoro wytrzymałam bez Ciebie tydzień, więc wytrzymam też kolejny, i kolejny, i kolejny, aż w końcu przestanę je liczyć.

Pamiętam, że zadzwoniłeś do mnie w moje 19-ste urodziny. Od naszego rozstania minęły prawie dwa miesiące.  Złożyłeś mi najgorsze życzenia z możliwych. Co za ironia losu. Życzyłeś mi prawdziwej miłości i szczęścia. Najgorsze jest to, że prawdziwą miłością jesteś Ty. To był ostatni raz kiedy się kontaktowaliśmy. Chciałam Cię zapytać o to jak trasa, jak chłopcy. Miałam tyle pytań, a nie potrafiłam ich zadać. Miedzy nami   panowała niezręczna cisza. Postanowiłam ją zakończyć, więc podziękowałam za życzenia i się rozłączyłam. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo jesteś mi potrzebny do życia. W życiu byś nie zgadł co zrobiłam po Twoim telefonie. Odsłuchałam wszystkie Twoje wiadomości sprzed dwóch miesięcy.  Mówiłeś, że nie potrafisz normalnie funkcjonować beze mnie lub, że jeśli oddzwonię to przyjedziesz. Tak bardzo chciałam do Ciebie jeszcze raz zadzwonić, powiedzieć tak po prostu, że tęsknię. Nie wiem, czy to coś by znaczyło, bo w sumie nie chciałam Ci zniszczyć życia jakie sobie z nią ułożyłeś. Ja chciałam Ci tylko powiedzieć, że tęsknię. Że kurwa tęsknię. Ale było już za późno. Ty i ja to coś co nie ma prawa znów zaistnieć.

Nie martw się. Jeszcze do Ciebie napiszę.

2 komentarze: