Wysiadłam z samolotu, powoli kierując się z innymi uczestnikami lotu po odbiór bagaży. Czekałam na swoją małą, beżową walizkę, cierpliwie znosząc popychanie oraz szturchanie innych osób, które jak najszybciej chciały się stąd wydostać, nie biorąc pod uwagę faktu, że było bardzo ciasno. Ulżyło mi, kiedy na taśmie w końcu zobaczyłam swoją walizkę, ponieważ jako jedna z ostatnich osób zaczęłam się bać, iż moja walizka pojechała w inny kierunek świata. Nie chciałabym psuć sobie humoru już pierwszego dnia pobytu w Londynie, biorąc pod uwagę fakt, iż to był mój pobyt w rodzinnym mieście pierwszy od dwóch lat. Tęskniłam za tym miastem, za wiecznie śpieszącymi się ludźmi, za ciągle zakorkowanymi ulicami oraz coraz to nowo powstających kawiarniach. Może i to się wyda dziwne, ale to była prawda. W Nowym Jorku - mimo iż zamieszkiwało to miasto więcej ludzi niż Londyn - życie wyglądało zupełnie inaczej. Kocham to miejsce, jednak ciągle ciągnie mnie do Londynu. W końcu tu się wychowałam.
Jednak przed wyjazdem do NY zostawiłam tutaj jedną cholernie ważną mojemu sercu osobę - Luce, moją najlepszą przyjaciółkę, która powinna czekać na mnie teraz w poczekalni. Uśmiechałam się szeroko na myśl, że zaledwie kilka chwil dzieli mnie do zobaczenia się z nią. Rozmowy telefoniczne oraz skype przestały mi wystarczać. Zaprzyjaźniłyśmy się dopiero pod koniec podstawówki, mimo że chodziłyśmy od początku do tej samej klasy. Nie miało to większego znaczenia, liczyło się to, że od tamtej pory możemy na siebie liczyć, niezależnie od sytuacji. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam a wprowadzając mnie do swojej rodziny, której sama nigdy nie miałam, uczyniła mnie najszczęśliwszą osobą na ziemi. Jestem jest niezmiernie wdzięczna.
- [T.I.]? - usłyszałam swoje imię, ale przez szum panujący na lotnisku, nie byłam w stanie określić, z której on strony pochodził. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, aż w końcu nasz wzrok się spotykał. Luce. Boże, ależ ona się zmieniła. Przechodząc obok niej teraz na ulicy, na pewno bym jej nie poznała. - O Boże!!
Pisnęła i nim się spostrzegłam, już znajdowała się przy mnie, mocno mnie do siebie przytulając. Bez zbędnego zastanawiania się, również przytuliłam ją do siebie, czując w pewnym sensie ulgę. W Nowym Jorku, jedną rzecz, jaką mogłam przytulić przy pojawiających się problemach, była poduszka, a teraz przytulałam swoją najlepszą i jedyną przyjaciółkę. Uśmiechałam się, jednak w oczach miałam łzy. Łzy szczęścia oczywiście.
- Tęskniłam. - wyszeptałam cicho, chowając twarz w jej ramieniu.
- Ja za Tobą również. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nawet Liam tęsknił. - odsunęła się, stając na odległość pół metra ode mnie. - Zmieniłaś się. Włosy masz dłuższe i jakby ciemniejsze. I schudłaś. Bardzo schudłaś. Czy ty w ogóle jadłaś coś w tym Nowym Jorku? - czy wspominałam, że Luce czasami gada jak najęta?
- Mniej niż powinnam, ale jadłam. Nie przejmuj się. - uśmiechnęłam się delikatnie, widząc zły wzrok Luce skierowany w moją stronę. Nienawidziłam tego spojrzenia, zawsze tak na mnie patrzy, gdy robię coś zupełnie przeciwnego z jej oczekiwaniami.
- Przez ten tydzień to się zmieni. A teraz chodźmy do domu, pewnie jesteś zmęczona podróżą. I głodna. Liam postanowił przygotować powitalną kolację. Pomaga mu...
I tu się zacięła, wykrzywiając usta w delikatnym grymasie. Trochę mnie to zdziwiło. Kogo miała na myśli?
- Pomaga mu...? - zachęciłam ją, unosząc jedną brew do góry.
- A nikt nikt. Z resztą, zobaczysz, to niespodzianka.
Nie wiem czy nie chciała mi powiedzieć ze względu na tą całą "niespodziankę", czy żywi raczej negatywne uczucia do tej osoby. Najgorsze było to, że nie wiedziałam o kim mogła mówić. Postanowiłam nie wnikać, ponieważ i tak bym nie dostała odpowiedzi. Podczas drogi do domu buzie nam się nie zamykały i pierwszy raz podziękowałam za to, że mieszka prawie godzinę drogi od lotniska. W ten sposób mogłyśmy porozmawiać o babskich sprawach, bo wiem, że przy Liamie - jej narzeczonym - nie będziemy w stanie tego zrobić.
***
- Liam, jesteśmy! - krzyknęła Luce, otwierając drzwi ich wspólnego mieszkanka. Z tego co mi wiadomo mieszkali tutaj już rok, więc mam okazję zobaczyć go zobaczyć po raz pierwszy.
Po tych słowach Liam wyjrzał z kuchni, a na jego twarz wkradł się szeroki uśmiech. On również bardzo się zmienił. Kiedy ostatni raz go widziałam, miał dłuższe włosy oraz nie miał zarostu, tak jak teraz. Wydoroślał. Wyszedł z pomieszczenia i skierował się w naszą stronę. Luce przywitał krótkim pocałunkiem w usta, a ja zostałam nagrodzona długim przytulaskiem.
- Witaj [T.I.]. Wyglądasz zjawiskowo. Co jak co, ale przytulasz tak samo, jak dwa lata temu. - uśmiechnął się szeroko, zdejmując przez szyję fartuch w żółte słoneczniki. Doskonale go pamiętam, sama miałam taki sam. Do czasu, kiedy przez przypadek spaliłam go na grillu u mnie... - Pewnie jesteś głodna. Na szczęście mistrzowie kuchni byli w pogotowiu i przygotowali wyśmienitą kolację.
- Mistrzowie? - uniosłam jedną brew do góry, nie do końca rozumiejąc o kogo chodzi. Może brat Luce przyjechał do nich? Albo sąsiad z którym się bardzo zaprzyjaźnili im pomaga? Nie wiem, możliwości było tyle, że trochę by się zeszło, zanim bym odgadła.
Nie miałam pojęcia o kogo chodzi, dopóki nie weszłam do kuchni, bo oczywiście na odpowiedź się nie doczekałam. Napotkałam na jego spojrzenie. Widziałam, jak otworzył je szerzej i zaraz zmrużył, jakby w zaskoczeniu. Nie - chodziło o coś więcej. Kiedy patrzył w moje oczy, zaparło mi dech w piersiach. Zalała mnie fala ciepła, aż musiałam się chwycić krzesła stojącego obok, by nie upaść. Wciąż działał na mnie tak samo, mimo tych dwóch lat, które upłynęły od naszego ostatniego spotkania. Wyprzystojniał. Nie twierdzę, że wcześniej nie był przystojny, jednak teraz... powala po prostu na kolana.
- Louis. - wyszeptałam cicho, wypuszczając nieświadomie zgromadzone powietrze w płucach.
- [T.I.] - odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie, wywołując u mnie palpitacje serca.
Czy to możliwe, by po dwóch latach, uczucie które nie miało szansy na rozwój i powoli zaczynało obumierać, w jednej chwili dało o sobie znać i na nowo się zrodziło? Dla mnie jest to szokiem, jak szybko przypomniałam sobie o więzi, która kiedyś łączyła mnie i Tomlinsona. Przyjaciele od piaskownicy po sam grób, wszystko spieprzone przez jeden pocałunek, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Jedna głupia impreza wystarczyła, byśmy się zapomnieli i w jednej chwili zepsuli to, co tyle lat budowaliśmy. Myślałam, że pod wpływem zażycia dużej ilości alkoholu, oboje nie będziemy tego pamiętać, ale... pamiętaliśmy, doskonale o tym pamiętaliśmy. Zakłopotanie, niepewność, zawstydzenie - to jedyne uczucia, które łączyły mnie z Louis'em przed moim wyjazdem do Nowego Jorku. To przez to wydarzenie wyjechałam. Z każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy, skrępowani swoją obecnością. Tak bardzo mnie to bolało. Chciałam z nim porozmawiać, poprosić o zapomnienie o tej imprezie, ale... odrzucił mnie. A ja naprawdę go kochałam. Na wyjazd długo się przygotowywałam, aż w końcu postanowiłam to zrobić, nikogo o tym nie informując. Luce nagrałam się na pocztę. Uznałam, że tylko ona powinna wiedzieć o tym, gdzie przebywam. Nigdy jej nie powiedziałam, co tak naprawdę zaszło między mną a Lou i był to fatalny błąd. Przez dwa lata musiałam ten ciężar nosić sama. Zaczęłam się obwiniać o rozwalenie naszej przyjaźni i z każdym dniem utwierdzałam się w tym przekonaniu.
- Długo się jeszcze będziecie w siebie wpatrywać? Jedzenie stygnie. - Luce szturchnęła mnie w ramię, przez co od razu wybudziłam się z transu. Przeniosłam wzrok na naczynie żaroodporne, które właśnie w tej chwili Liam wyjmował z piekarnika, a w środku znajdowała się idealnie przygotowana zapiekanka ziemniaczana z kiełbaską. Skąd wiem, że idealna? Liam wiele razy ją już przygotowywał i należała do moich ulubionych potraw.
Nic nie mówiąc, podeszłam do Liama, pomagając mu w nakładaniu jedzenia. Za wszelką cenę unikałam kontaktu wzrokowego z Louis'em, chociaż wciąż czułam jego wzrok na swoim ciele. To mnie wytrącało z równowagi.
***
Jest godzina 2:36, a ja powoli schodzę po schodach uważając, by się nie przewrócić, a jedynym moim oświetleniem jest telefon. Jeszcze nie zapoznałam się z tym mieszkaniem i skutecznie utrudniała mi to wszechogarniająca ciemność. Nie zdziwię się, jak zaraz wpadnę na jakąś wazę i ją potłukę, robiąc hałas na cały dom. Nie, tego zdecydowanie wolałabym uniknąć.
W końcu zeszłam z ostatniego schodka spodni, czując ulgę, ponieważ ryzyko, że mogę spaść ze schodów i coś zepsuć właśnie minęło. Skręciłam w prawo, uśmiechając się do siebie, ponieważ właśnie trafiłam do celu mojej nocnej wędrówki - do kuchni. Zapaliłam światło, lekko mrużąc oczy. Było intensywniejsze niż to w moim telefonie. Z lodówki wyjęłam karton mleka, z szafki nad zlewem kubek, który od dzisiejszej kolacji stał się moim ulubionym, a teraz pozostało pytanie: w której szafce może być kakao? Luce uwielbiała kakao, przygotowywała je idealnie z bitą śmietaną oraz śmietankowymi rurkami, więc na pewno jest w domu.
Gdy w końcu je znalazłam - w szafce obok lodówki, zapamiętam - zabrałam się za przygotowywanie upragnionego napoju. Wsypałam dwie i pół łyżeczki kakao i zalałam je mlekiem, dokładnie mieszając. Chwyciłam kubek w dłonie i odwróciłam się, by podgrzać napój w mikrofalówce, ale właśnie wtedy zobaczyłam Louis'a, opartego o futrynę drzwi, przez co prawie wypuściłam kubek z dłoni. W domu panowała idealna cisza, jakim cudem nie usłyszałam jego kroków?!
- Dostanę i ja kakao? - zapytał, posyłając w moją stronę jeden ze swoich uroczych uśmieszków. Ciekawa jestem, na ilu kobietach go praktykował.
- Jasne.
Odwróciłam się, stawiając kubek z powrotem na blat i wzięłam się za przygotowywanie napoju dla chłopaka. W tym czasie podszedł i oparł się o blat, tuż obok mnie.
- Czemu nie śpisz?
- Zawsze źle śpię podczas pierwszej nocy w nowym miejscu.
Właściwie, to co on tutaj robi o tej porze? Nie wiedziałam, że nocuję u nich. Musiał akurat dzisiaj, kiedy ja przyjechałam. To nie jest tak, że teraz będę udawała, że go nienawidzę i będę unikała jego obecności, ale skąd mam pewność, że sytuacja sprzed wyjazdu do NY się nie powtórzy?
- Nie wiedziałam, że zostajesz na noc dzisiaj...
- Zostaję tu na noc już od trzech miesięcy. - zmarszczyłam brwi, zerkając na niego kątem oka. - W bloku, w którym mieszkałem, spłonął w pożarze. Część rzeczy udało mi się odzyskać, jednak większość straciłem. Liam i Luce zaproponowali mi mieszkanie tu, dopóki nie znajdę czegoś nowego. Póki co, moje przychody z pracy nie pozwalają mi na zakupienie nowego mieszkania, więc...
- Rozumiem.
Przytaknęłam i uniosłam wzrok, napotykając na niebieskie oczy chłopaka. Zadziwiające było to, z jaką lekkością przychodzi mu rozmowa ze mną, skoro przed wyjazdem mnie unikał, a podczas tych dwóch lat rozłąki, nie dostałam ani jednej wiadomości od niego. Wyminęłam go, umieszczając dwa kubki z kakao w mikrofalówce na półtorej minuty.
- Jak Ci się układa w Nowym Jorku? Jesteś tam szczęśliwa?
Czy jestem szczęśliwa w mieście, gdzie nie nikogo bliskiego, mieszkam sama, praca jest cholernie ciężka, a moi sąsiedzi uprzykrzają mi życie ciągłymi imprezami? Do tej pory tak bardzo nie zastanawiałam sie nad tym, czy jestem szczęśliwa czy nie.
- Nie jest źle. Mam dobrze płatną pracę... - no i na tym plusy się kończą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo oszukałam samą siebie, że w Nowym Jorku będzie mi lepiej. - Nie, nie jestem szczęśliwa. Ale pocieszam się, że może jeszcze kiedyś będzie.
- Więc nie wracaj tam. Zostań tu.
- Nie mogę... tam mam pracę.
Byłam prawniczką w znanej na cały Nowy Jork kancelarii prawniczej. Zawsze marzyłam o wykonywaniu tego zawodu, a moją specjalnością są sprawy dotyczące morderstw.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że kakao jest już idealnie podgrzane. Wyjęłam kubki z mikrofalówki i jeden podałam Louis'owi.
- Dziękuję. - uśmiechnął się i od razu zanurzył wargi w napoju. Zaśmiałam się cicho i sama się napiłam. - Skoro nie możesz spać i akurat tak się składa, że również mam z tym problem, to może obejrzymy jakiś film na laptopie?
- O drugiej w nocy?
- Dziwi Cię to? Kiedyś tylko o tej porze oglądaliśmy filmy.
Faktycznie. Bywały nawet noce, kiedy oglądaliśmy 4 filmy pod rząd, a w dzień spaliśmy, by potem w nocy móc znowu oglądać.
- W sumie, czemu nie.
Uśmiechnęłam się do chłopaka i podążyłam za nim do jego pokoju. Jak się okazało, znajdował się naprzeciw mojego. Lou przepuścił mnie w drzwiach, ale w pomieszczeniu wyminął mnie. Chwycił laptopa leżącego na stoliku i położył się w łóżku, włączając urządzenie.
- Zapraszam. - odchylił kołdrę i poklepał wolne miejsce obok siebie. Niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę, zamykając za sobą drzwi. Odłożyłam kubek na stoliczek i położyłam się obok Lou, a ten przykrył mnie kołdrą. - Jaki film oglądamy?
- Hmm... może "Kocha, lubi, szanuje"? Podobno fajny.
- W porządku.
Włączył film i zaczęliśmy go oglądać, co chwilę go komentując lub rozmawiając o rzeczach zupełnie nie związanych z filmem.
***
Leżałam w wannie po brzegi wypełnionej wodą, wdychając przyjemny zapach truskawki. Oddałam się bezgranicznie gorącej wodzie, które relaksowała moje spięte ciało i luksusowi świadomości, że nic nie muszę. Oh, to było takie piękne. Od bardzo dawna nie mogłam poświęcić kilku chwil, na taką kąpiel, zawsze brakowało czasu.
Mój relaks przerwało pukanie do drzwi.
- [T.I.]? - to była Luce. - My już wychodzimy. Lou gdzieś wyszedł, więc jesteś sama. Trzymaj się. Nie spal domu.
Oh, zabawne Luce.
Słyszycie ten sarkazm?
- W porządku. Udanej zabawy!
- Na pewno będzie udana.
Razem z Liamem udają się na bankiet, organizowany przez firmę Liama. Znajduje się on po drugiej stronie Londynu, więc stwierdzili, że zostaną na noc w hotelu i wrócą jutro popołudniu. Z jednej strony fajnie, cały dom dla mnie, mogę robić co chcę, ale zaraz przypomniało mi się, że w Nowym Jorku mam to na co dzień, więc moja radość ulotniła sie tak szybko, jak się pojawiła.
Wyszłam z wanny, dokładnie wycierając swoje ciało oraz balsamując je balsamem, zapewne należącym do Luce, ponieważ ja swój zostawiłam w pokoju a nie chciało mi się po niego iść. Założyłam bieliznę i wyszłam z pomieszczenia, zarzucając na plecy jedynie szlafrok. Nie trudziłam się z zawiązywaniem go, w końcu byłam sama w domu, kto mnie może zobaczyć?
Schodząc po schodach, przypomniała mi się dzisiejsza noc spędzona z Louisem. Zaczęło się od wspólnego oglądania komedii, całkiem niewinnie, jednak obudziłam się w ramionach chłopaka, owinięta przez niego niczym bluszcz. Co ciekawe, później się okazało, że Luce i Liam zrobili nam zdjęcie. Gdyby tylko wiedzieli co się wydarzyło na tej imprezie sprzed dwóch lat. Pewnie kilka osób pomyślałoby sobie, że to tylko pocałunek, to wina alkoholu krążącego tego wieczoru w naszej krwi, jednak ja miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie chciałam psuć naszej przyjaźni, a niestety tak się stało.
Rozpuściłam włosy, które były spięte w wysokiego koka, aby ich nie zmoczyć podczas kąpieli i przeczesałam je palcami. Właśnie wtedy zauważyłam, że Louis siedzi na kanapie, dokładnie przyglądając mi się od stóp do głów. W jednej sekundzie owinęłam szlafrokiem swoje prawie nagie ciało.
- Louis! Co ty tutaj robisz? Miało Cię tu nie być! - pisnęłam, odwracając się do niego tyłem. Cholera, ten szlafrok miał zbyt duży dekolt, którego nie byłam w stanie zakryć.
- Liam napisał do mnie sms, prosząc o przybycie do domu. Nie chciał byś została sama zwłaszcza, że jesteś naszym gościem i to tylko na 7 dni. Nie cieszysz się?
- Gdybym wiedziała, cieszyłabym się bardziej. I nie paradowałabym w samym szlafroku po domu.
Louis podniósł się z kanapy, wolnym krokiem zbliżając się do mnie. Niestety, właśnie w tym momencie moje ciało odmówiło posłuszeństwa i tkwiłam w tym samym miejscu jak słup soli. Odgarnął kosmyk włosów spadających mi na czoło i przejechał kciukiem po zarysie mojej szczęki. Znowu wstrzymywałam oddech, gdy tymczasem w brzuchu szalało stado motyli.
- To przeze mnie wyjechałaś do Nowego Jorku, prawda? - zapytał cicho, teraz przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie, dlaczego tak uważasz? - skłamałam.
- Oboje wiemy dlaczego. - wyszeptał, widocznie trochę poirytowany.
- Musiałam zrobić porządek z samą sobą... - przełknęłam głośno ślinę, czując rosnącą gule w moim gardle. Tomlinson wciąż odbywał wycieczkę kciukiem po mojej twarzy.
- Żałuję, że dałem Ci odejść, że nie próbowałem zatrzymać. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
W jego oczach widziałam smutek. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mówi prawdę. Wierzyłam mu.
- Żałuję, że odeszłam.
W końcu, nareszcie jego wargi dotknęły moich ust, z zapierającą dech w piersi niecierpliwością. Całowaliśmy się, jakbyśmy należeli do siebie, tak naturalnie, jakbyśmy byli dawno utraconymi częściami swoich osób, które w końcu odzyskaliśmy. Chłodna dłoń chłopaka zsunęła się na moje ramię. Powoli wsunął jeden palec pod materiał szlafroku i lekkim ruchem zsunął go z mojego ramienia.
***
- [T.I.], możesz mi wyjaśnić dwie sprawy?
- Jasne.
Chwyciłam w dłoń kubek z kawą i zanurzyłam w niej swoje wargi, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. Uwielbiałam kawę, ale rzadko ją piłam.
- Po pierwsze, skąd masz malinkę na szyi, a właściwie to trzy malinki?
Otworzyłam szerzej oczy, odstawiając kubek z kawą na blat stołu, by przypadkiem nie wylać jej zawartości i dotknęłam swojej szyi. Luce nakierowała mój palec w miejsce, gdzie one dokładnie się znajdują, a ja byłam w szoku. Louis. Nie pamiętam, kiedy zrobił mi malinkę. A NAWET TRZY! W nocy do niczego między nami nie doszło, oczywiście nie licząc namiętnych pocałunków. Byłam po prostu załamana tym, jak szybko mu uległam i puściłam w niepamięć wszystkie wydarzenia przed moją "ucieczką" do NY, do jakich się dopuścił Louis. Tak, mogłam to nazwać ucieczką.
- Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz.
- Bo nie pamiętam. - wzruszyłam ramionami, powracając do picia swojej kochanej kawy. - A jaka jest ta druga sprawa?
- Dlaczego wczoraj rano zastałam Cię w ramionach Louisa? Nie wiedziałam, że jesteście razem.
- Bo nie jesteśmy... - zagryzłam policzek od wewnętrznej strony, trochę się wahając, jednak ostatecznie postanowiłam powiedzieć jej całą prawdę - To chyba idealny moment, by Ci wszystko teraz wytłumaczyć.
- Co wytłumaczyć? [T.I.], co się dzieje?
Do kuchni wszedł Louis. Chciałam się z nim przywitać, ale zupełnie mnie zignorował. Nawet na mnie nie spojrzał. Zupełnie tak, jakby nic się dzisiejszej nocy nie wydarzyło. Nie liczyłam na to, że od teraz będziemy wielce zakochaną w sobie parką, ale zwykłe "cześć" czy "dzień dobry " z jego strony by w zupełności wystarczyło.
- Lou, chcesz naleśniki? Trochę nam zostało. - zapytała Luce, odwracając się w jego stronę.
- Nie, dziękuję. Śpieszę się. Do zobaczenia.
- Pa.
Wyszedł z kuchni tak szybko, jak się w niej pojawił, a mi zrobiło się trochę przykro. Czyli wróciliśmy do punktu wyjścia.
- A teraz proszę o te wyjaśnienia.
Minęło kilka chwil zanim jej to powiedziałam, ale jej reakcja trochę mnie zaskoczyła. Nie była zła za to, że ukrywałam to przez nią dwa lata, tylko było jej przykro, że niczego nie zauważyła i nie mogła mnie w tych chwilach wspierać. Mówiłam już, że jest najlepszą przyjaciółką pod słońcem?
***
Siedzę na ważnej konferencji w Nowym Jorku, ale myślami byłam gdzie indziej, przy okazji bawiąc się palcami długopisem. Wróciłam dwa dni temu, kompletnie załamana i zdruzgotana. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wypad do Londynu na te kilka dni. Zapewne gdyby Louis nie stanął na mojej drodze, wszystko ułożyłoby się inaczej, jednak teraz to już musztarda po obiedzie. Przez ostatnie dni pobytu odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy musiał. Traktował mnie jak zupełnie obcą osobę, zupełnie tak samo jak dwa lata temu. Chyba najgorsza jednak była ta niewiedza - co spowodowało, że był taki zmienny w uczuciach? Jednego dnia mówi, że żałuje swoich czynów, a następnego udaje, że nie zna.
- 20 minut przerwy.
Zarządził dyrektor kancelarii, a wszyscy jak na zawołanie podnieśli się z krzeseł i wyszli z pomieszczenia. Westchnęłam głośno i wyjęłam telefon ze swojej małej torebeczki.
Trzy nieodebrane połączenia od: Louis. Co? Louis dzwonił?
- Panno [T.N.]! - odwróciłam się i ujrzałam April, moją sekretarkę, która podążała w moją stronę.
- Co się stało?
- Ma Pani gościa. Czeka w Pani gabinecie.
- Ale ja dzisiaj nie mam żadnych umówionych spotkań...
- Tak, tak, jednak ta osoba bardzo nalegała.
Wypuściłam głośno powietrze, patrząc w kierunku swojego gabinetu. Kto to mógłby być? Rzadko kiedy mam gościa spoza pracy.
- W porządku, dziękuję.
Schowałam telefon do torebki, wracając do swojego gabinetu. Dzisiaj był zdecydowanie nie mój dzień, marzyłam jedynie o powrocie do domu, o ciepłej herbatce i miękkim łóżeczku. Otworzyłam drzwi gabinetu i doznałam szoku. Przede mną stał pan Louis Tomlinson we własnej osobie. Zatrzymałam się w połowie kroku, marszcząc delikatnie brwi.
- Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłeś? Skąd masz mój adres?
- Luce mi go podała.
- No dobrze, ale jak znalazłeś się tu, w Nowym Jorku, 5769 kilometrów od Londynu?
- Muszę z Tobą porozmawiać. - kompletnie zignorował moje pytanie, ale dlaczego mnie to nie zdziwiło?
Zamknęłam drzwi, by nikt nas nie podsłuchiwał i złożyłam dłonie na piersiach.
- Słucham w takim razie.
- Kocham Cię, [T.I.]. - oznajmił bez najmniejszego za wahnięcia.
- Słucham? Najpierw się całujemy, potem masz mnie gdzieś. Mijają dwa lata i sytuacja się powtarza. Myślisz, że teraz rzucę Ci się w ramiona i puszczę to w niepamięć?
No dobra, może w głębi serca chciałam, by tak było, ale nie dam mu tej satysfakcji, że może sobie ze mną pogrywać w taki sposób.
- Wiem, nie liczę na to, ale chcę Ci to wyjaśnić. Zbierałem się na to od tej wspólnie spędzonej nocy, ale... zajęło mi to zbyt dużo czasu. Tak naprawdę na tej imprezie pocałowałem Cię w pełni świadomy swojego czynu, ale... nie pomyślałem o tym, jak ty możesz się z tym poczuć. Podczas Twojego pobytu chciałem Ci pokazać, że mi na Tobie zależy i chcę czegoś więcej niż przyjaźni, ale... znowu stchórzyłem. Znowu bałem się odrzucenia.
- Louis, naprawdę pomyślałeś, że byłabym w stanie Cię odrzucić, gdybyś powiedział prawdę?
- Z początku tak, bo oczekiwałaś ode mnie jedynie przyjaźni, ale teraz wiem, że gdyby tak było, to byś mi nie pozwoliła siebie pocałować. [T.I.], wybaczysz mi?
Złapał moją dłoń, patrząc wyczekująco w moje oczy. Czy byłam w stanie mu wybaczyć? Pewnie, że tak, tylko gorzej było z zaufaniem. Fakt, z początku chciałam jedynie przyjaźni, ale gdzieś w głębi serca czuję, że nie mogę ciągle udawać, że go nie kocham jak przyjaciela, ale jako chłopaka, z którym chciałabym iść przez życie.
- Louis, nie wiem. Boję się...
- Obiecuję, że już nigdy więcej nie wytnę takiego numeru. Proszę o ostatnią szansę.
Zawahałam się jeszcze przez chwilę, rozważając wszystkie pozytywne i negatywne strony, ale w sumie po co? Jest tutaj teraz, przy mnie. Powiedział to, co czuje, a skoro ja to odwzajemniam, to... jestem w stanie zaryzykować. Będzie musiał się trochę postarać, ale ja również będę to robiła, by znowu go nie stracić. W końcu pokonał 5769 kilometrów, to już wystarczający dowód na to, że mu zależy.
- W porządku. Spróbujmy.
Louis objął mnie w talii, mocno do siebie przytulając. Wyszeptał 'Dziękuję" i złożył pocałunek na moim policzku. Jestem na dobrej drodze do bycia szczęśliwą. Szczęśliwą w Nowym Jorku. Wreszcie będę mogła to powiedzieć bez żadnych zarzutów.
Tak. Istnieje przyjaźń damsko-męska. Wtedy, gdy obie strony wiedzą, że będą kiedyś razem. W końcu miłość zaczyna się od przyjaźni.
Witajcie!
Przybywam z imaginem z Lou, o którym wspomniałam wcześniej. Wiem, że w tym imaginie nie ma dynamicznej akcji bądź wielkich dramatów, lecz dopiero się rozkręcam, ale wszystko zależy od dziewczyn, ponieważ to od nich zależy, czy zostanę tu czy nie.
Przypominam o regule 30 komentarzy.
Pozdrawiam,
Merci.