Oparłam się biodrem o kuchenny blat, jednocześnie rozrywając róg opakowania niewielkiego batonika z orzechami i czekoladą, dużą ilością czekolady, który dzisiejszego dnia zastępuje moje śniadanie, którego i tak nigdy nie jadam w domu. Jedzenie słodyczy na śniadanie nie jest dobrym pomysłem, ale potrzebowałam energii. Obudziłam się zaledwie godzinę temu, przez co prawie zaspałam do pracy, chociaż restaurację otwieramy popołudniu... Odgryzając pierwszy kawałek słodkiej przekąski, chwyciłam w drugą dłoń gazetę, którą kupiłam w kiosku tuż przez przyjściem tutaj. Moja ulubiona gazeta, w której przeczytam dosłownie wszystko: od plotek o gwiazdach, którzy stojąc sobie kilka chwil na ściankach zarabiają tyle, ile ja się nie dorobię przez cały ten rok, a może nawet i przyszły, przechodząc przez dział zdrowia, urody i porad, a kończąc oczywiście na kuchni. Porady kulinarne i przepisy. Zobowiązuje mnie do tego nie tylko stanowisko profesjonalnego kucharza w kuchni, ale również zamiłowanie do nowości. Lubię stare rzeczy, ale lubię również wyciągać ręce po coś nowego. Taka już jestem.
Kątem oka dostrzegłam ruch otwierających się drzwi świadczących o tym, że kolejna osoba przyszła do pracy. Nie musiałam nawet podnosić wzroku znad artykułu, który właśnie czytałam, aby wiedzieć, że osobą wchodzącą jest Louis.
- Czytałaś? - zapytał, stając tuż naprzeciw mnie. Ani cześć, ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę, tylko od razu wyjeżdża z tym pytaniem. Nawet nie wiem, co miałam przeczytać. Do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum, które - niech to szlag - były idealne. Skąd u mnie ta słabość do męskich perfum? Skąd u mnie ta słabość do JEGO perfum?
- Co miałam przeczytać? - zapytałam niby od niechcenia, dalej na niego nie patrząc.
- Recenzję.
- Recenzję czego?
- Restauracji.
- Mógłbyś powiedzieć konkretniej?
- Mogłabyś czytać uważniej? - teraz podniosłam oczy na jego osobę, a nasz wzrok się skrzyżował. Po plecach przeleciał mi dreszcz. Zignorowałam go. Zwykłe wyładowanie. - Czytasz gazetę, w której znajduje się recenzja naszej restauracji i jeszcze pytasz o co mi chodzi? - ton jego głosu wskazywał bardziej na to, że jest tym faktem rozśmieszony, niż zły. Nie czekając ani chwili dłużej wyrwał z mojej dłoni gazetę, przekręcając kilka kolejnych kartek.
- Hej, to było niegrzeczne, ja czytałam ten artykuł a nawiasem mówiąc, był bardzo ciekawy. "50 prawd o mężczyznach"...
- Doczytasz później.
- Przerywanie w połowie zdania również jest niegrzeczne.
- Tak, tak...
Przed oczyma pojawił mi się artykuł, do którego jeszcze nie doszłam. Napisany dużą czcionką tytuł "Uczta dla zmysłów" od razu rzucił mi się w oczy, a pod nim napisana na dwie kolumny recenzja naszej restauracji. Sam jego tytuł głosił wszem i wobec, że będzie raczej ona pozytywna i nie myliłam się. W pamieć zapadło mi kilka zdań, które sprawiły, że poczułam się jeszcze bardziej dumna z faktu, że mogę pracować w tej wspaniałej restauracji, mając za współpracowników równie genialnych kucharzy.
"Mogę zagwarantować wszystkim gościom, którzy wybierają się w najbliższym czasie do tej restauracji i tym, którzy jeszcze nie złożyli rezerwacji, aby śpieszyli się to zrobić, gdyż zapewniam Was ja, krytyk kulinarny Christian Ferdinand, że nie zawiedziecie się i powiem więcej, to będzie najlepsza kolacja, jaką kiedykolwiek skosztujecie i zostanie ona w Waszych wspomnieniach do końca życia. Oprócz wyśmienitego jedzenia (i tym wyśmienitym suflecie, pozdrawiam osobę, która go przygotowała i proszę o kontakt... chcę się umówić na powtórkę) usilnie starałem się znaleźć choćby najdrobniejszą skazę, ale czy możecie sobie wyobrazić jakie to było trudne w miejscu urzekającym perfekcyjnością wykonania w każdym detalu? Doszukiwałem się zacieków na talerzach oraz kieliszkach - czyste na błysk. Próbowałem sobie wmówić, że te firanki nie pasują do ogólnego wystroju, ale okłamałbym samego siebie i Was zresztą również. Z uwagą obserwowałem kelnera czekając tylko, aż potknie się niosąc tacę z alkoholem, ale szedł prosty jak linijka. Aż wreszcie trafiłem na krzywo leżący widelec przy stole. TAK! Jedna wada, ale... chwilka, moment... nie, cofam to. Tym widelcem poruszyłem ja. Wniosek jest krótki: jeżeli obchodzicie rocznicę, jeżeli chcesz się oświadczyć swojej dziewczynie, jeżeli chcesz po prostu sprawić swojej drugiej połówce przyjemność - koniecznie udajcie się do tej restauracji (...)".
- Uśmiechasz się jak dziecko, które właśnie dostało swojego upragnionego cukierka. - słowa wypowiedziane przez Louisa wyrwały mnie z letargu. Uśmiechałam się, naprawdę? Spojrzałam na niego zaskoczona i - o mój Boże - pierwszy raz na jego twarzy zauważyłam zakłopotanie. - Nieważne. Przeczytałaś?
- Tak i jestem... O rany, nie mogę w to uwierzyć. Nie sądziłam, że tak szybko napiszę tą recenzję i jeszcze wspomni w niej o moim suflecie.
- Świetnie sobie z nim poradziłaś, byłem tego pewien od samego początku, inaczej bym Cię nie wybrał. Z resztą, jestem dumny z całej ekipy. A właśnie, idę im o tym powiedzieć.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Nie chciałem ich niepotrzebnie denerwować.
Roześmiał się cicho i skierował się już do pomieszczenia socjalnego, gdy nagle w połowie drogi stanął, odwrócił się w moją stronę i zaczął wracać. Stanął na odległość zaledwie kilku centymetrów ode mnie i ostrożnie schylił się nad moją dłoń, zębami chwytając mojego batona, którego dopiero ja jadłam. Nie mogłam powstrzymać się, aby na to nie patrzeć, jak powoli go przeżuwa, nie odrywając wzroku ode mnie i nie mogłam przestać się patrzeć, jak powoli oblizuje językiem wargi, chociaż hej...
- Jesteś mi winny batona, to było moje śniadanie.
- Był smaczny. Następnym razem zjedz coś konkretniejszego.
Mrugnął i ruszył na zaplecze, tym razem nie odwracając się już do mnie.
- [T.I.], rusz się! - krzyknął Louis tuż nad moim uchem sprawiając, że drygnęłam.
Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej w pracy miałam taki okropnie ciężki dzień, jak dzisiejszy. Wszystkie stoliki były zajęte, a kolejka przed restauracją, z opinii kelnerów, wcale się nie zmniejszała, co nie pocieszało mnie. Innych również ta perspektywa nie zachwycała. Wszystkim brakowało chwili wytchnienia. Zamówienia spływały do kuchni potężnymi falami i naprawdę nie wiem jak, ale dawaliśmy jakoś radę. Każdy miał przydzielone zadanie, czym zajmował się konkretnie i gdy tylko Louis wypowiadał na głos kolejne zamówienie, wszyscy wiedzieli za co się zabrać. To mnie ogromnie pocieszało i wewnętrznie budowało, bo gdyby był tu chaos... nie chcę nawet myśleć, czy po kilku godzinach mielibyśmy jeszcze kogo karmić. Ja również starałam się dotrzymać tempa innym kucharzom, pilnując mięs oraz ostatecznie kompletując dania w asyście Louisa. Wypowiedziana ostrym tonem uwaga w moją stronę uzmysłowiła mi, że jednak nie do końca dawałam radę. Pilnowanie mięs w takim stresie jednak mi nie służyło, dwie osoby na tym stanowisku może wystarczą, ale nie w tym przypadku. Nie radziliśmy sobie, a konkretniej ja sobie nie radziłam.
- Minutka! - odkrzyknęłam, przekręcając stek, drugą ręką jednocześnie otwierając piekarnik, by sprawdzić, jak miewa się mięso pieczone.
- To już powinno być podawane teraz, nie za minutkę! [T.I.], wszyscy czekają na Ciebie.
- To daj kogoś jeszcze do asysty, mądralo! - odpowiedziałam złośliwie, nawet na niego nie patrząc. Musiałam się skupić.
Podsunęłam talerze, nakładając na niego odpowiednie kawałki mięsa i podałam się Louisowi do sprawdzenia. Nawet na nie nie spojrzał, od razu oddał je kelnerowi. To nie znaczy, że kolejnych nie sprawdzi, pilnuj się [T.I.].
Po kilku minutach intensywnej pracy ponownie nadrobiłam zespół i mogłam wydawać dania w odpowiednim czasie. To nie zmieniało faktu, że wysoka temperatura panująca w kuchni i niewiarygodny tłok mi nie odpowiadał. Miałam wrażenie, że to piekło nigdy się nie skończy.
- [T.I.], co to ma znaczyć?! - zapytał ostro szef kuchni, stając przede mną z dwoma talerzami. Spojrzałam na dania, spodziewając się karygodnego błędu, który mogłam popełnić. Louis ostrzegł nas, że jeżeli w daniu znajdzie choćby jeden włosek, od razu wyrzuca z kuchni. I właśnie tego się obawiałam, że znalazł ten jeden, pieprzony włosek.
- Coś nie tak? - zapytałam, kiedy nie znalazłam nic "podejrzanego".
- Nie widzisz tego? Te steki są przypalone.
- Te dwa zamówienia były na specjalną prośbę "dobrze wysmażonych".
- Nie uważasz jednak, że jest różnica między "dobrze wysmażonym" mięsem, a przypalonym? - Nie było przypalone. - Cassandro, czy mógłbym Cię prosić na sekundkę?
Serce podeszło mi do gardła, kiedy poprosił moją przyjaciółkę, aby oceniła moje danie. Domyśliłam się, że właśnie w tym celu ją zawołał. Aby mnie upokorzyć jeszcze bardziej. Tym bardziej, że oczy wszystkich kucharzy są w tej chwili zwrócone na nas. Czas się zatrzymał specjalnie dla tej chwili. Goście nie czekali na dania. Z niecierpliwością czekali, aż Louis opieprzy mnie na źle przygotowane danie, podświadomie mu kibicując. Niejednokrotnie wyobrażałam sobie, że czas specjalnie dla mnie zwalnia, bym mogła delektować się chwilą... za taką chwilę jak ta, to ja jednak podziękuję. Niech ten czas przyśpieszy.
- Czy to mięso, według Ciebie Cassandro, jest dobrze wysmażone, czy przypalone?
- Z całym szacunkiem dla Ciebie [T.I.], ale mięso było przytrzymane trzydzieści sekund za długo. - wyczułam skruchę w jej głosie. Wiem, że gdyby mogła, dla mnie na pewno by skłamała, ale nie wtedy, kiedy jest na celowniku u szefa kuchni. Gdyby skłamała, również mogłaby od niego zebrać nieprzyjemne słowa. Nie mam jej tego za złe.
- Mam zapytać resztę zespołu, [T.I.]? Myślę, że powiedzą to samo.
Przełknęłam głośno ślinę. Nie rozumiałam, dlaczego się tak nade mną znęca, dlaczego próbuje mnie upokorzyć przed KAŻDĄ osobą z zespołu. Bo właśnie to robi, a ja mam tylko ochotę zapaść się pod ziemie i nigdy więcej nikomu nie pokazywać się na oczy.
- Możliwe, że popełniłam błąd...
- Możliwe? Popełniłaś błąd! - jak nóż prosto w serce.
- ... jednak mówiłam, że dodatkowa para rąk by się przydała.
- Aha, czyli teraz to wszystko moja wina?
- Tego nie powiedziałam.
- Ale zasugerowałaś.
- Możliwe. - odparłam przez chwili zastanowienia. Uświadomiłam sobie, że już i tak stoję na przegranej pozycji, więc nie miałam nic do stracenia, nawet jeżeli moja odpowiedź nie do końca szła w parze z prawdą. Louis, jako szef kuchni, powinien wiedzieć, że przygotowywanie mięs przez dwie osoby, z czego druga zajmowała się również czymś innym, kiedy na sali panuje taki tłok, jest wręcz cudem. Nie wiem, jak udało mi się dotrwać do tego momentu.
Ja bym wiedziała, co trzeba zrobić.
- [T.I.], zdajesz sobie sprawę, że to już jest któraś z kolei uwaga ode mnie? To mi nie sprawia żadnej radości ciągłe wypominane Twoich błędów i poprawianie Ciebie! To jest profesjonalna restauracja, tu nie ma czasu na pomyłki, zwłaszcza przy takim wieczorze jak dzisiejszy! Jeżeli nie potrafisz gotować, wyjdź stąd i idź szukaj pracy w miejscu, gdzie nigdy nie będzie zapełniona cała sala, a goście nie będą czekać na zewnątrz, aby zjeść tu kolacje!
Nawet nie poczułam, kiedy po policzku spłynęła mi łza wielkości grochu. Wysłuchiwałam każde jego słowa, nie odrywając wzroku od jego twarzy, przez którą w jednej minucie przeleciało tyle emocji, że nie sposób policzyć. A z każdym jego słowem czułam wbijający się nóż w moje serce i wykonujący pełny obrót wokół własnej nosi. On naprawdę tak uważał. Uważał mnie za beznadziejną kucharkę i dzięki jego wypowiedzi, reszta kucharzy na pewno zmieniła zdanie wobec mnie. Zrozumiałam, że spieprzyłam powierzone mi zadanie. Za bardzo uległam presji i nie wywiązałam się z zadania w odpowiedni sposób, zrozumiałam i zrozumiałabym, gdyby powiedział mi to samo w cztery oczy, ale najbardziej zabolał fakt, że zrobił to na oczach wszystkich zebranych w kuchni, specjalnie w tym celu podnosząc głos, aby ktoś przypadkiem nie zignorował jego wielkiej przemowy.
Nie daruje Ci tego, pieprzony egoisto.
Usiadłam na kanapie w pokoju socjalnym, ale nie miałam siły nawet płakać. Siedziałam i patrzyłam w jeden punkt i nie potrafiłam nawet uronić jednej łzy. Ten nadmiar krytyki, jaki na mnie zrzucił Louis całkowicie mnie przytłoczył i sytuacja była tak beznadziejna, że łzy to za mało. Sytuacja, w której masz ochotę śmiać się z chujowej sytuacji, w jakiej się znalazłeś i jednocześnie cisnąć w ścianę z całej siły czymkolwiek, co znajdzie się w tym momencie pod Twoją ręką. Ja pod tą ręką miałam swój kubek oraz kilka innych kubków. I pokusa była bardzo duża, ale tylko siłą przekonywałam się, aby tego nie robiła. Nie chcę kolejny raz stawać twarzą w twarz z Louisem pod jego przeszywającym spojrzeniem, od którego czujesz się, jakbyś był zaledwie ziarenkiem piasku w porównaniu do kamienia wielkości pięści i słuchać, jak po raz kolejny mnie obraża, tym razem za to, że niszczę dobra materialne innych pracowników. Byłby z siebie zadowolony, przynajmniej znalazłby potwierdzenie swoich słów wygłoszonych przy wszystkich, że wszystko potrafię tylko zniszczyć.
Obierałam sobie, że udowodnię mu, mimo wszystko, że nie jestem w tej restauracji z przypadku, a z ciężkiej pracy, jaką włożyłam w znalezienie się tutaj i przede wszystkim pasji, bez której gotowanie byłoby czynnością mechaniczną i wtedy w ogóle by mnie tu nie było. Siedziałabym w budce z zapiekankami.
Do pokoju weszła Amber, której wyraz twarzy jawnie wszystkim oznajmiał współczucie i litość, jakie odczuwała względem mojej osoby. Nie chcę litości. Może już wychodzić, jeżeli tylko po to przyszła.
- [T.I.]...
- Amber, proszę, nie mów nic. To było upokarzające i... jak tylko ochłonę, to spakuje swoje rzeczy, choć jest ich niewiele i odejdę z pracy.
- Chcesz odejść?! Zwariowałaś?!
- No chyba tak, skoro już nie potrafię przygotować żadnego zjadliwego dania.
- Pieprzysz głupoty, wiesz? Przecież ty jesteś częścią tej restauracji, gdybyś źle gotowała, Alexander już dawno by Cię stąd wyrzucił. Wiesz, że w tej kwestii był bezwzględny i szybko pozbywał się ludzi, którzy gotowania nie mieli we krwi. Poddajesz się, bo usłyszałaś trochę krytyki? Wszyscy ją słyszymy. Raz wyjdzie, raz nie, ale jeżeli myślisz, że pozwolę Ci odejść, to się grubo mylisz i zaraz dostaniesz kopa w tyłek!
'To żadna gra, moja droga, to kuchnia. Raz Ci wychodzi, raz nie' - to były słowa Louisa. Tak głęboko zapadły mi w pamieć, ponieważ to była pierwsza pochwała, jaką usłyszałam z jego ust od pierwszego dnia, kiedy tu się pojawił. Te słowa znaczyły dla mnie więcej, niż wszystko, co posiadam i tak podniosły mnie na duchu, że aż do dnia dzisiejszego wykonywałam swoje zadania jak na skrzydłach. Teraz te skrzydła odciął jednym słowem, a te poprzednie, jak widać, nigdy nie były wypowiedziane przez niego szczerze.
- Tyle, że ja tej krytyki już chyba nadrobiłam na kolejny rok albo dwa pracy w tej restauracji. - Podniosłam głos gdyż widziałam, jak moja przyjaciółka chcę coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłam. Jeżeli nie powiem tego teraz, nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze odważę się to powiedzieć. - Ja widzę w nim dwie osobiści, Amber, tydzień temu rozmawiałam z kompletnie inną osobą. Zachowywał się tak, jak zachowuje się względem Was. Pochwalił mnie i powiedział dokładnie to samo, co Ty powiedziałaś dopiero do mnie, że raz wychodzi raz nie i... i powiedział, że kazał mi zrobić ten suflet, bo instynkt mu podpowiadał, że sobie z nim poradzę. I dzisiaj. Między tymi dwoma osobowościami jest przepaść, Amber, przepaść. Jakby nie przyjmował do świadomości tego, że potrzebuje pomocy, bo sobie nie radzę.
- No fakt, trochę przesadził, ale może masz zły dzień, może to tempo jednak Cię przytłoczyło. Teraz masz wolny weekend , odpoczniesz, a jak wrócisz w przyszłym tygodniu to zobaczysz, będzie żałował, że tak na Ciebie nawrzeszczał.
- Szczerze wątpię. - uśmiechnęłam się ironicznie i schowałam twarz w dłoniach. - Mógł mnie przynajmniej opierdolić na osobności.
- Proszę się wyrażać, panno [T.N.]. - gwałtownie uniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Louisowi, który stał w drzwiach, dumny jak paw, z dłońmi wsuniętymi w kieszeń. Nie przerywałam kontaktu wzrokowego, w które włożyłam cała swoją złość jaką do niego teraz czułam, dopóki nie spojrzał na Amber i się do niej nie odezwał. - Amber, czy mogłabyś pomóc reszcie przy sprzątaniu kuchni?
- Tak, szefie.
Kiwnęła głową i sekundę później już jej nie było. Louis zamknął za nią drzwi i postawił kilka wolnych kroków w moją stronę, gwałcąc moją przestrzeń osobistą. W ten sposób zapadła między nami niezręczna cisza, a ja zastanawiałam się, czy dam radę przecisnąć się przez niewielkie okno na tyle szybko, aby nie zdążył mnie złapać. Nie patrzyłam już na niego. Nie miałam zamiaru tego robić.
- Nie zachowuj się jak dziecko, [T.I.]. - odezwał się w końcu, a jego głos wydawał się być krzykiem po tych chwilach spędzonych w ogłuszającej ciszy.
- Kto tu się zachowuje jak dziecko, szefie? Nie mogłeś się powstrzymać przed tym, aby mnie upokorzyć przed wszystkimi, prawda? Teraz musisz być z siebie bardzo dumny. - warknęłam w jego stronę i podniosłam się z kanapy, kierując się do torebki po telefon, który niespodziewanie wydał z siebie dźwięk. Dzwonił mój tata i gdy już miałam odbierać, Louis wyrwał mi telefon z dłoni i schował go do swojej kieszeni spodni. Co on sobie wyobraża?! - Proszę, oddaj mi ten telefon, dzwoni mój tata, mogło coś się stać.
- Nie, dopóki sobie nie wyjaśnimy tej kwestii.
- Nie ma czego wyjaśniać, upokorzyłeś mnie! A teraz proszę o telefon. - wyciągnęłam płasko dłoń oczekując, że Louis ułoży na niej moją własność, ale mijały sekundy a na dłoni wciąż czułam tylko powietrze.
- Jeżeli tak bardzo go chcesz, to go sobie weź. - uniósł dłonie w geście poddania, dzięki czemu miałam idealny dostęp do jego kieszeni, z których mogłabym zabrać swój wciąż dzwoniący telefon, ale chwila moment...
- Nie będę Ci grzebać w spodniach, chyba zwariowałeś!
Westchnęłam cicho i wtedy muzyczka z telefonu ucichła, pozostawiając nas ponownie w ciszy, która zaczęła nam ciążyć jeszcze bardziej, niż przedtem. Ale jednocześnie część emocji spłynęła po mnie i już nie byłam taka wściekła na Louisa tak, jak wcześniej. Właściwie, to zaczęłam żałować swojego wybuchu złości, zamiast od początku zgodzić się na spokojną rozmowę, z szansą wyjaśnienia wszystkiego po kolei. Z drugiej strony jednak jak mogłam zachować się spokojnie po czymś takim? Czy w ogóle jest szansa wyjaśnienia tego na spokojnie, albo w ogóle szansa wyjaśnienia? Wyjaśnienia czego, że teraz czuję się jak bezwartościowy śmieć, tracą wiarę w to wszystko, co do tej pory wierzyłam odnośnie siebie?
Teraz złość zamieniła się w rozczarowanie i bezradność, co chyba nie umknęło uwadze Louis'a. Jego głos był znacznie łagodniejszy i bardziej opanowany, gdy po raz kolejny podejmował próbę rozmowy, ale i samo jego spojrzenie wydawało mi się być delikatniejsze.
- [T.I.]... nie zamierzałem Ci upokorzyć. Nie taki był tego cel.
Uniosłam wzrok na wysokość jego oczu, a nasz wzrok się skrzyżował wywołując u mnie dziwne uczucia. Żołądek zawiązał mi się na supełek, a w gardle urosła gula, która na pewno nie była spowodowana rosnącym żalem.
- W takim razie jaki był tego cel?
- Upomnienie, abyś wreszcie zaczęła traktować tą pracę poważnie. I by wszyscy słyszeli, że nie będę za każdym razem poklepywał po ramieniu i mówił 'następnym razem postaraj się bardziej', bo to nie działa. Działa stanowczość wypowiedzi.
W tej chwili miałam ochotę wybuchnąć śmiechem z absurdalności, jakie zawierało to zdanie. Praca w restauracji jest dla mnie całym życiem, to jedyna rzecz, dla której rano wstaję z łóżka, a on mówi mi, że nie traktuję tego poważnie? Tak szybko mnie ocenił? Po niecałych dwóch tygodniach pracy?
Jak chciałam wybuchnąć śmiechem, tak też zrobiłam. Louis spojrzał na mnie chyba nie do końca wiedząc, dlaczego się śmieję w tej sytuacji.
- Dlaczego się śmiejesz?
- Słyszałeś kiedyś o powiedzeniu, aby nie oceniać książki po okładce?
- Co to ma do rzeczy?
- Panoszysz się tutaj od dwóch tygodni i wydaje Ci się, że wiesz już o mnie wszytko? Pracuję tu od dwóch lat i naprawdę myślisz, że utrzymałabym się tutaj przez 730 dni, gdybym nie traktowała tej pracy poważnie? Może faktycznie, dzisiejszy dzień nie był moim udanym dniem, wiem, że stać mnie było na więcej, ale w tym przypadku wyjątek nie potwierdza reguły, że nie nadaję się do gotowania. Wszyscy popełniamy błędy i wszyscy w tej kuchni mieli dobre i złe dni. I tak, Ty dzisiaj również popełniłeś błąd w przydzielaniu zadań innym. Po co aż sześć osób do robienia przystawek, skoro do tej pory cztery świetnie sobie dawały radę?
- Nie kwestionuj moich decyzji, [T.I.], mówimy tutaj o Tobie i o Twojej nieprofesjonalnej pracy dzisiejszego wieczoru.
- I dzisiejszy wieczór wystarczył, aby ocenić mnie i wrzucić do pudełka z podpisem "Kucharze beznadziejni"? - nie odpowiedział na to pytanie. Dalej twardo wpatrywał się we mnie, dopóki nie zauważyłam, jak mocniej ściska szczękę. - Pytam, czy jeden wieczór wystarczył, aby mnie ocenić?
- Obserwuję Cię od dwóch tygodni...
- I od dwóch tygodni tylko mnie tak surowo karzesz za błędy, a niektóre bierzesz chyba z kosmosu! Jakoś Keith'a nie krytykowałeś, tylko upomniałeś, żeby na przyszłość uważaj. Podobnie było z Amber.
- Ty nie jesteś nimi.
- Nie robiłam gorszych błędów od nich. Ale proszę bardzo, możesz mnie zwolnić za to, że zwyczajnie mnie upatrzyłeś sobie na swoją ofiarę!
- Rozwiń tą myśl, że Cię sobie upatrzyłem, bo nie do końca rozumiem. - nie wydawał się nie rozumieć. Wydawał się doskonale to rozumieć, ale wolał to usłyszeć z moich ust, niż samemu się do tego przyznać. I dostanie to.
- Myślisz, że nie pamiętam Twojego wyrazu twarzy, kiedy poznawaliśmy się Twojego pierwszego dnia, gdy Greg mianował się na nowego szefa kuchni? Myślisz, że nie odczułam Twojej niechęci i pogardy do mojej osoby? Tej dyskryminacji z Twojej strony, bez żadnego wyraźnego powodu, bo nigdy wcześniej nasze drogi się nie przecięły? Odczułam i odczuwam to nadal!
Wszystko wymieniłam bez żadnych krzyków i podnoszenia głosu, bo uznałam to za zbędne. Sam wyraz twarzy Louisa już mówił, że trafiłam w samo sedno, a sam sprawiał wrażenie, jakbym przyłapała go na robieniu czegoś zakazanego.
- Może wcale nie jestem taką złą kucharką, ale Ty mnie przecież nie lubisz, więc dlaczego miałbyś mnie traktować, jak resztę pracowników i nie czepiać się o każdy szczegół? Szukasz tylko pretekstów, aby się do mnie doczepić. Czekasz tylko na moje potknięcie, aby móc mi to wytknąć.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze, mówiąc co mi leży na wątrobie osobie, która za to wszystko była odpowiedzialna. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam takiej satysfakcji z tego, że mój monolog zamknął buzie Louisa, który nadal uparcie wpatruje się we mnie, ale nic nie mówi. I nadal odczuwam tą satysfakcję ze świadomością, że być może jutro będę musiała się zarejestrować jako bezrobotna w urzędzie. Będzie mi przykro, będę tęskniła za tą pracą, ludźmi, wspaniałą atmosferą, ale już kiedyś sobie obiecałam, że nie dam nikomu wejść mi na głowę i czuć się przez tą osobę upokarzana, więc dalej będę się tego trzymać.
Może to i lepiej, że nic nie odpowiada.
- Lubię Cię [T.I.] i szczerze mówiąc przykro mi, że odbierasz to inaczej.
- Tylko teraz tak mówisz.
- Wszyscy kucharze mówili mi, że jesteś świetną kucharką, a w ciągu roku pracy osiągnęłaś więcej, niż niektórzy przez trzy lata. Mówili również, że byłaś ulubienicą Alexandra, poprzedniego szefa, a chyba na to miano nie awansuje się od tak.
- To nie ma nic do rzeczy. Pół godziny temu mówiłeś do mnie co innego. Nie wierzę, abyś podzielał zdanie innych kucharzy.
- Więc spraw, abym zaczął podzielać.
- W jaki sposób?
- Niedziela. Przyjęcie. Pokaż, co potrafisz.
- Nie mogę w niedzielę. Zgłaszałam to już kilka tygodni temu.
- Komu to zgłaszałaś?
- Greg'owi.
- Cóż, jak widać, on nie przekazał tego mnie, więc dla mnie to już jest nieistotne. Komplet na niedzielne przyjęcie już jest, a ty w tym się znajdujesz. Jeżeli Ci zależy na pracy...
- Grasz nie fair...
Zaczęłam naprawdę panikować i obawiać się, że mówi to wszystko naprawdę, a niedzielne przyjecie wydawane w naszej restauracji będzie ostatecznym terminem pokazania swoich umiejętności. Czekałam na ten dzień kilka tygodni, wolne na niedziele zaklepałam już sobie kilka tygodni temu, nie mogę teraz zmieniać swoich planów, bo Louis tak chcę.
- [T.I.]...
- Posłuchaj mnie... czekałam od wielu tygodni na ten dzień. Nie mogę trzy dni przed zmienić swoich planów. Nie zgłosiłam tego przecież dzisiaj, ale prawie dwa miesiące temu, cholera jasna, Louis! Jako szef powinieneś być trochę bardziej zainteresowany grafikiem, w którym Greg na pewno umieścił mój wolny dzień. Nie możesz wziąć na moje miejsce kogoś innego?
- Już nie wolny i nie, nie mogę wziąć kogoś innego. Nie mogę i nie chcę. Chcę Ciebie mieć w zespole w niedziele. To będzie ważne przyjęcie i zależy mi na Twojej obecności. I jeżeli powiedziałem, że będziesz wtedy w pracy, to będziesz i nie ma żadnego 'ale'.
Odwrócił się, aby już wyjść z pomieszczenia, ale wtedy zatrzymało go jedno słowo, które opuściło moje usta.
- Dupek.
Powoli odwrócił się i spojrzał na mnie, jakby nie był pewny, czy powiedziałam to na głos, czy może podświadomie usłyszał w swoich myślach, jak to wypowiadam i wolnym krokiem zbliżył się do mnie, tym razem zatrzymując się kilka centymetrów ode mnie, czyli znaczenie bliżej niż wcześniej. Wstrzymałam oddech, a on zapachu, który dotarł do mnie, będącego mieszaniną jego perfum i samego Louisa, zakręciło mi się w głowie.
- Możesz powtórzyć, co powiedziałaś?
- Du-pek! - tym razem powiedziała to głośniej i odważniej. Głos mi nie zadrżał, a twarz przybrała jak najbardziej obojętny wyraz. Niech widzi, że nie ulegnę mu tak łatwo i nie będę zgadzała się z każdym jego słowem, jak trzy czwarte pracowników restauracji.
Louis jednak nie wydawał się być tą uwagą zły ani rozdrażniony, a mogłabym nawet powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Jego usta nadal pozostały twarde, ale w oczach dostrzegłam rozbawione iskierki.
- Dupek? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
Tylko? Czego on oczekiwał, całej wiązanki skarg, zażaleń i przezwisk z mojej strony?
Nie prowokuj mnie, Louis.
- Lista jest znacznie dłuższa, ale wybacz, nie chciałam, aby Twoje ego poczuło się urażone.
- To słodkie, że dbasz o moje ego, ale chciałbym usłyszeć wszystko, co masz mi do powiedzenia.
- Pieprz się, Louis.
- Co się stało, że z miana 'szefie' przerzuciłaś się na moje imię? Tak bardzo Ci się spodobało?
Ta rozmowa zmierzała w nieodpowiednim kierunku, i z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz mniej pewna i taka odważna. Najlepiej będzie ja zakończyć, lecz dziś nie była moja kolej zakończenia jej. Do pokoju socjalnego wpadła Cassie, zdyszana, jakby co najmniej trzy rundki wokół budynku restauracji zrobiła.
- Szef kuchni proszony na sale do gościa. Podaje się za przyjaciela.
Louis jeszcze przez chwilę nie odwracał ode mnie wzroku, po czym wreszcie odwrócił się do drzwi.
- Szefie - usłyszałam swój głos, zanim zdążyłam to przemyśleć, ale zareagował, więc musiałam to kontynuować. Miał racje w tej kwestii, że zamiast zwrócić się do niego tak, jak powinnam, nazwałam go po imieniu, ale nie miał racji w kwestii przyczyny tej zmiany. Sama do końca nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. A poza tym, w pokoju nadal była Cassie, która z ciekawością przyglądała się nam, czego Louis zdawał się nie zauważać. Albo skutecznie to ignorował. - Nie zapomniał mi szef czegoś oddać?
Sięgnął dłonią do kieszeni, z której wyjął mój telefon, ale robił to wszystko tak wolno, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie nadszedł czas zamknięcia restauracji. Nim położył telefon na mojej otwartej dłoni, musnął prawie niewyczuwalnie opuszkami palców moją dłoń, co zaowocowało dreszczami na całym moim ciele.
- Dokończymy jeszcze tą rozmowę, [T.I.].
I wyszedł z pomieszczenia razem z Cassie, zostawiając mnie samą w pokoju socjalnym razem z telefonem, który chwilę później zaświecił się i wydał z siebie melodyjkę jeszcze raz.
- Tato, naprawdę, jest mi tak przykro...
- Skarbie, niepotrzebnie... - odparł tata spokojnie.
- Jak możesz tak mówić? Czekałam... co ja gadam, oboje czekaliśmy na ten dzień, nie widziałam Cię już od kilku miesięcy, a od dwóch czekałam tylko an ten dzień i w ostatniej chwili muszę zmienić te plany. - westchnęłam cicho, niemal czując łzy, które piekły mnie pod powiekami, lada moment ryzykując wybuchem płaczu. Tata okazał się być bardzo wyrozumiały, ale i tak czułam przez telefon, że jest tak samo zawiedziony, jak ja.
- [T.I.], pączusiu, przyjedziesz kiedy będziesz miała możliwość. Czy ja mówię, że niedziela jest ostatecznym dniem? Że nie ma innego, w który mogłabyś przyjechać? Moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte. Oczywiście, że chciałem byś była obecna, ale życie lubi płatać figle, pamiętasz o tym?
- Tato... tak bardzo chciałam być z Tobą akurat w ten dzień. To Twoje urodziny przecież. Żadnych nie ominęłam, a teraz będę musiała to zrobić.
- Pączusiu, to tylko cyferka, która co rok się zmienia, nic wielkiego.
Wtedy usłyszałam szurniecie nieznanego mi pochodzenia za plecami. Odwróciłam sie natychmiast w obawie, że ktoś mógł podsłuchać moją rozmowę, ale nikogo nie zauważyłam. W takiej chwili człowieka nachodzą człowieka najczarniejsze myśli, bo w końcu oprócz mnie w budynku restauracji znajduje się tylko Greg, który został ze względu na konieczność dokończenia formalności. Niemożliwe, żeby tak się skradał do mnie słysząc, że rozmawiam przez telefon, albo zwyczajnie w świecie by mi w tym przeszkodził, kulturalnie, jak na Greg'a przystało.
- Tato, poczekaj chwilę. - odsunęłam od ucha aparat, palcem zasłaniając głośnik i rozglądając się jeszcze raz, odezwałam się głośniejszym tonem głosu. - Jest tu kto? - zero odpowiedzi. - Greg, czy to ty?
Chyba zaczynam popadać w paranoję.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi zwrotnej stwierdziłam, że Greg musiał nie słyszeć albo że po prostu to wszystko było wytworem mojej wyobraźni, której aktywność najbardziej odczuwalna jest wieczorem, w ciemnościach. Przewróciłam oczami i z powrotem przyłożyłam telefon do ucha, słysząc o razu zaniepokojony głos mojego taty.
- Córeczko, wszystko w porządku? Coś się stało? [T.I.], zaczynam się niepokoić...
- Tato, nie musisz. Jest ok.
- Wydawało mi się, że z kimś jesteś.
- Tak, mnie również się tylko wydawało. To po prostu ze zmęczenia.
- Praca w kuchni czasami wymaga poświęceń.
- Tak, ale coraz bardziej wpływa ona na moje życie prywatne - którego i tak nie posiadam - no i widzisz do czego doprowadziła. Obiecuje, że przyjadę, gdy trafią mi się dwa dni wolne z rzędu, wtedy zostanę na noc. I upiekę babeczki bananowe, z lukrem na wierzchu, nasze ulubione.
- Koniecznie. Skarbie, będę już kończył. Mam nadzieję, że wkrótce znowu Cię zobaczę. Stęskniłem się za swoją córeczką, ale chcę byś przyjechała na spokojnie, bez żadnego pośpiechu.
Dlaczego to powiedział? Przez te słowa rozczuliłam się jeszcze bardziej, a ze łzami się nawet nie kryłam, kiedy jedna spłynęła mi po policzku. I dopiero teraz dotarł do mnie fakt, że naprawdę się z nim nie zobaczę w niedziele na jego urodzinach, a jeszcze bardziej dołował mnie fakt, że w ogóle nie wiem kiedy to nastąpi. Za tydzień? Za trzy tygodnie? Jedna wielka niewiadoma.
- Już niedługo, tatuś. Pozdrów ode mnie Frances.
Frances - aktualna partnerka mojego taty. Spotykają się dopiero od niedawna, ale już od pierwszego spotkania zaczęło im na sobie zależeć. I ja również polubiłam ją od pierwszego spotkania. Jest dla mnie jak matka, której nigdy nie miałam.
- Pozdrowię. Trzymaj się złotko. Kocham Cię. Na razie.
- Ja Ciebie również. Cześć.
Rozłączyłam się, ale żeby nie rozczulać się nad tym jeszcze bardziej, odwróciłam się, by wrócić do pokoju socjalnego, jednocześnie wycierając łzę z policzka, ale wtedy przed oczami mignęła mi osoba w białym kitlu. Była odwrócona do mnie tyłem i na dodatek to był zaledwie ułamek sekundy. I na pewno tym razem mi się nic nie przewidziało. Tylko kto to mógłby być? W restauracji zostałam tylko ja i Greg... a Greg nie nosi kitla.
Witajcie!
Z tej strony autorka, która nie odzywała się prawie pół roku, za co Was bardzo przepraszam. Zwyczajnie nadmiar obowiązków szkolnych i domowych, no i czasami jeszcze z weną były problemy. Ale teraz wracam i przez wakacje postaram się trochę nadrobić zaległości, a przynajmniej dokończyć tą serie. A co jeżeli chodzi o to... mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba, a swoją opinię wyrazicie w komentarzu, nawet jeżeli będzie to tylko jedno słowo, za co Wam ślicznie dziękuję.
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia,
Merci.
Aww w końcu! ♥♥ Cudowny! Nie mogę się doczekać następnego! ;**
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć! Tyle czekałam na cokolwiek na tym blogu i wreszcie! Kocham twoje imaginy i wszystko co tutaj dodajesz jest cudowne ;*
OdpowiedzUsuńO mój Boże... to jest absolutnie genialne ♡♡♡ Czekam z niecierpliwością na następną część :3
OdpowiedzUsuńDawaj szybko następną część bo nie mogę sie doczekać i chcemy wiedziec co będzie dalej prooooooszeeeeee / Julia
OdpowiedzUsuńNajlepszy imagin od dłuższego czasu na tym blogu. Szczerze gratuluję :D Bo ta seria kuchenna to niezły sztos. Wciąga jak cholera i jest dobrze napisana.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie www.heart-in-the-spotlight-fanfiction.blogspot.com
Świetny :*
OdpowiedzUsuńsuper, że pojawila się kolejna cześć ;d tylko, zeby na kolejną nie trzeba było tak długo czekać :) pozdrawiam ;d
OdpowiedzUsuńCudowny :) ♥ /Asia
OdpowiedzUsuńkiedy nastepna czesc??
OdpowiedzUsuńPomimo takiej przerwy nadal pamietalam cala fabule. Tesknilam za tym imaginem xD jest super. Podobnej akcji jeszcze nie bylo tutaj, dlatego cos innego utrwala sie w pamieci ^^ suuper, czyzby tajemnicza osobą byl Louis? Pozostaje mi fylko czekac *-*
OdpowiedzUsuńBuziaczki :*
C U D O W N E ❤ CZEKAM NA NASTĘPNĄ CZĘŚĆ ❤
OdpowiedzUsuńCudo!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJej jaki długi ale cudowny uwielbiam tą serie Lou i mam nadziaje że bedzie coraz częściej ciąg tego opowiadania, z niecierpliwością czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next *.* rozdział długi a i tak chciałabym dłuższy ^^ genialny :*
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi sie wydaje czy imaginy o Louisie sa zawsze genialne na tym blogu, bardzo sie cieszę ze piszesz dalej ta serie i będę z niecierpliwoscią czekać na następna czesc!!!
OdpowiedzUsuńBłagam. Nie torturuj mnie i częściej wstawiaj imaginy z tej serii ;-; świetnie piszesz i czekam na następną część z niecierpliwością!!!
OdpowiedzUsuńProszę proszę proszę dodaj następną część, nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się męczę ;-;-;-;
OdpowiedzUsuńSuper napisane. Musze tu zaglądać częściej.
OdpowiedzUsuń