niedziela, 24 maja 2015

Louis część 4 ostatnia

klik
Lou się spóźniaj, a ja nie mogłam dłużej czekać. Musiałam iść do szpitala. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał już dwadzieścia po pierwszej. Obiecałam Tom'iemu, że będę o drugiej. Wzięłam wdech i postanowiłam już iść. Powoli odchodziłam, gdy usłyszałam jak ktoś mnie woła.
-[ t.i]!- Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego Louis'a. Zatrzymałam się, a po chwili chłopak znalazł się obok mnie.- Przepraszam, że się spóźniłem, ale zebranie się przedłużyło.- Wytłumaczył mi.
- No nic, stało się. Jednak dobrze, że jesteś.- Uśmiechnęłam się delikatnie, a ten odwzajemnił mój gest.
- Nie mogłem się doczekać, kiedy bliżej poznam syna.- Powiedział.
- Mam nadzieję, że jakoś się dogadacie. Nie wiem czemu, ale ja się bardziej denerwuję niż ty.- Powiedziałam.
- Widzę właśnie. Spokojnie dam radę, w końcu to mój syn. Chodź zaparkowałem nie daleko.- Złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się do jego samochodu. Wsiedliśmy do środka i pojechaliśmy do szpitala.
- Lou.
- Tak?- Zapytał nie odwracając uwagi od drogi.
- Nie chce być ciekawska, ale co zamierzasz zrobić, no wiesz kiedy Tomy będzie zdrowy?
- Będę dla niego ojcem.- Odpowiedział bez namysłu.
-To wiem, ale co jeśli on pomyśli, że będziemy razem?.- Tym razem zapanowała cisza. Louis cały czas był skupiony na drodze, a ja od razu pożałowałam, że oto zapytałam. Skierowałam swój wzrok na przednią szybę. W samochodzie rozbiegł się dzwonek telefonu, który należał do Lou. Ten zjechał na pierwsze lepsze pobocze i odebrał telefon.
- Hallo? Cześć kochanie.- Zapanowała cisza, a po chwili odezwał się znowu.- To dziś? Zapomniałem, że dziś mamy iść do restauracji aby wybrać menu na wesele. Możemy to przełożyć? Nie dam rady dzisiaj, mam coś bardzo ważnego do załatwienia.- Powiedział.- Dobrze postaram się być, ale nic nie obiecuję.- Dodał rozłączając się. Odpalił silnik i wjechaliśmy znowu na drogę. Do szpitala dojechaliśmy po dwudziestu minutach. Od razu gdy wsiedliśmy z auta skierowaliśmy się na odpowiedni oddział, gdzie leżał Tomy.
- Najpierw wejdę ja, a później ty.- Powiedziałam, a ten tylko pokiwał głową. Weszłam na sale, a syn od razu się uśmiechnął.
- Mama!- Krzyknął. Podeszłam do niego szybko i go przytuliłam.
- Jak się dziś czujesz?- Zapytałam.
- Lepiej. Pani pielęgniarka mówi, że nie wyglądam na chorego, a ja jej powiedziałem, że to tylko pozory i jestem ciężko chory.- Spojrzał na mnie tymi swoimi dużymi oczami, w których widziałam smutek i zapytał się mnie.- Mamo, czy ja wyzdrowieje?
- Synku na pewno tak.- Odpowiedziałam. Starałam się, aby to zabrzmiało naturalnie. Przecież jak można własnemu dziecku powiedzieć, że może umrzeć i to jeszcze takiemu małemu? On mnie pocałował w policzek i spojrzał przez szybę.
- Mamo, a kto to za pan?
- Tomy właśnie chciałam Ci kogoś przedstawić.- Pomachałam rękę do Lou, aby wszedł, a ten się uśmiechnął. Po chwili otworzyły się drzwi, a w nich stanął on.- Synku to jest Twój tata.- Dodałam, a Tomy się nie pewnie przyglądał.
- Mamo, a czy ten pan wie, że choruję? Nie zostawi mnie? Jak poprzedni pan?- Lou spojrzał na mnie, a ja tylko niepewnie się uśmiechnęłam.
- Tomy, jestem Twoim tatą i nie mam zamiaru Cię zostawiać.- Powiedział Lou podchodząc do małego. Ten się uśmiechnął i od razu go przytulił. Miło było mi patrzeć, jak ojciec z synem się dogadują.
- Pójdę po coś do picia.- Powiedziałam wstając z krzesła. Wyszłam z sali i poszłam do sklepiku szpitalnego. Nie spodziewanie obok mnie zjawił się Lou.
- Nie mówiłaś mi, że miałaś kogoś.- Oznajmił, a ja tylko westchnęłam.
- Miałam Ci mówić, o moim nie udanym związku?- Zapytałam patrząc na niego.
- Kiedyś mówiłaś mi wszystko. Nie mieliśmy sekretów.
- Lou jesteśmy starsi, a nasze drogi się rozeszły.
- Żałuję tego własnie.- Powiedział.
- 7 funtów.- Powiedziała pani, która sprzedawała. Lou zapłacił i razem wracaliśmy do sali.
- Powiedz mi, dlaczego Cię zostawił?
- Dowiedział się, że mam syna, który choruję na białaczkę. Powiedział, że nie będzie się zajmował cudzym bachorem. Zostawił mnie. Bo wolałam zająć się synem.- Odpowiedziałam
- Dupek.- Powiedział, a ja postanowiłam zmienić temat, nie chciałam wracać do przeszłości.
- Jak tam przygotowania do ślubu?
- Stoją w miejscu. Nie mam czasu aby się teraz tym zajmować. Są ważniejsze sprawy na głowie, niż ślub,- Odpowiedział.
- Słuchaj Louis, nie rób mu jakiś nadziei, że będziemy rodziną. Oboje wiemy, że mamy własne życia i własne problemy. Nie chce aby później cierpiał.
- Rozumiem.- Powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam. Weszliśmy na sale, gdzie leżał Tomy. On bawił się swoimi zabawkami, a gdy nas tylko zobaczył uśmiechnął się. Ostatni raz uśmiechał się tak, gdy zabrałam go ze szpitala na święta. Był wtedy naprawdę szczęśliwi. Jakie dziecko chciało by spędzić święta w szpitalu? Teraz też jest szczęśliwi, ale niestety musiałam go sprowadzić na ziemie. Musiałam mu powiedzieć, że ja i Lou nie będziemy razem.
- Tomy muszę Ci coś powiedzieć.- Usiadłam obok jego łóżka, a ten spojrzał na mnie.- Synku ja i Twój tata..- Przerwałam aby spojrzeć na Louis'a. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jakby się bał, że to powiem.

*Oczami Louis'a*

Nie mów tego. Proszę Cię. Zrobię wszystko aby być z Tobą, ale proszę Cię nie mów tego. Jednak nie mogłem Ci tego powiedzieć. Spojrzałaś znowu na synka i zamknęłaś oczy.
-... nie będziemy już razem.- Dokończyłaś to zdanie, a mi pękło serce na miliony kawałków.
- Dlaczego?- Mały był naprawdę skołowany. Widziałem już, że po jego policzku spływają łzy, a [T.I] go przytuliła.
- Twój tata kocha kogoś innego. Nie możemy mu psuć szczęścia.- Powiedziała, a ten spojrzał na mnie.
- Nie kochasz nas?- Zapytał.
- Oczywiście, że kocham.- Odpowiedziałem próbując powiedzieć to naturalnie.
- To dlaczego chcesz mnie i mamę zostawić.
- Nie to nie tak.
- Zostawisz nas jak tamten pan.- Mówił płacząc.- Nie chcę takiego taty, który mnie nie kocha.
- Tomy tata Cię kocha, ale...- Przerwałem jej.
- Kocham Cię najbardziej na świecie Tomy, ale to jest skomplikowane.- Przytuliłem go, a ten płakał jeszcze bardziej.- Nie zostawię Cię. Jestem tu synku.- Powiedziałem i poczułem jak ściska moją marynarkę.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.- Odpowiedziałem, a on mnie puścił. Odsunąłem się, aby następnie usiąść na brzegu łóżku. Spojrzałem na [T.I], która płakała. Złapałem ją za rękę i delikatnie się do niej uśmiechnąłem, ta również posłała mi uśmiech.

*Pół roku później Twoimi oczami*

Siedziałam na szpitalnym korytarzu, a mama mnie pocieszała. Chociaż sama była w szoku i płakała.
- Przykro mi. Jeśli będzie Pani potrzebowała pomoc psychologa, chętnie pomożemy.- Dodał i odszedł.
- Musisz do niego zadzwonić.- Powiedziała mama siadając obok mnie. Przytuliła mnie jeszcze mocniej, a ja jeszcze bardziej się rozpłakałam. Przecież wszystko miało się udać, a tu? Spojrzałam na Swoją mamę.
- Pojadę do niego.- Powiedziałam wstając i zabierając rzeczy Tomy'ego.
- Jechać z Tobą?
- Nie trzeba. Chce być sama.- Odpowiedziałam i poszłam w kierunku wyjścia. Wiedziałam,gdzie pracuję, więc pojechałam do jego pracy. Weszłam do budynku i podeszłam do biura informacji.
- W czym mogę pomóc?
- Szukam Louis'a Tomilnson'a.-Powiedziałam.
- Ma zebranie, Nie można mu przeszkadzać.
- Nie obchodzi mnie to, że ma zebranie. Muszę się z nim spotkać.
- Nie może Pani.- Powiedziała, ale ja zlekceważyłam to i poszłam szukać biurka Lou. Ta mnie wołała, ale musiałam mu powiedzieć. Szukanie jego biura zajęło mi trochę czasu, ale gdy je znalazłam zapukałam i weszłam do środka. Jego tam nie było. Postanowiłam za nim poczekać.
Po jakieś godzinie do pomieszczenia wszedł Louis ze swoją narzeczoną.
- Mówiłem Ci, że dziś czasu nie mam.- Powiedział.
- Lou, za tydzień bierzemy ślub, a ty wiecznie nie masz czasu.- Powiedziała. Louis miał jej coś odpowiedzieć, ale gdy mnie zobaczył to się zdziwił.
- [T.I] co ty tu robisz? Małym coś nie tak?- Zapytał, a ja znów zalałam się łzami.
- Lou... Tomy.. zmarł dziś w nocy. Przeszczep się nie przyjął i on odszedł.- Powiedziałam i rozpłakałam się na dobre. On wypuścił z rąk stertę papierów, a po jego policzkach spłynęły łzy.
- Wyjdź.- Zwrócił się do swojej narzeczonej.
- Louis, ale...
- Nie rozumiesz wyjdź!- Uniósł głos, a ta zła wyszła z biura. Ten usiadł na skórzanej kanapie i schował swoją twarz w dłonie. Usiadłam obok niego..- Nie wiesz, czy cierpiał?
- Zmarł we śnie. Odszedł, a mnie przy nim nie było.- Powiedziałam, a on mnie przytulił.
- Nikt nie mógł tego przewidzieć. Nie możesz się obwiniać oto. [T.I], Tomy wiedział, że go kochasz.
- Straciłam go na zawsze.- Nastała między nami cisza, którą przerwałam.- Pojutrze pogrzeb.
- Będę.- Powiedziała, a ja wstałam z kanapy.
- Zapomniałabym. Dwa dni temu narysował dla Ciebie rysunek. Kazał mi nie patrzeć, a wręczyć od razu Tobie, a że byłeś poza miastem to daję Ci dziś.- Powiedziałam wręczając mu kartkę. Ten ją wziął i otworzył. Od razu na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.- Co tam jest?- Ten mi pokazał rysunek. Na kartce był domek, ja, Tomy i Louis jako super bohater.
- Miał mnie za bohatera.
- Bo Cię kochał.- Dodałam i wyszłam bez pożegnania. Nie miałam już na nic siły.
Dwa dni później odbył się pogrzeb. Pogoda była ponura i deszczowa. Byli wszyscy, nawet pielęgniarka, która traktowała  Tomy'ego jak własnego syna. Wszyscy płakali. Po całym pogrzebie wszyscy się rozeszli, a ja zostałam na cmentarzu.
- Co teraz będzie?- Usłyszałam głos Louis'a.
- Nie wiem. Wyjeżdżam. Nic mnie tu nie trzyma. Muszę poukładać sobie wszystko, a później nie wiem.- Odwróciłam się do niego.- Żegnaj Lou.- Dodałam i poszłam.

*Rok później*
Minął rok od śmierci mojego synka. Pierwsza rocznica jego śmierci. Stoję na cmentarzu i patrzę na napis: " Kochanemu synkowi, który dzielnie walczył chorobą. Byłeś bardzo dzielny." Otarłam łzę i położyłam kwiaty. Zobaczyłam, że ktoś zostawia tu różne zabawki, kwiaty i znicze.
- [T.I]?
- Louis.- Powiedziałam, a ten podszedł do mnie.
- Cieszę się, że cię widzę.- Uśmiechnął się delikatnie.- Co tam u ciebie?
- Źle nie jest, a u Ciebie?
- Tak samo.- Odpowiedział.
- Słyszałam o Tobie i o twojej byłej narzeczonej.
- Nie ma o czym mówić. Szczerzę mówiąc oboje nie chcieliśmy tego ślubu. Byliśmy ze sobą tylko z przyzwyczajenia. Uświadomiłem sobie to dopiero gdy Tomy odszedł, a ty wyjechałaś. [T.I] nadal Cię kocham mimo upływu tych 7 lat.- Zaskoczyło mnie jego wyznanie.- Przychodzę tu prawie codziennie z nadzieją, że Cię w końcu spotkam i się udało. Chyba Tomy czuwa nade mną.- Uśmiechnął się.
- Louis, ja nie wiem co mam powiedzieć.
- Najlepiej to co czujesz.
- Cholernie brakuję mi mojego synka, brakuję mi Ciebie. Teraz to ty mi tylko zostałeś. Straciłam Tomy'ego, nie chce już tracić nikogo kogo kocham bo to cholernie boli.- Powiedziałam, a ten mnie przytulił.
- Tomy był by teraz szczęśliwy.- Powiedział Louis.
- On jest szczęśliwy.- Poprawiłam go, a on ucałował mnie w czubek głowy.


" Miłość prawdziwa to ta, która przetrwa wszystko."



_______________________________________________
Wiem, wiem trochę mi ten imagin nie wyszedł i nie jestem z niego zadowolona w 100% jak chciałam. Mam nadzieję, że i to wybaczycie.

10 komentarzy:

  1. Kurcze normalnie się popłakałam :'c Cudowny ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG, poplakalam sie. Taki piekny imagin, jeden z moich ulubionych, uwielbiam to jak piszesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam sie dziewczyno! Cudo

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieee. Tomy :'( ehhh. Czemu usmiercenie malych dzieci zawsze wywiera taki wplyw na czytelnikow, ale i tak samo jest w zyciu codziennym? Jestes wielka, że tak wspaniale napisalaś ten imagin.
    Cuuudo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, połakałam się :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. *popłakałam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy może ktoś mi podać linki do poprzednich części? :( rozpłakałam się czytając tą ostatnią a nie czytałam poprzednich :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Jej,rycze...
    Piękny imagin i zakończenie, choć Tomy umarł.
    Cudo

    OdpowiedzUsuń
  9. Ryczałam piękne dlaczego umarł ��

    OdpowiedzUsuń