Strony

wtorek, 23 grudnia 2014

Zayn

kursywa-wspomnienia

-Make my wish come true.  Baby all I want for Christmas is you.
Patrzyłam zażenowana na moją mamę, która od godziny piekła pierniki i śpiewała głośno piosenki lecące z radia. Cóż, nie jest to Mariah Carey, więc jej śpiew również odbiegał od muzyki.
-Mamo! Możesz być troszeczkę ciszej?
Poprosiłam. Ta tylko spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, by po chwili zaśpiewać jak najgłośniej.
-All I want for Christmas is you, baby!!
To był raczej pisk, a ja byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdy piosenka się skończyła.
-O, lubię to!
Zawołała, gdy następną piosenką była "Deck The Halls". Moja rodzina ją uwielbia i odkąd pamiętam, jest to nasza świąteczna piosenka. Śpiewamy ją zawsze, gdy przygotowujemy się do świąt. Jednak w tym roku, nie miałam nastroju na śpiewanie,a tym bardziej na świętowanie.
-Mamo!
Warknęłam, zirytowana, mocniej mieszając składniki do ciasta.
-[t.i],przestań! To piękna piosenka! Zaśpiewaj ze mną!
Zgromiłam ją wzrokiem, a ta tylko się zaśmiała i podeszła do mnie. Położyła swoje brudne od mąki dłonie na moich ramionach, brudząc mój ulubiony czerwony sweter.
-Kochanie, wiem, że jest ci smutno, bo nie będzie z tobą Zayn'a, ale pomyśl, zobaczycie się już w drugi dzień świąt!
W tej chwili zadzwonił mój telefon, a ja jak poparzona odrzuciłam wszystko co robiłam i pognałam do salonu, gdzie leżała moja komórka.
-Halo?
-Cześć, kochanie.
Momentalnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy usłyszałam głos mojego chłopaka. Nie widziałam go od tygodnia, ale już zdążyłam oszaleć z tęsknoty.
-Zayn!
Pisnęłam radośnie.
-Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę.
Dodałam.
-No właśnie tu jest problem.
-Co?
Z wrażenia usiadłam na kanapie. Uśmiech gdzieś zniknął i poczułam jak ogarnia mnie smutek.
-Dziś rano byłem z mamą i Safaą na zakupach. Goniłem Safaę, ale było ślisko i wylądowałem na ziemi. Mam skręconą kostkę i nie dam rady do ciebie dojechać.
Moje oczy się zaszkliły, ponieważ hej! to niesprawiedliwie!
-Przepraszam, skarbie.
-Nie szkodzi, to nie twoja wina.
Pociągnęłam nosem i otarłam pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku.
-Spotkamy się po Nowym Roku, prawda? Do tego czasu, będę dzwonił, obiecuję.
-Okey.
Szepnęłam cicho, jeszcze bardziej zdołowana.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Rozłączyłam się szybko, zanim mógł usłyszeć jak wybucham szlochem i pobiegłam do swojego pokoju. Zamknęłam się w nim i położyłam do łózka, okrywając się kołdrą po samą szyję. Płakałam, wpatrując się w padający za oknem śnieg.

-Zayn, do cholery! Postaw mnie na ziemi!
Wrzeszczałam, gdy ten uparcie biegł ze mną, środkiem drogi. Był wieczór, prószył śnieg, a gdzieniegdzie kręciły się dzieciaki, które postanowiły się jeszcze porzucać śnieżkami. To było nasze drugie, wspólne Boże Narodzenie. Tym razem spotkaliśmy się u jego rodziców. Wracając, piszczałam i śmiałam się na przemian, dopóki Zayn nie postanowił wrzucić mnie do zaspy. Wylądowałam na tyłku, przez co śnieg dostał się pod moją kurtkę. Jakby tego było mało, Zayn postanowił rzucić mi w twarz śnieżką.
-Jakie to dorosłe!
Wrzasnęłam wściekła, ocierając oczy. Patrzyłam ze złością na Zayn'a, który aż się skręcał ze śmiechu. 
-Pomóż mi wstać!
Zayn nadal nie przestawał się śmiać, ale wyciągnął dłoń w moją stronę. Złapałam ją i pociągnęłam w dół. W porę odsunęłam się na bok, a twarz Zayn'a, wylądowała w śniegu. Idealna zemsta! Teraz była moja kolej, by śmiać się do rozpuku.
-No dalej kochanie! Wstawaj!
Zawołałam i rzuciłam śnieżką w jego zgrabny tyłeczek. 
-Hej!
Pisnął jak dziewczyna, a chwilę potem, zostałam przygnieciona jego ciałem. 
-Wariatka.
Szepnął i ucałował mnie w nos. Następnie musnął moje usta, a ja przyciągnęłam go bliżej i pogłębiłam pocałunek. Było pięknie do czasu, gdy grupa bawiących się dzieci postanowiła nas zaatakować. Najpierw Zayn dostał w głowę, potem, gdy się odsunął by zobaczyć kto jest sprawcą, ja dostałam w twarz. Rozpętała się prawdziwa bitwa na śnieżki. Skończyła się po upływie kilkudziesięciu minut i wszyscy byliśmy mokrzy. 
-Kochanie
Spojrzałam na Zayn'a, który oberwał ode mnie kilkanaście razy.
-Hm?
Podeszłam do niego, a on wskazał palcem coś nade mną.
-Patrz, jemioła.
Spojrzałam w górę i zmarszczyłam brwi, gdy nic takiego nie zauważyłam.
-Zayn, tam nie ma jem...
-Kryj się!
Wielka garść śniegu wylądowała na mojej twarzy i w ustach,a to tylko dlatego, że byłam w trakcie mówienia. 
-Zabiję. Cię. Draniu.
Warczałam, wypluwając śnieg i wycierając śnieg z twarzy. 
-Ja ciebie też.
Mruknął, całując mnie czule w usta.
Westchnęłam cicho, wspominając ubiegłoroczne święta. Były wspaniałe, dlatego, że mogłam je dzielić z miłością mojego życia.
Wpatrywałam się w okno, za którym sypał śnieg. Była dawno po północy, a ja nie mogłam zasnąć, tylko dlatego, że Zayn wyszedł z kumplami do pubu. Nie chodzi o to, że się martwię i mu nie ufam. Wiem, że Zayn jest odpowiedzialny i z pewnością nie należy do tego typu facetów, którzy zdradzają. Ja po prostu nie potrafię zasnąć, nie czując obok siebie jego ciała. Przy nim wszystko jest łatwiejsze i lepsze. Sen przychodzi szybciej, a senne marzenia są piękne. Bez niego wiercę się kilka godzin i mam koszmary.  Jest moim prywatnym łapaczem snów. 
-[t.i]? Dlaczego nie śpisz?
Usłyszałam jego cichy głos, a następnie szelest zamykanych drzwi. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.
-Nie lubię spać bez ciebie. 
Zayn odwzajemnił uśmiech i szybko rozebrał się do bielizny. Następnie wszedł pod kołdrę i mocno mnie do siebie przytulił. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się jego zapachem, który koił moje zmysły. Przysięgam, jeśli to co czuję do tego chłopaka nie jest miłością, to chyba Bóg jest ślepy. 
-Jak było?
Spytałam, odwracając się tak, by móc na niego patrzeć. Od razu ucałował mnie w czoło, a następnie w usta. 
-Dobrze. 
Potarł czubkiem swojego nosa o mój i jeszcze raz złączył nasze wargi.
-Kocham cię.
Szepnęłam, między pocałunkiem. Chwilę potem kochaliśmy się, a za oknem prószył śnieg, który uspokoił się wraz z moim sercem. 
*

Obudziłam się w dzień Bożego Narodzenia o 9.06. Przez jakiś czas leżałam, wpatrując się w okno i myśląc o Zayn'ie. Od kilku lat jest moją  obsesją.
Wstałam po godzinie i od razu poszłam pod prysznic. Gdy zeszłam na dół, wszyscy już byli przy stole i przygotowywali się do świątecznego śniadania. Rodzice, starszy brat z żoną i dziećmi, dziadkowie oraz siostry mojej mamy. Łącznie 15 osób, które rozmawiały i śmiały się, a w tle leciało  "Deck The Halls". Zajęłam jedno z wolnych miejsc i próbowałam udawać szczęśliwą. Prawda jest taka, że bez Zayn'a, w ogóle nie czuję tych świąt. Utraciły całą swoją magię. Dlatego cały dzień snułam się z kąta w kąt. W swoim pokoju zamknęłam się już koło 20 i od razu ubrałam w piżamy. Sprawdziłam swój telefon i wybrałam numer Zayn'a. Nie odebrał, sprawiając, że byłam jeszcze bardziej przygnębiona.
-[t.i]! Złaź na dół! Szybko!
Zawołała moja siostra. Przewróciłam oczami i zignorowałam ją, przykrywając się kołdrą.
-[t.i]! No dalej!
Odezwała się moja mama. Fuknęłam, ale nadal nie ruszyłam się z miejsca.
-Ciociu, ciociu!!
Do mojego pokoju wpadli mali chłopcy, którzy rzucili się na mnie.
-Mikołaj przywiózł ci niespodziankę!!
Krzyczeli. Spojrzałam na nich jak na idiotów,a chwilę potem uśmiechnęłam się rozbawiona. No tak. Oni nie mają nawet 10 lat, ale ich wyobraźnia jest ogromna.
-Jutro ją zobaczę, teraz jestem zmęczona.
Odparłam, puszczając im oczko i czochrając ich włosy.
-Ale ciociu! Musisz zobaczyć go jak najszybciej!!
Go?
Wygramoliłam się z łóżka i zakładając długi sweter, zeszłam na dół.
-Więc gdzie jest ta niespodzianka?
Spytałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Jedynie głośne śmiechy, dochodzące z salonu. To jakiś żart?
-[t.i]!
Zawołała radośnie moja mama, gdy przekroczyłam próg pokoju. Ktoś siedzący na kanapie, z opaską w kształcie rogów renifera na głowie, odwrócił się w moją stronę.
-Zayn!!
Pisnęłam i rzuciłam się w jego stronę. Uwiesiłam się na jego szyi, nogi przekładając po jego bokach. Poczułam jak oplata mnie w pasie i przyciska do swojego ciała.
-Co ty tu robisz?
Zapytałam szczęśliwa.
-Ciociu, przecież mówiliśmy ci, że Mikołaj tu był!
Zawołał Mike, a ja posłałam mu szeroki uśmiech.
-Najlepszy prezent w życiu.
Oznajmiłam i jeszcze raz mocno przytuliłam Zayn'a.

_____________________________________________________
Tak jak obiecałam, imagin z Zayn'em!
Mam nadzieję, że się podoba :)

W imieniu całej załogi bloga, życzę Wam wspaniałych świąt, obfitej w jedzenie Wigilii, mnóstwa prezentów pod choinką, spełnienia marzeń, spotkania swoich idoli i przede wszystkim życzę Wam jak i sobie, koncertu One Direction w Polsce :P 
Jeszcze raz: 
Wesołych Świąt! 


piątek, 19 grudnia 2014

Louis

muzyka

-Za duża.
Powiedziałam, gdy Louis ustawił choinkę w salonie. Gdzieniegdzie na gałązkach topniał śnieg, a zapach drzewka od razu wypełnił cały salon.
-Co?
-Za duża. Widzisz, że zagina się pod sufitem. Musisz ją skrócić.
Wzruszyłam ramionami i wyjęłam z pudełka kilka bombek.
-Zaraz wrócę.
Burknął, idąc w stronę korytarza. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi, a sama wróciłam do kuchni, by zajrzeć do piekarnika. W tym roku obchodzimy święta w domu. Postanowiliśmy zaprosić mamę Louis'a z dzieciakami do nas, a w drugi dzień Bożego Narodzenia, odwiedzić moją rodzinę. W związku z tym, uzgodniłam z Jay, że ja przygotuję ciasta i sałatki, a ona jakieś inne potrawy. W ten sposób nie spędzę całej Wigilii siedząc w kuchni i gotując.
Wyjęłam z piekarnika porcję ciasteczek i odłożyłam je na stół, by wystygły. Usłyszałam, że Louis wrócił i uśmiechnęłam się pod nosem. Za moją namową, pojechał rano kupić prawdziwą choinkę. Zapach prawdziwego drzewka, sprawia, że przypomina mi się moje dzieciństwo i to, jak wypełniał cały dom i dodawał uroku całej świątecznej atmosferze. Prawdziwa choinka jest tak samo ważna jak to, by w ten szczególny czas nie zabrakło mandarynek. To właśnie te zapachy kojarzą nam się z całą magią świąt. Po tym jak przygotowałam masę na ciasto, postanowiłam zajrzeć do Louis'a. Siłował się z obsadzeniem drzewka i po kilkunastu minutach wreszcie mu się udało. Stanął dumny i spojrzał na mnie z zadowolonym uśmiechem.
-I jak?
-Krzywo.
Jego mina od razu zrzedła i spojrzał jeszcze raz na świerk, a potem znowu na mnie.
-Jest dobrze.
-Nie. Jest krzywo. Zajmij się tym.
Widziałam jak na jego twarzy maluje się irytacja, ale postanowiłam to zignorować.
-Idę do pralni, odbiorę twój płaszcz. Niedługo wrócę.
Powiedziałam, ubierając kurtkę oraz buty i wychodząc z domu. Wróciłam po niespełna godzinie i zastałam Louis'a dokładnie tak, jak go zostawiłam. Walczył z obsadzeniem choinki, która z pewnością była krótsza o kilkanaście, jak nie więcej,  centymetrów.
-Cholera!
Krzyknął, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
-Kończę z tym! Ta choinka, nigdy nie będzie prosta!
Dodał, mijając mnie i schodząc do piwnicy, by odłożyć rękawice. Spojrzałam na drzewko, które przechylało się w prawą stronę. Przekrzywiła się delikatnie, ale to i tak nie umknie niczyjej uwadze. Fuknęłam pod nosem. Prosiłam go tylko o obsadzenie drzewka, ale widocznie nawet to sprawiło mu trudność. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym podeszłam do drzewka i próbowałam je prosto ustawić. Jednak okazało się, że Louis krzywo uciął pień. Westchnęłam bezradnie i postanowiłam zacząć ją już stroić. I tak nie da się jej już podciąć, inaczej trzeba będzie zacząć ucinać gałęzie. Po kilkunastu minutach dołączył do mnie Lou, który wciąż był zły. W ciszy stroiliśmy choinkę, co szło nam mozolnie, ponieważ cały czas próbowałam ją jakoś naprostować, stosując różne pomysły.
-Boże.
Fuknęłam pod nosem, gdy nawet pomysł ze sznurkiem owiniętym wokół pienia się nie sprawdził, gdyż nie mogłam go do niczego przywiązać.
-Jak można źle obsadzić choinkę?
Burczałam pod nosem.
-Przecież to nie jest trudne. Nawet dziecko potrafi to zrobić.
Kontynuowałam.
-Jak ona teraz wygląda? Boże...
-Skoro to takie łatwe, to dlaczego sama tego nie zrobiłaś?!
Krzyknął niespodziewanie Louis. Spojrzałam na niego zaskoczona, a chwilę potem zmarszczyłam brwi, kładąc dłonie na biodrach. Nie znoszę kiedyś ktoś unosi na mnie głos.
-Sądziłam, że chociaż to zrobisz dobrze.
Odparłam, piorunując go wzrokiem.
-Widocznie mnie to przerosło!
Zawołał z ironią. Zmarszczka na jego czole się pogłębiła, a ja już wiedziałam, że to będą długie i ciężkie święta.
-Najwidoczniej!
Odparłam, wznosząc ręce do góry. Louis nie odezwał się, patrząc na mnie zaskoczony, a chwilę potem zrobił nadąsaną minę i odłożył bombki na stolik.
-Skoro tak wszystko potrafisz, to sama ją ustrój.
Burknął, idąc na górę.
-Tak zrobię!
Zawołałam za nim. Byłam zła i zirytowana jego dziecinnym zachowaniem. Jak zwykle obraził się i wyszedł, tylko na to go stać.
*

Wieczorem, gdy skończyłam przygotowywanie jedzenia, postanowiłam zająć się pakowaniem prezentów, tak, by jutro rano, gdy przyjedzie rodzina Lou, wszystko było na swoim miejscu.
-Louis! Mógłbyś przynieść mi proszę prezenty? Chcę je zapakować!
Zawołałam z dołu, rozsiadając się w salonie z przygotowanym papierem ozdobnym i nożyczkami oraz różnymi wstążkami. Po kilku minutach, mój chłopak zszedł na dół niosąc kilkanaście prezentów, mniejszych i większych.
-Dziękuję.
Powiedziałam, a ten tylko wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. W stercie pudełek, zaczęłam szukać niewielkiego opakowania,  w którym miał być naszyjnik dla Jay, jednak nie udało mi się go znaleźć.
-Lou!
Chłopak zjawił się w salonie, jedząc ciastko.
-Gdzie jest naszyjnik dla twojej mamy?
Spytałam. Louis popatrzył na mnie jak na głupią.
-Jaki naszyjnik?
-Ten, który zamówiliśmy u jubilera.
Odparłam, czując jak złość i zdenerwowanie we mnie narasta.
-Prosiłam cię od tygodnia, byś go odebrał.
-Nie mówiłaś.
-Mówiłam.
-Nie, nie mówiłaś.
-Chyba wiem, co mówiłam, prawda?!
Uniosłam się. Zrozumcie, że byłam wyprowadzona z równowagi. Zamówienie tego naszyjnika kosztowało wiele pieniędzy, ale i pracy jubilera, który miał go dla nas wykonać, a teraz okazuje się, że Louis tak po prostu zapomniał go odebrać. Świetnie!
Wzięłam głęboki wdech i licząc od pięciu w dół, powoli go wypuściłam.
-Więc co zamierzasz teraz dać swojej mamie?
Zapytałam spokojniej. Louis wzruszył ramionami, chowając ręce w kieszeniach jeansów. Przysięgam, że przez niego dostanę nerwicy.
-Powiedz, że chociaż odebrałeś książki, które zamówiłam dla Lottie.
Mówiłam, z trudem panując nad rosnącą we mnie złością.
-Nie. Zamiast książek, zdecydowałem, że wezmę dla niej telefon. Jej poprzedni utopił się w wannie, więc nowy przyda jej się dużo bardziej niż książki.
Moje źrenice powiększyły się do rozmiarów złotówki, ponieważ mi, jako zagorzałemu fanowi książek, w głowie się nie mieściło, by było coś lepszego od ulubionej lektury.
-Chyba żartujesz!
Prychnęłam, podnosząc się z ziemi i stając przed nim.
-Louis, jak mogłeś mi nie powiedzieć o tym, że zmieniłeś plan?! To miał być nasz wspólny prezent dla Lottie, ale teraz to raczej będzie tylko od ciebie!
-O czym ty mówisz? Przecież damy go jej razem!
-Nie, skoro decyzję podjąłeś sam! A może na sylwestra też zmieniłeś plany, nie uwzględniając w nich mnie?!
Na jego czole pojawiła się zmarszczka. Katastrofa wisi w powietrzu.
-Przestań! To tylko głupie prezenty! Jak zwykle wszystko wyolbrzymiasz!
-Ja wyolbrzymiam?! Ja?!
Zaśmiałam się nerwowo, ponieważ ja nie wyolbrzymiam!
-Tak, ty! Od kilku dni tylko na mnie narzekasz i wyolbrzymiasz każde moje najmniejsze potknięcie!
-Robisz z siebie ofiarę!
-To dlaczego wciąż ze mną jesteś?!
-Jeśli ci nie pasuję, to ze mną zerwij!
Jego oczy się rozszerzyły w nie do wierzeniu.
-Co? Nic takiego nie powiedziałem!
-Zasugerowałeś!
-Nic nie sugerowałem! Boże, dziewczyno, ogarnij się!
Popatrzył na mnie gniewnie i ruszył w stronę wyjścia z salonu.
-No tak, jak zwykle uciekasz! Jesteś taki dziecinny!
Zignorował mnie, ubierając buty i kurtkę. Schował do kieszeni klucze i naciągnął na głowę czapkę.
-Gdzie idziesz?
Zapytałam, kierując się w jego stronę. Znowu nie odpowiedział, sięgając po szal, którym owinął szyję.
-Louis, nie ignoruj mnie.
Traktował mnie jak powietrze, a gdy otworzył drzwi, szybko na nie naparłam, na powrót je zamykając.
-Gdzie idziesz?
Powtórzyłam na skraju wybuchu niepohamowanym gniewem.
-Odsuń się.
Rzucił oschle.
-Nie, dokąd idziesz?
-[t.i], odsuń się.
-Gdzie, do cholery jasnej idziesz?!
-Jak najdalej od ciebie!
Patrzyłam na niego oniemiała, czując jak moja emocjonalna bańka pęka. Odsunęłam się od drzwi, wciąż zszokowana. Łzy pod powiekami zaczęły mnie piec, a gdy Louis wyszedł, pozwoliłam im wypłynąć. Zaniosłam się szlochem, osuwając się po ścianie i siadając na podłodze. To wszystko siedziało w nas od dłuższego czasu, a teraz, gdy pozwoliliśmy ujrzeć temu światło dzienne, zadało nam cios prosto w serce. Jak mogłam pozwolić, by gniew tak łatwo nade mną zapanował? Odkąd Louis wrócił z trasy, wciąż były między nami spięcia. Nie dogadywaliśmy się już tak jak wcześniej, a czasami nasza obecność nam wręcz przeszkadzała. Czy to zbliża nas do końca? Czy właśnie tak będzie wyglądał koniec świata? Niepohamowana złość i ciągłe szukanie tego co złe w drugiej osobie?
Czy jestem gotowa, by móc żyć bez Louis'a?
*

Dochodziła 2 w nocy, a ja wciąż siedziałam na kanapie w salonie, ubrana w piżamę i owinięta kocem, wpatrując się w światełka na choince. Od kilku godzin czekałam na Louis'a, który jak na złość, miał wyłączony telefon. Te kilka godzin dały mi sporo do myślenia, ale też do wspominania. Wspominałam wszystkie dobre chwile, które razem spędziliśmy i zrozumiałam, że było ich o wiele więcej, niż tych złych momentów. Wtedy dotarło do mnie, że jestem w stanie przeczekać nawet najgorszą burzę z nadzieją, że po niej wyjdzie słońce.
-[t.i]? Dlaczego nie śpisz?
Odwróciłam się gwałtownie w stronę Louis'a, stojącego w progu salonu. Był zaskoczony moim widokiem, ale też zmartwiony stanem w jakim się znalazłam. Świadczy o  tym chociażby jego mina, którą zawsze robi, gdy widzi kogoś, komu jest smutno lub źle.
-Czekałam na ciebie.
Odparłam. Louis zamyślił się chwilę, a potem wycofał się do korytarza, a gdy ponownie pojawił się w salonie, był w normalnych ubraniach. Usiadł obok mnie, ale w bezpiecznej odległości. Ten dystans, choć niewielki, uderzył we mnie jak rozpędzone auto. Nie mogłam pozwolić, by między nami utworzył się mur nie do pokonania. Dlatego przysunęłam się i nieśmiało oparłam głowę o jego ramię. Poczułam jak jego ciało się napina, ale kilka sekund później się rozluźnia, a on delikatnie mnie obejmuje.
-Nawet ładnie, jak jest taka przekrzywiona.
Powiedziałam cicho, pociągając nosem i patrząc na choinkę. Louis nie odezwał się, a ja już wiedziałam, że tym razem, to ja muszę przeprosić jako pierwsza. Zajęło mi chwilę, zanim stoczyłam bitwę z własnym ego, ale w końcu szepnęłam.
-Przepraszam, Lou. Za wszystko.
Przytulił mnie mocniej i delikatnie pocałował w czoło.
-Ja też przepraszam. Tak naprawdę, to nienawidzę być daleko od ciebie.
Uśmiechnęłam się delikatnie, podnosząc głowę i patrząc w jego błyszczące, niebieskie oczy, które tak kocham.
-A ja nienawidzę, gdy jest między nami źle.
Zarzuciłam mu ręce na kark i mocno do siebie przytuliłam.
-Kocham cię.
Powiedzieliśmy równocześnie, po czym cicho zachichotaliśmy.

____________________________________________________
Cześć :)
To 1 świąteczny imagin, który dla Was przygotowałam, mam coś jeszcze z Zayn'em i pytanie, czy macie ochotę go przeczytać? :)
Druga część Harry'ego, pojawi się po świętach (o ile coś nie ulegnie zmianie) :D
To chyba wszystko, w razie pytań, zapraszam na mojego ask'a @annie1126 lub twitter'a @xdreamer98x :)
Dobrej nocy!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Liam cz.7

CZĘŚĆ 2 
CZĘŚĆ 3
CZĘŚĆ 4 
CZĘŚĆ 5

CZĘŚĆ 6
_________________________________



Pociągnął mnie za rękę, lecz ja stanęłam na miejscu.
- Dlaczego nie idziesz? - spytał 
- Liam. 
- Obiecaj mi, że nie zrobisz jej nic poważnego. - szepnęłam, patrząc na niego. Widziałam, jak walczył ze swoimi myślami. Chociaż zrobiła mi tyle złego, to i tak nie jest tego warta, prawda?
- Dobrze. Powiedz mi. Gdzie ona mieszka. - kiwnęłam głową i poszłam za nim.
Gdy jechałam z nim samochodem, moje myśli były naprawdę pogmatwane. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Dlaczego ona miałaby mi to zrobić? Co ja jej kiedyś zrobiłam, że chciała tak bardzo zrobić mi coś tak okropnego? 
Nie wiem. 
Gdy podjechaliśmy pod dom, moje serce stanęło. Chciałam to zrobić powoli, lecz Liam wybiegł jak szalony. 
- Liam! - krzyknęłam, biegnąc za nim. Zadzwonił do drzwi i czekał. 
Otworzyła mu Ashley. 
Wyjrzał za jej ramię i złapał ją za rękę, zamykając drzwi i opierając jej ciało na nich. 
- Teraz powiesz mi, dlaczego śledziłaś [T.I]. - spojrzała na mnie, i na Liama i zaczęła się cicho podśpiewywać. 
- Pudło. Ja tylko pomagałam. 
- Komu? - powiedział surowym głosem Liam
Pomagała? Czyli nie była to jedna osoba a dwie? A może więcej? Przez cały czas byłam wykiwana i to przez 2 osoby? 
- Słyszałaś?! Mów! - bardziej przyparł ją do muru, a mnie przeszedł lekki dreszczyk emocji. 
- Zostaw ją. - powiedziałam cicho, lecz on nie zwracał na mnie uwagi. 
Podeszłam do niego i krzyknęłam jeszcze raz. Spojrzał na mnie i puścił. 
- Kto jest drugą dziewczyną? - spytałam, patrząc w jej oczy. Pierwszy raz widziałam w niej taki gniew. 
- A co tak nagle ci zależy? 
- Zależy? 
- To wszystko stało się tylko i wyłącznie przez ciebie. 
- Co niby zrobiłam ci i tej drugiej? 
- Pamiętasz Alexsis? Niska, okulary, aparat na zębach zawsze ubierała się tak na czarno? 
- Pamiętam. 
- To ty się z niej naśmiewałaś i szydziłaś. - połknęłam ślinę i próbowałam sobie ja przypomnieć. Rzeczywiście. Była taka osoba… Tylko kiedy ja się z niej naśmiewałam?
- Niby, kiedy się z niej naśmiewałam? Jedyne co jej zrobiłam to 
- Zepchnęłaś ją na w stołówce, w dziewczynę, która miała zupę ogórkową, dlatego mówiono na nią ogórek do końca bycia w szkole. Przezywałaś ja i robiłaś wszystko, zeby zepsuć jej każdy dzień w szkole. Chciała się zabić. 
- Przeprosiłam ją, nie chciałam, by to się stało!
- Nie przeprosiłaś. To ona chciała się z tobą zaprzyjaźnić, a ty ja bardziej odpychałaś! A ja stałam jak kłoda obok ciebie. Prawda. Zmieniłaś się, jesteś teraz inną osobą, ale ona ci tego nie wybaczy. 
- Dlatego chciałyście mnie zabić?! 
- Nie. Ja cię miałam tylko tu zwabić?
- Co? - powiedziałam i usłyszałam krzyk Liama. Odwróciłam się i zobaczyłam Liama popychającego kogoś na auto. Poczułam ból w okolicach głowy, ciemność przed oczami i spadłam. 
Straciłam przytomność. 

~*~ 

Przebudziłam się tylko na kawałek. Wszędzie było ciemne, a moje ręce związane. Nie wiedziałam, co się dzieje, gdzie jestem. Gdy próbowałam ruszyć nogami, poczułam, że je też mam związane. Zarabiśćie, lepiej trafić nie mogłam. Moja głowa bolała jak cholera, nie wiedziałam, gdy byłam. Odwróciłam się i zaślepiło mnie światło. Światło od dziurki klucza drzwi ukazywało, ile kurzu było w tym pokoju. Tam była moja jedyna nadzieja. Zwaliłam się z krzesła na plecy i zaczęłam turlać się aż do drzwi. Lekko dotknęłam głową drzwi, przez co próbowałam wstać. Usłyszałam dwa głosy. Męski i żeński. Czyżby to Liam? Ale zaraz… Z kim? Postanowiłam się podnieść. Było to trudne, bo nie miałam żadnego punktu podparcia, lecz po kilku próbach się udało. 
Zajrzałam za dziurkę od klucza i zobaczyłam Liama rozmawiającego z pewną osobą. Przyłożyłam ucho. 
- Twój plan się nie udał. - powiedział spokojnie
- Zostaw mnie. 
- Jak mogłaś? 
- Widocznie jestem mądrzejsza niż ci się - usłyszałam jak zapewni Liam obił ja o ścianę. Zajrzałam za dziurkę od klucza. Cały czas zakrywał osobę. Trzymał za obie dłonie, której dziewczynę obie ręce były udekorowane tatuażami. 
- Uciekłaś, 2 lata temu, tylko z tego powodu? By wrócić i się na niej zemścić?! To nie jest godne, mądrej osoby! Co, co się z tobą stało?! Byłaś normalną dziewczyną z marzeniami normalnej dziewczyny, a nie z marzeniami jakiejś bezpodstawnej zemsty! 
- Bezpodstawnie? Poniżanie dla ciebie jest bezpodstawnym argumentem to zemsty? Nie wiedziałeś, co przeżywałam, bo sam biegałeś, by chodzić do ludzi i mówić im o długach! Rodzice myślą, że mają doskonałego syna architekta, a tak naprawdę jest czarnym gościem, który bije ludzi, bo nie zapłacili za dragi! - krzyknęła tak mocno, że aż mnie odepchnęło. On rozluźnił jej nardgastki, ale i tak je trzymał. 
- Ja, chociaż jestem tym architektem! O czym my gadamy? Masz ją wypuścić!
- Mam? 
- Tak masz! - puścił jej ręce na dół tak mocno, że odbiły się jej od ściany. Ciągle nie widziałam dokładnie jej twarzy. 
- Kim ona jest dla ciebie? - przybliżyła się do niego. 
Liam głęboko oddychał, jakby przebiegł maraton, był zdyszany. 
- Chyba ją kocham. Kocham to, że jest taka wredna, i tak bardzo chce ode mnie odejść, a ja za nią gonie. 
- Za każdą goniłeś i kończyłeś ten zwiazek - przerwała mu. Kim ona do cholery jest?!
- To jest co innego. One przychodziły, a ona odchodzi. Ale cały czas ją obok siebie trzymam. Cała jest piękna i umie gotować, i tak słodko śpi. Jak się boi robi taką zmarszczkę, na czole od razu wiem, że coś się dzieje. I chce się wtedy przytulać. 
- Przestać paplać. 
- Kocham ją okay? Wypuść ją, pogadacie i po prostu - nie dokończył. Strzeliła w bok jego kolana strzykawkę z zapewne czymś usypiającym. Cicho pisnęłam jego imie i wtedy ona spojrzała na drzwi i od razu się schowałam. Odczekałam chwilę i znowu spojrzałam. 
- Po prostu pogadamy? Zaraz to zrobię. - nie wierzyłam w to, co widzę. To była ona. To ta dziewczyna z jego mieszkania i zdjęcia to jest- Braciszku. - jego siostra.

_______________
~Witam was!~
Kolejna, i chyba przedostatnia! Jesteśmy coraz bliżej końca. 
Teraz mówić, kto domyślał się, że to Alexis, czyli siostra Liama? 
Czekam na wasze opinie a ja spadam pisac kolejny rozdział!
Bye ~

czwartek, 11 grudnia 2014

Harry cz.10 (ostatnia)

Części 1 2 3 4 5 6 7 8 9

    Otworzyłem drzwi wejściowe od domu i wszedłem do domu, lekko chwiejąc się na nogach, jak zwykle to bywa po kilkugodzinnym pobycie w barze z Zaynem. Nie starałem się być szczególnie cicho, ponieważ było całkiem wcześnie. Godzina 21:14, kto o tej godzinie kładzie się spać? Nie wliczając mojej kochanej babci - nikt normalny się o tej porze na pewno nie kładzie. Zsunąłem z stóp buty i wolnym krokiem kierowałem się do swojego pokoju uważając, aby się nie przewrócić, ani na nic nie wpaść. Nie jestem zwolennikiem picia tak dużej ilość alkoholu, jaką sobie dzisiaj zafundowałem, zwykle było to tylko kilka kieliszków na poprawę humoru i na dodanie sobie odwagi w nawiązywaniu nowych znajomości z osobami w klubie, jednak dzisiaj naprawdę tego potrzebowałem. Potrzebowałem uchlać się tak. by następnego dnia tego żałować, aby zagłuszyć na te kilka godzin uczucie złamanego serca, bo... bo [T.I.]... [T.I.] mnie zostawiła. Opuściła wtedy, kiedy spodziewałem się, że wydarzy się coś zupełnie przeciwnego - powie, że chce być ze mną, walczyć dalej o ten związek mimo beznadziejnych okoliczności, w jakich on się rozpoczął i mimo przeciwności losu, jakie byłyby przed nami w postaci odległości i zdecydowanie mniej czasu dla siebie, niż dotychczas. Ale ona zrezygnowała. Porzuciła mnie, kiedy jeszcze miała możliwość, żeby sobie raz na zawsze odpuścić głupiego i naiwnego Harrego, który jest w niej zakochany po uszy.
     Wiem, jakie miała obawy dotyczące naszego związku na odległość - nie słynę z opinii grzecznego, uporządkowanego chłopca, który na zawsze już będzie wierny tej jedynej dziewczynie, bo nawet w 1% nie przypominałem takiego gościa. Ale [T.I.] była... jest nadal tą dziewczyną, którą jako pierwszą obdarzyłem prawdziwym uczuciem, przy której zwykłe zauroczenie przerodziło się w coś głębszego, w coś z czego nie jest mi tak łatwo zrezygnować i nie zrobię tego. Tylko przy niej czułem się sobą, nie musiałem udawać kogoś, kim nie jestem. Poznała mnie jako tego prawdziwego. Dotarła do tego, do czego nie potrafiła dotrzeć do tej pory żadna dziewczyna. Potrafiły mi tylko zaimponować swoim wyglądem, pokazywaniem więcej ciała, niż powinny, wykonywanie wyzywającego makijażu i zachowywanie się jak słodka idiotka. A ja na to leciałem, bo byłem zwykłym szczeniakiem z nadmiarem hormonów. Ale teraz dostrzegam różnice. "Związek" z nimi był po prostu... męczący. Wszystkie zachowywały się tak samo, armia klonów tyle, że każda w innym opakowaniu. [T.I.] miała w sobie coś, co naprawdę sprawiało, że czułem, że żyję. Mimo, że makijaż miała lekki, a ubrania starannie dobierała, by nie pokazywać za dużo, właśnie w takiej wersji imponowała mi najbardziej. Przy niej każda najdrobniejsze codzienna czynność była przyjemnością. Zwykła dziewczyna okazała się tą najbardziej niezwykłą.
     Wiem, jakie miała obawy dotyczące naszego związku na odległość, ale nie mogę pogodzić się z tym, że tak łatwo im uległa. Nagle ni stąd ni zowąd przed oczami stanęła mi moja mama. Była wściekła. No super, jeszcze tego mi brakowało, tak kurewsko tęskniłem za tym. Może jeszcze Gemma przyjdzie i zrobi mi wyrzut o cokolwiek, aby się dopełniło. Jak coś się ma jebać, niech się jebie wszystko od razu.
- Harry, wiem wszystko!
- Tak, tak... popiłem sobie troszkę.
- Troszkę? Czuć od Ciebie alkohol na kilometr, ale o tym potem... Wiem o wszystkim, co się działo przez ostatnie 2 miesiąca w szkole. Zamierzałeś mi kiedykolwiek powiedzieć, że masz romans z własną nauczycielką od historii?
     Nie byłem zdziwiony tym, że wie. Przecież ta chwila miała kiedyś nadejść, kłamstwa nie da się wiecznie ukrywać, zwłaszcza przed wszystkowiedzącą mamuśką, a że wydało się teraz, kiedy już nie jesteśmy parą z [T.I.], to nawet lepiej. Nie będzie miała przynajmniej dodatkowych problemów, jeżeli mama zgłosi to dyrekcji.
- Po pierwsze... praktykantce, nie nauczycielce...
- Jedno i to samo, uczyła Cie historii? Uczyła, więc nie łap mnie za słówka. Od początku wydawało mi się podejrzane to, że Twoja dziewczyna i nauczycielka ma tak samo na imię, ale wiele innych dziewczyn w okolicy ma tak na imię, więc uznałam to za przypadek. Jak długo to trwało?
     Widziałem mamy w wielu stadiach złości, od złości tylko chwilowe (jak na przykład wagary, czy nieposprzątany dom) po skrajną złość (moje palenie papierosów i zrobienie sobie tatuażu u kolegi Zayna jakiś czas temu). Ale ta złość, która emanuje teraz od mamy nie jest ani taka, ani taka. Jest tak... pomiędzy. Spodziewałem się co najmniej wybuchu III wojny światowej i bomby atomowej.
     A może po prostu była zawiedziona moim zachowaniem? W końcu był czyn był godny nagany.
- Czy to ważne?
- Tak, to ważne, Harry. Pytam, ile?
- Miesiąc? Może mniej, może dłużej... - przez ten alkohol straciłem rachubę. Mama pokręciła głową z niedowierzaniem, a ja po raz pierwszy zacząłem żałować, że nie powiedziałem jej wcześniej, ale jak ja to miałem zrobić? Mamo, kocham się w swojej nauczycielce od historii, akceptujesz to? Tak? To super. Nie, to byłby beznadziejny pomysł. To byłby chujowy pomysł.
- Dlaczego to ukrywałeś tyle czasu, Harry? Cieszyłam się, że jesteś szczęśliwie zakochany w dziewczynie, ale...
- Ale... ale co? Już się nie cieszysz, kiedy dowiedziałaś się, że to moja nauczycielka, a nie koleżanka ze szkoły czy okolicy? Nam również byłoby zdecydowanie łatwiej, gdyby nią była, ale niestety, serce nie wybiera! Z resztą, jak miałem Ci to powiedzieć? Jak sobie wyobrażasz tą rozmowę? Zareagowałabyś lepiej, niż teraz? Kto Cię poinformował? - mama milczała. Opcje były dwie... albo Zayn się wygadał, albo ktoś znajomy nas zobaczył i naskarżył. - Kto Ci o tym powiedział, mamo?
- Gemma was zobaczyła. - wyszeptała i odwróciła wzrok.
     Kurwa, serio? Do tego doszło, aby własna siostra mnie śledziła? Może jeszcze powinny wynająć detektywa i udać się do miejsca, gdzie znajdują się nagrania z kamer z ulic, aby się dowiedzieć, gdzie sobie chadzam po lekcjach?!
- Harry, zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się narażacie oboje? Jakie możesz mieć przez to problemy, a jakie ona może mieć problemy, kiedy dotrze ta informacja do dyrektora?
- Powiesz mu o tym?
- Oczywiście, że nie. Masz już wystarczająco dużo problemów na głownie, by dokładać Ci kolejnych i tej dziewczynie również nie chcę robić dodatkowego problemu, ale każdy inny mógł was razem zobaczyć a potem zachować tą informację dla siebie na potem i wykorzystać w najmniej odpowiednim czasie. Harry... - położyła dłoń na moim ramieniu i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym matczynej troski. Ten wzrok łamał mi serce. - Zakończcie to, proszę.
- O to się nie martw... Zerwała ze mną. Czujesz się lepiej?
     Może to ona zakończyła ze mną, ale ja z pewnością nie zakończyłam z nią, co to, to nie. Nie dam jej tak łatwo odejść. Tym razem będę walczył o swoją ukochaną i koniec kropka!
- Idź już spać, Harry, jesteś pijany. - odpowiedziała po dłuższych chwilach ciszy. Wzruszyłem ramionami i wyminąłem mamę, nie patrząc na wyraz jej twarzy, ponownie próbując dostać się do swojego pokoju.
- Nie idę jutro do szkoły.
- Oczywiście, że nie idziesz. Jutro jest sobota, kotku. - odpowiedziała spokojnie, ale ja już się tym nie przejąłem. Rzuciłem się na łóżku, kiedy znalazłem się w swoich czterech ścianach pokoju i zamknąłem oczy, próbując jak najszybciej usnąć, aby wspomnienia nie wracały, aby dały mi spać... przynajmniej dzisiaj.


     Codziennie zadaje sobie pytanie, co by było, gdybym jednak dała nam szansę... gdybym wreszcie przestała uciekać przed większymi problemami, które pojawiają się na mojej drodze i zaczęła walczyć o to, na czym pierwszy raz mi tak cholernie zależało... nie, na Harrym nadal bardzo mi zależy i nie prędko tego uczucia się pozbędę. Spójrzmy prawdzie w oczy - nawet nie chcę tego robić tak szybko. Ale ja wszystko zepsułam... skąd wiedziałam, że to będę właśnie ja? Nie stawiałam na Harrego, bo jestem pewna, że nie zrobiłby nic, co mogłoby mnie zranić. Uczynił mnie piękną, sprawił, że czuję się znacznie pewniejsza siebie, niż dotychczas, poznałam swoją prawdziwą wartość. Nie wiem, jak mu się to udało, naprawdę nie mam pojęcia, ale sprawił, że wydarzenie sprzed 5 lat już mi nie daje się we znaki tak bardzo i powoli zaczęłam wychodzić na prostą, zamykając za sobą te drzwi, a otwierając kolejne. To jest część mojej historii, nigdy już się tego nie pozbędę, jednak to właśnie wykształtowało mnie taką, jaką jestem teraz. Zaczęłam częściej rozmawiać z ludźmi, nie wywołując u mnie ataku paniki, że powiem lub zrobię coś nie tak, coś co sprawi, że już nigdy więcej nie będą chcieli rozmawiać. Ale to zerwanie sprawiło, że mury runęły, wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie miałam najmniejszej ochoty ruszać się z mieszkania. Mogłabym zostać w swoim łóżku z kubkiem lodów i podłączonym do zasilania laptopem już na zawsze. Ale jednak by pokazać wszystkich, że nic złego się nie dzieje, spędzałam dni na zachowywaniu pozorów. Uśmiechałam się, kiedy się tego po mnie spodziewano, śmiałam głośno, kiedy to było na miejscu, poważniałam, gdy sytuacja tego wymagała i miałam nadzieję, że to udawanie jest brane za dobrą monetę.
     W rzeczywistości czułam się kompletnie zagubiona, przestraszona i zła na siebie. Przestraszona, bo nie byłam pewna, czy kiedykolwiek znowu będę sobą. Straciłam chłopaka, którego... tak bardzo pokochałam, nie ważne jak bardzo było to w naszym przypadku zakazane. Kocham go, kocham go, kocham go, kurwa, kocham go!
- [T.I.], masz zamiar zjeść ten obiad, czy będziesz się nad nim modliła?
     Wyrwałam się z rozmyślań, zdając sobie sprawę, że już od 10 minut dłubie widelcem w makaronie z sosem, podczas gdy Shay już swoją porcję zjadła i teraz siedzi z kubkiem herbaty, przyglądając mi się. Westchnęłam cicho i zaczęłam jeść, chociaż nie miałam apetytu. Jem, by nie było przykro Shay, która przygotowała ten posiłek. Mogłabym rzecz, że jestem z niej dumna, to była pierwsza potrawa, która wyszła jej zjadliwa. W wersji na zimno również by było smaczne.
- Bardzo dobre. - pochwaliłam danie między kęsami. - Co dodałaś do sosu?
- [T.I.]...
- Parmezan, zgadłam?
- [T.I.]...
- Spokojnie, nie będę próbowała kopiować sosu twojego autorstwa, ale ty możesz gotować to danie częściej.
- [T.I.]! - wrzasnęła, a ja prawie podskoczyłam. W życiu nie słyszałam, aby odzywała się do mnie w taki sposób! - Nie musisz przy mnie udawać, że wszystko jest w porządku, przecież przez ostatnie dni ty jesteś duchem w tym domu. A Twoje rozmyślania w ciągu ostatnich 10 minut na pewno nie dotyczyły zbliżającej się sesji, czy czegoś innego, tylko Harrego. Zdajesz sobie sprawę, ile schudłaś przez ten czas?
     W tej chwili zaczęłam odczuwać wyrzuty sumienia. Shay stara się mnie rozweseli, wyciągnąć na miasto próbuje wszystkiego, bym tylko się uśmiechnęła, a ja uparcie trzymałam się przy swoim, kompletnie ignorując to, że w jej życiu przez te 2 miesiące również mogło się wydarzyć wiele rzeczy. Jedną z nich jest nowy chłopak. Odwiedził nas... znaczy Shay, bo ja zwykle podczas tych odwiedzin zamykałam się w swoim pokoju, kilka razy od czasu mojego powrotu, ale okazałam się na tyle samolubną egoistką, że nie zapytałam jak się poznali, ile już ze sobą są, jaki on jest i jak im się układa. Wiem tylko, jak się nazywa. Brian. Co ze mnie za okropna przyjaciółka? Zamiast cieszyć się jej szczęściem, ja użalałam się nad sobą i naprawdę podziwiam ją, że wytrzymała ze mną aż tyle czasu bez zwracania mi o to uwagi. Wręcz przeciwnie, cierpliwie słuchała, zadawała pytania i stale namawia mnie, abym nawiązała z Harrym kontakt.
     Ale nie mogę tego zrobić. Złamałam mu serce. I to jeszcze wtedy, kiedy to był test dla naszego związku, czy zależy nam na sobie i czy jesteśmy gotowi pójść dalej. Jest jeszcze za wcześnie, nie potrafiłabym mu nawet spojrzeć w oczy. Nie chciałabym, aby sobie pomyślał, że przez ten cały czas bawiłam się nim i uciekłam wtedy, gdy zaczęło się robić poważniej. No w pewnym sensie tak, uciekłam, bo przestraszyłam się tego wszystkiego, ale nigdy, NIGDY nie bawiłabym się jego uczuciami. Kocham go i naprawdę żałuje, że tak zakończyłam to wszystko.
- Shay, dziękuję Ci za wsparcie. - położyłam dłoń na jej dłoni i uścisnęłam ją delikatnie, uśmiechając się szczerze - Ale chcę teraz usłyszeć, jak Ci się układa w związku. Brian i ty sprawiacie wrażenie bardzo szczęśliwych.
     Zarumieniła się na te słowa, ale dostrzegłam w jej oczach iskierki. Widać, że oczekiwała ode mnie tego pytania i wreszcie się doczekała. Szkoda, że tak późno to zauważyłam.
- Wiesz, sama siebie nie poznaję. Znasz mnie, nie jestem typem dziewczyny, która już teraz na siłę szuka chłopaka, z którym zwiążę się na całe życie. Nie byłam zwolenniczką stałych związków. Ale Brian... on ma w sobie coś takiego, co sprawia, że nie mogę się powstrzymać przed rozmyślaniem przed snem nad tym, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy pobrali się i założyli rodzinę. Wiem, to jest jeszcze za wcześnie, jesteśmy ze sobą dopiero od 6 tygodni - Bingo! Wiem już coraz więcej! - mamy jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, ale pierwszy raz obdarzyłam chłopaka uczuciem prawdziwym i traktuję go poważnie. - słyszałam to od niej już kilka razy, jednak mam nadzieję, że w tym przypadku jej słowa okażą się najprawdziwszą prawdą. - Planujemy wspólne wakacje od lipca do sierpnia. Oboje kochamy podróżować i przez dwa miesiące planujemy zwiedzić jak najwięcej miast europejskich. Czy to nie cudowne!?
- Shay, brak mi słów! Tak bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa! Rzym, Paryż, Wiedeń, to takie romantyczne.
- Czyż nie!? Czuję się trochę głupio, że to głównie Brian będzie płacił za transport, wyżywienie i dach nad głową... jego rodzina jest bardzo bogata, chociaż nie od razu się o tym dowiedziałam, bo zachowuje się zupełnie normalnie, a nie jak zadufany w sobie pajac, ale to nie zmienia faktu, że głupio będę się czuła na jego utrzymaniu przez ten cały czas...
- Zapewne na Twoim miejscu również czułabym się głupio w tej sytuacji, ale nie pozwól by pieniądze pełniły główną rolę podczas tego wyjazdu. Myślę, że wasze szczęście jest o wiele ważniejsze, niż pieniądze. Pomyśl tylko, jak wiele wspaniałych wspomnień będziecie mieli!
     Westchnęłam cicho, wyobrażając sobie takie wakacje spędzone w obecności Harrego.
     Zaraz, co? Ja naprawdę o tym pomyślałam?
     Cholera, nie dobrze ze mną!
- Tak, na pewno będzie wspaniale. - westchnęła cicho, pogrążając się w marzeniach, ale nie trwało to zbyt długo. Szybko podniosła się z krzesła, jakby sobie o czymś przypomniała. - Oh, zapomniałam, że dzisiaj listonosz roznosił pocztę. Czekam na list od rodziców. Zaraz przyjdę.
     Skinęłam głową i sekundę później była już w drodze na dół do skrzynki. Ja w tym czasie schowałam brudne naczynie po kolacji do zmywarki i posłodziłam sobie herbatę, którą Shay również i dla mnie przygotowała. Z powrotem zajęłam miejsce przy stoliku, czekając na powrót przyjaciółki z listem.
- [T.I.], są dwa listy do Ciebie. - oznajmiła Shay wchodząc z trzema listami w dłoni, dwa z nich podając mnie.
- Do mnie? - spojrzałam na nią zaskoczona, ponieważ nie spodziewałam się nawet jednego, a co dopiero dwóch. Pomyślałam, że może to być wiadomość od rodziców, w końcu przez te dwa miesiące nie dałam im jakiegokolwiek znaku życia, ale nie piszą już mi listów. Albo dzwonią, albo pisząc krótkiego sms, albo proszą mojego brata, aby napisał w ich imieniu email do mnie.
- Przeczytaj nadawców, wtedy się zdziwisz.
     Chwyciłam pierwszą kopertę i odczytałam nazwisko, które widniało po drugiej stronie koperty
"Harry Styles". Przełknęłam głośno ślinę, a serce zaczęło mi szybciej bić. Bałam się tego, co może w tym liście się znajdować, ale bez zbędnego zastanawiania się rozerwałam kopertę i rozłożyłam dwie kartki A4, ale zanim zaczęłam czytać odetchnęłam głęboko i przymknęłam na chwilę oczy, aby powstrzymać napływające łzy.

      "Droga [T.I.],
     piszę droga, ponieważ pomimo czasu, który upłynął od naszego ostatniego spotkania, nadal jesteś dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem i najbliższą mojemu sercu. Zerwanie nie sprawiło, że zacząłem czuć do Ciebie nienawiść, bądź unikałem Cię jak ognia, chociaż przez ostatni tydzień Twoich praktyk w mojej szkole mogłaś odczuć takie wrażenie. Wtedy faktycznie nie chciałem Ci się pokazywać na oczy, siedzenie na Twoich lekcjach i udawanie przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku - znudziło mi się to. W tym liście chciałem Ci podziękować za to, za co nie zdążyłem podziękować Ci prosto w oczy i żałuję, że nie mogę tego zrobić.
     Po pierwsze, dziękuję Ci, że nauczyłaś mnie być sobą, prawdziwym Harrym. Nie udawać przed kolegami aroganckiego chu... przepraszam, nie będę przeklinał. Ale chodzi mi to, że dzięki pokazaniu ludziom ze swojej szkoły, jaki jestem naprawdę, przekonałem się, ilu ludzi było ze mną naprawdę, a ilu było tylko dlatego, aby się przypodobać i stać się fajniejszym. I czuję się z tym fantastycznie. Jestem sobą i jestem szczęśliwy. Bez Twojego wsparcia na pewno sam bym się na to nie odważył. Dziękuję.
     Po drugie, dziękuję Ci za uświadomienie mi, że dziewczyna to coś więcej, niż cycki i tyłek. Właściwie, to jest ostatnia rzecz, którą dziewczyna może dać swojemu facetowi i my jesteśmy tego najlepszym przykładem. Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl, kiedy weszłaś do naszej klasy na lekcje po raz pierwszy w obecności dyrektorki? "Będzie moja". Już wtedy obiecałem sobie, że poznam Cię taką, jaka jesteś naprawdę, nie tylko jako delikatną i nieśmiałą [T.I.], ale taką która potrafi zrobić poruszyć ziemie awanturą o rozlane mleko w lodówce, bo nie dokręciłem koreczka albo walczyć jak lwica do samego końca o ostatni kawałek pizzy. A tak serio... patrząc na Ciebie pół nagą w lustrze i wyliczając same pozytywy Twojego ciała, nie widziałem jedynie dziewczyny, którą mógłbym przelecieć i zostawić. W Tobie widziałem coś znacznie więcej, czegoś, czego nie zobaczę już w żadnej innej dziewczynie. W Tobie jest coś innego, lepszego niż w dziewczynach, które znałem do tej pory. Mama i Gemma były zachwycone, gdy zauważyły, że znalazła się w moim życiu dziewczyna, która potrafi jeszcze dotrzeć do zepsutego Harrego. Były szczęśliwe widząc mnie szczęśliwego, dopóki nie wiedziały, kim tak naprawdę jesteś... Możesz sobie wyobrazić, jak zareagowała moja mama... Nie odbierz tego źle. Była po prostu w szoku, ale również nie zamierza nas wydać. Mimo wszystko, dziękuję.
     Po trzecie, dziękuję Ci za pomoc w rzuceniu palenia. Możesz sobie wyobrazić, ile kasy wydawałem na to gówno, które tylko niszczyło mi zdrowie? To tak, jakbym płacił śmierci na szybsze zabranie mnie z tego świata...
     ... Przepraszam za ewentualne głupoty. Jest 2 w nocy, a ja zamiast spać, piszę do Ciebie ten list, bo nie wytrzymam z tym do rana, bo listy pisane ręcznie są o wiele romantyczniejsze od tego szajsu pisanego w e-mailu, bo wiesz, że piszę to ja. Wracając do palenia... nadal mnie kręci, kiedy mijam osobę z papierosem. Od tego się nigdy nie uwolnię, ale mam aż trzy powody, dla których powinienem się ograniczyć jedynie do wąchania: mama, Gemma oraz Ty. Ty przede wszystkim. Dziękuję. DZIĘKUJĘ.
     Po czwarte, dziękuję Ci za wszystkie pozostałe rzeczy, które dla mnie zrobiłaś. Przede wszystkim za to, że dałaś mi szansę mimo tego, że doskonale wiedziałaś kim byłem, a nie potrzebowałaś na to zbyt dużo czasu. Za bycie ze mną w chwilach, kiedy potrzebowałem Twojej obecności najbardziej. I za to, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszych facetem na świecie, nawet jeżeli trwało to tylko miesiąc. Przepraszam, że nie pamiętam dokładnej liczby dni, godzin i minut, ale no... Szczęśliwi czasu nie liczą.
     Trochę zrzędzę jak baba, prawda? Ale przynajmniej piszę to, co czuję naprawdę, a nie to, co myślę, że czuję.
     Nie tracę nadziei, [T.I.], że pewnego dnia znowu będę trzymał Cię w swoich ramionach i opowiadał, jak bardzo Cię kocham. Czasami budzę się w środku nocy, mając wrażenie, że to wszystko było snem, a ja leżę w swoim łóżku razem z Tobą i trzymam Cię w ramionach, ale to jest tylko poduszka, albo kołdra... chyba powiedziałem trochę za dużo, robię się coraz bardziej śpiący. Z samego rana wyślę do Ciebie ten list, a tymczasem będę będę go trzymał tuż przy piersi, abyś czytając go czuła mój zapach, byś czuła, że jestem przy Tobie obecny duchem.
     Tęsknię za Tobą bardzo.
     Dziękuję Ci za wszystko, co napisałem i za to, czego nie napisałem, a powinienem.
     Kocham Cię [T.I.] i z niecierpliwością wyczekuję naszego spotkania w przyszłości. Będę czekał.


Twój Harry.

P.S. Pozwoliłem sobie napisać 'Twój', bo zawsze już będę Twój."

     Kiedy skończyłam czytać wybuchłam gorzkim płaczem, chowając twarz w swoich dłoniach, żałując swojego postępku jeszcze bardziej, niż czegokolwiek w swoim życiu. Tak bardzo pragnę, aby tu był, aby mówił mi te słowa prosto w oczy. O jego zielonych, wpatrzonych we mnie oczach i subtelnym uśmiechu przebiegającym po zmysłowych wargach. Czuć na sobie jego ciepłe i opiekuńcze dłonie, gdy trzymał mnie mocno w ramionach. Na myśl o tym przebiegł mnie rozkoszny, niepokojący dreszczyk.
- Jejku... to jest takie piękne, [T.I.], on stracił dla Ciebie głowę... - wyszeptała Shay, trzymając dłoń przy ustach, która zdążyła zabrać mi list i go przeczytać. Widziałam w jej oczach niekłamane wzruszenie.
     To był fakt. Nie można być zakochanym i rozważnym w tym samym czasie, ale to sprawiło, że pierwszy raz czułam się naprawdę kochana. Tak naprawdę, naprawdę, nie aby wmówić mi, by tylko zaciągnąć mnie do łóżka i zrobić coś przeciw mojej woli.
- A od kogo jest drugi list?
     Ależ to było zdziwienie, kiedy odczytałam nazwisko nadawcy: Anne Cox. Dlaczego mama Harrego miałaby do mnie pisać list? Z początku pomyślałam, że to może być Harry podszywający się pod nią, ale na litość boską, dlaczego miałby to robić? Od razu skarciłam się w myślach za tą durną myśl, która okazała się fałszywa w chwili, gdy zobaczyłam różnicę w charakterze ich pisma. Harry krótko mówiąc bazgrolił, a jego mama pisała bardzo starannie i równo.
- Czytaj! - ponaglała mnie Shay z ciekawości, ale ja również byłam bardzo ciekawa. List był krótki.


     "[T.I.],
     chciałabym Ci się przedstawić, ale... już mnie znasz z rozmowy w szkole. To nie będzie list, w którym będę Cię oskarżała o romans z moim synem, który w ogóle nie miał prawa istnieć, ale bym chciała o coś Cię poprosić. To nie Harry mi o Was powiedział. Gemma, jego siostra Was zauważyła, ale to teraz mało istotne. Byłam wściekła, ale tylko przez pierwszych kilka chwil, kiedy myślałam o tym, jakie stanowisko zajmowałaś w szkole. Ale po tych kilku chwilach przeanalizowałam w myślach zachowanie Harrego, który od pierwszych tygodni Twojego pobytu w szkole był szczęśliwszy. Nie zawsze, ale był tak szczęśliwy, że jeszcze nigdy w życiu nie widziałam go w podobnym stanie. Nic nie było w stanie się z tym szczęściem równać. Ulżyło mi, gdy powiedział, że wasz związek jest już zakończony, ale tylko do poranka dnia następnego. Serce mi pęka, kiedy widzę go w takim stanie i wiem, że jest to spowodowane waszym zerwaniem. Nie wiem, jak mogłam się z tego cieszyć, skoro widzę, że mój syn jest nieszczęśliwy. Dlatego moja prośba jest taka, abyś... oczywiście w miarę wolnego czasu... przyjechała do Harrego i... porozmawiała z nim na spokojnie, jeszcze raz. Gemma chciałaby poznać dziewczynę, która tak bardzo wpłynęła na Harrego. I ja również.
Pozdrawiam, Anne Cox."


     Czy ja śnię? Mama Harrego prosi mnie o spotkanie z nim? Jeżeli tak, na pewno to zrobię.
     Ale dopiero po sesji.


- Shay, uspokój się! Zaraz mnie udusisz tymi perfumami! - postawiłam krok do tyłu machając rękoma, aby odgonić od siebie ten duszący zapach perfum, którzy sprawiał, że zaczęłam kasłać. Perfumy były śliczne i Shay używała ich tylko w wyjątkowych sytuacjach, ale teraz mi ich nie żałowała.
- Chcesz uwieść Harrego? Musisz dobrze pachnieć.
- Chcę uwieść, nie odstraszyć. Shay, starczy już!
     Przyjaciółka spojrzała na mnie z lekko przymrużonymi oczami, ale zaraz przewróciła nimi i powróciła do szykowania mnie, a właściwie do pomocy w ostatnich przygotowaniach, odkładając perfumy na szafkę. Chociaż chciałam założyć coś przebojowego, coś co sprawi, że od razu zwróci jego uwagę na mnie, jednak to nie było w moim stylu. Założyłam prostą, białą, koronkową sukienkę, idealnie przylegającą do ciała z rękawami do łokci i z dekoltem coś na kształt łódki. Ta sukienka była stworzona dla mnie już od chwili, gdy ją zobaczyłam i byłam bardzo podekscytowana, mogąc ją nosić.
- Boję się. - przyznałam szczerze, - Co jeżeli kazałam mu czekać zbyt długo i zdążył się już pocieszyć w ramionach innej?
- Nie wierzysz w to, co napisał w liście? Dlaczego miałby sobie to wszystko wymyślać i jeszcze przy okazji okłamywać Ciebie, wzbudzając w Tobie sprzeczne emocje? Ten list jest taki uroczy, te słowa na pewno oddają to, co czuję naprawdę. A przez ten czas nie mogło się to zmienić. Miłość nie znika z dnia na dzień.
- Możliwe, ale...
- [T.I.], nie ma żanego 'ale'. On Cię kocha jak szalony. Wszystko mówi Ci, że tak jest. - chwyciła w dłoń złożoną na pół kartkę i dopiero, kiedy ją rozłożyła  pomachała mi nią przed twarzą zauważyłam, że to był list od jego mamy. - Anne Cox również Ci to powiedziała. A teraz jedź do niego! Czekał na Ciebie już wystarczająco długo.
     Z tym akurat się zgadzałam w zupełności i nawet nie podejmowałam tematu twierdząc, że jest inaczej. Od czasu otrzymania jego listu minęło już trochę czasu, ale chciałam najpierw zaliczyć sesję, co oczywiście mi się udało. Świadomość, że kocha mnie i czeka na mnie sprawiała, że nauka poszła jak z płatka, a te dwumiesięczne praktyki w jego szkole nauczyły mnie również walki ze stresem. Dzięki niemu teraz mam trzy-miesięczne wakacje, ponieważ wspierał mnie. Duchem, być może nie był tego do końca świadomy, ale robiłam to dla niego i wiem, że byłby ze mnie dumny.
     I dzisiaj wreszcie nadejdzie ta chwila, o której myślałam i potajemnie marzyłam tyle czasu: stanę z nim twarzą w twarz. Co prawda znowu odbędzie się to w szkole, miejscu przez nas obojga znienawidzone ze względu na okoliczności, ale gdyby nie ona, nigdy byśmy się nie spotkali. Fakt faktem będzie to również dzień zakończenia roku szkolnego, więc moja obecność tam nie do końca będzie podejrzana. Praktykantka, która chcę zobaczyć się ze swoimi byłymi uczniami. Nic wielkiego, nic podejrzanego. Swoją drogą, to wcale nie głupi pomysł... Wydaje mi się, że złapałam z nimi przez ten czas wspólny język i dogadywaliśmy się. Bez szału, ale udawało nam się to. Fajnie by było spotkać się z nimi jeszcze raz.
     Chwyciłam w dłoń swój kubek, dopijając resztę herbaty i schowałam go do zmywarki. Spojrzałam na zegarek, który znajdował się na nadgarstku, a godzina, którą ujrzałam zmuszała mnie do opuszczenia domu w tej chwili.
- Spaliście ze sobą? - zapytała, kiedy wsuwałam ręce w rękawy żakietu, aż zastygłam i z uniesionymi brwiami do góry spojrzałam na nią. - Zarumieniłaś się, czyli jednak coś było...
- Shay, ja nie pytam o Twoje szalone życie seksualnym z Brian'em.
- Ja to ja, ale... ciężko mi sobie Ciebie wyobrazić w takiej sytuacji. Większą uwagę przywiązujesz do uczuć, co przyznam Ci szczerze, teraz jest rzadkością. Jesteś taka... taka...
- No jaka jestem?
- Niewinna. Czysta. Nie to, co większość dziewczyn na studiach.
- Muszę już lecieć, Shay. Pogadamy później.
- Pogadamy później, czyli jest o czym rozmawiać! No ładnie, ładnie! Powiedz tylko, spaliście ze sobą czy nie?
- Do zobaczenia wieczorem.
- Nie uciekniesz od odpowiedzi, [T.I.]!
- Pa, kochana.
     Pomachałam jej i śmiejąc się cicho pod nosem otworzyłam drzwi, wychodząc z domu. Czeka mnie półgodzinna droga i jeżeli nic mi nie stanie na drodze, powinnam być na miejscy dokładnie w chwili, kiedy rozpocznie się takie ogólne zakończenie: wyróżnianie niektórych uczniów za wysokie wyniki w nauce, wyróżnienie kilku uczniów za wyjątkowe osiągnięcia, na przykład sportowe i za godne reprezentowanie szkoły na zewnątrz. Czyli coś, co kiedyś niezmiernie mnie nudziło, bo rzadko kiedy byłam wynagradzana za cokolwiek, a co teraz nudzi również tych, którzy żadnej zagrody się nie spodziewają, ale muszę tu być, zanim dostaną świadectwo.

     Podjeżdżając pod szkołę poczułam, że serce bije mi jak oszalałe, zrobiło mi się niewiarygodnie gorąco, a dłonie mokre od potu. Ścisnęłam mocniej dłonie na kierownicy, tkwiąc w takiej pozycji przez kolejnych kilka chwil, zanim podjęłam decyzję o opuszczeniu samochodu i udaniu się do szkoły. Przez głowę przeleciała mi myśl, aby sobie odpuścić, bo się tylko skompromituję i uciec gdzie pieprz rośnie, ale szybko ją od siebie odsunęłam. Nie tym razem. Tym razem będę walczyła o to, co nam się należy. Będę walczyła o nasz związek. Stanowczo oboje zbyt długo czekaliśmy na to spotkanie, miałabym teraz z niego zrezygnować tylko dlatego, że w głowie pojawiła się jedna nieproszona myśl? Od chwili otrzymania listu od Harrego stale mam wątpliwości, ale nie pozbędę się ich, dopóki nie doprowadzę swoich zamiarów do skutku. Czas stawić czoła sprawom pozostawionym przed powrotem na studia. Czas zrobić dla siebie coś, co faktycznie będzie przyjemne w skutkach, a nie tylko tak mówić, aby przekonać samą siebie.
     Wysiadłam z samochodu i schowałam kluczyki do niewielkiej torebki, którą przewiesiłam przez ramię. Wolnym krokiem udałam się w stronę drzwi głównych szkoły widząc jeszcze, jak garstka uczniów wchodzi do środka, co musiało świadczyć o tym, że główna uroczystość właśnie się rozpoczęła. Przyśpieszyłam kroku w myślach ciesząc się, że założyłam buty na obcasie, które nie wydają dźwięków podczas chodzenia, wtedy wszyscy w szkle wiedzieliby, że wchodzę na salę, lecz akurat teraz weszłam prawie niezauważona, wszyscy byli skupieni na przemówieniu dyrektora szkoły, podsumowującego ubiegły rok szkolny, a tuż po nim przewodnicząca szkoły, która ogólnie mówiąc powiedziała dokładnie to samo, co dyrektor, tyle że z perspektywy ucznia i trochę innymi słowami. Mimo wszystko grzecznie klaskałam i uśmiechałam się. Była to dziewczyna z klasy Harrego. Spokojna dziewczyna z dobrymi ocenami. Lubiłam ją.
     W międzyczasie wzrokiem wyszukiwałam Harrego, który musiał gdzieś siedzieć wśród uczniów. Kilka osób z jego klasy znalazłam, miałam nawet wrażenie, że zobaczyłam już wszystkich, ale z nim miałam największy problem. Westchnęłam cicho, rezygnując z dalszych poszukiwań i postanowiłam porozmawiać z nim później, modliłam się o to, abym miała szansę się z nim dzisiaj zobaczyć i wszystko wyjaśnić.
    Czując czyjś ucisk na ramieniu wzdrygnęłam się, a moje serce było bliskie zawału. Odkręciłam się szybko by sprawdzić, kto chcę w ten sposób mnie ukarać i nie ukryłam zaskoczenia wymalowanego na mojej twarzy, kiedy dostrzegłam Anne Cox. Za jej plecami widziałam dziewczynę, która po chwili zniknęła w tłumie ludzi. Czy to była jego siostra, nie byłam pewna. Mama chłopaka uśmiechnęła się do mnie delikatnie i pochyliła, by móc wypowiedzieć kolejne słowa:
- Harry się ucieszy, kiedy Cię zobaczy.
- Specjalnie dla niego przyjechałam, ale... obawiam się, że już jest trochę za późno.
- Nigdy nie jest za późno. Harry wiedział, że prędzej czy później pojawisz się. Niecierpliwie wyczekiwał tego dnia, więc nie ma mowy o tym, że jest za późno.
     I jak go tu nie kochać?
     Uśmiechnęłam się lekko i przeleciałam wzrokiem jeszcze raz po twarzach uczniów z nadzieją, że go wyłapię, ale tym razem również się nie do końca mi to udało.
- Dlaczego pani zmieniła zdanie co do mnie? - zapytałam niespodziewanie po kilku chwilach ciszy między nami. Nurtowało mnie to pytanie od dawna.
- Uszczęśliwiałaś mojego syna. Czyż to nie jest najważniejsze?

     Podczas uroczystości postać Harrego mignęła mi kilkakrotnie przed oczami, ale to nadal mnie nie satysfakcjonowało. I wzbudzało większym niepokojem, ponieważ wszyscy uczniowie otrzymali już swoje świadectwa, a ja wciąż nie mam bladego pojęcia, gdzie znajduje się mój ukochany. W międzyczasie zamieniłam kilka słów z nauczycielami szkoły, który wyrażali swoje zaskoczenie moją obecnością tutaj, ale wydawali się z tego powodu zadowoleni, że wciąż o nich pamiętam.
     Po tym, jak wszyscy zaczęli się rozchodzić, nie pozostało mi nic innego, jak udać się za nimi na zewnątrz z cichą nadzieją, że może tam będzie stał gdzieś z boku i rozmawiał ze swoim kolegą. Wbiłam wzrok w podłogę starając się na nikogo nie wpaść, ale kiedy uniosłam wzrok stanęłam jak wryta. Zobaczyłam Harrego z dziewczyną. Bardzo ładną dziewczyną. Pocałowała go w policzek, a Harry odwzajemnił go i przyciągnął ją do siebie mocno przytulając. Szepce mu coś do ucha, a wtedy on podnosi swój wzrok wprost na mnie. Oto i on. Harry Styles, w czarnym garniturze, z czerwonym krawatem, z odpiętym kołnierzykiem białej koszuli. Nawet z odległości, która nas dzieli widzę, jak jego usta powoli drgnęły, tak samo jak moje. Po moim ciele rozlała się fala ciepła, a serce na chwilę zamiera kiedy widzę, że wolnym krokiem zmierza w moją stronę. A ja stoję jak słup soli  przed budynkiem szkoły obserwując, jak obdarza mnie jednym ze swoich czarujących uśmiechów, a pode mną uginają się kolana. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak na mnie działa i w perfidny sposób to wykorzystuje. Tym razem jednak podoba mi się to jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek. Wzrokiem przelatuje po całym moim ciele dokładnie go analizując, kiedy zatrzymuje się tuż przede mną.
- Piękna, seksowna, zmysłowa. - jego wzrok jeszcze raz  zerka na moje ciało. - Sukienka też niezła.
     Zarumieniłam się, słysząc te słowa, a jego wyraz twarzy łagodnieje. Delikatnie chwyta moją dłoń, a ja jak zahipnotyzowana nie potrafię odwrócić wzroku od jego tęczówek.
- Harry...
- Nie, nie mów nic jeszcze... Jesteś tu, to najważniejsze - pociąga mnie za dłoń i chwilę później znajduję się w jego ramionach. Obejmuje mnie mocno, chowając nos w moich włosach, jakby bał się, że mogę od niego odejść. Ma ku temu powodu, ale tym razem nie odejdę tak łatwo. Przyciska mnie mocno do piersi. Mięknę. To właśnie tutaj pragnę się znajdować.
     Opieram o niego głowę, a on obsypuje pocałunkami moje włosy. To właśnie jest dom, moje miejsce na ziemi. Pachnie świeżym praniem, płynem zmiękczającym, żelem po prysznic i tym, co lubię najbardziej - Harrym. Oczy zaczęły mnie szczypać od łez, które się zaczęły w nich gromadzić. Nie mogę uwierzyć, że znajduję się w jego ramionach po tak długim czasie oczekiwania, ale... to jest takie realne, takie prawdziwe.
- Tak bardzo tęskniłam... - wyszeptałam wprost do jego ucha, przymykając na kilka chwil oczy. - Twój list bardzo mnie wzruszył i... przepraszam, że dotarłam dopiero teraz... Przepraszam za wszystko.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że tu jesteś. Tak długo czekałem na ten dzień... Cholera, [T.I.], jak ja za Tobą tęskniłem.
- Oboje czekaliśmy. Tak bardzo Cię zraniłam... nie zamierzałam się w Tobie zakochać, ale cóż... stało się. Uciekłam, bo nigdy nie czułam się tak kompletnie zagubiona. Przepraszam, że byłam taka samolubna. Że pozwoliłam Ci wątpić w to, co się wydarzyło między nami od razu na początku. Bo tak naprawdę to się zaczęło dniu, kiedy pierwszy raz się zobaczyliśmy. Te korepetycje tylko to uzewnętrzniły.
- [T.I.]...
- Harry, kocham Cię. Jeszcze nigdy mi na nikim nie zależało tak bardzo.
     Chłopak westchnął z ulgą, wtulając mnie w siebie jeszcze bardziej. Przymknął oczy uśmiechając się, jakby moje słowa sprawiły mu ulgę. A ja cieszyłam się, że je wypowiedziałam mu prosto w oczy. Zasługiwał na to.
- Nie opuścisz mnie już więcej?
- Nigdy więcej.
- Potwórz to...
- Co powtórzyć?
- Chcę jeszcze raz usłyszeć, jak mówisz, że mnie kochasz... Wspaniale jest słyszeć te słowa i odwzajemniać to uczucie.
- Kocham Cię.
- Jeszcze raz.
- Kocham Cię, Harry.
- Ja Ciebie też kocham. Tak cholernie mocno. A teraz chodź tu do mnie... ciekawe, czy Twoje usta smakują tak słodko, jak zapamiętałem...
     Gdy nasze usta zetknęły się, przylgnęłam do niego jeszcze bardziej, jakby od tego zależało moje życie. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali. Jakbym wciąż była jego nauczycielką, ale już nie jestem i to, co robimy jest całkowicie "legalne", dlatego w pełni oddałam się temu zbliżeniu. Wolną ręką Harry objął mnie w talii i przytulił tak mocno, że nasze ciała przywarły do siebie jak magnesy. Z całą wyrazistością ujrzałam teraz prawdę, której nie dostrzegałam jeszcze kiedy tu pracowałam. Przez dwa miesiące pragnęłam tylko tego chłopaka. W ten pocałunek włożyłam całą miłość, jaką do niego czułam. To jest nasza szansa. Nie zmarnuję jej.


Witajcie!
Wiem, wiem, zwaliłam sprawę, tak długo odwlekając w czasie dodanie tej ostatniej części. Nie mam nic nowego na swoje usprawiedliwienie, miałam ogromne problemy z samą sobą i szkoła chcąc nie chcąc niestety ma tu ogromny wpływ również. Liceum zobowiązuje, dlatego proszę, ogólnie, abyście nie pisali, że skoro rzadko dodajemy, to nie będziecie już tu wchodzić. Dla nas jest to bardzo przykre, ponieważ staramy się jak możemy. Wiem, że zawiodłam Was bardzo, za co bardzo przepraszam, ale postaram się poprawić :)
W kolejnym partowcu pisanym przeze mnie głównym bohaterem będzie Louis. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ ten pomysł chodzi mi po głowie od dłuższego czasu i nie daje spokoju.
To chyba na tyle.
Pozdrawiam Was i do następnego.
Merci.

sobota, 6 grudnia 2014

Louis część 2

włącz


Odwróciłam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W drzwiach stała Katy, a po jej minię stwierdzam, że nie jest zbytnio zadowolona z tego faktu.
- Coś ty powiedziała?!- Była zdenerwowana. Czułam się nie zręcznie w tej sytuacji.
- Spokojnie.- Powiedziała do niej mama Louis'a.
- Jak mam być spokojna skoro mój narzeczony ma dziecko z nią?!- Słowo "mój" podkreśliła i wskazała na mnie.
- On o niczym nawet nie wie.- Powiedziałam w końcu, a ta ironicznie się zaśmiała.
- I ma to zrobić na mnie jakieś wrażenie? Teraz mnie uważnie słuchaj bo ja drugi raz nie powtórzę. Ty wraz z tym chorym bachorem macie zniknąć z jego życia.
- Słucham? Nie pozwalaj sobie. Tom jest chory i potrzebuję przeszczepu. Trzeba być bezdusznym, aby tak nazwać małe dziecko. Jesteś żałosna.- Mówiłam zła.
- A może się z kimś puściłaś? Słyszałam od Louis'a, że chciałaś zostać modelką, a wiesz przez łóżko to jest łatwiej. Może próbowałaś?- Zapytała się, a jedynie do mogłam zrobić to wyjść z godnością, albo strzelić jej w ten plastikowy ryj.
- Nie jestem Tobą.- Po tych słowach poczułam uderzenie w twarz.
- Katy!-Zawołała mama Lou, a ja się do niej zwróciłam z delikatnym uśmiechem.
- Nic tu po mnie. Przepraszam Panią, ale nie dam rady zrobić dziś tego makijażu.- Mówiłam już przez łzy.
- [T.I] nie musisz nawet bo na żadną kolację nie idę. Odprowadzę cię.- Dodała, ale ja zaprotestowałam i powiedziałam, że sama trafię do drzwi. Gdy wyszłam z ich mieszkania łzy spływały mi po policzkach. Jak Louis z nią może być? Schodząc po schodach spotkałam chłopaka.
- Coś się stało?- Spytał.
- Nie, nic.- Odpowiedziałam i znów wytarłam łzy, ale na marne bo za chwilę wybuchnęłam nie kontrolowanym płaczem. Poczułam, że Louis mnie przytula.
- Ej, co się stało?- Zadał znowu pytanie, ale w odpowiedzi  uzyskał tylko szloch.
- Lou ja muszę iść.- Powiedziałam w końcu odsuwając się od niego. On jednak złapał mnie za rękę i drugą ręką otarł moje policzki z łez.
- Byliśmy tak długo razem i chyba mamy jeszcze do siebie jakieś zaufanie. Jednak jeśli nie chcesz mi powiedzieć to rozumiem, ale uśmiechnij się bo to właśnie w Twoim uśmiechu się zakochałem.- Powiedział to w taki sposób, że poczułam motylki w brzuchu.
- Muszę iść.- Mówiąc to wyrwałam mu się z uścisku i szybko wybiegłam z kamienicy.

*Oczami Lou*

Wszedłem do mieszkania, a tam moja mama kłóciła się z Katy.
- Co się stało?- Zapytałem.
- Twoja mama nie chce iść na kolację.
- Mamo, dlaczego?
- Niech powie Ci Twoja narzeczona.- Powiedziała i poszła w kierunku drzwi.- Idę na spacer.- Dodała i wyszła.
- O co poszło?
- O Twoją byłą.- Powiedziała, a ja na nią spojrzałem.
- A dokładnie?
- Twoja była ma dziecko i chce w Ciebie wrobić.- Nie mogłem w to uwierzyć.- Słyszałam, że sypiała z fotografami, menadżerami aby mieć zlecenia i sesję, aż w końcu wpadła.
- Nie na pewno nie.- Zapewniałem, ale nie wiedziałem kogo. Mnie, czy raczej Katy.
- Louis to prawda. Po co miałabym Cię okłamywać? Ma dziecko z innym, a Ciebie chciała wrobić.- Powiedziała. Podeszła do mnie od tyłu. Ręce położyła na moich ramionach i zjechała nimi do klatki piersiowej.- Ona chciała tylko pieniędzy.- Dodała, a ja się odsunąłem.
- Pójdę. Się. Szykować. Na. Tą kolację.- Mówiłem z przerwami. Nie chciałem zbytnio w to wierzyć, ale co jeśli to prawda? Wiedziałem, że chciała zostać modelką, ale nie sądziłem, że w taki sposób. Kariera przez łóżko. Może przez te kilka lat się tak zmieniła, że zrobiła by wszystko, aby dostać sesję w najlepszym magazynie. Nie sądziłem, że ona aż tak się zmieniła. Musiałem jednak przyjąć do wiadomości, że ona już nie jest moją ukochaną, a kimś kogo w ogóle nie poznaję. Muszę o niej zapomnieć i myśleć przyszłościowo. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk zamykanych drzwi. Wyszedłem z sypialni i zauważyłem, że mama zdejmuję swój płaszcz. Spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem i oparła się o oparcie fotela.
- Pójdziesz na tą kolację?- Zapytałem, a ta tylko pokiwała głową na tak.- Dziękuje.- Dodałem, ale ta nic nie odpowiedziała i poszła do pokoju gościnnego, gdzie ma swój pokój. Ja wróciłem do siebie i kończyłem szykować siebie.

~*~

Siedzieliśmy w restauracji, a atmosfera była sztywna.

- Louis uspokój się.- Powiedziała do mnie {T.I].
- Jak mam się uspokoić, skoro nasi rodzice chcą się poznać? Twój tata, no wiesz bywa czasem zbyt..
- Dociekliwy?- Dziewczyna skończyła za mnie, a ja jedynie pokiwałem głową, że tak.- Wiem.
- Więc dlatego się denerwuję.
- Mój chłopak denerwuję się? A co się stało z tym wyluzowanym, zabawnym i pełnym życia chłopakiem? Chyba muszę zastanowić się, czy chce z Tobą być.- Spojrzałem na nią, a ta jedynie się uśmiechnęła. W tym momencie zadzwonił dzwonek, a my zeszliśmy na dół. Do mieszkania weszli moi rodzice. Oboje się uśmiechali. Tata [T.I] od razu znalazł temat z moim ojczymem, a moja mama z mamą mojej dziewczyny. Przy stole panowała luźna i zabawna atmosfera. W pewnym momencie poczułem, że moją dłoń łapię [T.I]
- Mówiłam, że będzie dobrze.- Powiedziała szeptem,  a ja na nią spojrzałem.
- Wiem.- Odpowiedziałem również szeptem,a  ta dała mi buziaka w policzek.


Wróciłem jednak do rzeczywistości i zauważyłem, że mojej mamy nie ma przy krześle. Grzecznie przeprosiłem i skierowałem się w stronę wyjścia. Tam ją zauważyłem. Rozmawiała przez telefon. Powoli do niej podchodziłem i przez przypadek podsłuchałem rozmowę.
- Tak przebadam się. Nic się nie martw będzie dobrze. Może jak nie ja to Louis się nada.- Nastała chwila ciszy, a po chwili mama znów się odezwała.- Kochana jeśli Ty mu nie powiesz to ja, a najgorszym przypadku Twoja mama.- Dodała.- Nic się nie martw jutro przyjadę, muszę kończyć. Pa skarbie.- Rozłączyła się i dopiero teraz zauważyła, że jestem tu.
- Z kim rozmawiałaś?- Spytałem.
- Louis musimy porozmawiać.- Odpowiedziała.
- A o czym?
- O [T.I].
- Nie chcę o niej słyszeć mamo. Zamknięty rozdział.
- Co ty mówisz? Przecież Ty i ona byliście tacy szczęśliwi.
- Było to kilka lat temu. Teraz jestem też szczęśliwy.
- Jednak nie tak jak z [T.I].- Odpowiedziała i weszła z powrotem restauracji. Ja zostałem na zewnątrz i przeczesałem nerwowo włosy. Z kieszenie wyjąłem paczkę papierosów. Dawno nie paliłem, ale zawsze ją noszę na wszelki wypadek.

- Lou musisz palić?- Zapytała się [T.I] odkładając książkę na szafkę. Spojrzałem na nią zaskoczony, a ta jedynie westchnęła.
- Wcześniej Ci to nie przeszkadzało.- Powiedziałem.
- Bo wcześniej byliśmy przyjaciółmi i bałam się, że możesz mnie zostawić jak zwrócę Ci na to uwagę.- Odpowiedziała, a ja jedynie się zaśmiałem.
- A teraz się nie boisz?- Zapytałem.
- Nie mam czego bo mnie kochasz.- Uśmiechnęła się słodko.
- Dobrze postaram się dla Ciebie.- Odpowiedziałem, a ta w zamian mnie pocałowała.


Wszedłem do restauracji i zająłem miejsce przy stoliku. Atmosfera nadal była sztuczna. Spojrzałem na mamę, a ta jedynie zmierzyła mnie wzrokiem. Cholera, że ta musi mieć rację. Z [T.I] byłem szczęśliwy, a z Katy nigdy nie będzie tak jak z nią.
- Kochanie my już pójdziemy.- Powiedzieli rodzice mojej narzeczonej. Spojrzałem na nich i wstałem z miejsca.
- Dziękujemy za kolację.- Powiedział mój ojczym chcąc podać rękę tacie Katy, a ten z małą nie chęcią ją podał. Następnie się pożegnali i wyszli z restauracji.
- My też już pojedziemy.- Powiedziała moja mama, która wstawała z miejsca.
- Nie zostaniecie na deserze?- Spytałem spoglądając na nich, ale mama jedynie się uśmiechnęła i się z nami pożegnała. Znałem to zachowanie. Była zła, ale nie mogłem jej przyznać rację. Przecież wie, jak przeżyłem rozstanie z [T.I]. Gdy napisała mi SMS, że to koniec skończył się dla mnie świat. Przez dłuższy czas do siebie dochodziłem i dopiero kiedy oświadczyłem się Katy ten cały ból zniknął. Jednak gdy ją zobaczyłem po tylu latach tamto uczucie wróciło. Miłość zmieszana z tęsknotą, bólem i nie pewnością. Nie zła mieszanka wybuchowa. Nadal była idealna, piękna i czarująca. Jednak to co powiedziała mi Katy... Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Byłem z nią tak długo, że dał bym sobie rękę uciąć, że to nie prawda. Jednak z drugiej strony ludzie pod wpływem czasu się zmieniają.
- Kochanie, o czym tak myślisz?- Z rozmyśleń wyrwał mnie głoś Katy.Spojrzałem na nią i chwytając ją za rękę odpowiedziałem z uśmiechem.
- O niczym ważnym. Zapłacę za kolację i wracajmy do domu. Jutro muszę iść wcześniej do pracy.- Ta tylko się uśmiechnęła i zawołała kelnera. Poprosiłem o rachunek, a ten mi go przyniósł. Zapłaciłem za kolację i wyszliśmy z restauracji.

~*~

Znowu się spóźnię do pracy. Jasna cholera, że znów mi się zapodziały moje kluczyki do samochodu. Prosiłem Katy, aby odłożyła je na miejsce, ale ta musiała położyć je gdzie indziej. Gdy w końcu je znalazłem nałożyłem płaszcz i wychodząc zamknąłem za sobą drzwi. Kierując się do samochodu zauważyłem smukłą sylwetkę, która krążyła wokół mojego auta. Dopiero teraz dotarło do mnie, że to [T.I]. Zwolniłem z kroku, aby wziąć kilka głębszych oddechów. Gdy ta mnie zauważyła podeszła do mnie powodując, że mnie zatrzymała.
- Lou musisz mi pomóc.- Powiedziała. Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem. Czułem do niej pogardę i nie chęć. Jak mogła sprzedawać samą siebie dla kilka głupich zdjęć? Jak?!
- Raczej nie muszę.- Powiedziałem spokojnym, ale twardym tonem.
- Wysłuchaj mnie przynajmniej.- Poprosiła. Nie mogłem jej odmówić. Po prostu nie potrafię. Czuję coś do niej, ale to co powiedziała mi Katy... Nie mogę o tym zapomnieć.
- Masz minutę.- Odpowiedziałem, a ta odsunęła się o dwa kroki w tył.
- Mam syna, my mamy syna. On jest...- Nie chciałem słuchać tego i jej przerwałem.
- Nie [T.I] ja nie mam syna, ty go masz z jakimś innym kolesiem. Znam prawdę. Puszczałaś się za sesję. Nie sądziłem, że tak nisko upadniesz.- Dodałem i po chwili poczułem pieczenie na prawym policzku. Dziewczyna patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach po tym co powiedziałem. Łzy leciały po jej policzkach. W tym momencie chciałem ją przytulić i powiedzieć: " Ej wszystko będzie dobrze, mała." Jednak nie mogłem tego zrobić.

Szukałem wszędzie zapłakanej [T.I], ale nigdzie jej nie mogłem znaleźć. Obszedłem wszystkie klasy i korytarze szkolne, ale jej nigdzie nie było. Gdzie ona mogła być? W sumie jest jeszcze jedno miejsce, którego nie sprawdzałem, a na pewno tam będzie. Wyszedłem ze szkoły. Na dworze panował zmrok, a większość uczniów bawi się na balu szkolnym. Biegłem na boisko szkolne, a ona siedziała na trybunach wpatrzona w niebo. Podszedłem trochę bliżej, ale nie za blisko aby mnie nie zauważyła. W blasku księżyca wyglądała zjawiskowo. Policzki błyszczały od łez. Wyglądała jak królewna z jakieś bajki. Usiadłem obok niej, a ta na mnie spojrzała.
- Myślałam, że jesteś balu.- Powiedziała.
- A ja myślałem, że poszłaś do domu i mnie zostawiłaś.- Odpowiedziałem.
- Chciałam pobyć sama. Ośmieszył mnie na oczach całej szkoły.
- Słyszałem. Jednak dostał już nauczkę. Nikt nie będzie przy mnie Ciebie obrażać.
- Myślałam, że mnie kocha. Ja...ja byłam naiwna.
- Ej wszystko będzie dobrze, mała..- Przytuliłem ją i dałem jej buziaka w czubek głowy.
- Dobrze, że Bóg dał mi takiego pacana jak ty.- Zaśmiałem się, a ta na mnie spojrzała.
- Miło nazywasz swojego przyjaciela.
- Wiesz, że to dla żartów.- Powiedziała odsuwając się ode mnie.
- Wiem, ale następnym razem już tak nie znikaj. Martwiłem się o Ciebie.- Powiedziałem bezmyślnie.
- Naprawdę?
- Naprawdę.- Ona delikatnie się uśmiechnęła i dała mi buziaka w policzek.


Siedziałem w samochodzie i rękami walnąłem o kierownicę. Po raz pierwszy od kilku lat chciałem płakać jak małe dziecko, które straciło ulubioną zabawkę. Oboje się zraniliśmy, ale ona mnie przypadkiem, a ja celowo. Wszystko potoczyło się inaczej niż planowałem. To zabawne, że w życie jest tak przewrotne.


"Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane."



________________________________________________
Mam nadzieję, że imagin wam się spodobał. Do następnego ;)
Niewidzialna osoba dla ciebie

piątek, 28 listopada 2014

Harry cz.1

Weszłam do ogromnego biurowca i już od progu zostałam powitana przez starszego i eleganckiego portiera. Pomieszczenie, w którym się znalazłam było tak duże jak moje mieszkanie, a służyło tylko jako hol z recepcją i kilkoma kanapami dla czekających. Wszystko było tak zaprojektowane, że nie mogłam sobie wyobrazić lepszego połączenia bieli, czerni i złota. Na wprost mnie znajdowała się wspomniana recepcja, którą wykonana z czarnego i zapewne ekstremalnie drogiego kamienia, który był tak wypolerowany, że promienie światła odbijały się w nim, dając wrażenie, że cały obsypany jest brokatem. Podeszłam do młodej kobiety, która teraz zawzięcie wpisywała coś w komputer. Podobnie jak wnętrze i wszystko co wiąże się z tym miejscem, była idealna. Wysoka, długonoga blondynka, z idealnie upiętym kokiem i wyprasowaną koszulą, wciągniętą w ołowianą spódnicę z wysokim stanem. Z resztą, każdy kto wtedy przebywał lub
przechodził przez hol był elegancko i z pewnością drogo ubrany. Przełknęłam gulę w gardle i zerknęłam na swoje ubranie. Owszem, starałam się wyglądać elegancko, dlatego ubrałam nowe, czarne spodnie, beżową koszulę i szpilki, jednak przy tych wszystkich ludziach, czułam się zażenowana i z pewnością gorsza. Pragnęłam opuścić ten budynek szybciej niż w 2 sekundy, ale cholernie potrzebowałam tej pracy, jeśli chciałam dożyć do następnego miesiąca.
-Um, przepraszam.
Zagaiłam niepewnie do sekretarki, która niechętnie oderwała się od wykonywanej czynności i obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem.
-Tak?
Burknęła, a następnie się szeroko uśmiechnęła i cóż, jej policzki z pewnością cierpiały.
-Byłam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną z panem Styles'em.
Powiedziałam i na wszelki wypadek podsunęłam jej wizytówkę firmy, na której była napisana data i godzina spotkania.
-Pani godność?
-[t.i] Blade.
Szybko wstukała moje nazwisko do komputera i ponownie na mnie spojrzała.
-10 piętro, będzie na panią czekała osobista sekretarka pana Styles'a.
Skinęłam głową i poprawiając torbę na ramieniu, podeszłam do windy i wjechałam na wskazane piętro. Tak jak mnie uprzedzała recepcjonistka, przed windą czekała na mnie dojrzała i piękna kobieta, która była, niespodzianka, blondynką. Jej włosy były idealnie wyprostowane, a uśmiech wyćwiczony.
-Pani Blade, rozumiem?
-Tak.
Powiedziałam cicho. To pomieszczenie wykonano w tych samych barwach co hol na parterze, z tym, że było nieco mniejsze, a na wprost windy, w odległości kilku metrów znajdowała się para szerokich, ciemnobrązowych drzwi, które pewnie kosztowały majątek.
-Pan Styles, już na panią czeka.
Oznajmiła. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z powagi całej tej sytuacji i tego, że ubieganie się o stanowisko asystentki Styles'a z moimi kwalifikacjami, to czyste szaleństwo! Pewnie gdybym skończyła Harvard, to i tak bym tej pracy nie dostała!
Zostałam odprowadzona przez kobietę do drzwi, przed którymi się zatrzymałam i odliczyłam od 5 w dół. Moje serce waliło jakbym właśnie przebiegła 100 kilometrów. Zapukałam niepewnie, a następnie nacisnęłam na klamkę. Powoli weszłam do środka. Moje wszystkie zmysły były wyostrzone, moje dłonie się pociły i zrobiło mi się ekstremalnie gorąco. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec.
W pierwszej chwili po zamknięciu za sobą drzwi, zatrzymałam się, by móc zarejestrować wszystko to, co się znajdowało w biurze. Było ogromne, a jedna ze ścian była w całości wykonana ze szkła. W przeciwieństwie do reszty pomieszczeń, tu dominował ciemny brąz. Duże, dębowe biurko, a przy nim fotel obrotowy, na którym siedział mężczyzna, przed nim, dwa skórzane fotele, w których zapewne zasiadają goście pana Styles'a. Niedaleko oszklonej ściany znajdował się długi, drewniany stół, a wokół niego czarne, obite skórą (wszystko tu jest z drewna i skóry) krzesła, ustawione obok siebie.
-Panna Blade.
Do moich uszu dotarł niski, męski głos, który wywołał dreszcze na moim ciele. Poczułam się jak spłoszone zwierzę. Spojrzałam na wysokiego i zdecydowanie przystojnego mężczyznę, który wstając z fotela, zapinał guzik swojej marynarki. Jego ciemnobrązowe (co za niespodzianka!) włosy były postawione i zaczesane do tyłu. Czarny garnitur idealnie dopasowywał się do jego ciała i nie miałam żadnych wątpliwości, że uszyto go na miarę.
-Dzień dobry.
Odezwałam się, ale zabrzmiałam jak mała, przestraszona dziewczynka, dlatego szybko odchrząknęłam  i powtórzyłam jeszcze raz, tym razem głośniej i pewniej.
-Dzień dobry, panie Styles.
Na jego ustach zamajaczył uśmiech, który szybko stłamsił.
-Proszę, zapraszam.
Wskazał dłonią na jeden z foteli, a ja ruszyłam na drżących nogach w jego stronę. Usiadłam i obserwowałam jak on robi dokładnie to samo, tyle że po drugiej stronie biurka. Oparł się wygodnie i spojrzał na mnie wyczekująco. Obserwował mnie z takim zainteresowaniem z jakim się nigdy wcześniej nie spotkałam.
-Czego pani ode mnie oczekuje?
Zapytał znienacka, a ja z początku byłam zaskoczona i skonsternowana. O co chodzi?
Jednak po kilku sekundach dotarł do mnie sens jego słów i z tego zażenowania się zaczerwieniłam. Co ja tu jeszcze robię? Sama podkładam sobie kłody pod nogi.
-Chciałabym zostać pana asystentką, zgodnie z pana ofertą.
Odparłam i próbowałam grać pewną siebie, poważną kobietę, która wie czego oczekuje od życia. Zaintrygowany uniósł swoje brwi.
-Dlaczego miałbym wybrać właśnie panią?
Mówiłam, że jego głos jest niesamowicie głęboki i sprawia, że jestem rozkojarzona?
-Um... myślę, że...że jestem dosyć sprawną i... i bystrą dziewczyną... um... Jestem zorganizowana i... i...
-Proszę się nie denerwować. Ja nie gryzę.
Przerwał mi i uśmiechnął się, co sprawiło, że moje kolana zmiękły, serce dziwnie zatrzepotało, a moje podbrzusze się ścisnęło.
Skinęłam nieśmiało głową i zamilkłam. Czułam suchość w ustach i naprawdę miałam już dosyć. To zbyt wiele na moje słabe nerwy.
-Niech pani opowie mi coś o sobie.
Dodał i znów mi się bacznie przyglądał. Odwróciłam wzrok i skupiłam się na tym od czego powinnam zacząć. Od początku- szepnął głos w mojej głowie, więc tak zrobiłam.
-Nazywam się [t.i] Blade, mam 21 lat, obecnie nie studiuję, pochodzę z Birmingham. Do niedawna pracowałam jako kelnerka w kawiarni,  przeszłam kurs biurowy, bezdzietna, w związku i bezrobotna.
Dopiero, gdy skończyłam miałam odwagę, by na niego spojrzeć. Nadal mi się przypatrywał, pocierając swoją dolną wargę. Mimowolnie na nią spojrzałam i również zapragnęłam jej dotknąć.
Co?
-Mam z sobą dokumenty z poprzedniej pracy, z kursu oraz CV.
Powiedziałam, odrywając wzrok od jego ust i wyjęłam z torby wspomniane papiery, kładąc je na biurku.
Styles przejrzał je pobieżnie, zatrzymując się jedynie przy moim CV.
-Proponuję 1500 funtów na początek. Potem, jeśli nasza współpraca będzie szła pomyślnie, otrzyma pani premię. Czy pasuje to pani?
Słuchałam go oniemiała, z szeroko otwartymi oczami. Czy on mówił do mnie?
-Tak.
Bąknęłam i zauważyłam rozbawienie na jego twarzy, które szybko zastąpił maską poważnego biznesmena.
-Dobrze, proszę przyjść jutro na godzinę 8 rano. Będę tu na ciebie czekał. Nie masz nic przeciwko, bym mówił ci po imieniu?
-Nie.
Podniosłam się i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń, którą nie puszczał przez krótką chwilę, patrząc mi w oczy. Przez moją dłoń przeszły dziwne dreszcze, które znalazły swoje ujście w moim cichym westchnieniu.
-Do widzenia.
Powiedziałam cichym, stłamszonym od emocji głosem.
-Do jutra, panno Blade.
Puścił moją dłoń i oddał dokumenty, które schowałam do torby. Jeszcze raz spojrzałam w jego szaro-zielone oczy i odwróciłam się, by następnie móc wyjść z jego biura.

*

Następnego dnia wstałam punktualnie o 7 rano, by móc się przygotować fizycznie jak i psychicznie. Nadal nie docierało do mnie, że dostałam tę pracę i nawet Kevin, mój chłopak, z początku nie chciał mi uwierzyć. To było nieprawdopodobne, zwłaszcza, że nie studiowałam i nigdy wcześniej nie pracowałam w tym zawodzie.
Po przebudzeniu, wzięłam poranny prysznic, w pośpiechu zrobiłam makijaż i uczesałam włosy, a następnie ubrałam czarną, aczkolwiek zwiewną spódnicę, sięgającą powyżej kolan. Do tego ubrałam białą bluzkę wykonaną z czegoś na wzór koronki i czarną marynarkę. Wybrałam ulubione szpilki i pognałam do metra, by choć pierwszego dnia, nie być spóźnioną. Gdy dotarłam na miejsce wybiła dokładnie 8 rano. Styles czekał na mnie w gabinecie, o czym poinformowała mnie jego sekretarka. Na drżących nogach weszłam do jego biura i przypomniałam sobie wczorajszą sytuację. Nie wiem, kiedy byłam bardziej zdenerwowana. Styles stał przy oknie, z dłońmi schowanymi w kieszeniach, przypatrując się widokom zza okna. Miał na sobie czarne, dopasowane jeansy i szarą marynarkę, która idealnie opinała się na jego szerokich ramionach. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach jego perfum. Był mi obcy, zupełnie inny od tych typowych, mocnych męskich perfum, którymi faceci uwielbiają się pryskać, jak gdyby wierzyli, że przyciągną nimi kobiety. Jego zapach był pociągający i w jakiś sposób podniecający. Pobudzał moje zmysły. Odchrząknęłam cicho, by przykuć jego uwagę. Gdy się odwrócił, po raz kolejny zostałam oczarowana jego urodą. Magnetyzujące spojrzenie przeniknęło mnie na wskroś, odbierając mi resztki pewności siebie.
-Dzień dobry.
Jego głos był niski i zachrypnięty. Sprawił, że zapragnęłam usłyszeć od niego wiele słów, skierowanych tylko i wyłącznie do mnie.
-Dzień dobry.
Odpowiedziałam i zaczęłam czuć się skrępowana pod jego uważnym wzrokiem.
-Od czego mam zacząć?
Spytałam i zwilżyłam językiem swoje suche wargi. Dostrzegłam szybkie spojrzenie Styles'a na moje usta.
-Na początek oprowadzę cię.
Wytrzymałam jego spojrzenie, z trudem łapiąc oddech. Harry ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam drżeć, jak gdyby miało się coś wydarzyć. Przeszedł obok mnie, delikatnie ocierając swoim ramieniem o moje. Jego zapach przez chwilę był tak intensywny, że poczułam się zamroczona.
-Zapraszam.
Dotarł do mnie jego głos, a gdy odwróciłam się w jego stronę, stał już przy drzwiach, które powoli otwierał. Westchnęłam cicho i ruszyłam do przodu. Szliśmy w stronę windy ramię w ramię. Mimo, że miałam na sobie szpilki, sięgałam mu zaledwie do ramion. I wcale ten fakt mi się nie podobał, i nie mam słabości do wysokich mężczyzn.
Zauważyłam dzwiną minę Elli- poznałam jej imię dzisiaj rano gdyż do jej koszuli przyczepiona była mała plakietka- która patrzyła na nas z dezorientacją, zaskoczeniem? Gdy dotarliśmy do windy, Harry wcisnął guzik, a ta od razu się otworzyła. Wraz z zasunięciem się drzwi ogarnęło mnie dziwne napięcie. Staliśmy obok siebie, stykając się ramionami. Jego zapach wypełnił całą kabinę, odurzając mnie. Osoba Styles'a przytłaczała mnie i pobudzała jednocześnie. Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale zrozumcie, że to był pierwszy raz, gdy byłam tak blisko, tak przystojnego mężczyzny.
Niespodziewanie winda się zatrzymała, wywołana przez jakąś osobę. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam kilka osób, którzy na widok Harry'ego spięli się i zaprzestali swoich rozmów.
-Przepraszamy panie prezesie. Zaczekamy na drugą windę.
Odezwał się jakiś mężczyzna.
-Nie trzeba.
Odpowiedziałam, nim zdążyłam pomyśleć. Momentalnie wzrok wszystkich spoczął na mnie, a ja się cała zaczerwieniłam. Jestem tu od kilkunastu minut i już zaliczyłam gafę. W takim tempie, za tydzień mnie tu nie będzie.
-Eric ma rację.
Oznajmił surowym tonem Harry, a następnie pochylił się i wcisnął guzik, który zasunął drzwi i winda zaczęła ponownie jechać w dół.
-W naszej firmie panuje kilka zasad. Jedna z nich brzmi: to ja tu rządzę i ja decyduję. To tak na przyszłość.
Spojrzałam na niego. Obserwował mnie spod ściągniętych brwi. Na jego czole pojawiła się zmarszczka i nie miałam żadnych wątpliwości, że  go rozzłościłam.
-Oczywiście.
Bąknęłam cicho i odwróciłam od niego wzrok. Atmosfera stała się jeszcze cięższa, a ja do samego końca jazdy windą czułam na sobie jego wzrok.
Wysiedliśmy na 2 piętrze, na którym znajdowała się duża sala konferencyjna, toalety oraz minibar. 4 piętro było przeznaczone dla pracowników. Do ich dyspozycji była kawiarnia, w której większość spędza przerwy, jedząc lunch lub zwyczajnie pijąc kawę. Można też było wypocząć siedząc na kanapie i oglądając tv, tak jak w domu. Harry pokazał mi również poszczególne działy pracownicze, a na sam koniec zjechaliśmy na parter, by mógł mi pokazać szatnię dla pracowników, której wcześniej nie dostrzegłam, mimo że na dużych szklanych drzwiach wisiała tabliczka z napisem "SZATNIA". Na swoje usprawiedliwienie przypominam, że zarówno wczoraj jak i dziś byłam bardzo zdenerwowana i niewiele do mnie docierało.  Kiedy nasza "wycieczka" dobiegła końca, wróciliśmy pod windę, pod którą jak się okazało, czekało już kilka osób. W dodatku jak na złość, druga winda, była w trakcie jazdy na przedostatnie piętro, co oznaczało, że ktoś będzie musiał czekać. Zgaduję, że to będą pracownicy. Jednak ku mojemu zdziwieniu i zdecydowanie ogromnemu oszołomieniu tych ludzi, Harry wsiadł do windy i spytał.
-Jedziecie, czy będziecie tam tak stać?
Razem z resztą osób weszłam do środka i stanęłam przed Harry'm. Staliśmy w samym rogu windy, a gdy zatrzymaliśmy się na 2 piętrze dosiadły do nas 3 młode dziewczyny, które były tak zagadane, że nawet nie dostrzegły, kto jest w windzie. Zrobiło się ciaśniej, tak, że musiałam cofnąć się do tyłu, w efekcie czego dotknęłam plecami torsu Harry'ego. Chciałam się odsunąć, jednak powstrzymały mnie jego palce, które nagle znalazły się na moich biodrach. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy i rozejrzałam się, czy nikt tego nie widzi. Każdy był zajęty rozmową lub patrzeniem w punkt przed siebie. Przez cały czas czułam przy swoim tyłku krocze Harry'ego, które cóż, oceniam, że jest dość spore. I wiem, że on też to czuł tak dobrze jak ja, choćby dlatego, że przysunął mnie jeszcze bliżej siebie.
-I tak nikt nie jest większym bufonem od Styles'a!
Powiedziała nagle jedna z dziewczyn i pewnie nikt nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie powiedziała tego tak głośno, kładąc nacisk  na nazwisko Harry'ego. Poczułam jak palce Harry'ego zacieśniają się na moich biodrach i przez chwilę obawiałam się, czy nie zostawi po sobie śladów. Wyglądałoby to co najmniej podejrzanie, a Kevin mógłby zacząć posądzać mnie o zdradę.
-Bynajmniej ma dużego kutasa.
Odparła inna dziewczyna, a ja z zaskoczenia zachłysnęłam się powietrzem i dostałam ataku kaszlu. Oczy wszystkich zwróciły się na mnie, a biedne dziewczyny, które rozmawiały o Harry'm, teraz zrobiły się białe jak kreda. W tym momencie drzwi windy się rozsunęły, jednak nikt się nie ruszył. Wszyscy stali oszołomieni, wyczekując na reakcję Harry'ego.
-Za pół godziny macie być w moim gabinecie. Cała trójka.
Jego głos był tak stanowczy, że nikt nie odważyłby mu się sprzeciwić. Dziewczyny skinęły głowami i czym prędzej opuściły windę tak jak reszta ludzi. Ja też chcę!

_________________________________________________________
Cześć!
I jak? Co sądzicie o Harry'm w tym wydaniu? Wiem, że to mało oryginalny pomysł, ale z mojej strony to pierwsza tego typu praca ;)
Zapraszam do zajrzenia w nową zakładkę "KONTAKT", a co najważniejsze, prosimy o dzielenie się swoją opinią bezpośrednio w komentarzach lub na tt #annie1126! :D
Miłego wieczoru!