Strony

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Liam


Dziesiąta rano. Na ulicach pełno ludzi. Niektórzy idą do szkoły lub wagarują. Niektórzy idą do pracy, niektórzy po prostu mają wolne i korzystają z pięknych upalnych dni. A ja … A ja.
A ja siedzę w kawiarni i robię kawę dla klienta. Szczyt moim najskrytszych marzeń. Tak naprawdę wzięłam tę pracę tylko po to, by mieć wreszcie swoje pieniądze. Byłam na łasce rodziców, a pieniądze same błagały się, by wejść do mojego portfela. Po prostu potrzebowałam ich jak prawie każdy człowiek na tym świecie.
Zakryłam kawę plastikowym przykrywkiem i podałam ją klientowi wraz z małym ciastkiem.
- Dziękuje. Reszta dla pani – odpowiedział mężczyzna i z uśmiechem wyszedł. Napiwki to na pewno coś, co kocham. Lecz dzięki naszej temu, że ktoś wymyślił kartę płatniczą, coraz mniej widze by ktoś dał banknot. Chodź i tak zdarzają się tacy ludzie.
Reszta dnia przebyła tak samo. Podawanie, zamawianie, odbieranie zamówień i tak w kółko aż do 14.00. Wtedy moja zmiana się kończyła.
Dzisiaj wyjątkowo ten dzień strasznie mi się nie podobał. Od kilku dni jestem straszną marudą i chce rozwalić wszystko, co widzę. Ale i tak sobie jakoś radzę.
Podczas gdy czekałam na zielone światło na pasach, zadzwonił do mnie telefon.
- Halo ?
- Hej tu Emma. Co ty na to. Ty ja kawa ?
- Jak na dzisiaj mam dosyć kawy – usłyszałam śmiech mojej koleżanki.
- No dobra. W takim razie lunch ? Ja stawiam. Wiem, że jesteś głodna żarłoku. Zresztą. Mam dla ciebie ciekawą propozycję więc nawet nie rozważam odmowy.
- Dobra – westchnęłam, lecz i tak na twarzy pojawił mi się mały uśmiech – To gdzie i kiedy ?
- Jestem już w ,,The River’’ czekam. – wysłała mi całusa przez słuchawkę i odłączyła się.
Pokręciłam głową i po tym, jak mój wzrok poszukał odpowiedniej drogi, zaczęłam iść w stronę restauracji. Po 10 minutach byłam już na miejscu. - Witaj Emma – uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam, po czym usiadłam naprzeciw niej. 
- Zamówiłam dla ciebie sałatkę z kurczakiem Twoją ulubioną w The River – powiedziała, po czym wysłała mi oczko.
- Dziękuje. A teraz. Mów. Co to za propozycja.
- Powiem ci, jak zjesz.
- Emma – popatrzyłam na nią stanowczo, a ona pokręciła głową.
- Po sobie pójdziesz. A chce cię jakoś przytrzymać – pokręciłam oczami i właśnie wtedy przyszły nasze dania.
Podczas jedzenia mówiłyśmy o tym, co u nas. Plotkowałyśmy o naszych wrogach i … po prostu dużo gadałyśmy.
- Dobra. Zjadłam. Teraz mów – oparłam się wygodnie o krzesło, biorąc do ręki lemoniadę.
- Więc. Znasz moją koleżankę Carly ?
- Tak. Znam.
- No właśnie. Więc, jak wiesz, studiuje dziennikarstwo. Postanowiła zrobić pewien projekt na pracę magisterską. Chodzi w niej o to, że zbiera ludzi. Chyba z 40. I zbierze je w pary. Z różnych zakątków Wielkiej Brytanii.
- I ? O boże Emma wysłów się.
- Chodzi o to, że te pary będą musiały się pocałować. Chce zobaczyć czy ludzie są zdolni przekazać komuś swoje emocje, chociaż totalnie go nie znają.
- I ja mam w tym uczestniczyć ?
- Tak.
- Chyba oszalałaś. Nie zamierzam całować się z jakimś totalnie nieznanym mi gościem. Nie ma mowy.
- Ona za to płaci. A wiem, że są ci potrzebne pieniądze. Zresztą. Co ci szkoda. Odkąd Justin cię rzucił, przestałaś być tą [T.I] którą znałam. Byłaś taka szczęśliwa i zwariowana. A teraz ? Jesteś szara myszką. Kobieto, chce żebyś coś zrobiła ze swoim życiem. – no i mnie miała.
Przyparła mnie do muru. Ej. [T.I] To tylko pocałunek.
- Ile ?
- 1000 funtów.
- 1000 funtów za pocałunek !? – Emma kiwnęła głową, a ja powoli wypuściłam powietrze.
- Okay. Kiedy ?
- Jutro o 15.00 w budynku na ulicy ManterHigh 24/7.

~*~

Weszłam do dosyć dużego mieszkania. A raczej studia. Sama nie wiem jak to nazwać. Zobaczyłam Carly, która szła w moją stronę
- [T.I] ! Wiedziałam, że się zgodzisz ! – podeszła do mnie i mocno się przytuliła – Gotowa na całuski ?
- Weź przestań. Mam nadzieje, że dasz mi jakiegoś przystojniaka.
- Wiesz. Niestety. Każdy losuje kogoś numer. Dowiesz się w swoim czasie – mrugnęła do mnie – A teraz chodź wylosować – pociągnęła mnie za rękę na jakieś biurko gdzie kilka osób już losowało. Wyciągnęłam rękę do małej miski i wyciągnęłam z niego numerek 39. Nie no super. Wylosuj przed ostatnią.
- Ten, kto będzie mieć taką samą liczbę, będzie się z tobą całować. Kasę dostaniesz po. Ale możesz się cieszyć, ponieważ zaczynamy od końca. – wysłała mi oczko i klasnęła w dłonie.
- Okey kochani ! Zaczynamy. Numer 40 do pokoju – uśmiechnęła się i weszła do jakiegoś pomieszczenia a za nią pewna dziewczyna i dziewczyna. O cholera.
Jeśli dostanę dziewczynę, to się załamię. Nie mam nic do homo. Lubię ich, ale naprawdę nie mam ochoty całować się z dziewczyną.
Carly zawołała numer 39. Przełknęłam ślinę i weszłam do środka. Na środku dużego pokoju był wielki biały materiał a przed nim dobra kamera i kilka lam oświetlających. Weszłam na środek. Nikogo tam nie zobaczyłam, lecz po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłam młodą blondynkę.
Dobra. To dla 1000 funtów. Przydadzą mi się te pieniądze.
 
- 29 tak ? – spytała się blondynka
- Nie 39.
- Ow. Przepraszam – czyli jednak nie dziewczyna. Czekamy.
Wtedy drzwi się otworzyły, a ja odwróciłam głowę.
- Hej. To 39 ? – Carly kiwnęła głową i chłopak podszedł do mnie. Byłam zaskoczona.
Chłopak był naprawdę przystojny. Był brunetem z miedzianymi oczami. Miał na sobie białą bluzkę, i czarne rurki. Na rękach widziałam kilka tatuaży, lecz najbardziej utkwił mi w głowie tatuaż w formie strzałek. Widać było, że był umięśniony. Miał tez lekki kilkudniowy zarost.
O jezu.
Z zamyślenia wyrwało mnie zamykanie drzwi. Carly wyszła. Ale widziałam na kamerce czerwone światełko. Włączyła nagrywanie.
- Jestem Liam – powiedział, podając mi rękę.
- Ja [T.I] – uśmiechnęłam się i uścisnęłam jego rękę.
- Wiesz może jak się do tego zabrać ? – zaśmiałam się razem z nim.
- Nie wiem. Ale jak to mówią YOLO. – Liam uśmiechnął się do mnie, i pokiwał głową.
- Dokładnie. – wtedy zaczął wpatrywać się w moje oczy. Tak jak ja w jego. Było w nim coś hipnotyzującego, coś, co nie dawało mi spokoju. Chciałam zasmakować jego ust. Ale wyszłoby na to, że mam na niego ,,ochotę’’.
Wtedy Liam zrobił do mnie krok i złapał za rękę. Zaczął bawić się moimi palcami, a po chwili bardziej do siebie przybliżył.
Położyłam ręce na jego ramionach. To było takie dziwne, a zarazem cudownie uczucie.
I wtedy się do mnie przybliżył i poczułam jego usta na swoich.
Co czułam ? Sama nie wiem. Nie znam go. A czuje się jakbym znała go milion lat albo więcej.
Na początku tak jak chyba i on byłam zdziwiona? Zaskoczona? Pewnie jest to, że stałam jak słup. Lecz później zaczęłam bardziej okazywać emocje. Poczułam jego ręce na mojej talii, a ja swoje ręce przełożyłam na jego włosy i zaczęłam się jakby nimi bawić.
Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny i w ogóle nie chcieliśmy się od siebie odczepić. Ani na chwilę. Nie przeszkadzało mi nawet to, że tak bawił się moją koszulką, że można powiedzieć, że jego ręka była już pod koszulką. Można powiedzieć, że czułam się wręcz przeciwnie.
Całowaliśmy się, jakbyśmy byli zakochanymi nastolatkami. Jakbyśmy byli zakochani.
Powoli wracaliśmy do spokojnej wersji pocałunku, aż niestety pocałowaliśmy się ten ostatni raz.
Zaśmiałam się bezdźwięcznie i oparłam swoją głowę o jego klatkę piersiową.
Poczułam pocałunek na głowie i jego cichy śmiech.
- Jak się czujesz ?
- Jak zakochana. – szepnęłam. I nie mogłam uwierzyć, że to powiedziałam.
- Ja też. – szepnął mi do ucha, przez co przeszedł po moim ciele miły dreszczyk. – Jak myślisz, udałoby mi się, wziąć od ciebie numer telefonu ? – uśmiechnęłam się i wzięłam z jego kieszenie telefon, po czym wpisałam mój numer, zapisałam i znowu schowałam do jego kieszeni.
- Do zobaczenia – wysłałam mu oczko i wyszłam ze studia jakby w skowronkach. Po prostu byłam szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa. I zakochana.  


Witam !
Dzisiaj krótki przyjemny imagin z Liamem :)
Wpadłam na ten pomysł bo obejrzeniu właśnie tego filmiku --> LINK
Polecam jest naprawdę ciekawy ! 
Mam nadzieje że sie wam spodoba,
czekam na wasze opinie :) 

50 komentarzy x

niedziela, 29 czerwca 2014

Harry cz.5




     Ostatnia godzina lekcyjna, którą jest moja karna koza i którą spędzam z [T.I.], wydłużała mi się niemiłosiernie. Od wejścia do klasy, aż do chwili obecnej nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Byłem zażenowany. Wspomnienie wczorajszego popołudnia stale stawało mi przed oczami. Gdybym mógł cofnąć czas, na pewno bym go cofnął i nie pozwolił sobie na taki wybuch emocji, przynajmniej do momentu, w którym byłbym pewien uczuć dziewczyny do mnie. Teraz to już na pewno nie polubi mnie tak, jak ja lubię ją.
     Zarzuciłem kaptur od bluzy na głowę, oparłem się plecami o ścianę i podciągnąłem kolana pod brodę, opierając się stopami o krawędzie krzesła. Po kilku minutach siedzenia w takiej pozycji zrobiło mi się niewygodnie, ale w tej chwili był to mój najmniejszy problem. Teraz próbowałem za wszelką cenę odgonić od siebie te myśli, które odbierały mi energię i chęci do życia. Gdzie podział się dawny Harry? Niegrzeczny, chamski, ODWAŻNY Harry? Dwa tygodnie wystarczyły, abym porzucił osobowość, którą kreowałem całą szkołę średnią? I to dzięki dziewczynie, z którą bycie w związku jest mi zakazane? To jest... taka chujowa sytuacja. Dlaczego na mojej drodze pojawiła się dziewczyna, z którą nie mogę być? Czy to ma być jakaś lekcja? A może nauczka za to, że w przeszłości rozkochiwałem w sobie dziewczyny, dawałem im nadzieję, a potem bezlitośnie porzucałem? Tyle, że to dopiero w [T.I.] się naprawdę zakochałem... i mam za swoje.
- Nie wiem jak ty, ale ja uważam,  że ta rozmowa nas nie ominie i prędzej czy później będziemy musieli ją przeprowadzić. - dziewczyna przerwała ciszę, w której trwaliśmy od 25 minut, że aż jej słodko i delikatny głos wydawał się na moich uszu krzykiem.
     I znowu przed oczami widzę wczorajsze popołudnie. Gdybyśmy znajdowali się w innej sytuacji, to chętnie bym ją przytulił jeszcze raz, a nawet zrobiłbym coś więcej, a teraz wstydzę się nawet na nią spojrzeć. Kurwa, musiałem ją poznać akurat w tej jebanej budzie?! Nie mogłem tego zrobić w sklepie, na ulicy, w bibliotece, gdziekolwiek, byle nie w szkole?! Dobra, biblioteka odpada, rzadko kiedy zaszczycam pracowników biblioteki swoją obecnością.
     Moją złość potęgował fakt, że przy niej stawałem się jebanym wrażliwcem, a cała pewność gdzieś się ulatniała. Wymiękałem za każdym razem, kiedy na nią patrzyłem, na jej gładkie i jedwabiste włosy, z trudem odganiając od siebie myśli, jak przyjemnie mi by było czuć je pomiędzy swoimi palcami albo na swojej skórze.
- To może później? - zapytałem cicho, chowając twarz w kolanach.
     Usłyszałem, jak odsuwa się z krzesłem od biurka a skrzyp krzesła świadczył o tym, że się podniosła. Stukot jej obcasów tymczasem zasygnalizował mi, że przemieszcza się po klasie. Uniosłem wzrok i przełknąłem głośno ślinę. Ona zmierzała w moim kierunku. Po co? Poprawiłem się nerwowo na krześle i odwróciłem wzrok. Hmm, ta niebieska szafka na końcu klasy jest zajebista, dlaczego nie zauważyłem jej wcześniej?
- Czego się boisz? - zapytała łagodnie i usiadła powoli na krześle, które znajdowało się obok mnie.
     Aż przez moment pomyślałem, że może jej powiem wszystko, wyjawię prawdę teraz, ale nie! W ten sposób poszedłbym na łatwiznę i ominęłaby mnie cała frajda ze zdobywania jej. Wyszedłbym również na mazgaja i prawdopodobnie dziewczyna zaczęła by się nade mną litować, a to jest ostatnia rzecz, której od niej potrzebuje. To ostatnia rzecz, której potrzebuje od KOGOKOLWIEK!
- Niczego się nie boję. - wzruszyłem ramionami. - Nie muszę Ci się z niczego tłumaczyć.
- To prawda, nie musisz i wcale nie chcę Cię zmuszać do tego, abyś mi powiedział, ale widzę, że coś Cię martwi. - patrzyła na mnie z nieukrywaną troską wymalowaną na twarzy, a mnie ścisnęło w żołądku. Ona nigdy nie będzie moja, nie ważne jak bardzo będę się starał. Nie wierzę w to, że taka drobna dziewczyna chciałaby związać się z takim chujem, jakim jestem ja. - Jeżeli chodzi o wczorajszy dzień... - przerwałem jej, mówiąc tą kwestię za nią.
- Tak, wiem, jesteś oburzona moim zachowaniem i pragniesz, aby to się nigdy więcej nie powtórzyło. - westchnąłem głośno i zsunąłem z krzesła swoje nogi czując, że powoli tracę w nich czucie. Przez przypadek dotknąłem prawym kolanem jej kolana. Ale ona nie zareagowała na to. - Zrozumiałem.
- Nie, Harry, nie przerywaj mi, proszę. - uśmiechnęła się delikatnie. - Przyznaje, zaskoczyłeś mnie... nawet bardzo, bo wolałabym, abyś mnie najpierw zapytał, czy możesz mnie przytulić. Ten sposób, jaki zastosowałeś wczoraj, bardzo mnie przestraszył, nie wiedziałam, co zamierzałeś mi zrobić, ale... nie jestem na Ciebie zła. Nie mogłabym.
- Możemy o tym zapomnieć? - jęknąłem przeciągle, chociaż tak naprawdę tego nie chciałem.
- A chcesz tego?
     Zdziwiło mnie jej pytanie. O to nie pyta się osoba, która powinna pierwsza zaproponować zapomnienie o tym incydencie. Tak jakby... ona sama tego nie chciała i chciała najpierw poznać moją prawdziwą odpowiedź, aby podpisać się pod tym samym i dostosować się do mojej woli. To mi dało wiele do myślenia. Osoba, której bardziej zależy na zdaniu i opinii innej osoby, prawdopodobnie nigdy nie była pytana o wyrażenie własnego zdania. Miałem jednak wielką nadzieję, że w przypadku [T.I.] tak nie było. Wyglądała na dziewczynę pewną w 100% swoich czynów i słów, a nie na osobę... która kiedyś mogła być na drugim miejscu.
     Pomyślałem na tym dokładnie. Gdy odpowiem TAK, prawdopodobnie całkowicie przekreślę swoją szansę na zdobycie serca dziewczyny, ale jeżeli powiem NIE... A z resztą, jebać to, żyję się tylko raz.
- Nie. Podobało mi się i chętnie zrobiłbym to jeszcze raz. - odpowiedziałem pewnie i uśmiechnąłem się dumnie z reakcji [T.I.] na moje słowa.
- Więc czego się boisz? - zapytała, totalnie ignorując moje wcześniejsze wyznanie. Czy ja wyglądam na osobę, która się czegoś boi? Jestem najnormalniej w świecie na siebie wkurwiony. Nie poznaje samego siebie, kim ja się stałem? - Nie zmuszam Cię, ale może jak mi powiesz, to poczujesz się lepiej...
     Uniosłem wzrok na dziewczynę, patrząc jej głęboko w oczy. Sprawiała wrażenie osoby, której można powierzyć każdy sekret, nie obawiając się, że przekaże go komuś innemu. Nigdy nie byłem dobry w wyznawaniu swoim uczuć, tych prawdziwych uczuć, bo w kłamaniu byłem jebanym mistrzem. Kurwa, ale mam mętlik w głowie. Nigdy nie przypuszczałem, że znajdzie się osoba, która zauważy, że to wszystko jest jebaną grą, a ja jestem tak naprawdę inny. Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś będzie chciał ze mną o tym porozmawiać i dowiedzieć się, jaki jestem naprawdę. Byłem przekonany - w sumie nadal jestem - że wszyscy uważają mnie za chuja bez uczuć i dla nikogo nie jestem ważny, bo po co się przejmować kimś, kto nie przejmuje się innymi? Właśnie o taki cel walczyłem, choć nie wiedziałem, że to z czasem przerodzi się w nieświadomie ranienie ludzi tak, jak kiedyś zraniono mnie, bez odczuwania wyrzutów sumienia.
     Mimo, że bardzo chciałem jej powiedzieć, zrzucić w końcu z ramion ten ciężar, który noszę sam o tym tylu lat, to nie mogłem. Byłem zbyt dumny, aby przyznać się do tego i... wciąż za mało ufny.
     Rozmyślając nad tym wszystkim, kompletnie zapomniałem o [T.I.], w którą wciąż jestem wpatrzony, a ona cierpliwie czekała na odpowiedź ode mnie. Żałowałem, że nie mogłem jej tej odpowiedzi udzielić.
     Przez to, że tak się o mnie martwiła, chyba zadurzyłem się w niej jeszcze bardziej.
- Nie mogę powiedzieć. - westchnąłem cicho i spuściłem wzrok.
- W porządku, rozumiem. Ale chcę byś wiedział, że zawsze możesz się do mnie zwrócić w razie problemu. - położyła dłoń na moje ramię i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jej. Ręka. Na. Moim. Ramieniu. Kurwa. Taki zwykł gest, który odbija się echem w moim organizmie.
- Dziękuję. - zagryzłem policzek od wewnętrznej strony. Impuls kazał mi wypowiedzieć kolejne pytanie, zanim zdążyłem przemyśleć pozytywne i negatywne jego konsekwencje. - Mogę Cię przytulić? Kazałaś pytać...
     Przez sekundę na jej twarzy wymalowało się przerażenie, zupełnie się nie spodziewała tego z mojej strony. Nie ona jedna jest zaskoczona, ja też tego się po sobie nie spodziewałem. Jak wspomniałem, to był impuls, który kazał mi zaryzykować. Może również smutek, który towarzyszy mi w sercu od wczoraj? Nawet mama rano zauważyłam, że jestem jakiś dziwny... taki nie swój. A ja się tylko zakochałem w niewinnej nauczycielce...
- Jeżeli ma to sprawić, że poczujesz się lepiej... - uśmiechnęła się nerwowo i w jej oczach widziałem niepewność. Do ostatniej sekundy się wahała.
     Podniosła się z krzesła, a ja poszedłem w jej ślady. Dopóki jej nie przytuliłem myślałem, że lada moment spanikuje, zaprzeczy i wycofa się. Ale nie zrobiła tego. Nie spuszczała wzroku z mojej osoby, wręcz wyczekując, abym wreszcie ją przytulił. A może po prostu chcę mieć to już za sobą.
     Postawiłem krok na przód i jak na zawołanie przed oczyma ponownie pojawił się obraz z wczoraj; gdy postawiłem krok w jej stronę, ona się cofnęła. Teraz nawet nie drgnęła, w końcu jest świadoma moich zamiarów wobec niej. Albo chcę udowodnić, że faktycznie mogę na niej polegać, w każdej sprawie, nawet taka jak ja, aby Haruś poczuł się lepiej...
     Muszę uważać, aby nie zrobić czegoś, co mogłoby ją wystraszyć, całkowicie przekreślając moje szanse u niej.
     Objąłem ją powoli w talii i przyciągnąłem do siebie. Pachniała cudownie, tak jak zapamiętałem z wczoraj. Był to zapach, który mógłby mi towarzyszyć w każdej sekundzie mojego życia.
     Czekałem, aż odwzajemni gest, zanim posunę się dalej. Nie chciałem jej do tego zmuszać tak, jak wczoraj i wciąż jeszcze mogła się wycofać, ale byłem naprawdę zdumiony, gdy po chwili jej ręce objęły moją szyję. Przytuliłem jej drobne ciało do swojego jeszcze bardziej, chowając twarz w jej włosach. Westchnąłem cicho czując, że znalazłem w odpowiednim miejscu i trzymam w ramionach odpowiednią osobę.
     Dopiero teraz poczułem się... lekko. Nic nie powiedziałem, ona również, tylko się przytuliliśmy, a ja poczułem się lekko, jak jeszcze nigdy w życiu. Jakbym zrzucił cały bagaż doświadczeń ze swoich ramion.
- Ktoś mnie kiedyś bardzo zranił... - wyszeptałem. - I boję się, że to się znowu stanie. Albo ktoś się dowie i wykorzysta to przeciwko mnie.
- Dlatego ukrywasz się pod tą twarzą? Aroganckiego i nie bojącego się ryzyka chłopaka? - nie mówiła tego z sarkazmem, a z tonu jej głowi wywnioskowałem, że nie próbowała mi również zrobić na złość. Mówiła prawdę. Taki właśnie byłem.
     Albo takiego właśnie udawałem.
- Tak, chyba tak. - zacisnąłem wargo w jedną linię i niechętnie odsunąłem się od niej. - Nie powiesz nikomu, prawda?
- Harry, komu miałabym powiedzieć? A co najważniejsze: co bym miała powiedzieć? - wzruszyłem ramionami. - To ty decydujesz, kim w życiu jesteś i nikt nie ma na to wpływu. To nie jest karalne. I skoro prosisz mnie, żebym nikomu nie mówiła; masz moją obietnicę, że nikt się nie dowie. Twój mały sekret jest u mnie bezpieczny. I dziękuję, że mi zaufałeś, Harry.
     Sposób, w jaki ona wypowiada moje imię, wyprowadza mnie z równowagi. Wiele dziewczyn wypowiadało seksownie moje imię, ale [T.I.] zdecydowanie zrobiła to najlepiej. Skoro zachwycam się zwykłym wypowiadaniem mojego imienia, jak moje ciało zareagowałoby na dotyk, albo pocałunek...
- Jesteś pierwsza osobą, której o tym mówię. Dziękuję, że zechciałaś mnie wysłuchać.
     Uśmiechnąłem się smutno i odrobinę skrępowany, schowałem dłonie do kieszeni spodni.
- Pierwszą? Z nikim się tym nie dzieliłeś?
- Nie miałem z kim.
- A mama? A Zayn?
- Mama ma wystarczając dużo swoich problemów, a Zayn... uważasz, że jest dobrą osobą do powierzania mu sekretów? Jest dobrym przyjacielem, ale on chyba nie potrafi słuchać i dawać rad. Albo wspierać, ale za to jest idealnym towarzyszem do picia. Smutne? Może trochę, ale prawdziwe.
     Zerknąłem na zegarek, który wisiał naprzeciwko mnie na ścianie i chwyciłem w dłoń swój plecak. Czas kozy dobiegł końca, choć niechętnie to przyznaję, ponieważ to oznacza pożegnanie z [T.I.].
- Dziękuję, że mi zaufałeś. Czy czujesz się chociaż troszkę lepiej po powiedzeniu tego?
- Tak, tak myślę. - przystąpiłem z jednej nogi na drugą. - Chociaż nie powiedziałem wszystkiego... - I nie prędko powiem.
     [T.I.] wróciła do biurka. Wyłączyła komputer i wzięła swoją torebkę. Miałem niczego na razie nie mówić, ale w ostatniej chwili stwierdziłem, że może po wypowiedzeniu samych ogólników, poczuje się lepiej. I faktycznie tak było, ale dopiero po wypowiedzeniu wszystkiego, co leży mi na sercu, mógłbym bez chwili zastanowienia posunąć się do stwierdzenia "Czuję się wolny". Nie jestem jednak przekonany, czy to kiedykolwiek nastąpi.
- Ze swojego doświadczenia wiem, że lepiej być sobą niż udawać kogoś, kim się nie jest. - powiedziała cicho. - Musiał ktoś Cię bardzo skrzywdzić, skoro ukrywasz swoje prawdziwe ja. Znam to.
     Co takiego ukrywa ta dziewczyna, skoro tak twierdzi? Jest bardzo tajemnicza i z pewnością ją również ktoś kiedyś zranił i przyznaję to z pełną odrazą skierowaną ku osobie, która się tego dopuściła.
     Zagryzła niepewnie dolną wargę, unikając mojego spojrzenia. Już żadne z nas nie odezwało się do siebie, dopóki nie przyszedł czas rozstania.
- Do widzenia, Harry.
- Do wiedzenia.
     Albo do zobaczenia.


- Harry, co ty chory jesteś? - zaraz po otworzeniu przeze mnie drzwi do mieszkania, do środka wparował Zayn, który oczywiście musiał powiadomić wszystkich domowników o swoim przybyciu. Ten kretyn nie potrafi mówić cicho. I szczerze... był ostatnią osobą, z którą teraz chciałbym się widzieć.
- Kurwa, Zayn, nie potrafisz mówić ciszej? Głowa mi pęka. - zamknąłem drzwi i podszedłem do szafki, w której moja mama trzyma leki, szukając czegoś na ból głowy. To jest taki pospolity ból, że byłem pewny, że lada moment będę trzymał opakowanie z lekami w dłoni, ale dłonie tak mi się trzęsły, że jedna chwila przerodziła się w kilka.
- No sorry, nie odbierasz telefonów, nie odpisujesz na sms, na fejsie Cię nie ma. Co się z Tobą dzieje?
- Źle się czuje, chyba mam jeszcze do tego prawo. - warknąłem. Wreszcie znalazłem jakieś leki. Wycisnąłem z opakowania dwie białe, okrągłe tabletki i popiłem je wcześniej naszykowaną szklanką wody.
    Nie miałem pojęcia, dlaczego bolała mnie głowa, ale modliłem się, aby te tabletki pomogły. Rozbolała mnie zaraz po wyjściu ze szkoły. Pierdolona szkoła, mam z nią więcej problemów, niż pożytku.
- Tak Ci te dwie godziny kozy dały w kość? - zaśmiał się złośliwie, ale mi nie było do śmiechu.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytałem, ignorując jego pytanie. Nie mogę dać poznać po sobie, że jedną z przyczyn zmiany mojego zachowania jest [T.I.], nasza nauczycielka od historii. Jeżeli on się o tym dowie - dowie się zaraz cała szkoła.
     Wiele razy starałem się przypomnieć sobie moment, w którym ja i Zayn zaprzyjaźniliśmy się, ale to kończyło się tak samo, jak zaczynało - pustką. Dogadujemy się, a to jest chyba najważniejsze. Nie narzekam.
- Louis urządza dzisiaj domówkę. Wkładaj manatki i idziemy.
- Idź beze mnie, ja się nie nadaję dzisiaj na imprezę. - odłożyłem szklankę do zlewu i leniwym krokiem udałem się do salonu, gdzie oglądałem jakiś film, nawet nie wiem jaki ma tytuł. Nie ma to nawet dla mnie znaczenia.
     Zayn wydawał się być niezadowolony z mojej decyzji, a wręcz oburzony tym faktem. Na każdej imprezie w trójkę - Ja, Zayn i Louis - gramy główne skrzypce, bez nas nie ma imprezy (skromnie powiedziawszy), ale jeżeli na jednej mnie nie będzie, to się nic wielkiego nie stanie. Świat tak czy siak dalej będzie funkcjonował.
- Ty chyba sobie żartujesz...
- Zayn, nie jestem robotem. Źle się czuję i chyba będę chory. Nigdzie nie wychodzę.
     Wzruszyłem ramionami i przeniosłem wzrok na ekran telewizora z nadzieją, że ten sobie odpuści i zaraz wyjdzie z mieszkania. Ale nic nie wyglądało na to, że on zamierza to zrobić. A wręcz przeciwnie, postawił krok w moją stronę. Uważnie mi się przyglądał, jakby chciał wejść w głąb mojej duszy i poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie o przyczynę mojego fatalnego samopoczucia. Po kilku chwilach zaczęło mnie to naprawdę denerwować.
- Ty się zakochałeś... - stwierdził, a ja się aż zakrztusiłem.
- Słucham?! Nie pierdol głupot!
- To ty nie pierdol, że się nie zakochałeś! Hazz, znam Cię nie od wczoraj. Byłeś chory niejednokrotnie i na pewno wtedy nie wyglądałeś tak, jak teraz. A z resztą, osoba chora chyba ma również katar i ból gardła, nie uważasz? - ponieważ nic nie odpowiedziałem, Zayn uznał to za jednoznaczną odpowiedź na swoje stwierdzenie. Uśmiechnął się wesoło i dumny z tego usiadł na kanapie obok mnie, poklepując mnie po ramieniu. - Mnie nie oszukasz, przyjacielu. A teraz mów, która jest tą szczęściarą.
- Nic Ci nie powiem. -  pokręciłem przecząco głową i oparłem się łokciami o kolano.
     Cholera jasna, skoro tak łatwo przyszło mu odgadnięcie, że tak naprawdę się zakochałem, to tak łatwo mi nie odpuści i będzie mi wiercić dziurę w brzuchu dopóki nie dowie się, kim jest ta dziewczyna. Zastanawiałem się, po co mu ta wiedza. Po to, aby tylko zaspokoić swoją ciekawość i przy okazji ciekawość innych osób w szkole, czy może chcę coś z tym zrobić. Tylko, co on mógłby z tą informacją zrobić? W ten oto jakże demokratyczny sposób, druga opcja odpada.
- To ta Amber z przeciwnej klasy? Skubana piękna jest i zarazem inteligentna. Szkoda, że nosi te okulary, bez niej byłoby jej zdecydowanie ładniej... i seksowniej...
- Skoro ty jesteś nią zainteresowany, to dlaczego sam do niej nie wystartujesz?
- Nie chcę Ci jej odbijać...
- To nie ona.
     Zayn westchnął, ale nie zamierzał się poddawać. Kciukiem przejechał po dolnej wardze, marszcząc przy tym brwi, niczym jakiś naukowiec. Taki widok był do Zayna zupełnie nie podobny, ale jak się już czegoś uprze, to nie ma zmiłuj. Czasami podziwiałem ten jego opór i dowiadywał się w ten sposób o wielu interesujących rzeczach.
     Swoją drogą, muszę zapytać mamy, czy naprawdę tak bardzo widać po mnie to, że się zakochałem. Z kolei, jeżeli dowie się ona, dowie się za chwilę i Gemma, moja siostra a wtedy we dwie będą się nade mną znęcały psychicznie. Będę mógł się pożegnać ze spokojem.
- W takim razie... hmm, daj mi chwilkę, zaraz odgadnę... WIEM! To Kimberly z pierwszej klasy! Młodsza, to jest fakt, ale niezła z niej dupa i nie zaprzeczysz. Udaje tylko taką niewinną.
- Jak na pierwszoklasistkę, to tak, jest  ładna, ale to wciąż nie ona.
- Szlag... - zagryzł policzek od wewnętrznej strony, wciąż główkując.
- Zayn, po co Ci w ogóle do wiadomości ta informacja? Książkę piszesz?
- Głownie dlatego, aby zaspokoić swoją ciekawość... - Przewróciłem oczami. A nie mówiłem?! - Ale również dlatego, aby Ci uświadomić, żebyś tego nie ukrywał i byś o nią walczył. A co jeżeli i ty się jej podobasz? - uniosłem brwi do góry ze zdziwienia. Zayn i takie rady? No to jest dla mnie szokiem. Może zbyt pochopnie oceniłem go twierdząc, że nie potrafi słuchać i dawać rad? Albo jeszcze nie miał okazji się w tej kwestii wykazać. - Co ja pierdole, ty podobasz się każdej dziewczynie w tej szkole, więc się o nią nie martw.
     Dlaczego te słowa dały mi odrobinę nadziei na to, że jednak podobam się [T.I.] tak, jak ona podoba się mi? Nie, to przecież niemożliwe. Taka piękna dziewczyna, jak ona, musi mieć chłopaka, to by było dziwne, gdyby nie miała. I chociaż skręca mnie na myśl, że w tej chwili w ramionach może ją trzymać inny facet, to nie mogłem tej opcji całkowicie odrzucić.
- Dobra, zgaduje dalej. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Zayna, który dalej główkował. Skubany, uparty jest. - A może to Katherine z naszej klasy? Widzę, jak na Ciebie patrzy... Tak samo jak trzy czwarte dziewczyn w szkole, ale to szczegół.
     Zayn poruszył zabawnie brwiami. Humor mu dzisiaj odpowiada, a mi wręcz przeciwnie, więc jak mnie wkurwi, to nie ręczę za siebie.
- Pudło.
     Uśmiechnąłem się dumnie. Nie odkrył mojej największej tajemnicy! Jeszcze. To tylko kwestia czasu, więc moja radość była tylko chwilowa. Spojrzałem na swojego przyjaciela, którego wyraz twarzy wyraźnie pokazywał, że jest niezadowolony z tego, że nie udało mu się odgadnąć.
- Może jakaś podpowiedź? Przynajmniej kolor włosów...
- Nic z tego.
     Zmarszczył czoło jeszcze bardziej. Naprawdę cieszyłem się z tego, że to jeszcze nie dzisiaj się dowie, kim jest dziewczyna, w której się zakochałem. Ale jak wcześniej wspomniałem - moja radość była tylko chwilowa. W jednej sekundzie jego twarz rozpromieniła się, a w oczach pojawiły się iskierki. Kurwa mać, niech się szlag, Malik...
- Ostatnio tak namiętnie wpatrujesz się w naszą nową nauczycielkę od historii...
- Zayn, skończ...
- Nie wierzę, zakochałeś się w [T.I.]!! - krzyknął rozbawiony i dumny ze swojego odkrycia. Byłem wkurwiony i miałem mętlik w głowie. Powinienem mu się przyznać do tego, czy zaprzeczać? W końcu sam do tego doszedł, bez mojej pomocy, ale ja go o to nie prosiłem!
- Nie! Uważasz, że byłbym zdolny zakochać się w nauczycielce?! Z resztą... nigdy wcześniej w nikim się nie zakochałem, skąd mam niby wiedzieć, jakie to uczucie? - warknąłem i podniosłem się z kanapy, rozpoczynając moją wędrówkę po salonie. Chyba do końca roku szkolnego nie pojawię się w szkole, bo skoro Zayn się wszystkiego SAM domyślił, każda inna osoba w klasie będzie w stanie zrobić to samo.
- Tak, tak właśnie uważam. I to, że jeszcze nigdy nie zdarzyło Ci się prawdziwie zakochać nie znaczy, że nigdy tego nie doświadczysz. - czułem się, jakbym rozmawiał ze swoją siostrą, a nie najlepszym kumplem, który wcale nie jest lepszy ode mnie w kwestii dziewczyn. - Może i jestem głupi, ale na pewno nie ślepy. Zawalcz o nią.
- Głupi to ty na pewno jesteś. Wiesz co by się stało, gdyby ktoś się dowiedział, że nauczycielka ma romans z uczniem?! I to jeszcze praktykantka?! Nie chcę ryzykować...
- Nikt nie musi o tym wiedzieć. Harry, nie poznaje Cię! Uwielbiasz ryzyko, a teraz nagle uciekasz? Zostało jeszcze półtora miesiąca jej pracy tutaj, myślisz, że kogoś będzie obchodziło to, z kim będzie się spotykała po ukończeniu praktyk? - Mnie. - A nawet jeżeli tak, to i tak nie będzie miał nic w tej kwestii do gadania. - zmarszczyłem nos, wciąż nie do końca przekonany, czy powinienem tak wiele ryzykować. - Jeżeli naprawdę się w niej zakochałeś, to walcz. Niektóre tajemnice można trzymać w ukryciu bardzo długo. Kwestia tylko tego, jak bardzo będziecie się starać, aby to pozostało w ukryciu.
- A co jeżeli ja sie jej nie podobam? - zapytałem, chociaż panicznie bałem się odpowiedzi na to pytanie. Nie chciałem jej nawet znać. Nie byłbym chyba w stanie znieść faktu, że ona mnie nie chcę.
- Stary, sam musisz się tego dowiedzieć. - uśmiechnął się szeroko i podniósł się z kanapy. - I weź coś zjedz, jesteś taki blady, jakbyś ducha zobaczył. Ja spadam na imprezę, potrzebuję procentów. Oooo, może Amber na niej będzie. Trzymaj kciuki, ale jakbyś chciał wpaść, to nie krępuj się. - poklepał mnie po ramieniu i skierował się do wyjścia.
     Stałem jak kołek na środku salonu, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Chyba potrzebowałem takiej rozmowy, męskiej rozmowy i nie spodziewałem się, że przeprowadzę ją z Zaynem, ale z drugiej strony cieszę się. Mam teraz pewność, że mogę mu ufać i polegać na nim. Żałuje jedynie tego, co myślałem o nim wcześniej. Okazał się być zupełnym przeciwieństwem osoby, którą stworzyłem  w myślach.
- Zayn... - krzyknąłem, kiedy chłopak już otwierał drzwi na dwór. Odwrócił się i uniósł jedną brew do góry. - Dzięki za rady i... ogólnie za całą rozmowę.
- Spoko, zawsze możesz na mnie liczyć.... I nie martw się, nikt się o tym nie dowie. Przynajmniej nie ode mnie.
     Kiwnięciem głowy pożegnał się i zniknął za drzwiami.



      Dlaczego akurat dzisiaj musiał mi się zepsuć samochód?! Dlaczego do cholery jasnej nie mógł za 8 godzin, kiedy to będę wychodziła ze szkoły? Przynajmniej wtedy nie musiałabym się martwić o to, że spóźnię się na zajęcia. Co sobie dyrektor o mnie pomyśli? Praktykantka i jeszcze się spóźnia! Bycie na czas w pracy to podstawa, a ja nie chcę przez taką drobnostkę narażać swojej opinii. Skoro dostałam szansę, chcę ją wykorzystać najlepiej jak potrafię, udowadniając to w każdej dziedzinie, począwszy od przychodzenia do pracy na czas, w odpowiednim stroju, a kończąc na profesjonalnym wykonywaniu tego zajęcia. Nie płacą mi za nią - a szkoda - ale to właśnie od tych dwóch miesięcy zależą moje studia. Muszę dać z siebie 101%.
     Wręcz wybiegłam z tego autobusu w połowie drogi, starając się jak najszybciej dotrzeć do szkoły. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku i stwierdziłam, że jestem już spóźniona 10 minut. Cóż, dla uczniów to żaden problem. Przynajmniej nie będą mieli lekcji.
     Biegłam chodnikami, wymijając ludzi. Kilku z nich przez przypadek potrąciłam, ale grzecznie przeprosiłam. Jeszcze tego by brakowało, abym miała kłótnię z jakimś przechodniem za moje niekulturalne zachowanie.
     Spóźniona 15 minut na lekcje, wbiegłam w końcu do szkoły. Na razie może nie będę patrzeć w lusterko, aby się nie przestraszyć mojego wyglądu, po tak "szybkim" spacerku. Składałam sobie w myślach pokłony za to, że nie założyłam dzisiaj obcasów, a balerinki. Jeżeli bym to zrobiła, pewnie byłabym dopiero w połowie drogi.
     Weszłam do pokoju nauczycielskiego, chwyciłam kluczyk od sali i pognałam schodami na górę. Już w tym miejscu byłam w stanie usłyszeć śmiejące się towarzystwo. Teraz mam lekcje z klasą, do której uczęszcza Harry. O właśnie, Harry! Przez to, że od rana byłam taka zabiegana, nawet nie zdążyłam o nim pomyśleć. Nic konkretnego w sumie nie straciłam, ale... naprawdę nie rozumiałam jego zachowania, a pragnęłam zrozumieć. W jednej chwili jest odważny, arogancki, chętnie ze mną flirtuje, a w następnej zmienia w wrażliwego i uczuciowego chłopaka. Cieszę się, że mi zaufał i powiedział przynajmniej cząstkę tego, co czuje w sercu. Nie wiem, co jeszcze ukrywa, ale chce mu udowodnić, że może na mnie liczyć w tej kwestii i w każdej chwili może mi o tym powiedzieć. Może w ten sposób ulży mu, a może nawet będę w stanie mu pomóc.
     Czego on się boi?
     Fakt, wciąż muszę trzymać go na dystans, ale prawdę powiedziawszy - nie potrafię. Ledwo doba minęła, a ja już zdążyłam się z nim przytulić DWA RAZY! Podobało mi się... i tu jest problem. Nie powinno mi się podobać.
- Dzień dobry. - usłyszałam powitanie od kilku osób, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam i otworzyłam klasę czekając, aż wszyscy do niej wejdą. Jako ostatni wszedł Harry, który... nie wyglądał dzisiaj zbyt dobrze. Chory jest? A może smutny? Wolałabym chyba tą pierwszą opcję.
     Do klasy jako ostatnia weszłam ja, od razu przepraszając za swoje spóźnienie. Ponieważ byłam taka zmęczona, odechciało mi się prowadzić lekcję. Oczywiście to nie było profesjonalne zachowanie z mojej strony, ale nawet nie ma sensu rozpoczynać nowej lekcji, skoro do końca tej zostało zaledwie 20 minut. Uczniom to było zdecydowanie na rękę, więc po prostu resztę czasu poświęciliśmy na sprawdzanie zaległej pracy domowej.
     Kilka minut przed dzwonkiem na lekcji, po klasie rozległo się pytanie:
- Czy mogę wyjść na chwilę na korytarz?
     Podniosłam wzrok prosto na Harrego. To właśnie on zadał to pytanie, jego głos rozpoznam wszędzie. A co do samego chłopaka... był strasznie blady a oczy senne, jakby nie spał kilka nocy pod rząd. Nie wyglądał na kogoś, kto udaje, że jest chory. Bez zbędnego zastanawiania się zgodziłam się na jego wyjście, a sama kilka sekund po jego wyjściu pognałam za nim. Jeżeli coś mu się stanie, to ja będę za niego odpowiadała, w końcu to się dzieje na mojej lekcji.
- Co się dzieje? - zapytałam cicho, kiedy zamknęłam drzwi od klasy. Powoli podeszłam do Harrego, który siedział na ławce, z podpartymi łokciami na kolanach i twarzą schowaną w dłoniach. Delikatnie usiadłam obok niego.
- Po co za mną przyszłaś? - warknął. Nie spodobał mi się ton jego odpowiedzi. Czyli wrócił ten Harry, którego znają wszyscy w tej szkole.
- A kto mnie ostatnio upominał, że nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie?
     Tak, zrobił to, kiedy poprosiłam go o pozostanie w klasie po lekcji, aby poinformować go o ocenie niedostatecznej. Teraz spojrzał na mnie ukradkiem, ale nie szczególnie się tym przejął, nie odpowiedział nic. Cóż, ja tak tego nie zostawię. Jest jeszcze 5 minut pod moją opieką.
- Dobrze, nie odpowiadaj. - westchnęłam cicho, przenosząc wzrok na gablotkę z pucharami, która stała niedaleko nas. - Jeżeli chcesz, możesz iść do pielęgniarki, a potem do domu, zwolnię Cię.
- Nie pójdę do żadnej pielęgniarki. - odpowiedział łagodnie, ale stanowczo. - W tej chwili potrzebuję kogoś innego, a nie pielęgniarki, która i tak mi nie pomoże.
     Kogo innego potrzebuje? Nie wypytywałam go, bo uznałam to za niestosowne, ale pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl była jego mama. Może chcę, aby go odebrała?
- Zadzwonić po kogoś, aby Cię odebrał?
- Do nikogo nie dzwoń. Zostaję w szkole. Musiałem po prostu... chwilę odetchnąć.
     Westchnął i wreszcie spojrzał na mnie. Był smutny, jego oczy to mówiły i nie trzeba się było go pytać o to. Odstawiłam na bok zawstydzenie, które zawsze mi towarzyszy, kiedy na mnie patrzy, a skupiłam się na jego zdrowiu.
- Jeżeli jednak nie jesteś na siłach...
- Dam sobie radę. Nie mogę w końcu ominąć kozy po lekcjach. Dyrektor nie byłby zadowolony.
- Myślę, że w tej sytuacji będzie wyrozumiały...
- Dam sobie radę. - uśmiechnął się delikatnie, a ja nie byłam w stanie nie odwzajemnić tego uśmiechu.
- Gdybyś jednak czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie szukać.
- Jasne.
     Po szkole rozniósł się dźwięk dzwonka i jak na zawołanie z klas zaczęli się "wysypywać" uczniowie. Podniosłam się z ławki i po raz ostatni spojrzałam na Harrego. Nie wydawał się zadowolony z tego, że ten dzwonek przerwał nam rozmowę, ale nie miał już na to wpływu. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do klasy, pozwalając uczniom na jej opuszczenie.



     Aktualnie siedzę w samochodzie Harrego i jedziemy do mojego domu. Plus jest taki, że nie muszę mu podawać adresu, bo już u mnie przecież był, ale z drugiej strony zastanawiam się, czy dobrze postąpiłam przystając na jego propozycję. Jeżeli ktoś nas zobaczy - zwłaszcza któryś z pracowników szkoły - może być nieciekawie, dlatego jak tylko mogłam chowałam twarz pod kurtyną włosów, jeżeli widziałam kogoś podejrzanego. A jak to się stało, że mój uczeń odwozi mnie do domu?
     Chciałam skrócić kozę Harrego o około 20 minut, aby zdążyć na ostatni autobus, który miał mnie odwieźć do domu. Następny byłby dopiero za półtorej godziny, a mi się nie szczególnie marzyło stać tyle na przystanku. Chłopak nalegał, abym powiedziała, co jest przyczyną skrócenia tego czasu, chociaż do tej pory zastanawiam się, do czego potrzebna była mu to informacja. W końcu uległam i wyjaśniłam mu to, a on stanowczo zaprzeczył i zadeklarował się, że to on mnie podwiezie. "Będzie z pewnością szybciej i wygodniej, nie uważasz?" - zapytał, a ja nie zaprzeczałam, bo taka była prawda. Protestowałam, broniłam się jak tylko mogłam, aż w końcu się podałam. Nie chciałam zabierać mu wolnego czasu po lekcjach, a tym bardziej nie chciałam z niego robić jakiegoś swojego osobistego kierowce. Uważam, że taki chłopak jak on, ma o wiele więcej ciekawszych zajęć, niż odwożenie swojej nauczycielki do domu.
     Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego samochodu albo przynajmniej przerwać tą grobową ciszę, ale za cholerę nie wiedziałam, jak mam rozpocząć rozmowę.
- Ile mam Ci oddać za paliwo? - zapytałam w końcu. To pytanie wydawało mi się odpowiednie i zupełnie na miejscu, ale dopiero śmiech Harrego uświadomił mi, że wcale takie nie było.
- [T.I.], proszę, nie żartuj. To drobnostka.
- Ale na pewno masz jakieś inne ciekawsze zajęcie niż odwożenie mnie...
- Na przykład jakie?
     No właśnie, Sherlocku?
- No nie wiem... - wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- No właśnie, bo nie mam. Odwiezienie Ciebie to dla mnie przyjemność.
     Wyjrzałam za okno i w duchu ucieszyłam się, widząc znajome domy sąsiadów. Za kilka chwil powinnam być już w domu.
     Nareszcie.
- Może wejdziesz do środka? I... napijesz się czegoś? - właściwie to nie mam pojęcia, dlaczego zadałam to pytanie, ale mam nadzieję, że potraktuje to jako mój rewanż za podwózkę. Niezbyt on okazały, ale tylko tyle jestem w stanie mu zaproponować.
- Bardzo chętnie.
     Zatrzymał się pod moim domem. Silnik zgasł i zapadła niezręczna cisza. Żadne z nas nie pałało się do opuszczenia pojazdu. Patrzyłam tępo przed siebie, wsłuchując się w nierówne bicie własnego serca. Z jednej strony chciałam wyjść i trzymać się jak najdalej od Harrego. Jednak z drugiej strony zasmucała mnie myśl, że już za kilka sekund się rozstaniemy. Jestem beznadziejna. Nie jestem w stanie określić jednoznacznie swoich uczuć. Chcę go, ale... nie chcę, a może raczej nie mogę. Ale wiem, że taka dziewczyna jak ja, nie jest w stanie zaimponować takiemu chłopakowi jak Harry. Dlaczego w ogóle się tym przejmuje? Nie mamy nawet choć cienia szans na to, aby być razem, a ja pozwoliłam na dopuszczenie do siebie tej myśli.
     Głupia, głupia głupia!!
     Nieświadomie zagryzłam dolną wargę. Czułam na sobie wzrok chłopaka, ale obawiałam się swoich uczuć, które prawdopodobnie narodziłyby się zaraz po tym, gdybym ja spojrzała na niego, dlatego nie potrafiłam tego zrobić.
- [T.I.]... - zamknęłam na chwilę oczy, starając się uspokoić moje rozszalałe serce. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy, przenosząc wzrok na twarz chłopaka, od razu żałując swojej decyzji. Miałam w głowie mętlik i nagle zapomniałam o tym, że powinnam się odnosić do niego z dystansem. Jego zielone tęczówki wpatrywały się we mnie intensywnie, a malinowe usta pozostały lekko uchylone, widocznie z zamiarem powiedzenia czegoś. Wahał się do ostatniej chwili, aż w końcu powiedział. - [T.I.], to Ciebie rano potrzebowałem...


Przeżywali zakazaną miłość, niczym Romeo i Julia. Tkwili w czymś, co tak naprawdę nigdy nie powinno nastąpić. Mieli przecież tylko się poznać, polubić, ewentualnie zaprzyjaźnić. Nie mieli się w sobie zakochiwać.



Witajcie!
Oto 5 część imagina z Harrym, jak go oceniacie? Bardzo się starałam, aby Was nie zawieść, ale czy mi się udało tego nie zrobić, zależy od Was. Przepraszam z góry za błędy, które mogły się pojawić w imaginie.
Jak myślicie, jaką tajemnice ukrywa Harry? Czego się boi?
Czy macie jakieś specjalne propozycje , co do akcji? Może macie jakieś wizje co do sytuacji, w której powinni znaleźć się Harry i [T.I.]? Piszcie śmiało :)
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji
Merci.

50 :)

wtorek, 24 czerwca 2014

Zayn cz.7




Części : 1 2 3  5 6
__________________________________


MUZYKA
(polecam włączyć :) ) 

- Co cholery się tu dzieje. – Louis spojrzał na Zayna z zaskoczeniem.

Dłoń Zayna już nie była tam gdzie nie powinna, lecz znowu była na moich nardgastkach. Syknęłam z bólu.
- Zostaw ją – pierwszy raz słyszałam, by Louis mówił coś aż tak poważnym tonem.
- A co ? I tak już nie jest twoja. Jest moja. – jeszcze bardziej ścisnął nardgastki. Wtedy już krzyknęłam.
- Możesz być cicho – syknął do mnie zły.
- Do cholery jasnej debilu zostaw ją ! – podszedł do Zayna i mocno go popchnął, tak, że wreszcie mnie puścił. Bez wahania pobiegłam w stronę telefonu w kuchni.
Zaczęłam wybierać numer, kiedy Louis i Zayn zaczęli się bić. Byłam chyba w najgorszej sytuacji w życiu. Oddaliłam się od nich i zadzwoniłam na policję. Po tym, jak powiedziałam im wszystkie dane, szybko pobiegłam w stronę bijących się chłopaków.
Zaczęłam krzyczeć by przestali. Chociaż Zayn okazał się wielkim debilem, nie chciałam, by Louis go zabił. Lecz, oni jakby mnie nie słyszeli. Cały czas się bili i szarpali.
- Stój ! Louis stój ! – krzyknęłam i wtedy Louis się od niego oddalił. Miał przecięta wargę i mocno obity policzek. Ale chyba z Zaynem było gorzej. 


Był oparty o drzwi, tak naprawdę cały był obity. A krew z jego nosa lała się strumieniami.
- Nigdy więcej jej nie dotykaj. Nie jest twoja. Ani moja. Niestety. – Louis kopnął w niego nogą i odwrócił się do mnie. Zeskanował mnie wzrokiem i … wyszedł. A zamiast niego zobaczyłam funkcjonariuszy policji.
- Tutaj jest – pokazałam na Zayna który chyba stracił świadomość tego, co dzieje się wokół niego.
Złapał go i zakuli kajdankami.
- Widzę, że już dostałeś. – zaśmiał się chyba główny policjant, który wszedł do mojego domu. – Witam. To pani dzwoniła ?
- T-tak   
- [T.I] ! Proszę mnie wpuścić ! To mój dom ! – zobaczyłam mojego tatę, który był chyba przytrzymywany przez policjantów. Kiwnęłam głową i puścili mojego ojca do środka.
- Czy ktoś wytłumaczy mi, co się tu do cholery dzieje ?!
- Pan Zayn Malik, został złapany dzięki pana córce. Już od dawna go szukamy.
- Jak to ? – mój tata zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Robił tak zawsze. Działają razem. Wraz ze starszą, a kobietą, która jest niby jego matką. Zamieszkują u bogatszych ludzi i kradną pieniądze.
- I podrywają córki właściciela. – szepnęłam.
- Chce pani skorzystać z pogotowia. Widzę, że z pani nardgastkami nie najlepiej -pokręciłam głową.
- Zrobię to sama.
- W takim razie. Dziękujemy za wezwanie. Pewnie jeszcze się odezwiemy. Żegnam.
- Żegnam- szepnął mój tata, a ja minęłam go i weszłam do pokoju, opierając się o drzwi.
Sama nie wiedziałam, co się właśnie stało.

~*~

Minęło kilka tygodni od dnia, gdy Zayn trafił do więzienia wraz ze swoją matką. Przez chyba tydzień było strasznie głośno o tym duecie i także o mnie. Były nawet plotki, że niby ja też byłam w tym składzie, lecz szybko przeszły.
Moje nardgastki są mniej więcej dobrym stanie, lecz cały czas boli mnie, gdy zrobię bardziej nie uważny ruch.
Rodzice, zamiast współczuć mi, że takie coś się stało, postanowili mnie nazwać nieodpowiedzialną smarkulą. Jednym zdaniem.
Moje życie się zrujnowało. Lecz mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
Ubrałam na siebie czarną bluzę, buty i pojechałam do nikogo innego a Louisa. Cały czas w głowie miałam to jak powiedział ,, Nie jest moja. Niestety’’. Czyżby … wtedy gdy miał przyjść, chodziło mu o to … że chciał pogadać o naszym związku ?
To pytanie zamieszkało w moim umyśle, już od kilku dobrych dni.
Zapukałam do drzwi i po kilku próbach otworzył mi Louis. Miał na sobie tylko czarne rurki, a jego włosy były mokre. Pewnie brał prysznic.
- Ow. Hej. – uśmiechnął się delikatnie.
- Hej… Mogę ?
- Jasne. – Weszłam do jego mieszkania, kierując się w stronę salonu. – Siadaj. Chcesz coś do picia ?
- Nie. Nie chce. Mógłbyś usiąść ? – spytałam, zaczynając bawić się palcami. Nie wiedziałam, że to będzie aż tak stresujące.
Louie kiwnął głową i usiadł obok mnie.
- O czym chcesz pogadać ?
- O nas.
- O nas ? – zmarszczył brwi.
- Tak. Zachowywałam się głupio. Jak smarkula. I dostałam nauczkę. Straszną nauczkę.
Nie wiem, co mnie wzięło, żeby w ogóle zacząć to całe gówno. Ale wiem jedno. Cały ten czas myślałam, dlaczego byłam taka głupia, że cię zostawiłam. Nie powinnam dostać drugiej szansy. Lecz, zawsze warto spróbować. Czy udałoby się … byśmy… znowu stworzyli parę ?- wydusiłam to z siebie i podniosłam głowę. Zobaczyłam Louisa, który patrzy na mnie ze swoim słodkim uśmiechem.
- Nie powinienem ci dawać szansy. Powinienem cię od razu na wejściu wyrzucić z domu i powiedzieć, że nie jesteś tego warta. Chciałabym z tobą być. Bardzo. Z całego serca. Kocham cię [T.I]. Tylko że… mam taką jedną barierę.
Skoro raz popadłaś w uczuciach u innego, nawet jeśli okazało się, że jest to dupek największego wymiaru… to jak ja mam ci uwierzyć, że drugi raz nie popełnisz tego samego błędu ? – złapał mnie za rękę, plącząc nasze palce.
Mówił prawdę. Mówił czystą prawdę. I w pełni go rozumiem.
- Czyli… nie uda się ? – czułam, jak łzy wchodziły mi do oczu. 

- Nie wiem. [T.I]. Nie wiem. Nie chcę, bym znowu obwiniał się za coś. Czego nie zrobiłem. - ścisnęłam swoje oczy, by zastopować łzy. 
- Czyli... nie ? - szepnęłam.
- Przepraszam cię [T.I] - przybliżył się do mnie i przytulił. Wtuliłam się w jego zagłębienie w szyi i próbowałam napoić się jego zapachem. 
- Ja ... Ja już pójdę. Dziękuje za wszystko Louie. - odsunęłam się od niego i pocałowałam w policzek i jak najszybciej wyszłam z domu. 
Weszłam do auta i odjechałam. W ostatniej chwili skręciłam na autostradę. Deszcz lał jak cebra, a ja jechałam. Nawet nie wiedziałam gdzie. Po prostu chciałam jechać. Szybko. Poczuć tą adrenalinę. 
Cholera co ja robię ? Zachowuje się jak te baby z dramatycznych filmów. Odjechałam na jakiś zajazd i wyłączyłam auto. 
Oparłam głowę o kierownicę i zaczęłam płakać. Przez jednego człowieka zepsułam sobie całe życie. Rodzice mają mnie za smarkulę, moja przyjaciółka ... sama nie wiem, czy mogę z nią jeszcze gadać. Nie odzywała się do mnie od tygodni. 
A jedyną osobę. Która mnie szczerze kochała. Straciłam. Przez to, że chciałam spróbować z człowiekiem, który okazał się zwykłym dupkiem. 
Jedna sprawa zepsuła całe moje życie. A raczej jeden człowiek i jedna pokusa. 
Brzydziłam się siebie. Jak ja mogłam wogóle myśleć o drugiej miłości ? O tym, by się chować przez prawdziwym uczuciem. Okłamywałam sama siebie. 
Wtedy zaczął dzwonić mi telefon. Wyjęłam go. Dzwoni Zayn. 
Patrzyłam zaskoczona na telefon i odebrałam. 
- Halo ? 
- Tu Zayn. Mam jeden telefon i postanowiłem zadzwonić do ciebie. 
- Chyba se jaja robisz. 
- Nie ... ja. Przepraszam - zaśmiałam się. Nie wierzyłam własnym uszom. 
- Żartujesz tak ? 
- Nie. Wtedy. Ja... Ja byłem pod wpływem narkotyków. Wiem to głupie. Nie wiedziałem co zrobiłem. Obudziłem się, dopiero gdy Louis zaczął mnie bić. Zrozumiałem, co ci zrobiłem. Kim byłem. Prawda. Okradałem. Lecz nie zmienia to tego, że kochałem cię z całego serca. Dla ciebie chciałem przestać. 
- A jak wytłumaczysz rozmowę z matką ? Już wtedy mówiłeś, że mnie nie kochasz. 
- Właśnie wtedy wróciłem od kolegi. Który miał towar. I wziąłem. PRzez ten cały czas byłem na haju. Nie panowałem nad sobą. Przepraszam cię [T.I]. Proszę, odwiedź mnie tu. Chodź raz. Chce cię zobaczyć. Cholera ja cię kocham. Nawet nie wiesz jak za tobą tęsknie. - nie wiedziałam co powiedzieć. Otwierałam i zamykałam usta, próbując coś z siebie wydusić. 
- Też cię kocham Zayn -szepnęłam i wtedy usłyszałam dosyć głęboki męski głos, który mówił, że czas na koniec rozmowy. I koniec. 
Patrzyłam na ekran komórki z otwartą buzią. Wrzuciłam go do torebki i próbowałam zapomnieć o tej rozmowie. 
Szybko odpaliłam auto i pojechałam. Lecz nie do domu. Czas zacząć nowe życie.


Kochając jednocześnie dwie osoby ,
wybierz ta druga ,
bo jeśli naprawdę kochałbyś pierwszą ,
 nie zakochałbyś się w drugiej.
Johnny Depp
 _________________________
I na koniec jeden z moich ulubionych cytatów. Piękny, prawda ?
Ta piosenka też jest dla mnie magiczna.
Tak to ostatnia cześć.
Długo sie wachałam czy zrobić happy end. Lecz, postanowiłam
,że zrobię tak, jak postanowiłam na początku pisania tego imagina.
Z drugiej strony jest to dobry, a z drugiej smutny koniec.
Gdzie pojechałyście ? Nie wiem.
Wy mi powiedzcie.
Pamiętacie.
50 komentarzy 
Czekam na wasze opinie kochani.
Do zobaczenia x

sobota, 21 czerwca 2014

Harry cz.4


     Uważnie przyglądałam się ruchom dłoni Harrego, który od 10 minut pisał poprawę kartkówki. Widocznie dobrze się wyuczył, skoro zdążył zapisać już dwie strony. Ewentualnie improwizuje i pisze wszystko, co mu przyjdzie w tej chwili na myśl. Mogłam przysiąc, że spędzanie czasu z Harrym sam na sam było nieporównywalnie bardziej stresujące niż zaliczenie sesji, która zbliża się nieubłaganie. Nie powiem, że nie czekałam na to spotkanie z wielką niecierpliwością, bo bym skłamała, ale równocześnie chcę, aby relacja, która jest pomiędzy nami, pozostała na takim etapie, na jakim znajduje się w chwili obecnej. Właściwie jednoznacznie nie potrafiłam określić, jak ona wygląda i czy jest w ogóle coś, co może się zmienić.
     Harry jest moim uczniem, a ja jestem jego nauczycielką historii przez dwa miesiące oraz osobą, która codziennie będzie musiała go pilnować godzinę w kozie. Między nami wczoraj było małe spięcie i nic więcej.
     Nie mogłam się powstrzymać, aby nie spojrzeć na twarz chłopaka. Był idealny. Miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało. Siedział wygodnie rozłożony na krześle z tym całym nieładem na głowie i pięknymi, zielonymi oczami, w tej chwili wpatrzonymi w kartkę. Nie uśmiechał, nie ruszał się i sprawiał wrażenie niesamowicie perfekcyjnego samym faktem swojego istnienia. Kolczyk w wardze oraz kilka tatuaży na jego ramionach dodają mu niegrzecznego charakteru i... cholernie mi się podobają. Chciałabym ich dotknąć. Nieświadomie zagryzłam dolną wargę tak, że po kilku chwilach poczułam w ustach słony smak krwi.
- Możesz przestać mi się przyglądać? - zapytał stanowczo, ale łagodnie. Podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się delikatnie. Wydawał się raczej tym faktem bardziej rozbawiony, niż zły. - Nie mogę się skupić.
     Westchnęłam cicho i zawstydzona przeniosłam swój wzrok na sufit, który teraz wydał mi się o wiele atrakcyjniejszy. To było takie oczywiste, skoro ja wiem, kiedy mnie obserwuje, on również wie, kiedy ja obserwuję jego.
     Po kilku chwilach położył kartkówkę na moim biurku, a ja bez zbędnego zastanawiania się przystąpiłam do sprawdzania jej. Wszystko, aby teraz uniknąć kontaktu wzrokowego. Wystarczyło jego jedno spojrzenie, które kompletnie mnie dekoncentrowało i po raz kolejny miała mętlik w głowie. Boże, co się ze mną dzieje? Właśnie sama przed sobą przyznałam, że mi sie podoba i lubię na niego patrzeć...
     Dobrze, podoba mi się! Ale nikt, nawet Shay, nie może się o tym dowiedzieć! Nie dopuszczę do tego, aby ta prawda ujrzała światło dziennie, ani nie mogę dać po sobie tego poznać. Nie dam mu tej pieprzonej satysfakcji, że i na mnie zadziała swoim urokiem osobistym.
     Już to zrobił.
     Sumienie, zamknij się!
     Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową, chcą wyrzucić te myśli z mojej głowy, nie mogłam się skupić na sprawdzaniu tej kartkówki. Akcja mojego serca przyśpieszyła i odniosłam wrażenie, że słychać to bardzo dobrze, dzięki grobowej ciszy panującej w klasie.
- I jak mi poszło, psze pani? - zapytał zmysłowo, uśmiechając się słodko. Zaraz, chwileczkę... Harry i słodkość? To dwa zupełne przeciwieństwa, które nie mają szansy na połączenie się.
- Widać, że się uczyłeś wczoraj. - odpowiedziałam obojętnie, doczytując ostatnie zdania na karkówce. Byłam pod ogromnym wrażeniem, nie spodziewałam się tego po Harrym. Byłam pewna, że on oleje tą kartkówkę i "pójdzie na żywioł", a tu proszę, takie miłe zaskoczenie.
- Chciałem sprawić pani przyjemność. - Uniosłam wzrok, spoglądając na niego z rozszerzonymi oczami, dokładnie analizując jego słowa. Mam nadzieję, że zdaje się sprawę z tego, jak te słowa zabrzmiały... - Zależało pani na tym, abym dostał pozytywną ocenę, więc się postarałem.
     Sprostował szybko, ale nie wydawał się zakłopotany swoimi słowami, a wręcz przeciwnie, wydawał się zadowolony z mojej reakcji na te słowa. Lekko ściągnęłam brwi. Przysięgam, oddałabym wszystko, aby on nie patrzył się na mnie w ten sposób, jakby chciał mnie poderwać.
- Harry, uczysz się dla siebie, nie dla mnie. - powiedziałam jasno i czerwonym długopisem na kartce napisałam ocenę dobrą.
- Dlaczego czwórka? - zmarszczył brwi, opierając się łokciami o blat ławki. Nie wydawał się zadowolony ze swojej oceny.
- Po pierwsze, to była poprawa. Po drugie, to była poprawa kartkówki, a kartkówek się zwykle nie poprawia.
- Ale sama mnie o to prosiłaś!
- Poprosiłam i dziękuję, że potraktowałeś tą sprawę poważnie, ale nie obiecywałam Ci piątki, jeżeli się wykujesz. Przepraszam, jeżeli czujesz się urażony, ale wspominałam na naszej pierwszej lekcji, że kwestia kryterium oceniania nie uległa zmianie i zostaje takie, jakie wprowadziła pani Martin, by to nie był dla Was szok. Słuchałeś mnie wtedy?
- Noooo... - jęknął przeciągle, a na jego twarzy pojawił się grymas. - Mniej więcej.
- Mniej więcej... - powtórzyłam ciszej, zagryzając dolną wargę. Westchnęłam głośno i swój wzrok skierowałam na ekran komputera.
     Włączyłam elektroniczny dziennik z zamiarem wpisania oceny Harremu, ale już po dwóch minutach oczekiwania na załadowanie się jednej strony straciłam cierpliwość. W tym czasie mogłam wykonać masę innych rzeczy, ale nie, musiałam czekać.
- Dlaczego zgodziłaś się na pilnowanie mnie w kozie? - zapytał nagle. Wstrzymałam powietrze, zastanawiając się nad odpowiedzią, myślałam że ją znam i nie muszę się długo zastanawiać, ale po kilkunastu sekundach ciszy dotarło do mnie, że... nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na jego pytanie.
- Myślę, że... dyrektor weźmie to pod uwagę i wystawi mi dobrą opinię, kiedy mój staż dobiegnie końca.
- I tylko ze względu na opinię to robisz? - zapytał z niedowierzaniem, a jednocześnie z rozbawieniem. Dla mnie to nie było zabawne. Niepewnie kiwnęłam głową bojąc się tego, co teraz może odpowiedzieć na to. - Ja Ci za chwile podam powód, dla którego się zgodziłaś. Ja. Chcesz ze mną spędzać czasu, by móc się mi przyglądać, tak jak kilka minut temu. Chcesz mnie lepiej poznać. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
     Że co proszę?
     Próbowałam udawać obojętność, ale wychodziło mi to fatalnie.
- Harry, widzę, że jesteś pewny tego, co mówisz. Zbyt pewny. I niestety tu sie mylisz, nie zgodziłam się na to ze względu na Ciebie. Jesteś dla mnie tylko uczniem, jak wszyscy inni w tej szkole.
- Okłamujesz samą siebie, [T.I.]. I ja Ci to z czasem udowodnię.
    Jego śmiertelnie poważny wyraz twarzy, rozwiał moje wątpliwości co do tego, że może sobie ze mnie żartować. Zmarszczyłam delikatnie czoło. Nie okłamuje samej siebie. Przyznałam już, że Harry mi się podoba, ale na pewno nie byłabym zdolna do tego, aby dobrowolnie poświęcać mu godzinę każdego dnia w szkolnej kozie. Jego przesadna pewność siebie wytrąca mnie z równowagi.
- Nie, Harry. To ja Ci udowodnię, że sie mylisz. - chociaż nie mam pojęcia, jak ja to zrobię.
     Zaśmiał się złowieszczo, jakbym powiedziała coś zupełnie absurdalnego, wyimaginowanego. Co to niby miało oznaczać?
- Uważasz, że nie ulegniesz mojemu urokowi osobistemu?
- Tak, tak właśnie uważam.
- To dlaczego tak zawzięcie mi się przyglądałaś, kiedy pisałem tą kartkówkę?
     Prychnęłam, aby udać, że wcale nie jestem zestresowana. Czy już wspominałam, jak irytuje mnie jego pewność siebie? Chyba powinniśmy sobie wyjaśnić kilka kwestii, zanim Harry sam sobie pozwoli na wygadywanie coraz to odważniejszych kwestii.
- Byłam po prostu pod wrażeniem tego, jak w jednej wieczór wyuczyłeś się tego wszystkiego.
- Tak, i z powodu zagryzałaś wargę?
     Był zdolny i pisać kartkówkę i ukradkiem mi się przyglądać. Nie wiem czy powinnam się cieszyć jego zainteresowaniem czy raczej bać.
     Przynajmniej nie robił tego tak bezczelnie, jak ja.
- Nie muszę Ci się z tego tłumaczyć, Harry, więc, proszę, skończ swoje śledztwo.
- Nie uciekaj od odpowiedzi, kochana.
     Harry podniósł się z krzesła. Z aroganckim uśmieszkiem na twarzy skierował się w stronę mojego biurka. Akcja mojego serca znacznie przyśpieszyła, a dłonie zaczęły mi sie pocić. Nie może tego zauważyć, bo wtedy pomyśli sobie, że ma już nade mną władzę. Usiadł na krawędzi biurka, uważnie mi się przyglądając. W normalnych warunkach bardzo by mi się to podobało, byłabym nawet zdolna posunąć się do stwierdzenia, że jest idealną partią na mojego chłopaka, ale jestem jego nauczycielką, obowiązuje mnie regulamin, który jasno zakazuje bliższych kontaktów z uczniami. Jak ktoś nas na tym przyłapię, mogę pożegnać się z dobrą opinią od dyrektora na koniec mojego stażu. A komu będę mogła wtedy podziękować? Wspaniałemu Harremu, który nie chcę się ode mnie odczepić. Po co on to robi? Aby chwalić się swoim kolegom, że poderwał nauczycielkę? Aby się dowartościować? Nie sądzę, aby to robił  z "miłości". Tacy chłopcy jak on chcą się bawić, a nie marnować czas na związki... Jak on nawet mógłby się starać o taką osobę, jak ja? Nie, on na pewno robi to dla zabawy. Wykorzystuje naiwność nowej i młodej nauczycielki.
- Harry, nie próbuj... - wyszeptałam, kiedy odzyskałam zdolność racjonalnego myślenia i kiedy odzyskałam zdolność mówienia, którą utraciłam po jego podejściu bliżej mnie.
- Chcę Ci jedynie pokazać, jak reagujesz, kiedy jestem obok. Myślisz, że tego nie widzę? Twoje oczy Cię zdradzają.
     Jakimś cudem nasze dłoni otarły się o siebie. Zadrżałam. Wyładowanie elektryczne. Ale miłe, pomyślałam, mimo że tak naprawdę nie chciałam, aby to takie było. Harry również to poczuł, ponieważ się uśmiechnął. Nie złośliwie, nie arogancko. Uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem, jaki dany mi było zobaczyć. Dziwna, rozbrajająca i przeszywająca słodycz z czegoś, co zaczęło się jako wstrząs elektryczny. Takie wielkie wyładowanie spowodowane zwykłym dotykiem dłoni.
     Szybko zabrałam rękę i zerwałam się z krzesła jak poparzona. Co my wyprawiamy?
- Myślę, że na dzisiaj już wystarczy tej kozy. - wyszeptałam i chwyciłam z biurka klucz od sali. Szybkim krokiem podeszłam do drzwi i otworzyłam je czekając, aż Harry postanowi opuścić klasę. Nastąpiło to dopiero po kilku chwilach, ale na tym się nie skończyło.
- Mógłbym odzyskać swoją bluzę? - zapytał spokojnie.
- Jutro Ci ją przywiozę. - wiedziałam, że próbuje zmusić mnie do spojrzenia na niego, ale skutecznie ignorowałam te starania.
- Wolałbym ją odzyskać dzisiaj. Jest moją ulubioną.
     Zanim podałam mu ostateczną odpowiedź, rozważyłam wszystkie za i przeciw. Jeżeli mu ją oddam dzisiaj, może wreszcie da mi święty spokój, ale tym samym dowie się gdzie mieszkam. Nie wiem czy zrobiłby coś z tą informacją, ale jest duże prawdopodobieństwo że tak, skoro w szkole się nie ogranicza do relacji uczeń-nauczyciel.
- W porządku. - westchnęłam cicho i zamknęłam drzwi od klasy na klucz.



    Znajdowaliśmy się właśnie w samochodzie [T.I.], jadąc do jej mieszkania. Byłem niemal w stu procentach przekonany, że będzie się upierała przy swojej wersji, ale dość szybko uległa mojej. Dało mi to do myślenia, ale zostawię to na potem. Nie narzekałem, a wręcz cieszyłem się z takiego obrotu spraw. Znacznie mi to ułatwiło sprawę.
     Odkąd wsiedliśmy do samochodu, nie odezwała się do mnie ani słowem. Jest w pełni skupiona na jeździe a ja nie mogę się powstrzymać, aby na nią nie patrzeć tak samo, jak ona patrzyła na mnie w klasie. Przy niej wzbudzają się we mnie emocje, których nigdy wcześniej nie czułem. Bycie chamskim chujem przestaje mi odpowiadać, a nagle staje nieśmiały. Na moje szczęście dobrze to ukrywam, flirtując z nią, ale takie udawanie również przestaje mi się podobać. Ona sprawia, że chcę być taki, jaki jestem naprawdę, bez udawania, bez starania się przypodobać niektórym ludziom. Chcę być sobą, chcę być prawdziwym Harrym.
     Mieszkając z dwoma kobietami oraz zdobywając małe doświadczenie na własną rękę, całkiem sporo się o nich dowiedziałem. Ich usta mogą mówić NIE, ale oczy zawsze powiedzą prawdę. [T.I.] właśnie taka jest. Tylko dlaczego tak bardzo się mnie boi i tego, co mogę z nią zrobić? Oh, wiele chciałbym z nią zrobić, ale nie będę jej do niczego zmuszał, dopóki sama mnie o to nie poprosi. Może boi się dyrektora? Wiele ryzykujemy... właściwie wiele JA ryzykuje, bo ona za wszelką cenę próbuje i mi i sobie wmówić, że nic między nami nie ma, ale nie poddam się bez walki. Ona będzie moja i im prędzej do niej dotrze to, że między nami jest chemia, zapragnie mnie bez okłamywania samej siebie.
     Tak nawiasem mówiąc, dyrektor byłby nieźle wkurwiony, gdyby dowiedział się, że mamy romans i to jeszcze sam nam w tym pomógł... To by było zajebiste.
     Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod jej dom. Był co prawda niewielki, ale skoro mieszka sama, to po co jej większy? Znaczy, ja nie wiem czy mieszka sama, jeszcze jest trochę za wcześnie, abym ją o to wypytywał. Wszystko w swoim czasie.
- Zostajesz tu, czy idziesz ze mną? - zapytała miękko, sięgając po torebkę, którą rzuciła na tylne siedzenie pojazdu. Długo nad odpowiedzią nie musiałem się zastanawiać, przecież to oczywiste, że nie zostanę tu, skoro mnie zaprosiła do środka. Nie przepuszczę żadnej okazji, aby z nią być.
- Pójdę z Tobą. - uśmiechnąłem się delikatnie i wysiadłem z samochodu.
    Od razu uderzył we mnie mocny podmuch wiatru i jak na zawołanie na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Bardzo dobrze, że dostanę dzisiaj tą bluzę, bardzo mi się przyda.
     Ruszyłem za [T.I.] w stronę jej domu. Ta cisza, która panuje między nami zaczyna mnie powoli irytować. Ją to akurat rozumiem, w klasie było tak samo, ale ja?! Dopiero buzia mi się nie zamykała, a teraz? Jestem odważny tylko wtedy, kiedy nie ma przy mnie [T.I.]. To ona - choć nieświadomie - powoli burzy mury, które ja zbudowałem, by chronić swoje prawdziwe oblicze. Boże, co się ze mną dzieje? Atmosfera jest taka gęsta, że można ją kroić nożem.
- Mieszkasz sama czy z kimś?
     Kurwa, Styles, jeszcze za wcześnie!! Dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zdałem sobie sprawę, jak one zabrzmiały. Ja pierdole...
- Mieszkam sama. - odpowiedziała krótko i w swojej torebce zaczęła szukać kluczyków od mieszkania. Jej dłonie tak się trzęsły, że mało brakowało i by wypuściła torebkę z dłoni. Czym tak się denerwujesz, kochana?
     Oczywiście znałem odpowiedź na to pytanie. To przeze mnie tak się denerwuje, ale dlaczego? Nie zrobię jej krzywdy. Chyba będę jej musiał to uświadomić. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zrobił jej krzywdę.
     Chwyciłem w ostatniej chwili w dłoń jej torebkę, pomagając jej w znalezieniu kluczy. Uśmiechnęła się delikatnie, ale przez to zamieszanie zdenerwowała się jeszcze bardziej. Pragnąłem rzucić teraz to wszystko i mocno ją do siebie przytulić.
- Dziękuję. - wyszeptała, kiedy wreszcie odnalazła upragnione klucze i otworzyła drzwi. Co prawda jest trochę niezdarna, ale to nic. To czyni ją jeszcze bardziej uroczą. - Zaczekaj tu.
     Zastosowałem się do jej polecenia i zostałem przy drzwiach, których nie zamknęła, więc mogłem obejrzeć wnętrze mieszkania. Było urządzone skromnie, ale idealne ją odzwierciedlało: niewinna, słodka, kochana... Westchnąłem cicho, poirytowany tym, jak łatwo daje się ponieść emocjom i pozwalam sobie myśleć o [T.I.]. Sprawia mi to ogromną przyjemność, mógłbym o niej myśleć cały czas, ale tym sposobem... powoli zakochuje się w niej.
     Po kilku dłuższych chwilach wyłoniła się ze swojego pokoju, trzymając w swojej dłoni idealnie złożoną w kostkę moją bluzę. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dziękuję Ci jeszcze raz. - podała mi ją, a ja skinąłem głową i chwyciłem ją, od razu zarzucając ją na swoje ramiona. Nie pachniała jak moja bluza, moje perfumy, których użyłem tamtego wieczoru były już niewyczuwalne. Pachniała... nią, jej słodkimi perfumami. - Uprałam ją, ponieważ przez przypadek wylałam na nią sok.
     Wydawała się skruszona, ale ona wcale nie pachniała proszkiem, tylko jej perfumami. Dzisiaj byłem tak blisko niej, że czułem ten sam zapach, co czuję teraz.
- To nic. - puściłem jej oczko i postawiłem krok w jej stronę, a ona automatycznie krok w tył. Wciąż się mnie boi. A może jest zła?
- Jesteś na mnie zła. - to raczej brzmiało jak stwierdzenie, niż jako pytanie, ale [T.I.] nie zaprzeczała. Wyglądała wręcz na osobę, która lada moment eksploduje i zacznie wyrzucać z siebie potok słów. Westchnąłem cicho. Było mi naprawdę przykro. - Dlaczego?
- Bo wpędzasz mnie w kłopoty, Harry. - odpowiedziała stanowczo, składając ręce na piersiach.
     Otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, ale... nie miałem nic na swoją obronę. Miała rację. Jeżeli ktoś się o tym dowie, ja prawdopodobnie wylecę ze szkoły, a ona zostanie pozbawiona dobrej opinii po skończeniu jej praktyk. Nieważne jak bardzo jej pragnę, muszę mieć oczy dookoła głowy. To nie oznacza, że przestanę walczył o nią. Co to, to nie. Nie poddam się.
     Jednym krokiem zbliżyłem się do niej i objąłem ją w talii, przytulając mocno do swojego ciała. Początkowo próbowała wyrwać się z uścisku, ale kiedy zauważyła, że wcale nie zamierzam puścić, dała sobie spokój i niepewnie odwzajemniła uścisk. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale to była jedyna rzecz, której w tej chwili potrzebowałem bardziej, niż tlenu. Przytulałem do swojego ciała jej drobne ciało, zanurzając twarz w jej jedwabistych włosach. Słodki zapach jej perfum otulił moje nozdrza, że aż zakręciło mi się w głowie. Mogłem w takiej pozycji zostać do końca życia. Czułem się, jakbym trzymał w ramionach największy skarb, a znamy się zaledwie... dwa tygodnie i na dodatek nie wie, jak bardzo mi się podoba.
     Oprzytomniałem dopiero po minucie. Byłem w szoku. Tak łatwo dałem się ponieść emocjom. Jak poparzony odsunąłem się od niej. Co ona sobie musiała o mnie pomyśleć? W innej sytuacji miałbym na to wyjebane, ale mi naprawdę na niej zależy i jej opinia jest dla mnie ważna. Pewnie uważa mnie za chłopaka, który chcę ją jedynie poderwać i zaliczyć. Albo, że jej się narzucam.
- Ja... przepraszam. - wyszeptałem i spanikowany wybiegłem z jej mieszkania. Słyszałem za swoimi plecami jej wołania, ale nie mogłem zostać. Muszę ochłonąć i uporządkować swoje rozszalałe myśli.




Witajcie :)
Jak Wam się podoba imagin? Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam, ponieważ czytając komentarze spod poprzednich imaginów zauważyłam, że kila osób go wyczekuje. Starałam się i już myślałam, że mi się nie uda, a jednak w ostatniej chwili naszła mnie wena. Teraz idą wakacje, więc myślę, że czasu na pisanie imaginów będzie znacznie więcej. :)
Komentujcie, wyrażajcie swoją opinię. To bardzo motywuje.
Ask.

Pozdrawiam, Merci.

50 :)

piątek, 20 czerwca 2014

Zayn cz.6

                                                Części : 1 2 3  5
                         ______________________________________________

- Wszystko mi powiedział – powiedział, przybliżając się do mnie.
Ścisnęłam ręce i błagałam by to był sen. On nie mógł się dowiedzieć. Nie może.
- Źle się poczułaś i przyszłaś do Zayna i on się tobą zaopiekował. Dobrze się czujesz ?
- T-tak. – byłam totalnie zdziwiona. Dobrze to wymyślił. Kamień spadł mi z serca.
Jezu chyba nigdy się tak nie stresowałam.
- To dobrze córeczko. – pocałował mnie w czoło i delikatnie się uśmiechnął – Ja muszę iść. Wezmę jeszcze tylko portfel – wysłał mi oczko, a ja pokiwałam głową.
Ojciec poszedł w stronę sekretarzyka, w którym trzymał swoje wszystkie finansowe sprawy.
Poszłam w stronę kuchni i nalałam sobie trochę soku. Do domu weszła Nadia.
- Witam pana. Witaj [T.I]  

- Witaj Nadio. Widziałaś może moje odłożone pieniądze? – spytał, przeszukując cały czas szafy. Ja zaczęłam rozpakowywać zakupy wraz z Nad.
- Nie. Nie widziałam. Ostatnio jak sprzątałam, to odłożyłam do sekretarzyka tak, jak zawsze pan prosi – uśmiechnęła się profesjonalnie. Zawsze tak robi. Inaczej zachowuje się przy mnie a inaczej przy tacie. Przecież to jej ,,pracodawca’’.
Ojciec kręcił się pół godziny po domu, coraz bardziej zdenerwowany.
- Cholera jasna gdzie są moje pieniądze ?! -
-Tato, może wziąłeś i nawet nie wiedziałeś. Spokojnie. Na pewno ci ich nie brak – mruknęłam, siadając na barku.
- Może… Może masz racje. Dobrze ja spadam. Do widzenia ! – założył szybko kurtkę i wyszedł.
- Nad. Idę się dzisiaj spotkać z Merci. Idę się przyszykować – pocałowałam ją w policzek i poszłam do pokoju. Ubrałam na siebie, malinową spódniczkę a w nią wciągnęłam białą bluzkę na ramiączkach. Do tego kremowe baleriny. Zrobiłam naprawdę lekki makijaż i uczesałam włosy w kitkę, po czym wyszłam z domu. Postanowiłam się dzisiaj przejść. Podczas gdy stałam na przejściu dla pieszych, niechcący na kogoś wpadłam.
- Oj przepraszam – uśmiechnęłam się i podniosłam głowę.
- Nic się nie stało – powiedziała kobieta.
Ten głos coś mi przypomina. Odwróciłam się. Blond włosy. Ten sam głos. Na pewno się nie mylę.
Bez żadnych zawahań poszłam za nią. Oczywiście w dyskretnej odległości.
Po chwili kobieta skręciła do parku. Usiadła na ławce, a ja postanowiłam być za drzewem.
Trochę poczekałam, po czym usłyszałam, jak ktoś całuje ją w policzek.
-Witaj matko – znowu Zayn. Czyli to jest jego matka.
- I jak ?
- Bardzo dobrze. Dzisiaj mam dla ciebie pieniądze, a jutro będą perły.
- Nie mogę uwierzyć, że się nie skapnęli.
- Jestem w tym dobrym. Lubią mnie. A zwłaszcza ich córka.
- Jak to ?
- Myśli, że ją kocham. – i wtedy czułam jak moje serce w jednej sekundzie, rozbiło się na milion kawałków.

On mnie nie kocha ? To wszystko było … udawane ?
Zaczęłam błądzić wzrokiem po całym parku. Nie mogłam tego tak zostawić.
Nie mogłam. Wybiegłam zza drzewa wprost do domu.
Moja cała twarz była zalana słonymi łzami. To ON ukradł te pieniądze. Przecież to by było jasne ! Jezu, jaka ja byłam głupia ! Jak mogłam się zadurzyć w takim chłopaku ?!
Gdy biegłam do domu, właśnie wtedy pan wielki Zayn cholerny Malik podjechał autem pod dom.
- [T.I]? – spytał, a ja próbując utrzymać łzy, szukałam prawidłowego klucza. Cały czas zachłystałam się powietrzem. Nie mogłam uwierzyć. – [T.I] ? – był już bliżej. A prawidłowego klucza i tak nie miałam w ręce. – [T.I] Co się stało ? – poczułam jego rękę na talii i natychmiast od siebie odepchnęłam.
- Co [T.I] ? Zaraz i tak wejdziesz do domu i ukradniesz nową rzecz dla swojej mamusi ! – jego oczy stały się większe, zapełnione wściekłością i zdziwieniem.
Patrzyłam na niego z grozą i wreszcie otworzyłam te drzwi i stanowczym krokiem zaczęłam iść w stronę swojej sypialni.
Na korytarzu, gdy byłam już prawie przy drzwiach poczułam mocny uścisk na nardgastku. Po chwili byłam już przyparta do muru przez Malika.
- Skąd to wiesz ? – szepnął, jeszcze mocniej ściskając mój nardgastek.
- Puść mnie do cholery ! – zaczęłam się szarpać, lecz on jeszcze mocniej przyparł mnie do ściany swoim ciałem. Aż pisnęłam po tym, jak krew już nie dopływała mi do obydwu rąk.

- Masz mi powiedzieć. Skąd. To. Wiesz.
- Zostaw mnie, proszę ! – krzyknęłam z płaczem. – Widziałam was dzisiaj w parku – szepnęłam i wtedy mnie puścił.
Moje nardgastki zaczęły powoli robić się fioletowe.
- Jeśli komuś powiesz to…
- To co ?! Uderzysz mnie ? Czy co ? Weź te perły i stąd spadaj ! Chodziłeś ze mną tylko po to, by mieć kasę i by jeszcze kilka razy wylądować ze mną w łóżku ! Przez ciebie zerwałam z moim chłopakiem, którego naprawdę kochałam ! Tylko po to by … być takim durniem jak ty !
- No właśnie ! Nikt nie kazał ci tego zrobić ! Sama tego chciałaś. Sama weszłaś mi do łóżka i to ty o tym postanowiłaś! Nie ja ! Może i tak. Jest to moja wina.
Ale pomyśl! Serio myślałaś, że z tobą będę ? – zaśmiał się, odwracając głowę – Myliłaś się. I to bardzo. – patrzyłam na niego z obrzydzeniem.
- Jesteś zwyczajną świnią ! I tak łatwo ci to nie ujdzie ! - wtedy znowy mnie popchnął na ścianę. Lecz tym razem, nie złapał za ręce. Mocno do siebie przyciągnął, tak żę stykałam się o jego tors. 

- Pamiętaj jedno-szepnął mi do ucha. - Jeśli komukolwiek to powiesz, to zepsuje całe twoje życie. Ani się waż. Jeden krok, jedno słowo. A po tobie. - wtedy zaczęłam się go bać. Nie dlatego, że szeptał mi takie rzeczy, nie dlatego że moje nardgastki było sine i strasznie bolały.
Dlatego, że jego ręką powoli schodziła tam gdzie nie powinna.
Wtedy usłyszałam, jak kluczyk się przekręca.
- [T.I] Chciałbym poważnie pogadać, bo… - no oczywiście. Bo brakuje Jeszce do tego wszystkiego pana Louisa.




Wiem, krótkie i wogóle.
Ale chciałam by był właśnie taki, myślałam zę wyjdzie tego więcej a wyszło tak. Mam nadzieje, że i tak wam się spodoba. 
Piszcie co myslicie o tym rozdziale :) 

50 kometarzy x