Strony

piątek, 31 lipca 2015

Niall cz. 3 + Harry


Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano. Nie leżałam w swoim łóżku. Obok siebie zobaczyłam blondyna. Leżał na brzuchu z twarzą w poduszce z lekko rozszerzonymi ustami. Delikatnie uśmiechnęłam się na ten widok. Wstałam rozglądając się po pomieszczeniu. Był to jasny pokój, o kremowych ścianach, a ściana po mojej prawej stronie była cała oszklona. Za oknem widać było kołyszące się pnie drzew. Słońce przebijało się przez gęste, ciemne chmury.

Nie powiadamiałam mojej mamy o tym, że będę tutaj w nocy, więc wzięłam telefon do ręki z zamiarem napisania, że jak najszybciej znajdę się w domu. Zawsze była o mnie zmartwiona, a ja starałam się wracać o przyzwoitych godzinach.
Nacisnęłam kilka razy przycisk mojego IPhone'a, ale ekran cały czas pozostawał czarny, co oznaczało, że bateria się skończyła, Rozglądnęłam się za ładowarką, ale Niall miał ją chyba schowaną, więc nie chciałam grzebać w jego rzeczach. Przeszłam do łazienki, która połączona była z pokojem. Zdjęłam koszulkę Niall'a, zakładając swoją wczorajszą oraz resztę ubrań.  Chciałam umyć zęby, ale dlatego, że nie planowałam, spędzania tu nocy nie zabrałam ze sobą szczoteczki. Otworzyłam szafkę na wysokości moich ud, a w niej leżała nowa szczoteczka w opakowaniu. Pozwoliłam sobie ją otworzyć i użyć. Kiedy byłam gotowa do wyjścia, chłopak (mój?) nadal spał. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Nic więcej nie chciałam, zresztą chłopak wczoraj nie posunął się dalej, co oznacza, że nie jesteśmy jeszcze gotowi. Zwłaszcza ja. Nie wiem co mam sądzić, Niall jest mi bliski, ale czasem mam wrażenie, że sobie to wmawiam.To znaczy, nagle się budzę, mówią mi, że Niall to mój chłopak i mam go kochać. Mniej, więcej tak to jest.

***

Obudziłem się i pierwsze co zobaczyłem to puste miejsce obok. No, prawie puste. Leżała tam karteczka. Przeczytałem tekst, z uśmiechem. Myślę, że po wczorajszym wieczorze, jesteśmy trochę bliżej. To jasne, że nie rzuca mi się na szyje. To jak jeszcze daleko jesteśmy łamie mi serce, ale myślę, że wszystko zmierza w dobrą stronę. To dzięki niej, jestem taki pozytywny. To ona zawsze powtarzała, że wszystko się jakoś ułoży, jeśli będziemy dobrej myśli. Studiuje psychologię, więc zdaję się na jej wiedzę. 

"Dziękuję za wczoraj. było super :) [T.I] <3" 

***

Wracałam do domu bardzo szybkim tempem, ponieważ zapowiadało się na deszcz, a może i nawet burze, której -nie ukrywam- bałam się. Ludzi na ulicy nie brakowało, każdy przeciskał się przez każdego. Byłam w tłumie osób. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni zapominając, że jest rozładowany, co nie było dobrym pomysłem w tym tłumie. Telefon zaraz leżał na ziemi, a ja nieudolnie próbowałam, go podnieść. Ktoś nadepnął na moją dłoń, zasyczałam z bólu, wreszcie podnosząc telefon i prostując plecy, spotkałam się z szaro - zielonymi tęczówkami.
- Um, przepraszam. Coś Ci się stało? - spojrzał na moją, siną rękę
- Huh, myślę, że to nic, cóż, chyba. - to wyglądało źle.
- Wiesz, powinienem zabrać Cię do szpitala. - zaproponował. - Chodź, tam mam samochód. - wskazał na parking, obok pobliskiego parku.
- Um, myślę, że nie. Poradzę sobie. - odmówiłam mu. Po prostu nie chciałam. Pomimo tego, że chłopak był w moim wieku, a może młodszy, nie chciałam nigdzie z nim iść, a już na pewno nie jego samochodem.
- Myślę, że się mnie boisz. - zaśmiał się. Tak, miał racje.  - Nie masz czego. Więc, może daj mi swój numer i spotkamy się kiedyś, w przeprosinach? - starał się rozluźnić sytuacje.
- Tak, okej. - Błyskawicznie, zapisałam swój numer na jego telefonie i odeszłam. Tak strasznie mnie onieśmielał. W jego oczach widziałam dużo pozytywnych emocji, które odbierały mi mowę. Kuło nie w brzuchu kiedy się odzywał. Nie , nie wiem co to jest.

Spojrzałam na wyświetlacz. Był cały, więc okej. Ręka zaczynała mnie boleć coraz bardziej, więc byłam zmuszona iść do szpitala. Tam dowiedziałam się, że mam mocno stłuczoną rękę, więc założyli mi bandaż z drewnianymi małymi szynami. Cieszyłam się, że nie jest to gips. Nie pamiętam czy go nosiłam, ale nie wyglądał dobrze. Ze szpitala zadzwoniłam do mamy, powiedziałam jej, że jestem w szpitalu i chciałabym, żeby po mnie przyjechała. Ona, obiecała, że zadzwoni do Niall'a, żeby przywiózł mnie do domu. Ucieszyłam się, że zobaczę chłopaka. Zaczynałam go lubić i jestem mu wdzięczna, że nie jest nachalny i nie nalega.

Zobaczyłam go jak szedł korytarzem szpitala. Był ubrany w jeansy, koszulę i białe supry. Pomimo jego zwykłego ubioru, podobał mi się.





 Przywitaliśmy się całusem w policzek.
- Cześć, co się stało? - próbował to ukrywać, ale ja wiedziałam, że jest przejęty.
- Niall, to nic takiego. - uśmiechnęłam się. - Po prostu, ktoś nadepnął mi na rękę, kiedy schylałam się po telefon na ulicy, nie martw się. - Szczerze, nie chciałam, żeby się martwił. Ten niepokojący błysk w jego oczach, sprawiał, że czułam się źle.
- A co mówi lekarz? - zapytał jakbym co najmniej została potrącona przez samochód.
- Jest stłuczona, muszę ponosić to, przez trzy tygodnie, a raz w tygodniu zmieniać bandaż. Przeżyję. - żartowałam. Nadal się uśmiechałam, przy nim nie mogłam tego nie robić. On nadal był zbyt przejęty.- Hej, Niall, uśmiechnij się! - pomachałam mu ręką przed twarzą.
On wreszcie się uśmiechnął.
- Po prostu się o Ciebie martwię. Cóż, więc czujesz się okej?
- Tak, chodź już. - złapałam go za rękę, Zanim tu przyszedł czułam się gorzej. Byłam roztargniona po spotkaniu z niejakim Harry'm. Niall po prostu dawał mi trochę szczęścia. Musiałam mieć dobry gust, że wybrałam Niall'a na chłopaka.
- Woah, więc złapałaś mnie za rękę. Czy ja śnie? Jestem w niebie, tak? - zaśmiałam się na jego słowa. Był uroczy w tym co mówił. Weszliśmy do auta chłopaka. Cały czas byliśmy zajęci rozmową, Pod moim domem, kiedy miałam już wychodzić Niall zatrzymał mnie, pytaniem.
- Może chciałabyś iść dziś wieczorem gdzieś ze mną? To znaczy wiesz...
- Randka? - uniosłam brew.
- Huh, tak. - denerwował się,
- Dlaczego masz z tym problem skoro już jesteśmy razem?
- To jest... strasznie mi na Tobie zależy. A teraz muszę zdobywać Cię na nowo, sprawiać, że się we mnie zakochasz, tak jak ja Cię kocham i tak jak ty kochałaś mnie wcześniej. - westchnął patrząc przed siebie.
- Niall, nie chcę się do niczego zmuszać, bo to nie będzie dobre, ale naprawdę Cię lubię i nie martw się o nic - puściłam mu oczko. Chciałam przez to powiedzieć, że naprawdę wszystko zmierza w dobrym kierunku. On na pożegnanie ucałował kącik moich ust, a zanim rumieńce pojawiły się na moich policzkach, wyszłam z auta. Weszłam z domu, przywitałam się z mamą, odpowiedziałam na kilka jej pytań typu "Jak było?" i poszłam do swojego pokoju. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się oraz podłączyłam telefon do ładowania. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego mieszkam z mamą, no bo mam już te 25 lat, więc... oczywiście w tej sytuacji (amnezja) to naturalne, ale wcześniej? Postanowiłam nie pytać o to, ponieważ mogłoby to zabrzmieć niegrzecznie. "Mamo, dlaczego z Tobą mieszkam?"? Wzięłam telefon do ręki, nadal się ładował, ale przeczytałam sms.

Numer nieznany: Hej :) żyjesz?
Ja: mmm... Harry? Tak żyję :)
Harry: :D tak, chciałabyś gdzieś wyjść jutro w południe? Kawa czy coś?
:)

Zaczęłam się zastanawiać czy to będzie okej, w końcu jestem teraz z Niall'em i powinnam zająć się pielęgnowaniem naszego związku, naprawdę mi na tym zależy. Postanowiłam jednak spotkać się z chłopakiem, nie dopuszczę do niczego więcej.

Ja: Okej, gdzie?
Harry: Przyjdę po Ciebie :) daj adres

Oho, nie chciałam dawać mu adresu. Możesz się śmiać, nie wiem co ze mną nie tak, Mam coś jak blokadę przed tymi rzeczami.

Ja: Przyjdę sama :) gdzie?
Harry: Chamioneset Street 97, 90 :) będę czekał :*
 Już nie odpisałam, dobrze, że nie nalegał na przyjście po mnie. Apropos wychodzenia samej z domu, od wczoraj przypomniałam sobie bardzo dużo rzeczy, myślę, że to dzięki Niall'owi. Oglądanie zdjęć pomogło. Lekarz powiedział, że najintensywniejsze ćwiczenia najwcześniej przyniosą najlepsze efekty. Jestem za to bardzo wdzięczna mojemu chłopakowi.

Z Niall'em umówiłam się na godzinę 6 PM, więc postanowiłam się uciąć sobie drzemkę dla urody. Obudziła mnie mama, mówiąc, że już czas się szykować. Byłam podekscytowana spotkaniem z uroczym chłopakiem, ponieważ nasza ostatnia randka było najlepiej spędzonym wieczorem mojego życia, a przynajmniej tak mi się wydaje, nie pamiętając jego większości.

Niall był pod moim domem punktualnie. Wyszłam i pocałowałam go w policzek. Otworzył przede mną drzwi samochodu, jak gentelmen. Wsiadłam, a kiedy Horan już był obok zaczęłam rozmowę.
- Przypomniałam sobie kilka rzeczy. - spojrzałam na niego.
- Hmm? To świetnie. Więc co?


***

- Pamiętam, jak zabrałeś mnie do wesołego miasteczka i w domu strachów byłeś taki przerażony... - opowiadała ze śmiechem. To niesamowite z jakimi szczegółami wszystko pamiętała. Bardzo się cieszę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. - Albo jak wpadłeś twarzą w watę cukrową jakiegoś dziecka - jej perlisty śmiech roznosił się po aucie.
- Heeej, to nie jest śmieszne! - również się roześmiałem.

- Więc, Ni, gdzie jedziemy? - zapytała po chwili, a sposób w jaki się do mnie zwróciła był słodki. 
- Umm, niespodzianka. - uśmiechnąłem się. 
- Nienawidzę niespodzianek... - mruknęła.
- Huh, ta Ci się spodoba.



Pół godziny później wysiedliśmy na parkingu wesołego miasteczka, na obrzeżach Londynu.
Gdy [T.I] to zobaczyła była wniebowzięta! Myślę, że to jej wspomnienia. Złapała mnie za rękę ciągnąc w stronę wejścia. Kupiłem bilety i po chwili mogłem usłyszeć jej chichot. Nie mogła się zdecydować, z której atrakcji najpierw skorzystać...

Po dwóch godzinach zabawy, odwiozłem dziewczynę do jej domu. Wyszedłem z samochodu, otworzyłem jej drzwi i doprowadziłem do drzwi.
- Dziękuję Ci za to, jak zwykle było wspaniale. - powiedziała z uśmiechem na ustach.
- Cieszę się, że czujesz się okej w moim towarzystwie - uśmiechnąłem się nieśmiało. 
- Toooo, do zobaczenia? - już chciała wejść do domu, kiedy ją zatrzymałem.
- [T.I], poczekaj... - chwyciłem jej rękę, przybliżając się powoli. Dziewczyna zamknęła oczy, chyba spodziewając się tego co zrobię. Delikatnie musnąłem jej usta, a one złapała mnie za policzki przyciągając do siebie. Po kilku sekundach skończyła to i weszła do domu bez słowa. Przez oszkloną ścianę salonu mogłem zobaczyć jak z uśmiecham wita się z mamą zdejmując kurtkę. 

***

Obudziłam się o 10 z uśmiechem na ustach. Przed oczami nadal miałam twarz Niall, kiedy przymykał oczy oraz jego nieśmiałe usta na moich. Prawie go fangirlowałam, wiec wstałam i poszłam do łazienki załatwiając tam całą poranną toaletę. Zeszłam na dół, ale mamy tam nie było. Znalazłam tylko karteczkę,informującą mnie o tym, że wróci ona wieczorem, więc mam na siebie uważać i inne bzdury. Do spotkania z Harry'm zostało mi jakieś półtorej godziny, więc włączyłam telewizor, i tak zleciał mi ten czas. Byłam ubrana w białe rurki z rozcięciami na kolanach i czerwoną koszulę, więc bez przebierania się mogłam po prostu wyjść. 

Pod umówiony adres dotarłam szybko i sprawnie. A nawet przed czasem. Po kilku minutach Harry wszedł do kawiarni. Podszedł do stolika, przy którym siedziałam i pochylił się by pocałować mnie w policzek, a zaraz potem to miejsce zaczęło mnie piec. Nie byłam na to gotowa. Nie powinien tego robić, jeśli widzimy się drugi raz. 
- Zamówiłaś już coś?
- Um, nie. - mruknęłam cicho. Byłam dość zawstydzona, prawie go nie znam, więc...





Harry zamówił dla nas cappucino i babeczki. Rozmawialiśmy jakiś czas, przez co nieco się rozluźniłam, ale było to dla mnie jednorazowe spotkanie. Podczas jego trwania brunet zdążył wyjść do toalety na 15 minut, wrócić z telefonem w ręku i nada smsować z niejaką Taylor. 

- Wiesz Harry, muszę już wracać... - przerwałam jego bezsensowną gadaninę o kotach czy czymś.
- Oh, okej, odprowadzę Cię. - posłał mi uśmiech, który z trudem odwzajemniłam. 

Przez całą drogę do jego domu angażował mnie w rozmowę, a ja się nie opierałam, bo byłabym niegrzeczna, a tego nie chciałam. Cholerne dobre wychowanie. 

- Harry, tu mieszkam. - wskazałam na kremowo-brązowy budynek za żywopłotem. 
- Huh, więc do zobaczenia. - zbliżył się do mnie i przyparł wargi do moich ust. NIENIENIENIE. Zamiast walnąć mu z liścia, ja po prostu stałam oniemiała. Chłopak chyba pomyślał, że jego pocałunek był tak zajebiście cudowny, ale NIE. To nie to samo co Niall. Posłał mi uśmiech, a ja szybkim krokiem udałam się do drzwi. Bez obracania się otworzyłam, a zaraz zamknęłam, chcąc totalnie odgrodzić się od świata. Zakluczyłam drzwi i oparłam się o nie czołem. Zanim z oczu poleciały mi łzy, wbiegłam na górę i rzuciłam się na łóżko. Uderzyło we mnie poczucie winy. Cholerne. Poczucie. Winy. 

Harry nie powinie tego robić. Ponieważ, ja pierdole, znamy się pieprzony jeden dzień, a on mnie całuje. Chwyciłam telefon do ręki, wybierając kontakt Harry i pisząc sms's.


Ja: To nie była randka, a ty nie powinieneś mnie całować. Nie pisz do mnie, nie chcę się już z Tobą spotykać.

Zaraz bo wysłaniu, zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam. Mogłam źle zareagować, ale targało mną zdenerwowanie. Ogromne zdenerwowanie. Do końca dnia leżałam w łóżku. Mama przyszła, a kiedy zapytała co dziś robiłam rozpłakałam się. Wszystko jej powiedziałam, a ona była w szoku. Powiedziała, że powinnam wszystko powiedzieć Niall'owi. Jeśli nic nie czuje do Harry'ego (co jest raczej oczywiste), to nie powinnam mieć wyrzutów sumienia. Niall jest dla mnie bardzo ważny i nie chcę go zawieść. Wybrałam jego kontakt i napisałam sms'a.

Ja: Przyjedziesz do mnie?
Ni xx: Jasne, coś się stało?
Ja: Chyba nie, przyjedź x

Niall zapukał do moich drzwi kwadrans później. Zaprosiłam go do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku po turecku, oddychając zbyt głośno, bo chłopak to usłyszał.

- Co się dzieje? - był zatroskany.
- Niall, ja... Spotkałam ostatnio chłopaka. Umówiliśmy się, z mojej strony było to koleżeńskie spotkanie, - już zaczęłam się usprawiedliwiać, ale przecież ja nic nie zrobiłam! Niall słuchał mnie uważnie, ale w jego oczach widziałam stres.
- Do czegoś doszło? - zapytał prosto z mostu. Ułatwił mi sprawę.
- Tak. - powiedziałam stanowczo. - To znaczy nie! - szybko zaprzeczyłam, moje głupota nie zna granic, ale ciii. - Ugh, pocałował mnie, okej?! Ale to nic... - jęknęłam. Blondyn spuścił głowę, przetarł twarz dłońmi, a ja bawiłam się palcami. Jak winna.
- Czy... czy poczułaś coś gdy Cię pocałował? - jego wargi drżały.
- Ja, nie. Na pewno nie to co kiedy ty całowałeś mnie. - lekki uśmiech zaświtał na jego twarzy. Spojrzał mi w oczy, chwytając za ręce.
- A może... To była próba... No wiesz, naszej miłości? - zagadnęłam chcąc podnieść na duchu nas oboje.
- Tak, - zaśmiał się. - na pewno. - ucałował mnie czule.




***


A przed państwem... Najgorszy Imagin Roku, a nie... sorry, WSZECHCZASÓW.
Wiem, że każde jedno zdanie jest okropne, ale musiałam skończyć tą historię, a w sobotę wyjeżdżam do Anglii na trochę, więc będę miała mnóstwo czasu na pisanie, niestety bez internetu. Były prośby o imaginy z całym 1D, więc okej. Mam także coś mega dużego, co siedzi mi w głowie od dwóch/ trzech lat. Ale musi być na 100000000% ideolo zanim wam to dam. Jeśli chcecie, to skomentujcie tutaj, a będę miała motywację <3 Dziękuje i przepraszam za tego imagina.
+ 10 kom i kolejny będzie z całym zespołem ;)


wtorek, 28 lipca 2015

Niall cz. 2

Ważna notatka na dole.

Cz. 1

Dopięłam zamek małej torby podróżnej, gotowa na opuszczenie szpitala. Lekarze mówią, że moja pamięć zależy od ćwiczeń. No wiesz... granie w te gry dla dzieci i ten... Jedyne co pamiętam to moja mamę, podobno dla tego, że mam z nią wspomnienia z wczesnego dzieciństwa i faktycznie. Pamiętam swoje szóste urodziny, kiedy wpadłam twarzą w tort, albo święta Bożego Narodzenia rok później, jak to zgubiłam się w centrum handlowym podążając za mężczyzną przebranym za Świętego Mikołaja. Co najdziwniejsze, jest jedna rzecz z mojego życia na krótko przed wypadkiem, którą także pamiętam. Mój chłopak, był w delegacji. Tylko tyle wiem, a najgorsze jest to, że nie mam poczucia czasu. Nie wiem czy wyjechał tydzień temu czy rok... No i co z tym blondynem ze szpitala? Kim jest?

***

Siedzę na łóżku w swoim pokoju, a w rękach trzymam pamiętnik. To mój pamiętnik. Czytam notkę o mojej pierwszej randce z Niall'em pod datą dwudziestego trzeciego stycznia. Patrzę na datę na wyświetlaczu telefonu. Drugi lipca. Przewijam kilka kartek do tyłu. Wygląda na to, że wcześniej byliśmy przyjaciółmi. Czytając każde kolejne słowo mój uśmiech się poszerzał. To jak pamiętnik zakochanej nastolatki. Więc, Niall jednak naprawdę jest moim chłopakiem...
Z jednej strony czuję, że powinnam mu zaufać, ale z drugiej jest dla mnie jak obcy chłopak, więc... Teraz to jak zaczynać wszystko od początku. Prawie go nie znam.

Odblokowałam telefon, widząc 3 powiadomienia o sms'ach. Wszystkie w kontakcie "Ni xx".

Ni xx: Hej, spotkamy się?
Ni xx: Proszę
Ni xx: Wiem, że jest Ci teraz ciężko, ale chce Ci pomóc
Ja: Okay, kiedy?
Ni xx: Jutro, 6 PM?
Ja: Gdzie?
Ni xx: Przyjadę po Ciebie, nie możesz wychodzić sama..

Trochę nie pasowało mi, że traktuje mnie jak niepełnosprawną, ale postarałam się to zrozumieć i tak naprawdę było mi miło, że się o mnie troszczy.

Po chwili odpisałam, dla potwierdzenia.

Ja: ok.
Ni xx: Dziękuję.

Nic już nie odpisałam tylko zablokowałam telefon chowając go pod poduszkę. Zegar na ścianie wskazywał dwudziestą trzecią, więc stwierdziłam, że położę się już spać.

Rano, nie robiłam nic ciekawego, nuda towarzyszyła mi aż do godziny piętnastej. Wtedy zaczęłam przygotowywać się do spotkanie z Niall'em. Pomimo tego, że był tak jakby dla mnie prawie obcy, czułam się zobowiązana do wyglądania dobrze.

A może po prostu chciałam wyglądać dobrze?

Ubrałam czarne, obcisłe rurki z wysokim stanem, czerwony crop top i szelki. To było to jak widziałam siebie na zdjęciach na facebook'u, więc to chyba mój styl.

Wytuszowałam rzęsy oraz zrobiłam kreskę kredką.
Włosy miałam spięte w niechlujnego koka z kokardą, ale w ostatniej chwili po prostu je rozpuściłam. Sięgały mi ponad piersi.
 Zeszłam na dół, gdzie czekał już Niall i rozmawiał z moją mamą. Szczerze, czułam się jak w tych filmach, gdzie chłopak przychodzi po dziewczynę, żeby zabrać ją na randkę, a jej mama sprawdza czy on jest odpowiedni dla jej córki. Zdążyłam takie obejrzeć, dziś rano. Tyle, że w tym przypadku, moja mama zdawała się znać go lepiej niż ja sama.

Przywitałam się z Niall'em spojrzeniem, a nawet wysiliłam się na uśmiech. Chłopak to odwzajemnił, chyba bardziej szczerze niż ja to zrobiłam.

Był ubrany w zwykłe czarne spodnie, biały- t-shirt i supry. Zwyczajnie, ale zabójczo.

Schyliłam się, aby ubrać moje czarne converse. Kiedy już to zrobiłam, wyszliśmy żegnając się z moją mamą.
W głowie modliłam się, aby nie było niezręcznie. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak od razu rozpoczął rozmowę. Zaczął od tego jak się czuję.
- Niall, naprawdę wszystko jest okej. - chyba powiedziałam to zbyt szorstko. Zaraz skarciłam się w myślach. On po prostu się o mnie martwi. - Przepraszam.
- Oh, nic nie szkodzi. Mamy teraz ciężką sytuację, rozumiem Cię. - mamy?
- Uh, Niall... "mamy"?
- Wiesz, [T.I], dopóki ze mną nie zerwiesz, jestem Twoim chłopakiem, Twój problem to także mój problem. Nie zostawię Cię samej. - już nie odpowiedziałam, ponieważ byliśmy na miejscu. Jechaliśmy samochodem, dlatego Niall, jak przystało na gentelmena, obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Byłam pod wrażeniem, naprawdę.

Rozglądnęłam się, dookoła. Znajdowaliśmy się, na końcu polnej drogi. Na skraju łąki. Słońce jeszcze nie zachodziło, ale było już nisko, co dawało przyjemną, pomarańczowo-różową poświatę.

W oddali, między źdźbłami trawy, zauważyłam koc, kosz piknikowy i poduszki. To było urocze, podobało mi się bardziej, niż jakakolwiek restauracja. Niall pewnie o tym wiedział, zresztą. On teraz wie o mnie więcej niż ja sama. Chłopak chyba zauważył zachwyt na mojej twarzy, więc na jego także zawitał uśmiech, który, mogę przysiądz, był najlepszym jaki widziałam.
- Podoba Ci się? - zapytał, kiedy byliśmy już blisko.
- Niall, oczywiście. To urocze i piękne miejsce. - po tym usiedliśmy na kocu, dokładnie na przeciw siebie. Blondyn wyciągnął z kosza album. Album ze zdjęciami. Byłam podekscytowana oglądaniem zdjęć, ale to wszystko mieszało się ze strachem. Bo co byś powiedziała na oglądanie zdjęć, na których jesteś z momentów swojego życia, których nawet nie pamiętasz?

Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i blondyna na drzewie. Mieliśmy na oko 10 lat.
Każde przedstawiało mnie i Niall'a, wyglądaliśmy na szczęśliwych... przyjaciół. Nie było zdjęcia, na którym się całujemy lub, na którym widać, że jesteśmy parą. Postanowiłam zapytać.
- Niall, skoro, jesteśmy razem, gdzie są zdjęcia nas jako para? - chłopak chyba zrozumiał o co chodzi, bo od razu się ożywił.
- Oh, widzisz, te są z czasów, kiedy byłaś z Jake'iem. Byliśmy wtedy przyjaciółmi. Od dziecka. On wyjechał w delegacje, jakieś dwa lata temu. - zakończył, ale gestem ręki prosiłam, by mówił dalej. - Po pół roku, dostałaś wiadomość, z tym, że on nie wróci. Nie chciałaś się z tym pogodzić. Przez rok, uświadamiałem Ci, że to lepiej dla Ciebie, już nie będziesz...
- Co?! - przerwałam mu. - Jak możesz tak mówić? Kochałam go! - strzelałam, tak naprawdę nie wiem czy go kochałam.
- Byłaś raczej zaślepiona. Znęcał się nad Tobą psychicznie, ale ty nie zdawałaś sobie z tego sprawy.
- O. - tylko tyle udało mi się wykrztusić. Położyłam się na brzuchu, by być w tej samej pozycji co Niall.
- Tak. O...
- Więc, co dalej? - chciałam usłyszeć resztę.
- Umm, potem, wyznałem, że jestem w Tobie zakochany, a ty oswajałaś się z tą myślą przez jakieś trzy dni. Po czym uznałaś, że możemy spróbować. I oto jesteśmy. - zaśmiał się. Również się uśmiechnęłam. Byliśmy pochłonięci rozmową i było naprawdę bardzo miło. Niall otworzył kosz i wyciągnął z niego kolejny album. Ten był cały czerwono- różowy. W serduszka, z naszymi imionami z przodu. Blondyn podał mi go, a ja z chęcią go otworzyłam. Zachwycałam się kolejno, każdym zdjęciem, przedstawiającym mnie i chłopaka, całujących się lub przytulających. O większość pytałam i z chęcią wysłuchiwałam ciekawych historii na ich temat.

Później, jedliśmy owoce, które były jeszcze w koszu, i po prostu patrzyliśmy na gwiazdy. Być moze tandetnie, ale myślę, że było romantycznie i dobrze czułam się w towarzystwie Niall'a. Nie obyło się bez spadającej gwiazdy, ale żadne z nas nie wypowiedziało życzenia, ponieważ zgodnie stwierdziliśmy, że wszystko co najlepsze już mamy. Po tym zdarzeniu, już do końca leżałam w ramionach niebieskookiego.


Huh, tak. Dochodzi trzecie w nocy, a mnie po prostu wzięło na dokończenie tego imagina. Zastanawiałam się czy tutaj skończyć czy iść dalej, no, ale zostawiam to tak, bo może chcecie drugą część? 
Mega, stęskniłam się za publikowaniem tutaj swoich prac, ale ostatnio miałam duuuuuże problemy, których nadal się nie pozbyłam i nawet nie wiem jak to zrobić. Do tego nie miałam, komputera, więc pozostawał mi telefon, a teraz już mogę spokojnie dla Was pisać :) Przepraszam, za ewentualne błędy. Sprawdziłam tekst, ale godzina, nie pozwala mi na stu procentową pewność, że wszystko okej. 
To o co, chcę Cię prosić, to, żebyś skomentowała ten imagin, ponieważ, to dla mnie bardzo ważne. Jeśli robię coś dobrze, to wiem co utrwalać, następnym razem - jeśli źle, wiem co poprawić. Dziękuję i pozdrawiam. ;)







poniedziałek, 27 lipca 2015

Zayn część 4 ostatnia

<klik>


*2 tygodnie później*

Moje życie się zmieniło. Rozmawiałam znowu ze Zayn'em. Zaufałam mu kolejny raz. Miałam tylko nadzieję, że nie pożałuje. Idąc z ulicami Londynu nucąc sobie piosenkę Katy Perry, ktoś mnie od tyłu objął. Podskoczyłam i się odwróciłam. Zobaczyłam Malika, który się uśmiechał.
- Nie rób tego więcej.- Powiedziałam, a on się zaśmiał.
- Zawsze byłaś strachliwa.- Odpowiedział.
- Przesadzasz.
- Czyżby?- Zapytał unosząc delikatnie brew.- Pamiętasz gdy wdałem się w bójkę?
- W którą? Dużo tego było.- Odpowiedziałam pokazując mu język.
- Bałaś się o mnie.
- Zawsze się o Ciebie bałam. Nie było dnia ani godziny, abym się o Ciebie nie bała.- Ten się do mnie przytulił. Odsuwając się ode mnie, ucałował mnie w policzek.
- Co chcesz dziś robić?- Spytał.
- Miałam iść na imprezę.- Odpowiedziałam, a on się uśmiechnął.
- To idziemy.
- Miałam iść z Rose.
- A nie mogę iść z wami?- Spytał, a ja się uśmiechnęłam.
- Możesz, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?- Zapytał.
- Nie podrywaj innych dziewczyn.- Powiedziałam poważnie, a ten się zaśmiał.
- Nie mam zamiaru.- Przelotnie pocałował mnie w usta, a ja się następnie uśmiechnęłam.

~*~

Byliśmy już na imprezie, a ja nigdzie nie widziałam chłopaka. Szukałam go wzrokiem, ale nigdzie go nie było. Poszłam, więc z Rose zamówić jakiegoś drinka.
- Ten Twój kolega chyba Cię wystawił.- Powiedziała.
- Zayn by mnie nie wystawił.- Próbowałam ją przekonać, ale nie wiedziałam kogo bardziej. Mnie, czy ją.
- Zobaczymy.- Dodała i ze swoi drinkiem poszła usiąść. Gdy byłam przy barze, zauważyłam Malika. Siedział przy stole z dwoma chłopakami i z jakimiś dziewczynami. Szybko dostrzegłam biały proszek. Nie, proszę nie. Proszę aby to nie były narkotyki. Wzięłam swojego drinka i zmierzałam w ich kierunku. W między czasie Zayn, wciągnął narkotyk i zaczął się śmiać. Następnie pocałował blondynkę. W oczach zebrały mi się łzy. Jednak miałam na tyle odwagi, aby do nich podejść.
- Ty pierdolony oszuście!- Krzyknęłam, a ten na mnie spojrzał.
- [T.I]
- Okłamałeś mnie! Co ty sobie myślałeś?!
- To nie tak.- Zaczął się tłumaczyć, ale ja nie chciałam tego słuchać. Swojego drinka wylałam na blondynkę. Obróciłam się na pięcie i wyszłam z kluby. W oczach miałam łzy. Okłamał mnie, gdy mu zaufałam. Wierzyłam mu, że się zmienił, a on mnie znowu okłamał. Poczułam, że ktoś mnie łapię za łokieć i obraca mnie w swoim kierunku.
- [T.I] wysłuchaj mnie.
- Nie! Nie chce Cię słuchać! Co teraz wymyślisz?!- Popłakałam się na dobre. Uczucia i emocję wzięły zenitu.
- Przepraszam Cię
- Daj spokój. Te twoje przeprosiny są gówno warte.- Powiedziałam, a ten tylko westchnął.- Widziałam jak wciągasz i jak całujesz tamtą blondynę. Myślisz, że wszystko będzie dobrze, jak mnie przeprosisz?- Spytałam retorycznie, ale on nic nie mówił.- Daj mi spokój Zayn. Znowu to robisz. Znowu wpakowałeś się w narkotyki. Jednak tym razem, nie zdołam Ci pomóc.- Spuściłam głowę, ale poczułam, że moją twarz łapie w swoje dłonie.
- Starałem się zmienić [T.I], ale potrzebuję pomocy. Potrzebuję Ciebie.- Powiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.


- Dlaczego to robisz?!- Spytałam krzykiem, a ten spuścił głowę.
- Nie wtrącaj się w moje życie.- Powiedział oschle i usiadł na swoim łóżku.
- Twoja rodzina się o Ciebie martwi.- Powiedziałam.- I ja też.- Dodałam, a ten na mnie spojrzał.
- Martwisz się?- Zapytał.
- Tak. Musisz z tym skończyć.
- Nie umiem.- Odpowiedział, a ja usiadłam obok niego.
- Umiesz Zayn. Potrzebujesz motywacji.
- Nie wiem sam.- Powiedział.
- Ale ja wiem, albo z tym skończysz, albo ja odchodzę na zawsze.- Powiedziałam wstając na przeciwko niego.

- Nie możesz mi tego zrobić.
- Mogę Zayn i zrobię to jeśli nie przestaniesz. Nie chcę aby osoba, którą kocham ćpała.

- Kochasz mnie?- Zapytał patrząc na mnie.
- Nawet nie wiesz jak.- Odpowiedziałam mu.


Odsunęłam się od niego, a ten na mnie patrzył.
- Tym razem sam musisz sobie pomóc.- Powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
- [T.I] nie zostawiaj mnie! Proszę!- Krzyczał, ale ja nie mogłam mu teraz pomóc. Sam musiał sobie radzić. Chociaż chciałam wrócić, przytulić go i powiedzieć, że będzie dobrze. Jednak nie mogłam tego zrobić. Choć serce krzyczało: "Wracaj do niego! Pomóż mu!", to rozum mówił: "Nie możesz tego zrobić. Jest już dużym chłopcem." Wróciłam do akademika i położyłam się. Płakałam i płakałam. Nie było przerwy od płaczu. Dopiero gdy usnęłam moje oczy odpoczęły.


*Trzy miesiące później*

Starałam się wrócić do normalności, ale było mi trudno. Nie raz zastawiam się, co robi Zayn. Jak mu idzie w życiu, czy odnalazł Swoje szczęście, czy myśli o mnie tak jak ja o nim. Każdego dnia zastanawiam się, co by było gdybym tam została i mu pomogła. Jednak ból był zbyt duży. Wchodząc do pokoju od wejścia przywitała mnie Rose.
- [T.I] minęły trzy miesiące, a on się nie odzywał.- Powiedziała.
- Wiem, ale nie łatwo zapomnieć o kimś, kto jest miłością Twojego życia.- Odpowiedziałam odkładając torebkę.
- Rozumiem. Przyszedł Ci list.- Dziewczyna wręczyła mi go i poszła na zajęcia. Otwarłam kopertę i zaczęłam czytać list.

" Kochana [T.I]

Od naszego ostatniego spotkania minęły trzy miesiące. Piszę do Ciebie ten list bo chcę abyś wiedziała, ile dla mnie znaczyłaś. Co ja piszę? Co nadal dla mnie znaczysz. Zacznę może od początku. Jesteś dla mnie wszystkim. Moim tlenem, światłem, nocą, latarnią morską, która wskazywała mi drogę. Pokazałaś mi, że nie zawsze liczy się dobra zabawa. Jednak zrozumiałem to za późno. Gdy tamtej nocy odeszłaś ode mnie, załamałem się. Próbowałem o Tobie zapomnieć i wciągnąłem się jeszcze większe bagno. Piłem, ćpałem i zabawiałem się. Jednak to nie sprawiało mi przyjemności, jak Twoja obecność obok mnie. Kilka razy byłem u Ciebie pod szkołą, akademikiem, ale nie miałem odwagi aby spojrzeć Ci w oczy. Wiem teraz pewnie uważasz mnie za tchórza, ale jak mogłem Ci powiedzieć, że Cię kocham? Więc Ci to napiszę. Kocham Cię. Kocham najbardziej na świecie. Popełniłem wiele błędów, ale najgorszym moim błędem było, że pozwoliłem Ci odejść i to dwa razy. Pewnie uważasz mnie za nic, ale ja mam Ciebie za cały świat, bo Cię kocham. Miałaś rację musiałem sam sobie poradzić z tym wszystkim. Pewnie się teraz zastawiasz gdzie jestem? Jestem w ośrodku dla narkomanów. Lekarze mówią mi, że nie długo będę jak nowy. Wtedy chcę zacząć wszystko od nowa. Mam nadzieję, że z Tobą.  Kocham Cię i chce być z Tobą. Daj mi tylko szansę, a sprawię, że będziesz najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Będę się starał jak najmocniej, abyś była szczęśliwa. Mimo to co Ci zrobiłem, mam nadzieję, że mi to wszystko wybaczysz. Przepraszam Cię za wszystko i pamiętaj, że wszystko co robię teraz jest dla Ciebie. Kocham Cię. Kocham, kocham, kocham. Rozumiesz to? Nie mogę sobie wyobrazić życia bez Ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim. Wiem, że się powtarzam, ale nie umiem inaczej wyrazić to co do Ciebie czuję. Nie długo wychodzę z ośrodka. Mam nadzieję, że się wtedy ze mną spotkasz. Porozmawiamy i może mi wybaczysz. Kocham Cię.
                                                                                                 Twój Zayn.
PS: Kocham Cię i nigdy Cię nie zapomnę.

Gdy skończyłam czytać, po policzku spłynęła mi łza. On mnie kocha. Napisał to tyle razy. Uśmiechnęłam się sama do Siebie. 
- Też Cię kocham Zayn i będę czekać na Ciebie choćby całe życie.- Powiedziałam sama do siebie. Usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać list do Zayn'a. Musiałam mu na to odpowiedzieć. Musiałam napisać, ile dla mnie znaczy. 


______________________________________________________
Ostatnia część. Jak wam się podoba?

niedziela, 19 lipca 2015

Harry cz.1

To zawsze zaczynało się tak samo. Najpierw słyszeli muzykę. Nikt nigdy nie wiedział, skąd się ona bierze, bo słychać było ja wszędzie wokoło. Była głośna, ale dziwnie nikomu nie przeszkadzała. Wszyscy tylko na nią czekali, niecierpliwie chcąc poznać miejsce jej pojawienia się. Była nieprzewidywalna. Tak jak głos, który pojawiał się chwilę po niej. Był piękny. To pierwsze słowo, jakie przychodziło człowiekowi na myśl, gdy go usłyszał. Zapierał dech w piersi, a było w nim coś, co kazało przerwać dotychczasową czynność, zatrzymać się i słuchać. Porywał. Ostatnim było pojawienie się jej. Dziewczyny o głosie anioła. Zawsze wyglądała tak samo. Czarne rurki opinające jej chude nogi i czarna koszulka z długim lub krótkim rękawem w zależności od pogody. To jedyne co można było zobaczyć z takiej odległości w jakiej się pokazywała. Ci, którym jakimś cudem udało się podejść bliżej, widzieli jeszcze maskę. Maskę, która odsłaniała jej usta i miała lekkie przedarcia by mogła spokojnie widzieć co dzieje się dookoła. Niby niewiele, a uniemożliwiało jej zidentyfikowanie. Nikt nie wiedział kim jest tajemnicza dziewczyna, ale wszyscy mówili, że jest piękna, że nie może być człowiekiem. Gazety się rozpisywały, media śledziły i huczały. Chłopcy wpatrywali się jak w obrazek, a dziewczyny nienawidziły za jej perfekcję.
Na czym to polegało? Otóż cała historię znało trzech ludzi, w tym jej główna bohaterka. Miała swoją taktykę. Raz na dwa tygodnie pojawiała się w niespodziewanym miejscu i jednocześnie takim, gdzie nikt jej nie złapie. Na słynnych budynkach lub zwykłych, ale osadzonych w centrum. Seattle, Nowy Jork, Paryż, Sydney. Dzisiaj zajęła Londyn. Ich serca podbiła piosenką "Spaces"  zespołu  One Direction. Każdy utwór przerabiała lekko, na swój sposób, i każdy był tym oczarowany.

-Dałaś czadu Nikki.

I nikt nie pomyślałby, że to zasługa tak niepozornej mieszkanki Dover.

-Dzięki Sam. Co ze zdjęciami?
-Skasowane.

Nikki i Sam Miller to rodzeństwo. Bliźniaki. Byli niesamowicie do siebie podobni. Oboje mieli podobne figury i niemal identyczne rysy twarzy, choć wiadomo, że u Ni były one bardziej kobiece. Ich oczy były koloru ciemnego brązu tak jak włosy. Sam miał zawsze roztrzepane jednak formowane żelem, a Nikki miała naturalnie proste, sięgające do ramion i również jak brat lekko roztrzepane. Rola Sama polegała na kontrolowaniu muzyki i na tym, by media nie wiedziały za dużo. Był typowym komputerowcem, tylko nie z wyglądu.

-Nikki, Sam musicie się pospieszyć.

Był jeszcze Isaac. On zajmował się ochroną przed policją i nadbiegającymi dziennikarzami. Zwykle też załatwiał im wejście do tych budynków, na których występowali, no i  pomagał w wyjściu z nich. I tak. Na tym to polegało i nie zapowiadało się na zmiany, które miały nastąpić.

*Harry*

-Chłopaki zobaczcie. Tajemnicza dziewczyna o angielskim głosie znów zaskoczyła nas swoim występem. Tym razem pojawiła się w centrum Londynu. Przerobiony kawałek naszej chluby, One Direction, okazał się niezwykłym strzałem. Jaki będzie następny krok Czarnego Aniołka i czym zaskoczy nas tym razem?

Liam skończył czytać i położył gazetę na stojącym pośrodku nas stoliku. Wszyscy wpatrywali się w nią, zanim rzucili, by chwycić i zobaczyć czy to prawda. Złapałem ją jako pierwszy i odszedłem od stolika, czytając na nowo artykuł. W dole strony było zdjęcie. To pierwsze zdjęcie jakie komukolwiek udało się gdzieś zamieścić. Stała na nim odwrócona bokiem do obiektywu. Jej piękne brązowe oczy wpatrywały się w obiektyw ze strachem przed zdemaskowaniem, ale usta miała wygięte w pół uśmiechu. Wyglądała pięknie. Jak zawsze. Nie pierwszy raz ją widzę ale pierwszy raz z tak bliska. I przez to jeszcze bardziej chcę wiedzieć kto to jest. Dowiem się tego, choćbym miał poświęcić na to miesiące.


~.~


Część pyśki. Dość długo nic tu nie dodawałam ale przychodzę do was z partowcem. Obiecuję, że w następnej części będzie więcej Harry'ego i liczę, że spodoba wam się historia, bo od dawna siedzi mi w głowie. Zostawiajcie komentarze, a w nich swoje opinie.
Okey to miłych wakacji. 

Zapraszam na mojego bloga <klik>

czwartek, 16 lipca 2015

Louis cz.3


     Oparłam się biodrem o kuchenny blat, jednocześnie rozrywając róg opakowania niewielkiego batonika z orzechami i czekoladą, dużą ilością czekolady, który dzisiejszego dnia zastępuje moje śniadanie, którego i tak nigdy nie jadam w domu. Jedzenie słodyczy na śniadanie nie jest dobrym pomysłem, ale potrzebowałam energii. Obudziłam się zaledwie godzinę temu, przez co prawie zaspałam do pracy, chociaż restaurację otwieramy popołudniu... Odgryzając pierwszy kawałek słodkiej przekąski, chwyciłam w drugą dłoń gazetę, którą kupiłam w kiosku tuż przez przyjściem tutaj. Moja ulubiona gazeta, w której przeczytam dosłownie wszystko: od plotek o gwiazdach, którzy stojąc sobie kilka chwil na ściankach zarabiają tyle, ile ja się nie dorobię przez cały ten rok, a może nawet i przyszły, przechodząc przez dział zdrowia, urody i porad, a kończąc oczywiście na kuchni. Porady kulinarne i przepisy. Zobowiązuje mnie do tego nie tylko stanowisko profesjonalnego kucharza w kuchni, ale również zamiłowanie do nowości. Lubię stare rzeczy, ale lubię również wyciągać ręce po coś nowego. Taka już jestem.
     Kątem oka dostrzegłam ruch otwierających się drzwi świadczących o tym, że kolejna osoba przyszła do pracy. Nie musiałam nawet podnosić wzroku znad artykułu, który właśnie czytałam, aby wiedzieć, że osobą wchodzącą jest Louis.
- Czytałaś? - zapytał, stając tuż naprzeciw mnie. Ani cześć, ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę, tylko od razu wyjeżdża z tym pytaniem. Nawet nie wiem, co miałam przeczytać. Do moich nozdrzy doleciał zapach jego perfum, które - niech to szlag - były idealne. Skąd u mnie ta słabość do męskich perfum? Skąd u mnie ta słabość do JEGO perfum?
- Co miałam przeczytać? - zapytałam niby od niechcenia, dalej na niego nie patrząc.
- Recenzję.
- Recenzję czego?
- Restauracji.
- Mógłbyś powiedzieć konkretniej?
- Mogłabyś czytać uważniej? - teraz podniosłam oczy na jego osobę, a nasz wzrok się skrzyżował. Po plecach przeleciał mi dreszcz. Zignorowałam go. Zwykłe wyładowanie. - Czytasz gazetę, w której znajduje się recenzja naszej restauracji i jeszcze pytasz o co mi chodzi? - ton jego głosu wskazywał bardziej na to, że jest tym faktem rozśmieszony, niż zły. Nie czekając ani chwili dłużej wyrwał z mojej dłoni gazetę, przekręcając kilka kolejnych kartek.
- Hej, to było niegrzeczne, ja czytałam ten artykuł a nawiasem mówiąc, był bardzo ciekawy. "50 prawd o mężczyznach"...
- Doczytasz później.
- Przerywanie w połowie zdania również jest niegrzeczne.
- Tak, tak...
     Przed oczyma pojawił mi się artykuł, do którego jeszcze nie doszłam. Napisany dużą czcionką tytuł "Uczta dla zmysłów" od razu rzucił mi się w oczy, a pod nim napisana na dwie kolumny recenzja naszej restauracji. Sam jego tytuł głosił wszem i wobec, że będzie raczej ona pozytywna i nie myliłam się. W pamieć zapadło mi kilka zdań, które sprawiły, że poczułam się jeszcze bardziej dumna z faktu, że mogę pracować w tej wspaniałej restauracji, mając za współpracowników równie genialnych kucharzy.

"Mogę zagwarantować wszystkim gościom, którzy wybierają się w najbliższym czasie do tej restauracji i tym, którzy jeszcze nie złożyli rezerwacji, aby śpieszyli się to zrobić, gdyż zapewniam Was ja, krytyk kulinarny Christian Ferdinand, że nie zawiedziecie się i powiem więcej, to będzie najlepsza kolacja, jaką kiedykolwiek skosztujecie i zostanie ona w Waszych wspomnieniach do końca życia. Oprócz wyśmienitego jedzenia (i tym wyśmienitym suflecie, pozdrawiam osobę, która go przygotowała i proszę o kontakt... chcę się umówić na powtórkę) usilnie starałem się znaleźć choćby najdrobniejszą skazę, ale czy możecie sobie wyobrazić jakie to było trudne w miejscu urzekającym perfekcyjnością wykonania w każdym detalu? Doszukiwałem się zacieków na talerzach oraz kieliszkach - czyste na błysk. Próbowałem sobie wmówić, że te firanki nie pasują do ogólnego wystroju, ale okłamałbym samego siebie i Was zresztą również. Z uwagą obserwowałem kelnera czekając tylko, aż potknie się niosąc tacę z alkoholem, ale szedł prosty jak linijka. Aż wreszcie trafiłem na krzywo leżący widelec przy stole. TAK! Jedna wada, ale... chwilka, moment... nie, cofam to. Tym widelcem poruszyłem ja. Wniosek jest krótki: jeżeli obchodzicie rocznicę, jeżeli chcesz się oświadczyć swojej dziewczynie, jeżeli chcesz po prostu sprawić swojej drugiej połówce przyjemność - koniecznie udajcie się do tej restauracji (...)".

- Uśmiechasz się jak dziecko, które właśnie dostało swojego upragnionego cukierka. - słowa wypowiedziane przez Louisa wyrwały mnie z letargu. Uśmiechałam się, naprawdę? Spojrzałam na niego zaskoczona i - o mój Boże - pierwszy raz na jego twarzy zauważyłam zakłopotanie. - Nieważne. Przeczytałaś?
- Tak i jestem... O rany, nie mogę w to uwierzyć. Nie sądziłam, że tak szybko napiszę tą recenzję i jeszcze wspomni w niej o moim suflecie.
- Świetnie sobie z nim poradziłaś, byłem tego pewien od samego początku, inaczej bym Cię nie wybrał. Z resztą, jestem dumny z całej ekipy. A właśnie, idę im o tym powiedzieć.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Nie chciałem ich niepotrzebnie denerwować.
     Roześmiał się cicho i skierował się już do pomieszczenia socjalnego, gdy nagle w połowie drogi stanął, odwrócił się w moją stronę i zaczął wracać. Stanął na odległość zaledwie kilku centymetrów ode mnie i ostrożnie schylił się nad moją dłoń, zębami chwytając mojego batona, którego dopiero ja jadłam. Nie mogłam powstrzymać się, aby na to nie patrzeć, jak powoli go przeżuwa, nie odrywając wzroku ode mnie i nie mogłam przestać się patrzeć, jak powoli oblizuje językiem wargi, chociaż hej...
- Jesteś mi winny batona, to było moje śniadanie.
- Był smaczny. Następnym razem zjedz coś konkretniejszego.
     Mrugnął i ruszył na zaplecze, tym razem nie odwracając się już do mnie.


- [T.I.], rusz się! - krzyknął Louis tuż nad moim uchem sprawiając, że drygnęłam.
     Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej w pracy miałam taki okropnie ciężki dzień, jak dzisiejszy. Wszystkie stoliki były zajęte, a kolejka przed restauracją, z opinii kelnerów, wcale się nie zmniejszała, co nie pocieszało mnie. Innych również ta perspektywa nie zachwycała. Wszystkim brakowało chwili wytchnienia. Zamówienia spływały do kuchni potężnymi falami i naprawdę nie wiem jak, ale dawaliśmy jakoś radę. Każdy miał przydzielone zadanie, czym zajmował się konkretnie i gdy tylko Louis wypowiadał na głos kolejne zamówienie, wszyscy wiedzieli za co się zabrać. To mnie ogromnie pocieszało i wewnętrznie budowało, bo gdyby był tu chaos... nie chcę nawet myśleć, czy po kilku godzinach mielibyśmy jeszcze kogo karmić. Ja również starałam się dotrzymać tempa innym kucharzom, pilnując mięs oraz ostatecznie kompletując dania w asyście Louisa. Wypowiedziana ostrym tonem uwaga w moją stronę uzmysłowiła mi, że jednak nie do końca dawałam radę. Pilnowanie mięs w takim stresie jednak mi nie służyło, dwie osoby na tym stanowisku może wystarczą, ale nie w tym przypadku. Nie radziliśmy sobie, a konkretniej ja sobie nie radziłam.
- Minutka! - odkrzyknęłam, przekręcając stek, drugą ręką jednocześnie otwierając piekarnik, by sprawdzić, jak miewa się mięso pieczone.
- To już powinno być podawane teraz, nie za minutkę! [T.I.], wszyscy czekają na Ciebie.
- To daj kogoś jeszcze do asysty, mądralo! - odpowiedziałam złośliwie, nawet na niego nie patrząc. Musiałam się skupić.
     Podsunęłam talerze, nakładając na niego odpowiednie kawałki mięsa i podałam się Louisowi do sprawdzenia. Nawet na nie nie spojrzał, od razu oddał je kelnerowi. To nie znaczy, że kolejnych nie sprawdzi, pilnuj się [T.I.].
     Po kilku minutach intensywnej pracy ponownie nadrobiłam zespół i mogłam wydawać dania w odpowiednim czasie. To nie zmieniało faktu, że wysoka temperatura panująca w kuchni i niewiarygodny tłok mi nie odpowiadał. Miałam wrażenie, że to piekło nigdy się nie skończy.
- [T.I.], co to ma znaczyć?! - zapytał ostro szef kuchni, stając przede mną z dwoma talerzami. Spojrzałam na dania, spodziewając się karygodnego błędu, który mogłam popełnić. Louis ostrzegł nas, że jeżeli w daniu znajdzie choćby jeden włosek, od razu wyrzuca z kuchni. I właśnie tego się obawiałam, że znalazł ten jeden, pieprzony włosek.
- Coś nie tak? - zapytałam, kiedy nie znalazłam nic "podejrzanego".
- Nie widzisz tego? Te steki są przypalone.
- Te dwa zamówienia były na specjalną prośbę "dobrze wysmażonych".
- Nie uważasz jednak, że jest różnica między "dobrze wysmażonym" mięsem, a przypalonym? - Nie było przypalone. - Cassandro, czy mógłbym Cię prosić na sekundkę?
     Serce podeszło mi do gardła, kiedy poprosił moją przyjaciółkę, aby oceniła moje danie. Domyśliłam się, że właśnie w tym celu ją zawołał. Aby mnie upokorzyć jeszcze bardziej. Tym bardziej, że oczy wszystkich kucharzy są w tej chwili zwrócone na nas. Czas się zatrzymał specjalnie dla tej chwili. Goście nie czekali na dania. Z niecierpliwością czekali, aż Louis opieprzy mnie na źle przygotowane danie, podświadomie mu kibicując. Niejednokrotnie wyobrażałam sobie, że czas specjalnie dla mnie zwalnia, bym mogła delektować się chwilą... za taką chwilę jak ta, to ja jednak podziękuję. Niech ten czas przyśpieszy.
- Czy to mięso, według Ciebie Cassandro, jest dobrze wysmażone, czy przypalone?
- Z całym szacunkiem dla Ciebie [T.I.], ale mięso było przytrzymane trzydzieści sekund za długo. - wyczułam skruchę w jej głosie. Wiem, że gdyby mogła, dla mnie na pewno by skłamała, ale nie wtedy, kiedy jest na celowniku u szefa kuchni. Gdyby skłamała, również mogłaby od niego zebrać nieprzyjemne słowa. Nie mam jej tego za złe.
- Mam zapytać resztę zespołu, [T.I.]? Myślę, że powiedzą to samo.
     Przełknęłam głośno ślinę. Nie rozumiałam, dlaczego się tak nade mną znęca, dlaczego próbuje mnie upokorzyć przed KAŻDĄ osobą z zespołu. Bo właśnie to robi, a ja mam tylko ochotę zapaść się pod ziemie i nigdy więcej nikomu nie pokazywać się na oczy.
- Możliwe, że popełniłam błąd...
- Możliwe? Popełniłaś błąd! - jak nóż prosto w serce.
- ... jednak mówiłam, że dodatkowa para rąk by się przydała.
- Aha, czyli teraz to wszystko moja wina?
- Tego nie powiedziałam.
- Ale zasugerowałaś.
- Możliwe. - odparłam przez chwili zastanowienia. Uświadomiłam sobie, że już i tak stoję na przegranej pozycji, więc nie miałam nic do stracenia, nawet jeżeli moja odpowiedź nie do końca szła w parze z prawdą. Louis, jako szef kuchni, powinien wiedzieć, że przygotowywanie mięs przez dwie osoby, z czego druga zajmowała się również czymś innym, kiedy na sali panuje taki tłok, jest wręcz cudem. Nie wiem, jak udało mi się dotrwać do tego momentu.
     Ja bym wiedziała, co trzeba zrobić.
- [T.I.], zdajesz sobie sprawę, że to już jest któraś z kolei uwaga ode mnie? To mi nie sprawia żadnej radości ciągłe wypominane Twoich błędów i poprawianie Ciebie! To jest profesjonalna restauracja, tu nie ma czasu na pomyłki, zwłaszcza przy takim wieczorze jak dzisiejszy! Jeżeli nie potrafisz gotować, wyjdź stąd i idź szukaj pracy w miejscu, gdzie nigdy nie będzie zapełniona cała sala, a goście nie będą czekać na zewnątrz, aby zjeść tu kolacje!
     Nawet nie poczułam, kiedy po policzku spłynęła mi łza wielkości grochu. Wysłuchiwałam każde jego słowa, nie odrywając wzroku od jego twarzy, przez którą w jednej minucie przeleciało tyle emocji, że nie sposób policzyć. A z każdym jego słowem czułam wbijający się nóż w moje serce i wykonujący pełny obrót wokół własnej nosi. On naprawdę tak uważał. Uważał mnie za beznadziejną kucharkę i dzięki jego wypowiedzi, reszta kucharzy na pewno zmieniła zdanie wobec mnie. Zrozumiałam, że spieprzyłam powierzone mi zadanie. Za bardzo uległam presji i nie wywiązałam się z zadania w odpowiedni sposób, zrozumiałam i zrozumiałabym, gdyby powiedział mi to samo w cztery oczy, ale najbardziej zabolał fakt, że zrobił to na oczach wszystkich zebranych w kuchni, specjalnie w tym celu podnosząc głos, aby ktoś przypadkiem nie zignorował jego wielkiej przemowy.
     Nie daruje Ci tego, pieprzony egoisto.


     Usiadłam na kanapie w pokoju socjalnym, ale nie miałam siły nawet płakać. Siedziałam i patrzyłam w jeden punkt i nie potrafiłam nawet uronić jednej łzy. Ten nadmiar krytyki, jaki na mnie zrzucił Louis całkowicie mnie przytłoczył i sytuacja była tak beznadziejna, że łzy to za mało. Sytuacja, w której masz ochotę śmiać się z chujowej sytuacji, w jakiej się znalazłeś i jednocześnie cisnąć w ścianę z całej siły czymkolwiek, co znajdzie się w tym momencie pod Twoją ręką. Ja pod tą ręką miałam swój kubek oraz kilka innych kubków. I pokusa była bardzo duża, ale tylko siłą przekonywałam się, aby tego nie robiła. Nie chcę kolejny raz stawać twarzą w twarz z Louisem pod jego przeszywającym spojrzeniem, od którego czujesz się, jakbyś był zaledwie ziarenkiem piasku w porównaniu do kamienia wielkości pięści i słuchać, jak po raz kolejny mnie obraża, tym razem za to, że niszczę dobra materialne innych pracowników. Byłby z siebie zadowolony, przynajmniej znalazłby potwierdzenie swoich słów wygłoszonych przy wszystkich, że wszystko potrafię tylko zniszczyć.
     Obierałam sobie, że udowodnię mu, mimo wszystko, że nie jestem w tej restauracji z przypadku, a z ciężkiej pracy, jaką włożyłam w znalezienie się tutaj i przede wszystkim pasji, bez której gotowanie byłoby czynnością mechaniczną i wtedy w ogóle by mnie tu nie było. Siedziałabym w budce z zapiekankami.
     Do pokoju weszła Amber, której wyraz twarzy jawnie wszystkim oznajmiał współczucie i litość, jakie odczuwała względem mojej osoby. Nie chcę litości. Może już wychodzić, jeżeli tylko po to przyszła.
- [T.I.]...
- Amber, proszę, nie mów nic. To było upokarzające i... jak tylko ochłonę, to spakuje swoje rzeczy, choć jest ich niewiele i odejdę z pracy.
- Chcesz odejść?! Zwariowałaś?!
- No chyba tak, skoro już nie potrafię przygotować żadnego zjadliwego dania.
- Pieprzysz głupoty, wiesz? Przecież ty jesteś częścią tej restauracji, gdybyś źle gotowała, Alexander już dawno by Cię stąd wyrzucił. Wiesz, że w tej kwestii był bezwzględny i szybko pozbywał się ludzi, którzy gotowania nie mieli we krwi. Poddajesz się, bo usłyszałaś trochę krytyki? Wszyscy ją słyszymy. Raz wyjdzie, raz nie, ale jeżeli myślisz, że pozwolę Ci odejść, to się grubo mylisz i zaraz dostaniesz kopa w tyłek!
     'To żadna gra, moja droga, to kuchnia. Raz Ci wychodzi, raz nie' - to były słowa Louisa. Tak głęboko zapadły mi w pamieć, ponieważ to była pierwsza pochwała, jaką usłyszałam z jego ust od pierwszego dnia, kiedy tu się pojawił. Te słowa znaczyły dla mnie więcej, niż wszystko, co posiadam i tak podniosły mnie na duchu, że aż do dnia dzisiejszego wykonywałam swoje zadania jak na skrzydłach. Teraz te skrzydła odciął jednym słowem, a te poprzednie, jak widać, nigdy nie były wypowiedziane przez niego szczerze.
- Tyle, że ja tej krytyki już chyba nadrobiłam na kolejny rok albo dwa pracy w tej restauracji. - Podniosłam głos gdyż widziałam, jak moja przyjaciółka chcę coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłam. Jeżeli nie powiem tego teraz, nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze odważę się to powiedzieć. - Ja widzę w nim dwie osobiści, Amber, tydzień temu rozmawiałam z kompletnie inną osobą. Zachowywał się tak, jak zachowuje się względem Was. Pochwalił mnie i powiedział dokładnie to samo, co Ty powiedziałaś dopiero do mnie, że raz wychodzi raz nie i... i powiedział, że kazał mi zrobić ten suflet, bo instynkt mu podpowiadał, że sobie z nim poradzę. I dzisiaj. Między tymi dwoma osobowościami jest przepaść, Amber, przepaść. Jakby nie przyjmował do świadomości tego, że potrzebuje pomocy, bo sobie nie radzę.
- No fakt, trochę przesadził, ale może masz zły dzień, może to tempo jednak Cię przytłoczyło. Teraz masz wolny weekend , odpoczniesz, a jak wrócisz w przyszłym tygodniu to zobaczysz, będzie żałował, że tak na Ciebie nawrzeszczał.
- Szczerze wątpię. - uśmiechnęłam się ironicznie i schowałam twarz w dłoniach. - Mógł mnie przynajmniej opierdolić na osobności.
- Proszę się wyrażać, panno [T.N.]. - gwałtownie uniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy Louisowi, który stał w drzwiach, dumny jak paw, z dłońmi wsuniętymi w kieszeń. Nie przerywałam kontaktu wzrokowego, w które włożyłam cała swoją złość jaką do niego teraz czułam, dopóki nie spojrzał na Amber i się do niej nie odezwał. - Amber, czy mogłabyś pomóc reszcie przy sprzątaniu kuchni?
- Tak, szefie.
     Kiwnęła głową i sekundę później już jej nie było. Louis zamknął za nią drzwi i postawił kilka wolnych kroków w moją stronę, gwałcąc moją przestrzeń osobistą. W ten sposób zapadła między nami niezręczna cisza, a ja zastanawiałam się, czy dam radę przecisnąć się przez niewielkie okno na tyle szybko, aby nie zdążył mnie złapać. Nie patrzyłam już na niego. Nie miałam zamiaru tego robić.
- Nie zachowuj się jak dziecko, [T.I.]. - odezwał się w końcu, a jego głos wydawał się być krzykiem po tych chwilach spędzonych w ogłuszającej ciszy.
- Kto tu się zachowuje jak dziecko, szefie? Nie mogłeś się powstrzymać przed tym, aby mnie upokorzyć przed wszystkimi, prawda? Teraz musisz być z siebie bardzo dumny. - warknęłam w jego stronę i podniosłam się z kanapy, kierując się do torebki po telefon, który niespodziewanie wydał z siebie dźwięk. Dzwonił mój tata i gdy już miałam odbierać, Louis wyrwał mi telefon z dłoni i schował go do swojej kieszeni spodni. Co on sobie wyobraża?! - Proszę, oddaj mi ten telefon, dzwoni mój tata, mogło coś się stać.
- Nie, dopóki sobie nie wyjaśnimy tej kwestii.
- Nie ma czego wyjaśniać, upokorzyłeś mnie! A teraz proszę o telefon. - wyciągnęłam płasko dłoń oczekując, że Louis ułoży na niej moją własność, ale mijały sekundy a na dłoni wciąż czułam tylko powietrze.
- Jeżeli tak bardzo go chcesz, to go sobie weź. - uniósł dłonie w geście poddania, dzięki czemu miałam idealny dostęp do jego kieszeni, z których mogłabym zabrać swój wciąż dzwoniący telefon, ale chwila moment...
- Nie będę Ci grzebać w spodniach, chyba zwariowałeś!
     Westchnęłam cicho i wtedy muzyczka z telefonu ucichła, pozostawiając nas ponownie w ciszy, która zaczęła nam ciążyć jeszcze bardziej, niż przedtem. Ale jednocześnie część emocji spłynęła po mnie i już nie byłam taka wściekła na Louisa tak, jak wcześniej. Właściwie, to zaczęłam żałować swojego wybuchu złości, zamiast od początku zgodzić się na spokojną rozmowę, z szansą wyjaśnienia wszystkiego po kolei. Z drugiej strony jednak jak mogłam zachować się spokojnie po czymś takim? Czy w ogóle jest szansa wyjaśnienia tego na spokojnie, albo w ogóle szansa wyjaśnienia? Wyjaśnienia czego, że teraz czuję się jak bezwartościowy śmieć, tracą wiarę w to wszystko, co do tej pory wierzyłam odnośnie siebie?
     Teraz złość zamieniła się w rozczarowanie i bezradność, co chyba nie umknęło uwadze Louis'a. Jego głos był znacznie łagodniejszy i bardziej opanowany, gdy po raz kolejny podejmował próbę rozmowy, ale i samo jego spojrzenie wydawało mi się być delikatniejsze.
- [T.I.]... nie zamierzałem Ci upokorzyć. Nie taki był tego cel.
     Uniosłam wzrok na wysokość jego oczu, a nasz wzrok się skrzyżował wywołując u mnie dziwne uczucia. Żołądek zawiązał mi się na supełek, a w gardle urosła gula, która na pewno nie była spowodowana rosnącym żalem.
- W takim razie jaki był tego cel?
- Upomnienie, abyś wreszcie zaczęła traktować tą pracę poważnie. I by wszyscy słyszeli, że nie będę za każdym razem poklepywał po ramieniu i mówił 'następnym razem postaraj się bardziej', bo to nie działa. Działa stanowczość wypowiedzi.
     W tej chwili miałam ochotę wybuchnąć śmiechem z absurdalności, jakie zawierało to zdanie. Praca w restauracji jest dla mnie całym życiem, to jedyna rzecz, dla której rano wstaję z łóżka, a on mówi mi, że nie traktuję tego poważnie? Tak szybko mnie ocenił? Po niecałych dwóch tygodniach pracy?
     Jak chciałam wybuchnąć śmiechem, tak też zrobiłam. Louis spojrzał na mnie chyba nie do końca wiedząc, dlaczego się śmieję w tej sytuacji.
- Dlaczego się śmiejesz?
- Słyszałeś kiedyś o powiedzeniu, aby nie oceniać książki po okładce?
- Co to ma do rzeczy?
- Panoszysz się tutaj od dwóch tygodni i wydaje Ci się, że wiesz już o mnie wszytko? Pracuję tu od dwóch lat i naprawdę myślisz, że utrzymałabym się tutaj przez 730 dni, gdybym nie traktowała tej pracy poważnie? Może faktycznie, dzisiejszy dzień nie był moim udanym dniem, wiem, że stać mnie było na więcej, ale w tym przypadku wyjątek nie potwierdza reguły, że nie nadaję się do gotowania. Wszyscy popełniamy błędy i wszyscy w tej kuchni mieli dobre i złe dni. I tak, Ty dzisiaj również popełniłeś błąd w przydzielaniu zadań innym. Po co aż sześć osób do robienia przystawek, skoro do tej pory cztery świetnie sobie dawały radę?
- Nie kwestionuj moich decyzji, [T.I.], mówimy tutaj o Tobie i o Twojej nieprofesjonalnej pracy dzisiejszego wieczoru.
- I dzisiejszy wieczór wystarczył, aby ocenić mnie i wrzucić do pudełka z podpisem "Kucharze beznadziejni"? - nie odpowiedział na to pytanie. Dalej twardo wpatrywał się we mnie, dopóki nie zauważyłam, jak mocniej ściska szczękę. - Pytam, czy jeden wieczór wystarczył, aby mnie ocenić?
- Obserwuję Cię od dwóch tygodni...
- I od dwóch tygodni tylko mnie tak surowo karzesz za błędy, a niektóre bierzesz chyba z kosmosu! Jakoś Keith'a nie krytykowałeś, tylko upomniałeś, żeby na przyszłość uważaj. Podobnie było z Amber.
- Ty nie jesteś nimi.
- Nie robiłam gorszych błędów od nich. Ale proszę bardzo, możesz mnie zwolnić za to, że zwyczajnie mnie upatrzyłeś sobie na swoją ofiarę!
- Rozwiń tą myśl, że Cię sobie upatrzyłem, bo nie do końca rozumiem. - nie wydawał się nie rozumieć. Wydawał się doskonale to rozumieć, ale wolał to usłyszeć z moich ust, niż samemu się do tego przyznać. I dostanie to.
- Myślisz, że nie pamiętam Twojego wyrazu twarzy, kiedy poznawaliśmy się Twojego pierwszego dnia, gdy Greg mianował się na nowego szefa kuchni? Myślisz, że nie odczułam Twojej niechęci i pogardy do mojej osoby? Tej dyskryminacji z Twojej strony, bez żadnego wyraźnego powodu, bo nigdy wcześniej nasze drogi się nie przecięły? Odczułam i odczuwam to nadal!
     Wszystko wymieniłam bez żadnych krzyków i podnoszenia głosu, bo uznałam to za zbędne. Sam wyraz twarzy Louisa już mówił, że trafiłam w samo sedno, a sam sprawiał wrażenie, jakbym przyłapała go na robieniu czegoś zakazanego.
- Może wcale nie jestem taką złą kucharką, ale Ty mnie przecież nie lubisz, więc dlaczego miałbyś mnie traktować, jak resztę pracowników i nie czepiać się o każdy szczegół? Szukasz tylko pretekstów, aby się do mnie doczepić. Czekasz tylko na moje potknięcie, aby móc mi to wytknąć.
     Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze, mówiąc co mi leży na wątrobie osobie, która za to wszystko była odpowiedzialna. Jeszcze nigdy wcześniej nie czułam takiej satysfakcji z tego, że mój monolog zamknął buzie Louisa, który nadal uparcie wpatruje się we mnie, ale nic nie mówi. I nadal odczuwam tą satysfakcję ze świadomością, że być może jutro będę musiała się zarejestrować jako bezrobotna w urzędzie. Będzie mi przykro, będę tęskniła za tą pracą, ludźmi, wspaniałą atmosferą, ale już kiedyś sobie obiecałam, że nie dam nikomu wejść mi na głowę i czuć się przez tą osobę upokarzana, więc dalej będę się tego trzymać.
     Może to i lepiej, że nic nie odpowiada.
- Lubię Cię [T.I.] i szczerze mówiąc przykro mi, że odbierasz to inaczej.
- Tylko teraz tak mówisz.
- Wszyscy kucharze mówili mi, że jesteś świetną kucharką, a w ciągu roku pracy osiągnęłaś więcej, niż niektórzy przez trzy lata. Mówili również, że byłaś ulubienicą Alexandra, poprzedniego szefa, a chyba na to miano nie awansuje się od tak.
- To nie ma nic do rzeczy. Pół godziny temu mówiłeś do mnie co innego. Nie wierzę, abyś podzielał zdanie innych kucharzy.
- Więc spraw, abym zaczął podzielać.
- W jaki sposób?
- Niedziela. Przyjęcie. Pokaż, co potrafisz.
- Nie mogę w niedzielę. Zgłaszałam to już kilka tygodni temu.
- Komu to zgłaszałaś?
- Greg'owi.
- Cóż, jak widać, on nie przekazał tego mnie, więc dla mnie to już jest nieistotne. Komplet na niedzielne przyjęcie już jest, a ty w tym się znajdujesz. Jeżeli Ci zależy na pracy...
- Grasz nie fair...
     Zaczęłam naprawdę panikować i obawiać się, że mówi to wszystko naprawdę, a niedzielne przyjecie wydawane w naszej restauracji będzie ostatecznym terminem pokazania swoich umiejętności. Czekałam na ten dzień kilka tygodni, wolne na niedziele zaklepałam już sobie kilka tygodni temu, nie mogę teraz zmieniać swoich planów, bo Louis tak chcę.
- [T.I.]...
- Posłuchaj mnie... czekałam od wielu tygodni na ten dzień. Nie mogę trzy dni przed zmienić swoich planów. Nie zgłosiłam tego przecież dzisiaj, ale prawie dwa miesiące temu, cholera jasna, Louis! Jako szef powinieneś być trochę bardziej zainteresowany grafikiem, w którym Greg na pewno umieścił mój wolny dzień. Nie możesz wziąć na moje miejsce kogoś innego?
- Już nie wolny i nie, nie mogę wziąć kogoś innego. Nie mogę i nie chcę. Chcę Ciebie mieć w zespole w niedziele. To będzie ważne przyjęcie i zależy mi na Twojej obecności. I jeżeli powiedziałem, że będziesz wtedy w pracy, to będziesz i nie ma żadnego 'ale'.
     Odwrócił się, aby już wyjść z pomieszczenia, ale wtedy zatrzymało go jedno słowo, które opuściło moje usta.
- Dupek.
     Powoli odwrócił się i spojrzał na mnie, jakby nie był pewny, czy powiedziałam to na głos, czy może podświadomie usłyszał w swoich myślach, jak to wypowiadam i wolnym krokiem zbliżył się do mnie, tym razem zatrzymując się kilka centymetrów ode mnie, czyli znaczenie bliżej niż wcześniej. Wstrzymałam oddech, a on zapachu, który dotarł do mnie, będącego mieszaniną jego perfum i samego Louisa, zakręciło mi się w głowie.
- Możesz powtórzyć, co powiedziałaś?
- Du-pek! - tym razem powiedziała to głośniej i odważniej. Głos mi nie zadrżał, a twarz przybrała jak najbardziej obojętny wyraz. Niech widzi, że nie ulegnę mu tak łatwo i nie będę zgadzała się z każdym jego słowem, jak trzy czwarte pracowników restauracji.
     Louis jednak nie wydawał się być tą uwagą zły ani rozdrażniony, a mogłabym nawet powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Jego usta nadal pozostały twarde, ale w oczach dostrzegłam rozbawione iskierki.
- Dupek? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
     Tylko? Czego on oczekiwał, całej wiązanki skarg, zażaleń i przezwisk z mojej strony?
     Nie prowokuj mnie, Louis.
- Lista jest znacznie dłuższa, ale wybacz, nie chciałam, aby Twoje ego poczuło się urażone.
- To słodkie, że dbasz o moje ego, ale chciałbym usłyszeć wszystko, co masz mi do powiedzenia.
- Pieprz się, Louis.
- Co się stało, że z miana 'szefie' przerzuciłaś się na moje imię? Tak bardzo Ci się spodobało?
     Ta rozmowa zmierzała w nieodpowiednim kierunku, i z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz mniej pewna i taka odważna. Najlepiej będzie ja zakończyć, lecz dziś nie była moja kolej zakończenia jej. Do pokoju socjalnego wpadła Cassie, zdyszana, jakby co najmniej trzy rundki wokół budynku restauracji zrobiła.
- Szef kuchni proszony na sale do gościa. Podaje się za przyjaciela.
     Louis jeszcze przez chwilę nie odwracał ode mnie wzroku, po czym wreszcie odwrócił się do drzwi.
- Szefie - usłyszałam swój głos, zanim zdążyłam to przemyśleć, ale zareagował, więc musiałam to kontynuować. Miał racje w tej kwestii, że zamiast zwrócić się do niego tak, jak powinnam, nazwałam go po imieniu, ale nie miał racji w kwestii przyczyny tej zmiany. Sama do końca nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam. A poza tym, w pokoju nadal była Cassie, która z ciekawością przyglądała się nam, czego Louis zdawał się nie zauważać. Albo skutecznie to ignorował. - Nie zapomniał mi szef czegoś oddać?
     Sięgnął dłonią do kieszeni, z której wyjął mój telefon, ale robił to wszystko tak wolno, że zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie nadszedł czas zamknięcia restauracji. Nim położył telefon na mojej otwartej dłoni, musnął prawie niewyczuwalnie opuszkami palców moją dłoń, co zaowocowało dreszczami na całym moim ciele.
- Dokończymy jeszcze tą rozmowę, [T.I.].
     I wyszedł z pomieszczenia razem z Cassie, zostawiając mnie samą w pokoju socjalnym razem z telefonem, który chwilę później zaświecił się i wydał z siebie melodyjkę jeszcze raz.


- Tato, naprawdę, jest mi tak przykro...
- Skarbie, niepotrzebnie... - odparł tata spokojnie.
- Jak możesz tak mówić? Czekałam... co ja gadam, oboje czekaliśmy na ten dzień, nie widziałam Cię już od kilku miesięcy, a od dwóch czekałam tylko an ten dzień i w ostatniej chwili muszę zmienić te plany. - westchnęłam cicho, niemal czując łzy, które piekły mnie pod powiekami, lada moment ryzykując wybuchem płaczu. Tata okazał się być bardzo wyrozumiały, ale i tak czułam przez telefon, że jest tak samo zawiedziony, jak ja.
- [T.I.], pączusiu, przyjedziesz kiedy będziesz miała możliwość. Czy ja mówię, że niedziela jest ostatecznym dniem? Że nie ma innego, w który mogłabyś przyjechać? Moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte. Oczywiście, że chciałem byś była obecna, ale życie lubi płatać figle, pamiętasz o tym?
- Tato... tak bardzo chciałam być z Tobą akurat w ten dzień. To Twoje urodziny przecież. Żadnych nie ominęłam, a teraz będę musiała to zrobić.
- Pączusiu, to tylko cyferka, która co rok się zmienia, nic wielkiego.
      Wtedy usłyszałam szurniecie nieznanego mi pochodzenia za plecami. Odwróciłam sie natychmiast w obawie, że ktoś mógł podsłuchać moją rozmowę, ale nikogo nie zauważyłam. W takiej chwili człowieka nachodzą człowieka najczarniejsze myśli, bo w końcu oprócz mnie w budynku restauracji znajduje się tylko Greg, który został ze względu na konieczność dokończenia formalności. Niemożliwe, żeby tak się skradał do mnie słysząc, że rozmawiam przez telefon, albo zwyczajnie w świecie by mi w tym przeszkodził, kulturalnie, jak na Greg'a przystało.
- Tato, poczekaj chwilę. - odsunęłam od ucha aparat, palcem zasłaniając głośnik i rozglądając się jeszcze raz, odezwałam się głośniejszym tonem głosu. - Jest tu kto? - zero odpowiedzi. - Greg, czy to ty?
     Chyba zaczynam popadać w paranoję.
     Nie słysząc żadnej odpowiedzi zwrotnej stwierdziłam, że Greg musiał nie słyszeć albo że po prostu to wszystko było wytworem mojej wyobraźni, której aktywność najbardziej odczuwalna jest wieczorem, w ciemnościach. Przewróciłam oczami i z powrotem przyłożyłam telefon do ucha, słysząc o razu zaniepokojony głos mojego taty.
- Córeczko, wszystko w porządku? Coś się stało? [T.I.], zaczynam się niepokoić...
- Tato, nie musisz. Jest ok.
- Wydawało mi się, że z kimś jesteś.
- Tak, mnie również się tylko wydawało. To po prostu ze zmęczenia.
- Praca w kuchni czasami wymaga poświęceń.
- Tak, ale coraz bardziej wpływa ona na moje życie prywatne - którego i tak nie posiadam - no i widzisz do czego doprowadziła. Obiecuje, że przyjadę, gdy trafią mi się dwa dni wolne z rzędu, wtedy zostanę na noc. I upiekę babeczki bananowe, z lukrem na wierzchu, nasze ulubione.
- Koniecznie. Skarbie, będę już kończył. Mam nadzieję, że wkrótce znowu Cię zobaczę. Stęskniłem się za swoją córeczką, ale chcę byś przyjechała na spokojnie, bez żadnego pośpiechu.
      Dlaczego to powiedział? Przez te słowa rozczuliłam się jeszcze bardziej, a ze łzami się nawet nie kryłam, kiedy jedna spłynęła mi po policzku. I dopiero teraz dotarł do mnie fakt, że naprawdę się z nim nie zobaczę w niedziele na jego urodzinach, a jeszcze bardziej dołował mnie fakt, że w ogóle nie wiem kiedy to nastąpi. Za tydzień? Za trzy tygodnie? Jedna wielka niewiadoma.
- Już niedługo, tatuś. Pozdrów ode mnie Frances.
     Frances - aktualna partnerka mojego taty. Spotykają się dopiero od niedawna, ale już od pierwszego spotkania zaczęło im na sobie zależeć. I ja również polubiłam ją od pierwszego spotkania. Jest dla mnie jak matka, której nigdy nie miałam.
- Pozdrowię. Trzymaj się złotko. Kocham Cię. Na razie.
- Ja Ciebie również. Cześć.
      Rozłączyłam się, ale żeby nie rozczulać się nad tym jeszcze bardziej, odwróciłam się, by wrócić do pokoju socjalnego, jednocześnie wycierając łzę z policzka, ale wtedy przed oczami mignęła mi osoba w białym kitlu. Była odwrócona do mnie tyłem i na dodatek to był zaledwie ułamek sekundy. I na pewno tym razem mi się nic nie przewidziało. Tylko kto to mógłby być? W restauracji zostałam tylko ja i Greg... a Greg nie nosi kitla.


Witajcie!
Z tej strony autorka, która nie odzywała się prawie pół roku, za co Was bardzo przepraszam. Zwyczajnie nadmiar obowiązków szkolnych i domowych, no i czasami jeszcze z weną były problemy. Ale teraz wracam i przez wakacje postaram się trochę nadrobić zaległości, a przynajmniej dokończyć tą serie. A co jeżeli chodzi o to... mam nadzieję, że ta część Wam się spodoba, a swoją opinię wyrazicie w komentarzu, nawet jeżeli będzie to tylko jedno słowo, za co Wam ślicznie dziękuję.
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia,
Merci.

sobota, 11 lipca 2015

Niall część 2

*klik*

Wpatrywałem się w pewną blondynkę, która seksownie się poruszała. Oblizałem usta i ułożyłem usta w uśmiech. Dokładnie ją analizowałem. Szczupła, długo noga i wysportowana. Dziewczyna spojrzała na mnie i zauważyłem na jej oliwkowej karnacji rumieńce. Posłała mi nieśmiały uśmiech i usiadła za biurkiem.
- Horan.- Powiedział mój przyjaciel. Spojrzałem na niego, a ten kontynuował.- Idziemy gdzieś po pracy?
- Sorry stary, ale umówiłem się już.- Odpowiedziałem zabierając dokumenty z biurka.
- Z kim?
- [T.I].
- Czy ja o czymś nie wiem?- Zapytał zaskoczony.
- Umówiłem się z nią na zumbe.
- Nie rozśmieszaj mnie Horan.
- Serio, ale wczoraj się spotkałem z tą kelnerką.
- I co?
- Było zajebiście, dopóki nie chciała się umówić na jakąś kawę.
- A ty spanikowałeś i uciekłeś.- Powiedział Luck śmiejąc się.
- Stałe związki nie są dla mnie Luck. Sam o tym dobrze wiesz.
- Słuchaj masz dwadzieścia siedem lat, czy Ty do końca życia chcesz być samotny?
- O mnie się nie martw.- Powiedziałem mijając przyjaciela i kierując się do biura wuja. Musiałem zanieś mu raporty dotyczące ostatni transakcji. Nienawidziłem tej pracy, tak jak nienawidziłem monologów przyjaciela. Jeśli on sobie układa życie, to nie znaczy, że od razu muszę ja. Wkurzał mnie tym powoli. Od kąt planuję ślub ze swoją narzeczoną zrobił się do niewytrzymania. Kiedyś się zakładaliśmy kto w ciągu tygodnia prześpi się z największą ilością dziewczyn. A teraz? Teraz truje mi dupę, abym się ustatkował.
- Wejść.- Usłyszałem głos wuja. Nawet nie wiem kiedy zapukałem, ale posłusznie wszedłem do środka.
- Dobry wuju.
- Niall cieszę się, że Cię widzę .- Uśmiechnął się do mnie czule.
- Przyniosłem raporty wuju.- Powiedziałem kładąc mu je na biurku.
- Dziękuję Ci Niall.  Słuchaj Luck wygadał się dzisiaj, że byłeś na randce wczoraj. Jaka ona jest?- Zapytał. Co za idiota. Przysięgam, że go kiedyś zabije. Prędzej niż Mia. Wziąłem głęboki wdech i się uśmiechnąłem.
- To nie była randka wujku, a spotkanie z koleżanką. Przyjechała z Irlandii na kilka dni, a spotkałem ją przypadkowo. Luck pod kolorował to wszystko. Mogę iść?
- Tak, tak, ale Niall chciałbym abyś sobie już kogoś znalazł. Ja i Twój ojciec uważamy, że już najwyższy czas abyś się ustatkował.- Czy wszyscy się zmówili przeciw mnie?
- Jak przyjdzie czas, to zrobię to. Teraz przeprasza, ale jestem umówiony.
- Z kim?
- Z kolegą ze studiów.- Skłamałem.
- Dobrze. Idź już.- Powiedział, a ja wyszedłem z jego biura. Skierowałem się jedynie po swoje rzeczy. Na swoim stanowisku pracy znalazłem karteczkę: " zadzwoń 55553222 ;*". Uśmiechnąłem się sam do siebie. Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem w umówione miejsce z dziewczyną. Gdy dochodziłem w umówione miejsce dziewczyna siedziała na ławce. Stanąłem aby się jej przyjrzeć. Ubrana w przewiewną sukienkę, w kolorze niebieskim. Do tego miała czarne balerinki, a jej włosy były spięte w kucyka. Wyglądała jak anioł w ludzkiej postaci. Podszedłem do niej, a gdy ona mnie zauważyła uśmiechnęła się.
- Hej.- Przywitała się delikatnym głosem.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie.
- Nie ma sprawy. Idziemy?- Spytała wstając.
- Jasne.- Odpowiedziałem, a ta wzięła z ławki swoją torebkę.- Daleko to?
- Nie. Jakieś dziesięć minut drogi stąd.- Odpowiedziała. Uśmiechnęła się do mnie, a ja jej gest odwzajemniłem.
- Mam nadzieję, że nie wypadnę tam najgorzej.
- Spokojnie są tam seniorki.
- Obyś miała rację.- Powiedziałem, gdy wchodziliśmy do środka. [T.I] pokazała mi męską szatnie i poszedłem się przebrać. Gdy wyszedłem na sale szukałem wzrokiem dziewczyny. Jednak jej nigdzie nie było.
- Szukasz kogoś?- Spytała się. Odwróciłem się i [T.I] była ubrana w leginsy i krótki top. Ominęła mnie i dokładnie jej się przyglądałem. Pożerałem ją wzrokiem, jak lew mięso. W tych leginsach jej pupa wyglądała jak nie z tego świata.
- Idziesz Niall?- Zapytała odwracając się do mnie, a ja się otrząsłem i podszedłem do niej.
- Jestem gotowy.- Powiedziałem i zajęcia się zaczęły. Było to nawet wyczerpujące i męczące. Zajęcia skończyły się po godzinie.
- Miałeś rację.- Powiedziała, gdy zmierzaliśmy do szatni.
- Z czym?
- Seniorki się lepiej ruszją niż ty.- Pokazała mi język i skierowała się do damskiej szatni. Zaśmiałem się pod nosem i postanowiłem zrobić jej kawał. Szybko się przebrałem i wychodząc z szatni wziąłem butelkę wody. Czekałem na nią na korytarzu, a gdy wyszła oblałem ją wodą.
- Niall!- Krzyknęła, a ja się jedynie śmiałem.

- To za te seniorki.- Szepnąłem jej do ucha, a ta spiorunowała mnie wzrokiem.
- Na drugim spotkaniu oblewać dziewczynę wodą? Mogłeś przynajmniej poczekać do trzeciego.- Dopiero teraz na jej twarzy pojawił się uśmiech. Poczułem małą ulgę na sercu.
- To teraz ja wybieram miejsce na trzecie spotkanie.- Powiedziałem.
- Niech będzie. Napisz mi tylko sms. Muszę już iść.- Powiedziała i pożegnała się ze mną. Gdy szła w kierunku wyjścia analizowałem jej ciało. Nie wiem, czy wiedziała, ale poruszała się seksownie i z gracją. Podobało mi się. Wyciągnąłem telefon i karteczkę z numerem. Wpisałem numer i napisałem sms.

Niall: Jakaś kolacja?
Nieznany numer: Będę gotowa za godzinę ;* Spotkamy się pod biurem <3
Niall: Okej.

~*~

Spotkałem się z dziewczyną z pracy. Wybraliśmy się do kina, a następnie do najlepszej restauracji.
- Więc szef to Twój wujek?
- Tak.- Odpowiedziałem Ahley.
- To na pewno w pracy masz luzy?
- Nie. Wujek traktuję mnie jak wszystkich innych pracowników.- Powiedziałem z delikatnym uśmiechem. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, a po chwili kelner przyniósł nam zamówione dania.
- Apetycznie wygląda.- Powiedziała. Może wyglądała ładnie, ale z nią było nudnie. Nasz temat opierał się na pracy i na tym się kończył.
- Asley..- Gdy chciałem jej coś powiedzieć, ta mi przerwała.
- Może po kolacji pójdziemy do mnie, albo do Ciebie. Wiesz wynagrodzę Ci ten wieczór.- Mówiąc to puściła mi oczko, a mi mimowolnie pojawił się mały uśmiech.
- Pojedziemy do Ciebie.- Odpowiedziałem. Po kolejnych trzydziestu minutach nudnej rozmowy zapłaciłem za naszą kolację. Razem z blondynką pojechałem do niej. Weszliśmy do jej mieszkania. Dziewczyna mieszkała w luksusowym stylu. Gdy ja się rozglądałem po mieszkaniu, dziewczyna stanęła obok mnie i zaczęła szeptać do ucha.
- Czuj się jak u Siebie Niall. Ja pójdę przygotować kąpiel dla nas dwojga.- Następnie poszła do łazienki. Poczułem wibrację w telefonie i go wyjąłem. Dostałem sms od [T.I].

[T.I]: Nadal zmęczony po zumbie?
Niall: Nie aż tak. Coś proponujesz?
[T.I]: Nie to, o czym myślisz! xD

Zaśmiałem się sam do siebie i odpisałem na jej wiadomość.

Niall: Nie myślę, tylko o jednym ;p
[T.I] A o czym jeszcze myślisz?  ;>
Niall: Związane z Twoją osobą?
[T.I]: Na przykład.
Niall: Przemilczę ten temat xD
[T.I] Zbok xD To co teraz robisz?

Cholera. Mogę przyjemnie spędzić tę noc, albo spotkać się z [T.I] i... I nie wiadomo co robić. Zastanawiałem się co odpisać i wymyśliłem.

Niall: Jestem u Wuja, co proponujesz?
[T.I]: Spacer i pizze ^^
Niall: Myślałem, że uda mi wyrwać, ale nic z tego innym razem.
[TI] Szkoda :(

Nic nie odpisując włożyłem telefon do marynarki. Poszedłem do łazienki, a Ashley siedziała już we wannie.
- Długo miałam czekać?
- Na mnie warto skarbie.- Odpowiedziałem z uśmiechem.  Pocałowałem ją namiętnie w usta, a ta zaczęła mnie rozbierać.



___________________________________________________________
Szybko napisałam, tą część, ale czekałam z dodaniem.
Imagina z Niall'em przewuduję tam 4 góra 5 części.
Nie długo dodam może ostatnią część ze Zayn'em :D
W między czasie zapraszam tu: Dark secret oraz na Deadfall
zwiastun


środa, 8 lipca 2015

Niall cz1

*klik*



Pozbierałem Swoje rzeczy po pokoju i zostawiłem Lili liścik. Następnie po cichu wyszedłem zostawiając ją samą w sypialni. Wybrałem numer do mojego przyjaciela Luck'a, że spotkamy się za godzinie w knajpie tam gdzie zwykle. Wsiadłem do swojego samochodu i odjechałem od mieszkania brunetki. Po drodze wstąpiłem do siebie do domu, aby się odświeżyć. Następnie pojechałem do knajpy. Wchodząc do niej od razu zauważyłem przyjaciela, siedział i pił piwo.
- Siema stary.- Powiedziałem witając się z nim, a ten się uśmiechnął.
- Piwa?- Spytał pokazując mi kufel piwa.
- Prowadzę.- Odpowiedziałem, a po chwili podeszła do mnie kelnerka.
- Co mogę Panu podać?
- Coli i Twój numer.- Powiedziałem do niej z uśmiechem, a ta się zarumieniła. Przyjęła zamówienie i poszła.
- Więc, co się stało, że napisałeś do mnie sms'a o tak wcześniej porze?
- Dziewczyna, z którą spędziłem noc zaangażowała się w to wszystko.- Odpowiedziałem.
- Ohh Niall kiedy Ci się to znudzi? Uwodzenie kobiet, spędzenie z nią jednej nocy i ucieczka nad ranem?- Wzruszyłem tylko od nie chcenia ramieniem, a kelnerka przyniosła moją cole.
- Oto cola i mój numer.- Powiedziała kładąc wszystko na stolik, a następnie odeszła do dalszej pracy.
- Musisz się w końcu ustawić Niall, masz za sobą lata licealne, aby robić takie numery.- Kontynuował Luck.
- A ty?
- Co ja?
- A ty kiedy się ustawisz?- Spytałem, a ten się zaśmiał.
- Ja z tym dawno skończyłem, gdy poznałem Mie. Planujemy ślub.
- Nie tęsknisz za tym?
- Szczerze to nie. Szkoda mi Ciebie Niall. Zagubiłeś się w tym wszystkim.- Powiedział.
- O co Ci teraz chodzi?- Zapytałem agresywnym tonem.
- Uspokój się. Chodziło mi oto, że twoje życie to tylko zabawa i nic więcej.Pogubiłeś się w tym i tyle.
- Wiesz co? Ta rozmowa nie ma sensu.
- Stary nie chciałem cię urazić. Słuchaj Mia ma bardzo ładną przyjaciółkę [T.I]. Mia Cię z nią umówi. Nie dawno zerwał z nią chłopak i przyda się jej jakaś rozrywka.
- Mam pocieszać nadąsaną laskę?
- Od razu pocieszać.- Powiedział.- Jednak mogę się założyć, że nie będziesz z nią dłużej niż jedną noc.
- Czy ty mnie podpuszczasz?- Spytałem.
- Nie, ale taka prawa.- Wziął łyk piwa i postawił z powrotem na stolik.
- A może zakład?
- Ty chcesz aby Mia mnie za to zabiła?- Odpowiedział pytaniem, na pytanie.
- Tchórzysz?
- Nie, ale to najlepsza przyjaciółka mojej narzeczonej.
- Nie dowie się.- Ten zmarszczył brwi, a następnie wypuścił powietrze.
- Zgoda, ale jak ona się dwie ona i [T.I] to najpierw zabiją mnie, a później Ciebie.- Odpowiedział wyciągając rękę.
- Nie masz się czego bać.- Podałem mu rękę na znak, że mamy zakład.- Ile mam z nią być?
- Do urodzin Mii.
- A kiedy ona ma?
- Za dwa miesiące. Jak Ci się uda z nią być do tego czasu to oddaje ci moje Xboxa ze wszystkimi grami, a jeśli zerwiesz nią albo ona z Tobą to dajesz mi swój telefon.- Uśmiechnął się, a ja się zaśmiałem.
- Niezłe warunki, ale wszystkie chwyty dozwolone.
- Okej, ale poza jednym.
- Jakim?- Spytałem.
- Nie możesz się z nią przespać. Rozumiesz?- Pokiwałem głową na znak, że rozumiem.- Dobra ja się zbieram.- Lucke zapłacił za piwo i jeszcze się do mnie zwrócił.- Mia Cię z nią umówi na pojutrze.- Dodał i wyszedł.

~*~

Czekałem za dziewczyną. Kompletnie nie wiedziałem jak wygląda i po czym ją poznam. Luck mógł mi ją przynajmniej opisać, ale po co? Przecież jestem wszechwiedzącym Niall'em i wiem jak wygląda.
- Niall?-Zapytał się mnie kobiecy głos. Odwróciłem się i zobaczyłem średniego wzrostu brunetkę. Szare duże oczy. Delikatny uśmiech na jej delikatnej twarzy. Mały nos i malinowe usta, które aż się prosiły o pocałowanie. - Jestem [T.I].- Dodała z delikatnym głosem.
- Miło mi Cię poznać.- Powiedziałem z uśmiechem.
- Przepraszam Cię za Swoją przyjaciółkę. Przyjmuję się tym, że Max ze mną zerwał.- Powiedziała. Cicho westchnąłem. Ledwo nasze spotkanie się zaczęło, a ta już zaczęła wspominać o swoim byłym. Szlak by to trafił.
- Nic nie szkodzi, ale tak szczerze mówić ty był pomysł Luck'a.- Zrobiłem dobrą minę do złej gry.
- Więc, gdzie idziemy?- Spytała zmieniając temat.
- Kino? A później jakaś kolacja?- Zaproponowałem.
- Nie ma sprawy.- Poszliśmy do kina na jakąś komedie, która okazała się klapą. Mogłem ją zabrać na jakiś horror może z tego był by jakiś pożytek. Następnie chciałem zabrać ją do najlepszej restauracji, ale dziewczyna zatrzymała się przy wejściu.
- Coś nie tak?- Zapytałem.
- Tu jest drogo Niall.- Odpowiedziała, a ja przewróciłem oczami.
- Ja płacę.- Powiedziałem z uśmiechem.
- A może jakaś pizza?- Spytała. Zaskoczyła mnie tą propozycją. Najczęściej dziewczyny wolą luksus i wygodę. Drogie dania i wina.
- Pizza? Nie uważasz, że jak na randkę jest to zbyt proste?- Ta tylko się zaśmiała i posłała mi ciepły uśmiech.
- Jak wolisz wydać kupę forsy na dziewczynę, którą znasz nie całe trzy godziny możemy tam iść. Jednak jak mam wybierać nad  wyrafinowanym daniami, a nad dobrą pizze, to uwierz mi, że wole pizze.- Zaśmiałem się. Muszę przyznać, że to mi się spodobało.
- A polecasz jakąś dobrą pizzerie?
- Kilka metrów stąd jest najlepsza pizzeria w Londynie.
- Więc prowadź.- Powiedziałem, po czym poszliśmy do pizzeri. Wchodząc tam zauważyłem, że wystrój jest we włoskim stylu. Dziewczyna się uśmiechnęła i zajęliśmy stolik. Po dłuższej dyskusji wybraliśmy pizze.
- To może w między czasie poznamy się bliżej?- Spytałem, a dziewczyna zgodziła się kiwając głową.- Opowiesz coś o sobie?
- No więc, mieszkam w Londynie gdy miałam zaledwie siedem lat. Przeprowadziłam się z Polski i dlatego moje imię jest wam obce.- Uśmiechnęła się.- Skończyłam szkoły i teraz pracuję jako kelnerka. Szukam czegoś innego, ale jak na razie nic nie znalazłam. Mieszkam sama, a rodzice czasem mi pomagają.
- Skąd znasz dziewczynę Lucka?
- Poznaliśmy się na imprezie.- Powiedziała.- A ty?
- Pochodzę z Irlandii. Przeprowadziłem się tu bo chciałem jakieś nowości i przygód. Pracuję w małej firmie mojego wuja. Lucka znam bo z nim pracuje.- Przynieśli nam pizze i zaczęliśmy jeść w między czasie rozmawiając.
- Co robisz w wolnym czasie?- Spytała.
- Gram na gitarze, śpiewam i się bawię, a ty?
- Chodzę na zumbe i uznasz to za śmieszne, ale pisze piosenki.
- Naprawdę?
- Tak.- Zaśmiała się.
- To na pewno muszą być genialne.
- Powiedzmy ostatnie są o złamanym sercu.
- Jaki on był?- Spytałem, a na jej twarzy pojawił się mały grymas, który po chwili zmienił się w smutek.
- Na początku był naprawdę romantyczny, troskliwy i zabawny. Jednak po czasie pokazał swoją prawdziwe oblicze.
- To znaczy?
- Nie chcę o nim mówić. Dla mnie to nie przyjemny temat, a faceci nie lubią jak dziewczyny rozmawiają o swoich byłych w ich obecności.- Powiedziała wstając.- Przepraszam na chwilę.- Dodała i skierowała się w stronę toalety. Spojrzałem w tym czasie w telefon i zobaczyłem, że mam wiadomość od Luck'a

Luck: Jak tam randka?
Niall: Może być, nie kłamałeś mówiąc, że jest ładna ;p
Luck: Czy ja cię kiedyś zawiodłem?
Niall: Nie w sumie to nie xD
Luck: No właśnie. Ej tylko pamiętaj, że nie możesz się z nią przespać!
Niall: Tak jest kapitanie xD
Luck: To nie są żarty Niall, ja chce żyć! Jak Ty jej złamiesz serce Mia nam złamie kark!
Niall: Dobra, dobra. Ej a w między czasie mogę spać z innymi laskami, a ona żeby nie wiedziała?
Luck: Jeśli Ci to może abyś jej nie złamał serce to spoko.
Niall: Ohh będzie zabawa z kelnerką z knajpy xD
Luck: Idiota.
Niall: Dobra kończę frajerze.
Luck: Ja ci dam fagasie frajera. Pamiętaj!

Nic już nie odpisałem, tylko śmiałem się z naszej rozmowy. [T.I] wróciła z toalety. Uśmiechnęła się do mnie.
- Idziemy?- Spytała. Wstałem i zapłaciłem za jedzenie, a następnie wyszliśmy.
- Odprowadzę Cię.- Zaproponowałem.
- Nie musisz.
- Ale nalegam.- Dziewczyna w końcu się zgodziła i razem zmierzaliśmy do jej domu.
- Przepraszam, Cię za tą akcję w pizzeri.
- Nie no spoko rozumiem. Nie każda lubi mówić o swoim byłym.
- Tu mieszkam.- Powiedziała zmieniając temat.
- Na to wychodzi, że musimy się pożegnać.
- Dasz mi na chwilę telefon?- Zapytała, a ja jej podałem. Ta go odblokowała i po chwili mi zwróciła. Następnie żegnając się ze mną dała mi buziaka w policzek i weszła do bramy. Odblokowałem telefon i wszedłem w kontakty. Zacząłem szukać jej telefonu i gdy go znalazłem uśmiechnąłem się sam do siebie.

________________________________________________________
Dam, dam, dam. Może trochę cinko to wyszło, ale ostatnio nie mam pomysłu na imagina ;-;
Postaram się następnym razem dodać imagina ze Zayn'em, ale weny mi brak na niego ;-;
Jak na razie to wszystko :p
PS: Zapraszam na mohe bloga: Deadfall (mam nadzieję, że nic się nie stanie jak podałam linka do bloga. Wystarczy zrobić klik na tytuł bloga)
Do następnego! :D