Strony

sobota, 31 stycznia 2015

Louis

          Gdy tylko zadzwonił budzik od razu go wyłączyłam dosłownie wyskakując z łóżka. Z powodu pory roku na dworze było dość ciemno, więc musiałam zapalić światło, by przypadkiem nie potknąć się o porozrzucane wszędzie książki i ubrania. Gdy stanęłam przed łazienkowym lustrem przetarłam zmęczone oczy i za chwilę całą twarz ochlapałam chłodną wodą. Na oślep sięgnęłam po ręcznik zaraz wycierając krople skapującej na podłogę wody. Zdjęłam spodenki i cienką koszulkę robiące za moją piżamę i weszłam pod prysznic, zmywając z siebie resztki snu. Kilka minut zajęło mi kolejne wysuszenie i ułożenie włosów, pomalowanie rzęs i narzucenie na siebie zwiewnej koszuli w czerwoną kratę i czarnych rurek. Na to narzuciłam czarną parkę, złapałam moją będącą w tym samym kolorze torbę i z jabłkiem w zębach ubrałam również czarne vansy. Choć buty nie odpowiadały pogodzie na dworze z uporem nosiłam je dopóki nie spadał śnieg.
          Gdy zakluczyłam drzwi prawie biegnąc ruszyłam w stronę przystanku, więc już po pięciu minutach wsiadałam do szkolnego autobusu. Niestety na szybkość jego jazdy już nie mogłam wpłynąć więc tylko wyciągnęłam moje słuchawki nakładając je na uszy i z niecierpliwością wpatrywałam się w migające za oknem widoki. Wsłuchując się w ostatnio mój ulubiony utwór wyskoczyłam z dopiero co zatrzymanego autobusu. Zdenerwowana już spokojniej stawiałam kroki w kierunku szkoły jednak to co działo się we mnie było nie do opisania. Wewnętrzna nadzieja, strach, niecierpliwość i wiele innych zmieszanych w jedno. I nie, nie był to strach przed lekcją matematyki czy ekscytacja muzyką. To było coś większego. Szłam korytarzem pełnym uczniów ze spuszczoną głową i słuchawkami na uszach w rzeczywistości ukradkiem się rozglądając.
 Gdy stanęłam przed swoją szafką ogarniała mnie panika i smutek dopóki kątem oka go nie zauważyłam. Od razu się odwróciłam by upewnić się, że to on.Tylko jak mogłabym go pomylić z kimś innym. Przekroczył próg budynku z zarzuconym na jedno ramię plecakiem. Miał włosy roztrzepane jakby dopiero wstał co, patrząc na godzinę jest całkiem możliwe. Jego błękitne oczy błyszczały w lekkim świetle żarówek, a zniewalający uśmiech, który posłał swoim kolegą u mnie wywołał miłe łaskotanie w brzuchu. Z jednymi przybił piątki z innymi żółwiki zanim w czwórkę ruszyli na swoje zajęcia. Nie zdziwiło mnie gdy przechodząc koło mnie nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Byłam tylko jedną z wielu uczennic. Tylko był jeden problem. Ja go kochałam gdy on nie wiedział o moim istnieniu. Jednak to dla tego uśmiechu, nie kierowanego do mnie i widoku jego przechadzającego się korytarzami tak pędziłam rano. Louis Tomlinson jako moje największe przekleństwo i pragnienie.



~.~

-Hej, Leah.

         Obok siebie usłyszałam wesoły głos mojej przyjaciółki, która usiadła koło mnie w ławce. Na jej twarzy jak zwykle nie widać było zmęczenia, a usta rozciągały się w uśmiechu, którego nie sposób nie odwzajemnić. 

-Sky. Cześć. Czemu taka zadowolona?
-Czemu nie? Życie jest za krótkie by marnować je na smutki. Jednak widać, ze tylko ja tak sądzę. Widziałaś dzisiaj Louisa?

          Tak, Sky wiedziała o nim. Wiedziała wszystko. Również to jak prawie co dzień płaczę wieczorami w poduszkę. Wspierała mnie w tym wszystkim choć i ona niewiele mogła zrobić. Wiele razy powtarzała, że gdyby tylko bardziej znali się z brunetem nasyłałaby go na mnie cały czas. Gdy to powtarzała nie mogłam się nie zaśmiać. Teraz też tak było gdy tylko to sobie przypomniałam.

-Tak. Przez chwilę jak zwykle. Już przywykłam. 
-Wiesz, jak bardzo chciałabym ci pomóc, prawda?

          Nie mówiłam? Uśmiechnęłam się do niej.

-Choć ze mną jutro na imprezę. Jest sobota i mój brat urządza swoje urodziny. Będzie głośna muzyka, alkohol i mnóstwo chłopaków. Będziesz mogła chociaż na chwilę zapomnieć o... NIM.
-Wiesz, ze to nie moje klimaty, zresztą Ryan na pewno będzie miał coś przeciwko.
-Sam kazał mi ciebie zaprosić, no i na jeden wieczór możesz się przełamać. Później przenocujesz u mnie. Rodzice się nie dowiedzą. 
-Myślę, że gdyby ich, wiecznie siedząca w pokoju, cicha córka wreszcie chciała zrobić coś normalnego jak wypada na nastolatkę, to jeszcze by mnie wypychali z tego domu.

           Obie się zaśmiałyśmy po czym zaraz zamilkłyśmy gdy do sali wszedł nauczyciel rozpoczynając lekcję angielskiego.

~.~

          W sobotę wieczorem jak obiecałam stawiłam się przed domem Sky. Przyszłam kilka godzin wcześniej by pomóc jej się przygotować. Nie fatygowałam się by zapukać ponieważ u niej czułam się jak u siebie więc po prostu weszłam do środka. W przedpokoju ściągnęłam swoje vansy ostatecznie biorąc je do ręki bojąc się, że jeśli zjadą się goście mogą gdzieś się zgubić. Zostawię je w pokoju przyjaciółki.

-Sky!

          Krzyknęłam wchodząc do salonu. Gdy podniosłam wzrok i spojrzałam na kanapę stanęłam nagle tracąc możliwość jakiegokolwiek ruchu. Przede mną właśnie siedział Louis. Uśmiechnął się patrząc prosto w moje oczy. Tym razem ten uśmiech był do mnie. Prawie ugięły się pode mną kolana.

-Hej. 
-H-hej. W-wiesz gdzie jest może Sky?

         Jąkałam się jak głupia ledwo mogą w ogóle coś wypowiedzieć. Czułam jak się rumienię pod jego czujnym spojrzeniem.

-Chyba jest u siebie. Leah prawda?
-S-skąd wiesz? 
-Słyszałem trochę od Ryana. No i chodzimy razem na muzykę.
-No tak. Um.. ja chyba pójdę poszukać Sky. Dzięki i...
-Do zobaczenia na imprezie?
-Tak..

          Uśmiechnęłam się do niego już nieco pewniej zanim pobiegłam do góry. Gdy wpadłam do pokoju dziewczyny zatrzasnęłam za sobą drzwi napierając na nie plecami. Czując na sobie zszokowane spojrzenie Sky próbowałam unormować oddech i doprowadzić do składu myśli.

-Leah co się...
-Co tu do cholery robi Louis?

         Starałam się nie krzyczeć. Nie byłam na nią zła raczej zdezorientowana.

-Przepraszam cię. Okazało się, że jakimś cudem od dawna przyjaźnią się z moim bratem. Nigdy go tu nie widziałam i nie słyszałam by o nim mówił więc nic nie wiedziałam. Rozmawialiście?

Pokiwałam głową teraz już z uśmiechem. Gdy wszystko do mnie dotarło znów poczułam to łaskotanie. Na wspomnienie jego niecodziennego głosu na moim ciele pojawiły się dreszcze. Sky patrzała na mnie z zaniepokojeniem ale również z radością. 

-Okey już się tak ie rozmarzaj. Za dwie godziny zaczyna się impreza więc mamy mało czasu.
-Nigdy nie mogłam się nadziwić ile czasu potrzebujesz na przygotowania. 
-Więcej niż mam teraz.

          Uśmiechnęła się podając mi szczotkę i siadając na stołku. Śmiejąc się podeszłam do niej i zaczęłam rozczesywać jej blond włosy. Zrobiłam jej loki za pomocą lokówki następnie spinając je w kucyka wysoko na głowie. Następny był makijaż. Mój w porównaniu z jej był znacznie delikatniejszy. Chociaż mój to tylko tusz, trochę podkładu i lekko różowa szminka. Ona za to miała mocno czerwone usta, pogrubiający tusz i ciemne cienie na oczach. I tak wyglądała bardzo ładnie. Gdy narzuciła na siebie jeszcze obcisłą czerwono- czarną sukienkę mogłam się przy niej schować. Zauważyła mój wzrok.


-Nie martw się. Wyglądasz pięknie. Twoim atutem jest ta twoja słodkość. Spójrz na siebie.

Postawiła mnie przed lustrem. Miałam na sobie czarną, delikatną sukienkę ozdobioną dodatkowo koronką na jej dolnej części. Brązowe, lekko falowane włosy sięgały mi aż do pasa co bardzo mi się podobało. Ale nie było jakichś urozmaiceń.

-Masz piękną figurę, a twoje nogi są wręcz idealne. Jeśli chcesz się poczuć lepiej to poczekaj chwilę.

           Podeszła do swojego biurka chwytając z niego średniej wielkości pudełko. Zaraz wróciła znów do mnie podając mi je do potrzymania. Sama otworzyła wieko wyciągając ze środka kilka czarnych bransoletek które założyła mi na prawą rękę. Na palec lewej założyła pierścionek, a na głowie umieściła lekko różową wstążkę upinając włosy jak opaską. Teraz na twarz spadała mi tylko grzywka, którą zaraz również podpięła wsuwką. Tym razem nie dając mi spojrzeć w odbicie zaciągnęła mnie na dół. Teraz do mojego ciała wróciło zdenerwowanie. Gdy postawiłam nogi w salonie było tam już pełno osób i chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do szumu i hałasu. Sky już gdzieś zniknęła, a do moich rąk został wciśnięty kieliszek z szampanem. Wzięłam kilka małych łyków. Nie przepadałam za alkoholem jednak dzisiaj miałam robić wyjątek. Mój jedyny problem był taki, że nie znałam tu za wielu osób. 
Nigdzie nie widziałam przyjaciółki, Ryan gadał z DJ'em, kilka koleżanek z mojej klasy tańczyło ze starszymi kolegami Ryana. Reszta była mi nieznana. To znaczy dopóki nie zobaczyłam stojącego w rogu z piwem w ręku Louisa w towarzystwie swoich przyjaciół, Sama, Harry'ego i Zayna. Moje spojrzenie na chwilę skrzyżowało się z tymi niebieskimi tęczówkami. Jednak zaraz się odwróciłam uciekając do kuchni. Naprawdę tchórzę? 
          Zaraz jednak pokręciłam głową. Po co uciekać. I tak przecież nic by się nie stało. Znał twoje imię. Bo chodzimy razem na zajęcia i rozmawiał z Ryanem. Rozmawiał z tobą. Chciał być miły... Ponownie pokręciłam głową tym razem podchodząc jeszcze po szklankę wody. Naprawdę rozmawiam sama ze sobą. To już się staje nienormalne...


-Ładnie wyglądasz.

          Odwróciłam się gwałtownie prawie wpadając na stojącego za mną bruneta. Podniosłam nieco głowę i odsunęłam się kawałek. Między nami było jakieś 20 cm wzrostu więc czułam onieśmielona. Na jego ustach jak zwykle był ten cudny uśmiech. On i Sky chyba nigdy nie przestają się uśmiechać. Pomyślałam i po chwili uświadomiłam sobie, ze od jakiegoś czasu wpatruję się w niego bez słowa.

-D-dziękuję. 
-Co tutaj robisz?
-Um.. przyszłam napić się wody.

            Jakby dla potwierdzenia moich słów wskazałam na trzymaną w dłoni szklankę. Powoli się uspokajałam pod jego delikatnym spojrzeniem. Oddychaj..

-Zatańczysz?
-J-ja?
-Tak ty.

           Zaśmiał się chwytając moją dłoń. Od razu przeszedł mnie miły dreszcz. Niestety chyba to poczuł i uśmiechnął się pod nosem prowadząc mnie na środek salonu gdzie teraz wiele osób tańczyło. Gdy tylko się tam znaleźliśmy muzyka zmieniła się na wolną. Popatrzyłam na niego pewna, że każe mi iść jednak wyglądał jakby właśnie na to liczył. Nie puszczając mojej dłoni, swoją drugą położył na mojej tali przyciągając mnie bliżej siebie. Serce zabiło mi szybciej. Zaczął nas prowadzić w rytm spokojnych dźwięków. Cały czas się do mnie uśmiechał, a ja nie potrafiłam tego nie odwzajemnić. Na chwilę zapomniałam gdzie jestem, liczył się tylko on i to co się teraz działo.

-To mi się śni prawda?

           Powiedziałam to co od dłuższego czasu myślałam. W zamian znów zyskałam jego uśmiech. Zaraz potem pochylił się nade mną i lekko musnął moje usta. Zaniemówiłam.

-Teraz wierzysz, ze nie śnisz? Leah wiem co do mnie czujesz i..
-Co!? Skąd!?
-Spokojnie. Chciałem ci powiedzieć, ze ja czuję to samo. Widzę twoje "ukryte" spojrzenia bo sam również często tak na ciebie patrzę. To może wydawać się nieprawdopodobne ale...
-Ty nigdy nie zwracałeś na mnie uwagi. Przecież nigdy nie spojrzałeś na mnie, nie powiedziałeś zwykłego "cześć".
-Patrzyłem na ciebie gdy ty nie patrzyłaś. Ale wiele o tobie słyszałem, widzę cię na zajęciach no i... Ryan i Sky pomogli mi to rozplanować. 
-Sky?
-Tak. I swoją drogą wyglądasz naprawdę słodko w tek wstążce na głowie.
-Myślałam, że mnie nawet nie kojarzysz.
-Więc nie myśl już tak więcej. Leah.. mogę cię pocałować?

            Chwilę wpatrywałam się w jego oczy. Dostrzegałam w nich szczerość więc tylko kiwnęłam głową. Znów się do mnie zbliżył. Jego usta znalazły się na moich. Delikatnie nimi poruszał zanim wsunął język miedzy moje wargi. Pocałunek był namiętny i słodki. Od tak dawna o tym marzyłam... Gdy odsuną się by zaczerpnąć oddech w drzwiach niedaleko zobaczyłam patrzącą na nas i uśmiechającą się Sky. Pomogła mi, jak obiecała. Posłałam jej oczko zanim wróciłam wzrokiem do Louisa.

-Więc.. teraz jesteś moją dziewczyną?
-Jestem?
-Jeśli tylko chcesz.
-Bardzo.
-Kocham cię księżniczko.



Hejej :) Tego imagina dedykuję głównie tym osobą, które mają swojego crusha i  czują się tak (lub podobnie) jak Leah. Życzę by wam skończyło się tak samo (lub może nawet lepiej) :*
Mam nadzieję że się podoba i liczę na komentarze ;)
Pamiętajcie o tweetowaniu z #annie1126. 

środa, 21 stycznia 2015

Harry cz.4

cz.3

Od kilku minut siedziałam w salonie, czekając na samochód wysłany przez Harry'ego. Przed chwilą napisał mi, że kierowca już jedzie, a on sam dojeżdża na lotnisko. Usłyszałam dzwonek do drzwi i przekonana, że to kierowca, chwyciłam rączkę walizki i pociągnęłam ją do korytarza. Otworzyłam z zamiarem ujrzenia tam pracownika Harry'ego, ale zamiast niego, stał tam Kevin. Ubrany w jeansy i pogniecioną koszulę, zarośnięty z potarganymi włosami. Wyglądał okropne, a kilka róż, które trzymał w dłoni, sprawiały, że wyglądał też żałośnie.
-[t.i].
Powiedział cichym, słabym głosem. Spojrzał na mnie, potem na walizkę i jeszcze raz na mnie.
-Wyjeżdżasz?
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w niego, a złość we mnie  narastała. Jak mógł mieć taką czelność i przychodzić do mnie po kilku dniach od czasu, gdy dowiedziałam się o jego zdradzie?! Bezczelny idiota, kretyn i egoista!
-Wybacz, ale nie mam czasu na rozmowy.
Warknęłam, zdejmując z wieszaka płaszcz i zakładając go.
-Gdzie idziesz? [t.i], powiedz mi!
Chwycił mnie za dłoń, którą od razu wyszarpałam.
-Nie twój interes. Wynoś się stąd, Kevin. Nie mam najmniejszej ochoty cię teraz oglądać.
Syknęłam.
-[t.i], daj mi się wytłumaczyć! To nie tak jak myślisz! Ona nic nie znaczyła! Nawet nie pamiętam jej imienia! Kocham tylko ciebie! Proszę cię, wróć do mnie! Zapomnijmy o tym, skarbie, kwiatuszku, najdroższa...
-Wyjdź.
Zażądałam, jednak do tego osła nic nie docierało. Zamiast tego, upadł na kolana i wyjął małe pudełko z kieszeni jeansów.
-[t.i], wyjdź za mnie. Jesteś sensem mojego życia, moim  słońcem, moim powietrzem. Błagam cię, kochanie.
Patrzyłam na niego i zupełnie nie poznawałam tego faceta. Robił z siebie głupka, sądząc, że przyjmę jego oświadczyny. Klęczał, w jednej dłoni trzymając pudełko z pierścionkiem, w drugiej kilka czerwonych róż.
-Myszko, proszę...
Uśmiechnęłam się i odebrałam z jego ręki kwiaty.
-Skarbie, wiedziałem...
Przerwałam mu, uderzając kwiatami w jego twarz i rzucając nimi o podłogę. Kolce róż podrapały jego policzek, ale to było nic w porównaniu do tego, jak zostałam skrzywdzona ja.
-Wynoś się, albo zadzwonię na policję.
Powiedziałam głośno i wyraźnie. Przez to, że drzwi do mieszkania były nadal otwarte, jedna z sąsiadek gapiła się teraz na nas. Spojrzałam na nią i szybko uciekła, spłoszona. Zauważyłam jak ktoś wchodzi po schodach i tym kimś okazał się być mój szef. Ubrany w czarne, obcisłe jeansy i błękitną koszulę, której guziki były do połowy odpięte. Na to narzucony czarny płaszcz i niezawodna fryzura, czyli włosy postawione i zaczesane do tyłu. Wyglądał jak bóg w najczystszej postaci. Gdy mnie zauważył uśmiechnął się, a sekundę potem jego wzrok spoczął na Kevin'ie.
-[t.i], błagam cię...
Odezwał się Kevin, żałosnym głosem. Spojrzałam na niego i dostrzegłam łzy, płynące po jego policzkach.
-Przykro mi, Kevin, ale jest ktoś z kim już układam sobie życie.
Chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem. Wyciągnęłam dłoń w stronę Harry'ego, który wszedł do mieszkania. Niepewnie ją ujął, a ja przysunęłam się bliżej niego i złożyłam na jego ustach pocałunek.
-Myślę, że powinieneś już wyjść.
Zwróciłam się do Kevin'a, gdy tylko odsunęłam się od Harry'ego. Mój były podniósł się i zmierzył  nas wściekłym spojrzeniem.
-Więc to teraz z nim się puszczasz?
Ledwo dotarły do mnie jego słowa, gdy zobaczyłam Harry'ego robiącego krok w stronę Kevin'a, a następnie uderzającego go z pięści w twarz. Kevin omal nie upadł.
-Uważaj na słowa.
Warknął Styles. Kevin rzucił mi wściekłe spojrzenie, trzymając się za swój nos, z którego zaczęła lecieć krew.
-Idioci.
Rzucił i  wyszedł z mieszkania.
-W porządku?
Spytał się mnie Harry. Kiwnęłam głową, wciąż będąc w szoku.
-Chodźmy.
Złapał moją walizkę i wyszedł z nią na korytarz. Zamknęłam drzwi na klucz i ujmując wyciągniętą dłoń Harry'ego, zeszłam na dół.
*

-Szczerze?
Zagaiłam, gdy siedzieliśmy już w pierwszej klasie linii lotniczych British Airways. Oczywiście zajęłam miejsce przy oknie, Harry'ego zmuszając do zajęcia miejsca obok.
-Hm?
-Sądziłam, że polecimy prywatnym samolotem. Czyżbyś bankrutował?
Harry zaśmiał się i pokręcił głową.
-Tak, twoja pensja zabiera połowę dochodów całej firmy.
Parsknęłam śmiechem i kontynuowałam rozmowę.
-W takim razie musicie mieć bardzo, bardzo niskie dochody, bo moja pensja ledwie wystarcza na tydzień.
Harry zrobił skruszoną minę i ujął moją dłoń, podnosząc ją do swoich ust. Poczułam przyjemne mrowienie.
-Bardzo mi przykro panno Blade, ale to wszystko na co nas stać.
Ucałował wierzch mojej dłoni i uśmiechnął się delikatnie.
-Cóż, pierwsza klasa nie jest taka zła. Jakoś wytrzymam.
Westchnęłam ostentacyjnie, a następnie oboje się zaśmialiśmy. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i wyjrzałam przez okno. Gdyby trzy miesiące temu ktoś mi powiedział, że będę leciała do Tokio pierwszą klasą, to wyśmiałabym go w twarz. A teraz to się dzieje naprawdę i nie wiem, czy się śmiać, czy być wzruszoną.
-[t.i]?
-Hm?
Spojrzałam na Harry'ego.
-Ten facet w twoim mieszkaniu, to był twój ex?
Skinęłam głową zażenowana.
-Tak wiem, ja też się zastanawiam jak mogłam być z kimś takim.
Harry uśmiechnął się rozbawiony i ujął mnie za brodę.
-Nie wiedziałem, że chcesz ułożyć sobie ze mną życie.
Naśmiewał się ze mnie.
-To był żart. Nigdy w życiu nie związałabym się z bankrutem.
Zachichotałam i obserwowałam jak Harry przysuwa swoją twarz do mojej.
-Tak? Bo wydaje mi się, że uwielbiasz, gdy cię całuję.
Poczułam jego ciepłe wargi na moich. Całował mnie powoli i delikatnie. To było coś zupełnie nowego. I bardzo mi się spodobało. Niespodziewanie odsunął się ode mnie i zaczął się cicho śmiać. Otworzyłam szybko oczy skonsternowana.
-Och, panno Blade. Pani usta z pewnością potrafią czynić cuda.
Zmrużyłam oczy i szybko zadałam mu cios w ramię.
-Gbur.
Prychnęłam, próbując zapanować nad uśmiechem cisnącym się na moje usta. Odwróciłam głowę w stronę okna i usłyszałam jak cicho mówi pod nosem.
-Taka niewinna, a taka silna.
Parsknęłam śmiechem, ale nadal na niego nie spojrzałam. Poczułam za to jak zakrywa moją dłoń swoją i splątuje nasze palce. Motyle w moim brzuchu na dobre się rozszalały, a ja byłam wdzięczna losowi, że ten lot potrwa jeszcze kilka godzin.
*

-Jestem śpiąca.
Mruknęłam, gdy przechodziliśmy przed terminal, prowadzeni przez dwóch pracowników lotniska. Byli mili i zajęli się naszymi walizkami, za co byłam im cholernie wdzięczna. Oczywiście zgaduję, że ta usługa z pewnością kosztowała dodatkową opłatę.
-Niedługo będziemy w hotelu.
Odparł rzeczowo Harry, który wystukiwał coś w telefonie. Pod koniec lotu zniknął na moment, a gdy z powrotem wrócił był przebrany w czarny, dopasowany garnitur i białą koszulę. Nie wiem jak to zrobił, ale efekt jak zwykle powalił mnie z nóg.
-Panie Styles.
Odezwała się kobieta, która nas prowadziła i wskazała na drzwi przed sobą. Złota tabliczka "VIP" wyjaśniała wszystko.
-Dziękuję.
Odpowiedział Styles i wszedł do środka, a ja zaraz za nim.
W przestronnym i eleganckim pokoju znajdował się już mężczyzna w średnim wieku w towarzystwie młodej kobiety. Oboje byli ubrani formalnie, a na widok Harry'ego szeroko się uśmiechnęli.
-Panie Styles! Witamy w Japonii.
Jego akcent tak śmiesznie brzmiał. Mężczyźni wymienili się uściskami dłoni, a następnie Harry położył dłoń na moich łopatkach i pchnął lekko do przodu.
-[t.i] Blade, moja asystentka.
Mężczyzna ucałował wierzch mojej dłoni i kobietę stojącą u jego boku również przedstawił jako swoją asystentkę. Przez myśl mi przeszło pytanie, czy oni też zachowują się tak jak ja i Harry?
Jak się okazało, mężczyzna to Junzo Abukara-właściciel firmy, z którą Harry chciałby nawiązać współpracę. Na rynku znajduje się od 30 lat i zna się na rzeczy, a połączenie obu firm ma przynieść milionowe zyski.
-Auto już na nas czeka, zapraszam.
Powiedział Junzo, wskazując na drzwi wyjściowe a my posłusznie wykonaliśmy jego prośbę. Samochód rzeczywiście czekał i zachwycał swoim wyglądem. Młody chłopak w uniformie otworzył przede mną drzwi i pomógł wsiąść. Z drugiej strony usiadł Harry i ruszyliśmy do hotelu.
-Czym pojadą oni?
Spytałam, oglądając się do tyłu, a następnie patrząc na Harry'ego.
-Drugim samochodem.
Odpowiedział, wciąż zajęty swoim telefonem. Przewróciłam oczami i przeniosłam wzrok na widoki za szybą. Dochodziło południe i ulice były przepełnione ludźmi. Słońce wychylało się co chwila zza chmur nadając trochę pogodnego akcentu. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod ogromny i ekskluzywny hotel. Gdy tylko się zatrzymaliśmy, portier otworzył drzwi i pomógł mi wysiąść. Zaczekałam na Harry'ego, który szybko do mnie dołączył i weszliśmy do środka. Wystrój wnętrza zapierał dech w piersiach i najchętniej to usiadłabym na środku i po prostu podziwiała. Nie miałam jednak na to czasu, bo Harry od razu skierował się do recepcji. Zameldował nas i odebrał klucze od pokoi. Mieliśmy dwa apartamenty obok siebie na 10 piętrze.
-Spotkajmy się tutaj za półgodziny, dobrze?
Spytał Harry, kiedy oboje odblokowaliśmy drzwi do swoich tymczasowych mieszkań. Kiwnęłam głową i już chciałam wejść, gdy przypomniałam sobie o bagażach.
-Gdzie są walizki?
Harry spojrzał na mnie rozbawiony i odpowiedział.
-W pokoju.
Puścił mi oczko i wszedł do siebie. Przez kilka sekund stałam zaskoczona, próbując to wszystko ogarnąć. Jakim cudem walizki są już w pokoju?!
Weszłam do środka i po raz kolejny zaparło mi dech w piersi. Krótki korytarz prowadził do przestronnego salonu, którego ściana była cała oszklona, dając piękny widok na miasto. Nowoczesne meble i akcesoria doskonale się z sobą komponowały. Po lewej stronie znajdowały się szerokie drzwi, które jak się okazało, prowadziły do sypialni. Jeden rzut oka na ogromne łóżko, które zajmowało większą część pokoju, wystarczył bym rzuciła się na nie i utonęła w morzu poduszek. Leżałam przez kilka minut głęboko oddychając. To wszystko było tak niesamowite, że nawet nigdy nie ośmieliłam się o czymś takim marzyć. Czułam się jak księżniczka i nie miałabym nic przeciwko, gdyby uwięziono mnie tu do końca życia. Moją chwilę zachwytu przerwał dzwonek komórki. Chciałam go zignorować i poleżeć jeszcze trochę, ale gdy dzwonek zabrzmiał po raz kolejny, zmusiłam się i wstałam. Zaczęłam szukać torebki, którą w szoku gdzieś odrzuciłam. Znalazłam ją na fotelu w salonie i gdy wygrzebałam z niej telefon, odebrałam połączenie od Harry'ego.
-Halo?
-Jak pokój?
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, podchodząc do okna i spoglądając w dół.
-Dobrze.
-Tylko dobrze?
Przewróciłam oczami.
-Bardzo dobrze. A twój?
-Dobrze.
Parsknęłam śmiechem i usłyszałam jak on również zareagował w ten sposób.
-Moje łóżko jest tak wygodne, że marzę tylko o tym, by położyć się już spać.
Zamruczałam, wracając do sypialni. Usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się. W rogu dostrzegłam swoją walizkę, więc podeszłam do niej.
-W łóżku można nie tylko spać.
Odpowiedział zaczepnie Styles. Oblała mnie fala ciepła na te słowa i dziękowałam losowi, że on nie może tego zobaczyć.
-Nie wiem o czym mówisz.
Bąknęłam, przykładając dłoń do piersi. Moje serce waliło jak oszalałe. Usłyszałam jego śmiech i na ten dźwięk szeroko się uśmiechnęłam.
-O niczym. Jesteś już gotowa? Mamy 15 minut do lunchu z Abukarem.
-Tak jakby.
Bąknęłam, otwierając walizkę i szukając w niej czarnych spodni oraz białej bluzki.
-Tak jakby?
-Noo, muszę jeszcze wziąć prysznic. Śmierdzę jak mokry pies.
Zażartowałam. Harry prychnął i odpowiedział.
-Nie musiałaś mi tego mówić.
-Półgodziny i będę gotowa.
Powiedziałam, idąc z świeżymi ubraniami i bielizną do łazienki. Była tuż obok sypialni i choć była niewielka, to robiła ogromne wrażenie.
-Nie mamy tyle cza...
-Do zobaczenia!
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i odłożyłam telefon na półkę. Szybko rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic. Jak zwykle zaczęłam swój prysznicowy koncert i chwytając tubkę żelu, zaczęłam do niego śpiewać udając, że to mikrofon. W 15 minut udało mi się umyć i zakończyć show. Zakręciłam wodę i rozsunęłam drzwiczki, które były całe zaparowane. Sięgnęłam po ręcznik, owinęłam się nim i w momencie kiedy odwróciłam się, by wyjść z kabiny, ujrzałam rozbawionego Harry'ego, który nonszalancko opierał się o umywalkę. .
-Niezłe pośladki.
Oznajmił, a wraz z momentem wypowiadania tych słów, cała moja twarz nabrała kolorów purpury.
-Ty zboczeńcu, wynoś się stąd!
Zaczęłam krzyczeć i siłą wypychając go z łazienki. Śmiał się jak skończony idiota i nie pomogło nawet to, że uderzyłam go w głowę. To sprawiło, że chyba śmiał się jeszcze bardziej. Zamknęłam się na klucz w łazience i szybko ubrałam. Modliłam się, by w tym czasie szlag trafił tego kretyna, ale jak napisał John Green "świat to nie instytucja do spełniania życzeń".
-Nic. Nie. Mów.
Wysyczałam, gdy weszłam do salonu. Uśmiechał się głupkowato.
-Masz naprawdę seksowne ciało.
-Zamknij się!
Rzuciłam w niego poduszką, która niestety przeleciała obok.
-Dobrze, przepraszam. A teraz chodźmy nim Japończycy się rozmyślą.
Powiedział, podchodząc do mnie i obejmując mnie w talii. Fuknęłam obrażona i odepchnęłam go. Jak taki przystojny mężczyzna, może być takim idiotą?

________________________________________________
Cześć :)
I jak wrażenia?

Chciałabym zaprosić was na moje nowe fanfiction z Zayn'em w roli głównej! Dziś pojawił się prolog :)

http://charlie-fanfiction.blogspot.com/

niedziela, 18 stycznia 2015

Louis cz.1

- Na pewno dostaniesz ten awans, należy Ci się! - Amber podeszła do mnie i mocno uścisnęła. Kto by pomyślał, że tak szybko zaprzyjaźnię się ze swoimi współpracownikami? Chociaż z drugiej strony, praca w restauracji wymaga stałej komunikacji, nie da się jej uniknąć, więc to by było trochę podejrzanie, gdybym z nikim nie złapała wspólnego języka. Skinęłam głową na znak podziękowania i odwzajemniłam promienny uśmiech blondynki. To wspaniałe uczucie, kiedy najbliższe mi osoby wspierają mnie w tym, co ma nastąpić już za kilka minut.
- Wiedziałam to od pierwszej chwili, kiedy przekroczyłaś próg tej restauracji - to ona będzie naszym szefem. Byłaś cichutka jak myszka, a z wyrazu twojej twarzy każdy mógł odczytać, że byłaś przerażona, jakbyś co najmniej ducha zobaczyła, haha! Żałuj, że siebie wtedy nie widziałaś, albo że Ci przynajmniej zdjęcia nie zrobiłam... Zamierzałaś uciec i widzisz, co byś straciła, gdybyś to zrobiła? Ale wiedziałam, że jeszcze pokażesz pazurki. Teraz jesteś pewna siebie, zachwycasz wszystkich swoją gracją, nie tylko współpracowników i co najważniejsze, wspaniale gotujesz. Gdyby nie to, nie byłoby Cię tutaj, dlatego trzymam za Ciebie mocno kciuki, kochanie!
      Przemówienia Cassie zawsze są i jednocześnie wzruszające i... wkurwiające. Z jednej strony wspiera mnie na duchu lepiej, niż wszyscy psycholodzy razem wzięci, udziela bardziej pożyteczne rady od mojej mamy i daje mocnego kopa w tyłek, aby ruszyć się i zacząć coś zmieniać w swoim życiu. Za to jestem jej cholernie wdzięczna, bez jej pomocy na pewno nie byłabym w tym miejscu, w którym znajduję się teraz, ale jest jeszcze druga strona medalu... Potrafi wyciągnąć moje brudy sprzed dwóch lat, czyli dokładnie w chwili, kiedy przeżywałam najgorszy dzień swojego życia - mianowicie mój pierwszy dzień pracy w tej restauracji. Widząc... to, co działo się w kuchni śmiertelnie się przeraziłam i gdy już zbierałam się do ucieczki, na mojej drodze stanęła Cassie. O dziwo ucieszyła się na mój widok, w końcu miałam być nową osobą w ekipie, ale od razu zorientowała się, że miałam zamiar spierdolić tam, gdzie pieprz rośnie i do tej pory mi to wypomina, jakby to był grzech najcięższej wagi. Ale w jednej kwestii miała rację - żałowałabym tej ucieczki do końca swoich dni.
"- Uciekłabyś i co? Kto byłby teraz szefem kuchni? Keith? Nawet sobie ze mnie nie żartuj! Dla niego wszystko jest dobre, wpieprzyłby wszystko po kolei. Nie zauważyłby nawet, że w zupie cebulowej nie ma cebuli! A może nasza kochana Jacqueline, która nie odróżnia papryki ostrej od chilli? Nie osłabiaj mnie. Nawiasem mówiąc, jakim cudem ona znalazła się w tej kuchni? Jest kompletną ofermą.
- Robi zajebiste sałatki. - powiedziałam z pełną buzią, jedząc w tej chwili akurat sałatkę przygotowaną przez Jackie, która została po dzisiejszym dniu. Szkoda wyrzucać jedzenia. Niektórych dań nie da się zachować, ale całych dań również nie wypada wyrzucać. Fakt, Jackie była tępa jak siekiera do cukru, ale sałatki robiła najlepsze pod słońcem. Dwa składniki, które oddzielnie smakują wyśmienicie ale w parze nie prezentowały się najlepiej, dzięki niej nabierały zupełnie nowego smaku i chciało się jeść więcej. Do tej pory nie mam pojęcia, jakim cudem ona to robiła.
- Samymi sałatkami nie utrzyma restauracji na wysokim poziomie. Niech sobie otworzy bar sałatkowy."
     Jak wcześniej wspominałam... Cassie potrafi być wspaniałą przyjaciółką, ale współczuję z całego serca osobie, która zajdzie jej pod skórę. W niektórych sytuacjach otwarcie mówi, co jej się nie podoba i co należało by zmienić, ale nie zawsze. Potrafi wyczuć sytuację i wtrącić swoje trzy grosze w odpowiednim momencie. Cassie to moja przyjaciółka i jednocześnie mentorka. Zawsze mogę na nią liczyć i stanowi idealny przykład kobiety odważnej, pewnej siebie i samodzielnej. Ze swoim mężem, którego miałam okazję poznać podczas jednego wieczoru, kiedy ją odbierał, dopełniają się idealnie. Również jest mocny z charakteru i nie daje sobie w kaszę dmuchać, często się kłócą, nawet przez sms albo rozmowę telefoniczną, ale bez siebie nie potrafią żyć. Zazdroszczę jej tego.
     A teraz stoję tu, i minuty dzielą mnie przed otrzymaniem awansu. Wiem, że inni również ubiegali się na to stanowisko, więc wszyscy mieliśmy takie same szanse. Niektórzy pracują tu ode mnie o wiele wiele dłużej i im bardziej się tej awans na szefa kuchni należy, ale ja również znam swoją wartość i już wystarczająco długo zajmowałam drugie miejsca, aby stwierdzić, że hej... mi od życia też coś się chyba należy. Mam możliwość stania się szefem kuchni najwykwintniejszej restauracji na Manhattanie, w której rezerwacje sięgają półtora roku do przodu z pragnienia spędzenia w tym wspaniałym budynku godziny lub dwóch, racząc się daniami przygotowanymi przez najlepszych z najlepszych. I miałabym zrezygnować? Dać możliwość innym, rezygnując tym samym ze swoich marzeń? Niedoczekanie. Walka jest równa i każdy ma szanse, a Cass i Amber wspierają mnie najbardziej, ponieważ one w pojedynku nie startują. Wiedzą z czym się wiąże praca szefa kuchni, a one mają pozakładane rodziny, więc nie potrzebny im jeszcze dodatkowy stres. A dodatkowo zawsze któraś z nich była świadkiem tego, jak menadżer restauracji swoimi tekstami daje mi aluzje do tego, że stanowisko szefa kuchni mam w garści. Mimo, że starałam sobie nie robić zbyt dużych nadziei na to, zawsze coś może się zmienić, to czasami było trudno
     A nawiasem mówiąc, Jackie już u nas nie pracuje. Poziom naszej restauracji stale rośnie i ona po prostu nie wytrzymała. Sama odeszła. A szkoda.
- Dziękuję Cassie. To wiele dla mnie znaczy. Alexander był wspaniałych kucharzem, ale niestety takie życie.
     Alexander, nasz poprzedni szef kuchni, miał na mnie ogromny wpływ w kwestii gotowania. Codziennie uczyłam się od niego czegoś nowego; przepisy, różne przygotowania dań, dodatki, odpowiednie kompozycje przy tworzeniu nowych dań... Alexander zainspirował mnie do stworzenia własnego dania, które cieszy się popularnością w naszej restauracji: homar w tempurze z bulionem i warzywami przygotowanymi na ostro.* Alexander bardzo mi pomógł i z czasem jeszcze wzbogacał moje danie różnymi przyprawami, co nadawało mu jeszcze lepszy smak. Miał do tego nosa, nie ma wątpliwości.
     Alexander był wspaniałym kucharzem. Już od kilku dni, kiedy jest nieobecny pośród nas, bardzo mi go brakuje. Jego rad, jego poczucia humoru w kuchni, jego sprawnej ręki. Dania przez niego przygotowanie były po prostu najlepsze na świecie. Na zawsze zostanie w mojej pamięci, ale mam nadzieję, że będzie do nas czasem wpadał z wizytą by sprawdzić, jak sobie bez niego radzimy. Dlatego restauracja potrzebuje kogoś, kto godnie będzie ją reprezentować i kontynuować to, co osiągnął Alexander. Myślę, że nadawałabym się na to stanowisko, wraz z ekipą wyspecjalizowanych kucharzy, którzy tutaj pracują. Podobno ma do nas dołączyć jeszcze jedna osoba, ale szef na razie owiał to ogromną tajemnicą i nikomu nie pisnął ani słówka.
     A jednak zaczęłam wątpić. Właśnie w tej chwili? Stanowisko szefa kuchni w tej restauracji wiąże się z ogromnym obowiązkiem i wysiłkiem, czy aby na pewno dam sobie z tym radę? Jeżeli tak będę się nad tym zastanawiała i na siłę robiła wszystko na perfect, to na pewno coś po drodze zgubię i spierdolę sprawę, ale... tak cholernie obawiam się porażki, przecież życie układa nam różne scenariusze, a więc w tym mam pewność, że dobra passa kiedyś się skończy. Gdyby to się stało, zawiodłabym nie tylko siebie, ale również współpracowników. Następstwem tego byliby niezadowoleni goście. Wierzę, że mogłabym liczyć na poradę i wskazówki ze strony innych pracowników w każdej sprawie, wierzę że pomagaliby mi najlepiej, jakby tylko potrafili, ale właśnie, zaczyna i kończy się na radach. Ostateczne decyzje należałyby do mnie i to ja ponosiłabym wszystkie konsekwencje tego zarządzenia.
     Ale szefem kuchni nie jestem. To są tylko moje gdybania, ale na pewno będę zaszczycona, gdy właściciel restauracji wypowie moje imię już za kilka minut, mianując mnie nim. Wtedy będę stawała nawet na rzęsach, aby nikogo nie zawieść.
- Starość nie radość, nie ma co się oszukiwać. - powiedziała dobitnie Cassie, uśmiechając się pod nosem. - Ale faktycznie, będzie mi brakowało jego żartów z rana. Zawsze to było weselej w kuchni od samego rana. A pamiętasz tą sytuację, kiedy jeden mężczyzna chciał się oświadczyć swojej dziewczynie i Alexander osobiście udekorował stół dla nich i zanosił im wszystkie dania? To nie był jego krewny, nawet nie znał imienia tego faceta. Dla takich bogaczy to pewnie nic wielkiego, ale ja byłabym zaszczycona, gdyby sam szef kuchni robił to dla mnie! To było kochane z jego strony.
     Zaśmiałam się cicho, a wspomnienia z tamtego wieczoru pojawiły się w moich myślach. Faktycznie, to było urocze z jego strony. Szef kuchni rzadko kiedy wychodzi na salę do gości, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie ma na to czasu. Jest odpowiedzialny za przygotowywanie dań i przydzielanie odpowiednich zadań odpowiednim osobom. Musi dokładnie sprawdzić każde danie, zanim opuści ono kuchnie, a więc brakuje mu czasu na swobodne chodzenie sobie na ploteczki do gości. Wyjątkiem są sytuacje, kiedy wydarzenia są naprawdę specjalne, więc wtedy obecność kucharza jest obowiązkowa. Przynajmniej na te kilka minut.
- Alexander to stary romantyk. Gdyby mógł, robiłby to dla każdej pary.
- Tak, tu się z Tobą zgodzę.
     I na tym nasza rozmowa się zakończyła, ponieważ właśnie w tej chwili do kuchni wszedł właściciel restauracji. Nie padło żadne polecenie, ale wszyscy jak na zawołanie ustawili się w jednej linii tuż przed nim, w tym ja, Cassie i Amber. Palce rąk splotłam ze sobą za swoimi plecami, ale to nic nie dało, ponieważ zaraz zaczęły mi się pocić, a serce szybciej bić.
- Witam wszystkich. - ostatnie szepty ucichły, a w kuchni zapanowała grobowa cisza. Mężczyzna nie uśmiechał się, świdrując wzrokiem każdego z osobna, ale też nie miał złowrogiego wyrazu twarzy. Można powiedzieć, że neutralny. - Od dnia dzisiejszego będziecie mieli nowego szefa kuchni. Długo mi zajęło podjęcie ostatecznej decyzji, kilka razy zmieniałem zdanie, ale wreszcie udało mi się. Ta osoba w pełni na to zasłużyła i wierzę, że się nie zawiodę. Jest to osoba pracowita, z wyczuciem smaku i wieloletnim doświadczeniem, z dużą kulturą osobistą, a przede wszystkim dobrym organizatorem. Teraz on - on? -  tutaj rządzi, a waszym zadaniem jest współpraca. Mam nadzieję, że będziecie z niej zadowoleni tak samo, jak ja. Zapraszam do siebie...
     Menadżer skierował swój wzrok na mnie, a przez ułamek sekundy na jego twarzy było wymalowane... poczucie winy? Żal? Ale dlaczego?
     Zrozumiałam dopiero wtedy, kiedy przez drzwi wszedł mężczyzna. Miał nie więcej, jak metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i był blisko trzydziestki. Przez biały kitel, w który był ubrany, wyraźnie był widoczny zarys jego mięśni, co świadczy pewnie o tym, że jest stałym klientem siłowni. Długość jego nóg podkreślały czarne, dopasowane spodnie. Krótkie, brązowe nieco potargane włosy tworzyły na głowie artystyczny, który dodawał mu tylko uroku. Przyjrzałam się jego twarzy z dwudniowym zarostem. Cholera, przystojny skurczybyk. Oczy niebieskie jak bezchmurne niebo. Takie, jakie pojawiały się w kobiecych snach tuż nad ranem i przysparzały niemało problemów w tak zwanym sypialnianym życiu małżeńskim.**
- ... Louisa Tomlinsona. Waszego nowego szefa kuchni.
      Otworzyłam szerzej oczy, nie mogąc jeszcze do końca uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Co... co się przed chwilą stało? Jak to się stało? Ale... dlaczego? Czyli... nie zostałam szefem kuchni? To on jest naszym nowym szefem kuchni? Nie byłam zła... bo nigdy dlaczego miała bym być? Nie obiecał mi tej posady, tylko przed ten cały czas dawał mi pieprzone aluzje do tego, że mogę ją mieć. A to były tylko aluzje. Przez ten cały czas sobie ze mnie żartował. Nie byłam zła... byłam zrozpaczona. Moje marzenie się nie spełniło, a tylko krok mnie od niego dzielił. Nie dałam tego jednak po sobie poznać. Resztkami sił zmusiłam się do delikatnego uśmiechu i z oklaskami dołączyłam do reszty załogi, która cieszyła się z nowego szefa kuchni. Ja się nie cieszyłam. Jeszcze jest za wcześnie, abym mogła odpowiedzieć na to pytanie.
     Louis przejeżdżał dyskretnie wzrokiem po każdym członku swojej nowej ekipy, z którą od teraz będzie spędzał prawie każde popołudnie oraz wieczór, obdarowując ich dodatkowo promiennym uśmiechem i skinieniem głowy. Do czasu, kiedy nasz wzrok się skrzyżował. Jego brew drgnęła ku górze, a w oczach pojawił się nieznany mi błysk. Przyglądał mi się tak uważnie, jakby chciał samym spojrzeniem zerknąć w głąb mojej duszy i poznać każdy mój sekret. Nie podobało mi się to. Ale dotarło do mnie jedno - nasza współpraca nie będzie należała do najłatwiejszych.




* Danie zaczerpnięte na potrzeby imagina z menu restauracji OXO Tower, znajdującej się w Londynie.
** Cytat zaciągnięty z książki "Magia parzy" autorstwa Ilony Andrews.


Witajcie!
Tak jak obiecałam ode mnie partowiec z Louisem w roli głównej, chociaż pierwsza część stanowi dopiero takie wprowadzenie. Pomysł chodził mi po głowie od dawna, dlatego postanowiłam go zrealizować i teraz chciałabym się dowiedzieć, czy Wam się spodoba Louis w takim wydaniu i czy chcielibyście czytać kolejne części, a głębi serca mam nadzieję, że Wam się spodoba. Za każdy komentarz z góry bardzo dziękuję.
Pozdrawiam,
Merci.

środa, 14 stycznia 2015

Harry

-Zostaniesz gdy będę Cię potrzebował?
-Obiecuję Ci to. Ty nie zostawisz mnie, ja nie zostawię Ciebie.

                 Tak ważne słowa do dzisiaj chodzą mu po głowie. Nie potrafi ich zapomnieć i co dzień, co wieczór, co noc uświadamia sobie jak wielka jest jego głupota. Jak zrujnował sobie życie przez jedną decyzję. Jedną ale najtrudniejszą do podjęcia i oczywiście popełnił błąd. Od teraz musi pogodzić się z samotnością i łudzić, że kiedyś sam sobie wybaczy.

-Potrzebuję Cię.


~.~

                 Cichy dźwięk budzika sprawił, że brunet otworzył oczy pokazując, niegdyś szmaragdowe teraz szarawe tęczówki. Pełne, różowe usta rozchyliły się wypuszczając jęk niezadowolenia. Ciężka dłoń po paru sekundach odnalazła źródło dźwięku skutecznie je uciszając i dając wytchnienie bolącej głowie. Chłopak przetarł ręką twarz, a następnie brązowe, ostatnio zaniedbane loki. Powoli wstał kierując się do łazienki. W pomieszczeniu zdjął swoje bokserki wrzucając je do kosza na pranie następnie wchodząc pod prysznic. Na przemian gorące i zimne krople paliły lub mroziły jego skórę rozbudzając go całkowicie. Po paru minutach zakręcił wodę chwilę jeszcze stojąc w brodziku. Po wyjściu biodra owinął ręcznikiem wcześniej dokładnie się wycierając i strzepując ręką wodę z włosów. W pokoju założył czyste bokserki, czarne spodnie zwężane w łydkach i koszulkę z nadrukiem The Rolling Stone. Spojrzał w wiszące w garderobie lustro dostrzegając tam człowieka zupełnie niepodobnego do tego sprzed kilku tygodni. Blada cera, podkrążone i zaczerwienione oczy. Lekko zapadnięte policzki i widoczne mocne ubytki na wadze. Jednak to nic w porównaniu z tym co działo się w środku. Każda minuta zmieniała go i pogrążała coraz bardziej więc co gdy jest to cały miesiąc. Albo dwa. To następne minuty, które nieodwracalnie wpływały na tego chłopaka. Gd nie mógł dłużej wytrzymać widoku straconego człowieka najzwyczajniej się odwrócił i zszedł na dół. Wszedł do kuchni rozglądając się po niej w poszukiwaniu czegoś mu nieokreślonego. Ręka za każdym razem zatrzymywała się w połowie drogi do lodówki, szafek i szuflad. Nie był głodny. Złapał tylko butelkę soku i usiadł przy stole. Powoli biorąc kilka łyków wpatrywał się w ścianę. Jego myśli znów zaczęły błądzić po zakazanych już zakamarkach. To ona. Ona była zakazanym obiektem, którego pragnął. Była jak narkotyk. Jego własny niszczyciel z nieszkodliwy. Jednak coś w tym było. Coś niszczącego i coś dobrego. Amfetamina.. kokaina.. heroina.. wybieraj co chcesz jemu wystarczy ona. Codzienna dawka, która nagle się urwała. W głowie poczuł pulsujący ból i nie przyjemne zimno. Obrazy przemijały mu przed oczami. Za dużo wspomnień. 

      Stała tam. I krzyczała gdy po jej policzkach płynęły łzy.

-Dlaczego to zrobiłeś, wiesz, że ci nie wolno!
-Nie ty o tym decydujesz. To nie dotyczy ciebie.

      On również krzyczał. Nie panował nad sobą. Był zdenerwowany i teraz to wszystko wyszło.

-Jesteśmy razem więc dotyczy.

      Uśmiechnął się z wyższością.   

-Jesteś pewna? Czy wtedy nie powiedziałbym ci o tym?
-Co masz na myśli.

      W jej oczach widoczny był strach i ból. Nie chciała tego usłyszeć. Ale coś zmusiło go do powiedzenia tego.
-Wynoś się stąd!

                 Te słowa wyszły niespodziewanie zanim zdążył je powstrzymać i ugodziły w najczulsze miejsce. Jej głos. To tak bolało, każde jej słowo przenikało go na nowo. Pamiętał jak jej twarz przybrała bliżej nieokreślony wyraz powodując, że ścisnęło mu się serce. Pamiętał jak bez słowa odwróciła się odchodząc i cicho zamykając za sobą drzwi. Nie pobiegł wtedy za nią. Nie zatrzymał jej ponieważ rozum w sporze z sercem na to nie pozwalał. Jak nigdy teraz tego żałował. 
                 Gdy tylko głowa przestała tak boleć podniósł się wracając do pokoju. Po nie więcej ni 10 minutach stał na dole zakładając czarne converse dopełniające jego czarne spodnie i narzuconą czerwoną koszulę. Wyszedł z domu nie przejmując się nawet zakluczeniem drzwi. Białe słuchawki znalazły się w jego uszach odcinając go od świata. Teraz był pogrążony w głośnych ale spokojnych nutach z raniącym tekstem. Lecąca w kółko piosenka idealnie opisywała stan, w którym się znajdował. Muzyka zaczęła się komponować z jego krokami, które zaczął stawiać w drodze do parku. Czy to nie dziwne? Jak wiele cierpiących osób znajduje pocieszenie i ukojenie właśnie tutaj. Wśród zielonych drzew i ławek ustawionych przy ścieżkach. Choć w to nie wierzył jakaś jego część miała nadzieję, że i jemu się się to przydarzy. Usiadł pod jednym z drzew przypatrując się znajdującym się tu ludziom. Na trawie kilka metrów dalej bawiły się dwie dziewczynki, koło których siedziała niska kobieta, czytająca książkę. Jednak jego wzrok zatrzymał się na pewnej parze. Chłopak i dziewczyna z pozoru wymieniająca się złośliwymi uwagami. Przeciętna kłótni zakochanych... ile w tym stwierdzeniu jest błędów. Po ich zachowaniu i gestach widać było, że mogą być co najwyżej parą przyjaciół. On krzyczał na nią, a ona wszystko przyjmowała na siebie. Widać było, nawet z daleka, ból iskrzący w jej oczach i złość i cierpienie na twarzy chłopaka. Oboje zadawali ciosy. Zielonooki wstał podchodząc do nich. Na początku nie zwrócili na niego uwagi ale zaraz spojrzeli jak na wariata. Chłopak wyciągnął słuchawki i podał je drugiemu.

-Wsłuchaj się w muzykę i jeszcze raz powiedz do niej to, co przed chwilą?

                 Zawahał się jednak zaraz to zrobił. Brunet pod głosił muzykę by słowa słyszane były tylko przez stojącą koło niego dziewczynę. Znajdujący się obok blondyn przerwał w połowie zdania. Wyciągnął białe kabelki z uszu i popatrzył na swoją przyjaciółkę. Chciał ją przeprosić ale odwróciła się. Chciała odejść ale powstrzymała ją ręka bruneta. Teraz jej podał słuchawki każąc powtórzyć blondynowi. Gdy skończył po prostu zabrał urządzenie i odszedł. Wiedział, że wszystko będzie dobrze . On zobaczył cierpienie, a ona skruchę i żal. Wszystko gdy przestali skupiać się tylko na słowach. Tamtego wieczora on również skupił się tylko na słowach, a nie na uczuciach. Nie zwrócił uwagi na ukochaną i co dzieje się w jej oczach tylko na te przeklęte słowa. 

                 Białe kabelki znów znalazły się w jego uszach. Ponownie te same dźwięki. Ta sama droga. Jednak inna postać stojąca na ganku. Ona. Niebieskooka, brązowowłosa w czerwonej koszuli, czarnych rurkach i butach. Wyglądali tak podobnie. Uśmiechnął się podchodząc do niej i nie wyłączając muzyki stanął przed dziewczyną. Teraz wykorzysta to, co w parku. Spojrzał w jej wyblakłe oczy, a dłoń zatrzymał w połowie drogi do jej policzka. Tylko uczucia. Ale poczucie jej dotyku chyba też się zalicza. Zanim pomyślał ona splotła ich palce również wpatrując się w niego. Tęsknota. Właśnie to zobaczył. Tęsknotę, przebaczenie i nieme przeprosiny. To widzieli oboje.

-Potrzebuję Cię.

                 Muzyka nagle się skończyła w chwili gdy brunetka złączyła ich usta.

-Obiecałam....



~*~

I jak wam się podoba? Napisałam go już dawno temu i tak jakoś w końcu go tu przepisałam. :)
Zachęcam do komentowania oraz tweetowania z haschtag'iem #annie1126   ♥

niedziela, 11 stycznia 2015

Harry cz.3

cz.1
cz.2

Postawiłam na zakrytym stole kieliszki do wina i podpaliłam dwie świece. Korzystając z wolnego wieczora, postanowiłam przygotować coś naprawdę dobrego i zaprosić Kevin'a. Usłyszałam dzwonek do drzwi i szybko poszłam do korytarza. Poprawiłam jeszcze sukienkę i otworzyłam.
-Cześć.
W progu stanął Kevin, seksownie się uśmiechając. Jego niebieskie oczy przejechały po moim ciele z góry na dół.
-Cześć.
Nachyliłam się, by musnąć jego usta i wpuściłam go do środka. Zaprowadziłam nas do salonu i nakazałam mu usiąść, a sama poszłam do kuchni. Zrobiłam dla nas ravioli, które Kevin wprost uwielbia, a na deser panna cottę. Wróciłam z jedzeniem do pokoju i od razu zaczęliśmy jeść. Rozmawialiśmy o pracy i o tym, że koniecznie musimy popracować nad naszym związkiem. Zaproponowałam byśmy oboje wzięli krótki urlop i wyjechali, a Kevin się ze mną zgodził. Ogólnie mówiąc, wszystko szło dobrze do czasu, gdy usiedliśmy na kanapie, a Kevin zaczął mnie całować. Nigdy wcześniej nasze pieszczoty mi nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie. Uwielbiałam, gdy mnie tak całował i pragnął, ale w tamtej chwili jedyne o czym myślałam to to, że Harry Styles całuje o niebo lepiej. Skarciłam się za tę myśl i zmusiłam się, by oddawać jego pocałunki, ale im dłużej to robiłam, tym wspomnienia o pocałunku Harry'ego, stawały się wyraźniejsze. W tamtej chwili, wolałam całować usta mojego szefa, czuć jego dłonie na moich udach i delektować się jego zapachem. Nie chciałam Kevin'a. Pragnęłam, a wręcz żądałam dla siebie, samego Harry'ego Styles'a.
-Stop!
Powiedziałam, gdy dłoń Kevin'a, wsunęła się pod moją sukienkę i cały czas wędrowała w górę ud.
-Co jest? Masz okres?
Zapytał zirytowany. Nie miałam miesiączki, ale też nie miałam ochoty na seks z nim. Dlatego zagryzłam wargę i niepewnie kiwnęłam głową.
-Kurwa.
Odsunął się, przeczesując dłonią włosy.
-Nic tu po mnie.
Dodał i wstał. Patrzyłam na niego zaskoczona. Odchodzi, bo nie dałam mu tego, czego chciał? Więc przyszedł tu tylko po to, by mnie przelecieć?
-Cześć.
Nie zdążyłam zareagować, a usłyszałam trzask zamykanych drzwi i zostałam sama. Co to miało znaczyć? Siedziałam przez chwilę, nie mogąc się otrząsnąć. Nigdy nie spodziewałam się takiego zachowania. Sądziłam, że Kevin trafił mi się jak szczęśliwy los na loterii. Miły, troskliwy, kochający. Nigdy mnie do niczego nie zmuszał, a teraz wyszedł, sprawiając, że poczułam się jak dziewczyna do towarzystwa. Zaskoczenie i konsternację, powoli zastępowała złość na niego. Jak mógł się tak zachować?!
Nie wiem ile czasu spędziłam na kanapie, analizując cały dzisiejszy czas spędzony z Kevin'em. Wiedziałam jedno, coś jest na rzeczy, a ja muszę się dowiedzieć co.
*

Byłam w trakcie pisania długiego maila do Kevin'a, w którym chciałam wylać całą swoją złość, ale przeszkodził mi w tym Harry, który brutalnie zamknął mój laptop. Chciałam na niego nawrzeszczeć, ale gdy tylko podniosłam wzrok, napotkałam jego uśmiechniętą twarz. Moje serce zatrzepotało, a ja momentalnie zapomniałam o Kevin'ie.
-Idziemy na lunch. Teraz.
Skinęłam głową i wstałam, a następnie ubrałam płaszcz. Poszliśmy do windy, odprowadzeni ciekawskim spojrzeniem Elli. Gdy tylko drzwi kabiny się zasunęły, Harry pchnął mnie na ścianę i gwałtownie wpił w moje usta. Chciałam coś zrobić, cokolwiek, ale zamiast tego, uniósł moje ręce nad głowę i docisnął je do ściany. Całował zachłannie, a mi nie pozostało nic innego, jak to odwzajemnić. Motyle w moim brzuchu szalały, a strefy erogenne zdecydowanie się pobudziły. Pragnęłam go w tamtej windzie.
-Przepraszam.
Mruknął, gdy się ode mnie oderwał, ale nadal opierał swoje czoło o moje. Oddychaliśmy głośno, jakbyśmy właśnie przebiegli maraton.
-Myślałem o tym całą noc.
Dodał i jeszcze raz mnie pocałował, ale nie tak ostro. Był to delikatny i niewinny pocałunek. Zrobił dwa kroki w tył, puszczając moje ręce i właśnie wtedy winda stanęła, a jej drzwi się rozsunęły. Byliśmy już na parterze. Odetchnęłam głośno i chwiejnym krokiem ruszyłam do przodu.
Na lunch poszliśmy do jednej z tych restauracji, które serwują zdrowe, ale przepyszne jedzenie. Z początku się nie odzywałam, zbyt onieśmielona, ale też nadal się nie otrząsnęłam po pocałunku. Gdy Harry poszedł zamówić dla nas jedzenie, niepewnie dotknęłam palcami swoich ust. Były ciepłe i trochę nabrzmiałe. Uśmiechnęłam się lekko i czekałam, aż mój szef wróci. Usiadł naprzeciw i się uśmiechnął.
-Mam dla ciebie wiadomość. Sama zdecyduj, czy jest dobra, czy zła.
Spojrzałam na niego zaintrygowana.
-Tak?
Upił łyk swojej wody i przez chwilę milczał, stukając palcami  o blat stolika. Myślałam, że umrę z ciekawości.
-W przyszłym tygodniu lecimy do Japonii.
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Japonia? To ten kraj we wschodniej Azji, który do tej pory kojarzył mi się tylko z niespełnionym marzeniem z dzieciństwa?
-Po co?
Spytałam i mentalnie uderzyłam się w policzek.
-Interesuje mnie pewna współpraca z japońską firmą.
Wzruszył niewinnie ramionami.
-Poza tym, bardzo lubię ich kuchnię. Znam w Tokio świetną restaurację, koniecznie musimy ją odwiedzić.
Słuchałam go, a ekscytacja zaczęła wypełniać mnie całą. Znowu poczułam się jak mała dziewczynka i chciałam krzyczeć z radości. Najchętniej odeszłabym od stołu i odprawiła taniec szczęścia, ale z wiadomych powodów, nie mogłam tego zrobić. Po prostu uśmiechnęłam się i głęboko odetchnęłam.
-Jak długo tam będziemy?
-Kilka dni, wylatujemy w niedzielę wieczorem.
Na samo wyobrażenie sobie tych kilku dni w obecności Harry'ego poczułam jak zalewa mnie fala ciepła. Moje myśli nieco wymsknęły się spod kontroli, gdy pomyślałam sobie, co możemy robić wieczorami.
-Rumienisz się.
-Co?
Oderwałam się od swoich fantazji na temat mojego szefa. Był rozbawiony, a ja strzeliłam jeszcze mocniejszego buraka.
-Zamyśliłaś się, a potem twoje policzki nabrały rumieńców. Fantazjowałaś.
Stwierdził, mrużąc oczy i oblizując powoli swoją wargę. Zacisnęłam nogi, gdy poczułam przyjemny skurcz w dole brzucha.
-Zdradzę ci sekret.
Powiedział i nachylił się nad stolikiem. Instynktownie, zrobiłam to samo. Nasze twarze dzieliło kilka, przeklętych centymetrów.
-Ja również zaczynam fantazjować, gdy pomyślę o tym wyjeździe.
Powietrze między nami jakby zgęstniało, a temperatura wzrosła o kilka stopni. Zatraciłam się w jego oczach, które magnetyzowały mnie za każdym razem. Byłam podniecona i jestem pewna, że Harry to wiedział, gdyż uśmiechnął się figlarnie. Napięcie między nami przerwała kelnerka, która przyniosła nam nasze dania. Do końca lunchu mało się odzywałam, zbyt zawstydzona i zażenowana tym, jak szybko ulegam urokowi tego faceta.
*kilka dni później*

Siedziałam w swoim mieszkaniu, po raz kolejny wybierając numer Kevin'a. W ciągu tych kilku dni mało się z sobą kontaktowaliśmy, a żeby to jakoś naprawić, zaprosiłam go do siebie. Czekałam na niego 2 godziny, gdy postanowiłam pójść do niego. Nie przyszła góra do Mahometa, przyszedł Mahomet do góry.
Ubrałam się w jakieś ciepłe ciuchy i wyszłam z mieszkania. Musiałam jechać autobusem, by dotrzeć do jego mieszkania, dzięki czemu, miałam czas, by wymyślić jakąś mowę. Chciałam najpierw na niego nakrzyczeć, a potem przeprowadzić długą i poważną rozmowę na temat naszego związku. Dotarłam na miejsce po kilkunastu minutach. Wzięłam głęboki oddech, policzyłam do dziesięciu i jeszcze raz przeanalizowałam swój plan.  Korzystając z tego, że ktoś właśnie wychodził, weszłam do środka budynku i wspięłam się po schodach na trzecie piętro. Zapukałam raz, potem kolejny i jeszcze jeden, aż w końcu po kilku minutach drzwi się otworzyły, a w progu stanął Kevin, ubrany jedynie w swoje kraciaste bokserki. Miał erekcję, a co gorsza, ślady czerwonej szminki na szyi i torsie. Byłam zszokowana i nie bardzo wiedziałam o co chodzi, dopóki nie usłyszałam damskiego głosu, dobiegającego z głębi mieszkania.
-Kevin, kotku, kto przyszedł?!
To podziałało na mnie jak płachta na byka.  Nie panując nad sobą, odepchnęłam chłopaka i weszłam do środka, kierując się od razu do sypialni. Kevin coś do mnie mówił, ale słowa w ogóle do mnie nie docierały. Wpadłam do jego pokoju i ujrzałam rudowłosą dziewczynę, na której ciele znajdowała się bita śmietana.
-[t.i], wyjaśnię ci, tylko...
-Zamknij się.
Przerwałam mu, jednocześnie zbierając w sobie siłę i uderzając go otwartą dłonią prosto w policzek. Usłyszałam jak syknął, a na jego policzku momentalnie pojawił się czerwony ślad. Spojrzałam jeszcze raz z obrzydzeniem na dziewczynę, a następnie wyminęłam Kevin'a i wyszłam z mieszkania.
Snułam się po mieście przez kilka godzin, próbując zrozumieć swoje uczucia. Nie płakałam, ale też się nie cieszyłam. Byłam wściekła, że Kevin zdradził mnie z jakąś zdzirą, ale z drugiej strony, poczułam ulgę, gdy nasz związek rozpadł się w tamtej jednej chwili. Poczułam się wolna, ale też podekscytowana, gdy pomyślałam o tym, że teraz mogę całować Harry'ego Styles'a i nie czuć się przy tym winną. Chyba nie takie myśli powinna mieć dziewczyna po zerwaniu, prawda?

*następnego dnia*

Przeszukiwałam stertę papierów na moim biurku i klęłam pod nosem. Ella miała dziś wolne, przez co jej obowiązki spadły na mnie. Nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt, że mój głupi mózg postanowił włączyć myślenie o północy. Nie mogłam zasnąć, a po godzinie nieustannego kręcenia się w łóżku, odezwało się też serce. Więc kilka minut po 1 w nocy, leżałam zapłakana, nie mogąc uwierzyć, że to koniec mnie i Kevin'a. Uczucia są najgorszym pomysłem na jaki mógł wpaść Bóg tworząc człowieka.
-Tak?!
Wrzasnęłam do słuchawki mojego telefonu.
-Córuś?
-O, mamo. Przepraszam, mam ciężki dzień.
Wytłumaczyłam się. Opadłam na fotel i potarłam dłonią swoje czoło.
-Kochanie, ale jest dopiero 9 rano...
Zmarszczyłam brwi. Mogłabym jej powiedzieć, że na dobrą sprawę, to ten dzień trwa już 9 godzin i od momentu, gdy tylko wskazówka zegara przekroczyła liczbę 12 stał się nieznośny.
-Źle spałam, poza tym nie ma sekretarki i odwalam jej robotę.
-Och! Nie powinnaś na siebie tyle brać! Harujesz jak wół! Musisz wziąć urlop i koniecznie mnie odwiedzić!
Przewróciłam oczami. Cała mama. Ale właśnie za to, kocham ją najbardziej na świecie.
-Tak, zobaczę co da się zrobić. Mamuś, muszę kończyć. Pozdrów tatę! Kocham was!
Rozłączyłam się i z westchnieniem ulgi odłożyłam telefon na biurku. Wróciłam do szukania zaginionej faktury, ale tym razem robiłam to spokojniej.  Byłam tak pochłonięta poszukiwaniami, że nie zwróciłam uwagi na kubek z kawą, stojący na brzegu biurka. Nieświadomie trąciłam go ręką i spadł na podłogę, rozbijając się na kawałki. Jedynym plusem było to, że  był już pusty.
-Cholera!
Wrzasnęłam. Zaczęłam sprzątać odłamki szkła i nieopuszczający mnie dziś pech sprawił, że kawałek szkła zranił mnie w palec.
-Szlag.
Warknęłam cicho i podniosłam się z podłogi, by znaleźć jakąś chusteczkę. Wtedy dostrzegłam sylwetkę Harry'ego, który stał w progu swojego gabinetu i przyglądał mi się spod ściągniętych brwi.
-Wszystko w porządku?
Zapytał, podchodząc do mnie.
-Nie.
Odburknęłam. Harry podał mi chusteczkę, którą natychmiast owinęłam wokół palca.
-Nie mogę znaleźć pieprzonej faktury.
Oznajmiłam po chwili, siadając na fotelu i głośno wzdychając. Harry zamyślił się na chwilę a potem zniknął w swoim biurze, by wrócić z jakąś kartką.
-Chodzi ci o tę fakturę?
Zapytał z pobłażliwym uśmiechem. Wyrwałam mu ją z dłoni i ze złością się jej przyjrzałam.
-Przyniosłaś mi ją półgodziny temu.
Dodał, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz i pozbyć się tego głupiego uśmieszku. To nic, że był cholernie seksowny.
-Czy zeskanowałam już ją?
Spytałam, by się upewnić. Przez Kevin'a i nasze zerwanie jestem, jak widać, zbyt rozproszona i nie potrafię się skupić na tym co robię.
-Nie wiem.
Harry wzruszył ramionami, więc postanowiłam zeskanować ją jeszcze raz, na wszelki wypadek. Czułam na sobie jego palący wzrok, gdy stałam do niego tyłem, skanując fakturę. Przy nim przestawałam myśleć o zerwaniu, a skupiłam się na tym, jak szybko bije moje serce i jak szybko stałam się tak pobudzona.
-[t.i].
Usłyszałam tuż za sobą, jego cichy, aczkolwiek stanowczy głos. Przeszły mnie dreszcze, a gdy położył jedną dłoń na moim ramieniu, utraciłam  zdolność logicznego myślenia.
-Tak?
Spytałam się cichutko. Zabrzmiałam  jak mała i przestraszona dziewczynka. Jego dłoń zjechała z mojego ramienia w dół, aż w końcu złapał moją dłoń. Poczułam jak przejeżdża swoim nosem po moim karku i drażni mnie, wydmuchując delikatnie powietrze.
-Coś się stało? Jesteś spięta.
Powiedział niskim, zmysłowym głosem, który obudził moje czułe miejsce w podbrzuszu.
-N-nic takiego.
Wyszeptałam, gdy drugą dłoń położył na mojej talii i kciukiem zaczął robić małe kółka.
-Powiedz mi.
Nakazał, wargami dotykając miejsca za uchem. Miałam nogi jak z waty.
-Skończyłam z Kevin'em.
Wydusiłam. By  nie upaść, musiałam oprzeć swoje ciało o tors Harry'ego. Objął mnie w talii, przyciskając mocniej do swojego ciała.
-Dobrze.
Szepnął i chwytając mnie delikatnie za brodę, odwrócił moją twarz tak, bym mogła patrzeć mu w oczy. Był tak niesamowicie blisko, że jedyne czego pragnęłam to to, by czas się zatrzymał. Chciałabym wpatrywać się w niego do końca moich dni. Zwilżyłam usta językiem i przełknęłam gulę, która uformowała się w moim gardle. Palcem wskazującym dotknął moich warg, jakby badał ich fakturę. Wypuściłam z siebie ciche westchnienie, co rozbawiło mojego szefa. Jeśli mnie zaraz nie pocałuje, to przysięgam, że zwariuję.
-Do pracy, panno Blade. Nie mamy dużo czasu.
Mruknął, a następnie cmoknął mnie w kącik ust i odsunął się, pozostawiając mnie w emocjonalnej rozsypce.

__________________________________________________________
Cześć :)
Co sądzicie o tej części? Wydaję mi się, że była dość ciekawa :P
Nie wiem jak wy, ale ja osobiście z przyjemnością zatrudniłabym się u takiego pana Styles'a ;)

No nic, zachęcam do komentowania, a jeśli ktoś jest uzależniony od tweetowania, to użyjcie naszego hashtag'u  #annie1126!  :D

Dobranoc xx

piątek, 2 stycznia 2015

Harry cz.2


*miesiąc później*

Siedziałam przy swoim biurku, układając grafik na nadchodzący tydzień. Wbrew pozorom, praca nie jest taka zła jak się spodziewałam, i co dziwne, nadal w niej jeszcze pracuję. Do moich obowiązków należy sporządzanie ważniejszych notatek ze spotkań, na które chodzę z Harry'm, wypełnianie dokumentów, załatwianie spraw, na które on nie ma czasu i oczywiście, codziennie rano dostarczam kawę dla niego i dla siebie. Złą stroną tej pracy jest to, że pochłania ona większość mojego czasu, przez co cierpi mój związek z Kevin'em. Zaczynam o 8 i kończę o 20 i zwyczajnie w świecie nie mam sił na spotkania z nim. Mimo jego różnych propozycji, odmawiam, co kończy się zawsze kłótnią. Przeciwnie układa się sytuacja z Harry'm. Jest trudnym gościem, ale bywa naprawdę w porządku facetem, z którym umówiłabym się na randkę. Jednak jego nastroje są zmienne, więc kiedy zdążę się przyzwyczaić do jego dobrego humoru, nagle dzieje się coś, co sprawia, że jest nie do zniesienia. Mimo to, nadal w jakiś sposób mnie pociąga i cholernie mnie to wkurza.
-[t.i].
Drzwi gabinetu się otworzyły, a w ich progu stanął Harry. Wcale się nie rozpłynęłam pod wpływem jego głosu wymawiającego moje imię.
-Dziś wieczorem odbędzie się bardzo ważne spotkanie, na które musisz pójść ze mną.
Oznajmił. Moje mina zrzedła, ponieważ hej! to miał być mój wolny wieczór!
-Ale umawialiśmy się, że dziś wyjdę wcześniej.
Powiedziałam, niepewna jego reakcji.
-Jutro będziesz miała wolny wieczór. Dziś musimy tam iść.
Wycofał się do swojego biura i zamknął drzwi. Spojrzałam zmartwiona na Ellę, która posłała mi dziwne spojrzenie i wróciła do wypisywania faktur. Świetnie! To miał być wieczór mój i Kevin'a. Planowaliśmy to od tygodnia. Kolacja, kino i jego mieszkanie. Jak mam mu powiedzieć, że nie możemy się spotkać? Przecież on się wścieknie! Napisałam mu szybko smsa z przeprosinami i obiecałam, że innym razem go nie zawiodę. Następnie wróciłam do swojej pracy, z nadzieją, że  może zagłuszy ona moją złość i wyrzuty sumienia.
*

Półgodziny przed 19 Harry ponownie opuścił swój gabinet, tym razem ubrany już w czarny płaszcz.
-Gotowa?
Wzruszyłam ramionami, nie odzywając się. Jestem zła i zamierzam mu tu okazać w każdy możliwy sposób. Wstałam, ubrałam płaszcz, który zawsze przewieszam przez oparcie fotela, mimo że Ella upomina mnie, bym zostawiała go w szatni. Wsiedliśmy do windy, a atmosferę między nami można było krajać nożem. Żadne z nas jednak się nie odezwało i tak było przez następne 2 godziny spotkania. Notowałam, odpowiadałam zdawkowo na pytania, które dotyczyły spotkania, poza tym nic więcej. Dlatego, gdy byliśmy w drodze do samochodu Harry'ego po skończonym spotkaniu, odezwał się.
-Ktoś jest humorzasty.
Spojrzałam na niego kątem oka i prychnęłam, zakładając ręce na piersi i przyśpieszając krok. Niespodziewanie zatrzymało mnie gwałtowne szarpnięcie za ramię i zostałam odwrócona przodem do Styles'a. Uniosłam zdziwiona brwi, a zaraz potem się skrzywiłam.
-Nie ignoruj mnie.
Warknął zirytowany, nie puszczając mojego ramienia. Moje serce zaczęło szybciej bić. Nawilżyłam wargi koniuszkiem języka, co jest moim tikiem nerwowym. Wzrok Harry'ego prześledził ten ruch i zauważyłam jak przełyka ślinę. Gdy spojrzał mi ponownie w oczy, jego źrenice było rozszerzone, a tęczówki pociemniały.
-Możemy już iść?
Spytałam, nerwowo skubiąc rąbek płaszcza. Sytuacja stawała się napięta i zaczynała nasiąkać erotyzmem. Bynajmniej ja to tak odczuwałam.
Harry puścił mnie i ruszył bez słowa do auta, a ja zaraz za nim.
-Odwiozę cię do domu.
Oznajmił, a sposób w jaki to powiedział, oznaczał, że jego decyzja jest niepodważalna. Wzruszyłam ramionami i podałam mu adres, a następnie zamilkłam. Odzywałam się tylko wtedy, gdy pytał się, czy dobrze jedzie. Byłam zamyślona i zupełnie nie zwróciłam uwagi na to, że  nasze dłonie się stykają, gdyż oboje oparliśmy się o podłokietnik. Mój umysł zaprzątała wiadomość od Kevin'a, którą wysłał w trakcie spotkania. Napisał zwyczajne "Ok.". Ok? Co to znaczy? Jest wściekły, czy obojętny? W mojej głowie zaczęły pojawiać się najróżniejsze scenariusze, ale każdy z nich kończył się na tym samym. Tracę mojego chłopaka. Wyrzuty i złość się we mnie spotęgowały. Jak mogłam pozwolić, by praca stała się ważniejsza od mojego miłosnego szczęścia? Z drugiej strony, dlaczego Kevin tak łatwo odpuszcza? Czy już mnie nie kocha?
-[t.i].
-Hm?
Spojrzałam zaskoczona na Harry'ego i dotarło do mnie, że stoimy już pod moim blokiem. Dotarł również do mnie dotyk naszych dłoni. Właściwie tylko się stykały, ale gdy na nie spojrzałam, poczułam dziwne mrowienie w brzuchu.
-Naprawdę jesteś na mnie aż tak wściekła?
Oderwałam wzrok od naszych dłoni i skupiłam się na twarzy Harry'ego. Obserwował mnie spod ściągniętych brwi. Jak zwykle przy kontakcie wzrokowym zrobiłam się onieśmielona i zapomniałam języka w buzi.
-[t.i].
Dodał z naciskiem. Kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze, uwalniając ją spod moich zębów. Przeszła mnie fala dreszczy, która nieznacznie ożywiła umysł. Mam chłopaka i nie mam czasu na głupie romanse.
-Nie.
Mruknęłam, odwracając wzrok.
-Nie?
Był zaskoczony, a ja się zastanowiłam, jak właściwie brzmiało pytanie. Czy jestem wściekła?
-Tak.
-Tak, to znaczy nie jesteś zła?
-Tak. To znaczy nie.
-Co?
-Jestem zła.
Harry cicho parsknął i pokręcił głową z rozbawieniem. To nie jest śmieszne.
-Dziękuję za podwiezienie.
Wymamrotałam, kładąc dłoń na klamce.
-Dziękuję, że poszłaś ze mną na to spotkanie i przepraszam, że musiałaś odwołać plany.
Zerknęłam na niego kątem oka, zaskoczona przeprosinami. Cóż, Harry Styles, który przeprasza, to podobno tak rzadki widok, że gdy już to robi, to trzeba mu wybaczyć. I tak zrobiłam. Choć może bardziej kierowałam się tym, jak dobrze wyglądał w panującym półmroku, jak dodawało mu to tajemniczości i zmysłowości. Albo dlatego, że zupełnie oszalałam na punkcie zapachu jego perfum. Tak czy siak, wybaczyłam mu.
-Nie ma sprawy.
Odparłam, a na jego twarzy zamajaczył delikatny uśmiech. Nie mogłam go nie odwzajemnić, zwłaszcza, że motyle w moim brzuchu były niezwykle ożywione.
-Do jutra.
Dodałam i wysiadłam. Usłyszałam jak Harry odpowiada mi tym samym i zamknęłam drzwi, po czym weszłam do budynku.
*

Następnego dnia rano zjawiłam się w pracy punktualnie i tak jak miałam w zwyczaju, przewiesiłam płaszcz przez fotel, a następnie zapukałam do drzwi, by podać Harry'emu kawę.  Weszłam do gabinetu i zastałam go, gdy akurat rozmawiał z kimś przez telefon. Kiwnął głową na znak, że mam podejść i tak też zrobiłam. Postawiłam plastikowy kubek z kawą na biurku i chciałam odejść, jednak poczułam jak Harry chwyta mnie za rękę, jednocześnie kończąc rozmowę. Spojrzałam na nasze złączone dłonie i poczułam przyjemne ciepło, które zalało mój organizm.
-Dzień dobry.
Powitał mnie, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Skinęłam w odpowiedzi głową i na moment zatopiłam się w jego szaro-zielonych oczach.
-Dziś możesz wyjść o 15 i jeszcze raz przepraszam za wczoraj.
Puścił moją dłoń, a ja poczułam rozczarowanie, że to trwało tylko kilka sekund. Obserwowałam ja obchodzi biurko i siada na fotelu. Miał na sobie czarne, obcisłe jeansy, zwykły biały t-shirt i czarną marynarkę. Elegancko i wygodnie.
-W porządku. Dziękuję za wolny wieczór.
Odparłam i delikatnie się uśmiechnęłam. Harry puścił mi oczko i uruchomił swój laptop, po czym skupił całą swoją uwagę na dokumentach leżących przed nim. Westchnęłam cichutko, rozmarzona. Gdybym tak mogła przez cały czas widzieć jego przystojną twarz i słuchać tego pociągającego głosu...
-Masz jeszcze jakąś sprawę do mnie?
Spytał niespodziewanie, a gdy spojrzałam mu w oczy, dostrzegłam w nich rozbawienie. No tak. Stoję od kilku minut i się na niego gapię, to chore.
-Nie.
Bąknęłam zażenowana. Odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam do wyjścia, gdy w ostatnim momencie usłyszałam jego głos.
-Dobrze dziś wyglądasz.
Stanęłam jak wryta, powoli odwracając twarz w jego stronę.
-Seksownie.
Dodał, zabawnie poruszając brwiami i wracając do  przeglądania dokumentów. Wypuściłam cicho oddech, który nieświadomie wstrzymałam. Co on ze mną robi?
Kilka minut przed 15 skończyłam przeglądać kilkanaście podań o pracę w firmie Styles'a. Zadziwiające jest to, że większość z przysłanych CV należało do młodych, atrakcyjnych dziewczyn, które studiują lub są świeżo po odebraniu dyplomu. Przyglądając się dołączonym zdjęciom, próbowałam stłamsić w sobie rosnącą zazdrość. One wszystkie były takie piękne. Odłożyłam na bok wszystkie te, które były najładniejsze, ale proszę, zrozumcie mnie, nie zniosłabym kolejnej, atrakcyjniejszej ode mnie pracownicy. Już i tak jestem zazdrosna o te, które tu pracują. Pozostałą część podań, ułożyłam w stos i zaniosłam do gabinetu Harry'ego, tak by, po powrocie ze spotkania, mógł od razu je przejrzeć. Moją uwagę przykuła brązowa koperta, na której leżało średniej wielkości zdjęcie. Zaciekawiona podniosłam fotografię, by się jej przyjrzeć. Zdjęcie przedstawiało śliczną, młodą dziewczynę, która nie mogła być wiele ode mnie starsza. Miała blond włosy, które związała na czubku głowy i duże niebieskie oczy, otoczone wachlarzem długich, czarnych rzęs. Idealny nos, idealnie wykrojone usta. Uosobienie piękna. Odwróciłam fotografię na drugą stronę i odczytałam napisane drobnymi literami nazwisko, Sophie Mayer. Kątem oka zerknęłam na kopertę i kierowana dziwnymi emocjami, sięgnęłam po nią. Wyjęłam ze środka CV dziewczyny. Moje spekulacje o jej perfekcyjności potwierdziły się. Ukończyła Uniwersytet Yale z najlepszą średnią, w dodatku ma mnóstwo zainteresowań i byłaby idealnym pracownikiem. Poczułam ukłucie zazdrości, szczególnie, że jej podanie dostało się do Harry'ego bezpośrednio. Nie widziałam wcześniej jej zgłoszenia, co oznaczało, że Sophie musiała kontaktować się z Harry'm osobiście. Dlaczego to mnie tak zdenerwowało? Nie powinnam się tym interesować. Mam chłopaka.
Więc dlaczego poznając te wszystkie dziewczyny myślałam o tym, że nie pozwolę na to, by któraś z nich spodobała się Harry'emu? Najstraszniejszą myślą była jedna ta, gdy w duchu powtarzałam sobie, że Harry jest mój. Przecież mam pieprzonego chłopaka!
-Szpiegujesz?
Usłyszałam cichy, zachrypnięty głos. Przestraszona, wzdrygnęłam się, upuszczając na podłogę zdjęcie i CV dziewczyny. Szybko schyliłam się, by je podnieść i odłożyłam na swoje miejsce. Moje serce waliło nieprawdopodobnie szybko, a krew buzowała w żyłach. [t.i], ty idiotko!
-N-nie..j-ja tylko...
Odwróciłam się powoli w jego stronę i zamarłam. Nasze ciała stykały się z sobą, a ja musiałam zadrzeć głowę do góry, by móc spojrzeć mu w oczy. Obserwował mnie spod przymrużonych powiek. Wkopałam się. W dodatku motyle  w moim brzuchu postanowiły się odezwać.
-Ty tylko co?
Przerwał mi. Nie potrafiłam odczytać jego emocji. Był poważny i skupiony na wpatrywaniu się we mnie. Czy mi się wydawało, czy ktoś zakręcił dopływ tlenu?
-Przepraszam...
Szepnęłam, skruszona. Miałam płytki, urywany oddech, a moje myśli wędrowały w nieproszonym kierunku. Pragnęłam, by mnie pocałował i doprowadził do rozkoszy.
Co?
-Co ty ze mną robisz, [t.i]?
Mruknął cicho. Zmarszczyłam brwi skonsternowana, a sekundę później poczułam jego palce na mojej brodzie i usta na moich ustach. Przyciągnął mnie do siebie delikatnie, choć pocałunek wcale nie był niewinny. Napierał na mnie z taką stanowczością, a mnie nie pozostało nic innego, jak odwzajemnić ten pocałunek. Musiałam mocno złapać się jego marynarki, by nie upaść. Miałam kolana jak z waty. Gdy się odsunął, byłam jeszcze w większej euforii. To było... coś niesamowitego!
-Nie musisz mnie szpiegować, już i tak straciłem dla ciebie głowę.
Jeśli wcześniejszy pocałunek nie wgniótł mnie w ziemię, to z pewnością zrobiły to jego słowa. Przysięgam, że na moment straciłam zdolność oddychania, a gdy się ocknęłam, jedyne na co było mnie stać, to wydukać nieskładnie trzy słowa.
-J-ja mam chłopaka...
Minęłam go szybko i wyszłam z gabinetu, w pośpiechu zbierając swoje rzeczy i zjeżdżając windą na sam dół. Najgorsze nie było to, że zdradziłam swojego chłopaka. Gorsze było to, że ten pocałunek cholernie mi się podobał i oddałbym wiele, by jeszcze raz móc poczuć jego wargi.

__________________________________________________
Cześć :)
Wiem, mówiłam, że dodam tą część prędzej, ale po prostu zabrakło mi czasu, w dodatku od kilku dni jestem chora ;_;
3 część już się tworzy ;)

Szczęśliwego Nowego Roku!