Strony

piątek, 31 października 2014

Liam cz.6


_______________
Odwróciłam głowę i zobaczyłam dziewczynę. To była dziewczyna z obrazka. Na 100%.
- Widzę, że masz gości. To może ja… wyjdę…
- Nie! Nie! Nie przeszkadzasz. Alexis to [T.I]. [T.I] to Alexis. Moja siostra. - dziewczyna z pięknym uśmiechem podała mi rękę, a po chwili przytuliła mocno, wręcz ściskając mi żebra. Moje rany na plecach niestety dały znać, lecz nie chciałam pokazywać tego. Zaczęłyby się pytania. A teraz nie mam ochoty nawet mówić.
- [T.I]! Jesteś piękna! Jesteś dziewczyną Liama? Co tu robisz? Jaki masz znak zodiaku? Kiedy się urodziłaś? Jaką lubisz kawę! Musisz mi wszystko powiedzieć!!! Kiedy ślub?! - patrzyła się raz na mnie raz na Liama z miną małego dziecka. Zaczęłam się śmiać, zarazem kręcąc głowa.
- Nie, nie. Ja jestem tylko koleżanką - powiedziałam, podkradkiem patrząc na Liama, który był strasznie spięty. - Koleżanką, która właśnie się zbiera. Muszę iść, ale wrócę tutaj wieczorem więc, mam nadzieje, że się zobaczymy!- poszłam w stronę wyjścia, włożyłam buty, słuchając równocześnie rzeczy, które muszę zrobić z Alexis. Nigdy bym nie powiedziała, że są rodzeństwem.
Gdy wstałam po ubraniu kurtki a ona, od razu mnie przytuliła i pocałowała w policzek. Zarazem, było to dla mnie bardzo niekomfortowe, ale z drugiej strony strasznie miłe.

Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam z tego mieszkania. Dlaczego Liam nie ma żadnych przeciwskazań? Nie mam pojęcia, nie chce teraz o tym myśleć. Podeszłam do windy i zaczęłam czekać, aż otworzą się przede mną drzwi. Gdyby nie to, że Liam ma mieszkanie na najwyższym piętrze, zeszłabym po schodach, ale w takich okolicznościach, uważam, że to zły pomysł.
Weszłam do windy. Wystarczyłobym, zrobiła krok, a już poczułam ciepłą rękę na moim nardgastku. Chciał mnie pociągnąć, ale ja zaczęłam się z nim szarpać.
- Liam! Nie rozumiesz, że nie chce z tobą gadać! - odwróciłam się i nie zobaczyłam Liama. Moje serce się zatrzymało, gdy zamiast oczekiwanego Liama zobaczyłam postać, która ostatnio próbowała mnie zabić. Czarny Anonim. Patrzył się na mnie przez czarną maskę, nie wiem, czy przez nią mnie nawet widział.
Doznałam szoku. Zobaczyłam, jak jego zaciśnięta pięść, zmierza w moim kierunku, lecz szybko zrobiłam unik, niestety opadając na plecy. Gdy on się do mnie przybliżył, kopnęłam go w kostkę, przy okazji wspierając się o poręcz w windzie i waląc go drugą ręką w szyję. Na chwilę opadł na kolana, a ja w tym czasie pobiegłam, w stronę przycisków. Kliknęłam ostatnie piętro i szybko wyszłam z windy. Zdążyłam.
Szybko oddychałam, czując, jak moje rany strasznie pieką. Lecz, po kilku minutach wszystko było już dobrze. Bałam się zejść na dół i bałam się także iść do Liama. Spojrzałam na licznik pięter nad windą. Zaczął zmierzać w górę.
Szybko weszłam do schowka dla personelu. Zapaliłam swój telefon i zobaczyłam wokół siebie, różne chemikalia i przedmioty do czyszczenia. Ukucnęłam i zrzuciłam wszystko z dolnej półki, skulając się i chowając. Gdy myślałam, że jestem bezpieczna, usłyszałam dźwięk, otwierającej się windy. Szybko zakryłam siebie jednym z wózków, do sprzątania. Usłyszałam zbliżające się kroki. Mój oddech robił się coraz to szybszy i głośniejszy. I nagle otworzyły się drzwi. Wręcz huknęły. Połknęłam ślinę, przykrywając swoją buzię dłonią. Anonim zaczął zwalać wszystko. Zjeżdżał coraz to bardziej na dół. Gdy nic nie znalazł, walnął mocno w ścianę i odszedł.
Gdy tylko usłyszałam zamykanie się windy, zaczęłam płakać. Czy to nie jest nienormalne?
Chowam się w szafkach, dla personelu, bojąc się o swoje życie?
Nawet nie wiecie ,jak bardzo chciałam się przytulić, do kogo kol wiek. Przyjaciółki, mamy, taty… A nawet Liama.
W tej chwili czułam się jak kretynka. Po jaką cholerę się z nim kłóciłam? Po co odstawiam te szopki? Nie mam pojęcia. To wszystko zrobiłam po nic. Łzy same ustawiły się w kolejce. Cały czas nie pamiętałam, co się wtedy stało. Dlaczego tak się dzieje?
Muszę coś zrobić, by temu wszystkiemu zapobiec.

Liam
Wróciłem do domu zdyszany i zdenerwowany. Zimny pot oblewał moje plecy, a moje serce biło jak szalone. A to wszystko przez jedną dziewczynę, której nigdzie nie mogłem znaleźć. Jak mogła sobie tak po prostu wyjść? Dlaczego po nią nie wyszedłem?
Nie mogę, wszystkiego zwalić na siebie, prawda? Usłyszałem wibracje. Wziąłem swój telefon jak szalony. Ale to nie był mój telefon. Czy to jest telefon… [T.I]? Zostawiła tu telefon?!
Szybko pobiegłem w stronę salonu i wziąłem telefon do ręki. Z drżącymi dłońmi, włączyłem wiadomość.

,, Czas na ciebie ślicznotko xoxo’’

Mój oddech się zatrzymał, tak samo, jak serce. O nie. Tym razem nie stanie się jej nic.
Schowałem telefon do kieszeni i wybiegłem z mieszkania. Gdzie ona może być? Liam myśl. Niedługo się ściemni, a ty jej nawet nie umiesz upilnować.
Pobiegłem w stronę parku, chociaż przejrzałem go już tysiąc razy. Zacząłem patrzeć za każde drzewo, za każdą budkę wszędzie.
Gdy już zrezygnowałem, usiadłem na ławce zrezygnowany. Nie wiedziałem co zrobić. Pierwszy raz w swoim całym życiu nie wiedziałem co zrobić. Popatrzyłem w bok i zobaczyłem ogłoszenie na slupie. Wesołe miasteczko.
Może tam być?
Co mi zaszkodzi?
Szybko pobiegłem to wyjścia i zatrzymałem pierwszą lepszą taksówkę. Po 15 minutach dotarłem tam, wybiegając z taksówki jak psychol. Chyba mnie coś walnęło. Miałem ją znaleźć w takim tłumie?
W sumie. Czego ja nie dokonam? Uda się. Musi.
Zacząłem przechodzić z namiotu do namiotu. Kto wie, ile wydałem na to wszystko, ale teraz nie było to ważne.
Przechodziłem koło budki ze zdjęciami, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłem się i zobaczyłem przestraszoną twarz nie jakiej [T.I]. Od razu tam wszedłem i przyciągnąłem ja do ściany.
- Kobieto co ty wyrabiasz? - wzięła wielki wdech i zaczęła patrzeć się na mnie swoimi wielkimi i pięknymi oczami. Zaczęła zaciskać materiał mojej czarnej kurtki, próbując wydusić to z siebie.
- Ja...Nie wiem jak ci t powiedzieć. Ja... Dzisiaj spotkałam tego … człowieka.
- Że... Co? Kiedy? Boże zrobił ci coś?
- Nie… Chodzi mi o to. Że wiem, kto jest… Czarnym człowiekiem. - jakie wielkie było moje zaskoczenie, kiedy moje serce zaczęło tak mocno walić. Wreszcie będzie spokojnie? Wreszcie nie będzie się martwić?

- Kto nim jest? - prawie, krzyknąłem.
Podniosła głowę i zobaczyłem jej zapłakaną twarz.
- To Ashley. Moja najlepsza przyjaciółka-wydukała mocno się do mnie przytulając.
Zamarłem. Jak ,,najlepsza’’ przyjaciółką miałaby zrobić coś takiego?
I po co?
Co takiego stało się w życiu [T.I], że jej bratnia dusza miała się na jej zemścić?
Nie wiem. Nie umiałem, dalej myśleć.
 Podniosłem jej twarz i pocałowałem w czoło.
- Chodź maleńka. Zemścimy się. - szepnąłem. I nie ukrywam.
Pragnąłem zrobić tej dziewczynie to samo, co zrobiła dziewczynie, w której się zakochałem.


_____________________
Witajcie! 
Mam nadzieje że nie zapomnieliście o panie Paynie? 
Mam nadzieje, że będzie się wam podobać. W nastepnym rozdziale wielkie starcie? 
A może jednak nie? 
Czekam na wasze opinie miśki x 
Kocham was x

niedziela, 26 października 2014

Liam cz.1

OGŁOSZENIA PARAFIALNE, PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!

Ta historia jest inna niż wszystkie. Nie ma w niej księżniczki i księcia ani pięknej i bestii. Jest tylko dziewczyna skrzywdzona przez świat. Dziewczyna, która za każdym razem, gdy wychodziła na ulicę musiała zmagać się z pogardliwymi spojrzeniami ludzi. Dziewczyna, która mimo obelg ze strony kolegów potrafiła się uśmiechnąć i powiedzieć miłe słowo. Dziewczyna, która nie jest tylko nastoletnią frajerką, ale człowiekiem o gołębim sercu. I to właśnie takich ludzi jak ona wspiera los. I to właśnie ona dostała od niego wielki dar. Jaki? O tym właśnie jest ta historia.

***

[t.i]. Na ogół zwyczajna 17-latka. Chodzi do liceum, uwielbia portale społecznościowe i fotografię. Ma ciemne, kręcone włosy i niebieskie oczy, a do tego kilkanaście piegów dookoła nosa. Ale jest coś jeszcze. Przy 157 cm wzrostu jej waga wynosi okrągłe 80 kg. I na tym właśnie polega jej problem. Co ona właśnie robi? Pakuje się na obóz. Pomyśleć można „jest początek lipca, nic dziwnego większość młodzieży jedzie na obóz naukowy czy sportowy”. Naukowy? Sportowy? Nie. [t.i] wybiera się na obóz dla ludzi walczących z otyłością.

***

- Mamoooo, gdzie jest mój czarny sweter? – [t.i] krzyknęła, przeszukując szafkę.
- Nie wiem córciu, sprawdź w łazience – odpowiedziała jej rodzicielka, na co dziewczyna zirytowana wyszła ze swojego pokoju i wpadła do małej łazienki.
Przejrzawszy wszystkie rzeczy, stwierdziła, że nie ma go tam, więc następnym etapem jej poszukiwań był pokój młodszej siostry.
- Cindy oddawaj mój sweter! – wrzasnęła na siostrę
- Potrzebuję go. Muszę się przebrać za śmierć na zajęcia teatralne, a ten olbrzmi kawał materiału, którego poszukujesz idealnie się do tego nadaje.
- Cindy mam gdzieś Twoje przedstawienia. Wyjeżdżam za godzinę i chcę go mieć ze sobą.
- Ohhh no już weź go sobie. Przynajmniej będę miała całe lato spokoju jak wyjedziesz na ten swój obóz – odpowiedziała i rzuciła czarnym materiałem w brunetkę.
[t.i] tylko przewróciła oczami i chwyciwszy swoje ubranie, wyszła z pokoju siostry. Gdy weszła do siebie dorzuciła do walizki ukochany sweter, parę trampek, luźną koszulę w kratę i kwiecistą sukienkę, tak na wszelki wypadek. Zamknęła torbę, wcześniej upewniając się czy aby na pewno wszystko ma. Rozejrzała się jeszcze po pokoju, wiedząc, że widzi go po raz ostatni na całe dwa miesiące i wyszła na korytarz ciągnąć za sobą walizkę. Na dole już czekał na nią tata, który miał ją podrzucić na dworzec, skąd ma zabrać ją autokar z resztą obozowiczów. Pożegnała się jeszcze z mamą i wsiadła do samochodu, po czym odjechali.

***

Droga dłużyła się jej niemiłosiernie. Siedziała w ciasnym autokarze z bandą nieznajomych jej ludzi. Jednak miała swój cel. Dobrze wiedziała po co tam jedzie i nie chciała się poddawać z powodu nienajlepszych warunków.
Dotarli na miejsce po około pięciu godzinach. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to miejsce to wiocha. Nic ciekawego, same pola, lasy i pare domków, każdy oddalony od siebie o co najmniej pół kilometra. Ich „hotelem” miała być miejscowa szkoła podstawowa, która oczywiście stała pusta w wakacje. Korytarze trzypiętrowego budynku pełniły funkcje ich pokoi. Dziewczyny miały swoje łóżka na parterze i pierwszym piętrze, a chłopcy na piętrze drugim i trzecim. Na każdym piętrze były dwie łazienki, w każdej po trzy toalety, jak jest w większości szkół. Sala gimnastyczna miała być ich codziennym miejscem spotkań, od tyłu było dość duże boisko. Prysznice znajdowały się na piętrze -1, w pomieszczeniach służących uczniom jako szatnie na zajęcia wf. Takie szatnie były dwie – jedna dla dziewcząt i jedna dla chłopców – a w każdej po trzy prysznice. Na tym samym poziomie,  z drugiej strony korytarza mieściła się stołówka. Po obejrzeniu już wszystkiego obozowiczom rozdano plany zajęć na następny dzień, wyznaczono „pokoje” i po przeczytaniu wszystkich obowiązujących zasad, odesłano wszystkich, by mogli się rozpakować, poznać i odpocząć po dość długiej drodze.
[t.i] miała swoje łóżko na pierwszym piętrze. Razem z nią poszło tam jeszcze siedem innych dziewczyn. Materace rozłożone były po cztery przy dwóch równoległych ścianach, a przy dwóch pozostałych stały szafeczki na ich osobiste rzeczy. Brunetka zajęła sobie łóżko od strony okna, drugie od ściany. Pozostałe dziewczyny również znalazły dla siebie miejsca i podobnie jak [t.i] zaczęły rozpakowywać swoje rzeczy. Potem wszystkie usiadły w kółku
pośrodku ich tymczasowego pokoju i postanowiły się poznać.
- No to może ja zacznę – odezwała się jedyna blondynka wśród dziewcząt – Mam na imię Holly, mam szesnaście lat, jestem z Manchesteru – powiedziała po czym wymownie spojrzała na kolejną dziewczynę
- Jestem Meggy, piętnaście lat, przyjechałam z Liverpoolu.
- Angela, siedemnaście lat, Sheffield
- Becky, piętnaście lat,  Birmingham
- Mam na imię Hanna, mam szesnaście lat, mieszkam w Walsall
- Kelly, osiemnaście lat jestem z Northampton
- Jestem Emily , siedemnaście lat, z Bradford
- Mam na imię [t.i], mam siedemnaście lat, mieszkam w Wolverhampton – na końcu głos zabrała niebieskooka

Resztę wieczoru dziewczyny spędziły w typowo babski sposób. Urządziły sobie mały salon piękności, rozmawiały o różnych aktorach, piosenkarzach, robiły sobie zdjęcia, wygłupiały się jak typowe nastolatki. Wszystkie bardzo się polubiły i nic dziwnego, że spać poszły dopiero około trzeciej nad ranem, chociaż pobudkę miały o siódmej trzydzieści. [t.i] przed snem dużo jeszcze rozmyślała o tym jak będzie wyglądał ten obóz. Cieszyła się, że ma koleżanki. Miała nadzieję na wielką przygodę i nawet nie zdawała sobie sprawy z tego co może się tam wydarzyć. W końcu odpłynęła.


***

Mama told me not to waste my life
She said spread your wings
My little butterfly
Don't let what they say
Keep you up at night
And If they give you
Shh...
Then they can walk on by

Piosenka rozbrzmiała, a wszystkie dziewczyny zerwały się na równe nogi, podczas gdy Kelly, bez większego pośpiechu, wyłączała swój budzik
- Kelly, do cholery jest szósta pięćdziesiąt! Miałyśmy wstać o wpół do ósmej! – wrzasnęła Emily
- A chcesz wziąć prysznic zanim reszta wstanie? – Em kiwnęła twierdząco głową – No to zbieraj swój tyłek i na dół – poinstruowała ją Kelly, a wszystkie dziewczyny zrobiły to samo i po wzięciu swoich ubrań zbiegły do łazienek.

Dziewczyny uporały się z prysznicami w ciągu pół godziny, a właśnie wtedy, kiedy z kabiny wychodziła ostatnia z nich, do łazienki weszły ich koleżanki z parteru. Bez zbędnych ceregieli, nie mówiąc nawet „cześć” rzuciły się na kabiny, kłócąc o to, która z nich ma wejść tam pierwsza. Zdecydownie nie polubiły się tak jak koleżanki [t.i]. Brunetka zaśmiała się cicho na ten widok, nie przerywając szorowania zębów. Po uczesaniu włosów w wysokiego kucyka, razem z Becky, która jak jedyna została z [t.i], wróciły na górę, gdzie ich współlokatorki zażarcie o czymś dyskutowały.
- Co jest? – spytała je [t.i], siadając obok nich
- Jak Holly wracała z łazienki to wpadła na takiego super przystojniaka – zachwycała się Angela
- To chyba jeden z trenerów – dodała Hanna
- O tym przekonamy się na zbiórce – powiedziała Meggy – A teraz chodźcie na dół, bo zaraz śniadanie – dziewczyny podniosły się i zeszły do stołówki

***

Śniadanie minęło w spokojnej atmosferze. Potem wszyscy udali się na salę gimnastyczną, gdzie miała być zbiórka. Jak na razie byli tam sami obozowicze, żadnego opiekuna. Po paru minutach do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn
i dwie kobiety. Jeden z panów, na oko czterdziestoletni zabrał głos.
- Witam Was wszystkich bardzo serdecznie. Wczoraj już zdążyliście mnie poznać, gdy Was oprowadzałem, ale i tak się przedstawię. Nazywam się William Elgort i jestem kierownikiem tego obozu.
Potem oddał on głos pozostałym. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn przedstawiło się  i oznajmiło się są trenerami. Na końcu stał chłopak, najmłodszy z nich wszystkich.
- To on – ożywiła się Holly, ale zamilkła, gdy ciemnowłosy zaczął mówić
- Nazywam się Liam Payne, mam dwadzieścia jeden lat, urodziłem się w Wolverhampton, lecz mieszkam i studiuję w Londynie. Nie jestem trenerem. Jestem tu po to, żeby Was wspierać. Możecie mi wierzyć albo nie, ale pięć lat temu sam byłem obozowiczem i jak widzicie pokonałem swój problem. Zaczynając od dzisiaj będę miał z każdym z Was indywidualną pogawędkę, aby Was trochę zachęcić do działania. W razie jakiś problemów również możecie się do mnie zwrócić. A teraz oddam głos panu Elgortowi.
Dziewczyny westchnęły ciężko, gdy Elgort znów zaczął mówić i ciągle wpatrywały się w Liama. Wśród nich była także [t.i] zafascynowana faktem, że chłopak jest niewiele starszy od niej i pochodzi z jej rodzinnego miasta.
Po przedstawieniu historii obozu, której oczywiście i tak nikt nie słuchał, wszyscy wrócili do swoich pokoi, żeby przebrać się w dresy, bowiem mieli zaraz pierwszy trening.
Dziewczęta z pierwszego piętra razem z wyznaczoną im trenerką biegały po lesie. [t.i] cieszyła się, że jednak w szkole nie obijała się na zajęciach wf, gdyż teraz mimo przebiegniętego dystansu, nie była tak bardzo zdyszana jak jej koleżanki.
Po powrocie wszystkie opadły na swoje łóżka, by odpocząć, a [t.i] poszła pod prysznic. Ciepłe strumyki rozluźniły trochę jej spięte mięśnie. Gdy wróciła koleżanki spojrzały na nią z chytrym uśmieszkiem.
- O co chodzi? – spytała [t.i] zmieszana
- Masz iść do klasy numer 17. Jesteś pierwsza na liście do rozmowy z Liamem.


 Hejka szkarby :D
Dawno mnie tu nie było, ale postaram się poprawić (wiem, zawsze tak mówię :P)
Żeby nie przedłużać.
Pierwsza część imagina o Liamie, trochę nudnawa, bo to dopiero wstęp.
A teraz ogłoszenie!
Ruszamy z hashtagiem #annie1126 !!
Piszcie na twitterze co Wam się u nas podoba lub co nie podoba
i swoje ogólne wrażenia dotyczące naszych prac..
Wkrótce pojawi się również zakładka "KONTAKT" gdzie będą nasze prywatne twittery, aski itp. 
No to teraz chyba wszystko.
Zaglądajcie też na moje fanfiction "Horny" <link>
Zasada zniesiona, ale czekam na jakiekolwiek komentarze.
Love ya ♥

czwartek, 16 października 2014

Louis cz 1


- Kiedyś  zostanę światową modelką. Będę miała sesję i pokazy mody.- Powiedziałam z delikatnym uśmiechem.- Zobaczysz.- Dodałam do swojego przyjaciela, który był rozbawiony całym moim planem życiowym.- A ty kim będziesz?
- Będę sławnym piosenkarzem, a moją żoną będzie modelka.- Odpowiedział, a ja się roześmiałam.
- Jaka modelka Cię ze chce? Ledwo ja z Tobą wytrzymuję.- On jedynie pokazał mi język.
- Właśnie patrzę na tą modelkę.- Gdy to powiedział zarumieniłam się i poczułam delikatny pocałunek na swoich ustach.


~*~

- Jaki jest Twój wymarzony ślub?- Zapytał łapiąc mnie za rękę. Leżeliśmy na trawie w patrząc w rozgwieżdżone niebo.
- Nie wiem. Nie myślałam, o tym jeszcze, a Twój?
- Skromny z bliskimi.- Odpowiedział i poczułam, że patrzy na mnie.
- Lou?
- Tak, kochanie?
- Musisz jechać na te studia.- Powiedziałam ledwo, gdyż wielka gula rosła mi w gardle. Nie chciałam aby wyjeżdżał, ale dostał się do najlepszej szkoły.
- Nie chce Cię zostawiać.- Powiedział trochę sucho i bez emocji.
- Dla Ciebie to wielka szansa i nie możesz jej zmarnować. Jedź Louis.- Dodałam i spojrzałam na niego.- Dla mnie kilometry nie mają znaczenia. Będę Cię kochać do końca świata i jeden dzień dłużej.- Uśmiechnęłam się, ale tak naprawdę chciałam płakać.

- Jeśli tego chcesz, to zrobię to dla Ciebie, ale obiecaj mi jedno.
- Co takiego?
- Że nie przestaniesz mnie kochać.
- Nigdy.- Odpowiedziałam i złączył nasze usta w pocałunku. Był on moim ostatnim.

~*~


Ja: Lou to koniec.
Lou: Co?! Dlaczego?!
Ja: Tak będzie lepiej. Skup się na sobie, a nie na mnie. Czas myśleć o sobie Louis.
Lou: Nie zgadzam się [T.I]! To nie może się tak skończyć!
Ja: Już zdecydowałam. Ja już Ciebie nie kocham.
Lou: Nie zrobisz mi tego?!
Już nic nie odpisałam.

6 lat później

W mojej pracy panuję tylko chaos. To i nic więcej. Na sesję ma przyjść światowa sławy modelka wraz z wpływowym człowiekiem, który sukces osiągnął w rok.
- [T.I] popraw makijaż Amber, a później Daniel.- Powiedział mój szef. W ramach odpowiedzi wysłałam mu uśmiech i poszłam do Amber, która czytała coś z telefonu.
- O jesteś już kochana.- Powiedziała odkładając telefon.- Słyszałaś o tym, że dziś przyjeżdża Katy?
- Całe studio o tym mówi. Zamknij oczy muszę poprawić cienie.- Powiedziałam, a ta wykonała moje polecenie.
- No wiesz niby nic takiego, ale dla naszego szafa to wielka szansa, czy coś.
- Słyszałam, słyszałam. Jednak wydaję mi się, że nie potrzebnie inwestował w nią.
- Tak myślisz? Czyli nową twarzą kosmetyków powinna zostać, któraś z z modelek?
- Tak właśnie myślę.- Powiedziałam kończąc swoją pracę.- Gotowe możesz iść na plan.- Dodałam z uśmiechem, a ta wstała i pocałowała mnie w policzek.
- Jesteś kochana.- Powiedziała i poszła. Ja zaczęłam chować swoje przyrządy, gdy w lustrze zobaczyłam odbicie Louis'a. Kompletnie się zmienił. Nie chodzi mi o wygląd, bo nadal jest przystojny, a nawet bardziej, ale o ubiór. Kiedyś nosił zwykłe spodnie i jakiś T-shirt, a teraz spodnie od garnituru, biała koszula, marynarka i krawat. Nie wspomnę o włosach, które są przylizane na żel.
- [T.I]?
- Louis.- Powiedziałam z uśmiechem obracając się do niego.- Długo się nie widzieliśmy. Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na sesję z moją narzeczoną.
- Wow. Miło było Cię znów zobaczyć.- Uśmiechnęłam się sztucznie i miałam już odchodzić, gdy on złapał mnie za nadgarstek.
- Już idziesz? Słuchaj może masz czas dzisiaj po pracy? Pójdziemy na kawę opowiesz co u Ciebie.
- W sumie to czemu nie. Poczekasz tylko skończę malować Daniel i mogę iść.- Odpowiedziałam.
- Okej, będę czekał.- Nic już nie powiedziałam, a poszłam szykować Daniel. Trochę mi to zajęło bo jej makijaż musiał być idealny, gdyż ona w raz z Katy mają reklamować nowy produkt. Gdy skończyłam poszłam się przebrać, a następnie spotkać z Lou.- Skończyłam.- Uśmiechnęłam się do niego, a on zdjął okulary przeciw słoneczne.
- W między czasie obczaiłem dobrą kawiarnię.
- Okej, więc co tam u Ciebie? Długo się nie widzieliśmy.
- Całe sześć lat.- Odpowiedział, a ja się roześmiałam.- Co w tym śmiesznego?
- Podobno szczęśliwi czasu nie liczą.
- A kto powiedział, że jestem szczęśliwy?- Spojrzał na mnie.
- Tak przypuszczam.- Odpowiedziałam wchodząc do kawiarni. Zajęłam miejsce i kontynuowałam.- W końcu osiągnąłeś sukces, będziesz się żenił z światową sławy modelką. Co można chcieć więcej?
- Dużo by mówić.
- Mamy czas. Wątpię aby ta sesja się szybko skończyła.
- Ty jak zawsze wiesz co powiedzieć.- Zaśmiała się. Znałam ten śmiech. Coś leżało mu na sercu i nie miał się komu wyżalić.
- Skoro byliśmy  kiedyś razem, to chyba mamy jeszcze do siebie zaufanie.
- Właśnie byliśmy. Coś Ci powiem, ale obiecaj mi, że nikomu tego nie powiesz.- Pokiwałam głową, a ten wziął oddech.- Czasem chciałbym cofnąć czas i nie wyjechać na te studia.
- Lou oboje wiemy, że to było dobre rozwiązanie.
- Jak dawno nikt tak do mnie nie mówił.
- Jak?- Zapytałam zaskoczona, a ten się uśmiechnął.
- Lou.
- Twoja narzeczona tak do Ciebie nie mówi?
- Nie. Woli się do mnie zwracać Louis.
- Czyli Lou nadal jest tylko moim zwrotem.- Zaśmiałam się.
- Co się stało, że nie zostałaś modelką?
- Proszę Cię. Mówiłam to gdy miałam dwanaście lat i nie mam dyspozycji do bycia taką modelką.
- Dla mnie zawsze byłaś piękna.
- A tak z innej beczki. Czemu ty nie zostałeś piosenkarzem?
- Miałem trzynaście lat, a tak w ogóle po naszym zerwaniu załamałem się i skupiłem się na nauce.
- Rozumiem.
- Chciałem wtedy przyjechać, ale przyjaciel odradził mi to i kazał się skupić na egzaminie. Gdybym wiedział, że chcesz ze mną zerwać nigdy bym nie wyjechał.
- Lou to nie oto chodzi,
- Więc o co Ci chodziło?
- Kiedy macie ślub?- Spytałam, aby zmienić temat.
- Za dwa miesiące. Dziś mają się poznać nasi rodzice.
- A jaki będzie?
- Ślub? Huczny.
- Serio?- Roześmiałam się, a Lou się trochę zaskoczył.- Zawsze mi mówiłeś, że Twój ślub będzie skromny.
- Wiesz Katy jest uparta. Jej nie da się przekonać przytuleniem, buziakami w obojczyk i słodkimi słówkami.
- Aha, czyli mnie się dało? Oj grabisz sobie chłopcze, grabisz.
- Oj słoneczko przecież taka prawda.- Oboje zaczęliśmy się śmiać. Brakowało mi tego i to bardzo. Jego szczerego uśmiechu, jego żartów, jego oczów i jego pocałunków. Nadal coś do niego czuję. W końcu był i będzie moją pierwszą miłością.

Siedziałam w domu chora i oglądałam kolejny odcinek mojego ulubionego serialu. Obok mnie sterta chusteczek, a po drugiej stronie gorąca czekolada. Usłyszałam pukanie i do środka wszedł Louis. Uśmiechnął się do mnie i zajął miejsce obok mnie.
- Jak się czuję moje kochanie?- Zapytał delikatnym tonem.
- Jak jeszcze raz nazwiesz mnie Swoim kochanie, obiecuję Ci, że wstanę i przyłożę.- Roześmiałam się lekko.
- Już się tak nie denerwuj. Bo złość piękności szkodzi.
- Ty to masz odpowiedź na wszystko. Przyniosłeś mi zeszyty?
- Tak i to.- Powiedział wyjmując z plecaka pudełko. Otworzył je, a w nim były moje ulubione ciastka.
- Jesteś kochany.- Powiedziałam, a następnie pocałowałam go w policzek.
- Wiem. [T.I[
- Słucham?
- Wiesz może jak wyzdrowiejesz wyskoczymy do kina, albo na pizze.
- Spoko.
-Tylko nie jako przyjaciele.
- To ma być randka?- Zapytałam zaskoczona, a on w odpowiedzi pokiwał głową. Próbowałam się powstrzymać uśmiech, ale nie było to możliwe. Od dawna chciałam, aby mnie gdzieś zaprosił i w końcu to zrobił.- Z chęcią.- Dodałam.

Rozmawialiśmy długo do póki nie zadzwonił jego telefon. Zadzwoniła jego narzeczona, że skończyła sesję.
- Przepraszam Cię, ale muszę już iść, jednak zbytnio nie chce mi się.
- Spokojnie Lou.
- Czasem mam jej dość. Uważa, że świat się kręci wokół niej.- Westchnął i założył swoją marynarkę.
- To po co z nią jesteś?
- Szczerze? Kochałem ją, ale to chyba nie ta sama miłość co była u nas. Ta to taka udawana, Ona chce byś sławna, a ja jej w tym pomagam.
- Ale kochałeś ją?
- To trudne do zrozumienia.
- Może.
- Słuchaj mam prośbę. Dziś przyjeżdża do mnie mama i czy byś mogła ją dziś umalować? Wiesz chce jej zrobić niespodziankę.
- Jasne. Zaraz podam Ci mój telefon i wyślij mi adres SMS.- Wyjęłam telefon z torebki i podyktowałam numer.
- Napiszę wieczorem.
- Czekam.- Powiedziałam i się pożegnaliśmy. Każdy poszedł w swoim kierunku.

~*~

Za pukałam do mieszkania chłopaka, a po chwili mi je otworzył. Miał lekko poczochrane włosy i biały T- shirt oraz szare spodnie od dresu. Na mój widok uśmiechnął się i wpuścił do środka.
- Miło Cię znów widzieć. Rozgość się. Mama na chwilę poszła do sklepu i zaraz powinna być.- Powiedział.- Chcesz coś do picia?
- Wodę.- Odpowiedziałam i usiadłam na skórzanej sofie. Salon był ozdobiony zdjęciami Katy z sesji. Przede mną był wielki plazmowy telewizor, a wokół niego stały półki z książkami. Wszystko było urządzone kobiecą ręką.
- Katy urządzała.- Powiedział.
- Tak myślałam.- Uśmiechnęłam się do niego i wzięłam szklankę z wodą.- Długo jesteście razem?- Zapytałam.
- Nie tak długo jak my byliśmy.- Spojrzałam na chłopaka, a on na mnie. Wypatrzyliśmy w swoje oczy. Widziałam w nich blask, którego mi brakowało w życiu.
- Louis nie kupiłam Ci tej pianki do golenia bo nie wiedziałam jaką!- Usłyszeliśmy.
- Okej, pójdę sobie kupić. Mamo pamiętasz [T.I]?
- Pamiętam.- Powiedziała i spojrzała na mnie. Od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- [T.I] zrobi Ci dziś makijaż na kolację. Okej ja wrócę za chwilę.- Wziął bluzę z wieszaka i wyszedł. Zostałam z mamą Lou sama.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- Odpowiedziała.- Jak się Pani miewa?- Zapytałam.
- Dobrze, ale chciałabym zobaczyć swojego wnuka.- Powiedziała z delikatnym uśmiechem. Mi jednak on zszedł z twarzy i po policzku spłynęła łza.- Coś się stało?
- Tom potrzebuję przeszczepu szpiku kostnego, a ja nie mogę być dawcą.- Gdy to powiedziałam usiadłam za sofie i schowałam twarz w dłoniach. Momentalnie zaczęłam płakać. Poczułam, że mama Lou mnie przytula.
- Może ja się nadam?
- Nie wiem.
- Zapytaj się Louis'a.
- Nie mogę. Nie dam rady. Co mam mu powiedzieć? Cześć Lou sorry, że mówię ci teraz, ale masz syna w wieku pięciu lat, który może umrzeć?
- Może nie tak, ale coś w tym stylu.
- Nie Lou nie może się dowiedzieć, że ma syna.
- Słucham?!- Odwróciłam się.










_____________________________________
I jak wam się podoba pierwsza część?
Niewidzialna osoba dla ciebie

sobota, 4 października 2014

Niall

-Może ta?
Pyta Alice, zdejmując z wieszaka kolejną suknię ślubną. Za nieco ponad miesiąc wreszcie spełni się mój sen o byciu panią Horan.
Niall'a poznałam 6 lat temu na letnim obozie, gdy mieliśmy zaledwie po 17 lat. Jego przyjaciel, z którym wtedy pojechał, zaczepił mnie już pierwszego dnia. Flirtowaliśmy kilka godzin, a potem wylał na moją ulubioną bluzkę sok buraczkowy i tak skończył się nasz wakacyjny flirt. Na Niall'a zwróciłam uwagę dopiero dwa dni przed powrotem do domu. Graliśmy w podchody i byliśmy w jednej drużynie. Z początku nie odzywaliśmy się do siebie, aż w końcu musiałam się zatrzymać, by zrobić siusiu. Nikt nie chciał na mnie poczekać w obawie, że przeciwna drużyna nad dogoni, więc byłam zdana nie siebie. Wystarczyło kilka minut, bym zgubiła grupę w olbrzymim lesie, a faktu nie ułatwiało to, że powoli zachodziło słońce. Próbowałam iść po ich poszlakach, które ostatecznie mnie zmyliły. Byłam bliska płaczu, więc usiadłam na jakimś kamieniu i najzwyczajniej w świecie się rozbeczałam. Nie wiem jak długo tak siedziałam, dopóki nie usłyszałam głuchego odgłosu łamanych gałęzi. Byłam dość strachliwą dziewczyną, więc naturalnie dostałam ataku paniki. Rozglądałam się wokół z niepokojem, aż w końcu kilka metrów przede mną wyłonił się z zarośli Niall.
-Tu jesteś.
Odzywa się i szybko do mnie podchodzi. Ocieram policzki z łez, czując niebywałą ulgę.
-Wszyscy cię szukamy!
Dodaje z pretensją w głosie. Marszczę czoło i pocieram swoje ramiona.
-Trzeba było na mnie zaczekać.
Burczę, wstając z kamienia.
-Yhym, chodźmy.
Rusza z powrotem trasą, którą przyszedł, a ja tuż za nim. 
-Jak długo mnie nie było?
Pytam, energiczniej pocierając ramiona. Zapada wieczór i temperatura spada.
-Wystarczająco długo, by ominęło mnie pieczenie kiełbasek.
Rzuca zirytowany? przez ramię. Prycham urażona i chcę go wyprzedzić, gdy zahaczam o wystającą gałąź (przysięgam, że była niewidoczna!) i zaczynam lecieć do przodu. Na szczęście w porę zatrzymują mnie ramiona Niall'a, którymi oplata mnie w talii.
-Uważaj.
Odsuwam się od niego z grymasem i nawet mu nie dziękuję. Idziemy obok siebie przez kilka minut. Zaczynam szczekać cicho zębami z zimna, co zauważa Niall.
-Zimno ci?
Pyta i jedyne co robię, to przytakuję. Słyszę świst rozpinanego zamka i po chwili zarzuca swoją bluzę na moje ramiona. 
-Dzięki.
Mamroczę. Idziemy jeszcze przez chwilę, aż w końcu dochodzimy do naszego obozowiska.
Po tym incydencie spędziliśmy razem cały wieczór przy ognisku, rozmawiając o naszych zainteresowaniach i ulubionych zespołach. Do samego końca obozu byliśmy nierozłączni, aż w końcu przyjechali nasi rodzice, a nasz kontakt się urwał. Spotkaliśmy się dopiero po dwóch latach w Dublinie. Ja wychodziłam z sali wykładowej, a on szedł korytarzem, rozmawiając z przyjacielem, którego zauważyłam jako pierwszego. Po prostu nie sposób zapomnieć twarzy kogoś, kto zniszczył twoją ulubioną bluzkę.
-[t.i]?
Staję jak wryta i uśmiecham się szeroko.
-Cześć.
Mówię onieśmielona. Niall zupełnie się zmienił. Zniknęły jego krzywe zęby, które teraz są idealnie proste. Jest dużo wyższy i lepiej zbudowany. Nadal jednak ma farbowane blond włosy.
-Cześć.
Odpowiada i obejmuje mnie. Zaciągam się jego zapachem i momentalnie przypominam sobie wakacje, dwa lata temu. 
Potem wszystko poszło z górki. Mięliśmy razem zajęcia raz w tygodniu, po których chodziliśmy na wspólny lunch. Przez kilka miesięcy trwaliśmy w strefie przyjaźni, którą kilka razy naruszyliśmy, aż w końcu Niall zrobił ten pierwszy krok i zaprosił mnie na oficjalną, pierwszą randkę.
-A ta?
Z moich myśli wyrywa mnie Alice, która potrząsa kolejną białą suknią tuż przed moją twarzą. Krzywię się, a dziewczyna wzdycha zrezygnowana.
-Siedzimy tu od dwóch godzin, a ty nie przymierzyłaś ani jednej sukni!
Przewracam oczami i dalej poszukuję ten najwspanialszej sukni.
-Przypomnij, gdzie odbędzie się ślub?
-Bali.
Odpowiadam, gdy moją uwagę przykuwa prosta, biała i zwiewna suknia, która idealnie nadaje się na ślub na plaży. Zdejmuję ją z wieszaka i z pomocą Alice, zakładam ją.
-Wow.
Razem z Alice, patrzymy jak zahipnotyzowane w moje lustrzane odbicie. Suknia jest wprost idealna, o czym świadczą chociażby łzy wzbierające w moich oczach.
-Jest cudowna.
Szepczę.
-Bierzemy ją!
Woła Alice.
*
muzyka

-I jak?
Pytam mamę i Alice, które stoją za mną ze łzami w oczach. Dziś odbędzie się ślub mój i Niall'a, a one przeżywają to bardziej ode mnie.
-Jesteś najpiękniejszą panną młodą na świecie.
Szepcze mama i mocno mnie obejmuje. Pociągam nosem, próbując odgonić łzy, by się nie rozmazać. Niespodziewanie rozlega się pukanie do drzwi. Odsuwamy się od siebie, podczas gdy Alice idzie otworzyć.
-[t.i], jesteś gotowa?
Pyta Greg- starszy brat Niall'a. Kiwam głową, a chłopak uśmiecha się i wychodzi.
-To już za chwilę.
Mamroczę, wypuszczając oddech.
-Chodźmy.
Dodaję. Alice podaje mi mały bukiet kwiatów i wychodzimy. Ceremonia odbędzie się w pięknym ogrodzie, którym dysponuje hotel, w którym nocujemy. Do prowizorycznego ołtarza prowadzi długi, biały dywan, posypany płatkami róż. Po jego obu stronach ustawione są krzesła dla gości, również przyozdobione kwiatami. Pogoda jest idealna, dokładnie taka jaką sobie wyobrażałam.
-Wyglądasz przepięknie.
Mówi mój tata, który poprowadzi mnie do ołtarza. W jego oczach są łzy i przysięgam, że za chwilę sama się rozpłaczę.
-Pójdziemy już usiąść. Za 3 minuty zaczynamy.
Odzywa się mama i razem z Alice odchodzą, by zająć miejsca. Zostajemy z tatą sami i dopiero teraz uderza we mnie to, że już za kilka chwil wszystko się zmieni. Moje serce bije jak szalone, a mój oddech jest przyspieszony.
-Gotowa?
Pyta cicho tata. Uśmiecham się i kiwam głową. Biorę głęboki wdech i powoli ruszamy. Opuszczamy mały pokoik i wzrok wszystkich skupia się na nas. Dostrzegam Niall'a, czekające na mnie obok kapłana. Jego usta są lekko rozchylone, a gdy nasz wzrok się spotyka, uśmiecha się szeroko. Nie panuję nad sobą i pozwalam łzom wypłynąć. Ostrożnie ocieram policzki. Wszyscy się uśmiechają, gra cicha i spokojna muzyka. Docieram do Niall'a, którego oczy błyszczą od łez. Łapie moją drżącą dłoń i wiem, że jest to dłoń, którą chcę trzymać do końca życia. Zajmujemy miejsca, wsłuchujemy się w słowa kapłana. Po chwili, która minęła dla mnie jak mrugnięcie okiem, wstajemy, by powiedzieć przysięgę małżeńską. Pierwszy jest Niall,który wyciąga z kieszonki marynarki pogniecioną kartkę. Zauważam, że jego ręce drżą, gdy próbuje ją wyprostować i gdy chwyta mikrofon podany przed Greg'a.
-[t.i]...
Jego głos również drży.
-Przygotowałem sobie plan przemowy, ale jedyne co zapisałem, to to, że cię kocham.
Przyznaje, rumieniąc się. Goście cicho chichoczą, w tym i ja, chociaż łzy kotłują się w moich oczach.
-Spróbuję pójść na żywioł.
Mamrocze i chowa kartkę z powrotem. Bierze głęboki oddech i spogląda na mnie z czułością.
-[t.i], przysięgam, że nigdy w życiu...
Nagle cały świat znika, a ja widzę i słyszę tylko jego.
-...ale to nigdy, aż do końca tego popieprzonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny...
Cichnie, szukając słów.
-Przez wszystkie nic niewarte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Obamę, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca,  na wszystkie momenty, w których zrywał- budził mnie- zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, chodzenia na koncerty, obejmowania, uprawiania seksu, patrzenia, myślenia- przysięgam, że nigdy w życiu cię nie opuszczę. Bo cię kocham. Kocham cię całym sobą i bycie twoim chłopakiem, później twoim narzeczonym, a już za chwilę mężem, sprawia, że chcę wrzeszczeć jak opętany ze szczęścia. Słowo "twoim" napełnia mnie spokojem, radością i miłością.  I nie wyobrażam sobie, bym nie  mógł być twój, bo nie ma mnie bez ciebie. *
Milknie i dopiero jego ciepłe dłonie,ocierające moje policzki, uświadamiają mi, że jestem zaryczana i że teraz moja kolej na mowę. Jednak jestem zbyt rozemocjonowana, by cokolwiek powiedzieć, chodź ćwiczyłam od dwóch miesięcy.
-Kocham cię.
Mówię tylko tyle, bo potężna gula w gardle na nic więcej mi nie pozwala. Kapłan coś mówi, Niall chwyta moją dłoń i wsuwa mi na palec złotą obrączkę. Następnie ja zakładam jemu, a ksiądz ogłasza nasz małżeństwem. Goście wstają i klaszczą, a Niall przyciąga mnie do siebie i całuje prosto w usta. Obejmuję go mocno za kark i łapczywie oddaję pocałunki. Jestem szczęśliwa.

Patrzę na Ciebie i widzę coś magicznego, tak niesamowitego, że to sprawia, że zakochuję się w Tobie ciągle od nowa. Patrzę na Ciebie i widzę coś tak kuszącego, co sprawia, że pragnę Cię jeszcze bardziej. Patrzę na Ciebie i widzę coś, bez czego nie mogę być. 


___________________________________________________________________
*Autorem słów, jest Jakub Żulczyk (na potrzeby imagina wprowadziłam kilka zmian)

I jak Wam się podobał imagin? :)
Proszę o opinię i zachęcam do zagłosowania w naszej ankiecie!