Strony

czwartek, 26 marca 2015

Niall cz.II

           Część I


          Gdy tylko czerwone kabelki moich nowych słuchawek znalazły się w moich uszach, znajome dźwięki przeniosły mnie do własnego świata. Myśli w głowie buzowały i powoli dawał o sobie znać spożyty wcześniej alkohol. Gdy szłam po opustoszałym parkingu jakiegoś marketu co chwila potykałam się o własne nogi. Za każdym takim razem kilka przekleństw wychodziło z moich ust w towarzystwie głośnego, pijackiego chichotu. Z kieszeni spodni usłyszałam cichą melodyjkę i chwile później wyciągnęłam telefon. Zanim wstukałam kilku cyfrowy kod musiałam zastanowić się nad kolejnością. Gdy okazał się to być zwykły sms od operatora ponownie przeklęłam. Chciałam schować urządzenie kiedy z tylnej kieszonki wypadły klucze. Uśmiechnęłam się głupio i po 10 minutach siedziałam w zaparkowanym pod klubem aucie. Bardzo mądrze Mae. Moja podświadomość mnie skarciła jednak zaraz zagłuszył ją warkot silnika. Jechałam bardzo szybko po dziwnie pustej ulicy. Nie wiele do mnie docierało gdy rozglądałam się jednocześnie dodając gazu. Nagle wcisnęłam hamulec. Chwila otrzeźwienia nadeszła gdy prawie uderzyłam głową w kierownicę zatrzymana przez czerwone światło. Akurat teraz zachciało ci się przestrzegać przepisów? Niepotrzebnym machnięciem ręki jakby chciałam odgonić głosik z mojej głowy. Stojąc już na dawno zielonym świetle zastanawiałam się gdzie pojechać. Alkohol znów uderzył mi do głowy przez co trochę mi się zakręciło. Nie zastanawiając się więcej wcisnęłam gaz zrywając samochód z miejsca. Po paru minutach parkowałam... gdzieś. Wyszłam na zewnątrz zabierając kluczyki i o dziwo zamykając auto. I po prostu poszłam w pierwszym lepszym kierunku. Okazało się, że mój spaczony kierunek prowadził pod drzwi. Ale nie byle jakie. Zadzwoniłam dzwonkiem raz.. drugi.. trzeci.. aż oczom ukazała mi się wyczekiwana postać.

-Noo co tam blondasku.

Wybełkotałam kilka słów zanim straciłam panowanie nad nogami wpadając w ramiona Nialla.

-Mae jesteś pijana.
-Spostrzegawczością to nie grzeszysz. Wiesz, że jesteś bez koszulki? 
-Bo spałem Mae jest 2 rano.

Chłopak postanowił jednak nie zwracać, tak jak ja, uwagi na to jak się orientuję.

-Wejdź do środka.
-Coś ty przyszłam żeby postać na wycieraczce. 
-Aktualnie cię trzymam bo jesteś tak zlana, że nawet nie stoisz.
-Zwalasz mnie z nóg..

Zaśmiałam się głośno. Spodziewałam się, że mnie uciszy jednak on patrzył na mnie z politowaniem. Nienawidziłam tego. Momentalnie się podniosłam i na uginających się nogach poszłam do salonu. Położyłam się na dużym dywanie. Miękkie, szare włókna gładziły mój zaczerwieniony policzek. Ciężkim powiekom pozwoliłam opaść i nie otworzyłam ich nawet gdy usłyszałam głos za sobą i poczułam jak chłopak kładzie się koło mnie.


*Niall*

Widok dziewczyny w moich drzwiach i to jeszcze o takiej porze o dziwo mnie nie zdziwił. Jakbym się jej spodziewał choć nawet o niej nie myślałem. Gdy przewróciła się wpadając na mnie poczułem jak bardzo jest lekka. Za bardzo. Jej oczy były zaszklone i choć nie wskazywały na to jej komentarze coś się stało. Nie mówiąc już o tym upiciu. Nie chciała bym czuł do niej litość czy zmartwienie i ponownie dała to do zrozumienia. Jednak gdy zobaczyłem ją w takim stanie, leżącą na salonowym dywanie nie mogłem powstrzymać tych uczuć. Jej rozrzucone wkoło włosy, przyspieszony oddech, drgające drobniutkie ciało. Dopiero teraz gdy miała na sobie ciasno przylegające do nóg spodnie, cienką koszulkę na krótki rękaw mogłem dostrzec jej wystające gdzieniegdzie kości.  

-Mała co ty tu robisz.

Powiedziałem cicho bardziej do siebie po czym ułożyłem się koło dziewczyny twarzą do niej. Gdy jej oczy były wciąż zamknięte, pomyślałem że zasnęła jednak zaraz poczułem na sobie wzrok zielonych tęczówek. Palcem odgarnąłem kosmyk włosów opadający jej na twarz.

-Już nie udawaj takiego romantyka. Nie rozumiem tego, jeśli dziewczyna chciałaby, to sama zgarnęła by te włosy. Przecież nie jesteśmy tak niezdarne jak wam, facetom, się wydaje.

Zaśmiałem się. Nawet upita nie traciła swojego charakteru. Potwierdziła to mała zmarszczka która utworzyła się gdy ściągnęła brwi. 

-Z czego się śmiejesz? Taka prawda to tak jakbym ja próbowała ci co chwila poprawiać te twoje roztrzepane kudły, które niemożliwie sterczą w każdą stronę. Wyglądasz jakbyś chodził cały czas po seksie ale to tak nie działa, nie zrobi z ciebie bad boy'a. 

Nic nie mówiłem tylko dałem się jej wygadać. Jej cichy bełkot nawet mnie śmieszył, a słowa, które wypowiadała chyba nawet dla niej nie miały sensu. 

-Wziąłbym cię na ręce i zaniósł do pokoju ale pewnie nie jesteś jak to mi, facetowi, się wydaje na tyle niezdarna.
-Przeciwnie. Teraz mam w sobie jakoś z 1,5 promila więc mogła bym się kłócić jednak właśnie ta ilość mi to uniemożliwia. Więc rusz swoje napakowane pizzą, super ciało i zanieś mnie.

Powiedziała wystawiając ręce do góry. Sam wstałem z ziemi chwytając ją i z łatwością unosząc. Z całego jak na razie incydentu zdziwiło mnie gdy położyła głowę na moim ramieniu. Było to nawet miłe ale zaraz się skończyło gdy położyłem ją na swoim łóżku. Nie puściła jednak mojej szyi co zmusiło mnie do położenia się koło niej.

-Co straciłaś?

Nie wiem czemu to pytanie wyszło z moich ust ale o dziwo na pół zmroczona dziewczyna dała typowego dla siebie komentarza. 

-Coś ważnego.

Co nie znaczy, że odpowiedziała. Przetarła oczy ręką by zaraz na mnie spojrzeć. Nie dało się z nich nic wyczytać. Ona po prostu na mnie patrzyła. A ja patrzyłem na nią.

-Dlaczego się upiłaś?
-Bo mogę...

Oczywiście.

-.. no i bo chcę. Bo wtedy nie czuję. Potem jest tylko ból głowy. Lubię ten ból. Bo zapominam o tym co mi zrobił. Co zrobił mojej rodzinie. Zapominam o nim.

Milczałem wsłuchując się w jej urywany oddech. Nie naciskałem by mówiła. Nawet nie wiem czy chcę by kontynuowała. Przemawia przez nią alkohol normalnie pewnie nie powiedziałaby mi tego.

-Nie myśl tyle blondasku. Bo pomyślisz coś czego nie chcesz. Dużo myślenia to dużo bólu. Polubiłam cię więc nie chcę go dla ciebie.

Uśmiechnąłem się do niej.

-Tylko sobie nie schlebiaj. Gdy ktoś spyta wszystkiemu zaprzeczę. Nie jesteś aż tak fajny jak ci się wydaje z tą swoją farbowaną fryzurą, zabawnymi koszulkami, wiecznym, niewinnym uśmiechem, seksownym ciałem...

Urwała nagle zasypiając. W połowie zdania, przez które ten "niewinny uśmiech" nie schodził.


*Mae*

        Gdy się obudziłam jeszcze przed uchyleniem powiek poczułam mocny ból głowy, pieczenie oczu i gardła ale też lekki zapach męskich perfum. Po przetarciu oczu rozejrzałam się w koło. Na krześle wisiała znajoma bluza i snapback. I co nawet nie pamiętasz. Moja podświadomość śmiała się ze mnie. Powoli wstałam, założyłam leżące na ziemi jeansy. Nie interesuje cie skąd się tam wzięły? Pokręciłam głową i jeszcze zaspana zeszłam do kuchni skąd dochodziło głupawe pogwizdywanie chłopaka.

-Mam nadzieję, że szybko wyjaśnisz mi skąd się tu wzięłam i nie będzie w tym żadnej sceny dla dorosłych bo inaczej wygadam, że gwałcisz bezbronne, pijane i niczego nieświadome, także zagrożenia, dziewczyny. 

Blondyn rzucił mi rozbawione spojrzenie, na które uśmiechnęłam się z ironią.

-Dobrze oszczędzę ci szczegółów przyjemnych, tylko powiedz innym, że byłem niesamowity.

Uderzyłam go w ramię przy okazji zabierając jedną z przyszykowanych kanapek z dżemem. On tylko się zaśmiał.

-Dlaczego ty się wiecznie śmiejesz? Ten uśmiech nie schodzi ci z twarzy.
-Zauważyłaś to już dzisiaj w nocy kiedy to upita wpadłaś do mojego domu gadając jaki to jestem przystojny.
-Nie mogłam być aż tak pijana.
-Ale byłaś. To była druga nad ranem a ty...
-Nie, jak mogłam powiedzieć, ze jesteś przystojny.

Wystawiłam mu język w rozbawieniu. To było zupełnie nie w moim stylu jednak nie za bardzo mnie to teraz obchodziło. 

-Widzę humor dopisuje. Wiesz mówiłaś wczoraj sporo rzeczy.

Teraz spoważniał, a ja się zaniepokoiłam. Co takiego moja pijacka strona mogła mu powiedzieć?

-Kim jest "on"? 

Nie musiał mówić dalej. Mój dobry nastrój jakby nagle wyparował, a zastąpiła go złość. Złość na siebie, ze cokolwiek powiedziałam i na niego, że mi na to pozwolił.

-Mae zdążyłem już cie poznać i...
-No proszę cię.. jesteś kolejną z tych osób, które powtarzają "Znam Cię tak dobrze" kiedy powinni mówić "Wiem jaki jest twój ulubiony kolor?
-Nie wiem jaki jest twój ulubiony kolor.

Zamilkłam. Po raz pierwszy od dawna nie wiedziałam jak się komuś odciąć. Więc mówił dalej.

-Ale poznałem cie już na tyle by zorientować się, ze jest coś nie tak. Zresztą trudno tego nie zobaczyć jesteś...
-Zamknij się!
-Proszę cię co straciłaś? Kim on jest?
-Aktualnie to zgubiłam mój samochód.

Chłopak zamilkł, a ja podniosłam się z miejsca. Nie chciałam tego słuchać. Po założeniu butów wybiegłam z domu. Nie wypuściłam ani łez ani cisnącego się ponownie krzyku. Tylko biegłam. Znów biegłam. Biegłam by gdzieś pobiec. By poczuć rozrywający ból w płucach, przeszywający w nogach i uciskający w gardle. Ale zanim to nastąpiło zatrzymałam się. Nie zwracając uwagi na dziwny wzrok przechodniów zawróciłam. Po kilku dziesięciu metrach znów stanęłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Upadłam kolanami w trawę gdy potknęłam się o kamień. Twarz schowałam w dłoniach ale wciąż nie płakałam. Wtedy usłyszałam jego głos. Po plecach przeszedł mi dreszcz. No nie...



~.~


Heej skarby.  Jak wam się podoba następna część? Nie wiem ile ich jeszcze będzie ale planuje co najmniej 2 :)

A tak odbiegąjąc od tego.. Jak tam się trzymacie? Po wiadomości o Zaynie? Bo szczerze mi naprawdę ciężko... przykro mi ale nie jestem kimś kto powinien ingerować w jego szczęście. Jednak dla mnie zawsze będzie częścią 1D :))

Zapraszam na swojego bloga: http://love-in-nightmare.blogspot.com (jutro pojawi się nowy rozdział)
Oraz na bloga mojej bf: http://destroyerff.blogspot.com

wtorek, 24 marca 2015

Zayn

muzyka

Kiedy deszcz dmie Ci w twarz
A cały świat przyczepia się do Ciebie
Mogłabym zaoferować Ci gorące objęcie,
Byś poczuł moją miłość

Siedziałam w łóżku z laptopem na kolanach i przeglądałam najnowsze wiadomości. Moją uwagę przykuł wielki nagłówek, który ogłaszał "Czy to koniec narzeczeństwa Zayn'a Malika?!". Pod tym załączono zdjęcie mojego przyjaciela, który obejmował jakąś nieznajomą dziewczynę. Weszłam w artykuł, w którym było więcej zdjęć, a na każdym był Zayn z tą dziewczyną. I choć takie wiadomości pojawiały się często, to nigdy nie było tylu zdjęć, które rzeczywiście wskazują na "romans". Oczywiście nie chciałam w to wierzyć, dopóki sama nie porozmawiam z Zayn'em, ale mimo to, obrazy przed moimi oczami kazały wierzyć gazetom. Przecież znikąd się nie wzięły, prawda?
Sięgnęłam z szafki telefon i wybrałam numer mojego najlepszego przyjaciela. Po kilku sygnałach usłyszałam jego zmęczony głos.
-Tak?
-Cześć.
-Cześć, [t.i]. Jak dobrze usłyszeć kogoś bliskiego.
Uśmiechnęłam się niemrawo. 
-Jak się czujesz?
-Kiepsko. Jestem na lotnisku, wracam do Londynu, muszę to wyjaśnić.
-Z Perrie?
Spytałam cicho.
-Tak, to wszystko... nie wiem sam jak do tego doszło. Między mną a tamtą dziewczyną niczego nie było... Wierzysz mi, prawda?
-Tak.
Szepnęłam.
-Mogę przyjechać do ciebie po przylocie? Nie chciałbym wracać w środku nocy do domu i budzić Perrie. 
-Oczywiście, będę na ciebie czekać.
-Dzięki, jesteś wspaniała. Do zobaczenia.
-Pa.
Odłożyłam telefon i laptopa na bok, by móc się położyć. Przyciągnęłam kolana do piersi i w ten sposób leżałam przez jakiś czas, myślami będąc przy Zayn'ie.

Kiedy pojawiają się wieczorne cienie i gwiazdy, 
I nie ma nikogo, kto by otarł Ci łzy
Ja mogłabym trzymać Cię przez milion lat,
Byś poczuł moją miłość

Otworzyłam drzwi, do których ktoś cicho pukał i ujrzałam postać Zayn'a. Wpuściłam go do środka i natychmiast wpadłam mu w ramiona. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, a gdy się odsunęliśmy, w słabym świetle lampki nocnej, mogłam dostrzec jak jego oczy błyszczą od łez. 
-Idź do mojego pokoju, a ja przygotuję kakao, co ty na to?
Kiwnął głową a ja posłałam mu pocieszający uśmiech i poszłam do kuchni. Gdy wróciłam do pokoju po kilku minutach, zastałam Zayn'a leżącego na moim łóżku, z głową opartą o zagłówek. Postawiłam kubki z kakaem na szafce i położyłam się obok niego, przyciągając go do siebie i pozwalając, by ułożył głowę na mojej piersi. Bawiłam jego włosami, czekając, aż będzie gotowy na to, by zacząć mówić. Zawsze tak robiłam, gdy coś go gryzło. Najpierw on sam musiał to ułożyć, by potem mógł mi o tym powiedzieć. 
-Pierwszy raz nie wiem jak mam ci wyjaśnić co czuję.
Powiedział cicho, po kilku minutach ciszy. Przytuliłam go mocniej, składając czuły pocałunek na jego czole i kciukiem gładząc go po policzku.
-Nie musisz mówić.
Odparłam. Wsłuchiwałam się w jego nierówny oddech, aż w końcu poczułam łzę, spływającą mu po policzku. Zacisnęłam powieki, by odgonić swoje łzy i nabrałam głośno powietrza. Jego łzy i smutek, zadawały mi ból. W  końcu nikt nie chce, by osoba, którą się kocha, była smutna. A ja kocham Zayn'a o wiele bardziej niż powinnam.

Burze szaleją na falującym morzu i autostradzie żalu
Pomimo, że powiewy zmian miotają się dziko i swobodnie, 
Ty ciągle jeszcze nie czujesz jak ja...

Przebudziłam się, gdy promienie słońca beztrosko wdzierały się do mojego pokoju, rażąc mnie w oczy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał kilka minut po 10  rano. Następnie przeniosłam wzrok na twarz Zayn'a, który wciąż spał przytulony do mnie. Uśmiechnęłam się smutno, pamiętając, że to pierwszy i ostatni taki poranek, a Zayn nigdy nie będzie mój. Ostrożnie wyplątałam się z jego objęć i wstałam, by pójść zrobić nam śniadanie. Stojąc w kuchni i smażąc jajecznicę , usłyszałam kroki, a następnie w progu kuchni stanął Zayn. Jego włosy były poburzone a twarz zmęczona.
-Robię śniadanie, zaraz będzie gotowe. 
Oznajmiłam, posyłając mu uśmiech.
-Przepraszam, ale już pójdę. Muszę jak najszybciej zobaczyć się z Perrie.
-Och. Okey.
Wysiliłam się na beztroski uśmiech i odwróciłam od niego wzrok, by nie mógł zobaczyć smutku pojawiającego się na mojej twarzy.
-Dziękuję za wszystko [t.i]. Jesteś wspaniałą przyjaciółką.
Powiedział, obejmując mnie i całując w policzek.
-Wiem.
Odparłam. 
-Odezwę się. Do zobaczenia.
-Pa.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi i pozwoliłam, by jedna samotna łza spłynęła po moim policzku.

Mogłabym uczynić Cię szczęśliwym,
Spełnić Twoje marzenia.
Nie ma nic takiego, czego bym nie zrobiła.
Pójdę na skraj świata dla Ciebie,
Byś poczuł moją miłość...



____________________________________________________________
Cześć :)
Imagin powyżej to taki przerywnik między 1 a 2 częścią Niall'a, mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza :)

piątek, 20 marca 2015

Niall cz.1

Pomysł Anonima 



"Ponieważ nie chcę się zakochiwać
Jeśli Ty nie chcesz spróbować"

Niall

-Motyw Romea i Julii jest nadzwyczaj aktualnym tematem, dlatego nasza szkoła co roku wystawia tę sztukę. Istotą tego przedstawienia, jest uświadomienie młodzieży o najwyższych ludzkich wartościach. Czy ktoś mógłby powiedzieć mi, jakie to wartości?
Siedziałem znudzony w ławce, opierając głowę o rękę i ostatkiem sił utrzymując otwarte oczy. Smith gadała od półgodziny o jakiejś lasce i jej kolesiu, którzy hajtnęli się jako para gówniarzy. Co w tym fajnego?
-Miłość!
Przeniosłem wzrok na Sandrę, która jako jedyna zgłosiła się do odpowiedzi na pytanie. Collins ją pochwaliła i rozejrzała się po klasie. Wskazała dłonią na Jade-szkolną dziwkę, ale w tym w czasie ktoś zapukał do
drzwi i do klasy wszedł dyrektor z jakąś laską. Ożywiony, podniosłem głowę i dokładnie prześledziłem jej sylwetkę. Ciemnobrązowe włosy opadały na jej ramiona i cycki, które swoją drogą, dobrze prezentowały się w białej koszuli. Materiał wciągnięty był w czarne, obcisłe spodnie, które idealnie uwydatniały jej długie nogi. Na stopach białe trampki, ale kto by zwracał na nie uwagę, gdy ma taką pociągającą urodę? Duże, szare oczy, mały nos i usta... Usta, które z pewnością mogłyby czynić cuda.
-Dzień dobry, pani Collins, przepraszam, że przeszkadzam.
Stary zwrócił się do nauczycielki. Ta strzeliła buraka i coś mruknęła. Ciekawe, czy jest taka nieśmiała, gdy pieprzy ją od tyłu w swoim gabinecie.
-Przedstawiam wam [t.i], nową uczennicę waszej klasy. Opowiedz coś o sobie.
Dotknął jej ramienia, a ta posłała mu delikatny uśmiech. Niewinna i słodka, a zarazem szalenie seksowna.
-Nazywam się [t.i] Malik, pochodzę z Londynu. Przeniosłam się do tej szkoły z powodu przeprowadzki. Interesuję się muzyką, literaturą i teatrem. W Dublinie mieszkam od dwóch dni, więc jeśli ktoś chciałby mi pomóc i oprowadzić po mieście, byłabym bardzo wdzięczna.
Uśmiechnęła się szeroko, a wszyscy wokół to kupili. Grzeczna i dobrze wychowana.
-Miło nam cię poznać, [t.i]. Proszę, zajmij miejsce.
Stary szepnął coś jeszcze Collins na ucho, a potem wyszedł. Obserwowałem jak [t.i] siada w jednej z wolnych ławek.
[t.i]

-Gotowa?
Zapytał mnie dyrektor, zanim nacisnął klamkę drzwi, za którymi odbywała się lekcja. Skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się, a następnie podążyłam za mężczyzną do klasy. Stanęliśmy na środku i poczułam jak wzrok wszystkich skupia się na mnie.
-Dzień dobry, pani Collins, przepraszam, że przeszkadzam.
Rozglądałam się po obcych twarzach, natrafiając na jedną, która szczególnie przykuła moją uwagę. Jakiś blondyn gapił się uparcie na moje cycki, by po chwili zjechać wzrokiem w dół mojego ciała. Nie spodobało mi się to, szczególnie, że zachował się bezczelnie. Jeszcze ten jego głupi uśmieszek, idiotyczny kolczyk umieszczony w brwi i niewielki tunel w uchu . Ciemne blond włosy postawił do góry, choć teraz były potargane i zgaduję, że musiał je kilkakrotnie przeczesywać ręką.
-Przedstawiam wam [t.i], nową uczennicę waszej klasy. Opowiedz coś o sobie.
Oderwałam wzrok od blondyna i spojrzałam na dyrektora. Uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam twarz w stronę klasy.
-Nazywam się [t.i] Malik, pochodzę z Londynu. Przeniosłam się do tej szkoły z powodu przeprowadzki. Interesuję się muzyką, literaturą i teatrem. W Dublinie mieszkam od dwóch dni, więc jeśli ktoś chciałby mi pomóc i oprowadzić po mieście, byłabym bardzo wdzięczna.
Skończyłam swoją wypowiedź i jeszcze raz się uśmiechnęłam. Kilka osób to odwzajemniło, inni byli zniesmaczeni, a po reszcie totalnie to spłynęło.
-Miło nam cię poznać, [t.i]. Proszę, zajmij miejsce.
Spojrzałam jeszcze raz na tajemniczego blondyna, który teraz patrzył się na nauczycieli, bawiąc się swoim kolczykiem w języku. Zrobiłam zdegustowaną minę i zajęłam wolne miejsce. Pierwsza i najważniejsza sprawa, której muszę się pilnować? Trzymać się z dala od tego niewychowanego chłopaka.
*

-Proszę, by osoby, które chcą wystąpić w przedstawieniu zapisały mi swoje imiona na kartce!
Zawołała pani Collins, kiedy zabrzmiał dzwonek i wszyscy zaczęli się zbierać. Wrzuciłam do torby książkę i podeszłam do nauczycielki.
-Och, [t.i]! Jak dobrze, że się zgłaszasz! Byłabyś idealną Julią!
Kiwnęłam niezręcznie głową i zapisałam swoje nazwisko na kartce. To moja ostatnia klasa i wiem, że branie udziału w tego typu rzeczach jest dodatkowym atutem, gdy składa się podanie na uniwersytet.
-Jutro po lekcjach będzie  pierwsze spotkanie w klasie 102.
-Okey.
Uśmiechnęłam się i wrzucając długopis do torebki, pożegnałam się i wyszłam z klasy. Według planu kolejną lekcją jest matematyka w sali 117.
-[t.i]?
Usłyszałam jak ktoś mówi moje imię, więc szybko odwróciłam się do źródła głosu. Przede mną stała niska dziewczyna, która- już na pierwszy rzut oka widać- pochodzi z Korei. Wiem to, bo spędziłam kiedyś mnóstwo czasu zachwycając się zdjęciami koreańskich dziewczyn.
-Yuri Chung, miło mi.
Posłała mi przyjazny uśmiech i wyciągnęła dłoń. Uścisnęłam ją i odwzajemniłam uśmiech.
-Widzę, że potrzebujesz pomocy. Z chęcią pokażę ci szkołę.
-Spadłaś mi z nieba!
Zażartowałam, wywołując jej chichot.
-Następną mamy matmę w 117, to na pierwszym piętrze. Nasza szkoła ma tylko parter i jedno piętro, ale za to korytarze ciągną się w nieskończoność.  Na szczęście klasy są na tyle duże, że nie dostajesz ataku klaustrofobii już po 5 minutach.
Zachichotałam na jej słowa i pozwoliłam, by złapała moją dłoń i pociągnęła przez korytarz do odpowiedniej klasy. Mijaliśmy setki uczniów i zdążyłam zauważyć, że jest to wielokulturowa szkoła. I zdecydowanie występuje podział na idiotyczne grupki. Po kilku minutach trafiłyśmy do sali matematycznej, w której siedziało już kilka osób. Yuri pomachała do jakiejś dziewczyny i zaciągnęła mnie w jej stronę.
-Sophia, to [t.i], [t.i] to Sophia.
Uścisnęłyśmy sobie dłonie, uśmiechając się przy tym.
-Miło mi.
-Mi również.
Usiadłam obok niej, podczas gdy Yuri usiadła na ławce.
-Dlaczego właściwie przeprowadziłaś się z Londynu? No wiesz, Dublin to okropna dziura w porównaniu do Londynu.
Zapytała Yuri, opierając dłonie na kolanach.
-Mój tata otworzył tu nową firmę.
Odparłam, wzruszając ramionami. Yuri chciała już coś powiedzieć, gdy ktoś ją uprzedził.
-Ej Chinko! Ile bierzesz za obciąganie?!
Spojrzałam zaskoczona na chłopaka, który to krzyknął. Był umięśnionym brunetem, ubrany w jeansy i bluzę z logiem szkolnej drużyny zapaśniczej. Wraz z kilkoma innymi chłopakami zanosił się teraz śmiechem, choć raczej brzmiało to jak chrumkanie świni.
-Jestem z Korei idioto! Poza tym, ile razy mam ci powtarzać, że u ciebie nawet nie ma czego obciągać?!
Chłopak momentalnie przestał się śmiać, a za to cały poczerwieniał ze złości.
-Pieprz się!
Yuri wzruszyła ramionami i odwróciła się z powrotem w naszą stronę.
-To był James, kapitan drużyny zapaśników. Totalny bezmózg.
-Nie uraziło ci to, że zasugerował ci bycie prostytutką?
Spytałam niepewnie. Yuri pokręciła głową i uśmiechnęła się.
-James zawsze gada od rzeczy, jemu wszyscy to wybaczają. Podobno jako dziecko był prześladowany przed starsze rodzeństwo. Krążą plotki, że zrzucili go ze schodów i od tamtej pory zatrzymał się w rozwoju.
-Rozumiem.
Przyznałam rozbawiona. Naszą rozmowę przerwał dzwonek kończący przerwę, więc do klasy zaczęły napływać kolejne osoby. Po kilku minutach byli już chyba wszyscy, łącznie z nauczycielem, który znudzonym głosem sprawdzał obecność.
-Horan.
Profesor rozejrzał się po klasie, a gdy nie uzyskał odpowiedzi, mruknął.
-Jak zwykle.
Wyczytywał kolejne nazwiska i przy Thirlwall ponownie się zatrzymał. Nim jednak zdążył jakkolwiek to skomentować, drzwi do klasy się otworzyły i do środka wszedł tajemniczy blondyn z cwaniackim uśmieszkiem, zapinając zamek swoich spodni, a za nim jakaś dziewczyna, której twarz była zaróżowiona, usta nabrzmiałe, a włosy potargane, jakby ktoś się nimi bawił. Czy ona zrobiła mu... O Boże.
-Horan, Thirlwall, jak dobrze, że jednak postanowiliście zaszczycić nas swoją obecnością.
Powiedział profesor, gromiąc ich wzrokiem.
-Do usług.
Skomentował blondyn i skierował się... w moją stronę? Dlaczego on do cholery idzie w moją stronę?! I czemu się na mnie gapi?!
Wytrzymałam jego rozbawione spojrzenie do czasu, gdy mnie nie minął. Ale zaraz po tym usłyszałam szuranie krzesła tuż za mną. Odwróciłam lekko głowę, tak że kątem oka dostrzegłam jego postać za mną. Następnie spojrzałam na dziewczynę, z którą przyszedł. Patrzyła się na niego z uśmiechem i przejechała językiem po swoich wargach. Tak, ona zdecydowanie zrobiła mu loda.
*

Po nieznośnie długich siedmiu godzinach byłam wolna i teraz szłam korytarzem do wyjścia. Ostatnią lekcją była muzyka, czyli coś co pozwoliło mi się odprężyć po okropnej lekcji, którą nauczyciele uwielbiają nazywać "edukacją seksualną".  Na samym początku nauczyciel podał koszyczek z prezerwatywami i jak wyjaśniła mi Yuri, daje jej na każdej lekcji. Niejaki Niall Horan, czyli ten okropny chłopak, którego muszę unikać, znowu siedział za mną z jakimś Louis'em. Tak go bynajmniej nazywał. Całą lekcję zawzięcie dyskutowali na temat, która dziewczyna w szkole robi najlepszego loda i oboje zgodzili się, że jest to jakaś Jade. Potem spekulowali, która z dziewczyn jest dziewicą, a gdy ten cały Niall podał moje nazwisko, zbulwersowana odwróciłam się w ich stronę. Patrzyli się na mnie rozbawieni, a Louis tylko pokiwał głową i zgodził się z Niall'em. Nie wiem co miało to znaczyć, ale skończyło się na tym, że zostałam wyproszona z klasy za wulgaryzmy i przezwiska kierowane do swoich "klasowych przyjaciół".
-Hej, [t.i]!
Stanęłam w miejscu i powoli odwróciłam się do źródła głosu. Zacisnęłam ze złości pięści, gdy moim oczom ukazał się Niall idący w moją stronę. Miał ten swój bezczelny uśmieszek, za który chciałam go uderzyć. Postanowiłam go zignorować i ruszyłam dalej, jednak uniemożliwiła mi to dłoń ściskająca mój nadgarstek. Zostałam gwałtownie odwrócona w jego stronę, niemal na niego wpadając.
-Puszczaj mnie kretynie!
Wyrwałam się z jego uścisku i rozmasowałam bolące miejsce. Niall patrzył się mnie uważnie, by po sekundzie się uśmiechnąć.
-Seksownie się złościsz.
Oznajmił. Zakrztusiłam się własną śliną na jego słowa.
-Jesteś bezczelny.
Odparłam i chciałam od niego odejść, ale ponownie mi to uniemożliwił.
-Co powiesz na małą wycieczkę po Dublinie, hm? Mówiłaś, że przyda ci się przewodnik.
Był niebezpiecznie blisko mnie, przez co mogłam poczuć jego zapach. Był pociągający i trochę zawrócił mi w głowie, jednak w porę się otrząsnęłam. Uśmiechnęłam się przesadnie szeroko i odsunęłam się.
-Chyba jednak pozwiedzam z mapą.
Odpowiedziałam i nie zwlekając dłużej, pomaszerowałam do wyjścia.

_____________________________________________
Cześć :)
Jest to pierwsza z 6 części imagina pomysłu pewnego anonima. Może fabuła nie będzie do końca taka jak chciałabyś by była, ale starałam się zachować niektóre elementy ;)

Do następnego razu!

sobota, 14 marca 2015

Niall cz.I

-Zadzwoń do niego.

          Obojętnym wzrokiem wpatrywałam się w ekran komórki i lekceważąc stojącą nade mną rodzicielkę, przeglądałam wiadomości. Zdenerwowana poderwałam się gdy wyrwała mi urządzenie, wściekłym głosem mówiąc by mi je oddała.

-Zadzwoń do niego i słuchaj jak do ciebie mówię. To już trzy miesiące nie możesz go tak od siebie izolować.
-Założymy się!?
-Mae zrozum go..
-Nie, nie zrozumiem i nie wiem jak ty mogłaś to zrobić! Jest cholernym oszustem i nie zadzwonię do niego za to ty, mogłabyś powiedzieć panu będę-się-pieprzył-jak-leci, żeby więcej nie próbował się ze mną kontaktować.
-To twój ojciec!
-A ja nie jestem już jego córką, a teraz oddaj mi telefon i wyjdź z mojego pokoju.

Zmartwiona kobieta jeszcze przez chwile wpatrywała się we mnie, zanim po oddaniu mi mojej własności, ze smutkiem zostawiła mnie w upragnionej samotności.


~.~

Dawno już nie czułam takiej frustracji, zagubienia. Bieg. To to, co mi pomaga. Tak jak teraz, biegnę mimo mocnej ulewy, mimo kłującego bólu w płucach, suchości w gardle. Biegnę mimo odrętwienia w nogach, słuchając mojego nowego uzależnienia. You Found Me. Słuchawki są głęboko schowane pod kapturem i w zakamarkach przemokniętej bluzy tak, by same nie zmokły. I nagle nic już nie rozumiem. Gwałtownie się zatrzymuję, na co moje nogi reagują bolesnym protestem. Dlaczego ja to robię? Dlaczego muszę to robić? Dlaczego ja? Dlaczego? 

-Pieprzony dupek!

Mój zbolały ton ginie w szumie deszczu. Krople uderzają we mnie, w asfalt, w ziemię zagłuszając wszystko. Tylko czemu nie ból? Znów to robię- otwieram usta pozwalając na to by wleciało do nich kilka kropelek i krzyczę. Krzyczę, kopiąc w koło małe kamyki. Z uszu wyrywam słuchawki przysparzając sobie kolejną dawkę bólu fizycznego. Oddycham głęboko. Nie potrafię się uspokoić. Ne chcę tak żyć, i nie chciałabym teraz umierać. Chcę zasnąć. Zapaść w najgłębszy sen na jaki mnie stać i obudzić się gdy wszystko będzie dobrze. 
Jeszcze jeden głęboki wdech, jeszcze jeden krzyk i małe kabelki znów odtwarzają tę samą melodię gdy najszybciej jak potrafię biegnę do domu. 


~.~

-Mae ty to zrobisz.

Niespodziewany głos nauczycielki wybudza mnie z mojego zamyślenia. Popatrzyłam na nią wyzywającym wzrokiem gdy stanęła nade mną.

-Niby co?
-Oprowadzisz nowego studenta.
-Nie sądzę.

Odwróciłam się od niej i podparłam ręką głowę. W dłoń wzięłam czarny długopis rysując małe wzorki w miejscu gdzie powinien być napisany temat. Jednak chwile później z głośnym trzaskiem położyłam go na ławkę, czując na sobie wzrok. Podniosłam głowę dostrzegając koło mnie siedzącego blondyna. Zmarszczyłam brwi gdy delikatnie się uśmiechnął. Nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzył, to współczucie. Nie podobał mi się fakt jak bardzo mi kogoś przypominał. Natychmiast zerwałam się z miejsca i nie reagując na uwagi wykładowcy spakowałam się i wyszłam. 
Gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi na chwilę zatrzymałam się przed nimi. Odwróciłam się i przez szybę zobaczyłam zrezygnowaną nauczycielkę, szepczących zacięcie uczniów oraz tego dziwnie znajomego mi blondyna. Mocniej ściskając pasek od torby wyszłam przed budynek, nie odchodząc jednak daleko, ponieważ stanęłam koło oddalonego o jakieś 70 metrów drzewa. Usiadłam pod nim, a z kieszeni szarej bluzy wyciągnęłam paczkę papierosów i ulubioną zapalniczkę z napisem  Poison. Ciekawie prawda. Z przemalowanego na czarno pudełka chwyciłam ulubionego papierosa o miętowym smaku. Wkładając go do ust, zapaliłam następnie rozkoszując się znajomym smakiem w ustach, zamknęłam oczy. Niewiele czasu później usłyszałam dzwonek kończący lekcję.

-Wiesz, że to zabija?

Uchyliłam lekko powieki i wyrzuciłam niedopałek. Poczułam jak chłopak siada koło mnie.

-Co takiego zrobiłam, co pozwoliło ci sądzić, że chcę byś tu usiadł, prawił mi uwagi na temat mojego przereklamowanego życia i zakłócał myśli?

Usłyszałam jak próbuje powstrzymać śmiech.

-To, że mam zamknięte oczy nie znaczy, że nie słyszę twojego nieudolnego tuszowania śmiechu z jakże nieśmiesznego tematu. Nie chcesz się ze mną zadawać. Ja to problemy.
-Co pozwala ci tak sądzić?
-Doświadczenie.
-Nie. Głupota.
-Według ciebie jestem głupia?
-Bardzo. I w dodatku ten twój cięty język, brak szacunku i zainteresowania życiem.
-Siedzisz tu dopiero od pięciu minut, a już zdążyłeś obrazić mnie trzy razy. Chyba mogłabym cię polubić.

Otworzyłam oczy tylko po to by dostrzec jego lekki uśmiech gdy patrzył przed siebie.

-Postaraj się tego nie zepsuć. Do zobaczenia jutro blondasku.
-Niall..

Nie odpowiedziałam nic tylko poszłam przed siebie. Zapowiada się ciekawie.


~.~

-Czy kiedyś przestaniesz to robić?
-Nie sądzę. To naprawdę pomaga.
-Tak, w zabiciu się. 
-Wyluzuj to tylko papieros. 
-Tylko..
-Kurwa, zamknij się już. Nie wiesz dlaczego to robię, nie znasz mnie.
-Więc mi powiedz.
-Oprócz problemów, znana jestem też z tego, że nikomu się nie zwierzam blondasku. Zapamiętaj.
-Daj mi.
-Co?
-Daj mi szluga.

Spojrzałam na niego z nieukrywanym rozbawieniem, jednak on był poważny. Z mojej twarzy zniknął uśmiech, a zastąpiło go rozdrażnienie.

-Powaliło cię. Nie pozwolę ci tego robić.
-Paląc przy mnie i tak mnie trujesz. Co za różnica czy to przez moje czy twoje usta.
-Dobra. Umarłabym gdybym ich nie miała. Z mojego życia zniknęło coś ważnego to było pierwsze co zastępuje tę pustkę. Jestem już tak uzależniona.. nie umiem bez nich żyć. Co za ironia.

Prychnęłam jednak w kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Zaczęłam szybciej mrugać tak by nie wypłynęły. Udało się.

-Co straciłaś?
-Nie masz mnie na tyle by się dowiedzieć. Naprawdę chciałeś spróbować?
-Tak.

Włożyłam końcówkę papierosa do ust zaciągając się. Nie wypuszczając dymu, wyrzuciłam niedopałek i zbliżyłam się do chłopaka. Gestem pokazałam by otworzył usta, a gdy to zrobił rozchyliłam swoje wargi tuż przy jego, wdmuchując mu dym do ust. Gdy wróciłam do wcześniejszej pozycji on go wypuścił. Uśmiechnęłam się na widok jego zdezorientowanej miny.

-Tym razem przez moje usta.


***



I jeszt :) Co myślicie o pierwszej części. W następnych postaram się bardziej wszystko powyjaśniać. Mam nadzieję, ze jest w miarę zrozumiały i pls o komentarze ;)
Zapraszam na swojego bloga: http://love-in-nightmare.blogspot.com

wtorek, 3 marca 2015

Louis cz.2


   Niepewnie usiadłam na krześle w biurze Greg'a, który zgarnął mnie tutaj zaraz po tym, jak Louis, nasz nowy szef kuchni, przywitał się ze wszystkimi i wreszcie mogliśmy wrócić do swoim obowiązków. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Nie mieliśmy żadnych niewyjaśnionych spraw, a ja nie oczekuję od niego wyjaśnień za to, że mi trochę naopowiadał kłamstw. Uznałam po prostu, że znalazł kogoś lepszego ode mnie, kto sprawdzi się zdecydowanie lepiej ode mnie na tym stanowisku a ja jeszcze nie byłam wystarczająco gotowa na to, aby być szefem kuchni i dźwigać na barkach cały ciężar związany z tym stanowiskiem. Zrozumiałam. Trochę zabolało, ale to nic wielkiego. Byłam przygotowana na to, że mogę odnieść porażkę, ale moim zdaniem w takim sytuacjach nie da się przygotować do tego perfekcyjnie i zawsze jakiś szok nami wstrząśnie. I smutek. Ale nie winiłam Greg'a, a mi nie zależy, by znać powód jego nagłej zmiany decyzji. Im mniej się wie, tym lepiej się śpi.
     Wracając do naszego nowego szefa kuchni... zrobił pozytywne wrażenie na  kucharkach oraz - ku mojemu zaskoczeniu - kucharzom, który zachowywali tak, jakby znali się od zawsze, a to spotkanie było spotkaniem po latach. Młodsze dziewczyny były zachwycone jego przystojną twarzyczką oraz całkiem nieźle zbudowanym ciałem, ale starsze również niezbyt dyskretnie na niego spoglądały. Ogólnie mówiąc, zrobił dobre wrażenie, pomijając jeden szczegół... nie zrobił tego wrażenie na mnie. Przez pierwszą chwilę pomyślałam: ok, przyjaźnić się nie musimy, ważne byśmy się dogadywali i rozumieli, w końcu taka jest nasza praca, bez tego nasza restauracja by kulała, współpraca ponad wszystko, ale kiedy zobaczyłam stosunek, z jakim odnosił się do innych, a z jakim do innych, zadałam sobie pytanie: za co mnie to spotyka?
     Bez zbędnego wgłębiania się w tą kwestię: do koleżanki stojącej obok mnie odezwał się z szarmanckim uśmiechem na ustach, ucałował zewnętrzną część jej dłoni i wyraził radość z powodu współpracy, którą właśnie z nami podjął, ale gdy tylko stanął naprzeciw mnie, to nie dość, że obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem i brakiem uśmiechu na ustach, to jeszcze złożył ręce za swoimi plecami i wypowiedział krótkie słowa "Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie udana". Po czym bez mrugnięcia zwrócił się do koleżanki stojącej po mojej drugiej stronie, zachowując się wobec niej tak, jak robił to do tej pory. Pomijając mnie.
     Znamy się zaledwie kilka minut, a on już mnie znienawidził?
     Nie czekałam, aż mnie pocałuje w rękę. Nie musi mnie dotykać w ogóle, ale nie musiał się odnosić do mnie z takim chłodem i dystansem. Jako, że to jest jego pierwszy dzień wypadałoby się powitać ze wszystkimi w sposób jednakowy i sprawiedliwy.
     Zareagowałam wzruszeniem ramion i wycofaniem się do tyłu i właśnie wtedy Greg poprosił mnie do siebie.
- [T.I.] nie chciałbym, abyś była na mnie zła. - zaczął niepewnie, siadając naprzeciwko mnie. Próbowałam udawać obojętną aby nie dać po sobie poznać, że najbardziej zabolały mnie jego kłamstwo, bo po co mam mu to mówić? Jest ostatnią osobą, której mogłabym się zwierzyć z czegokolwiek. Życie nauczyło mnie niczego, nigdy nie mów tego, co czujesz. Nikogo to nie obchodzi, a prędzej czy później nawet i przyjaciele mogą stać się dla nas wrogami.
- Za co?
- Mówiłem, że...
- Mówiłeś jedno, zrobiłeś drugie, teraz to bez znaczenia, proszę nie zagłębiajmy się w to - zanim powiem coś, czego będę potem żałowała. - Oby tylko był dobrym kucharzem, a nasi goście byli zadowoleni.
     Przypatrywał mi przez dłuższą chwilę, co sprawiało, że zaczęłam się czuć strasznie niekomfortowo i niepewnie. Po tym opuścił głowę, kręcąc nią i przy okazji śmiejąc się cicho pod nosem. Czy powiedziałam coś śmiesznego?
- Kobieta z krwi i kości. Jest zła, ale nigdy tego nie powie wprost. Mam zgadywać?
     Prychnęłam, składając ręce na piersiach.
- Zgaduj sobie, proszę bardzo.
- Jesteś zła za to, że nie mianowałem Cię szefem kuchni.
- Wiesz co, teraz kwestia kto objął to stanowisko jest moim najmniejszym problemem. Okłamałeś mnie, to mnie boli! Powiedz mi, na ile dni przed dzisiejszym wiedziałeś, kto oficjalnie zostanie szefem kuchni? To nie mogła być decyzja podjęta podczas korzystania z toalety 10 minut przed.
- [T.I.]...
- Pytam się, ile?
     Wypuścił cale powietrze z płuc, jeszcze przez kilka dłuższych chwil wahając się nad podaniem mi prawdziwej odpowiedzi. Niech Cię szlag, Greg, to wcale nie jest takie trudne!
- Tydzień. - wydusił to wreszcie z siebie robiąc minę, która sugerowała, że wcale nie chciał jej podawać. Ale ja przynajmniej dowiedziałam się, ile warte jest jego słowo. Tak się nie postępuje.
- Już tydzień temu wiedziałeś, że Louis zostanie szefem, a mimo to trzy dni temu powiedziałeś mi jeszcze o specjalnym miejscu, które na mnie czeka? - zapytałam wręcz z drwiną w głowie, co nie uszło uwadze mężczyzny.
- [T.I.] od początku chciałem wybrać Ciebie na to stanowisko, ale potem ktoś mi polecił Louisa. Wypróbowałem go. Jest naprawdę utalentowany, współpracował z najlepszymi. Gdy już się zdecydowałem, postanowiłem Cię umieścić na stanowisku zastępcy szefa kuchni i coś w rodzaju jego prawej ręki...
- Nie przyjmuję. - odpowiedziałam stanowczo, nawet się nad tym dłużej nie zastanawiając.
- Bo...?
     Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew do góry. Cokolwiek powiem, w jego oczach będzie to tylko moim głupim wymysłem albo wyolbrzymianiem. No bo jak brzmi to, że wobec mnie jest chłodny i zaborczy, a wobec innych przyjazny i potulny jak kotek? Uzna mnie prędzej za wariatkę.
- Nie chcę. - wzruszyłam ramionami i przerwałam nasz kontakt wzrokowy. - Mogę już iść?
- [T.I], proszę, nie bądź na mnie zła. Przepraszam, jeżeli powiedziałem coś, co odebrałaś dwuznacznie. Ale przekonasz się jeszcze, że Louis to wspaniały kucharz.
- Nie twierdzę, że jest inaczej. Po prostu nigdy więcej nie rób mi nadziei na coś, co się nigdy nie wydarzy. Ani nikomu innemu.
     Wstałam z krzesła nawet nie czekając na jego odpowiedź i szybko opuściłam jego gabinet, który w sumie gabinetem nie był. Był tu po prostu stolik z krzesłem dla załatwiania spraw papierkowych, ale również znajdowała się tutaj kanapa, ekspres do kawy i mała przenośna lodówka, czyli to miejsce pełniło również funkcje naszych przesiadek podczas przerw. Miejsce, gdzie wszyscy się spotykaliśmy na rozmowy, ploty i ogólny odpoczynek.
      Weszłam do kuchni, gdzie wciąż przebywali wszyscy pracownicy wraz z Louisem. Komitet powitany dobiegł końca, ale za to wszyscy uważnie słuchali historyjki Tomlinsona, dopóki nie weszłam ja do środka. Wszyscy spojrzeli w moim kierunki w celu sprawdzenia, kto nie słucha fascynującej opowieści Louisa i zaraz odwrócili wzrok, natomiast spojrzenie Louisa wywiercało mi dziurę w brzuchu, trwając stanowczo za długo. Znowu przypatrywał mi się z uwagą tym razem z miną, która sugerowała, że zaraz powie coś w stylu "Wiesz co maleńka, masz piękne oczy. Pasują do mojej pościeli", ale Cassie zadała mu jakieś pytanie, przez które nasz kontakt wzrokowy się zerwał, a on swoją uwagę skupił na niej. Normalnie bym ją szturchnęła w ramię, bo ona ma męża i dziecko, ale w tej sytuacji byłam jej bardzo wdzięczna. Chyba nie zniosłabym kolejnej sytuacji, podczas której Louis byłby w stosunku do mnie bardzo uprzedzony i negatywnie nastawiony. Wystarczy mi wrażeń na dzisiaj już.
     Bez słowa opuściłam kuchnię, kierując się na salę główną restauracji, gdzie zastałam jednego z kelnerów, o imieniu Brian, który powoli przygotowywał się do pracy. Za godzinę otwieramy, wszystko musi być perfekcyjne. Podeszłam do niego, rozpoczynając rozmowę. Często rozmawialiśmy ze sobą, dobrze się dogadujemy.


     Po tygodniu współpracy z Louisem w końcu nie wiem, czy jestem na niego wyczulona i to mi już zaczyna powoli odbijać poprzez wyolbrzymianie wszystkiego, czy on naprawdę znienawidził mnie od pierwszego momentu, kiedy tylko mnie zobaczył. Mimo pierwszej fali smutku, która towarzyszyła mi jeszcze przez jakiś czas po ogłoszeniu wyników, w pracy tak bardzo starałam się po sobie tego nie okazywać i być miła. Dla wszystkich, włącznie z Louisem. Może nie lgnęłam do niego jak ćma do światła, tak jak to robiły moje koleżanki, aby mu się podlizać pokazując swe wspaniałe zdolności kulinarne, ale gdy o coś zapytał albo o coś grzecznie poprosił, kulturalnie odpowiadałam albo coś mu podawałam. Ale ile można być cierpliwym i znosić jego wszystkie chamskie odzywki, przy tym upokarzające mnie w oczach naszej ekipy? Tak, Louis Tomlinson jest chamem!
     Uwziął się tylko na mnie, przez co chodzenie do pracy do restauracji powoli przestaje być dla mnie przyjemnością, tylko przymusem i rodzącym się strachem, że znowu powie coś niemiłego, a opinia, którą sobie wypracowałam przez ten czas w restauracji, nagle przestanie mieć znaczenie. Cóż, zdarza mi się popełniać błędy, każdemu się zdarza nawet najlepszemu, nie zaprzeczam, ale w przypadku innych poklepie po ramieniu i powie "nie przejmuj się, tylko następnym razem uważaj bardziej". W moim przypadku spojrzy na mnie gniewnie i wyrzuci źle przygotowanie danie, każąc mi je robić od nowa. Przez ten tydzień zdarzyło mi się to już DWA RAZY!
     Mało tego, pod lupę bierze każdy szczegół tego, co wyszło spod moich rąk. I ani razu nie usłyszałam z jego ust pochwały. Nawet w sumie wolałabym, aby nie mówił nic, jeżeli wszystko jest przez niego skrytykowane. Źle pokrojone, nieodpowiednia grubość, za grube, za cienkie, za duży kawałek bądź za mały, za mało przypraw, za dużo pieprzu, za mało sosu, przesolone, nierówne porcje - zwariować można!
     Nie rozumiem tych oskarżeń, ale również nie oczekuję, aby mnie wychwalał pod niebiosa. Robię wszystko dokładnie tak, jak nauczył mnie tego Alexander. Nie zmieniałam proporcji żadnego dania, chyba że to dotyczyło drobiazgów typu sos, który wyszedł trochę za gęsty albo sałatka, w której jest za mało soli. I wydawało mi się, że były szef kuchni nigdy nie miał zastrzeżeń do moich dań. Widocznie Louis ma inne spojrzenie na to i naprawdę wstyd mi, że nie potrafię czytać w jego myślach, by o tym wiedzieć, skoro sam nie raczy mi powiedzieć.
     Upokarzając mnie przed wszystkimi co chcę osiągnąć? Co chcę pokazać? Że jest lepszy? Że stanowisko szefa kuchni pozwala mu na traktowanie nas w taki sposób (czytaj: tylko mnie)? Nie podoba mi się to. Wszystkich powinien traktować sprawiedliwie. Ale nie poddam się tak łatwo. Za długo starałam się o tę pracę, bym teraz miała z niej zrezygnować albo zostać zwolnioną tylko dlatego, że powiedziałam kilka słów prawdy. Za bardzo kocham gotować, aby odmawiać sobie tej przyjemności. Już za dużo lat żyję na tym świecie, abym była pewna tego, że nic w życiu nie przychodzi za darmo. O wszystko trzeba walczyć i nigdy nie pozwalać sobie na odpoczynek, bo właśnie wtedy wszystko zaczyna się sypać. "Ile zasiejesz, tyle zbierzesz" - cytat idealnie odzwierciedlający tą sytuację, którą mam aktualnie w pracy. Muszę pokazać, że zależy mi na moim stanowisku, zależy mi na gotowaniu pysznych dań i że tak łatwo się nie złamię, chociaż dwa lata temu pewnie już by mnie tutaj nie było.
     Nie tym razem. Tym razem nie ucieknę.
     Po zdjęciu usmażonego kawałka mięsa z patelni na deskę, odczekałam kilka chwil, aż mięso "odpocznie", po czym zabrałam się za jego krojenie, ale ręce tak mi się trzęsły, że ledwo trzymałam nóż w dłoni.
- Cassie, czy warzywa już są gotowe? - zapytałam na tyle głośno, aby dziewczyna usłyszała mnie przez ten szum panujący w kuchni.
- 2 minuty. - odpowiedziała, a ja kroiłam dalej.
     Bałam się, że zaraz za moimi plecami znikąd wyrośnie Louis, który będzie uważnie przyglądał się mojej pracy, a gdy skończę powie krótkie "źle" i będę musiała robić wszystko od nowa. Ale nie pojawiał się, co szczerze mówiąc wytrąciło mnie z równowagi jeszcze bardziej. Rozejrzałam się dyskretnie po kuchni, szukając Louisa a zauważyłam go po drugiej stronie, odwróconego do mnie plecami, zajmującego się swoją pracą. Lekko odetchnęłam i postanowiłam wrócić do swojego dania. Chwilę musiałam jeszcze poczekać na warzywa od Cassie, dopiero wtedy zabrałam się za łączenie wszystkiego.
     Z gotowym talerzem udałam się do Louisa, którego zadaniem, jako szefa kuchni, było sprawdzenie, czy jest ono w porządku. Strasznie mnie to zdenerwowało. Ręce spociły mi się, przez co musiałam przytrzymać talerz drugą ręką, abym go nie upuściła. Postawiłam go na blacie tuż obok mężczyzny z zamiarem oddalenia się, gdy powstrzymał mnie jego głos.
- Strój.
     Odwróciłam się powoli w jego stronę. Uważnie przyglądał się mojemu daniu, sprawdzając je. Lekko odchylił kawałek mięsa, który wyglądał przepysznie; idealnie podsmażony z zewnątrz, czerwono krwisty w środku. Przygotowanie takiego mięsa jest nie lada wyzwaniem. Tu grają sekundy, aby nie przysmażyć za mocno, ale żeby również nie podać surowego.
- Kto przygotowywał warzywa? - zapytał cicho, spoglądając na mnie.
- Cassandra, szefie.
- A mięso ty?
- Tak, szefie.
     Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się jeszcze w kompletnej ciszy, która jasno mi powiedziała, że będzie ono do poprawki. Louis lekko ściągnął brwi i wreszcie spojrzał na mnie. Odłożył talerz na blat i wezwał kelnera.
- Jest perfekcyjne. Dobra robota, [T.I.].
     Tymi czterema słowami uczynił mnie taką szczęśliwą, że miałam ochotę skakać z radości pod sam sufit, gdybym tylko mogła. Ogromny kamień ciążący mi na sercu właśnie w tej chwili spadł sprawiając, że w sercu zrodziła się malutka nadzieja na to, że wreszcie mnie doceni.
- Dziękuję, szefie.
     Przekazał danie kelnerowi, dokładając na tacę jeszcze dwa talerze z innymi daniami i zerknął na mnie kątem oka. Uśmiechnął się tajemniczo, jakby sprawiało mu radość to, że jego słowa sprawiły radość mnie.
- A jak u Ciebie z deserami?
     Rzadko piekłam. Jak i w domu, tak i tutaj. Pieczenie ciast i ciasteczek wymagały przygotowania według ściśle określonych norm, idealne wymierzanie proporcji, ponieważ brak czegoś albo nadmiar może sprawić, iż ciasto lub ciasteczko już nie będzie takie smaczne. A ja nie lubiłam się ograniczać. W innych daniach pilnowanie tych reguł nie jest tak rygorystyczne. Miałam wolną rękę.
- Rzadko je przygotowuję, szefie.
     To zadanie należało do między innymi Cassie, ale i kilku innych dziewczyn, które były w tym po prostu mistrzyniami.
- Skończ z tym "szefie". Jeszcze nie przywykłem do tak oficjalnego tonu. Ale dzisiaj jest Twój szczęśliwy dzień, [T.I.]. Zamówienie na trzy suflety pomarańczowe w ramekinie jest Twoje.
     Suflet - zmora każdego kucharza. Przynajmniej moja. Właśnie dlatego w naszej restauracji ten deser przygotowywał wyłącznie szef kuchni lub osoba, która ma doświadczenie w przygotowywaniu ich. Mi tego doświadczenia jeszcze brakowało. Rzucił mnie prosto na głęboką wodę, pytanie dlaczego? Bo wie, że desery nie są moją mocną stroną i chcę mnie upokorzyć? Wątpię, by istniał inny powód.
- Su-suflet? - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc w to. Błagam powiedz, że to był żart.
- Tak, wierzę że sobie poradzisz.
- Suflety są przygotowywane przez szefów kuchni.
- A ja Tobie ten zaszczyt Tobie.
- Nie mam doświadczenia w przygotowywaniu ich.
- Od czegoś trzeba zacząć, kochana.
     Kochana?
- Dlaczego sam ich nie zrobisz?
- Czy nowy szef kuchni nie może nawet sprawdzić kompetencji swoich kucharzy na własnej skórze?
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie... szefie.
     Spojrzał na mnie chłodno, ale odniosłam wrażenie, że ta rozmowa go bawi, a spieranie się ze mną w najbliższym czasie będzie jego ulubionym zajęciem.
- Trzy suflety, [T.I.].
     Odczułam smak zwycięstwa. Nie miał argumentów, więc zrezygnował z rozmowy. A szkoda, zaczynałam się dopiero rozkręcać. Ale moja radość nie trwała zbyt długo, gdy sobie przypomniałam, jakie zadanie stoi przede mną. I zdałam sobie sprawę, że gdybym została szefem kuchni, byłabym najgorszym szefem pod słońcem, bo nie umiałabym przygotować cholernego sufletu. Może to i dobrze, że Louis nim został? Chociaż... gdybym jednak to ja nim została, mogłabym zrobić to, co on przed chwilą zrobił - zrzucił to na innego kucharza. Jakie to proste...
     Bez słowa odwróciłam się, wracając do swojego stanowiska, po drodze próbując sobie przypomnieć przepis na suflety. Muszę to potraktować bardzo poważnie i starać się nie popełnić żadnego błędu. Suflety jest bardzo łatwo zepsuć. Są wrażliwe na temperaturę. Nieznaczne jej wahania mogą sprawić, że zacznie się kurczyć i opadać, a także utracić swój delikatny smak. Suflety spożywa się na gorąco, ponieważ chłód również sprzyja opadaniu ciasta. Kwestia minut, a nawet sekund. Błagam, niech będą idealne.
     Zabrałam się za przygotowywanie trzech sufletów. Masę rozrobiłam na cztery, jedno na próbę. W tej chwili całkowicie odcięłam się od rzeczywistości, skupiając całą swoją uwagę na przygotowywania. Musi wyjść idealne. Czułam na sobie spojrzenie Louisa i gdy się na chwilę odwróciłam, nie pomyliłam się. Stał dokładnie w tym samym miejscu, odwrócony w moją stronę z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jego również nie mogę zawieść. Ten tydzień wyczerpał limit moich kuchennych porażek. Błagam, niech będą idealne.
     Wsadzając gotowe suflety do piekarnika, stałam przed piekarnikiem z zegarkiem w dłoni. Cukier puder był już gotowy do posypania. Błagam, niech będą idealne. Muszą być idealne.
     10 minut. Tyle już siedzą w piekarniku. Jeszcze dwie minuty i rozpoczną się najgorsze minuty mojego życia w oczekiwaniu, czy zdałam swój test.
     Czwarty suflet okazał się być zrobiony niepotrzebnie. Po wyjęciu ich z piekarnika wszystko trwało tak szybko, że zabrakło czasu na sprawdzenie, jak wyglądają w środku. Szybko posypałam je cukrem pudrem i przełożyłam na srebrną tacę chcąc ją już podać kelnerowi, ale Louis mi na to nie pozwolił. Odebrał ode mnie tacę i jednym ruchem głowy poprosił, abym poszła razem z nim na salę. Pewnie chciał, abym była obecna przy ich spożywaniu, ale nie to mnie martwiło. Mój kitel nie był zbyt czysty, na białym widać wszystko.
- Witam. - Louis przywitał się z ludźmi zajmującymi miejsce przy stoliku w samym rogu pomieszczenia. Wyglądało to na spotkanie biznesowe, jeden mężczyzna w garniturze i dwie elegancko ubrane kobiety. Również się przywitali, a kobiety odwzajemniły uśmiech Louisa. One również uległy jego czarowi gdy zauważyłam, jak na ich policzkach pojawiają się rumieńce. Zastanawiałam się, czy jakakolwiek kobieta na świecie jest na ten urok odporna.
- Ooo, witaj Louis. Jak miło Cię ponownie widzieć. Widzę, że masz dla nas nasz deser.
     Skoro się znają, to dlaczego sam nie zrobił całej trójce tego deseru? Zamierzałam odejść, ale Louis wolną ręką chwycił moją, skutecznie mi to uniemożliwiając.
- Tak. Pomarańczowy suflet podany w ramekinie wedle życzenia.
     Postawił przed każdym z osobna naczynie z sufletem, a ja obserwowałam każdy ich ruch, kiedy zatapiali w nich łyżeczki i powoli kosztowali go. Na te kilka chwil wstrzymałam oddech, a wypuściłam je dopiero w chwili, kiedy mężczyzna nałożył na łyżeczkę kolejną porcję. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał na to, że był dobry... taką miałam nadzieję.
- Mmm, brak mi słów. Jest po prostu wyśmienity. - jego towarzyszki wyraziły tą samą opinię. -  Ciągle mnie zaskakujesz, Louis, swoimi osiągnięciami kulinarnymi.
- Właściwie ten suflet dzisiaj przygotowywała [T.I.], moja współpracownica.
     Wskazał na mnie, a ja po raz kolejny dzisiaj przeżyłam wstrząs. Mam dzisiaj urodziny? Dobry dzień [T.I.], której wszystko wychodzi? Wydawało mi się to niemożliwe, jakbym śniła. Szczerze myślałam, że się nie przyzna do tego, że to właśnie ja go przygotowywałam i gratulacje przyjmie na swoje konto. To świadczy o tym, że zbyt pochopnie go oceniłam, ale on ocenił mnie tak samo.
     Mężczyzna spojrzał na mnie, przez kilka chwil przyglądając mi się w milczeniu, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność i zaskoczył mnie tym, że uśmiechnął się do mnie szerzej, niż wcześniej do Louisa. Wcale nie wydawał się oburzony tym faktem, że suflety przygotowywałam ja, nie wspaniały Louis.
- W takim razie składam gratulacje pięknej [T.I.]. Świetna robota, powinnaś je robić częściej.
     Czy mi się zdawało, czy on do mnie mrugnął? Nawet jeżeli tak, zignorowałam to i skinęłam głową, dziękując mu za komplement. Po tym już byłam najspokojniejszym człowiekiem na ziemi i prawdopodobnie już nic mnie dzisiaj nie zdenerwuje. Dwie pochwały jednego dnia, kto by pomyślał.
     Po krótkiej rozmowie, którą prowadził głównie mężczyzna o imieniu Christian, udało nam się uwolnić i wrócić do kuchni. Jednak przed drzwiami Louis zatrzymał mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Nie spodziewałam się takiej reakcji mojego ciała. Przez materiał bluzy wyczuwałam jego ciepłą dłoń co sprawiało, że serce zabiło mi szybciej. Chwila moment, tak nie powinno być! Co się ze mną dzieje?
- Świetnie się dzisiaj spisałaś, [T.I.].
- Miło usłyszeć wreszcie pochwałę z Twoich ust. - starałam się, by moja odpowiedź zabrzmiała jak najbardziej neutralnie, aby nie wyczuł, że niewielka przestrzeń, jaka nas oddziela, zdezorientowała mnie. - Kim on właściwie był, skoro mówiliście do siebie po imieniu? Kolega ze szkolnej ławki jak mniemam.
- Kolega tak. A dokładniej krytyk kulinarny.
     Krytyk kulinarny w naszej restauracji, kto by pomyślał. Ta informacja mnie zaskoczyła. Zwykle ktoś nam daje anonimową wiadomość, że tego i tego dnia o tej i o tej godzinie w naszej restauracji pojawi się krytyk. Nie przedstawi się, sami również go nie rozpoznamy, będzie działał całkowicie nie wyróżniając się z tłumu, ale tym razem nic takiego nie dostaliśmy...
- Wiedziałeś o tym?
- Nie, dopóki go tutaj nie zobaczyłem. On nigdy nie przychodzi od tak sobie. Zawsze pisze recenzje restauracji, do których chodzi, a jeżeli nie pojawi się ona w kolejnym wydaniu gazety, to może się pojawić nawet za rok, ale pojawi się.
- Skoro wiedziałeś, to dlaczego nic nie mówiłeś?
- A czy wiadomość, że pieczesz suflety dla najsurowszego krytyka kulinarnego i jego przyjaciółek, poprawiłaby Ci humor i sprawiała, że ręce nie trzęsły by Ci się tak bardzo? - zauważył. - Myślę, że gdybyś wiedziała, nie byłabyś w stanie utrzymać nawet jajka w dłoni. Tak samo inni kucharze. Zestresowaliby się i na siłę staraliby się zrobić jak najlepsze dla niego danie, a to nie znaczy, że by im to wyszło. A tu nie o to chodzi. Każde danie dla każdego gościa ma być przygotowane najlepiej, jak się da. Kucharze mają być najlepsi każdego dnia, a nie tylko tego, kiedy ma się pojawić krytyk. - wypowiedział to wszystko do mnie prawie szeptem i mimo, że w restauracji był szum, każde słowo słyszałam bardzo dokładnie. Myślę, że miał racje. Świadomość, że gotujemy dla krytyka tylko by pogorszyła sprawę. - I widziałaś sama, że w kuchni panował spokój. Każdy robił to, co należało do jego zadań i nikt się niepotrzebnie nie stresował.
- Mam nadzieję, że drugie danie przeze mnie przygotowywane nie było dla niego... - zapytałam, kiedy przypomniałam sobie, że Louis na tacę kelnera nałożył trzy talerze.
- Gotowałaś je dla jego przyjaciółki, ale nie wątpię w to, że mogła się nim podzielić.
- A suflet? Dlaczego kazałeś mi go przygotować? Dlaczego sam tego nie zrobiłeś?
- Tak jak powiedziałem, chciałem przetestować Twoje zdolności w kwestii deserów. Instynkt mi podpowiadał, że się nie zawiodę. I się nie zawiodłem.
     Uśmiechnął się promiennie w taki sposób, że po prostu tego uśmiechu nie dało się nie odwzajemnić, ale mnie nurtowało coś jeszcze.
- Dziwi mnie bardziej to, że przez ostatni tydzień ciągle mnie krytykowałeś, żadne danie Ci się nie podobało, a nagle dzisiaj rzuciłeś mnie na głęboką wodę z tym sufletem. To jest jakaś gra? Jeżeli tak, to proszę powiedz, jakie są jej zasady.
      Zaczął mi się przyglądać przez kilka chwil, po czym roześmiał się, kręcąc przy tym głową. To nie było wcale zabawne!
- To żadna gra, moja droga, to jest kuchnia. Raz Ci wychodzi, raz nie. Ale widzę, że ciągle próbujesz. Podoba mi się to, dlatego kazałem Ci przygotować ten deser, abyś się zrehabilitowała. A swoją drogą sam muszę go spróbować, chyba upiekłaś cztery...
      I zniknął za drzwiami kuchni, od tak sobie, pozostawiając mnie z tym całym chaosem. Coś mi tu nie pasowało. Wczoraj mnie krytykuje, a dzisiaj chwalił... Może wreszcie zauważył, że jestem dobrą kucharką i nie znalazłam się tutaj przypadkiem. Może te wszystkie słowa, które kierował do mnie miały właśnie taki cel - abym zaczęła się bardziej starać i udowodniła mu, że mi zależy? Taka wersja mi odpowiada. Dzięki niej naprawdę zaczęłam mieć nadzieję, że nasza współpraca jednak nie będzie taka zła, a przy odrobinie cierpliwości i chęci osiągniemy wspólnie niejedno.
     Jednak coś mnie zaczynało niepokoić. Kiedy zobaczyłam szeroki uśmiech widniejący na twarzy Louisa, w moim brzuchu zaszalało stado motyli. To był ten uśmiech, który mogłabym oglądać bez przerwy. Kiedy położył dłoń na moim ramieniu, niemalże natychmiast zrobiło mi się gorąco i miałam ogromną ochotę rozpiąć przynajmniej górny guzik kitla. To znaczyło tylko to, że Louis zaczynał mnie pociągać tak samo, jak milion innych kobiet na tym świecie. To nie wróżyło nic dobrego. Muszę jak najszybciej znaleźć coś innego do myślenia, aby nie pojawiał się w nich Louis, ale ilekroć próbowałam gotując kolejne dania dzisiejszego popołudnia, tym gorzej mi to wychodziło.



Witajcie w drugiej części.
Imagin powoli się rozkręca. Mam nadzieję, że jednak Wam przypadnie do gustu Louis w wersji szefa kuchni, mimo tylko 15-stu komentarzy przy poprzedniej części, za które również dziękuję. Nie przedłużam już. Do zobaczenia następnym razem.
Pozdrawiam.
Merci.