Strony
▼
wtorek, 3 marca 2015
Louis cz.2
Niepewnie usiadłam na krześle w biurze Greg'a, który zgarnął mnie tutaj zaraz po tym, jak Louis, nasz nowy szef kuchni, przywitał się ze wszystkimi i wreszcie mogliśmy wrócić do swoim obowiązków. Nie wiedziałam tylko dlaczego. Nie mieliśmy żadnych niewyjaśnionych spraw, a ja nie oczekuję od niego wyjaśnień za to, że mi trochę naopowiadał kłamstw. Uznałam po prostu, że znalazł kogoś lepszego ode mnie, kto sprawdzi się zdecydowanie lepiej ode mnie na tym stanowisku a ja jeszcze nie byłam wystarczająco gotowa na to, aby być szefem kuchni i dźwigać na barkach cały ciężar związany z tym stanowiskiem. Zrozumiałam. Trochę zabolało, ale to nic wielkiego. Byłam przygotowana na to, że mogę odnieść porażkę, ale moim zdaniem w takim sytuacjach nie da się przygotować do tego perfekcyjnie i zawsze jakiś szok nami wstrząśnie. I smutek. Ale nie winiłam Greg'a, a mi nie zależy, by znać powód jego nagłej zmiany decyzji. Im mniej się wie, tym lepiej się śpi.
Wracając do naszego nowego szefa kuchni... zrobił pozytywne wrażenie na kucharkach oraz - ku mojemu zaskoczeniu - kucharzom, który zachowywali tak, jakby znali się od zawsze, a to spotkanie było spotkaniem po latach. Młodsze dziewczyny były zachwycone jego przystojną twarzyczką oraz całkiem nieźle zbudowanym ciałem, ale starsze również niezbyt dyskretnie na niego spoglądały. Ogólnie mówiąc, zrobił dobre wrażenie, pomijając jeden szczegół... nie zrobił tego wrażenie na mnie. Przez pierwszą chwilę pomyślałam: ok, przyjaźnić się nie musimy, ważne byśmy się dogadywali i rozumieli, w końcu taka jest nasza praca, bez tego nasza restauracja by kulała, współpraca ponad wszystko, ale kiedy zobaczyłam stosunek, z jakim odnosił się do innych, a z jakim do innych, zadałam sobie pytanie: za co mnie to spotyka?
Bez zbędnego wgłębiania się w tą kwestię: do koleżanki stojącej obok mnie odezwał się z szarmanckim uśmiechem na ustach, ucałował zewnętrzną część jej dłoni i wyraził radość z powodu współpracy, którą właśnie z nami podjął, ale gdy tylko stanął naprzeciw mnie, to nie dość, że obdarzył mnie lodowatym spojrzeniem i brakiem uśmiechu na ustach, to jeszcze złożył ręce za swoimi plecami i wypowiedział krótkie słowa "Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie udana". Po czym bez mrugnięcia zwrócił się do koleżanki stojącej po mojej drugiej stronie, zachowując się wobec niej tak, jak robił to do tej pory. Pomijając mnie.
Znamy się zaledwie kilka minut, a on już mnie znienawidził?
Nie czekałam, aż mnie pocałuje w rękę. Nie musi mnie dotykać w ogóle, ale nie musiał się odnosić do mnie z takim chłodem i dystansem. Jako, że to jest jego pierwszy dzień wypadałoby się powitać ze wszystkimi w sposób jednakowy i sprawiedliwy.
Zareagowałam wzruszeniem ramion i wycofaniem się do tyłu i właśnie wtedy Greg poprosił mnie do siebie.
- [T.I.] nie chciałbym, abyś była na mnie zła. - zaczął niepewnie, siadając naprzeciwko mnie. Próbowałam udawać obojętną aby nie dać po sobie poznać, że najbardziej zabolały mnie jego kłamstwo, bo po co mam mu to mówić? Jest ostatnią osobą, której mogłabym się zwierzyć z czegokolwiek. Życie nauczyło mnie niczego, nigdy nie mów tego, co czujesz. Nikogo to nie obchodzi, a prędzej czy później nawet i przyjaciele mogą stać się dla nas wrogami.
- Za co?
- Mówiłem, że...
- Mówiłeś jedno, zrobiłeś drugie, teraz to bez znaczenia, proszę nie zagłębiajmy się w to - zanim powiem coś, czego będę potem żałowała. - Oby tylko był dobrym kucharzem, a nasi goście byli zadowoleni.
Przypatrywał mi przez dłuższą chwilę, co sprawiało, że zaczęłam się czuć strasznie niekomfortowo i niepewnie. Po tym opuścił głowę, kręcąc nią i przy okazji śmiejąc się cicho pod nosem. Czy powiedziałam coś śmiesznego?
- Kobieta z krwi i kości. Jest zła, ale nigdy tego nie powie wprost. Mam zgadywać?
Prychnęłam, składając ręce na piersiach.
- Zgaduj sobie, proszę bardzo.
- Jesteś zła za to, że nie mianowałem Cię szefem kuchni.
- Wiesz co, teraz kwestia kto objął to stanowisko jest moim najmniejszym problemem. Okłamałeś mnie, to mnie boli! Powiedz mi, na ile dni przed dzisiejszym wiedziałeś, kto oficjalnie zostanie szefem kuchni? To nie mogła być decyzja podjęta podczas korzystania z toalety 10 minut przed.
- [T.I.]...
- Pytam się, ile?
Wypuścił cale powietrze z płuc, jeszcze przez kilka dłuższych chwil wahając się nad podaniem mi prawdziwej odpowiedzi. Niech Cię szlag, Greg, to wcale nie jest takie trudne!
- Tydzień. - wydusił to wreszcie z siebie robiąc minę, która sugerowała, że wcale nie chciał jej podawać. Ale ja przynajmniej dowiedziałam się, ile warte jest jego słowo. Tak się nie postępuje.
- Już tydzień temu wiedziałeś, że Louis zostanie szefem, a mimo to trzy dni temu powiedziałeś mi jeszcze o specjalnym miejscu, które na mnie czeka? - zapytałam wręcz z drwiną w głowie, co nie uszło uwadze mężczyzny.
- [T.I.] od początku chciałem wybrać Ciebie na to stanowisko, ale potem ktoś mi polecił Louisa. Wypróbowałem go. Jest naprawdę utalentowany, współpracował z najlepszymi. Gdy już się zdecydowałem, postanowiłem Cię umieścić na stanowisku zastępcy szefa kuchni i coś w rodzaju jego prawej ręki...
- Nie przyjmuję. - odpowiedziałam stanowczo, nawet się nad tym dłużej nie zastanawiając.
- Bo...?
Spojrzałam na niego, unosząc jedną brew do góry. Cokolwiek powiem, w jego oczach będzie to tylko moim głupim wymysłem albo wyolbrzymianiem. No bo jak brzmi to, że wobec mnie jest chłodny i zaborczy, a wobec innych przyjazny i potulny jak kotek? Uzna mnie prędzej za wariatkę.
- Nie chcę. - wzruszyłam ramionami i przerwałam nasz kontakt wzrokowy. - Mogę już iść?
- [T.I], proszę, nie bądź na mnie zła. Przepraszam, jeżeli powiedziałem coś, co odebrałaś dwuznacznie. Ale przekonasz się jeszcze, że Louis to wspaniały kucharz.
- Nie twierdzę, że jest inaczej. Po prostu nigdy więcej nie rób mi nadziei na coś, co się nigdy nie wydarzy. Ani nikomu innemu.
Wstałam z krzesła nawet nie czekając na jego odpowiedź i szybko opuściłam jego gabinet, który w sumie gabinetem nie był. Był tu po prostu stolik z krzesłem dla załatwiania spraw papierkowych, ale również znajdowała się tutaj kanapa, ekspres do kawy i mała przenośna lodówka, czyli to miejsce pełniło również funkcje naszych przesiadek podczas przerw. Miejsce, gdzie wszyscy się spotykaliśmy na rozmowy, ploty i ogólny odpoczynek.
Weszłam do kuchni, gdzie wciąż przebywali wszyscy pracownicy wraz z Louisem. Komitet powitany dobiegł końca, ale za to wszyscy uważnie słuchali historyjki Tomlinsona, dopóki nie weszłam ja do środka. Wszyscy spojrzeli w moim kierunki w celu sprawdzenia, kto nie słucha fascynującej opowieści Louisa i zaraz odwrócili wzrok, natomiast spojrzenie Louisa wywiercało mi dziurę w brzuchu, trwając stanowczo za długo. Znowu przypatrywał mi się z uwagą tym razem z miną, która sugerowała, że zaraz powie coś w stylu "Wiesz co maleńka, masz piękne oczy. Pasują do mojej pościeli", ale Cassie zadała mu jakieś pytanie, przez które nasz kontakt wzrokowy się zerwał, a on swoją uwagę skupił na niej. Normalnie bym ją szturchnęła w ramię, bo ona ma męża i dziecko, ale w tej sytuacji byłam jej bardzo wdzięczna. Chyba nie zniosłabym kolejnej sytuacji, podczas której Louis byłby w stosunku do mnie bardzo uprzedzony i negatywnie nastawiony. Wystarczy mi wrażeń na dzisiaj już.
Bez słowa opuściłam kuchnię, kierując się na salę główną restauracji, gdzie zastałam jednego z kelnerów, o imieniu Brian, który powoli przygotowywał się do pracy. Za godzinę otwieramy, wszystko musi być perfekcyjne. Podeszłam do niego, rozpoczynając rozmowę. Często rozmawialiśmy ze sobą, dobrze się dogadujemy.
Po tygodniu współpracy z Louisem w końcu nie wiem, czy jestem na niego wyczulona i to mi już zaczyna powoli odbijać poprzez wyolbrzymianie wszystkiego, czy on naprawdę znienawidził mnie od pierwszego momentu, kiedy tylko mnie zobaczył. Mimo pierwszej fali smutku, która towarzyszyła mi jeszcze przez jakiś czas po ogłoszeniu wyników, w pracy tak bardzo starałam się po sobie tego nie okazywać i być miła. Dla wszystkich, włącznie z Louisem. Może nie lgnęłam do niego jak ćma do światła, tak jak to robiły moje koleżanki, aby mu się podlizać pokazując swe wspaniałe zdolności kulinarne, ale gdy o coś zapytał albo o coś grzecznie poprosił, kulturalnie odpowiadałam albo coś mu podawałam. Ale ile można być cierpliwym i znosić jego wszystkie chamskie odzywki, przy tym upokarzające mnie w oczach naszej ekipy? Tak, Louis Tomlinson jest chamem!
Uwziął się tylko na mnie, przez co chodzenie do pracy do restauracji powoli przestaje być dla mnie przyjemnością, tylko przymusem i rodzącym się strachem, że znowu powie coś niemiłego, a opinia, którą sobie wypracowałam przez ten czas w restauracji, nagle przestanie mieć znaczenie. Cóż, zdarza mi się popełniać błędy, każdemu się zdarza nawet najlepszemu, nie zaprzeczam, ale w przypadku innych poklepie po ramieniu i powie "nie przejmuj się, tylko następnym razem uważaj bardziej". W moim przypadku spojrzy na mnie gniewnie i wyrzuci źle przygotowanie danie, każąc mi je robić od nowa. Przez ten tydzień zdarzyło mi się to już DWA RAZY!
Mało tego, pod lupę bierze każdy szczegół tego, co wyszło spod moich rąk. I ani razu nie usłyszałam z jego ust pochwały. Nawet w sumie wolałabym, aby nie mówił nic, jeżeli wszystko jest przez niego skrytykowane. Źle pokrojone, nieodpowiednia grubość, za grube, za cienkie, za duży kawałek bądź za mały, za mało przypraw, za dużo pieprzu, za mało sosu, przesolone, nierówne porcje - zwariować można!
Nie rozumiem tych oskarżeń, ale również nie oczekuję, aby mnie wychwalał pod niebiosa. Robię wszystko dokładnie tak, jak nauczył mnie tego Alexander. Nie zmieniałam proporcji żadnego dania, chyba że to dotyczyło drobiazgów typu sos, który wyszedł trochę za gęsty albo sałatka, w której jest za mało soli. I wydawało mi się, że były szef kuchni nigdy nie miał zastrzeżeń do moich dań. Widocznie Louis ma inne spojrzenie na to i naprawdę wstyd mi, że nie potrafię czytać w jego myślach, by o tym wiedzieć, skoro sam nie raczy mi powiedzieć.
Upokarzając mnie przed wszystkimi co chcę osiągnąć? Co chcę pokazać? Że jest lepszy? Że stanowisko szefa kuchni pozwala mu na traktowanie nas w taki sposób (czytaj: tylko mnie)? Nie podoba mi się to. Wszystkich powinien traktować sprawiedliwie. Ale nie poddam się tak łatwo. Za długo starałam się o tę pracę, bym teraz miała z niej zrezygnować albo zostać zwolnioną tylko dlatego, że powiedziałam kilka słów prawdy. Za bardzo kocham gotować, aby odmawiać sobie tej przyjemności. Już za dużo lat żyję na tym świecie, abym była pewna tego, że nic w życiu nie przychodzi za darmo. O wszystko trzeba walczyć i nigdy nie pozwalać sobie na odpoczynek, bo właśnie wtedy wszystko zaczyna się sypać. "Ile zasiejesz, tyle zbierzesz" - cytat idealnie odzwierciedlający tą sytuację, którą mam aktualnie w pracy. Muszę pokazać, że zależy mi na moim stanowisku, zależy mi na gotowaniu pysznych dań i że tak łatwo się nie złamię, chociaż dwa lata temu pewnie już by mnie tutaj nie było.
Nie tym razem. Tym razem nie ucieknę.
Po zdjęciu usmażonego kawałka mięsa z patelni na deskę, odczekałam kilka chwil, aż mięso "odpocznie", po czym zabrałam się za jego krojenie, ale ręce tak mi się trzęsły, że ledwo trzymałam nóż w dłoni.
- Cassie, czy warzywa już są gotowe? - zapytałam na tyle głośno, aby dziewczyna usłyszała mnie przez ten szum panujący w kuchni.
- 2 minuty. - odpowiedziała, a ja kroiłam dalej.
Bałam się, że zaraz za moimi plecami znikąd wyrośnie Louis, który będzie uważnie przyglądał się mojej pracy, a gdy skończę powie krótkie "źle" i będę musiała robić wszystko od nowa. Ale nie pojawiał się, co szczerze mówiąc wytrąciło mnie z równowagi jeszcze bardziej. Rozejrzałam się dyskretnie po kuchni, szukając Louisa a zauważyłam go po drugiej stronie, odwróconego do mnie plecami, zajmującego się swoją pracą. Lekko odetchnęłam i postanowiłam wrócić do swojego dania. Chwilę musiałam jeszcze poczekać na warzywa od Cassie, dopiero wtedy zabrałam się za łączenie wszystkiego.
Z gotowym talerzem udałam się do Louisa, którego zadaniem, jako szefa kuchni, było sprawdzenie, czy jest ono w porządku. Strasznie mnie to zdenerwowało. Ręce spociły mi się, przez co musiałam przytrzymać talerz drugą ręką, abym go nie upuściła. Postawiłam go na blacie tuż obok mężczyzny z zamiarem oddalenia się, gdy powstrzymał mnie jego głos.
- Strój.
Odwróciłam się powoli w jego stronę. Uważnie przyglądał się mojemu daniu, sprawdzając je. Lekko odchylił kawałek mięsa, który wyglądał przepysznie; idealnie podsmażony z zewnątrz, czerwono krwisty w środku. Przygotowanie takiego mięsa jest nie lada wyzwaniem. Tu grają sekundy, aby nie przysmażyć za mocno, ale żeby również nie podać surowego.
- Kto przygotowywał warzywa? - zapytał cicho, spoglądając na mnie.
- Cassandra, szefie.
- A mięso ty?
- Tak, szefie.
Przez dłuższą chwilę przyglądał mu się jeszcze w kompletnej ciszy, która jasno mi powiedziała, że będzie ono do poprawki. Louis lekko ściągnął brwi i wreszcie spojrzał na mnie. Odłożył talerz na blat i wezwał kelnera.
- Jest perfekcyjne. Dobra robota, [T.I.].
Tymi czterema słowami uczynił mnie taką szczęśliwą, że miałam ochotę skakać z radości pod sam sufit, gdybym tylko mogła. Ogromny kamień ciążący mi na sercu właśnie w tej chwili spadł sprawiając, że w sercu zrodziła się malutka nadzieja na to, że wreszcie mnie doceni.
- Dziękuję, szefie.
Przekazał danie kelnerowi, dokładając na tacę jeszcze dwa talerze z innymi daniami i zerknął na mnie kątem oka. Uśmiechnął się tajemniczo, jakby sprawiało mu radość to, że jego słowa sprawiły radość mnie.
- A jak u Ciebie z deserami?
Rzadko piekłam. Jak i w domu, tak i tutaj. Pieczenie ciast i ciasteczek wymagały przygotowania według ściśle określonych norm, idealne wymierzanie proporcji, ponieważ brak czegoś albo nadmiar może sprawić, iż ciasto lub ciasteczko już nie będzie takie smaczne. A ja nie lubiłam się ograniczać. W innych daniach pilnowanie tych reguł nie jest tak rygorystyczne. Miałam wolną rękę.
- Rzadko je przygotowuję, szefie.
To zadanie należało do między innymi Cassie, ale i kilku innych dziewczyn, które były w tym po prostu mistrzyniami.
- Skończ z tym "szefie". Jeszcze nie przywykłem do tak oficjalnego tonu. Ale dzisiaj jest Twój szczęśliwy dzień, [T.I.]. Zamówienie na trzy suflety pomarańczowe w ramekinie jest Twoje.
Suflet - zmora każdego kucharza. Przynajmniej moja. Właśnie dlatego w naszej restauracji ten deser przygotowywał wyłącznie szef kuchni lub osoba, która ma doświadczenie w przygotowywaniu ich. Mi tego doświadczenia jeszcze brakowało. Rzucił mnie prosto na głęboką wodę, pytanie dlaczego? Bo wie, że desery nie są moją mocną stroną i chcę mnie upokorzyć? Wątpię, by istniał inny powód.
- Su-suflet? - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczyma, nie wierząc w to. Błagam powiedz, że to był żart.
- Tak, wierzę że sobie poradzisz.
- Suflety są przygotowywane przez szefów kuchni.
- A ja Tobie ten zaszczyt Tobie.
- Nie mam doświadczenia w przygotowywaniu ich.
- Od czegoś trzeba zacząć, kochana.
Kochana?
- Dlaczego sam ich nie zrobisz?
- Czy nowy szef kuchni nie może nawet sprawdzić kompetencji swoich kucharzy na własnej skórze?
- Nie ładnie odpowiadać pytaniem na pytanie... szefie.
Spojrzał na mnie chłodno, ale odniosłam wrażenie, że ta rozmowa go bawi, a spieranie się ze mną w najbliższym czasie będzie jego ulubionym zajęciem.
- Trzy suflety, [T.I.].
Odczułam smak zwycięstwa. Nie miał argumentów, więc zrezygnował z rozmowy. A szkoda, zaczynałam się dopiero rozkręcać. Ale moja radość nie trwała zbyt długo, gdy sobie przypomniałam, jakie zadanie stoi przede mną. I zdałam sobie sprawę, że gdybym została szefem kuchni, byłabym najgorszym szefem pod słońcem, bo nie umiałabym przygotować cholernego sufletu. Może to i dobrze, że Louis nim został? Chociaż... gdybym jednak to ja nim została, mogłabym zrobić to, co on przed chwilą zrobił - zrzucił to na innego kucharza. Jakie to proste...
Bez słowa odwróciłam się, wracając do swojego stanowiska, po drodze próbując sobie przypomnieć przepis na suflety. Muszę to potraktować bardzo poważnie i starać się nie popełnić żadnego błędu. Suflety jest bardzo łatwo zepsuć. Są wrażliwe na temperaturę. Nieznaczne jej wahania mogą sprawić, że zacznie się kurczyć i opadać, a także utracić swój delikatny smak. Suflety spożywa się na gorąco, ponieważ chłód również sprzyja opadaniu ciasta. Kwestia minut, a nawet sekund. Błagam, niech będą idealne.
Zabrałam się za przygotowywanie trzech sufletów. Masę rozrobiłam na cztery, jedno na próbę. W tej chwili całkowicie odcięłam się od rzeczywistości, skupiając całą swoją uwagę na przygotowywania. Musi wyjść idealne. Czułam na sobie spojrzenie Louisa i gdy się na chwilę odwróciłam, nie pomyliłam się. Stał dokładnie w tym samym miejscu, odwrócony w moją stronę z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Jego również nie mogę zawieść. Ten tydzień wyczerpał limit moich kuchennych porażek. Błagam, niech będą idealne.
Wsadzając gotowe suflety do piekarnika, stałam przed piekarnikiem z zegarkiem w dłoni. Cukier puder był już gotowy do posypania. Błagam, niech będą idealne. Muszą być idealne.
10 minut. Tyle już siedzą w piekarniku. Jeszcze dwie minuty i rozpoczną się najgorsze minuty mojego życia w oczekiwaniu, czy zdałam swój test.
Czwarty suflet okazał się być zrobiony niepotrzebnie. Po wyjęciu ich z piekarnika wszystko trwało tak szybko, że zabrakło czasu na sprawdzenie, jak wyglądają w środku. Szybko posypałam je cukrem pudrem i przełożyłam na srebrną tacę chcąc ją już podać kelnerowi, ale Louis mi na to nie pozwolił. Odebrał ode mnie tacę i jednym ruchem głowy poprosił, abym poszła razem z nim na salę. Pewnie chciał, abym była obecna przy ich spożywaniu, ale nie to mnie martwiło. Mój kitel nie był zbyt czysty, na białym widać wszystko.
- Witam. - Louis przywitał się z ludźmi zajmującymi miejsce przy stoliku w samym rogu pomieszczenia. Wyglądało to na spotkanie biznesowe, jeden mężczyzna w garniturze i dwie elegancko ubrane kobiety. Również się przywitali, a kobiety odwzajemniły uśmiech Louisa. One również uległy jego czarowi gdy zauważyłam, jak na ich policzkach pojawiają się rumieńce. Zastanawiałam się, czy jakakolwiek kobieta na świecie jest na ten urok odporna.
- Ooo, witaj Louis. Jak miło Cię ponownie widzieć. Widzę, że masz dla nas nasz deser.
Skoro się znają, to dlaczego sam nie zrobił całej trójce tego deseru? Zamierzałam odejść, ale Louis wolną ręką chwycił moją, skutecznie mi to uniemożliwiając.
- Tak. Pomarańczowy suflet podany w ramekinie wedle życzenia.
Postawił przed każdym z osobna naczynie z sufletem, a ja obserwowałam każdy ich ruch, kiedy zatapiali w nich łyżeczki i powoli kosztowali go. Na te kilka chwil wstrzymałam oddech, a wypuściłam je dopiero w chwili, kiedy mężczyzna nałożył na łyżeczkę kolejną porcję. Wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał na to, że był dobry... taką miałam nadzieję.
- Mmm, brak mi słów. Jest po prostu wyśmienity. - jego towarzyszki wyraziły tą samą opinię. - Ciągle mnie zaskakujesz, Louis, swoimi osiągnięciami kulinarnymi.
- Właściwie ten suflet dzisiaj przygotowywała [T.I.], moja współpracownica.
Wskazał na mnie, a ja po raz kolejny dzisiaj przeżyłam wstrząs. Mam dzisiaj urodziny? Dobry dzień [T.I.], której wszystko wychodzi? Wydawało mi się to niemożliwe, jakbym śniła. Szczerze myślałam, że się nie przyzna do tego, że to właśnie ja go przygotowywałam i gratulacje przyjmie na swoje konto. To świadczy o tym, że zbyt pochopnie go oceniłam, ale on ocenił mnie tak samo.
Mężczyzna spojrzał na mnie, przez kilka chwil przyglądając mi się w milczeniu, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność i zaskoczył mnie tym, że uśmiechnął się do mnie szerzej, niż wcześniej do Louisa. Wcale nie wydawał się oburzony tym faktem, że suflety przygotowywałam ja, nie wspaniały Louis.
- W takim razie składam gratulacje pięknej [T.I.]. Świetna robota, powinnaś je robić częściej.
Czy mi się zdawało, czy on do mnie mrugnął? Nawet jeżeli tak, zignorowałam to i skinęłam głową, dziękując mu za komplement. Po tym już byłam najspokojniejszym człowiekiem na ziemi i prawdopodobnie już nic mnie dzisiaj nie zdenerwuje. Dwie pochwały jednego dnia, kto by pomyślał.
Po krótkiej rozmowie, którą prowadził głównie mężczyzna o imieniu Christian, udało nam się uwolnić i wrócić do kuchni. Jednak przed drzwiami Louis zatrzymał mnie i położył dłoń na moim ramieniu. Nie spodziewałam się takiej reakcji mojego ciała. Przez materiał bluzy wyczuwałam jego ciepłą dłoń co sprawiało, że serce zabiło mi szybciej. Chwila moment, tak nie powinno być! Co się ze mną dzieje?
- Świetnie się dzisiaj spisałaś, [T.I.].
- Miło usłyszeć wreszcie pochwałę z Twoich ust. - starałam się, by moja odpowiedź zabrzmiała jak najbardziej neutralnie, aby nie wyczuł, że niewielka przestrzeń, jaka nas oddziela, zdezorientowała mnie. - Kim on właściwie był, skoro mówiliście do siebie po imieniu? Kolega ze szkolnej ławki jak mniemam.
- Kolega tak. A dokładniej krytyk kulinarny.
Krytyk kulinarny w naszej restauracji, kto by pomyślał. Ta informacja mnie zaskoczyła. Zwykle ktoś nam daje anonimową wiadomość, że tego i tego dnia o tej i o tej godzinie w naszej restauracji pojawi się krytyk. Nie przedstawi się, sami również go nie rozpoznamy, będzie działał całkowicie nie wyróżniając się z tłumu, ale tym razem nic takiego nie dostaliśmy...
- Wiedziałeś o tym?
- Nie, dopóki go tutaj nie zobaczyłem. On nigdy nie przychodzi od tak sobie. Zawsze pisze recenzje restauracji, do których chodzi, a jeżeli nie pojawi się ona w kolejnym wydaniu gazety, to może się pojawić nawet za rok, ale pojawi się.
- Skoro wiedziałeś, to dlaczego nic nie mówiłeś?
- A czy wiadomość, że pieczesz suflety dla najsurowszego krytyka kulinarnego i jego przyjaciółek, poprawiłaby Ci humor i sprawiała, że ręce nie trzęsły by Ci się tak bardzo? - zauważył. - Myślę, że gdybyś wiedziała, nie byłabyś w stanie utrzymać nawet jajka w dłoni. Tak samo inni kucharze. Zestresowaliby się i na siłę staraliby się zrobić jak najlepsze dla niego danie, a to nie znaczy, że by im to wyszło. A tu nie o to chodzi. Każde danie dla każdego gościa ma być przygotowane najlepiej, jak się da. Kucharze mają być najlepsi każdego dnia, a nie tylko tego, kiedy ma się pojawić krytyk. - wypowiedział to wszystko do mnie prawie szeptem i mimo, że w restauracji był szum, każde słowo słyszałam bardzo dokładnie. Myślę, że miał racje. Świadomość, że gotujemy dla krytyka tylko by pogorszyła sprawę. - I widziałaś sama, że w kuchni panował spokój. Każdy robił to, co należało do jego zadań i nikt się niepotrzebnie nie stresował.
- Mam nadzieję, że drugie danie przeze mnie przygotowywane nie było dla niego... - zapytałam, kiedy przypomniałam sobie, że Louis na tacę kelnera nałożył trzy talerze.
- Gotowałaś je dla jego przyjaciółki, ale nie wątpię w to, że mogła się nim podzielić.
- A suflet? Dlaczego kazałeś mi go przygotować? Dlaczego sam tego nie zrobiłeś?
- Tak jak powiedziałem, chciałem przetestować Twoje zdolności w kwestii deserów. Instynkt mi podpowiadał, że się nie zawiodę. I się nie zawiodłem.
Uśmiechnął się promiennie w taki sposób, że po prostu tego uśmiechu nie dało się nie odwzajemnić, ale mnie nurtowało coś jeszcze.
- Dziwi mnie bardziej to, że przez ostatni tydzień ciągle mnie krytykowałeś, żadne danie Ci się nie podobało, a nagle dzisiaj rzuciłeś mnie na głęboką wodę z tym sufletem. To jest jakaś gra? Jeżeli tak, to proszę powiedz, jakie są jej zasady.
Zaczął mi się przyglądać przez kilka chwil, po czym roześmiał się, kręcąc przy tym głową. To nie było wcale zabawne!
- To żadna gra, moja droga, to jest kuchnia. Raz Ci wychodzi, raz nie. Ale widzę, że ciągle próbujesz. Podoba mi się to, dlatego kazałem Ci przygotować ten deser, abyś się zrehabilitowała. A swoją drogą sam muszę go spróbować, chyba upiekłaś cztery...
I zniknął za drzwiami kuchni, od tak sobie, pozostawiając mnie z tym całym chaosem. Coś mi tu nie pasowało. Wczoraj mnie krytykuje, a dzisiaj chwalił... Może wreszcie zauważył, że jestem dobrą kucharką i nie znalazłam się tutaj przypadkiem. Może te wszystkie słowa, które kierował do mnie miały właśnie taki cel - abym zaczęła się bardziej starać i udowodniła mu, że mi zależy? Taka wersja mi odpowiada. Dzięki niej naprawdę zaczęłam mieć nadzieję, że nasza współpraca jednak nie będzie taka zła, a przy odrobinie cierpliwości i chęci osiągniemy wspólnie niejedno.
Jednak coś mnie zaczynało niepokoić. Kiedy zobaczyłam szeroki uśmiech widniejący na twarzy Louisa, w moim brzuchu zaszalało stado motyli. To był ten uśmiech, który mogłabym oglądać bez przerwy. Kiedy położył dłoń na moim ramieniu, niemalże natychmiast zrobiło mi się gorąco i miałam ogromną ochotę rozpiąć przynajmniej górny guzik kitla. To znaczyło tylko to, że Louis zaczynał mnie pociągać tak samo, jak milion innych kobiet na tym świecie. To nie wróżyło nic dobrego. Muszę jak najszybciej znaleźć coś innego do myślenia, aby nie pojawiał się w nich Louis, ale ilekroć próbowałam gotując kolejne dania dzisiejszego popołudnia, tym gorzej mi to wychodziło.
Witajcie w drugiej części.
Imagin powoli się rozkręca. Mam nadzieję, że jednak Wam przypadnie do gustu Louis w wersji szefa kuchni, mimo tylko 15-stu komentarzy przy poprzedniej części, za które również dziękuję. Nie przedłużam już. Do zobaczenia następnym razem.
Pozdrawiam.
Merci.
Ten uczuć kiedy w twoje urodziny pojawia się rozdział... bezcenne <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńsuper z niecierpliwoscia czekam na nn:)
OdpowiedzUsuńŚwietny! Mega! Cudo!
OdpowiedzUsuńRozkręca się powoli ;))
Zapraszam *.*
Usuńhttp://justonedirectioon.blogspot.com
omg cudo! Czekam na nexta i życzę weny!
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać rozwinięcia :) buziaki ;c
OdpowiedzUsuńCudo. I to dosłownie <3
OdpowiedzUsuńNie jestem zwolennikiem jedzenia dużej ilości potraw i jakiś wymyślnych dań, ale na jakieś dziwne coś z rąk Lou to bym się skusila ;3 i jak fajnie by było czuć na sobie jego spojrzenie, nawet gdyby utrudnialoby pracę xD
Buziaczki i weny :*
Prawie jak "Hell's Kitchen" XD
OdpowiedzUsuńNiesamowity czekam na next
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńAww <3 Lou <3 Słooodkie *.* Nie mogę się doczekać następnej części! Weny ;**
OdpowiedzUsuńCudowny!:*
OdpowiedzUsuńŚwietny, brak słów ��Jestescie na wattpadzie*
OdpowiedzUsuńAle boskie *.* Nie mogę się doczekać dalszego ciągu ❤ Byłam zaskoczona kiedy on ją pochwalił , ciekawe o co tu chodzi XD z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ! Weny życzę ❤
OdpowiedzUsuńŚwietne! I wreszcie Louis!
OdpowiedzUsuńBoże *_*
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następne części ♡
Cudowny *.*
OdpowiedzUsuńxoxo ;*
Zapraszamdo mnie ;-) sorki za spam :))
OdpowiedzUsuńhttp://justonedirectioon.blogspot.com
Zapraszamdo mnie ;-) sorki za spam :))
OdpowiedzUsuńhttp://justonedirectioon.blogspot.com
SUPER :) czekam na next :* ♡
OdpowiedzUsuńCudowny! czekam na next z niecierpliwością i gorąco pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNaprawdę swietny wierni bardzo profesjonalnie przygotowany :) czekam na next :D
OdpowiedzUsuń