Strony

piątek, 28 listopada 2014

Harry cz.1

Weszłam do ogromnego biurowca i już od progu zostałam powitana przez starszego i eleganckiego portiera. Pomieszczenie, w którym się znalazłam było tak duże jak moje mieszkanie, a służyło tylko jako hol z recepcją i kilkoma kanapami dla czekających. Wszystko było tak zaprojektowane, że nie mogłam sobie wyobrazić lepszego połączenia bieli, czerni i złota. Na wprost mnie znajdowała się wspomniana recepcja, którą wykonana z czarnego i zapewne ekstremalnie drogiego kamienia, który był tak wypolerowany, że promienie światła odbijały się w nim, dając wrażenie, że cały obsypany jest brokatem. Podeszłam do młodej kobiety, która teraz zawzięcie wpisywała coś w komputer. Podobnie jak wnętrze i wszystko co wiąże się z tym miejscem, była idealna. Wysoka, długonoga blondynka, z idealnie upiętym kokiem i wyprasowaną koszulą, wciągniętą w ołowianą spódnicę z wysokim stanem. Z resztą, każdy kto wtedy przebywał lub
przechodził przez hol był elegancko i z pewnością drogo ubrany. Przełknęłam gulę w gardle i zerknęłam na swoje ubranie. Owszem, starałam się wyglądać elegancko, dlatego ubrałam nowe, czarne spodnie, beżową koszulę i szpilki, jednak przy tych wszystkich ludziach, czułam się zażenowana i z pewnością gorsza. Pragnęłam opuścić ten budynek szybciej niż w 2 sekundy, ale cholernie potrzebowałam tej pracy, jeśli chciałam dożyć do następnego miesiąca.
-Um, przepraszam.
Zagaiłam niepewnie do sekretarki, która niechętnie oderwała się od wykonywanej czynności i obrzuciła mnie zirytowanym spojrzeniem.
-Tak?
Burknęła, a następnie się szeroko uśmiechnęła i cóż, jej policzki z pewnością cierpiały.
-Byłam umówiona na rozmowę kwalifikacyjną z panem Styles'em.
Powiedziałam i na wszelki wypadek podsunęłam jej wizytówkę firmy, na której była napisana data i godzina spotkania.
-Pani godność?
-[t.i] Blade.
Szybko wstukała moje nazwisko do komputera i ponownie na mnie spojrzała.
-10 piętro, będzie na panią czekała osobista sekretarka pana Styles'a.
Skinęłam głową i poprawiając torbę na ramieniu, podeszłam do windy i wjechałam na wskazane piętro. Tak jak mnie uprzedzała recepcjonistka, przed windą czekała na mnie dojrzała i piękna kobieta, która była, niespodzianka, blondynką. Jej włosy były idealnie wyprostowane, a uśmiech wyćwiczony.
-Pani Blade, rozumiem?
-Tak.
Powiedziałam cicho. To pomieszczenie wykonano w tych samych barwach co hol na parterze, z tym, że było nieco mniejsze, a na wprost windy, w odległości kilku metrów znajdowała się para szerokich, ciemnobrązowych drzwi, które pewnie kosztowały majątek.
-Pan Styles, już na panią czeka.
Oznajmiła. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z powagi całej tej sytuacji i tego, że ubieganie się o stanowisko asystentki Styles'a z moimi kwalifikacjami, to czyste szaleństwo! Pewnie gdybym skończyła Harvard, to i tak bym tej pracy nie dostała!
Zostałam odprowadzona przez kobietę do drzwi, przed którymi się zatrzymałam i odliczyłam od 5 w dół. Moje serce waliło jakbym właśnie przebiegła 100 kilometrów. Zapukałam niepewnie, a następnie nacisnęłam na klamkę. Powoli weszłam do środka. Moje wszystkie zmysły były wyostrzone, moje dłonie się pociły i zrobiło mi się ekstremalnie gorąco. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec.
W pierwszej chwili po zamknięciu za sobą drzwi, zatrzymałam się, by móc zarejestrować wszystko to, co się znajdowało w biurze. Było ogromne, a jedna ze ścian była w całości wykonana ze szkła. W przeciwieństwie do reszty pomieszczeń, tu dominował ciemny brąz. Duże, dębowe biurko, a przy nim fotel obrotowy, na którym siedział mężczyzna, przed nim, dwa skórzane fotele, w których zapewne zasiadają goście pana Styles'a. Niedaleko oszklonej ściany znajdował się długi, drewniany stół, a wokół niego czarne, obite skórą (wszystko tu jest z drewna i skóry) krzesła, ustawione obok siebie.
-Panna Blade.
Do moich uszu dotarł niski, męski głos, który wywołał dreszcze na moim ciele. Poczułam się jak spłoszone zwierzę. Spojrzałam na wysokiego i zdecydowanie przystojnego mężczyznę, który wstając z fotela, zapinał guzik swojej marynarki. Jego ciemnobrązowe (co za niespodzianka!) włosy były postawione i zaczesane do tyłu. Czarny garnitur idealnie dopasowywał się do jego ciała i nie miałam żadnych wątpliwości, że uszyto go na miarę.
-Dzień dobry.
Odezwałam się, ale zabrzmiałam jak mała, przestraszona dziewczynka, dlatego szybko odchrząknęłam  i powtórzyłam jeszcze raz, tym razem głośniej i pewniej.
-Dzień dobry, panie Styles.
Na jego ustach zamajaczył uśmiech, który szybko stłamsił.
-Proszę, zapraszam.
Wskazał dłonią na jeden z foteli, a ja ruszyłam na drżących nogach w jego stronę. Usiadłam i obserwowałam jak on robi dokładnie to samo, tyle że po drugiej stronie biurka. Oparł się wygodnie i spojrzał na mnie wyczekująco. Obserwował mnie z takim zainteresowaniem z jakim się nigdy wcześniej nie spotkałam.
-Czego pani ode mnie oczekuje?
Zapytał znienacka, a ja z początku byłam zaskoczona i skonsternowana. O co chodzi?
Jednak po kilku sekundach dotarł do mnie sens jego słów i z tego zażenowania się zaczerwieniłam. Co ja tu jeszcze robię? Sama podkładam sobie kłody pod nogi.
-Chciałabym zostać pana asystentką, zgodnie z pana ofertą.
Odparłam i próbowałam grać pewną siebie, poważną kobietę, która wie czego oczekuje od życia. Zaintrygowany uniósł swoje brwi.
-Dlaczego miałbym wybrać właśnie panią?
Mówiłam, że jego głos jest niesamowicie głęboki i sprawia, że jestem rozkojarzona?
-Um... myślę, że...że jestem dosyć sprawną i... i bystrą dziewczyną... um... Jestem zorganizowana i... i...
-Proszę się nie denerwować. Ja nie gryzę.
Przerwał mi i uśmiechnął się, co sprawiło, że moje kolana zmiękły, serce dziwnie zatrzepotało, a moje podbrzusze się ścisnęło.
Skinęłam nieśmiało głową i zamilkłam. Czułam suchość w ustach i naprawdę miałam już dosyć. To zbyt wiele na moje słabe nerwy.
-Niech pani opowie mi coś o sobie.
Dodał i znów mi się bacznie przyglądał. Odwróciłam wzrok i skupiłam się na tym od czego powinnam zacząć. Od początku- szepnął głos w mojej głowie, więc tak zrobiłam.
-Nazywam się [t.i] Blade, mam 21 lat, obecnie nie studiuję, pochodzę z Birmingham. Do niedawna pracowałam jako kelnerka w kawiarni,  przeszłam kurs biurowy, bezdzietna, w związku i bezrobotna.
Dopiero, gdy skończyłam miałam odwagę, by na niego spojrzeć. Nadal mi się przypatrywał, pocierając swoją dolną wargę. Mimowolnie na nią spojrzałam i również zapragnęłam jej dotknąć.
Co?
-Mam z sobą dokumenty z poprzedniej pracy, z kursu oraz CV.
Powiedziałam, odrywając wzrok od jego ust i wyjęłam z torby wspomniane papiery, kładąc je na biurku.
Styles przejrzał je pobieżnie, zatrzymując się jedynie przy moim CV.
-Proponuję 1500 funtów na początek. Potem, jeśli nasza współpraca będzie szła pomyślnie, otrzyma pani premię. Czy pasuje to pani?
Słuchałam go oniemiała, z szeroko otwartymi oczami. Czy on mówił do mnie?
-Tak.
Bąknęłam i zauważyłam rozbawienie na jego twarzy, które szybko zastąpił maską poważnego biznesmena.
-Dobrze, proszę przyjść jutro na godzinę 8 rano. Będę tu na ciebie czekał. Nie masz nic przeciwko, bym mówił ci po imieniu?
-Nie.
Podniosłam się i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń, którą nie puszczał przez krótką chwilę, patrząc mi w oczy. Przez moją dłoń przeszły dziwne dreszcze, które znalazły swoje ujście w moim cichym westchnieniu.
-Do widzenia.
Powiedziałam cichym, stłamszonym od emocji głosem.
-Do jutra, panno Blade.
Puścił moją dłoń i oddał dokumenty, które schowałam do torby. Jeszcze raz spojrzałam w jego szaro-zielone oczy i odwróciłam się, by następnie móc wyjść z jego biura.

*

Następnego dnia wstałam punktualnie o 7 rano, by móc się przygotować fizycznie jak i psychicznie. Nadal nie docierało do mnie, że dostałam tę pracę i nawet Kevin, mój chłopak, z początku nie chciał mi uwierzyć. To było nieprawdopodobne, zwłaszcza, że nie studiowałam i nigdy wcześniej nie pracowałam w tym zawodzie.
Po przebudzeniu, wzięłam poranny prysznic, w pośpiechu zrobiłam makijaż i uczesałam włosy, a następnie ubrałam czarną, aczkolwiek zwiewną spódnicę, sięgającą powyżej kolan. Do tego ubrałam białą bluzkę wykonaną z czegoś na wzór koronki i czarną marynarkę. Wybrałam ulubione szpilki i pognałam do metra, by choć pierwszego dnia, nie być spóźnioną. Gdy dotarłam na miejsce wybiła dokładnie 8 rano. Styles czekał na mnie w gabinecie, o czym poinformowała mnie jego sekretarka. Na drżących nogach weszłam do jego biura i przypomniałam sobie wczorajszą sytuację. Nie wiem, kiedy byłam bardziej zdenerwowana. Styles stał przy oknie, z dłońmi schowanymi w kieszeniach, przypatrując się widokom zza okna. Miał na sobie czarne, dopasowane jeansy i szarą marynarkę, która idealnie opinała się na jego szerokich ramionach. W całym pomieszczeniu roznosił się zapach jego perfum. Był mi obcy, zupełnie inny od tych typowych, mocnych męskich perfum, którymi faceci uwielbiają się pryskać, jak gdyby wierzyli, że przyciągną nimi kobiety. Jego zapach był pociągający i w jakiś sposób podniecający. Pobudzał moje zmysły. Odchrząknęłam cicho, by przykuć jego uwagę. Gdy się odwrócił, po raz kolejny zostałam oczarowana jego urodą. Magnetyzujące spojrzenie przeniknęło mnie na wskroś, odbierając mi resztki pewności siebie.
-Dzień dobry.
Jego głos był niski i zachrypnięty. Sprawił, że zapragnęłam usłyszeć od niego wiele słów, skierowanych tylko i wyłącznie do mnie.
-Dzień dobry.
Odpowiedziałam i zaczęłam czuć się skrępowana pod jego uważnym wzrokiem.
-Od czego mam zacząć?
Spytałam i zwilżyłam językiem swoje suche wargi. Dostrzegłam szybkie spojrzenie Styles'a na moje usta.
-Na początek oprowadzę cię.
Wytrzymałam jego spojrzenie, z trudem łapiąc oddech. Harry ruszył w moją stronę, a ja zaczęłam drżeć, jak gdyby miało się coś wydarzyć. Przeszedł obok mnie, delikatnie ocierając swoim ramieniem o moje. Jego zapach przez chwilę był tak intensywny, że poczułam się zamroczona.
-Zapraszam.
Dotarł do mnie jego głos, a gdy odwróciłam się w jego stronę, stał już przy drzwiach, które powoli otwierał. Westchnęłam cicho i ruszyłam do przodu. Szliśmy w stronę windy ramię w ramię. Mimo, że miałam na sobie szpilki, sięgałam mu zaledwie do ramion. I wcale ten fakt mi się nie podobał, i nie mam słabości do wysokich mężczyzn.
Zauważyłam dzwiną minę Elli- poznałam jej imię dzisiaj rano gdyż do jej koszuli przyczepiona była mała plakietka- która patrzyła na nas z dezorientacją, zaskoczeniem? Gdy dotarliśmy do windy, Harry wcisnął guzik, a ta od razu się otworzyła. Wraz z zasunięciem się drzwi ogarnęło mnie dziwne napięcie. Staliśmy obok siebie, stykając się ramionami. Jego zapach wypełnił całą kabinę, odurzając mnie. Osoba Styles'a przytłaczała mnie i pobudzała jednocześnie. Wiem, że to brzmi niedorzecznie, ale zrozumcie, że to był pierwszy raz, gdy byłam tak blisko, tak przystojnego mężczyzny.
Niespodziewanie winda się zatrzymała, wywołana przez jakąś osobę. Gdy drzwi się otworzyły, zobaczyłam kilka osób, którzy na widok Harry'ego spięli się i zaprzestali swoich rozmów.
-Przepraszamy panie prezesie. Zaczekamy na drugą windę.
Odezwał się jakiś mężczyzna.
-Nie trzeba.
Odpowiedziałam, nim zdążyłam pomyśleć. Momentalnie wzrok wszystkich spoczął na mnie, a ja się cała zaczerwieniłam. Jestem tu od kilkunastu minut i już zaliczyłam gafę. W takim tempie, za tydzień mnie tu nie będzie.
-Eric ma rację.
Oznajmił surowym tonem Harry, a następnie pochylił się i wcisnął guzik, który zasunął drzwi i winda zaczęła ponownie jechać w dół.
-W naszej firmie panuje kilka zasad. Jedna z nich brzmi: to ja tu rządzę i ja decyduję. To tak na przyszłość.
Spojrzałam na niego. Obserwował mnie spod ściągniętych brwi. Na jego czole pojawiła się zmarszczka i nie miałam żadnych wątpliwości, że  go rozzłościłam.
-Oczywiście.
Bąknęłam cicho i odwróciłam od niego wzrok. Atmosfera stała się jeszcze cięższa, a ja do samego końca jazdy windą czułam na sobie jego wzrok.
Wysiedliśmy na 2 piętrze, na którym znajdowała się duża sala konferencyjna, toalety oraz minibar. 4 piętro było przeznaczone dla pracowników. Do ich dyspozycji była kawiarnia, w której większość spędza przerwy, jedząc lunch lub zwyczajnie pijąc kawę. Można też było wypocząć siedząc na kanapie i oglądając tv, tak jak w domu. Harry pokazał mi również poszczególne działy pracownicze, a na sam koniec zjechaliśmy na parter, by mógł mi pokazać szatnię dla pracowników, której wcześniej nie dostrzegłam, mimo że na dużych szklanych drzwiach wisiała tabliczka z napisem "SZATNIA". Na swoje usprawiedliwienie przypominam, że zarówno wczoraj jak i dziś byłam bardzo zdenerwowana i niewiele do mnie docierało.  Kiedy nasza "wycieczka" dobiegła końca, wróciliśmy pod windę, pod którą jak się okazało, czekało już kilka osób. W dodatku jak na złość, druga winda, była w trakcie jazdy na przedostatnie piętro, co oznaczało, że ktoś będzie musiał czekać. Zgaduję, że to będą pracownicy. Jednak ku mojemu zdziwieniu i zdecydowanie ogromnemu oszołomieniu tych ludzi, Harry wsiadł do windy i spytał.
-Jedziecie, czy będziecie tam tak stać?
Razem z resztą osób weszłam do środka i stanęłam przed Harry'm. Staliśmy w samym rogu windy, a gdy zatrzymaliśmy się na 2 piętrze dosiadły do nas 3 młode dziewczyny, które były tak zagadane, że nawet nie dostrzegły, kto jest w windzie. Zrobiło się ciaśniej, tak, że musiałam cofnąć się do tyłu, w efekcie czego dotknęłam plecami torsu Harry'ego. Chciałam się odsunąć, jednak powstrzymały mnie jego palce, które nagle znalazły się na moich biodrach. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy i rozejrzałam się, czy nikt tego nie widzi. Każdy był zajęty rozmową lub patrzeniem w punkt przed siebie. Przez cały czas czułam przy swoim tyłku krocze Harry'ego, które cóż, oceniam, że jest dość spore. I wiem, że on też to czuł tak dobrze jak ja, choćby dlatego, że przysunął mnie jeszcze bliżej siebie.
-I tak nikt nie jest większym bufonem od Styles'a!
Powiedziała nagle jedna z dziewczyn i pewnie nikt nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie powiedziała tego tak głośno, kładąc nacisk  na nazwisko Harry'ego. Poczułam jak palce Harry'ego zacieśniają się na moich biodrach i przez chwilę obawiałam się, czy nie zostawi po sobie śladów. Wyglądałoby to co najmniej podejrzanie, a Kevin mógłby zacząć posądzać mnie o zdradę.
-Bynajmniej ma dużego kutasa.
Odparła inna dziewczyna, a ja z zaskoczenia zachłysnęłam się powietrzem i dostałam ataku kaszlu. Oczy wszystkich zwróciły się na mnie, a biedne dziewczyny, które rozmawiały o Harry'm, teraz zrobiły się białe jak kreda. W tym momencie drzwi windy się rozsunęły, jednak nikt się nie ruszył. Wszyscy stali oszołomieni, wyczekując na reakcję Harry'ego.
-Za pół godziny macie być w moim gabinecie. Cała trójka.
Jego głos był tak stanowczy, że nikt nie odważyłby mu się sprzeciwić. Dziewczyny skinęły głowami i czym prędzej opuściły windę tak jak reszta ludzi. Ja też chcę!

_________________________________________________________
Cześć!
I jak? Co sądzicie o Harry'm w tym wydaniu? Wiem, że to mało oryginalny pomysł, ale z mojej strony to pierwsza tego typu praca ;)
Zapraszam do zajrzenia w nową zakładkę "KONTAKT", a co najważniejsze, prosimy o dzielenie się swoją opinią bezpośrednio w komentarzach lub na tt #annie1126! :D
Miłego wieczoru!

poniedziałek, 24 listopada 2014

Louis

Drogi pamiętniku,

Staczam się. Uciekam przed światem chowając się w ciemnościach własnego umysłu. Jestem jak we mgle. Błądzę w niej. Z każdym krokiem zatapiam się bardziej z dala od cywilizacji. Potrzebuje pomocy. Potrzebuje delikatnych rąk, które wskażą mi drogę. Staczam się... Spójrz tylko na mnie. Upadłem tak nisko, że jako 23- letni mężczyzna prowadzę pamiętnik. Ginę wraz z tobą w tej białej pościeli. Zimno działa na moje skostniałe dłonie jednak nie wypuszczam z nich ciebie ani czerwonych płatków...

          Długopis nagle wypada mi z rąk. Nie jestem w stanie pisać dalej. Gwałtownie zamykam zeszyt chowając go do plecaka. Jego samego zarzuciłem na plecy, w drugą rękę chwyciłem czerwony kwiatek. Wolnym krokiem wyszedłem z domu.

          Na dworze było dość zimno z powodu jesiennej pory. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz spowodowany chłodnym podmuchem. Spomiędzy popękanych warg wydostawała się delikatna para. Jednak szedłem dalej nie przejmując się swoją cienką kurtką  i trzęsącymi się dłońmi. Mocniej ścisnąłem łodygę kwiatka i poczułem coś ciepłego na ręce. To była moja krew. Kolce jeden po drugim wbijały się pod skórę. Jednak ten ból był niczym w stosunku do tego  jak czuję się przez dwa ostatnie lata. Gorąca ciecz delikatnie poplamiła rękaw i liście kwiatu. Widziałem dziwny wzrok innych. Zmartwiony.. Zdegustowany.. Pusty.. Ile osób tyle różnych uczuć lub inaczej okazywanych. Ja tylko szedłem. Nie zwracałem na nie uwagi. Nie odpowiadałem na "Dzień dobry" czy pytania typu "Wszystko w porządku?". Milczałem i ze spuszczonym wzrokiem doszedłem aż na cmentarz. Mijałem dziesiątki nagrobków. Tyle wylanych łez na poszczególnych, które na wieki się na nich odznaczyły. Tysiące zniczy i setki kwiatów na mniej lub bardziej zadbanych płytach. Są tu takie sprzed 1950 roku, a także te które umiejscowiono tutaj kilka miesięcy temu. W ziemi pogrzebane na wieki małe dzieci i nastolatkowie, dziadkowie i babcie, ojcowie i matki. Zginęli w skutek nieszczęśliwego wypadku, nagłej choroby lub czasu. Tak wiele z nich nie zasłużyła na to by zastać w jednej pozycji na nie wiadomo ile lat.. wieków.. 

          Błądząc pomiędzy zaginionymi historiami, w końcu znalazłem ten wyjątkowy. Prosty i zadbany. Spojrzałem na nagrobek gdzie litery układały się w kilka słów. 

Mia Moore
1993-2013
"Nigdy nie żyj w obawie przed śmiercią"

Delikatny uśmiech wpłynął na moją twarz. Trzymała się tego cytatu odkąd podłapała go od mojego przyjaciela. Był jak jej maksyma. Złota myśl, której przestrzegała. 
Wzrok zjechał na widniejące obok małe zdjęcie. Miała na nim swoje kujonki i delikatnie roztrzepane włosy. W dole było widać kawałek jej ulubionego granatowego sweterka. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Starłem ją po czym położyłem kwiatek na brzegu pomnika. Zebrałem te zwiędłe i wraz ze zużytymi zniczami wyrzuciłem. Zapaliłem te które pogasły zanim usiadłem na przeciw na ławce. Przymknąłem powieki zwracając twarz lekko ku górze i szeptem zacząłem wypowiadać chyba wszystkie znane mi modlitwy. Gdy skończyłem otworzyłem powieki i ze smutnym uśmiechem spojrzałem na fotografię. 

-To już dwa lata. Rozumiesz to skarbie? Najpierw rok przeleżałaś w śpiączce aż odeszłaś. Na początku miałem ci to za złe ale w końcu uświadomiłem sobie, że to nie była złość tylko ból po stracie. Już od dwóch lat nie mogę słyszeć twojego cudownego śmiechu i widzieć iskierek w oczach. Pamiętam jak podczas całego roku gdy leżałaś podłączona do maszyny praktycznie co dzień siedziałem obok. Prawie co dzień opowiadałem Ci co się wydarzyło. Jak mają się chłopaki. Najbardziej cierpiałem w trakcie trasy. Obwiniałem się, ze nie mogę trzymać Cię za rękę w takich chwilach. Gdy tego jednego dnia przyszedłem i nie zastałem Cię w sali zacząłem panikować. Pobiegłem do lekarza i krzycząc na niego nie dałem mu dojść do słowa. Gdy się uspokoiłem powiedział mi o co chodzi. Potem znów był krzyk. Wypierałem się tego i nie przyjmowałem do wiadomości. Wtedy było to chyba najlepsze co mogłem zrobić i do czego byłem zdolny.

Siedziałem tam zupełnie sam z trzęsącą się szczęką jednak czułem, że ona mnie słyszy. Może nie było jej koło mnie ale chłonęła każde słowo. 

-Pamiętam jak pierwszy raz Cię pocałowałem. Kopnęłaś mnie wtedy w kostkę krzycząc, że  nie jesteś do wykorzystania. Trzy dni Ci się tłumaczyłem aż w końcu się pogodziliśmy. Pamiętam jak zrobiłaś się cała czerwona. To było naprawdę urocze. Zawsze byłaś ostrożna w tym co robisz i jak. Tęsknię za tym. Tęsknię za Tobą Mia. 

Na policzku poczułem dwie mokre smugi. Starłem je szybko i rozejrzałem się w koło. Robiło się już ciemno co oznaczało, ze jestem tu od dobrych kilku godzin. Było co raz chłodniej i zrywał się wiatr. Ręce tak zmarzły, że zrobiły się prawie sine. Nie mogłem się jednak zdobyć na to by wstać i iść do domu. Kusiła mnie wizja ciepłej i  gorącej herbaty jednak niewidzialna linka jakby przywiązała mnie do ławki.

-Louis?

Za sobą usłyszałem głos, na który podskoczyłem zdenerwowany. Otworzyłem szerzej oczy na widok dziewczyny. Po dłuższym przyjrzeniu się zobaczyłem, że stojąca na przeciw osoba nie jest Mią tylko łudząco ją przypomina. Obie miały długie ciemne włosy i podobny kolor oczu. Podobne rysy twarzy choć u Mii były one delikatniejsze.

-Leight? Jak długo tu stoisz?

Tylko to wtedy zdołało wyjść z moich ust. Ona nieco się wycofała. Nie odpowiedziała. Przeniosła swój wzrok na nagrobek zanim do niego podeszła. Stojąc i wpatrując się jak ja wcześniej, w zdjęcie dziewczyny przeżegnała się. Stanąłem za nią gdy odmawiała krótkie modlitwy. 

-Dobrzy ludzie tak szybko odchodzą często zaznając zbyt  mało miłości choć najbardziej na nią zasługują. Ona była takim człowiekiem.. dobrym z wielką miłością ale krótką. Jak ty byś ją opisał?
-Nie wszystkie anioły mają skrzydła. Ona była aniołem zesłanym na ziemię ale najwidoczniej zbrakło jej tam na górze. Po części się nawet nie dziwię. Gdybym miał ją przy sobie nie pozwoliłbym jej odejść. 
-Wiesz, że musisz iść dalej?
-Mam ją zostawić? Odkochać się?
-Tego nie powiedziałam. Musisz iść dalej z nią w połowie serca. Drugą powierz komuś innemu. Nie da się odkochać, musisz się nauczyć żyć bez niej.

Wpatrywałem się w nią nie wiedząc dokładnie co powiedzieć. Gdy milczałem ona mówiła dalej to było...

... takie dziwne. Mówiła jakby sama nie wiedziała dokładnie co. Słowa wypływały prosto z jej serca. Jeszcze nigdy nie widziałem człowieka tak  zatraconego we własnych słowach, przemyśleniach. Ale to właśnie one szukały mnie w tej mgle. Próbowały prowadzić w stronę cywilizacji. Odganiały ból i kryjące się w niej przeszkody. Wiesz co jest w tym najdziwniejsze? Wiem, że Leight też była aniołem. I to ONA mi go zesłała. Wierzę w to...

          Zamknąłem pamiętnik i odłożyłem długopis. Od opisywanego dnia minął już tydzień, a ja ponownie stawałem się częścią świata. Biała, mrożąca pościel pochłaniająca mnie została rozgarnięta, a nastąpiło ciepło. Powoli oswajałem się z bólem i go akceptowałem. Jednak nigdy nie zapomnę o Mii. Była, jest i będzie moją pierwszą miłością, ukojeniem i wybawieniem. I to znów po części ona mi pomogła. Wyciągnęła do mnie rękę wraz z dawną przyjaciółką.

*2 years later*

Drogi pamiętniku,
To jest mój pierwszy wpis od dawna ale również mój ostatni. Kończę z tym ponieważ na dobre uwolniłem się od zimna. Nie uwierzysz co się dzieje. Żenię się. Właśnie w tym momencie. Za dosłownie kilka chwil mam wyjść do ołtarza do mojej narzeczonej. Z nią idę dalej jednak w sercu nadal jest miejsce również dla Mii. To dwie z trzech najważniejszych dla mnie kobiet. Trzecią jest sześciomiesięczna Diane. Moja mała córeczka. Jest podobna do mamy i ma moje oczy. Jednak myślę, że z Leight postaramy się o rodzeństwo dla małej. Bryan? Podoba mi się... 
Za kilka minut będziemy oficjalną rodziną. Sądziłem, że będę się bać jednak uczucie, które mnie wypełnia jest dalekie od strachu. To chyba miłość. Prawda? 
Mam 25 lat. Za kilka chwil będę żonaty. Mam dziecko. Mam pracę. Mam 25 lat i kończę ten pamiętnik. Wrzucę go w zimie do kominka lub w dramatyczny sposób pozbędę się go wpuszczając w odmęty rzeki z Tower Bridge. Żegnaj pamiętniku. Zabierz ze sobą moje tajemnice...

~.~

I jest :) Mam nadzieję, ze się spodoba. 
Pamiętajcie hashtag #annie1126   i twiteer @annie1126imagin
Liczę na opinię w komentarzach. 

Kisses~ Vic. ♥


środa, 19 listopada 2014

Liam cz. 2


[t.i] POV

Niepewnie podeszłam do drzwi „gabinetu” Payne’a i lekko zapukałam w drewnianą powłokę.
Usłyszałam głośne „proszę wejść” i nacisnęłam klamkę. Znajdowałam się w typowej szkolnej klasie. Piętnaście podwójnych ławek, duża zielona tablica i mahoniowe biurko, stojące pod nią. Przy tym właśnie biurku siedział Liam ze wzrokiem utkwionym w jakieś książce. Usiadłam na krześle postawionym specjalnie na te rozmowy, po drugiej stronie biurka i czekałam aż brunet zwróci na mnie swoją uwagę. Jednakże po kilkunastu cichych sekundach bez jakiegokolwiek zainteresowania, odchrząknęłam znacząco, a chłopak natychmiast zamknął książkę, uprzednio zaginając róg kartki, na której skończył i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Zerknął na swoją listę, a następnie zwrócił się do mnie.
- No to [t.i] opowiedz mi coś o sobie
- Mam siedemnaście lat, mieszkam w Wolverhampton… - nie dane mi było dokończyć, bo Payne przerwał mi
- To wszystko co mówisz mam w tych papierach. Opowiedz mi o tym co lubisz, czego nie lubisz, czy masz jakieś problemy.
- No dobrze, więc bardzo lubię fotografię. Mogę panu pokazać..
- Nie pan, tylko Liam – znów wdarł mi się w słowo
- Mogę ci pokazać moje zdjęcia. Nienawidzę jak ludzie oceniają kogoś po wyglądzie. Moim jedynym chyba problemem jest nadwaga, bo ogólnie jestem dość pozytywną osobą.
- Rozumiem. Wspomniałaś o zdjęciach. Możesz je teraz przynieść? – zapytał
- Ymm.. Jasne. Skoczę po aparat i zaraz wracam.
Wyszłam z pokoju i pobiegłam do siebie po małe urządzenie. Gdy wpadłam na swoje piętro, zostałam zarzucona tysiącami pytań od dziewczyn, ale zbyłam je szybko i wziąwszy aparat, wróciłam do bruneta.  
Liam przez krótką chwilę przeglądał wykonane przeze mnie fotografie, a jego wyraz twarzy zmieniał się z zadowolonego, przez zaskoczony do zaintrygowanego.  W końcu wyłączył sprzęt i podał mi go z powrotem.
- Ty sama robiłaś te wszystkie fotki? – zapytał
- Tak. A c-co? – zająknęłam się
- Są cudowne – uśmiechnął się szeroko – myślisz że mogłabyś fotografować postępy wszystkich obozowiczów. Wiesz takie zdjęcia, dzięki którym mogliby oglądać co udało im się osiągnąć.
- Myślę, że to byłoby fajnie – uśmiechnęłam się co chłopak odwzajemnił
- W takim razie.. Zbieramy ekipę i idziemy w plener – zakrzyknął i razem wyszliśmy na korytarz.

***

Wszyscy razem pobiegliśmy do lasu. Tam zatrzymaliśmy się, rozłożyliśmy koce i na początku tylko siedzieliśmy i gadaliśmy, ze sobą nawzajem, a także z Liamem. Po kilkudziesięciu miło spędzonych minutach, zdecydowałam, że koniec tego dobrego i czas na sesje. Wstałam i po prostu zaczęłam strzelać wszystkim fotki. Zdjęć robiłam mnóstwo całej grupie, małym grupkom, Liamowi, Kate, Hannah, Meggy i wszystkim innym obozowiczom. Oni tak samo jak ja, bawili się rewelacyjnie i myślę, że coś takiego było nam potrzebne.  Fotografie uwieczniły nasze rozmowy, głupie miny i wszelkie wygłupi, a wszystkiemu towarzyszył perlisty śmiech naszego mentora. Gdy zaczęło zmierzchać, niechętnie podnieśliśmy się i zbieraliśmy koce i plecaki. Ustaliliśmy, że takie wypady będą naszą cotygodniową rutyną. Dzięki temu możemy się zbliżyć i przede wszystkim zapomnieć o wszystkich problemach, poprzez śmiech i zabawę.

Liam’s POV

Wróciliśmy około godziny 21 i od razu udaliśmy się do swoich pokoi. Myślę, że dzięki temu spotkaniu mogę odhaczyć wszystkie sesje i nie tracić czasu na rozmowy z każdym z osobna. A [t.i].. [t.i] to interesująca osoba. Mimo problemu, który posiada, jest osobą pozytywną i energiczną. Nie przejmuje się opinią innych i po prostu robi to co lubi. Na dodatek, mimo swojej masy, jest dość ładną dziewczyną. Myślę, że po tym obozie, jeśli wszystko pójdzie tak jak powinno, będzie miała wielu wielbicieli.
Rozmyślając o dzisiejszym dniu na mojej twarzy pojawił się bezwarunkowy uśmiech, który poszerzył się jeszcze bardziej, gdy włożyłem kartę z aparatu brunetki do swojego laptopa. Na wszystkich zdjęciach widać było ogromną pasję do fotografowania, a przede wszystkim dobrą zabawę. Zaśmiałem się widząc te wszystkie śmieszne miny i dziwne pozy.  To są naprawdę wspaniali ludzie i wręcz zarażają swoim pozytywnym podejściem do życia.
Zamknąłem komputer już po północy. Zszedłem wziąć prysznic, z wracając zajrzałem na każe piętro. Wszyscy słodko spali. Nie mogłem się powstrzymać i po cichu podszedłem i szczelniej nakryłem kołdrą śpiące obok siebie [t.i], Meggy i Holly. Zachichotałem  cicho widząc zawiniętą, niemal jak w kokon, Emily i rozłożoną na całej powierzchni łóżka, lekko pochrapującą Kelly.
Gdy wróciłem do pokoju, nie potrzebowałem dużo czasu, aby i mnie ogarnął sen. Mogę przysiąc, że uśmiechałem się przez sen, kiedy w mojej głowie pojawiały się obrazy uśmiechniętych obozowiczów.

***

Wszedłem na piętro dziewczyn i po cichu, niezbyt gwałtownie zacząłem je budzić.
- Dziewczyny.. Dziewczyny obudźcie się..
[t.i] i Holly jako pierwsze, zdezorientowane podniosły głowy. Zaraz po nich robiły to kolejne z nich. Jedynie Hannah, nadal mocno spała, co jakiś czas pochrapując.
- Co się dzieje? – odezwała się Meggy
- Jest już 8. Wszyscy są na dole i na Was czekają. – powiedziałem
- OMG! Emily ty idiotko, miałaś nastawić budzik! – krzyknęła Kelly, budząc tym samym Hanne
- I nastawiłam… Chyba – odpowiedziala jej Em
- Chyba?! Chyba?! Jejku ty nawet budzika nie umiesz ustawić?! – ponownie uniosła się osiemnastolatka
- No bo ja… - siedemnastolatka jąkała się
- Dobra, dziewczyny – przerwałem im – ubierajcie się szybko i na dół. Nie chcemy chyba, żeby trzeba było przedłużać zajęcia prawda?
- Tak, tak! Liam ma rację. Zbierajcie się i to już – powiedziała [t.i] wchodząc do pokoju z łazienki, już ubrana. Nawet nie zauważyłem kiedy wyszła. – A ja – dodała – Idę już na dół. – powiedziała i razem ze mną podążyła na dół.
- Czemu je tak zostawiłaś? – zapytałem
- Może i znam je 3 dni, ale wiem, że tym wpłynęłam im na ambicję. Za 5 minut maksymalnie już wszystkie będą na dole.
- Hahaha spryciara – zaśmiałem się, a po tym i jej śmiech dołączył do mojego.

[t.i] POV

- Jeszcze trzy kółka – krzyczał trener, podczas codziennych biegów
Mimo zmęczenia, biegłam ciągle jednym, dość szybkim tempem, w porównaniu do moich koleżanek, które czasami już zatrzymywały się, nie dając rady. Przebiegliśmy cały dystans, po czym razem z trenerami poszliśmy odświeżyć się po ćwiczeniach, a potem udaliśmy się na obiad.
- No [t.i] przyznaj, że kręci Cię Liam – zagadnęła Holly
- Holly ty się chyba w główkę uderzyłaś – odpowiedziałam jej
- Ale spędziliście wczoraj razem dość sporo czasu – odrzuciła niemal natychmiast
- Bo mamy wspólne sprawy! – starałam się brzmieć dobitnie
- Yhmm, yhmmm to tak to się teraz nazywa – powiedziała, a wszystkie dziewczyny wybuchnęły śmiechem a ja oblałam się rumieńcem.

*** następnego dnia

Wracałyśmy właśnie razem z trenerką znad jeziora, do którego oczywiście musiałyśmy pobiec prawie dwa kilometry. Wszystkie zadowolone po prawie trzech godzinach spędzonych na pływaniu rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Kiedy dochodziłyśmy do naszej placówki zauważyłyśmy biegnącego w naszą stronę Liama. Dziewczyny spojrzały na mnie znacząco, a potem przeniosły swój wzrok na będącego coraz bliżej nas Payne’a, a raczej na jego umięśnione ramiona i klatkę piersiową, doskonale widoczne dzięki cienkiemu materiałowi jego koszulki na ramiączka.  Chłopak zbliżył się do nas z ulgą.
- Jejku no wszędzie Was szukałem – powiedział
- Co? Czemu? Coś się stało? – lamentowała Hannah
- Co?! Nie! Ja tylko mam sprawę do [t.i]. Mogę ją porwać? – zwrócił się do trenerki, która uznała, że trening i tak już skończony, więc na spokojnie mogę iść.
Podążyłam za brunetem i weszliśmy do jego pokoju. Usiadłam na krześle naprzeciwko Liama i czekałam na to co się wydarzy.
- Oglądałaś te zdjęcia, które zrobiłaś ostatnio w lesie? – zapytał
- To znaczy przejrzałam je, ale nie oglądałam tak dokładnie, bo dałam ci kartę pamięci. – odpowiedziałam
- Ahh no tak, to chodź, siadaj obok mnie. Musisz je obejrzeć
Siedzieliśmy prawie godzinę oglądając ponad setkę zdjęć, które zrobiłam. Zatrzymałam oko na kilku z nich, w których naprawdę ładnie udało mi się uchwycić postacie. Ogólnie byłam zadowolona z efektu.
- Są niezłe – powiedziałam
- Są genialne – sprostował chłopak
- Bez przesady. Przydałoby im się parę filtrów
- Ojj daj spokój. Są świetne – komplementował
- To ja ci coś pokażę. Podoba ci się to zdjęcie? – wskazałam na fotografię bruneta siedzącego na kocu, bawiącego się liściem.
- Jest super
- To teraz patrz. – włączyłam prosty Microsoft Office Picture Menager, bo żadnego lepszego programu nie było w jego komputerze. Pare kliknięć, tu rozjaśnić, tu przyciemnić, to wyostrzyć, na końcu zmienić kolorystykę na czarną białą i gotowe.
Odwróciłam laptopa i pokazałam Liamowi nowy, moim zdaniem lepszy, efekt.
- O EM DŻI – wyciekło z jego ust, na co zachichotałam – To teraz jestem pewien, że się do tego nadasz.
- Do czego? – zapytałam
- W połowie września są chrzciny synka mojej kuzynki. Dzwoniła do mnie dziś rano. No i potrzebują fotografa. I to jest w Wolverhampton, więc pomyślałem, że może chciałabyś, oczywiście za opłatą – plątał się w słowach
To było jak spełnienie marzeń, robić zdjęcia i to jeszcze za pieniądze. Jednak postanowiłam się trochę podroczyć. Odrobina zabawy nie zaszkodzi.
- No nie wiem. Wiesz jak wrócę, odchudzona to chyba zabraknie mi czasu przez ciągłe randki – zażartowałam, lecz chłopak odebrał mnie całkowicie poważnie
- Noo proszę. Zgódź się – zrobił minę smutnego psiaka i już nie mogłam nic zrobić tylko po prostu się zgodziłam
- Jasne, że się zgadzam. – uśmiechnęłam się do niego
- Jejkuu [t.i] jesteś najlepsza!! – krzyknął rozemocjonowany i zamknął mnie w głębokim uścisku.
W pewnym momencie nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. W ułamku sekundy poczułam jego miękkie, ciepłe usta na swoich i całkowicie zaskoczona tą sytuacją nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Dopiero po chwili zorientowałam się, co się naprawdę dzieje i odsunęłam się od Payne’a. Wydawał się zdezorientowany całą tą sytuacją i dopiero, gdy uświadomił sobie co zrobił lekki rumieniec wpłynął na jego policzki.
- O matko [t.i] ja… - nie słyszałam co mówił dalej, bo zażenowana całym zajściem wybiegłam z pomieszczenia.
 ________________________________
No to mamy 2!
Wiem, że długo na nią czekaliście, ale listopad to dla mnie straszny miesiąc
Z następną postaram się wyrobić szybciej.
Piszcie w komentarzach jak Wam się podoba.
Pamiętajcie o hashtagu #annie1126 i zaglądajcie na naszego twittera @annie1126imagin
Do następnego ♥

wtorek, 4 listopada 2014

Harry

kursywa-wspomnienia 

muzyka(pamiętajcie o replay'u)

Szedłem środkiem chodnika, omijając spieszących dokądś przechodniów. Sklepowe wystawy były pełne świątecznych symboli, jak Mikołaje, czy choinki, a pod nimi prezenty. Mimo, że do świąt pozostał miesiąc ludzie zdążyli już oszaleć na ich punkcie. Naciągnąłem na uszy czapkę, chowając pod nią związane włosy. Przyspieszyłem kroku i skupiłem się na czubkach swoich butów, nie zwracając uwagi na to, czy kogoś potrącam, czy nie. Świat był mi zupełnie obojętny, a wszystko za sprawą jednej dziewczyny. Zakochałem się do szaleństwa, a potem okazało się, że ona kocha mojego najlepszego przyjaciela. Świetnie.
-Cholera.
Przekląłem cicho, co zdarza mi się naprawdę rzadko.
-Przepraszam, j-ja, ja nie chciałam, po prostu mój pies zaginął i próbuję go odnaleźć, i-i nie wiem co robić, bo od dwóch dni go nie ma, a to jeszcze szczeniak, boję się, że coś mu się stało i-i..
Patrzyłem na dziewczynę, która wyrzucała z siebie słowa  z prędkością światła, zbierając z ziemi jakieś kartki. Schyliłem się i pomogłem jej, nie przestając jej obserwować. Blond grzywka wystawała spod jej siwej czapki, nachodząc na prawe szkło jej okularów. Nie patrzyła na mnie, tylko cały czas uporządkowywała kartki. Po minucie zebraliśmy wszystkie, a ja przyjrzałem się ogłoszeniu, które trzymałem w dłoni. Na górze widniał duży napis "ZAGINĄŁ SZCZENIAK", a pod spodem zdjęcie małego szczeniaka, który przechylał głowę w bok. Pod zdjęciem znajdowało się kilka informacji i numer telefonu właściciela.
-Dzięki.
Powiedziała, gdy podałem jej kartki. Wstaliśmy, a ja dostrzegłem jak niska jest. Sięgała mi zaledwie do ramion. To było śmieszne, gdy zadzierała głowę do góry, by móc na mnie patrzeć.
-Jeszcze raz przepraszam.
-W porządku, ja również powinienem uważać.
Zapadła między nami cisza, którą wykorzystałem na przyglądaniu się jej. Czubek jej nosa i policzki były zaczerwienione od zimna. Jej małe usta, były lekko rozchylone, a szaro-zielone oczy wpatrywały się w moje zza szkieł okularów.
-Przepraszam, ale muszę już iść. Zostało mi jeszcze sporo ogłoszeń do rozwieszenia.
Zmarszczyłem brwi i skinąłem głową.
-Powodzenia.
Dziewczyna skinęła głową i posyłając mi delikatny uśmiech, wyminęła mnie i poszła dalej. Obserwowałem przez chwilę jak przedziera się przez tłum ludzi. Wreszcie odwróciłem się i ruszyłem dalej.
*

Wysiadłem z autobusu, kierując się w stronę parku. Był to dobry skrót od mojego mieszkania do bloku Nick'a. Droga zajmowała mi zwykle 10 minut, jednak tym razem, z powodu remontu małego mostu, którym można było dostać się na drugą stronę parku, musiałem przejść inną drogą. Szedłem powoli, obserwując łyżwiarzy, którzy jeździli po tafli sztucznego lodowiska. Mijając aleję, która latem słynie z najpiękniejszych krzewów, usłyszałem ciche skomlenie. Zatrzymałem się i skupiłem na tym dźwięku. Dobiegał z zarośli, a gdy zacząłem je przeszukiwać, znalazłem małą, czarną kulkę, która na mój widok się ożywiła. Z trudem podniosła się i przekrzywiła głowę na bok. Zauważyłem, że trzyma przednią łapę w górze. Z trudem udało mi się wydostać psa z zarośli, a gdy już to zrobiłem, wysłałem wiadomość do Nick'a, że dziś nie uda nam się spotkać.
-Gdzie jest twój pan, hm?
Spytałem, patrząc na psa i idąc w stronę wyjścia z parku. Jedyne co przychodziło mi do głowy to udanie się do weterynarza, by przebadać psa. Rozglądałem się w poszukiwaniu kogoś, kto mógł być ewentualnym właścicielem zwierzaka, ale nikt nie zdawał się go szukać. Po kilkudziesięciu minutach znalazłem się w małej poczekalni, czekając, aż weterynarz będzie wolny. Gdy już do tego doszło, szczeniak został dokładnie przebadany. Okazało się, że miał stłuczoną łapę i był wygłodzony, poza tym jego stan był dobry i wyglądało na to, że musiał uciec swojemu właścicielowi. Zapłaciłem za wizytę i wyszedłem razem z psem na zewnątrz. Przez ten czas, który go miałem, zdążył się do mnie przywiązać i  byłem  zmuszony do noszenia go na rękach. Dotarliśmy do mojego mieszkania, po drodze wchodząc do sklepu zoologicznego i kupując dla niego karmę. Pierwsze dwie godziny nie tknął jedzenia, tylko chodził  po moim mieszkaniu, oznaczając je swoim moczem. Gdy mu się to znudziło, zjadł i napił się wody, by następnie zacząć ocierać się o moje nogi. Podniosłem go i położyłem na swoich kolanach, siadając na kanapie. Zacząłem przyglądać mu się uważnie, zastanawiając się, co zrobić. Nie mogłem go zatrzymać, a jego właściciel z pewnością się martwił. Postanowiłem, że następnego dnia przygotuję ogłoszenia i spróbuję odnaleźć właściciela. Do tego czasu, na przemian karmiłem go, bawiłem się i sprzątałem po nim.
*

Pies, bo tak go nazwałem (wiem, że to mało oryginalne) był ze mną przez 3 dni. Po tym czasie, w sobotni wieczór, który powinienem był spędzić na imprezie, a jednak siedziałem w domu, zadzwonił mój telefon. Numer był nieznany, więc pomyślałem, że może ktoś wreszcie zainteresował się szczeniakiem. 
-Halo?
-Dobry wieczór, dzwonię w sprawie psa z ogłoszenia. Jestem przekonana, że to mój szczeniak, który niedawno zaginął, jeśli mi pan nie wierzy, to ja mogę...
-Kiedy może go pani odebrać?
Przerwałem dziewczynie, rozbawiony. 
-Jak najszybciej.
-W takim razie, może za godzinę w Hyde Parku przy lodowisku?
Dziewczyna milczała przez kilka sekund.
-Okey. Czy z psem wszystko w porządku?
Popatrzyłem na małą kulkę, która leżała zwinięta w rogu kanapy, śpiąc. 
-Ma stłuczoną łapę, ale byłem u weterynarza i wszystko będzie w porządku.
-O mój Boże, całe szczęście... Do zobaczenia.
-Cześć.
Rozłączyłem się i wstałem z kanapy, po czym poszedłem do sypialni. Wciągnąłem na siebie wełniany sweter, ubrałem płaszcz, czapkę i buty, po czym wziąłem delikatnie psa na ręce i wyszedłem z mieszkania. Po niespełna 40 minutach znalazłem się w umówionym miejscu. Jak zwykle o tej porze, lodowisko było przepełnione ludźmi, a w tle grała świąteczna muzyka. Usiadłem na jednej z pobliskich ławek, upuszczając psa na ziemię. Sprawdziłem godzinę i wysłałem sms'a do znajomych, a gdy podniosłem wzrok znad ekranu telefonu, psa nie było przy mojej nodze. Ożywiony, rozejrzałem się wokół, ale nigdzie go nie dostrzegłem. Ten pies miał dar do uciekania. Zdecydowałem się zacząć go szukać, a pierwsze co zrobiłem to obszedłem dookoła lodowisko. Po 15 minutach szukania i nawoływania, usiadłem z powrotem na ławce. Świetnie, co powiedzieć dziewczynie? 
-Scooby!
Z mojej lewej strony dobiegł dziewczęcy pisk, a sekundę później rozległo się ciche szczekanie. Zaciekawiony spojrzałem w tamą stronę i zobaczyłem znajomą dziewczynę, która przytula do siebie Psa. Od razu uderzyłem się w czoło. Jak mogłem nie skojarzyć?! 
Podszedłem do niej, a ta od razu zadarła głowę do góry, by mogła na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się rozbawiony. Blond grzywka znowu nachodziła na jej okulary. 
-To ty.
Powiedziałem, a ona skinęła głową.
-To ty.
Odpowiedziała, z delikatnym uśmiechem. 
-Co się z tobą działo, Scooby? Martwiłam się!
Zwróciła się psa, mocniej go ściskając. 
-Scooby?
Spytałem rozbawiony.
-Tak.
-Jak Scooby Doo?
-Może.
Wzruszyła ramionami, i do tej pory nie wiem, czy to przez panujący chłód, czy przez zawstydzenie, jej policzki się zaróżowiły. 
-Jestem Harry.
Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, a ona ją uścisnęła nieporadnie, ponieważ nadal trzymała psa.
-[t.i].
Uśmiechnąłem się, chowając ręce do kieszeni płaszcza.
-Dziękuję, że się nim zająłeś. Oczywiście zwrócę ci wszystkie pieniądze jakie na niego poszły, tylko muszę poczekać...
-Nie ma sprawy.
Przerwałem jej, a ta uśmiechnęła się nieśmiało. 
-Przestań, muszę ci się jakoś odwdzięczyć.
-Zaproś mnie na kawę.
Oznajmiłem, wzruszając lekko ramionami. [t.i] przygryzła wargę, odwracając wzrok i przytaknęła.
-Chcesz przyjść do mnie na kawę?
Zapytała nieśmiało, a ja się zgodziłem, nie wiedząc, że ta kawa, będzie pierwszą z kilkudziesięciu razem wypitych kaw. 
*

Przekładam kolejną fotografię [t.i], a oczy jeszcze bardziej zachodzą mi łzami. Od dwóch godzin siedzę w salonie i oglądam zdjęcia, wspominając szczęśliwe dla nas chwile. Scooby leży na podłodze obok mnie. Jest teraz dużym labradorem, który od jakiegoś czasu mieszka ze mną na dobre. Odkładam zdjęcia na bok, gdy słyszę z kuchni dzwoniący telefon. Podnoszę się i idę do kuchni, a następnie odbieram zaniepokojony połączenie od doktor Brett.
-Halo?
Czuję suchość w ustach, a moje serce wali niespokojnie w piersi.
-Miała atak.
Te dwa słowa wystarczą, bym upuścił telefon na ziemię i wybiegł z mieszkania. Gnam ulicami miasta, by jak najszybciej dostać się do kliniki, którą od kilku miesięcy regularnie odwiedzam. Gdy dojeżdżam na miejsce, biegnę do środka, a następnie na odział, na którym leży [t.i]. Chcę wejść do niej, ale zatrzymuje mnie młoda pielęgniarka, która usiłuje utrzymać mnie w miejscu, podczas gdy ja się wyrywam. Wreszcie poddaję się i zrozpaczony podchodzę do szyby, przez którą widać salę [t.i]. Wokół niej gromadzą się lekarze, którzy podłączają ją do respiratora. Ktoś inny sięga po defibrylator i przykłada do jej klatki piersiowej. Ze łzami w oczach obserwuję jak jej drobne, wychudzone i zmęczone długą chorobą ciało, ulega wstrząsom. Zaczynam ryczeć i jest ze mną tylko gorzej, gdy lekarz raz po raz przyciska do niej elektrowstrząsy. Po kilku minutach przestaje i kręci głową w stronę innych. Zaciskam oczy i osuwam się na ziemię. Przyciskam kolana do torsu i chowam twarz w dłoniach, zanosząc się szlochem. Czemu to zrobiła? Dlaczego nie walczyła do końca? Obiecała mi! Obiecała, że  z tego wyjdzie!
-Panie Styles.
Ktoś pomaga mi wstać i podaje jakieś tabletki. Kręcę głową i spoglądam jeszcze raz w stronę [t.i].
-Mogę do niej iść?
Pytam, a pielęgniarka się zgadza. Widzę współczucie na jej twarzy i chcę ją uderzyć, bo nie potrzebuję tego. Wchodzę do sali, w której panuje cisza. Nie zakłóca jej już żaden dźwięk aparatury. [t.i] leży na łóżku, okryta pościelą. Jej oczy są zamknięte. Jest bardzo blada, mogę porównać jej kolor skóry to białej kartki. Za to usta są sine i spierzchnięte, jak zawsze po ataku.
Od 6 miesięcy wiemy o jej nowotworze, a te ataki duszności nasiliły się w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Wiedziałem, że kiedyś się skończą, ale nigdy nie wierzyłem w to, że wraz z nimi skończy się życie mojej ukochanej.
Przysuwam taboret do jej łóżka i siadam na nim. Ujmuję jej wychudzoną dłoń, która staje się chłodniejsza.
-[t.i]...
Zaczynam, a łzy od razu cisną mi się do oczu.
-Obiecałaś...
Szepczę i znów zaczynam płakać.
-Obiecałaś, że mnie nie zostawisz! Obiecałaś mi to!
Wyję z bólu z nadzieją, że Bóg i [t.i] go usłyszą i sprawią, że się obudzę. Że to wszystko okaże się złym snem.
-Mówiłaś, że mnie kochasz...więc dlaczego mnie teraz zostawiasz?
Patrzę na nią i szukam jakiegokolwiek śladu życia, a gdy nie znajduję, wpadam w wściekłość.
-Obiecałaś!!
Krzyczę.
-Obiecałaś, że wygrasz!! Obiecałaś mi to!!
Mój wrzask przywołuje dwóch lekarzy, którzy chwytają mnie za ramiona i próbują wyprowadzić z sali. Miotam się i wyję, bo w przeciwieństwie do [t.i], dotrzymuję obietnic. Nie zostawię jej.
___________________________________________________________________
Cześć!
Dawno nic nie dodawałam, ale o to jestem i mam nadzieję, że z dobrą pracą!
Pojawiła się nowa zakładka "KONTAKT", więc gdybyście miały do nas jakiekolwiek pytania czy coś, to tam znajdziecie nasze adresy :)
Zachęcam również do dzielenia się swoją opinią na tt używając #annie1126

Czekam z niecierpliwością na wasze komentarze! :)