Strony
▼
poniedziałek, 8 lipca 2013
Louis cz 1
Chyba nikt nie lubi się przeprowadzać i zostawiać za sobą całego swojego dotychczasowego świata. Nie byłam wyjątkiem. Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się, że mam zmieni
ć miejsce zamieszkania, byłam przerażona. Dzisiaj mogę powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłam. Wprowadzałam się do nowego domu średnio raz na dwa miesiące. Było ciężko ciągle szukać nowych znajomych, ale robiłam to ze względu na mamę. Biedaczka, prawie wpadła w depresję po tragicznej i niespodziewanej śmierci mojego ojca. Z pomocą mnie i mojej siostry udało jej się wyjść z dołka. Od tamtej pory postawiła sobie za cel odbudować rodzinę, tym razem z nowym mężczyzną jako głowa rodziny. W tym momencie zaczął się problem. Z powodu braku szczęścia w sprawach sercowych nie mogła znaleźć sobie nikogo. Po zakończeniu trwającego zawsze nie dłużej niż miesiąc związku stwierdzała, że obecne miejsce zamieszkania kojarzy jej się z byłym już partnerem i musi znaleźć sobie nowe, mniej przytłaczające. To właśnie był powód wiecznych przeprowadzek, których tak nienawidziłam.
Pierwszego dnia w kolejnej nowej szkole stanęłam przed białymi drzwiami z doklejonym numerem 312 i napisem ,,pracownia religii" pod nim. Moja nowa wychowawczyni miała być katechetką, a teraz trwała godzina wychowawcza. Oczyma wyobraźni zobaczyłam surową zakonnicę, która za złą odpowiedź karała, jak za starych czasów, klęczeniem na grochu albo uderzeniem linijką w dłonie, dlatego nie spieszyło mi się z wejściem do klasy, chociaż byłam już spóźniona. Niepewnie dotknęłam klamki i weszłam do środka.
Nie było tak źle, jak sobie wyobrażałam. Klasa była duża i jasna. W czteroosobowych ławkach siedzieli rozgadani uczniowie, a nauczycielka, nie ubrana wcale w habit, nawet nie zwróciła uwagi na moje przybycie.
- Dzień dobry - przywitałam się nieśmiało
Nikt nie zareagował.
- Dzień dobry - powtórzyłam głośniej - Przepraszam za spóźnienie
Dopiero teraz wszystkie głowy, łącznie z tą należącą do nauczycielki, zwróciły się w moją stronę.
- Ty jesteś tą nową uczennicą - nauczycielka podniosła się z ławki i podeszła do mnie - Poznajcie [t.i] [t.n] - zwróciła się do uczniów - Od dzisiaj będzie chodzić z wami do klasy. Bądźcie dla niej mili. [t.i], usiądź, gdzie chcesz
Rozejrzałam się po klasie i dostrzegłam tylko jedno wolne miejsce, w ostatniej ławce. Zadowolona, że nie będę musiała siedzieć blisko nauczycielki, usiadłam koło dziewczyny w brązowych włosach i szetokim uśmiechem na twarzy.
- Cześć! - przywitała się wesoło
- No hej - mruknęłam
- [t.i], tak?
Pokiwałam głową.
- Ja jestem Gin, to moja bliźniaczka, Beth, a ten wariat pod oknem to Louis - przedstawiła wszystkich, którzy siedzieli w tej ławce
Posłałam im udawany uśmiech. Nie chciałam przyjaciół, bo wiedziałam, że będę za nimi tęsknić po wyjeździe z miasta.
- Hej, [t.i] - powiedziała Beth - Idziesz z nami na lody po szkole?
Pokręciłam głową.
- Ja też odpadam - włączył się do rozmowy Louis - Nie mam ochoty
- Ty nie masz ochoty na lody? - zdziwiła się Gin
Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie szkodzi, pójdziemy same - zadecydowała Beth, kończąc rozmowę
Przez resztę dna bliźniaczki toważyszyły mi przy prawie każdej czynności, zanudzając mnie opowieściami o zwyczajach panujących w szkole. Nie bardzo mnie to interesowało, ale zachowywałam chociaż podstawowe formy grzeczności, potakując co jakiś czas, kiedy chciałam wykrzyczeć, żeby wreszcie się zamknęły. Często dołączał do nich także Louis. Zdołał nawet nakłonić mnie, żebym usiadła z nim na bioligii. Od tamtej chwili nasza ławka została nazwana najgłośniejszą w historii. Chłopak nie rozmawiał ze mnę za wiele, wolał się wygłupiać. Przez całą lekcję malowaliśmy sobie po książkach i wynieśliśmy w kieszeniach prawie wszystkie szyszki przeznaczone na prezentację na następnych zajęciach. W nagrodę dostaliśmy po uwadze do dziennika, ale zdobyczy nie oddaliśmy.
Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy smucić, kiedy zabrzmiał ostatni dzwonek. Cieszyłam się, że nie będę musiała już wysłuchiwać gadania Gin i Beth, ale perspektywa spędzenia popołudnia w pustym domu też mnie nie zadowalała. Kiedy zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, odmawiając wyjście na lody, poczułam, że ktoś łaskocze mnie od tyłu.
- Proszę, przestań! Zrobię, co zechcesz - wydusiłam przez śmiech
- A dasz mi swój numer? - usłyszałam znajomy, męski głos - Chciałbym, żebyś jednak poszła ze mną na te lody
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Ale jako koleżanka - wyjaśnił równie zdziwiony swoją propozycją, co ja - Tylko jako koleżanka
W duchu odetchnęłam z ulgą. Nie chodziło o to, że mi się nie podobał. Nawet przystojny z niego chłopak, ale nie chciałam pakować się w żadne miłości.
- Już ci daję - powiedziałam i chciałam sięgnąć do kieszeni po telefon, ale przypomniało mi się, że leży rozładowany na łóżku w moim pokoju
- Zostawiłaś w domu? - uśmiechnął się Louis - To nic, odprowadzę cię
***
Nie ma to jak imagin o szkole. W wakacje.
świetny <3
OdpowiedzUsuńDobrze piszesz, wręcz bardzo ;33 Podoba mi się, czekam na jakiś kolejny z Harrym <3 Weny i zapraszam przygodawlondynie.blogspot.com ;333
OdpowiedzUsuńHahah no fakt, szkoła w wakacje :3
OdpowiedzUsuńAle imagin niesamowity!
Kocham twój styl pisania xx
Zapraszam przy okazji;
http://najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com/
dziękuję, a twojego bloga już dawno obserwuję ;)
Usuń<3
OdpowiedzUsuń