Strony

środa, 31 lipca 2013

Imagin Harry

Według pomysłu
Nika x
mam nadzieję, że mniej więcej o takie coś chodziło


[t.i] siedziała znudzona, rysując na ławce zupełnie niezwiązane z lekcją obrazki, co jakiś czas podnosząc głowę i obserwując innych uczniów zajętych rozmową na mało interesujące ją tematy. Jakby chciała, żeby siedział obok niej ktoś z kim mogłaby porozmawiać, podczas gdy znienawidzony przez wszystkich nauczyciel wyjaśniałby nowe pojęcia, których definicje powinni zapisyw
ać w zeszytach. Niestety, dzieliła ławkę z osobą, której najbardziej nie chciała widzieć koło siebie. Obdarzony nieprzeciętną urodą chłopak o brązowych, kręconych włosach i dużych, zielonych oczach podobał jej się od pierwszego dnia, gdy tylko go zobaczyła. Chciała wtedy do niego podejść i się przedstawić, ale zauważyła go w otoczeniu kilku osób, które wciąż zamieniały jej życie w piekło, co skutecznie ją zniechęciło.

Wiele razy zastanawiała się ,dlaczego rówieśnicy jej nie akceptują, ale nie mogła znaleźć żadnego wyjaśnienia. Wydawało by się, że uroda i gruby portfel przyciągają wielu znajomych, ale nie w przypadku [t.i]. Większość dziewczyn zazdrościła jej idealnego, według nich, życia, a chłopcy dokuczali jej, żeby popisać się przed kolegami. Bolało ją to, ale starała się nie pokazywać prześladowcom słabości i znosić złośliwe docinki z największym honorem, na jaki było ją stać, w czasie, gdy w środku krzyczała z rozpaczy. Nie potrzebowała wiele, tylko tej jednej osoby, która zawsze by ją wysłuchała i doradziła. Taka osoba nazywana jest chyba przyjacielem.

Dorysowała ostatnie szczegóły karykatury siedzącej przed nią Liz i jeszcze raz przyjrzała się z zadowoleniem o wiele za dużemu, pryszczatemu nosowi, krzywymi, kaczymi nogami i potarganej fryzurze. Chociaż nie chciała przyznać tego sama przed sobą, miała talent do rysowania. Rysunków, które wyszły spod jej ołówka mógłby pozazdrościć nie jeden artysta.
- Blondyna znowu maluje? - [t.i] usłyszała za sobą znajomy głos, tak niespodziewanie, że aż podskoczyła, dodając ołówkowej Liz długą kreskę ciągnącą się przez szerokość jej głowy
Szybko zakryła rękami swoje dzieło, ale Harry sprawnie odsunął jej ręce i przyjrzał się rysunkowi.
- Kto to? - spytał rozbawiony, a [t.i] odwróciła głowę w przeciwną stronę - Mam jej powiedzieć?
Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, co zdziwiło Harrego. [t.i], którą znał, nigdy nikogo nie prosiła. Spojrzał na nią ze ściągniętymi brwiami, jakby zobaczył zupełnie nową osobę, a ona wykorzystała okazję. Szybko umoczyła palec w ślinie i zmyła rysunek z ławki. Kiedy Harry zorientował się, co robi, z malutkiej postaci zostały tylko dwa za duże buty i kawałek spodni.
- Proszę, powiedz. Nie masz już dowodu, a po ostatnim dowcipie wątpię, żeby uwierzyła ci na słowo - powiedziała wyzywająco, ponownie schyliła się nad ławką i zaczęła kolejny rysunek, tym razem nieprzedstawiający nikogo z klasy

- Panno [t.n], co panienka robi?
[t.i] podniosła głowę i szybkim ruchem ręki poprawiła opadającą na czoło grzywkę. Rozejrzała się po klasie. Wszystkie oczy wpatrywały się na zmianę, to w nią, to w nauczyciela, który przemierzał już klasę, żeby znaleźć się przy odpowiedniej ławce.
- Wie pani, że niszczenie mienia szkoły jest zabronione? - spytał profesor, przewracając leniwie kartki w zgniłozielonym dzienniku
- Nie niszczę mienia szkolnego - powiedziała odważnie [t.i], wstając z miejsca
Biolog zmierzył ją przenikliwym wzrokiem. Przez ostatnie trzydzieści lat, kiedy nauczał w tej szkole, żaden uczeń nie odważył się przemawiać do niego takim tonem.
- Tak? - podniósł głowę znad dziennika - Przed chwilą widziałem co innego. To prawda, jestem już stary, ale wzrok mam nadal sokoli
- Nikt nie ma zastrzeżeń do pańskiego wzroku, ale nie mogę się z panem zgodzić. Zawsze zmazuję swoje rysunki - powiedziała, akcentując ostatnie zdanie
Przez chwilę zapanowała tak rzadko spotykana w tej klasie cisza. Uczniowie nie chcieli przepuścić ani słowa z tej rozmowy, zastygli w bezruchu, wyczekując dalszego ciągu.
I wtedy, gdy wydawało się, że [t.i] wygrała dyskusję z profesorem, do rozmowy wtrąciło się większość klasy.
- Kłamstwa! Zawsze zostają na ławce! A widział pan, co ona robi, jak pan się odwróci?! - przekrzykiwali jeden drugiego
[t.i] uniosła głowę jeszcze wyżej. Nie płacz, nie płacz - powtarzała sobie w duchu, starając się jednocześnie zatrzymać cisnące się na policzki łzy.
- Panie Styles - zwrócił się profesor do milczącego dotychczas Harrego - Czy panna [t.n] zmywa swoje rysunki po skończeniu lekcji?
Harry rozejrzał się po klasie, po ludziach, dających mu spojrzeniem do zrozumienia, że ma skłamać, na niewyrażającą żadnych emocji twarz [t.i]. Spojrzał w oczy profesorowi.
- Ja zmywam za nią codziennie - powiedział pewnie
[t.i] uśmiechnęła się pod nosem. Nie spodziewała się, żeby największy wróg ją obronił. Byłaby bardzo zaskoczona, gdyby tak się stało.
- Szczerze mówiąc, tego się spodziewałem - mruknął nauczyciel, poruszając energicznie wysłużonym długopisem nad odpowiednią rubryką w dzienniku, wpisując w nią litery, których [t.i] nie udało się rozszyfrować. Nie przeszkodził mu nawet dźwięk obwieszczający koniec zajęć, a uczniowie, zamiast, jak co dzień, jak najszybciej wysypać się z klasy na zalane słońcem szkolne boisko, trwali w bezruchu, udając, że lekcja nadal trwa. Po kilku minutach, które według [t.i] trwały o wiele dłużej, niż powinny, profesor podniósł wzrok znad dziennika i przeniósł go na parę siedzącą przy ozdobionym przez [t.i] stoliku.
- Panienka [t.n]  zostanie na przerwie i posprząta po sobie. A pan Styles udzieli jej wsparcia, skoro przez cały semestr był tak skory do pomocy - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem i oddalił się w stronę biurka, żeby pozbierać porozrzucane na nim rzeczy

Uczniowie powoli opuszczali klasę z nieco zawiedzionymi minami, zastanawiając się głośno, czemu [t.i] nie spotkała większa kara, a gdy wszystkie ławki zostały opuszczone, profesor pożegnał się pospiesznie i również wyszedł, uginając się pod ciężarem sterty podręczników.
- Zadowolony? - mruknęła [t.i], bardziej do siebie, niż do chłopaka, który, stojąc do niej tyłem, wrzucał książki do szkolnej torby
Starała się nie myśleć o brązowych, niesfornych lokach, na które miała teraz doskonały widok, ale nie było to łatwe zadanie. Harry potrząsał nimi przy każdym poruszeniu głową, nieświadomy, jak działa to na dziewczynę.
- Na co czekasz? - warknął, brutalnie wyrywając ją z krainy marzeń - Leć po jakąś ścierkę
- Podobno to ty zawsze robisz to za mnie, więc dzisiaj daję ci pole do popisu - założyła nogę na nogę i odwróciła wymownie wzrok w stronę świeżo startej tablicy
Nawet nie zauważyła, jak Harry znalazł się tuż nad nią i gwałtownym pociągnięciem za nadgarstek zmusił ją do wstania. Nie chcąc upaść, złapała się jego koszulki, a on zacisnął palce na jej ramionach. Syknęła z bólu, ale nie odepchnęła wbijających się w skórę paznokci.
- Spójrz na mnie, [t.n] - Harry nie podnosił głosu, ale [t.i] poznała po jego tonie, że nie należy mu się sprzeciwiać
Posłusznie przeniosła wzrok na jego oczy. Pomimo nieciekawej sytuacji, cieszyła się w duchu, że może podziwiać te zielone tęczówki z tak bliska. Gdyby tylko mogła w nie patrzeć codziennie...
- Jeszcze nigdy nie spotkałem tak beznadziejnej osoby, jak ty. Nie wiem, co sobie myślisz, igrając z nami wszystkimi, ale wiedz, że jesteś zerem. Jak taka szmata jak ty ma czelność z nami zadzierać?! Ze mną?! - wykrzyczał jej prosto w twarz, nie wiedząc nawet, że jej serce rozpada się właśnie na miliony obolałych kawałeczków.
Tylko nie płacz, tylko nie płacz. Nie płacz, idiotko, słyszałaś?! - powtarzała sobie w duchu, ale tym razem to nie pomagało. W jej oczach zbierał się powoli coraz więcej łez. Łez, których za wszelką cenę nie chciała pokazać Harremu. Pomyślała, żeby otrzeć je rękawem, ale natychmiast uświadomiła sobie, że chłopak na pewno by to zauważył.
- Słuchasz mnie? - syknął, wpatrując się w nią, ale ona zdawała się go nie słyszeć
Łzy w końcu zwyciężyły i przelały się na jej policzki, wyznaczając długie, czarne ślady z tuszu do rzęs. Harry otworzył szerzej oczy. Pyskata, arogancka dziewczyna, która zdawała się nienawidzić go od zawsze, właśnie się przed nim rozpłakała. Poruszał powoli ustami, próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale nic nie przychodziło mu na myśl. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co powiedzieć.

[t.i] wykorzystała zdziwienie Harrego i wyślizgnęła się z jego objęć. Nie oglądając się za siebie, zbiegła po schodach na najniższe piętro. Pchnęła drzwi do szatni, w której dopadła do swojej skrytki. Kiedyś, dawno temu, gdy jeden z uczniów stłukł piłką szybę w jednej z klas, schowała pod obluzowanym parapetem kilka odłamków szkła. Obiecała sobie, że zachowa je na specjalną okazję, kiedy będzie wiedziała, że nie wytrzyma w swojej skórze ani chwili dłużej i wydawało jej się, że ta chwila właśnie nastąpiła. Wiedziała, co myślą o niej inni, ale jeszcze nikt nie powiedział jej o tym w taki sposób. Choć Harry nie miał o tym pojęcia, kochała go całym swoim nastoletnim sercem, ale już dawno straciła nadzieję, że on kiedyś odwzajemni to uczucie. Czemu ktoś taki jak on, szkolna gwiazda, miałby zwrócić uwagę na kogoś takiego jak ona?
Jedną ręką podniosła obluzowany kawałek parapetu, drugą zaś wyszukała pod nim szczątków szyby. Od razu poczuła ciepłą krew, spływającą po zranionych palcach, szukających na oślep ostrych przedmiotów, ale to jej nie wystarczyło. Podciągnęła wysoko rękaw starej, sportowej bluzy i przytknęła szkło do skóry, na którą zaraz wylały się wąskie strumyki ciepłej cieczy. Zacisnęła mocniej wargi i wykonała jeszcze kilka głębokich zacięć.
- Tu jesteś, szukałem cię wszę... Co ty do cholery robisz?! - znienawidzony głos sprawił, że natychmiast wypuściła z rąk kawałek szkła, które upadło z brzdękiem na kafelki
Harry podbiegł do niej i uniósł delikatnie jej przedramię, na którym widniał świeżo wyryty napis perfect.
- Ale... dlaczego? - powiedział łamiącym się głosem, nadal przypatrując się uważnie ranom
[t.i] westchnęła.
- Dzięki tobie - szepnęła
- J-jak to dzięki mnie?
- Może bardziej by pasowało: przez ciebie? - wzruszyła ramionami
- Naprawdę? - spojrzał jej głęboko w oczy, ale ona natychmiast odwróciła wzrok. Nie wybaczyła sobie, że dała się znaleźć w takim stanie - Nawet nie wiem, jak mam ci...
[t.i] nie wytrzymała. Wyrwała rękę z uścisku Harrego i gwałtownie wstała z podłogi, cały czas mierząc go pełnym nienawiści wzrokiem.
- Ja cię kocham, nie zauważyłeś tego? - nie panowała nad emocjami - Tak, kocham największego chuja jakiego dane było mi poznać, ale ten chuj wciąż mnie poniża, żeby pokazać innym, jaki jest fajny!
Harry po raz kolejny tego dnia spojrzał na nią, jakby zobaczył zupełnie inną osobę.
- Wcale nie chciałem niczego pokazać! Myślałem, że to ty jesteś ,,ta zła”, wszyscy tak myśleli - [t.i] spojrzała na niego z niedowierzaniem - Zastanów się, przecież wciąż pyskujesz nauczycielom, potrafisz się nieźle odgryźć, no i jest jeszcze to - ściągnął mi bluzę, odkrywając niewidoczne dotąd tatuaże na ramionach
- Skąd o nich wiesz? - przeraziła się, ponieważ do tej pory uważała je za swój sekret
Harry wzruszył ramionami, ale zaraz spojrzał się znowu w oczy [t.i] z nieznaną jej dotąd czułością.
- A jeśli ten chuj też kocha tą dziewczynę, tylko nie przyznawał się, bo się jej bał?
- Kochasz mnie? - [t.i]  nie dowierzała własnym uszom

Harry pokiwał głową, poczym wpił się zachłannie w usta [t.i].




*************
Dawno mnie tu nie było. Po kilku latach wróciłam do Harrego Pottera i zamiast wieczorem napisać coś w końcu, to czytam... ;D

wtorek, 30 lipca 2013

Imagin Niall część 1

Na wstępie chciałabym napisać, że imagin pisany na podstawie piosenki 
Nickelback - lullaby , którą podesłała Korba, i w sumie jej dedykuję ten
imagin :)
Na wstępie zaznaczam, że nie wiem czy dobrze zinterpretowałam piosenkę,
ale taki pomysł jako pierwszy wpadł mi do głowy, więc postanowiłam go użyć.
Imagin będzie podzielony na 3 bądź 4 części.

 Cóż, znam to uczucie
Gdy znajdujesz się na krawędzi
I nie ma leku
Przed zacięciem się postrzępionym ostrzem


Siedziałam na betonowy murku tuż nad przepływającą w dole Tamizą. Obraz dookoła już od dłuższego czasu był zamazany. Nie wiedziałam nawet dlaczego płaczę. Być może to przez nienawiść? Nienawiść do własnego życia i do tego cholernego nałogu który każdego dnia wyniszcza mnie coraz bardziej.
Jeżeli was to zastanawia to nie, nie planuję się zabić skacząc z mostu. Chcę tylko poczuć jak to jest być tak blisko śmierci. A może jednak mogłabym skoczyć? Nie, nie sądzę. Nie należę do odważnych osób, mimo że każda kolejna działka tego skurwysyńskiego nałogu może być moją ostatnią.
Czasem się boję. Gdy igła wbija się w moje przedramię drżę ze strachu, strachu przed tym że lada moment mogę upaść na podłogę i tak po prostu odejść. Nie chcę tego. Chcę żyć, ale już bez narkotyków. Chciałabym wreszcie się zakochać, poczuć jak to jest być dla kogoś całym światem, wyjść na spacer po lońdyńskich uliczkach czy posiedzieć w domowym zaciszu napawając się obecnością ukochanego. Niestety, na obecną chwilę jedyne z kim mogę porozmawiać to z kilkoma narkomanami z mojej szkoły, z którymi na długiej przerwie ładujemy sobie za szkolnym murem.
Każdego dnia myślę o tym aby przestać, ale nie mam po co, nie mam dla kogo. Nie ma przy mnie osoby która wspierałaby mnie w moim celu, wszystkim dookoła zwyczajnie to zwisa. Nawet mojej matce, zabieganej bizneswomen która nie ma pojęcia z jakim gównem zmaga się jej córka. Ale może to i lepiej? Nie lubię obarczać innych ludzi swoimi problemami i chyba to było głównym powodem mojego popadnięcia w nałóg. Dzięki heroinie zmagam się z tym wszystkim sama, nie potrzebuję wtedy nikogo. Czuję wtedy jakbym latała, jakbym była władcą tego świata, ale zazwyczaj to nie trwa długo. Później przychodzi morderczy głód, moralny kac i użalanie się nad własnym losem.
Zeskoczyłam z murku i wytarłam twarz w czarną bokserkę którą miałam na sobie. Nawet się nie zorientowałam kiedy moje policzki całkowicie wyschły. Chyba ilość moich łez jest jednak ograniczona.
Był środek nocy, gdy wkroczyłam na jedną z parkowych alejek. Włożyłam dłonie w kieszeń spodni i uśmiechnęła się kpiąco czując pomiędzy palcami foliowy woreczek. Myślałam, że władowałam wszystko. Wyciągnęłam proszek z kieszeni a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Zupełnie zapomniałam, że kilka godzin temu spotkałam jednego z miejscowych dileri i zaopatrzyłam się w towar.
Usiadłam na drewnianej ławce, w całkowitej ciemności i wyciągnęłam z kieszeni łyżeczkę oraz zapalniczkę. Całe szczęście, że towar był czysty i nie trzeba było używać cytryny. Nasypałam niewiele mniej niż gram proszku na łyżeczkę i podpaliłam od spodu. Standardowy rytuał.
Nabrałam to wszystko na moją największą przyjaciółkę(pieszczotliwie nazywam tak strzykawkę) i wkułam się w przedramię.
Nawet nie zdążyłam wyjąć igły gdy poczułam jak moje wszystkie kończyny drętwieją. Osunęłam się po oparciu ławki i odpłynęłam. Czy tak właśnie wygląda śmierć?

*
     - [T.I] to Ty? Jezu, co Ci się stało? - to było pierwsze co usłyszałam. Przez moment wydawało mi się że już po mnie. Że stało się to czego tak bardzo się bałam ... śmierć.
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to przerażoną twarz blondyna. Rozpoznałam go od razu. Niall. Chodzi ze mną do szkoły, a jego imię znam stąd, że jeszcze rok temu należał do naszej paczki. Tak, też brał , ale z tego co się orientuję i co mówią ludzie to już dawno skończył z narkotykami. Ugh, zazdroszczę.
    - Co tutaj robisz? -spytałam łapiąc się za tył głowy, która pulsowała niemiłosiernie.Ile ja tutaj tak właściwie leżałam? Zważając na to, że na dworze jest już całkowicie jasno musiałam odpłynąć na bardzo długo. - I która jest godzina?
    - Siódma rano -odpowiedział, pomagając mi podnieść się z drewnianej ławki. - Przechodziłem akurat podczas porannego spaceru z psem -dodał po chwili.
Stałam na własnych nogach,ale wciąż lekko się chwiałam więc Niall pomagał mi utrzymać równowagę.
    - Wciąż w tym siedzisz co? -spytał retorycznie na co ja wywróciłam oczami. Rozprostował moją rękę i jednym pociągnięciem wyciągnął igłę z mojego przedramienia. O shit, zupełnie o niej zapomniałam.

Mówię Ci że
Nigdy nie jest tak źle
Posłuchaj kogoś kto był tam gdzie teraz Ty
Leżysz na podłodze
I nie jesteś pewna
Czy możesz to znieść


Gdy rok temu "wchodziłam" do grupy Niall był już doświadczonym narkomanem. Pamiętam jaki był agresywny w stosunku do mnie - nowicjuszki. Traktował mnie z góry, jak gówniarę która nie wie w co się wpakowała. Teraz wiem, że miał cholerną rację.
Potem trafił na odwyk i nie było go z nami przez pół roku. Wrócił całkowicie odmieniony. Wesoły, pełen chęci do życia. Z tego co się orientuje został nawet kapitanem szkolnej drużyny hokeja. Najprościej mówiąc - wyszedł na prostą nim jeszcze nie było za późno.
    - Nie każdy ma tyle szczęścia co Ty, Horan - bąknęłam, chowając igłę do kieszeni jeansów.
    - Dlaczego chociaż nie spróbujesz? Spójrz na mnie, narkotyki to nie jest rozwiązanie -rozpoczął swój monolog ale ja jakoś przestałam go słuchać. Każdy tak mówił.
    - Ugh zamknij się wreszcie. Myślisz, że kim Ty jesteś? To że Tobie się udało nie znaczy że każdy skazany będzie na powodzenie. Niektórzy po prostu umierają jako narkomani -warknęłam zirytowana.
Horana spuścił wzrok na dół i mocniej owinął gruby sznur smyczy wokół swojego nadgarstka. Schylił się lekko i pogłaskał leżącego na ziemi psa.
    -  Wiesz co, wydaje mi się że potrzebna jest Ci szczera i otwarta rozmowa. Zapraszam do siebie na herbatę, spróbuję jakoś pomóc -mimo mojej pokazanej niechęci, zgodziłam się. Jedna rozmowa nie pomoże mi wyjść w prawdzie z nałogu,ale może chociaż dzięki niej podejmę jakieś próby. W końcu niczego nie pragnę tak bardzo jak skończyć z narkotykami.

_____________________
Szczerze nie spodziewałam się, że tak szybko wstawię tutaj coś haha
Imagin pisałam około 3 nad ranem, także za jakiekolwiek błędy przepraszam
I nadal możecie podsyłać mi w komentarzach linki do piosenek, a ja będę
próbowała przelać je tutaj. 
Drugą część wstawię jak pojawi się tutaj spora ilość komentarzy,umówmy się
na 16 co ? :) Wiem że dacie radę ^ ^

poniedziałek, 29 lipca 2013

Imagin Zayn

    Znała go praktycznie od zawsze. Mieszkali tuż obok siebie, w bliźniaku i już jako dwulatki razem budowali zamki z piasku. Wspólnie uczyli się jeździć na rowerze i wspinać na drzewa. Zawsze razem. Ona i on, dwoje nierozłącznych i ufających sobie ludzi.
Jednak wszystko kiedyś ulega zmianie i tak też było w ich przypadku. On się zmienił, mianowicie gdzieś pomiędzy wspólnym odrabianiem zadań domowych i wychodzeniem na spacery pojawiło się niezrozumiałe uczucie. Przestał widzieć w niej kumpla z którym może pogadać o wszystkim a zaczął dostrzegać piękno jej oczu,pragnąc dotykać jej delikatnego ciała bez ustanku.
Pewnego razu zdobył się na odwagę aby wyznać jej wszystkie swoje uczucia. W deszczowy wiosenny dzień, gdy siedzieli w parku, przemoczeni do suchej nitki, z uśmiechami na ustach.
    - Kocham Cię Zayn, ale jak brata. Przepraszam - tymi słowami oszukiwała samą siebie. Kochała go, jak partnera, swoją drugą połówkę, ale było coś a raczej ktoś co nie pozwalał jej wyjawić na światło dziennie swoich uczuć a mianowicie jej ojciec.
Nie przepadał za Zaynem i nie omieszkał powiedzieć o tym swojej córce. Przez jego nienawiść traciła swoją miłość, ale nie potrafiła nic z tym zrobić, do czasu.

                                                                           *

Siedzieli nad rzeką, pod osłoną nocy i zajadali się niezdrowymi chipsami, śmiejąc się aż do łez. Niedawno skończyła osiemnaście lat a on wciąż ją kochał, wciąż pragnął jej ciała i wciąż nie pogodził się z jej odrzuceniem.
Jednak [T.I] nie miała już siły aby nadal bronić się przed tym uczuciem. Westchnęła głośno i postanowiła wyjawić swoją od tak dawna skrywaną tajemnicę.
    - Pamiętasz jak pół roku temu powiedziałeś że mnie kochasz? -zaczęła niepewnie na co Zayn przytaknął. Jego źrenice nieco się rozszerzyły a serce przyśpieszyło. To mogła być tak chwila. - Kłamałam mówiąc, że kocham Cię jak brata. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie potrafię już dłużej bronić się przed tym uczuciem, nie daję rady. Tak bardzo Cię kocham -wyszeptała czując jak robi jej się lżej na sercu.
Zayn nie odpowiedział nic, tylko zachłannie wpił się w jej usta. Stało się to czego tak bardzo pragnął. Miał ją, wreszcie miał ją tylko dla siebie.
Oddali się sobie. Nad rzeką, pod gwieździstym niebem. Zrobili to i żadne z nich tego nie żałowało.

                                                                          *
Atmosfera w jej domu stała się nie do wytrzymania więc zdecydowała się na drastyczne kroki.
Zobaczyła go jak stał na środku ciemnej alei, rozświetlanej dzięki kilku dworcowym latarnią. Na ramieniu przewieszoną miał niewielką torbę.
Właśnie dziś, właśnie tej nocy wszystko miało się zmienić. Mieli zacząć nowe życie, z dala od nie akceptujących tego związku ludzi, z dala od jej ojca.
Chwyciła rączkę swojej niewielkiej walizki i pewnym krokiem do niego podeszła.
Zayn pocałował delikatnie kącik jej ust i splótł ich palce.
    - Jesteś gotowa? -spytał ciepło.   
    - Tak Zayn, już nic nas nie rozdzieli -powiedziała pewnie, wsiadając wraz z chłopakiem do pociągu.

*"On nie miał nic, ona zostawiła wszystko w tyle. Czekała na te chwile słodkie jak daktyle"


                                                                               *
Minął dopiero piąty miesiąc ich związku gdy wszystko zaczęło się psuć. Już nie powtarzał że ją kocha, że jest dla niego całym światem. Ona wciąż była zakochana a on z każdym kolejnym dniem oddalał się od niej coraz bardziej.
Nie potrafił tego znieść. Zrozumiał, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał, że to wszystko było tylko zauroczeniem. [T.I] planowała już ich wspólną przyszłość, co dzień opowiadała mu że chciałaby mieć z nim dziecko a Zayna coraz bardziej to przerażało. Miał tylko dziewiętnaście lat i wciąż chciał się bawić. Ciągnęła go ulica, imprezy i inne dziewczyny. Nie był gotów aby wiązać się na stałe.
    - [T.I], ale ja tego nie wytrzymam -wypalił któregoś razu gdy [T.I] znów zaczęła snuć wizję na temat ich wspólnej przyszłości.
    - O co chodzi Zayn? -spytała z paniką w głosie.
    - Wypaliłem się. Nie jestem gotów na prawdziwy związek, potrzebuję zabawy, nowych wrażeń a nie monotonności -zaczął tłumaczyć ale ona powoli przestawała go słuchać. Po jej policzku spłynęła najpierw jedna łza, potem druga aż w końcu płynęły setkami.
    - Oddałam Ci całe serce -zaszlochała. -Zostawiłam dla Ciebie wszystko!
Zayn już nie odpowiedział. Pakując swoje rzeczy słyszał jej histeryczny płacz, ale nie reagował. Nie potrafił być z kimś na siłę.
Chwycił za swoją torbę i będąc przy drzwiach po raz ostatni odwrócił się w jej stronę.
Widok jej twarzy całej we łzach utwierdził go tylko w przekonaniu, że tak naprawdę nigdy jej nie kochał.

______________________________
* fragment piosenki Kali -zdrajca
Cześć, jakiś czas nic tutaj nie dodawałam i tak pewnie będzie jeszcze przez jakiś czas bo wiadomo jak to jest w wakacje.
Ostatnio trochę ciężko u mnie z weną,dlatego  próbuję inspirować się piosenkami.
Jeżeli macie jakieś swoje ulubione piosenki i chcecie abym napisała na ich podstawie imagina,możecie podesłać w komentarzach link a ja SPRÓBUJĘ przelać to tutaj, przy okazji możecie napisać z którym z chłopaków to ma być :)
Dziękuje za każdy komentarz i opinię na temat imagina xoxo

 

Imagin Marcel cz.2 (ostatnia)




Następnego dnia w szkole Marcel nie zamienił ze mną ani jednego słowa, może to dla tego, że większość czasu przebywałam w towarzystwie moich nienawidzących go przyjaciół? Nie wiem.  Wiem jedynie to, że dziś za 2 godziny pod mój dom przyjeżdża mój towarzysz i zabiera mnie na bal. Szczerze mówiąc trochę bałam się opinii innych ludzi na mojego partnera, ale to było teraz najmniej ważne.
Kiedy przyszłam ze szkoły zegar wskazywał godzinę 16:30, czyli był to dla mnie jasny znak, że pora już się przygotować. Szybko zjadłam obiad zostawiony w lodówce przez moją mamę, wzięłam kąpiel i przygotowałam potrzebne ubrania i kosmetyki. Ciało nasmarowałam kilkoma balsamami, a następnie ubrałam się w moją kreację. Włosy lekko podkręciłam i zostawiłam opadające na moje ramiona. Na twarz nałożyłam lekki makijaż. Całość mojego zestawu dopełniła gustowna biżuteria. Na szyję założyłam srebrny łańcuszek, a na ręce kilka pięknych bransoletek w tym samym kolorze. Kiedy obejrzałam się w lustrze mogłam spokojnie stwierdzić, że wyglądam jak milion dolarów. Ponieważ chłopak miał zjawić się u mnie lada moment spakowałam do torebki wszystkie potrzebne mi rzeczy i czekając na niego lekko poprawiałam błyszczyk na ustach. 
Byłam zdziwiona, że tak porządna osoba jak Marcel pozwala sobie na spóźnienia. Usiadłam więc w salonie  i zaczęłam przeglądać pierwsze z brzegu pismo modowe. Z lektury wyrwał mnie dźwięk dzwonka oznajmiającego mi, że chłopka już najprawdopodobniej przybył. W szpilkach na nogach pobiegłam otworzyć drzwi. Nacisnęłam na klamkę i szybko odwróciłam się, aby wrócić do pokoju po torebkę
-Wiesz Marcel – zaczęłam mówić ustawiona plecami do chłopaka – nie wiedziałam, że taka osoba jak ty się spóźnia. Ja już na Ciebie czekałam a Ciebie nie ma. No wiesz co zawiodłam się na tobie – zaśmiałam się.
-Wybacz, nie mogłem znaleźć otwartej kwiaciarni. – usłyszałam piękny męski, lekko zachrypnięty, ale za to jak seksowny głos.
Szybko odwróciłam się w stronę chłopaka, a to co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Przede mną stał piękny chłopak o potarganych kręconych włosach i wpatrujących się we mnie zielonych tęczówkach. To był Marcel. Miał na sobie białą koszule w czarne kropki oraz garnitur który zdobiła biała róża, a na jego nogach spoczywały czarne krótkie conversy. W jego dłoniach spoczywał zaś bukiet czerwonych róż. Moja szczeka opadła już dawno na samą podłogę, a oczy próbowały wypaść z orbit. Mogę z czystym sercem powiedzieć, że był najładniejszym mężczyzną jakiego dane było mi spotkać.  
- Witaj [T.I] – chłopak podał mi bukiet i ucałował czule w kąciki ust po czym szeroko się uśmiechnął, a ja zaobserwowałam brak aparatu na jego zębach. – coś nie tak ? – spytał zdziwiony moją reakcją
-Marcel to naprawdę ty ? – pisnęłam po czym zakryłam swoje usta rękoma – wyglądasz jak Bóg – zaśmiałam się o czym rzuciłam mu się na szyję
-Przepraszam ale to ty jesteś tu wciąż najładniejszą osobą pod tym dachem i tak w ogóle wyglądasz piękniej niż zawsze, a ja głupi myślałem że już ładniejszym nie można być – mocno się zarumieniłam na co chłopak zaśmiał się – i wyglądasz uroczo rumieniąc się – zdziwiła mnie śmiałość Marcela, ale to dodawało mu tylko więcej seksowności
-Marcel jejku wyglądasz naprawdę świetnie.
-Wiesz nie chciałem zrobić Ci siary czy coś – lekko się uśmiechnął ukazując słodkie dołeczki – taka osoba jak ty z taka osobą jak ja to by było trochę dziwne.
-Czemu? Nigdy nie zrobiłbyś mi siary. Skąd takie pomysły ?
-No bo wiesz ja nie jestem zbytnio lubiany, a ty mega gwiazda szkoły każdy Cię zna – zaśmiał się
-Nie Marcel ja Cię bardzo lubię jesteś świetnym gościem – pocałowałam go w policzek. – obiecuję ci że jeżeli będziesz chodził bez okularów w tej fryzurze i zgodzisz się pójść ze mną na zakupy będziesz najpopularniejszym chłopakiem w szkole  - krzyknęłam i ucałowałam go w rumiany policzek.
-Nie wiem ja wiesz mam nadzieję, że nikt mnie nie pozna. – złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy – proszę możemy nie odchodzić do twoich przyjaciół.
-Nie ma mowy oni musza cię zobaczyć wyglądasz świetnie – chłopak po raz kolejny się zarumienił – ty tez wyglądasz uroczo rumieniąc się – pokazałam mu język po czym on szybko przybliżył się do mnie tak, że nasz twarze dzieliły już centymetry. Wpatrywaliśmy sobie głęboko w oczy, ale po chwili otrzeźwiałam i odsunęłam się od chłopaka.
-Chodźmy Marcel – uśmiechnęłam się i pociągnęłam wciąż wpatrującego się we mnie chłopaka za drzwi.
Marcel pomógł wejść mi do jego auta i szybko je odpalił. Po kilku minutach jazdy w ciszy powiedział:
- Wiesz co [t.i] myślałem, że jesteś inna – zdziwiło mnie jego stwierdzenie
-Inna ?
- Taka jak Olivia, czy Veronica, czyli bezmózgi wredny plastik, który widzi tylko czubek własnego nosa. – zasmuciło mnie to ponieważ byłam z nim umówiona na bal tylko ze względu na zakład. Nieświadomie raniłam go tym. Byłam w stanie zrobić wszystko aby się o tym nie dowiedział.
-Nie obrażaj ich to moje przyjaciółki
-Przepraszam ale taka jest ta brutalna prawda. O popatrz już jesteśmy – wskazał ręką na budynek szkoły.
-Tak chodźmy do nich czekają na mnie – wskazałam ręką moja paczkę na co Marcel wyszeptał mi do ucha
-Przepraszam jeżeli przeze mnie twoja reputacja spadnie.
- Nie martw się może jedynie urosnąć, przez to że pokazuje się z takim ciachem jak ty.  – puściłam mu oczko w momencie gdy doszliśmy do moich znajomych.
Cała czwórka wpatrywała się w nas  ze zdziwieniem, a ja postanowiłam wyprzedzić Josha, który mógł wydać mój sekret.
-Cześć wszystkim – zawołałam radośnie, a za razem bacznie wpatrywałam się w miny dziewczyn zachwyconych moim towarzyszem. – Więc to jest…
-Hola, hola – moją wypowiedź przerwał Josh. – A co z Marcelem, miałaś tu przyjść z nim. – słowa chłopaka wybiły mnie z rytmu, ale miałam cicha nadzieję że Marcel nie domyśli się niczego niechcianego.
-Ja jestem Marcel - odezwał się mój kompan wyraźnie rozbawiony całym zajściem.
-Nie wierze – cicho wymamrotała Veronica. – To na pewno nie ty. Przecież ty jesteś teraz taki…
-Ładny – dokończyła za nią Olivia – i ten twój głos to na pewno nie ty. – wszyscy przecierali oczy ze zdziwienia patrząc na Marcela.
-A jednak to ja – posłał wszystkim niemy uśmiech, a następnie sprawnie splótł nasze palce i pociągnął mnie za sobą.
Posłusznie podążyłam za chłopakiem od czasu do czasu patrząc na jego skupioną twarz. Wszyscy ludzie, których mijaliśmy patrzyli na mnie ze zdziwieniem i lekkim oburzeniem. Mogłam się domyślać, że chodziło o to czy abym na pewno nie złamała regulaminu, który mówił, że na bal mogą przychodzić tylko uczniowie naszej szkoły. Naprawdę nie wiem. Zauważyłam też, że niektóre dziewczyny spoglądały w naszym kierunku z zazdrością i oczarowaniem wyglądem Marcela. Zakładam, że chłopak również jak ja wgłębi siebie niepohamowanie się śmiał z tej całej szopki. Kiedy doszliśmy do większej grupy osób chłopak złapał mnie w pasie i przeprowadził przez tłum. W jego ramionach czułam się naprawdę bezpiecznie, co dziwne to uczucie było dla mnie czymś wyjątkowym a wręcz przyjemnym. Po kilku minutach drogi doszliśmy do drzwi ewakuacyjnych z drugiej strony szkoły. Na około nas nie było nikogo. Marcel lekko popchnął mnie w stronę ściany która znajdowała się za mną a sam stojąc na wprost mnie złapał moje nadgarstki i umieścił je nad moją głową. Przez chwile oboje wpatrywaliśmy się sobie w oczy, lecz już po chwili wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Widziałaś ich miny – spytał zabawnym głosem lekko przysuwając swoją twarz do mojej.
-Tak! Jak by zobaczyli ducha. – zaśmiałam się
-Ale serio Olivia powiedział, ze jestem ładny. Cóż muszę przyznać że mnie zawstydziła. Serio jestem taki piękny – uśmiechnął się znacząco, a nie mogłam już pohamować się od śmiechu.
-Nie no jesteś teraz serio ładny. – wyciągnęłam język.
-Och jak miło. – pokręcił głową w geście zdziwienia. – taka gwiazda jak ty mi to powiedziała. Kurdę trzeba zanotować to w dzienniczku. – zażartował i po raz kolejny spowodował u mnie napad śmiechu
-Teraz to ty będziesz gwiazdą i królem balu.
- A ty moją królową – jego twarz po chwili znajdowała się już tak blisko mojej że dokładnie czułam każdy jego oddech.
-Marcel ja.. – chłopak przerwał mi lekko muskając moje usta swoimi. Całował tak znakomicie, że już po chwili odwzajemniłam kuszącą pieszczotę.
- Coś mówiłaś skarbie – lekko się ode mnie oderwał, przerywając mój stan ekstazy.
-Marcel co ty właśnie zrobiłeś ? – nie umiałam znaleźć logicznego wytłumaczenia tej sytuacji
- Jejku [T.I] doskonale wiesz, że bujam się w tobie od zawsze. Jako, że mało osób ma u Ciebie szanse ja spróbowałem skorzystać z tej szansy, która zdarza się raz na milion lat. – po raz kolejny czule musnął moje usta i spytał – Więc chcesz ze mną być. – lekko oparł swoje czoło na moim i spojrzał mi niepewnie w oczy.
-[T.I] [T.I] gdzie jesteś – usłyszałam głos Olivii, który wskazywał na to, że już jest lekko podpita – O ładnie to tak się całować po kątach co ? – uśmiechnęła się pijacko. – Wiesz gdybym ja przegrała ten zakład i miałabym się z nim umówić – pokazała rękom na Marcela – Ha co ja gadam nawet bez zakładu bym to zrobiła. – moje serce stanęło w miejscu na chłopak mocniej zacisnął ręce na moich nadgarstkach. – ale nie przeszkadzajcie sobie ja lecę ciao – krzyknęła
Staliśmy dłuższą chwilę w ciszy, aż do momentu kiedy chłopak puścił mnie i ze łzami w oczach zaczął mówić.
-Ale ja jestem tępy już myślałem, że mam u ciebie szanse, że mogę być dla kogoś ważny tak samo jak ty jesteś ważna dla mnie, ale nie jesteś tu ze mną tylko przez jakiś cholerny zakład – krzyczał – powiedz mi teraz w twarz że mnie nie chcesz no powiedz – był tak zły, ze mógł wysadzić całą ziemie w powietrze.
-Marcel to nie tak posłuchaj mnie – mówiłam błagalnie
-Nie [T.I] wyznałem ci swoje uczucia, a teraz to co – był załamany – jak mogłem być taki głupi
-Człowieku ogarnij się też do Ciebie coś czuję i chce z Toba być – krzyknęłam – tylko daj łaskawie mi coś powiedzieć. – w jego oczach rozpaliły się miliony iskierek.
-Tak bardzo proszę – powiedział z ironią w głosie.
-Ja wiem że to był jakiś głupi zakład ale nie chciałam żebyś się o tym dowiedział bo coś do ciebie poczułam. Wiem może to dziwne ale jeszcze jak przyszedłeś do mnie taki – wskazałam na jego postać rękom – byłam już przekonana że chcę z Tobą być. Wybacz
-Jasne wybacz przepraszam, ale nie dziękuje. – odszedł ode mnie pozostawiając mnie samą na wielkim korytarzu od razu zaczęłam głośno płakać i pobiegłam za nim.
-Marcel stój zaczekaj Kocham Cię – krzyczałam ale chłopak nawet się nie odwrócił. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła, obracając się zauważyłam że byli to moi znajomi.
-Nie biegnij za tą cipą – śmiał się Josh
-To nie twoja liga mała – dodał Alex.
-Nienawidze was kretyni – krzyknęłam im prosto w twarz i wymierzyłam siarczyste policzki. Cała zapłakana pobiegłam do domu gdzie rzucając się na łóżko przepłakałam całą noc.

***

Po długim weekendzie, który spędziłam samotnie płacząc moja mama kazała mi iść do szkoły. Była to dla mnie udręka ponieważ nie chciałam spotkać ani Marcela, ani moich ‘przyjaciół’
Wchodząc do szkoły wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Nie chciałam tego. Pewnie każdy widział zalaną mnie łzami wybiegającą ze szkolnego balu. Szybko dostałam się do mojej szafki pod którą czekały na mnie już Olivia i Veronica.
-[T.I] słuchaj – zaczęła Ver – już nie przyjaźnimy się z Joshem i Alexem jeżeli oni byli dla Ciebie tacy to my nie mamy zamiar się z nimi kolegować.
-A jeszcze chciała przeprosić Cię za to wszystko z balu byłam pijana wybacz – dodała Olivia. 
-Och dziewczyny cieszę się, że was mam. Nie wytrzymałabym bez Was kocham was – wszystkie objęłyśmy się i zrozumiałam, że na prawdziwych przyjaciół można zawsze liczyć.
Na długiej przerwie samotnie jadłam obiad, gdyż dziewczyny zasłabły podczas lekcji i siedziały u szkolnej pielęgniarki. Zaobserwowałam odmienionego Marcela gadającego z kilkoma dziewczynami. Były one dość ładne dlatego stałam się lekko zazdrosna. W momencie gdy chłopak poczuł na sobie mój wzrok nieoczekiwanie odszedł od nich i dosiadł się do mnie.
-Więc – zaczął – słyszałem, że mieliśmy wybrać się do sklepu na zakupy RAZEM – podkreślił.
-Wow taka osoba jak ty chce gadać ze mną – zażartowałam po czym Marcel posłał mi jeden z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.
-Wiesz dzięki Tobie taki jestem. A i fajnie że tak potraktowałaś Josha – puścił mi oczko – to kretyn, a ponadto to ty jesteś tu wciąż najpopularniejszą osobą w szkole skarbie.
-Tak tylko ty dalej jesteś na mnie zły. – W oczach zaczęły zbierać mi się łzy.
-Nie, ja jedynie dalej Cię kocham – pochylił się nad stolikiem i musnął moje usta swoimi ciepłymi wargami. Na co cala stołówka zaczęła bić brawa i wznosić przeróżne okrzyki.
- Czuje się jak w pięknej i bestii – powiedziałam kiedy chłopak już się ode mnie odsunął. – Kocham Cię Marcel.
-Och czuje że zaraz znów się obrażę, albo może jednak nie – wystawił język, aby już po chwili znajdować się przy mnie i obdarowywać moje usta czułymi pocałunkami.
___________________________________________________________________

Hej misie :) Cieszę się, że większości z was podobała się pierwsza część tego imagina. Przykro mi jednak, że kilkoro z was oskarżyło mnie o plagiat. Brzydzę się kłamstwem i nigdy nie zdobyłabym się na coś takiego. Ten imagin jest w 100% mojego autorstwa. Myślę, że już wszystko mamy wyjaśnione. Dziękuję Dreamer, że włączyła się w tą sprawę i zakończyła tą bezsensowną kłótnie.. Mam nadzieję, że tamten incydent już się więcej nie powtórzy.. Miłego czytania ♥ CZYTASZ = KOMENTUJESZ






Imagin Marcel cz.1


-No i co [t.i] zakład to zakład, a ty go przegrałaś. Musisz to zrobić, nie masz wyjścia. – 
śmiał się Josh. 
-Błagam zrobię, wszystko tylko nie to? – mój błagalny ton zdawał się nie przekonywać moich przyjaciół.
-Sorry, mała nie ma przebacz. – swoje zdanie dorzucił także Alex.
-Oj [t.i] nie płacz to nie śmierć on Cię nie zje. – Veronica próbowała mnie pocieszyć – Raczej ty możesz go prędzej zjeść.
-No proszę Was ja nie mogę. – moje oczy lekko się zaszkliły, czym jak miałam nadzieję zmiękczę serca moich przyjaciół.
-Miśku twoja reputacja nie ucierpi na tym aż tak bardzo. Nie płacz już– Olivia próbowała zamknąć tą rozmowę widząc, że doprowadza mnie ona do skraju załamania nerwowego. – Sama obiecałaś, że jeśli przegrasz pójdziesz z nim na bal.
-Nie cierpię Was. – szybko podniosłam się z ławki i ruszyłam do pracowni chemicznej gdzie zaraz miałam kolejne zajęcia.
Byłam zła na moich przyjaciół, którzy z zimną krwią kazali mi dopełnić mojej obietnicy. Mianowicie założyłam się z nimi o wynik wczorajszego meczu bejsbolowego i jako jedyna z mojej paczki obstawiając zwycięski wynik dla naszej drużyny. Niestety. Drużyna poległa, a ja zmuszona byłam umówić się na bal jesienny z największym kujonem z naszej szkoły – Marcelem. Tak ja [t.i][t.n] – dziewczyna należąca do szkolnej elity i najbardziej popularnej szkolnej paczki, kapitanka ‘’pomponiarek’’ i według wielu najładniejsza dziewczyna w szkole miała wybrać się na bal z najbardziej nielubianym i obśmiewanym szkolnym kujonem. Marcel był wzorowym uczniem, którego świadectwa nigdy nie opuszczał czerwony pasek, a czysto biała uprasowana koszula zawsze wystawała spod kraciastego sweterka. Spodnie podciągnięte pod żebra, nałożone na nos duże brązowe okulary oraz  nienagannie ułożone do tyłu włosy były jego znakiem rozpoznawczym. Nigdy nie miał znajomych, a na przerwach zawsze siedział sam, ponieważ każdy nie znając nawet jego charakteru szybko odrzucali go po wyglądzie. Moja osoba choć przez niektórych uważana za wredną taka nie była. Starałam się nie oceniać ludzi po wyglądzie, ale po zawartości jaką mieli mi do zaoferowania. Za to moi przyjaciele byli niestety zupełną odwrotnością mnie. Starali się wdrapywać jeszcze wyżej, gdy nawet byli już na samy szczycie. Pozostawałam z nim tylko ze względu sentymentu jakim ich darzyłam. W końcu byli przy mnie od moich najmłodszych lat. Tego się nie zapomina, więc ja też nie mogłam. Postanowiłam dotrzymać danego im słowa i planowałam jak najszybciej spotkać Marcela i powiadomić go o mojej ‘’chęci’’ umówienia się z nim. Jako dość mądra osoba mógł domyśleć się, że ja osoba mogąca mieć każdego chłopaka z tej szkoły, a nawet miasta nie robię tego bezinteresownie. Miałam jednak cicha nadzieję, ze tego nie zrobi.
Szybko dostałam się pod otwarta już pracownię chemiczną, do której wchodzili już pierwsi uczniowie. Ja tez szybko odbiegłam pod jej drzwi myśląc nad planem rozmowy z chłopakiem, który miał ze mną zajęcia. Weszłam do sali i zajęłam jedno z niewielu już wolnych miejsc. Po krótkiej chwili do sali wszedł także Marcel, który niestety nie zastał już wolnego miejsca. Jedyne takie znajdowało się koło MNIE. Punkt dla ciebie [t.i]. Wystarczy teraz tylko zagadać, a na pewno się zgodzi. Faktem było też to, że nigdy nie zamieniłam z nim nawet jednego słowa ale to nieważne.
Marcel nieśmiało podszedł do mojego stolika i cicho zapytał.
-Przepraszam [t.i] czy mogę tu usiąść, bo wiesz nie ma już nigdzie indziej …- chłopak drżał podczas wypowiadania swojego monologu. Wiedziałam, że ma pewne obawy w związku ze mną, ponieważ Josh, często znęca się nad nim np.: zamykając go w WC, czy naśmiewając się z niego. - …wolnego miejsca i wiesz. – Jego głos był dość dziwny taki ciapowaty.
Pewnie to dlatego, że nosił aparat.
- Jasne Marcel siadaj. – posłałam mu piękny szczery uśmiech.
-Wow nie wiedziałam, ze taka osoba jak ty zna imię takiej osoby jak ja. – powiedział pod nosem.
-Co w tym dziwnego, jestem przewodniczącą szkoły staram się pamiętać o takich rzeczach. – zaśmiałam się do niego przyjacielsko
-Tak wiem, głosowałem na Ciebie. – usiadł koło mnie i zaczął się rozpakowywać.
-Och dziękuje to miłe – Pomyślałam, że jeżeli nie poproszę go o pójście na bal teraz nie zrobię tego nigdy. – Marcel słuchaj miałabym do ciebie jedną małą prośbę, oczywiście jeżeli tylko się zgodzisz.
-Ta-tak jasne – zająkał się i lekko uśmiechnął, a potem zarumienił.
-Słuchaj za dwa dni jest ten bal jesieni i nie mam z kim na niego iść – nieśmiało zaczęłam o czym próbując się rozluźnić przejechałam opuszkami palców po dłoni chłopaka na co on wzdrygnął się i jeszcze mocniej zarumienił – Pomyślałam, że może ty poszedł byś ze mną na ten bal. Oczywiście jeżeli nie masz już jakiś innych planów. –szybko dodałam.
Mina Marcela okazywał wyraźnie że jest strasznie zdziwiony moją wypowiedzią. Po czym po chwili zastanowienia speszony odpowiedział mi
- Naprawdę chcesz mnie ? Możesz mieć każdego. – W jego głosie czułam barwę zdziwienia i niedowierzania w moje słowa. – To jakiś kolejny żart ze mnie?
-Nie to nie tak ja nie mam z kim iść, a ponadto nie jestem taka jak np. Josh, czy Alex. – Starałam się by dogłębnie przekonał się w racje moich słów.
-Dobra okej niech ci będzie, ale jeżeli to znowu coś głupiego planowanego rzez twoich przyjaciół to jesteście u dyrektora z wszystkimi waszymi wybrykami. – Stał się poważny i spojrzał mi swoimi pięknymi zielonymi tęczówkami głęboko w oczy. Były naprawdę przepiękne mogłabym patrzeć w nie godzinami i rozpływać się w nich. Szczerze mówiąc Marcel nie był aż taki dziwny jak myślałam. Z tego co się zorientowałam był on trochę tajemniczy. Wiem doskonale, że podkochiwał się we mnie i to pewnie jeden z czynników tego, że chłopak zgodził wybrać się ze mną na bal bez większych protestów.
-Tak możesz mi spokojnie zaufać. – wydarłam kartkę z końca zeszytu i zapisałam mu na nim mój adres i numer telefonu.- Tu masz moje dane przyjdź do mnie dziś o 18. Omówmy wszystkie szczegóły. – uśmiechnęłam się i spojrzałam na patrzącego we mnie z  oczarowaniem chłopaka.
- Przy – przyjdę na pewno – zająknął się, lecz już za moment do sali wszedł pan Smith przerywając naszą rozmowę.


***


- I co mała jak tam twój romans. – zaśmiał się Alex, kiedy dołączyłam do mojej paczki opuszczającej szkołę po ostatniej lekcji
-Świetnie uśmiechnęłam się sarkastycznie. - jestem z nim umówiona.
-Jasne – zakpił ze mnie Josh, a Veronica szeroko się uśmiechnęła
-Tak takie są fakty drodzy koledzy i koleżanki umówiłam się z kujonem – na moje słowa wszyscy zaczęli się głośno śmiać.
- Dobra [t.i] idziemy wybrać sukienkę na pojutrzejsze spotkanie z Twoim cudem świata. – po słowach Veroniki znowu wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
-Chodźmy więc szybko – pociągnęłam dziewczyny w stronę pobliskiej galerii.
Po odejściu od chłopaków dziewczyny zaczęły się ze mnie śmiać
- Nie wierze, że mogłaś się z nim umówiłaś – Olivia nie mogła powstrzymać się od śmiechu. – Najlepszy zakład Ever.
-Już widzę Ciebie z tym kujonkiem – Veronica również była wredna względem Marcela – On i ty idący razem za rękę.
-Może założy sweterek w paski.
- A włosy na żel, co ? – nie mogłam już znosić dłużej tego braku tolerancji moich przyjaciółek.
-Proszę Was przestańcie nie śmiejcie się tak z niego nie jest taki zły, ma ładne oczy – przerwałam im, a one zaczęły śmiać się jeszcze głośniej.
-To może jeszcze się z nim umów na poważnie co? – Olivia nie dawała za wygraną do czasu aż doszłyśmy do galerii.
Wszystkie trzy kupiłyśmy piękne koktajlowe sukienki w modnych kolorach. Zdecydowanie mogłyśmy pretendować w nich do tytułu królowej balu. Co rok wygrywałam ten tytuł, ale niestety w tym roku moje szanse drastycznie zmalały, ponieważ jury oceniało parę, a jak wiadomo ja i Marcel to zupełnie inna półka.


***


- Cześć Marcel – otworzyłam chłopakowi drzwi
- Cześć [t.i] ładny dom – powiedział przekraczając próg domu.
-Dziękuje siadaj- pokazałam mu kanapę w salonie do której chłopak doszedł i wygodnie usiadł.
- Nigdy bym nie pomyślał, że taka piękna dziewczyna jak ty kiedyś się do mnie odezwie, a co dopiero zarosi do domu. – o słowach mocno się zarumienił i zaczął bawić się dłońmi.
-Uważasz, że jestem piękna ? – zaśmiała się i spojrzałam na chłopaka.
- Tak i to bardzo – zarumienił się jeszcze bardziej.
- Och nie musiałeś to bardzo miłe. –zaśmiałem się – chcesz coś do picia ?
-Wodę – szybko odpowiedział. A ja o chwili podałam mu szklankę z bezbarwną cieczą.
-Dobra pokaże ci moja sukienkę, a ty postarasz dobrać się do niej krawat okej ? – chłopak pokiwał głową, a ja poszłam do garderoby i wyciągnęłam moją nową białą sukienkę.
- Jest piękna. Masz świetny gust – rzucił szybko – postaram nie przynieść ci siary i ubiorę się tak na luzie. – jego słowa lekko mnie rozbawiły
-Nie musisz naprawdę ważne żebyś pojutrze pojawił się po mnie przed balem
-Może być 19:30 spytał ?
-Idealnie – szeroko się uśmiechnęłam
Wieczór z Marcelem okazał się bardzo przyjemny, chłopak nie był sztywnym kujonem za którego uważali go wszyscy, a naprawdę zabawnym chłopakiem z którym potrafiłam znaleźć wiele wspólnych tematów.
-Musze już iść – zauważył Marcel – jest późno
-Jasne to przyjdź do mnie pojutrze o 19:30 tak?
-Oczywiście – uśmiechnął się – dziękuję
-Nie to ja ci dziękuję – mocno wtuliłam się w jego kraciastą kamizelkę, a on po chwili nieśmiało odwzajemnił gest.
__________________________________________________________________

Cześć kochani.. Widzę, że od mojego ostatniego posta nie pojawiło się nic nowego.. Dzisiaj nie mam dla was Louisa, Harrego, Zayna, Liama czy Nialla, ale dla odmiany Marcela. Mam nadzieję, że spodobał wam się ten pomysł :) 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ