Strony

poniedziałek, 31 marca 2014

Wszyscy

To coś pod spodem nie jest imaginem, to raczej zbiór moich myśli, które chciałam Wam pokazać :)
__________________________________________________
Muzyka

Kochani Chłopcy...
Zapewne nigdy, nawet za milion lat nie dowiecie się, że istnieje taka Dreamer, która ma na Waszym punkcie fioła od dłuższego czasu.
Staliście się moją ulubioną obsesją. Kocham Was tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, by choć raz móc Was zobaczyć, dotknąć, przytulić, zapytać o to wszystko, co mnie nurtuje.
Jesteście czymś, co sprawia, że potrafię skakać z radości jak i płakać. Wywołujecie u mnie skrajne emocje a to tylko dla tego, że po prostu jesteście.
Mam nadzieję, że nikogo nie udajecie, bo jeśli tak, to jacy zwariowani musicie być na co dzień!

Dla Was odwróciłam się od bliskich osób a to tylko dlatego, że nie akceptowali tego, że to Was wybrałam jako idoli.
Mam nadzieję, że i Wy zostawicie wszystko dla swoich Directioners.
Zasługujemy na to.
Wierzcie mi na słowo.
Nie ma nikogo innego jak My, kto będzie przy Was przez cały czas. 
Nasze, czasami  przerażające i chore zachowania wynikają tylko dlatego, że po prostu chcemy dla Was jak najlepiej.
Brzmi absurdalnie, bo robimy dramy za każdym razem, gdy ktoś z Was ma nową dziewczynę, ale to dlatego, że wiemy, że one nigdy nie będą czuły nawet w połowie tego co czują Directioners.
One nie poświęciły swojego życia, ciała...
Pewnie większość ludzi zastanawia się za co Was tak kochamy.
Za wygląd? 
Za muzykę? 
Bo za co innego?
Przecież nawet Was nie znamy!

Otóż ja kocham każdego z Was z osobna.
Każdy z Was jest moim wzorem.
Uwielbiam momenty, w których się śmiejecie i uśmiechacie tak naprawdę. Nie z przymusu, bo są aparaty i kamery.
Uwielbiam Wasz styl, który często przywołuje u mnie jedną myśl: "Co z Wami do cholery jest nie tak?!". Jednak z drugiej strony, nie wyobrażam Was sobie w innym wydaniu. Tak jest idealnie...
Uwielbiam chwile, kiedy jesteście na scenie. Wtedy naprawdę widzę, że nadal jesteście tymi samymi chłopcami, w których się zakochałam. Nadal jesteście zakręceni i zabawni...
Uwielbiam Was za to, że jesteście tacy... jedyni w swoim rodzaju. Nie ma nikogo lepszego od Was.

Jednak te wszystkie słowa, to nie są odpowiedzi na pytanie "dlaczego Was kocham?".
Odpowiedź siedzi w moim sercu i myślę, że brzmi "Kocham Was, bo po prostu jesteście", to chyba jedyna prawdziwa definicja miłości. Kochać, tylko za to, że druga osoba jest...

Napisałam tyle głupot, aż mi wstyd....
Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła Wam to powiedzieć prosto w twarz, albo chociaż to przeczytacie i dostrzeżecie, że każde słowo, to ja i moje łzy, które lecą mi ciurkiem po policzkach, w momencie, kiedy to piszę.

Pamiętajcie, by nigdy się nie poddawać i pod żadnym pozorem nie wątpcie w miłość Directionerek. Skoczyłyby za Wami w ogień, gdybyście je o to poprosili. 

Z miłością,
Wasza oddana na zawsze Dreamer- nastolatka z Polski, z wielkimi marzeniami i równie wielkim sercem.



niedziela, 23 marca 2014

Imagin Zayn cz.2

Here we go again. Another drink I'm caving in. The stupid words keep falling from my mouth...* - słowa piosenki rozbrzmiewały w słuchawkach. Była 5:30, a ja ubrana w sprany, czerwony dres biegałam po uliczkach w okolicach mojego mieszkania. Miałam nadzieję, że to trochę mnie odpręży. Nie spałam całą noc myśląc tylko o spotkaniu z Malikiem. W mojej głowie rodziły się same czarne scenariusze, a tak na prawdę nawet nie znałam bruneta. Kto wie, co kryje się pod tą maską twardziela. Nie wiem czego mam się spodziewać podczas tego spotkania i jak on to odbiera. Czy on uważa to za randkę? Bardzo prawdopodobne, ale na pewno dla mnie to będzie okazja by lepiej go poznać i odebrać jego intencje. Mogę się go bać, mogę przed nim uciekać, ale nie zmienia to faktu, że jest niewiarygodnie przystojny. Tęczówki w odcieniu ciemnej czekolady, kilkudniowy zarost, idealne kości policzkowe, lekko ochrypły głos, ciemnawy odcień skóry.. Nie! Stop! Czy ja właśnie zaczęłam fantazjować o Zaynie? Nie, nie, nie. Jedno spotkanie, które pozwoli nam wyjaśnić sobie wszystkie wątpliwości i tyle. A może jednak nie..
Przysiadłam na ławce nieco zdyszana. Chyba postawiłam sobie za wysoką poprzeczkę, jako że na ogół nie biegam zbyt często. Spojrzałam na zegarek - 6:12. Postanowiłam jeszcze chwilę odpocząć i wrócić do domu, kiedy usłyszałam za sobą ten charakterystyczny, niski głos.
- A ty Kwiatuszku co tu robisz tak wcześnie? - zbliżył się na tyle, że czułam jego ciepły oddech na szyi.
- Śledzisz mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie
- Czemu ty taka podejrzliwa? Miałem po prostu coś do załatwienia w okolicy
- O 6 rano?
- Tak - odpowiedział ignorując mój sarkazm. - Muszę już iść Kwiatuszku. Widzimy się o 13. Nie spóźnij się - posłał mi łobuzerki uśmieszek i odszedł.
Wróciłam do mieszkania. Uzupełniłam spalone proteiny, kromką pełnoziarnistego pieczywa z twarożkiem i wzięłam prysznic. Nie wiem ile czasu siedziałam w łazience, ale chłodne strużki wody przynosiły ukojenie dla mojego spiętego ciała, więc nie chciałam z tamtąd wychodzić. Kiedy jednak opuściłam pomieszczenie, dokładnie wysuszyłam i wyprostowałam włosy, założyłam na siebie brzoskwiniową bokserkę i krótkie spodenki i wzięłam swój laptop. Była dopiero 10, a ja nie miałam nic lepszego do roboty, więc obejrzałam zaległy odcinek serialu, odebrałam maile, weszłam na facebook'' i twittera... Taka tam codzienność. W międzyczasie zrobiłam sobie kubek kawy z mlekiem i tak minęły mi 2 godziny. Pół godziny przed spotkaniem wzięłam swój telefon i klucze, wsunęłam na stopy miętowo-szare vansy i wyszłam kierując się od razu do kafejki.
Na miejsce dotarłam kilka minut przed czasem. Malika jeszcze nie było co dla mnie wydawało się dość oczywiste, bo nie wyglądał na osobę, która przychodzi wcześniej. Wszystko wydawało się iść idealnie, ale zapomniałam o jednym, drobnym szczególe..
- [t.i]! Co ty tu robisz? Przecież dzisiaj masz wolne.. - usłyszałam za sobą melodyjny głos Sam
- Oh Sam ja.. ja.. umówiłam się tu z kimś. - powiedziałam zmieszana
- Wow randka.. Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zaczęłam się zastanawiać co odpowiedzieć, kiedy poczułam dłonie na swojej talii i usłyszałam ten głęboki głos.
- No to jak Kwiatuszku, jedziemy?
Widziałam wielki szok na oczach przyjaciółki, ale nie mogłam jej teraz wszystkiego tłumaczyć. Rzuciłam tylko szybkie "do zobaczenia" i podążyłam za Malikiem. Chłopak otworzył mi drzwi do swojego srebrnego Lamborgini. Niepewnie wsiadłam do samochodu, a po chwili dołączył do mnie Zayn i odjechaliśmy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czy mam siedzieć cicho czy może coś powiedzieć. Atmosfera między nami była ciężka i napięta. Czułam się niezręcznie w jego towarzystwie. To dziwne, że siedzę niecałe pół metra od osoby, o której słyszałam same najgorsze rzeczy i której jak sądziłam nigdy nie powinnam spotkać. W końcu zebrałam się na odwagę i zabrałam głos.
- Gdzie jedziemy?
- Mówiłem ci, że to niespodzianka - odpowiedział nieprzerwanie patrząc na drogę
- Uhh, no dobrze.. A mógłbyś włączyć radio? - spytałam - nie lubię jeździć w ciszy - powiedziałam stanowczo, ale zabrzmiałam bardziej jak rozpieszczone dziecko.
Mulat lekko się uśmiechnął i włączył urządzenie, a całe auto wypełniła przyjemna melodia. Od razu ją rozpoznałam i zaczęłam cicho nucić, a po chwili to samo zrobił brunet.
- Lubię tą piosenkę - powiedzieliśmy w tym samym momencie, po czym lekko zachichotałam. Chwilowo cały mój stres zniknął, a atmosfera stała się lżejsza, co nie zmieniało faktu, że nadal zastanawiałam się, gdzie Malik może mnie wieźć..
Nasza podróż trwała jeszcze około pół godziny, po czym zatrzymaliśmy się na niewielkim parkingu przed niezbyt rzucającą się w oczy, małą restauracją. Zayn wysiadł z pojazdu pierwszy, po czym obszedł auto dookoła i otworzył mi drzwi. Jak na tego złego, to trzeba było mu przyznać, że był dość miły. Chłopak poczekał moment aż wydostanę się z samochodu po czym zakluczył go. 
Weszliśmy do średniej wielkości pomieszczenia. Wszystko tam utrzymane było w odcieniach czerwieni i brązu, przez co sala wydawała się być dosyć ciemna, ale jej nastrój idealnie podkreślały stojące na stolikach, zapalone świece. Brunet podszedł do kelnera, podał mu swoje nazwisko, a ten wskazał nam miejsce w rogu sali. Podążyliśmy do naszego stolika, a po chwili dostaliśmy karty dań. Zajęłam się przeglądanie pozycji w karcie, aż wreszcie usłyszałam głos Malika.
- Wybrałaś już coś?
- Ymmm.. Może numer 22 - chłopak spojrzał na tą pozycję i się zaśmiał
- Żeberka? Nie uważasz, że to zbyt tłuste czy coś? Większość dziewczyn tego nie je - na jego twarzy cały czas malowało się rozbawienie
- Nie jestem "większością" i lubię dobrze zjeść. Zamówisz wreszcie czy nadal będziesz zachowywał się jak idiota? - spytałam mierząc go wzrokiem
- No dobrze już.
Zayn zawołał kelnera i złożył nasze zamówienie. Po niecałych 20 minutach dostaliśmy nasze dania i w ciszy zaczęliśmy pałaszować posiłki. Kiedy skończyliśmy poczułam ucisk w żołądku, bo wiedziałam, że teraz nadszedł czas na rozmowę, którą tak bardzo chciałam odroczyć. Jednakże to nie nadeszło. Malik zapłacił za jedzenie, po czym bez słowa chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Wyszliśmy z restauracji i ruszyliśmy polną dróżką w nieznanym mi kierunku. W chwili gdy weszliśmy w las moje serce zabiło mocniej, a dłonie zaczynały się pocić. Brunet wyczuł mój strach i starał się mnie uspokoić.
- Nic się nie bój Kwiatuszku. Już niedaleko.
- G-gdzie my idziemy?
- Spodoba ci się
Nic więcej się nie odezwałam tylko dalej szłam za chłopakiem. Wreszcie moim oczom ukazał się nieziemski widok. Znajdowaliśmy się na polanie, na której dookoła rosły stokrotki i rumianki, a pośrodku płynął niewielki strumyk. Wszystko wokół otaczały drzewa przez które przedzierały się pojedyncze promienie słońca. Miałam wrażenie, że znajduję się w bajce. Było tam tak magicznie.
Zayn puścił moją dłoń i usiadł w cieniu jednego z drzew przyglądając mi się. W tym samym czasie ja zdjęłam swoje vansy i zanurzyłam stopy w strumyku. Woda płynęła wolno i delikatnie obmywała moją skórę. Od zawsze uwielbiałam wodę. Czułam że to taki mój żywioł. Zawsze szum wody mnie uspokajał, a po za tym kocham pływać. Zapomniałam o wszystkim, rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Nie mniej jednak cały czas czułam na sobie wzrok Malika. I wtedy gdy chodziłam po brzegu rzeczki i wtedy, gdy przysiadłam oczy chłopaka skierowane były na mnie. Między nami była cisza, ale nie ta niezręczna. To była spokojna i relaksująca cisza. Tego właśnie potrzebowałam. Chwilę na przemyślenie wszystkiego co się wokół mnie dzieje. Musiałam wreszcie jakoś porozmawiać o tym z brunetem. Muszę wiedzieć dokładnie dlaczego on zainteresował się mną i wyjaśnić mu moje odczucie, które było dość skomplikowane. Z jednej strony znałam go jako postrach miasta, z drugiej zobaczyłam jego delikatną i nawet może trochę romantyczną i wesołą stronę. To wszystko było dla mnie dziwne. Chciałam dać mu szansę, ale czy jemu chodzi o miłość? Może chcę tylko, żebym była jego kolejną dziwką. Musiałam się tego dowiedzieć, ale kompletnie nie wiedziałam od czego zacząć i obawiałam się słów, które mogły wyjść z ust mulata. W głębi serca chciałam, żeby jego uczucia były głębsze. Wtedy poczułam jak siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem. Nie odtrąciłam go. Jego dotyk sprawił, że poczułam się bezpiecznie. Ale czy tak było by zawsze?

*** oczami Zayna

Siedziałem pod drzewem i wpatrywałem się w anioła znajdującego się 3 metry przede mną. Blond włosy ułożone w delikatne fale opadały na jej plecy, a małe stópki zanurzone były w ciepłej wodzie strumyka. Początkowo widziałem, że jej się to podoba i relaksuje się przy tym. Potem zauważyłem, że głęboko się nad czymś zastanawia i miałem przeczucie, że jest to związane z moją osobą. Ostrożnie, żeby tylko jej nie przestraszyć, podszedłem do niej i lekko objąłem jej kruche ciało ramieniem. Ku mojemu zdziwieniu, nie odtrąciła mnie, co wywołało u mnie wielki uśmiech. Wiedziałem jednak, że muszę zacząć tą rozmowę.
- [t.i].. – zacząłem. Chyba pierwszy raz nazwałem ją po imieniu – obiecałem ci, że odpowiem szczerze na Twoje trzy pytania, a w zamian ty mnie wysłuchasz, pamiętasz?
- Tak. Przede wszystkim chcę znać prawdę o Tobie. Słyszałam dużo o Twojej osobie. Od każdego co innego. Słyszałam, że biłeś, wymuszałeś, porywałeś, zabijałeś, ale każdy przedstawiał to inaczej, więc sama nie wiedziałam w co wierzyć. Proszę wytłumacz mi to.
- Wiedziałem, że o to zapytasz. Owszem moje życie nie jest kolorowe i nie jestem takim sobie zwykłym, spokojnym, nie rzucającym się w oczy mieszkańcem. Wdawałem się w bójki, wymuszałem pieniądze i takie tam, ale nigdy nikogo nie zabiłem. Jestem jaki jestem, ale gdybym to zrobił do końca życia dręczyłyby mnie wyrzuty sumienia. – poczułem, że [t.i] odetchnęła z ulgą.
- Cieszę się, że mi to wyjaśniłeś. To teraz drugie pytanie. Ile masz lat? – zapytała, a ja zachichotałem z jej prostego pytania
- Dwadzieścia trzy
- Jesteś tylko rok starszy ode mnie, a myślałam, że więcej. Widać pozory mylą – odpowiedziała tak spokojnie. – No to ostatnie pytanie. Dlaczego to wszystko? Czemu mnie tu zabrałeś? No i czemu akurat mnie? – to jest to co chciałem jej powiedzieć, więc zacząłem swój wywód
 - Kwiatuszku posłuchaj mnie teraz uważnie – chwyciłem jej małe dłonie, w swoje znacznie większe – Jak zobaczyłem Cię tamtego dnia w kawiarni, coś we mnie mówiło mi, że nie jesteś taka jak wszystkie. Coś w Tobie sprawiało, że wydałaś mi się wyjątkowa. Tego samego wieczora postawiłem sobie za cel, że skontaktuję się z Tobą i postaram się Cię do siebie przekonać. Gdy dzisiaj na Ciebie patrzyłem, widziałem przed sobą anioła. Anioła, którego los mi zesłał, aby odmienić moje życie. Nie obiecuję, że zmienię całe swoje życie, bo tak się nie da, ale obiecuję, że nigdy nie stanie ci się przy mnie krzywda, tylko musisz dać mi szansę.
- Już ją dostałeś – odpowiedziała promiennie, a ja przyciągnąłem ją mocniej do siebie i ucałowałem w czoło.  – Możemy już wracać?
- Jasne – nie wypuszczając jej z uścisku ruszyliśmy w stronę samochodu.
Mając ją przy sobie, miałem nadzieję na lepsze jutro. Nadzieję na to, że moje życie wreszcie zostanie wypełnione szczerą miłością. Miłością od osoby, którą darzę wielkim uczuciem i która sprawi, że każdy mój dzień będzie lepszy, bo ona będzie przy mnie…

*Oczywiście wspomniana piosenka to Can We Dance zespołu The Vamps..
___________________________________________________________________
Hejka skarby :* Wiem, że obiecywałam ten imagin na wczoraj i wczoraj był gotowy, ale nie spisaliście się. Nie było 30 komentarzy, więc imagina też nie. Ale dzisiaj już jest i mam nadzieję, że Wam się spodobał. To jeszcze nie koniec, więc nie myślcie, że wszystko będzie tak idealnie. 
No i na koniec oczywiście jak zawsze 30 komentarzy = następny imagin .

piątek, 21 marca 2014

Larry


Nikt nie widzi, nikt nie wie.
Jesteśmy sekretem, który nie może wyjść na jaw...

Wszedłem cicho do pokoju niosąc w ręku kubek gorącego kakao. Z czułością patrzyłem na ciało śpiącego Louisa'a, którego okrywał cienki materiał pościeli. 
-Lou..
Zawołałem go cicho, stawiając napój na nocnej szafce. Usiadłem na brzegu łóżka, odgarniając z jego czoła niesforne kosmyki długich włosów. Przycisnąłem usta do jego skroni, kciukiem gładząc jego ramię. 
-Lou, musisz wstać.
Szepnąłem, wprost do jego ucha. Chłopak mruknął coś pod nosem i schował twarz w poduszkę.
Zachichotałem cicho i położyłem się obok niego, przykrywając nas.
-Jest już ranek. 
Powiedziałem, bawiąc się jego włosami. Louis westchnął głośno i odwrócił twarz w moją stronę. Posłałem mu delikatny uśmiech, który leniwie odwzajemnił. 
-Nie chcę wracać.
Odparł, przecierając oczy. 
-Ja też tego nie chcę, ale znasz zasady.
Mówiłem, przytulając się do niego. Lou objął mnie, składając pocałunek na moim czole. 
-Znam. 
Szepnął. Leżeliśmy przez chwilę nic nie mówiąc. Słyszałem jego szybko bijące serce, które zawsze tak reagowało, gdy Louis był zdenerwowany. 
-Zobaczymy się wieczorem?
Spytałem. 
-Nie mogę. Muszę iść na kolację z Eleanor. 
-Och...
Na więcej nie było mnie stać. Przytuliłem go mocniej do siebie, jak gdyby był tarczą. Moją osobistą tarczą przed światem.

 Mój azyl jest w Twoich ramionach.
Gdy świat daje ciężkie brzemiona
Mogę to ścierpieć tysiąc razy.
Na Twoim ramieniu mogę sięgnąć końca nieba
Czuję się jak w raju...

-Hazz, jesteś wolny dziś wieczorem?
Usłyszałem w słuchawce wesoły głos Louis'a. Momentalnie ja sam miałem lepszy humor. To jak działa na mnie ten chłopak jest nie do opisania! Wariuję przy nim, ale jeszcze bardziej bez niego. 
-Gemma jest u mnie, ale myślę, że z przyjemnością spędzi z nami wieczór.
Odparłem.
-Będę przed 7.
-Czekam.
-Harry...
-Tak, Louis?
Brunet przez chwilę się nie odzywał, jednak dało się słyszeć jego kroki. Nie był sam?
-Kocham cię.
Powiedział, sprawiając, że zalała mnie fala ciepła. 
-Ja ciebie też.
Mruknąłem zadowolony. 
-Do zobaczenia!
Rozłączył się zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć. Uśmiechnąłem się jeszcze do ekranu komórki i schowałem ją do kieszeni. 
-Rozmawiałeś z Louis'em?
W progu mojego pokoju stanęła Gem. 
-Tak, wpadnie tu dziś.
Odpowiedziałem, szczerząc się jak głupi. Siostra skinęła głową i położyła się obok mnie. Przez chwilę żadne się nie odzywało, aż w końcu poczułem jak dziewczyna wtula się w moje ciało. Natychmiast ją do siebie przygarnąłem, całując ją w czoło. Druga najważniejsza osoba w moim życiu zaraz po Tomlinsonie. 
-Cieszę się, że wreszcie się wam zaczęło układać. Ostatni okres musiał być trudny dla was obojga.
Szepnęła, poprawiając swoje ułożenie.
-Potrzebowaliśmy przerwy, która dobrze nam zrobiła. 
-Czy oni wiedzą, że wy....no wiesz...znowu jesteście razem?
-Modest?
Gemma skinęła głową. Nabrałem powietrze do płuc i powoli je wypuściłem. 
-Nie, nie chcieliśmy im mówić.
-Dlatego teraz ukrywacie to nawet przed bliskimi?
Zapytała a w jej głosie dało się słyszeć wyrzuty.
-Gem, dobrze wiesz, że to nie tak. Chcieliśmy się najpierw przekonać, czy nadal nam tak zależy. Poza tym powiedziałem ci. 
-Tak, 2 miesiące później.
-Przepraszam.
Ucałowałem ją znowu w czoło i mocniej przytuliłem. 
-Pamiętaj, Harry. Nikt nie może zabronić ci kochać, ale będą próbować. Taki jest świat i nic nie może tego zmienić, ale  jeżeli kogoś naprawdę kochasz, musisz zrobić wszystko, żeby go zatrzymać. Rozumiesz?
Z uwagą słuchałem jej słów, myśląc nad ich sensem. 
-Miłość to wszystko, co się liczy. 
Dodała. 

Moglibyśmy stworzyć Wszechświat właśnie tutaj,
Cały świat mógłby zniknąć,
Nie zauważyłbym, nie przejmowałbym się.
Moglibyśmy stworzyć Wszechświat właśnie tutaj,
Świat mógłby zniknąć,
Ja tylko potrzebuję Cię blisko.

Leżałem w łóżku, czekając na Louis'a. Wreszcie po kilkunastu minutach pojawił się w mojej sypialni ubrany jedynie w bokserki. Położył się obok mnie i przytulił do siebie. Leżeliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu się odezwałem.
-Tęskniłem za tobą.
 Lou zaśmiał się, sprawiając, że serce przyspieszyło swój rytm.
-Nie było mnie 20 minut.
Odparł. 
-20 minut dla zakochanego, to strasznie długo. 
Odpowiedziałem i złączyłem nasze usta. 

Na zawsze razem
To nigdy się nie zmieni.


______________________________________________________
Cześć :)
To 1 imagin tego typu na blogu, więc nie miejcie do mnie żalu, że jest taki kiepski :/
Mam nadzieję, że jesteście mimo to w małym stopniu zadowolone, bo sprawiło mi nie mało trudu napisanie tej pracy, zważając na to, że nie jestem LS :)

Przypominam o naszym blogowym twitterze @annie1126imagin :)
I na koniec: 30 komentarzy- następny imagin :D


wtorek, 18 marca 2014

Louis

     Wysiadłam z samolotu, powoli kierując się z innymi uczestnikami lotu po odbiór bagaży. Czekałam na swoją małą, beżową walizkę, cierpliwie znosząc popychanie oraz szturchanie innych osób, które jak najszybciej chciały się stąd wydostać, nie biorąc pod uwagę faktu, że było bardzo ciasno. Ulżyło mi, kiedy na taśmie w końcu zobaczyłam swoją walizkę, ponieważ jako jedna z ostatnich osób zaczęłam się bać, iż moja walizka pojechała w inny kierunek świata. Nie chciałabym psuć sobie humoru już pierwszego dnia pobytu w Londynie, biorąc pod uwagę fakt, iż to był mój pobyt w rodzinnym mieście pierwszy od dwóch lat. Tęskniłam za tym miastem, za wiecznie śpieszącymi się ludźmi, za ciągle zakorkowanymi ulicami oraz coraz to nowo powstających kawiarniach. Może i to się wyda dziwne, ale to była prawda. W Nowym Jorku - mimo iż zamieszkiwało to miasto więcej ludzi niż Londyn - życie wyglądało zupełnie inaczej. Kocham to miejsce, jednak ciągle ciągnie mnie do Londynu. W końcu tu się wychowałam.
     Jednak przed wyjazdem do NY zostawiłam tutaj jedną cholernie ważną mojemu sercu osobę - Luce, moją najlepszą przyjaciółkę, która powinna czekać na mnie teraz w poczekalni. Uśmiechałam się szeroko na myśl, że zaledwie kilka chwil dzieli mnie do zobaczenia się z nią. Rozmowy telefoniczne oraz skype przestały mi wystarczać. Zaprzyjaźniłyśmy się dopiero pod koniec podstawówki, mimo że chodziłyśmy od początku do tej samej klasy. Nie miało to większego znaczenia, liczyło się to, że od tamtej pory możemy na siebie liczyć, niezależnie od sytuacji. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam a wprowadzając mnie do swojej rodziny, której sama nigdy nie miałam, uczyniła mnie najszczęśliwszą osobą na ziemi. Jestem jest niezmiernie wdzięczna.
- [T.I.]? - usłyszałam swoje imię, ale przez szum panujący na lotnisku, nie byłam w stanie określić, z której on strony pochodził. Zaczęłam się nerwowo rozglądać, aż w końcu nasz wzrok się spotykał. Luce. Boże, ależ ona się zmieniła. Przechodząc obok niej teraz na ulicy, na pewno bym jej nie poznała. - O Boże!!
     Pisnęła i nim się spostrzegłam, już znajdowała się przy mnie, mocno mnie do siebie przytulając. Bez zbędnego zastanawiania się, również przytuliłam ją do siebie, czując w pewnym sensie ulgę. W Nowym Jorku, jedną rzecz, jaką mogłam przytulić przy pojawiających się problemach, była poduszka, a teraz przytulałam swoją najlepszą i jedyną przyjaciółkę. Uśmiechałam się, jednak w oczach miałam łzy. Łzy szczęścia oczywiście.
- Tęskniłam. - wyszeptałam cicho, chowając twarz w jej ramieniu.
- Ja za Tobą również. Nawet nie wiesz jak bardzo. Nawet Liam tęsknił. - odsunęła się, stając na odległość pół metra ode mnie. - Zmieniłaś się. Włosy masz dłuższe i jakby ciemniejsze. I schudłaś. Bardzo schudłaś. Czy ty w ogóle jadłaś coś w tym Nowym Jorku? - czy wspominałam, że Luce czasami gada jak najęta?
- Mniej niż powinnam, ale jadłam. Nie przejmuj się. - uśmiechnęłam się delikatnie, widząc zły wzrok Luce skierowany w moją stronę. Nienawidziłam tego spojrzenia, zawsze tak na mnie patrzy, gdy robię coś zupełnie przeciwnego z jej oczekiwaniami.
- Przez ten tydzień to się zmieni. A teraz chodźmy do domu, pewnie jesteś zmęczona podróżą. I głodna. Liam postanowił przygotować powitalną kolację. Pomaga mu...
     I tu się zacięła, wykrzywiając usta w delikatnym grymasie. Trochę mnie to zdziwiło. Kogo miała na myśli?
- Pomaga mu...? - zachęciłam ją, unosząc jedną brew do góry.
- A nikt nikt. Z resztą, zobaczysz, to niespodzianka.
     Nie wiem czy nie chciała mi powiedzieć ze względu na tą całą "niespodziankę", czy żywi raczej negatywne uczucia do tej osoby. Najgorsze było to, że nie wiedziałam o kim mogła mówić. Postanowiłam nie wnikać, ponieważ i tak bym nie dostała odpowiedzi. Podczas drogi do domu buzie nam się nie zamykały i pierwszy raz podziękowałam za to, że mieszka prawie godzinę drogi od lotniska. W ten sposób mogłyśmy porozmawiać o babskich sprawach, bo wiem, że przy Liamie - jej narzeczonym - nie będziemy w stanie tego zrobić.

***

- Liam, jesteśmy! - krzyknęła Luce, otwierając drzwi ich wspólnego mieszkanka. Z tego co mi wiadomo mieszkali tutaj już rok, więc mam okazję zobaczyć go zobaczyć po raz pierwszy.
     Po tych słowach Liam wyjrzał z kuchni, a na jego twarz wkradł się szeroki uśmiech. On również bardzo się zmienił. Kiedy ostatni raz go widziałam, miał dłuższe włosy oraz nie miał zarostu, tak jak teraz. Wydoroślał. Wyszedł z pomieszczenia i skierował się w naszą stronę. Luce przywitał krótkim pocałunkiem w usta, a ja zostałam nagrodzona długim przytulaskiem.
- Witaj [T.I.]. Wyglądasz zjawiskowo. Co jak co, ale przytulasz tak samo, jak dwa lata temu. - uśmiechnął się szeroko, zdejmując przez szyję fartuch w żółte słoneczniki. Doskonale go pamiętam, sama miałam taki sam. Do czasu, kiedy przez przypadek spaliłam go na grillu u mnie... - Pewnie jesteś głodna. Na szczęście mistrzowie kuchni byli w pogotowiu i przygotowali wyśmienitą kolację.
- Mistrzowie? - uniosłam jedną brew do góry, nie do końca rozumiejąc o kogo chodzi. Może brat Luce przyjechał do nich? Albo sąsiad z którym się bardzo zaprzyjaźnili im pomaga? Nie wiem, możliwości było tyle, że trochę by się zeszło, zanim bym odgadła.
     Nie miałam pojęcia o kogo chodzi, dopóki nie weszłam do kuchni, bo oczywiście na odpowiedź się nie doczekałam. Napotkałam na jego spojrzenie. Widziałam, jak otworzył je szerzej i zaraz zmrużył, jakby w zaskoczeniu. Nie - chodziło o coś więcej. Kiedy patrzył w moje oczy, zaparło mi dech w piersiach. Zalała mnie fala ciepła, aż musiałam się chwycić krzesła stojącego obok, by nie upaść. Wciąż działał na mnie tak samo, mimo tych dwóch lat, które upłynęły od naszego ostatniego spotkania. Wyprzystojniał. Nie twierdzę, że wcześniej nie był przystojny, jednak teraz... powala po prostu na kolana.
- Louis. - wyszeptałam cicho, wypuszczając nieświadomie zgromadzone powietrze w płucach.
- [T.I.] - odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie, wywołując u mnie palpitacje serca.
     Czy to możliwe, by po dwóch latach, uczucie które nie miało szansy na rozwój i powoli zaczynało obumierać, w jednej chwili dało o sobie znać i na nowo się zrodziło? Dla mnie jest to szokiem, jak szybko przypomniałam sobie o więzi, która kiedyś łączyła mnie i Tomlinsona. Przyjaciele od piaskownicy po sam grób, wszystko spieprzone przez jeden pocałunek, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Jedna głupia impreza wystarczyła, byśmy się zapomnieli i w jednej chwili zepsuli to, co tyle lat budowaliśmy. Myślałam, że pod wpływem zażycia dużej ilości alkoholu, oboje nie będziemy tego pamiętać, ale... pamiętaliśmy, doskonale o tym pamiętaliśmy. Zakłopotanie, niepewność, zawstydzenie - to jedyne uczucia, które łączyły mnie z Louis'em przed moim wyjazdem do Nowego Jorku. To przez to wydarzenie wyjechałam. Z każdym dniem coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy, skrępowani swoją obecnością. Tak bardzo mnie to bolało. Chciałam z nim porozmawiać, poprosić o zapomnienie o tej imprezie, ale... odrzucił mnie. A ja naprawdę go kochałam. Na wyjazd długo się przygotowywałam, aż w końcu postanowiłam to zrobić, nikogo o tym nie informując. Luce nagrałam się na pocztę. Uznałam, że tylko ona powinna wiedzieć o tym, gdzie przebywam. Nigdy jej nie powiedziałam, co tak naprawdę zaszło między mną a Lou i był to fatalny błąd. Przez dwa lata musiałam ten ciężar nosić sama. Zaczęłam się obwiniać o rozwalenie naszej przyjaźni i z każdym dniem utwierdzałam się w tym przekonaniu.
- Długo się jeszcze będziecie w siebie wpatrywać? Jedzenie stygnie. - Luce szturchnęła mnie w ramię, przez co od razu wybudziłam się z transu. Przeniosłam wzrok na  naczynie żaroodporne, które właśnie w tej chwili Liam wyjmował z piekarnika, a w środku znajdowała się idealnie przygotowana zapiekanka ziemniaczana z kiełbaską. Skąd wiem, że idealna? Liam wiele razy ją już przygotowywał i należała do moich ulubionych potraw.
     Nic nie mówiąc, podeszłam do Liama, pomagając mu w nakładaniu jedzenia. Za wszelką cenę unikałam kontaktu wzrokowego z  Louis'em, chociaż wciąż czułam jego wzrok na swoim ciele. To mnie wytrącało z równowagi.

***

     Jest godzina 2:36, a ja powoli schodzę po schodach uważając, by się nie przewrócić, a jedynym moim oświetleniem jest telefon. Jeszcze nie zapoznałam się z tym mieszkaniem i skutecznie utrudniała mi to wszechogarniająca ciemność. Nie zdziwię się, jak zaraz wpadnę na jakąś wazę i ją potłukę, robiąc hałas na cały dom. Nie, tego zdecydowanie wolałabym uniknąć.
     W końcu zeszłam z ostatniego schodka spodni, czując ulgę, ponieważ ryzyko, że mogę spaść ze schodów i coś zepsuć właśnie minęło. Skręciłam w prawo, uśmiechając się do siebie, ponieważ właśnie trafiłam do celu mojej nocnej wędrówki - do kuchni. Zapaliłam światło, lekko mrużąc oczy. Było intensywniejsze niż to w moim telefonie. Z lodówki wyjęłam karton mleka, z szafki nad zlewem kubek, który od dzisiejszej kolacji stał się moim ulubionym, a teraz pozostało pytanie: w której szafce może być kakao? Luce uwielbiała kakao, przygotowywała je idealnie z bitą śmietaną oraz śmietankowymi rurkami, więc na pewno jest w domu.
     Gdy w końcu je znalazłam - w szafce obok lodówki, zapamiętam - zabrałam się za przygotowywanie upragnionego napoju. Wsypałam dwie i pół łyżeczki kakao i zalałam je mlekiem, dokładnie mieszając. Chwyciłam kubek w dłonie i odwróciłam się, by podgrzać napój w mikrofalówce, ale właśnie wtedy zobaczyłam Louis'a, opartego o futrynę drzwi, przez co prawie wypuściłam kubek z dłoni. W domu panowała idealna cisza, jakim cudem nie usłyszałam jego kroków?!
- Dostanę i ja kakao? -  zapytał, posyłając w moją stronę jeden ze swoich uroczych uśmieszków. Ciekawa jestem, na ilu kobietach go praktykował.
- Jasne.
     Odwróciłam się, stawiając kubek z powrotem na blat i wzięłam się za przygotowywanie napoju dla chłopaka. W tym czasie podszedł i oparł się o blat, tuż obok mnie.
- Czemu nie śpisz?
- Zawsze źle śpię podczas pierwszej nocy w nowym miejscu.
     Właściwie, to co on tutaj robi o tej porze? Nie wiedziałam, że nocuję u nich. Musiał akurat dzisiaj, kiedy ja przyjechałam. To nie jest tak, że teraz będę udawała, że go nienawidzę i będę unikała jego obecności, ale skąd mam pewność, że sytuacja sprzed wyjazdu do NY się nie powtórzy?
- Nie wiedziałam, że zostajesz na noc dzisiaj...
- Zostaję tu na noc już od trzech miesięcy. - zmarszczyłam brwi, zerkając na niego kątem oka. - W bloku, w którym mieszkałem, spłonął w pożarze. Część rzeczy udało mi się odzyskać, jednak większość straciłem. Liam i Luce zaproponowali mi mieszkanie tu, dopóki nie znajdę czegoś nowego. Póki co, moje przychody z pracy nie pozwalają mi na zakupienie nowego mieszkania, więc...
- Rozumiem.
     Przytaknęłam i uniosłam wzrok, napotykając na niebieskie oczy chłopaka. Zadziwiające było to, z jaką lekkością przychodzi mu rozmowa ze mną, skoro przed wyjazdem mnie unikał, a podczas tych dwóch lat rozłąki, nie dostałam ani jednej wiadomości od niego. Wyminęłam go, umieszczając dwa kubki z kakao w mikrofalówce na półtorej minuty.
- Jak Ci się układa w Nowym Jorku? Jesteś tam szczęśliwa?
     Czy jestem szczęśliwa w mieście, gdzie nie nikogo bliskiego, mieszkam sama, praca jest cholernie ciężka, a moi sąsiedzi uprzykrzają mi życie ciągłymi imprezami? Do tej pory tak bardzo nie zastanawiałam sie nad tym, czy jestem szczęśliwa czy nie.
- Nie jest źle. Mam dobrze płatną pracę... - no i na tym plusy się kończą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo oszukałam samą siebie, że w Nowym Jorku będzie mi lepiej. - Nie, nie jestem szczęśliwa. Ale pocieszam się, że może jeszcze kiedyś będzie.
- Więc nie wracaj tam. Zostań tu.
- Nie mogę... tam mam pracę.
     Byłam prawniczką w znanej na cały Nowy Jork kancelarii prawniczej. Zawsze marzyłam o wykonywaniu tego zawodu, a moją specjalnością są sprawy dotyczące morderstw.
     Usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że kakao jest już idealnie podgrzane. Wyjęłam kubki z mikrofalówki i jeden podałam Louis'owi.
- Dziękuję. - uśmiechnął się i od razu zanurzył wargi w napoju. Zaśmiałam się cicho i sama się napiłam. - Skoro nie możesz spać i akurat tak się składa, że również mam z tym problem, to może obejrzymy jakiś film na laptopie?
- O drugiej w nocy?
- Dziwi Cię to? Kiedyś tylko o tej porze oglądaliśmy filmy.
     Faktycznie. Bywały nawet noce, kiedy oglądaliśmy 4 filmy pod rząd, a w dzień spaliśmy, by potem w nocy móc znowu oglądać.
- W sumie, czemu nie.
     Uśmiechnęłam się do chłopaka i podążyłam za nim do jego pokoju. Jak się okazało, znajdował się naprzeciw mojego. Lou przepuścił mnie w drzwiach, ale w pomieszczeniu wyminął mnie. Chwycił laptopa leżącego na stoliku i położył się w łóżku, włączając urządzenie.
- Zapraszam. - odchylił kołdrę i poklepał wolne miejsce obok siebie. Niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę, zamykając za sobą drzwi. Odłożyłam kubek na stoliczek i położyłam się obok Lou, a ten przykrył mnie kołdrą. - Jaki film oglądamy?
- Hmm... może "Kocha, lubi, szanuje"? Podobno fajny.
- W porządku.
     Włączył film i zaczęliśmy go oglądać, co chwilę go komentując lub rozmawiając o rzeczach zupełnie nie związanych z filmem.

***

     Leżałam w wannie po brzegi wypełnionej wodą, wdychając przyjemny zapach truskawki. Oddałam się bezgranicznie gorącej wodzie, które relaksowała moje spięte ciało i luksusowi świadomości, że nic nie muszę. Oh, to było takie piękne. Od bardzo dawna nie mogłam poświęcić kilku chwil, na taką kąpiel, zawsze brakowało czasu.
     Mój relaks przerwało pukanie do drzwi.
- [T.I.]? - to była Luce. - My już wychodzimy. Lou gdzieś wyszedł, więc jesteś sama. Trzymaj się. Nie spal domu.
     Oh, zabawne Luce. 
     Słyszycie ten sarkazm?
- W porządku. Udanej zabawy!
- Na pewno będzie udana.
     Razem z Liamem udają się na bankiet, organizowany przez firmę Liama. Znajduje się on po drugiej stronie Londynu, więc stwierdzili, że zostaną na noc w hotelu i wrócą jutro popołudniu. Z jednej strony fajnie, cały dom dla mnie, mogę robić co chcę, ale zaraz przypomniało mi się, że w Nowym Jorku mam to na co dzień, więc moja radość ulotniła sie tak szybko, jak się pojawiła.
      Wyszłam z wanny, dokładnie wycierając swoje ciało oraz balsamując je balsamem, zapewne należącym do Luce, ponieważ ja swój zostawiłam w pokoju a nie chciało mi się po niego iść. Założyłam bieliznę i wyszłam z pomieszczenia, zarzucając na plecy jedynie szlafrok. Nie trudziłam się z zawiązywaniem go, w końcu byłam sama w domu, kto mnie może zobaczyć?
     Schodząc po schodach, przypomniała mi się dzisiejsza noc spędzona z Louisem. Zaczęło się od wspólnego oglądania komedii, całkiem niewinnie, jednak obudziłam się w ramionach chłopaka, owinięta przez niego niczym bluszcz. Co ciekawe, później się okazało, że Luce i Liam zrobili nam zdjęcie. Gdyby tylko wiedzieli co się wydarzyło na tej imprezie sprzed dwóch lat. Pewnie kilka osób pomyślałoby sobie, że to tylko pocałunek, to wina alkoholu krążącego tego wieczoru w naszej krwi, jednak ja miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Nie chciałam psuć naszej przyjaźni, a niestety tak się stało.
     Rozpuściłam włosy, które były spięte w wysokiego koka, aby ich nie zmoczyć podczas kąpieli i przeczesałam je palcami. Właśnie wtedy zauważyłam, że Louis siedzi na kanapie, dokładnie przyglądając mi się od stóp do głów. W jednej sekundzie owinęłam szlafrokiem swoje prawie nagie ciało.
- Louis! Co ty tutaj robisz? Miało Cię tu nie być! - pisnęłam, odwracając się do niego tyłem. Cholera, ten szlafrok miał zbyt duży dekolt, którego nie byłam w stanie zakryć.
- Liam napisał do mnie sms, prosząc o przybycie do domu. Nie chciał byś została sama zwłaszcza, że jesteś naszym gościem i to tylko na 7 dni. Nie cieszysz się?
- Gdybym wiedziała, cieszyłabym się bardziej. I nie paradowałabym w samym szlafroku po domu.
     Louis podniósł się z kanapy, wolnym krokiem zbliżając się do mnie. Niestety, właśnie w tym momencie moje ciało odmówiło posłuszeństwa i tkwiłam w tym samym miejscu jak słup soli. Odgarnął kosmyk włosów spadających mi na czoło i przejechał kciukiem po zarysie mojej szczęki. Znowu wstrzymywałam oddech, gdy tymczasem w brzuchu szalało stado motyli.
- To przeze mnie wyjechałaś do Nowego Jorku, prawda? - zapytał cicho, teraz przejeżdżając kciukiem po dolnej wardze. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Nie, dlaczego tak uważasz? - skłamałam.
- Oboje wiemy dlaczego. - wyszeptał, widocznie trochę poirytowany.
- Musiałam zrobić porządek z samą sobą... - przełknęłam głośno ślinę, czując rosnącą gule w moim gardle. Tomlinson wciąż odbywał wycieczkę kciukiem po mojej twarzy.
- Żałuję, że dałem Ci odejść, że nie próbowałem zatrzymać. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
     W jego oczach widziałam smutek. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mówi prawdę. Wierzyłam mu.
- Żałuję, że odeszłam.
     W końcu, nareszcie jego wargi dotknęły moich ust, z zapierającą dech w piersi niecierpliwością. Całowaliśmy się, jakbyśmy należeli do siebie, tak naturalnie, jakbyśmy byli dawno utraconymi częściami swoich osób, które w końcu odzyskaliśmy. Chłodna dłoń chłopaka zsunęła się na moje ramię. Powoli wsunął jeden palec pod materiał szlafroku i lekkim ruchem zsunął go z mojego ramienia.

***

- [T.I.], możesz mi wyjaśnić dwie sprawy?
- Jasne.
     Chwyciłam w dłoń kubek z kawą i zanurzyłam w niej swoje wargi, czerpiąc z tego ogromną przyjemność. Uwielbiałam kawę, ale rzadko ją piłam.
- Po pierwsze, skąd masz malinkę na szyi, a właściwie to trzy malinki?
     Otworzyłam szerzej oczy, odstawiając kubek z kawą na blat stołu, by przypadkiem nie wylać jej zawartości i dotknęłam swojej szyi. Luce nakierowała mój palec w miejsce, gdzie one dokładnie się znajdują, a ja byłam w szoku. Louis. Nie pamiętam, kiedy zrobił mi malinkę. A NAWET TRZY! W nocy do niczego między nami nie doszło, oczywiście nie licząc namiętnych pocałunków. Byłam po prostu załamana tym, jak szybko mu uległam i puściłam w niepamięć wszystkie wydarzenia przed moją "ucieczką" do NY, do jakich się dopuścił Louis. Tak, mogłam to nazwać ucieczką.
- Tylko mi nie mów, że nie pamiętasz.
- Bo nie pamiętam. - wzruszyłam ramionami, powracając do picia swojej kochanej kawy. -  A jaka jest ta druga sprawa?
- Dlaczego wczoraj rano zastałam Cię w ramionach Louisa? Nie wiedziałam, że jesteście razem.
- Bo nie jesteśmy... - zagryzłam policzek od wewnętrznej strony, trochę się wahając, jednak ostatecznie postanowiłam powiedzieć jej całą prawdę - To chyba idealny moment, by Ci wszystko teraz wytłumaczyć.
- Co wytłumaczyć? [T.I.], co się dzieje?
     Do kuchni wszedł Louis. Chciałam się z nim przywitać, ale zupełnie mnie zignorował. Nawet na mnie nie spojrzał. Zupełnie tak, jakby nic się dzisiejszej nocy nie wydarzyło. Nie liczyłam na to, że od teraz będziemy wielce zakochaną w sobie parką, ale zwykłe "cześć" czy "dzień dobry " z jego strony by w zupełności wystarczyło.
- Lou, chcesz naleśniki? Trochę nam zostało. - zapytała Luce, odwracając się w jego stronę.
- Nie, dziękuję. Śpieszę się. Do zobaczenia.
- Pa.
     Wyszedł z kuchni tak szybko, jak się w niej pojawił, a mi zrobiło się trochę przykro. Czyli wróciliśmy do punktu wyjścia.
- A teraz proszę o te wyjaśnienia.
     Minęło kilka chwil zanim jej to powiedziałam, ale jej reakcja trochę mnie zaskoczyła. Nie była zła za to, że ukrywałam to przez nią dwa lata, tylko było jej przykro, że niczego nie zauważyła i nie mogła mnie w tych chwilach wspierać. Mówiłam już, że jest najlepszą przyjaciółką pod słońcem?

***

     Siedzę na ważnej konferencji w Nowym Jorku, ale myślami byłam gdzie indziej, przy okazji bawiąc się palcami długopisem. Wróciłam dwa dni temu, kompletnie załamana i zdruzgotana. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie wypad do Londynu na te kilka dni. Zapewne gdyby Louis nie stanął na mojej drodze, wszystko ułożyłoby się inaczej, jednak teraz to już musztarda po obiedzie. Przez ostatnie dni pobytu odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy musiał. Traktował mnie jak zupełnie obcą osobę, zupełnie tak samo jak dwa lata temu. Chyba najgorsza jednak była ta niewiedza - co spowodowało, że był taki zmienny w uczuciach? Jednego dnia mówi, że żałuje swoich czynów, a następnego udaje, że nie zna.
- 20 minut przerwy.
     Zarządził dyrektor kancelarii, a wszyscy jak na zawołanie podnieśli się z krzeseł i wyszli z pomieszczenia. Westchnęłam głośno i wyjęłam telefon ze swojej małej torebeczki. Trzy nieodebrane połączenia od: Louis. Co? Louis dzwonił?
- Panno [T.N.]! - odwróciłam się i ujrzałam April, moją sekretarkę, która podążała w moją stronę.
- Co się stało?
- Ma Pani gościa. Czeka w Pani gabinecie.
- Ale ja dzisiaj nie mam żadnych umówionych spotkań...
- Tak, tak, jednak ta osoba bardzo nalegała.
     Wypuściłam głośno powietrze, patrząc w kierunku swojego gabinetu. Kto to mógłby być? Rzadko kiedy mam gościa spoza pracy.
- W porządku, dziękuję.
     Schowałam telefon do torebki, wracając do swojego gabinetu. Dzisiaj był zdecydowanie nie mój dzień, marzyłam jedynie o powrocie do domu, o ciepłej herbatce i miękkim łóżeczku. Otworzyłam drzwi gabinetu i doznałam szoku. Przede mną stał pan Louis Tomlinson we własnej osobie. Zatrzymałam się w połowie kroku, marszcząc delikatnie brwi.
- Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłeś? Skąd masz mój adres?
- Luce mi go podała.
- No dobrze, ale jak znalazłeś się tu, w Nowym Jorku, 5769 kilometrów od Londynu?
- Muszę z Tobą porozmawiać. - kompletnie zignorował moje pytanie, ale dlaczego mnie to nie zdziwiło?
     Zamknęłam drzwi, by nikt nas nie podsłuchiwał i złożyłam dłonie na piersiach.
- Słucham w takim razie.
- Kocham Cię, [T.I.]. - oznajmił bez najmniejszego za wahnięcia.
- Słucham? Najpierw się całujemy, potem masz mnie gdzieś. Mijają dwa lata i sytuacja się powtarza. Myślisz, że teraz rzucę Ci się w ramiona i puszczę to w niepamięć?
     No dobra, może w głębi serca chciałam, by tak było, ale nie dam mu tej satysfakcji, że może sobie ze mną pogrywać w taki sposób.
- Wiem, nie liczę na to, ale chcę Ci to wyjaśnić. Zbierałem się na to od tej wspólnie spędzonej nocy, ale... zajęło mi to zbyt dużo czasu. Tak naprawdę na tej imprezie pocałowałem Cię w pełni świadomy swojego czynu, ale... nie pomyślałem o tym, jak ty możesz się z tym poczuć. Podczas Twojego pobytu chciałem Ci pokazać, że mi na Tobie zależy i chcę czegoś więcej niż przyjaźni, ale... znowu stchórzyłem. Znowu bałem się odrzucenia.
- Louis, naprawdę pomyślałeś, że byłabym w stanie Cię odrzucić, gdybyś powiedział prawdę?
- Z początku tak, bo oczekiwałaś ode mnie jedynie przyjaźni, ale teraz wiem, że gdyby tak było, to byś mi nie pozwoliła siebie pocałować. [T.I.], wybaczysz mi?
     Złapał moją dłoń, patrząc wyczekująco w moje oczy. Czy byłam w stanie mu wybaczyć? Pewnie, że tak, tylko gorzej było z zaufaniem. Fakt, z początku chciałam jedynie przyjaźni, ale gdzieś w głębi serca czuję, że nie mogę ciągle udawać, że go nie kocham jak przyjaciela, ale jako chłopaka, z którym chciałabym iść przez życie.
- Louis, nie wiem. Boję się...
- Obiecuję, że już nigdy więcej nie wytnę takiego numeru. Proszę o ostatnią szansę.
     Zawahałam się jeszcze przez chwilę, rozważając wszystkie pozytywne i negatywne strony, ale w sumie po co? Jest tutaj teraz, przy mnie. Powiedział to, co czuje, a skoro ja to odwzajemniam, to... jestem w stanie zaryzykować. Będzie musiał się trochę postarać, ale ja również będę to robiła, by znowu go nie stracić. W końcu pokonał 5769 kilometrów, to już wystarczający dowód na to, że mu zależy.
- W porządku. Spróbujmy.
     Louis objął mnie w talii, mocno do siebie przytulając. Wyszeptał 'Dziękuję" i złożył pocałunek na moim policzku. Jestem na dobrej drodze do bycia szczęśliwą. Szczęśliwą w Nowym Jorku. Wreszcie będę mogła to powiedzieć bez żadnych zarzutów.

Tak. Istnieje przyjaźń damsko-męska. Wtedy, gdy obie strony wiedzą, że będą kiedyś razem. W końcu miłość zaczyna się od przyjaźni.




Witajcie!
Przybywam z imaginem z Lou, o którym wspomniałam wcześniej. Wiem, że w tym imaginie nie ma dynamicznej akcji bądź wielkich dramatów, lecz dopiero się rozkręcam, ale wszystko zależy od dziewczyn, ponieważ to od nich zależy, czy zostanę tu czy nie.
Przypominam o regule 30 komentarzy.
Jeżeli macie jakieś pytania, możecie je kierować na blogowego aska: http://ask.fm/imaginyannie1126 ,
bądź na mojego prywatnego: http://ask.fm/darkhorse12

Pozdrawiam,
Merci.

poniedziałek, 10 marca 2014

Liam

muzyka

Weszłam do szkoły, poprawiając plecak na ramionach. Lekkim uśmiechem przywitałam się ze znajomymi i usiadłam w głębi klasy. Wyjęłam książki i siadając wygodnie, czekałam na rozpoczęcie lekcji. Po kilku minutach nasza matematyczka rozpoczęła lekcje. Zamiast skupić się na lekcji wolałam rysować najróżniejsze wzory. Co jakiś czas zapisałam do zeszytu obliczenie i z powrotem wróciłam do bazgrania z tyłu zeszytu. Kiedy lekcja się skończyła, zwinęłam swoje rzeczy i wyszłam na szkolny dziedziniec. Ktoś z klasy pomachał mi, bym do nich dołączyła, ale odmówiłam pokazując na książkę. Pewnie uznacie mnie za jakąś dziwaczkę. Licealistka woli czytać książki niż spędzić czas z przyjaciółmi. No cóż, taka już jestem a tych rzekomych przyjaciół, nigdy nie uważałam za prawdziwych. Usiadłam pod drzewem, które dawało cień w ten upalny dzień i wyjęłam z torby ukochaną książkę Frey'a. Po kilku sekundach przestałam zwracać uwagę na
otaczający mnie świat skupiając się na fabule. Niestety mój raj nie był wieczny i po 20 minutach zmuszona byłam udać się na kolejną lekcję, tym razem muzykę. Znowu usiadłam na tyłach klasy, unikając kontaktu z ludźmi. Teraz, to już z pewnością uznacie mnie za dziwną. Kto normalny się izoluje od reszty klasy? Już odpowiadam. Jeśli ktoś jest taki jak ja, to dla niego to najlepsze wyjście. Śpieszę wyjaśnić. Nazywam się [t.i], przechodzę przez młodzieńczą depresję i nie mam nikogo bliskiego. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że jestem sierotą. Nie jestem. Mam rodzeństwo, oboje rodziców i dziadków. Z tym, że rodzeństwo ma swoje życie z dala od Wolverhampton, a rodzice również mają swoje życie beze mnie. Pracują i i oddają się tej pracy całym sobą, nie poświęcając mi ani odrobiny uwagi. Nie zainteresowali się mną nawet wtedy, kiedy powiedziałam im o swoim stanie. Wyśmiali mnie i powiedzieli z kpiną "Dziecko, jakie ty możesz mieć problemy?!". Od tamtej pory radzę sobie sama. Zapytacie, a co z przyjaciółmi? Nic. Nie mam ich. Wystawili mnie, kiedy ich potrzebowałam. Więc kim są ci ludzie, którzy mnie wołali? To oni. Chyba sądzą, że między nami wszystko w porządku i dlatego tak się zachowują. Ja niestety jestem pamiętliwa, co okazuje się być moją zmorą. Do tej pory pamiętam jak na początku liceum chłopcy z mojej klasy w rankingu na najładniejszą dziewczynę, powiedzieli, że zabrakło dla mnie miejsca. Wiecie, kto był na podium? Moje dwie pseudo przyjaciółki. Na to wszystko po prostu się uśmiechnęły i wróciły do rozmowy na bliżej nieokreślone tematy. Pamiętam, że mi nie było tak łatwo wrócić do przerwanego zajęcia. Zaszyłam się w bibliotece a po powrocie do domu, zamknęłam się w swoim pokoju i ryczałam do 2 w nocy. Przeklinając siebie i swoją brzydotę. Później z każdym dniem było ze mną gorzej. Któregoś razu odwiedziła nas moja siostra i widząc mnie po długim czasie, przywitała mnie słowami "przytyłaś!". Wyobraźcie sobie jak musiałam się czuć, kiedy ktoś tylko potwierdzał moje zdanie. Teraz zapewne pomyślicie, że przestałam jeść. Skąd! Moja dieta nie uległa zmianie. Myślę, że jednak to nie był ten powód, dla którego zaczęłam robić, to co robię. Myślę, że tym głównym powodem była nieszczęśliwa miłość. Zakochałam się w swoim starszym przyjacielu. Zachowywaliśmy się jak para, kiedy tylko byliśmy sami. Rozumiecie? Przytulanie, całowanie, trzymanie się za ręce. Naprawdę sądziłam, że coś z tego będzie. Szczególnie, kiedy mówił o miłości między przyjaciółmi. Okazało się, że miał na myśli inną przyjaciółkę. Kilka dni po tym jak spędziliśmy wieczór na czułościach, zobaczyłam go z nową dziewczyną. Całowali się na moich oczach, a później bezczelnie się do mnie uśmiechnął. A kiedy napisałam mu, że zachował się jak ostatni kutas, udał zdziwionego, a następnie powiedział, że to ja źle go zrozumiałam. Od tamtej pory, z wiecznej optymistki stałam się pesymistką. Powiedzieć, że miałam depresje, to za mało. Miałam kanion i byłam na samym jego dnie. W końcu doszło do tego, że autoagresja była moją codziennością. Najgorsze jest to, że nikt nie zwrócił uwagi na blizny. Wystarczyło, że się uśmiechałam. Jeśli się uśmiechasz, to znaczy, że wszystko w porządku. Przecież nikt uśmiechnięty nie ma depresji i pociętych nadgarstków.
-[t.i]?
Oderwałam się od swoich myśli i zaskoczona popatrzyłam na twarz Liama- chłopaka, który też jest typem samotnika.
-Tak?
-Pytałem, czy mogę tu usiąść-wskazał palcem na krzesło stojące obok mnie.
-Tak, pewnie- odparłam, posyłając mu przyjazny uśmiech.
Brunet skinął głową i usiadł obok. Wyjął swój zeszyt i zaczął w nim coś notować. Przestałam zwracać na niego uwagę i wróciłam do swoich przemyśleń.

Liam

Kątem oka obserwowałem twarz [t.i]. Była wyraźnie nad czymś skupiona, wpatrując się w widoki za oknem. Uniosła swoją rękę i podparła o nią brodę. Rękaw jej bluzy zsunął się nieco w dół, odkrywając kilka ran. Niektóre z nich były stare, inne nadal lekko napuchnięte. Zakryłem usta dłonią i z nie do wierzeniem skanowałem jej skórę. To wyjaśnia dlaczego w środku maja nosi długie rękawy. Po chwili [t.i] zmieniła pozycję, na powrót ukrywając blizny. Do końca lekcji nie mogłem skupić się na niczym innym niż na  dziewczynie, która od dawna mieszka w moim sercu. Jak to możliwe, że wcześniej nie zauważyłem w jakim jest stanie?! Przecież coś takiego nie rodzi się w człowieku z dnia na dzień!
Nim się obejrzałem lekcja dobiegła końca i teraz czekała nas dwugodzinna pauza. [t.i] wybiegła z klasy zaraz po dzwonku, ściskając w dłoni telefon. Przez wielkie okno na korytarzu, z którego widać dziedziniec szkoły, dostrzegłem jej sylwetkę. Siedziała na betonowym murku i rozmawiała przez telefon. Z każdą chwilą obserwowałem jak zmarszczka na jej czole się pogłębiała. Była wściekła i po kilku sekundach rozłączyła się, ciskając telefonem o chodnik. Schowała twarz w dłoniach, pozwalając włosom zakamuflować swój nastrój. Jak najprędzej wydostałem się na zewnątrz i kiedy stałem już na schodach, zauważyłem jak biegła w kierunku bramy szkolnej. Niewiele myśląc podążyłem za nią. Była kilka metrów przede mną, ignorując moje wołania. Po kilku minutach dobiegliśmy pod jej dom, do którego wpadła, nie domykając nawet za sobą drzwi. Ostrożnie wszedłem do środka. Wewnątrz panowała absolutna cisza, którą przerwał huk zamykanych drzwi. Hałas dochodził z góry i jak się domyśliłem z pokoju [t.i]. Pokonałem schody, które prowadziły do niedługiego holu. Po prawej i lewej stronie znajdowały się po dwa pomieszczenia. Zajrzałem do każdego po kolei, aż w końcu ostatnie drzwi, znajdujące się najdalej od schodów doprowadziły mnie do celu. W łazience na podłodze zobaczyłem zrozpaczoną [t.i], która zsunęła z siebie spodnie i żyletką wycinała długie krechy na udach.
-[t.i]!-wrzasnąłem i padłem przed nią na kolana.
Wyrwałem ostrze z jej dłoni i rzuciłem gdzieś w kąt. Natychmiast mocno ją objąłem, pozwalając, by moczyła moją koszulkę łzami. Zanosiła się płaczem, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Kołysałem jej ciałem, cicho szepcząc pocieszające słowa. Po kilkunastu minutach, kiedy nieco się uspokoiła, odsunąłem ją od siebie, obserwując świeże rany.
-Dlaczego, [t.i]?-zapytałem, spoglądając w jej oczy.
Było w nich tyle smutku i żalu.
-Nie daję już rady, Liam- odparła i schowała twarz w dłoniach.
Zacząłem przeszukiwać wszystkie szafki jakie były w łazience w poszukiwaniu apteczki. Kiedy w końcu ją znalazłem, próbowałem opatrzyć jej rany, choć marnie mi to szło.
-Daj, zrobię to sama-usłyszałem jej cichy głos i wyjęła z mojej ręki wacik.
Delikatnie starła krew ściekającą po jej nogach i na mój rozkaz, owinęła je bandażem, choć uparcie twierdziła, że to niepotrzebne. Później zaniosłem ją do jej pokoju i wróciłem, by posprzątać cały bałagan w łazience. Kiedy skończyłem poszedłem do jej pokoju. Leżała na łóżku zwinięta w kłębek. Wyciągnęła dłoń w moją stronę i cicho poprosiła, bym usiadł obok niej. Niepewnie spełniłem jej prośbę, uważając, by nie dotknąć opatrunku.
-Połóż się- wyszeptała.
Skinąłem głową i powoli ułożyłem się na poduszce. [t.i] nieśmiało przytuliła się do mnie. Nie panując nad sobą przyciągnąłem ją bliżej.
-Powiesz mi kiedyś, dlaczego to robisz?-zapytałem cicho, gładząc ją po włosach.
[t.i] wzruszyła ramionami i mocniej się we mnie wtuliła.
-Nie chcę być sama, Liam. Nigdy więcej tego nie chcę- przyznała tak cicho, że ledwie dotarły do mnie jej słowa.
-Nie będziesz. Jestem tu i już zawsze będę-odparłem i ucałowałem ją w czoło.
Po tym wydarzeniu nigdy jej nie zostawiłem. Była ze mną zawsze, przez całe życie. Nawet teraz, kiedy leży podłączona do tych wszystkich urządzeń, taka zmęczona i słaba. Jestem z nią, trzymając jej rękę, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Jeśli kiedykolwiek,  poczujesz się jakbyś była niczym,
pamiętaj, dla mnie jesteś idealna...

_________________________________________________________________________
Cześć :)
I jak Wam się podoba wydanie Liama- (nie)zwykłego bohatera? :)
Sądzę, że pora powiększyć ilość komentarzy w naszej regule do 30 ;)

niedziela, 9 marca 2014

Imagin Zayn cz.1



Ona – prosta dziewczyna z przedmieści
On – znany w całym mieście postrach ulic
Jedno przelotne spotkanie obróciło całe ich dotychczasowe życie o 180o.
Ona, wcześniej spokojna nauczyła się jak korzystać z zycia..
On nauczył się kochać. Pozbawione emocji serce zostało ogrzane i pojawiło się w nim zapomniane przez chłopaka uczucie - miłość
Ale nie wszystko stało się od razu. Na początku dla żadnego z nich nie było to proste. Oboje musieli porzucić swoje wcześniejsze zasady i pozwolić sobie, aby wszystko w ich życiu działo się zupełnie inaczej , a wszystko po to by zrozumieć, że to los chciał, aby się spotkali, a dzielenie ze sobą życia to ich przeznaczenie. Ich droga była kamienista i kręta, ale mimo przeciwności oni potrafili się w niej odnaleźć. Jednak czy wszystko było takie kolorowe? Tego musisz przekonać się sam.

***

- [T.I] weźmiesz za mnie zmianę? Proszę… Mike źle się czuje, muszę zabrać go z przedszkola. – niemal błagała mnie moja koleżanka z pracy Sam.
- Uhhhh no dobrze, ale wisisz mi przysługę kochana – uśmiechnęłam się sztucznie. Nie bardzo widziało mi się zostawać w pracy kolejne 8 godzin, ale czego się nie robi dla przyjaciół.
- Dzięki! Dzięki! Dzięki! – ucałowała mnie w policzek i wybiegła z kafejki.
Na szczęście tego dnia nie było zbyt dużego ruchu, więc mogłam w spokoju poczytać o kolejnych przygodach Rose, Lissy, Dimitra i Christiana *. Zagłębiona w lekturze, nawet nie zauważyłam jak godziny mijały. Gdy spojrzałam na zegarek okazało się, że za 20 minut jestem już wolna. Zdecydowałam się odłożyć książkę, uprzątnąć stoliki, zmyć brudne naczynia i zamknąć knajpkę. 
Zabrałam się za wycieranie blatów, ustawianie krzesełek i inne tego typu sprawy, kiedy nagle moją pracę przerwał dźwięk wiszącego przy drzwiach dzwoneczka.
- Przepraszam, już zamykamy – rzuciłam nie odrywając się od poprzedniego zajęcia
- Zamykacie o 22, a jest 21:52 – wytknął mi nieznajomy
- Dobrze – podeszłam do lady – co panu podać? – wtedy na niego spojrzałam.
Malik.. Zayn Malik. Nie znam osoby, która chociaż trochę by się go nie obawiała. Kto z nim zadrze raz, ma przerąbane do końca życia. Niektórzy wolą umrzeć, niż mieć do czynienia z nim.
- No od razu lepiej Kwiatuszku. Chcę podwójną espresso bez cukru na wynos – powiedział z lekkim uśmieszkiem
- Jasne – podeszłam do ekspresu i nalałam czarnej cieczy do kubka, bo czym postawiłam go przed brunetem – Należy się 5 funtów.
Chłopak podał mi banknot 10-funtowy, chwycił kubek, rzucił szybkie „reszty nie trzeba” i wyszedł dzięki czemu odetchnęłam z ulgą.
Ulokowałam pieniądze w kasetce, ale zauważyłam zawinięty w banknot papierek. Wyjęłam go i zobaczyłam na nim rząd cyferek, a pod nim krótką wiadomość :
Zadzwoń do mnie Kwiatuszku ~Zayn ‘’

Wracałam do domu mocno zdenerwowana. Mam nadzieję, że Malik o mnie zapomni. Owszem jest przystojny, ale ja zwyczajnie się go boje. Dużo słyszałam o tym co zrobił i szczerze przeraża mnie to. Nie wiem jakie miał powody, nie wiem czy to prawda czy tylko plotki, ale i tak wiem, że każde bliskie spotkanie z nim wywoła u mnie tylko nieprzyjemny dreszcz na skórze. Jednego byłam pewna. Na pewno do niego nie zadzwonię. Co więcej, chcę o tym całkiem zapomnieć. I pomyśleć, że gdybym nie wzięła tej zmiany za Sam, nic by się nie wydarzyło.
  
*** oczami Zayna

Wszedłem do tej beznadziejnej knajpki z nadzieją, że może tu wreszcie napiję się porządnej kawy. Ujrzałem niewielką postać pochyloną nad jednym z drewnianych stolików. Blond włosy upięte miała w niechlujnego koka, a jej delikatna dłoń wykonywała koliste ruchy szmatką po okrągłym blacie.
- Przepraszam, już zamykamy – w uszach zabrzmiał mi jej melodyjny głos.
- Zamykacie o 22, jest 21:52 – rzuciłem jakby od niechcenia z nadzieją, że na mnie spojrzy i zobaczę, jak mniemam tą piękną twarzyczkę.
- Dobrze – spojrzała na mnie i zobaczyłem szok wymalowany na jej twarzy. Na pewno o mnie słyszała.
Złożyłem swoje zamówienie i przyglądałem się jej pięknemu obliczu. Duże, niebieskie oczka, malinowe pełne wargi, stworzone do całowania, delikatne biegi w okolicach zgrabnego noska sprawiły, że moje serce zaczęło bić mocniej. Już zapomniałem jakie to uczucie. Żadna dziewczyna nigdy na mnie tak nie działała. Zawsze miałem laski maksymalnie na dwie noce. Więc czemu ona? Zobaczyłem ją 3 minuty temu, a poczułem coś czego nie czułem nigdy. Mimo to musiałem sprawdzić czy to coś więcej niż chwilowa ekscytacja. Napisałem szybko mój numer telefonu na niewielkiej karteczce, dodałem do tego krótką notkę, po czym zawinąłem kartkę w banknot i po odebraniu swojego napoju podałem to dziewczynie i pospiesznie wyszedłem. Mam nadzieję, że zadzwoni, ale na wypadek, gdyby nie zadzwoniła, musze zdobyć jej numer. Wyciągnąłem swój telefon z kieszeni jeansowych spodni i szybko wystukałem odpowiedni numer.
- Halo Steve.. Musisz mi pomóc.
- Jasne stary.. O co chodzi?
- Potrzebuję numeru telefonu jednej dziewczyny.
- Da się zrobić. Jak ona się nazywa.
- Yyy tego nie wiem. Pracuje w kawiarni na obrzeżach miasta.. Sweet Coffee? Coś w tym stylu. Niewysoka, młoda blondynka.
- Będzie trudno, ale postaram się jutro przed południem ci to dostarczyć.
- Dzięki.. Na razie.
- Nie ma za co. Na razie.
Przerwałem połączenie. Na Steve’a zawsze mogę liczyć. Jego kontakty przewyższają wszystko. Dziewczyna nieźle się zdziwi, gdy do niej zadzwonię, ale ona MUSI umówić się ze mną.

*** oczami [T.I]

Następny dzień miałam wolny, więc postanowiłam zostać w domu. Wydarzenia poprzedniego wieczory, nadal siedziały mi w głowie. Mimo że wiedziałam, że do mojego spotkania z Malikiem może nie dojść już nigdy więcej, sama myśl o nim doprowadzała mnie do drżenia.
Ubrana w luźny dres usiadłam przed telewizorem, by choć na chwilę odgonić swoje myśli od bruneta.
Oglądałam jakieś stare odcinki serialu „Przyjaciele”, kiedy mój telefon zadzwonił. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Sam.
- Hej Sam. Co tam? – powiedziałam z nie udawanym uśmiechem
- Hej [T.I]. Czy ty możesz mi wyjaśnić czemu Malik był w knajpie i pytał o Ciebie?! – wykrzyczała
- Co?! Kurwa on tam był?! – krzyknęłam mocno zdenerwowana
- No tak. Mam nadzieję, że nie wpakowałaś się w kłopoty – powiedziała nieco łagodniej
- Nie.. Nie martw się. Dam sobie z nim radę
- Dobrze. Uważaj na siebie.
- Będę. Paa
- Paa [T.I]
O ja pierdole, zrobiło się naprawdę poważnie. Czego on ode mnie chce? Nie może znaleźć sobie jakieś dziwki i dać mi święty spokój?! Po cholerę ja wczoraj wzięłam tą zmianę. Jeżeli będzie taka potrzeba zwolnię się ze Sweet Coffee. Nie mam ochoty walczyć z Zaynem. Jeżeli on nie odpuści będę zmuszona załatwić to inaczej. Mogę nawet oskarżyć go o nękanie.

*** oczami Zayna

Nie było jej w pracy, więc najwyższy czas wykonać telefon. Wybrałem numer, który zdobył dla mnie Steve. Swoją drogą [T.I] to śliczne imię. Chciałbym móc je wypowiadać codziennie. Po trzech sygnałach odebrała połączenie.
- Halo?
- Cześć Kwiatuszku – powiedziałem spokojnie
- Kurwa – usłyszałem jak przeklęła – Czego chcesz?!
- Spokojnie… Chcę się tylko spotkać.
- Ale j-ja nie chcę – głos jej zarżał. Bała się
- Proszę? Zdobyłem Twój numer, adres też mogę.
- Jeśli się zgodzę, dasz mi spokój? - zapytała
- Tego nie mogę obiecać, ale odpowiem szczerze na trzy Twoje pytania.
- Uhhhh no, niech będzie. Jedno spotkanie i kończymy je o której będę chciała. - zażądała
- Świetnie. Czekaj jutro w Sweet Coffee o 13. Odbiorę Cię i pojedziemy w pewne miejsce.
- Gdzie?
- Zobaczysz. Do zobaczenia Kwiatuszku – uśmiechnąłem się
Nie odpowiedziała tylko przerwała połączenie. No to mamy połowę sukcesu. Zgodziła się na spotkanie, chociaż wiem, że zrobiła to po to, żebym dał jej spokój, ale ja nie odpuszczę. Ona musi być moja. Dam jej wszystko czego będzie chciała, jeżeli tylko ona poczuje to samo do mnie, co ja do niej. Zabiorę ją jutro w najpiękniejsze miejsce w jakim kiedykolwiek byłem. Mam nadzieję, że zauroczy ją tak samo jak mnie i może jej malutkie, delikatne serduszko otworzy się dla mnie i pozwoli bym zajął w nim swoje stałe miejsce.

*Bohaterowie serii książek Akademia Wampirów
______________________________________________________________
Witajcie !
Ta część może być troszkę nudnawa, bo to dopiero wstęp, ale następna obiecuję, będzie ciekawsza. Jak myślicie jak potoczy się spotkanie [T.I] i Zayna? Czekam na wasze komentarze - pamiętajcie o naszej zasadzie  . Do następnego :**